Minęło dość sporo czasu od odlotu Ginyū Force na Namek. Przez ten okres nudziłam się jak tak potwornie, że już nawet torturowanie własnego ciała było nużące. Najciekawszą informacją jednak było to, że załoga specjalna zostawiła po sobie niejasny komunikat, jakoby stracili żołnierzy. Musiało oznaczać to, że przeciwnik, na jakiego trafili, był silniejszy, niżby mogło się zdawać.
Mnie nie było szkoda tych istot. To były siły Changelinga, a ten trzymał nas jako mięso armatnie. Wszyscy byliśmy jego niewolnikami. W duszy prosiłam kapryśny los o wybicie każdego. Dlaczego Freezer wysługiwał się ludźmi, jeśli sam był tak niewiarygodnie silny? Skoro potrafił siać terror na prawo i lewo, czemu nie załatwiał swych problemów i zachcianek własnoręcznie? Ja z nim szans nie miałam. Wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że nie był tak potężny i po to byli mu ci wszyscy żołnierze.
W końcu doszły do nas niewiarygodne wieści. Nikt nie potrafił w to uwierzyć. Uważano, że ktoś nas sprawdza i dopatruje się nieodpowiedniej postawy. Ktoś tak niewyobrażalnie potężny przecież nie mógł polec! Otóż informacja, która postawiła cały statek na nogi, oznaczała upadek na skalę imperialną; Freezer miał nikłe szanse na przeżycie. Szeptano, iż praktycznie nie żył, gdy został odnaleziony w przestrzeni kosmicznej. Fakt, że potrafił oddychać w próżni, ocaliła go przed rychłą śmiercią.
Załoga króla Colda odnalazła go w kosmicznym gruzowisku po tym, jak Namek eksplodowała. Jaszczur był wielokrotnie operowany, a istoty, które postawiły go na nogi, podobno były najwybitniejszymi chirurgami i automatykami. Między statkami krążyły plotki o niesamowicie silnej istocie, która położyła cały oddział Ginyū jak muchy, a także wyrolowała samego Imperatora. Kimkolwiek był ów wojak, musiał być naprawdę imponującą postacią. Po raz pierwszy usłyszałam historię, w której to nie Freezer był zwycięzcą. Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że wraz z takim stanem rzeczy, musiałam się pogodzić z tym, iż zostałam zupełnie sama. Natto już nie było. Na samą myśl chciało mi się płakać. Nie mogłam jednak tego zrobić. Nie, kiedy wszyscy na wszystkich patrzyli.
Gdy ostatecznie Freezer miał stanąć na nogi, powołano specjalną komisję rekrutacyjną. Z początku wszystko było owiane wielką tajemnicą. Szeptano, że biorą tylko najlepszych. Później doszły głosy, że wezmą wszystko, jak leci, byleby liczba była spora, a żołnierze potrafili wykonywać swoje obowiązki, bez względu na sytuację. To brzmiało jak ponury czas dla Organizacji Handlu. Okazało się, że jednak cały statek ludzi walczących ma się przenieść na wahadłowiec króla, który zabiera nas z misją do bardzo odległej galaktyki, gdzie prawdopodobnie mógł ukryć się pogromca jaszczura.
Ten, który to zrobił, zasługiwał na miano wybawcy wszechświata. Szkoda tylko, że Changelinga udało się ocalić, a on rusza za nim w pościg. Marzyłam o jego śmierci każdej nocy, odkąd wylądowałam na jego statku po raz pierwszy. Skoro był w stanie tak pokiereszować najpotworniejszego kosmitę, jakiego było mi dane poznać, to musiał być niewyobrażalnie silny. Nie chciałam go spotkać, nie chciałam ginąć z jego ręki. W ogóle nie chciałam umierać! A już na pewno walczyć dla Demonów Mrozu. Liczyłam na to, że jednak nigdzie nie polecę i być może uda mi się uciec spod jarzma organizacji.
Ruszyłam na mostek króla galaktyk, by wziąć udział w rekrutacji. Choć byłam młoda i niedoświadczona to i tam byłam zmuszona się tam pojawić. Nie ja decydowałam o moim losie, po raz kolejny. Z nerwów potwornie skręcało mnie w jelitach, a widząc ogromnego demona z czarnymi rogami ostrymi jak pika, dostawałam napadów paniki. Zaciskałam szczękę, walcząc ze stresem i błagając los o jakieś szczęście.
— Troje z was zostanie głównodowodzącymi, a stu pierwszych poleci jako armia przyboczna — oznajmił król Cold. — Druga setka puszy na podbój planety, zrównamy ją z ziemią, a potem dobrze sprzedamy.
Staliśmy jak te kołki czekające na wypowiedziane imię, choć w duchu większość miała nadzieję, że nie zostanie wywołana i będzie spokojnie dryfować w kosmosie w oczekiwaniu na jakieś wieści. W głowie powtarzałam sobie tylko jedno zdanie: NIE CHCĘ BYĆ WYBRANĄ. Byłam do tego stopnia zdesperowana, że oddałabym własny ogon, by ominąć spotkanie z tajemniczym wojownikiem. Byłam wielce zdumiona, gdy zostałam wymieniona! Należałam do najgorszych wojowników Freezera, dlatego nie zdziwiło mnie to, iż trafiłam do tej drugiej bandy, która miała zneutralizować mieszkańców nadal tajemniczej planety.
Trzęsłam się jak osika, zastanawiając się przy tym, dokąd tak naprawdę się wybieraliśmy i czy ten, którego tak się obawiali, był taki, jakim go malowano. Wiedząc, że nie istniał nawet cień szansy na wymiganie się od lotu, postanowiłam, że ucieknę, dopiero gdy wylądujemy. Liczyłam na wielkie zamieszanie. Nie zamierzałam zabijać dla potwora. Nie mogłam zginąć. Miałam swoją własną misję. Musiałam odnaleźć Vegetę. Wiedziałam, że nie umarł. Podsłyszałam kilka razy, że został poważnie ranny na jednej z samozwańczych misji, a także stracił swoich kompanów. Dla mnie liczyło się tylko to, że miałam szansę go odnaleźć. Kiedyś.
— Lecimy do odległej galaktyki. Nie byłem w tych rejonach od wieków — Changeling przeszedł przez mostek ciężkim krokiem, spoglądając na gorszą część załogi. — Tubylcy są od was słabsi, więc nie ma mowy o spartoleniu roboty.
Wszyscy się uśmiechnęli. Nie było więc potrzeby się wysilać w tej misji. Nie musiałam obawiać się tubylców. Potrzebowałam tylko jakimś sposobem zdobyć statek kosmiczny i ruszyć na poszukiwania brata.
— Poza jednym Saiyanem, który niemal zabił czcigodnego Freezera — wtrącił Avo, jeden z ostatnich ludzi sił specjalnych imperatora, dłubiąc palcem w uchu.
Stanęłam jak wryta. Przełknęłam ślinę; Odniosłam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą, choć wcale tego nie robili. Powoli okręciłam charakterystyczny ogon wokół talii, licząc na to, że cały świat zapomniał o moim pochodzeniu. Jakiś rodak o potężnej sile praktycznie zabił tego potwora, mieszkał sobie na innej planecie. Teraz wszystko nabrało większego sensu. Czy to on był powodem, dla którego zostaliśmy zdziesiątkowani? Changeling zagonił z krańców kosmosu Saiyan, a potem... Wszystko się skończyło.
Zapragnęłam poznać tego Saiyanina. Czy był jakiś cień szansy...? Czy mógł być to Vegeta? Czy powinnam była w tej chwili udać się w mroczne czeluści statku, by król galaktyk nie zaczął mnie przepytywać odnośnie do mojej rasy? Nie chciałam być ani zauważona, ani torturowana. Miałam ochotę rozpłynąć się w powietrzu.
— Panie, jak nazywa się ta planeta? — zapytał jakiś fioletowoskóry jaszczur o żółtych gałkach ocznych.
— Ziemia — rzucił szybko Avo zerkając na komputer pokładowy.
Ziemia. Coś mi ta nazwa mówiła, tylko nie mogłam sobie przypomnieć co i dlaczego jednak powinna. Odnosiłam wrażenie, że już kiedyś ta nazwa obiła mi się o uszy, jednak nie byłam pewna czy aby na pewno ta. Było przecież tyle planet, że i nazwami mogłyby się upodabniać do siebie. Mimo to, ucisk w żołądku nie dawał mi spokoju. Zdecydowanie była to wina tajemniczego pobratymca.
— Za niecały rok będziemy na miejscu, a wtedy rozprawicie się ze wszystkimi żyjącymi istotami, jakie napotkacie — oświadczył król Cold siadając wygodnie w swoim fotelu — Żadnych pytań, całkowita eksterminacja. Mam już kupca.
Po otrzymaniu ścisłych wytycznych wróciliśmy do swoich kajut. Usiadłam na swojej pryczy, wpatrując się w czarną otchłań za oknem. Wyjęłam mandarkerę i zaczęłam ją polerować okolicą nadgarstka. Zastanawiałam się nad tajemniczym Saiyanem i planetą Ziemią, którą zamieszkiwał. Bardzo chciałam, by okazał się moim starszym bratem.
***
— Ojcze, kcę być jak Vegeta — rzuciłam z dozą pewności siebie. — Silna, odwaszna!
Król spojrzał na mnie spode łba, nie kryjąc wątpliwości w me zdolności. Nigdy nie wierzył we mnie. Dla niego byłam knypkiem niezasługującym na miejsce wśród elity. Wypłosz przebywający dłużej w inkubatorium niż inne dzieciaki. Dla niego liczyły się liczby. Za każdym razem studził moje gorące emocje i sprowadzał na ziemię.
***
— Kiedy dorosne bendem taka jak ty! — krzyczałam entuzjastycznie do brata.
— Tego nie wiesz, mała — mruknął. — Jednak masz szansę. Trenuj dużo, a coś w życiu osiągniesz. Nie bez powodu wygrałaś tę pierwszą walkę w inkubatorium.
Chwilę po tym spojrzał na mnie smutnymi oczyma, jakby wiedział, co nadejdzie w przyszłości. Nie zawsze wyglądał na pewnego swych słów, ale zawsze mówił to, co chciałam usłyszeć. On jeden nie traktował mnie, jak kompletnego przegrywa. Zawsze powtarzał, że trzeba walczyć.
***
Obudziłam się zroszona potem. Mieć znów te cztery lata i widzieć ich twarze nie były miłymi wspomnieniami. Mimo wszystko wolałam te wizje niż od nowa oglądać śmierć ojca czy puste oczy matki skąpanej we własnej krwi. Usiadłam i skierowałam wzrok ku czarnej otchłani za maleńkim żółtym okienkiem. Ta planeta... Nie dawała mi wciąż spokoju.
— Oczywiście! — Klasnęłam uradowana w dłonie, doznając olśnienia. — Vegeta leciał z kompanami na Ziemię!
To musiała być ta Ziemia! Nie mogło być inaczej. Taka szczęśliwa swoim odkryciem biegałam po kajucie, że łzy szczęścia płynęły po twarzy. Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo! Byłam pewna, że już prawie odnalazłam swojego brata, że to on był tym wszechmocnym wojakiem, którego tak obawiały się demony mrozu. Musiałam w to wierzyć! Nie mogło być inaczej.
Zaczęłam sobie tworzyć w głowie historyjki, w których odnajduję brata i razem ruszamy przed siebie, by zacząć życie od nowa — z dala od Demonów Mrozu. W pewnym momencie stanęłam niczym posąg, zastanawiając się jak to właściwie rozegrać? Jak odszukać brata i oczywiście nie dać się przy tym złapać tym przebrzydłym potworom, którzy więzili mnie przez te wszystkie lata? Czy w ogóle było to możliwe? Czy nie byłam skazana na wieczną niewolę? Miałam nadzieję, że nie. I któregoś dnia odpłacę się za wszystko, co mnie przez nich spotkało. Potrzebowałam obmyślić jakiś iście szatański plan. Rok musiał w zupełności wystarczyć.
Korzystając z czasu, jaki pozostał do lądowania, wzięłam się nie tylko za intensywne knucie ucieczki idealnej, ale i treningu z różnymi kosmitami. Oczywiście oficjalnie nie było żadnych treningów. Musiałam sobie radzić inaczej i wszczynać marginalnie idiotyczne burdy. Podjudzanie części wojowników nie było trudnym zadaniem. Gorzej było, gdy to silniejsi i bardziej zaprawieni chcieli dać mi wycisk, przypominając gdzie moje miejsce. Byłam Saiyanką i każdy to wiedział; Dla zasady należały mi się wciry. Każdy cios musiałam traktować jako naukę. Nie mogłam spotkać się z potężnym pobratymcem, mając tak mierną siłę ciosu.
Zaczęły po nocach nawiedzać mnie sny o bracie. Jedne były takie, jak sobie wymarzyłam, inne zaś zupełnie odwrotnie — przerażały mnie; Bywało, że książę nie żył, umierał w mych ramionach, albo zwyczajnie odrzucał mnie bądź moje istnienie. Te chyba były najgorszymi z możliwych. Fakt, iż Vegeta mnie odtrąca, nazywając nic niewartym śmieciem, napawała mnie takim strachem, że zapominałam oddychać, albo wpadałam w hiperwentylację. To było gorsze niż świadomość śmierci. Ja już zdążyłam wielu pochować.
~elizabeth
OdpowiedzUsuń12 listopada 2008 o 7:30 PM
super, że sara leci na ziemie :) widać że jej sila jest ceniona wśród ludzi freezera. ok nie moge sie doczekac co bedzie dalej.a skoro napisalaaś ze mam ci zrobić szablon to wzięłam to sobie do serca :) znajduje sie pod tym adresem http://ssablon.blog.onet.pl/ mam nadzieję ze ci sie podoba *_*
~Izabelqa
OdpowiedzUsuń12 listopada 2008 o 9:20 PM
Ohayo! Najpierw chciałam Ci odpowiedzieć na pytanie, które zadałaś o Saiyance, którą narysowałam :). Kurde, tak się składa, że to będzie wszystko wyjaśnione w opowiadaniu, które niebawem (dokładnie nie wiem) będę pisać. A teraz zabieram się do czytania twojej notki :). I dodaję Cię do linków.
~Izabelqa
OdpowiedzUsuń12 listopada 2008 o 9:27 PM
No więc… Jak dla mnie notka ciekawa, lecz dużo błędów. Ciekawa jestem dalszego ciągu wydarzeń. Dziś nie mogę pozwolić sobie na treściwy komentarz, ponieważ mam dużo do zrobienia :|. Następnym razem postaram się dodać piękniejszą komcię :).Pozdrawiam :).P.S Czekam na next.
~Bryonly
OdpowiedzUsuń16 listopada 2008 o 10:39 AM
Sara leci na Ziemię?!To po prostu wspaniale! :D Już się nie mogę doczekać kiedy tam dotrze.Sara jest naprawdę charakterystyczną Saiyanką.Wiesz, piszesz po prostu świetnie! ;D Pozdrawiam!www.rodzina-brefis.blog.onet.plP.S. Mogłabyś mnie powiadamiać o nowych notkach?
angelika935@amorki.pl
OdpowiedzUsuń11 lutego 2010 o 5:26 PM
Super w końcu Sara leci na Ziemię :) nareszcie będzie mogła odnaleźć swojego brata ;)
Bardzo długi cykl. Szkoda by się zmarnował ;) Niby mogę przeczytać jeszcze przez parę dni resztę na innym blogu, ale poczekam tutaj ;)
OdpowiedzUsuńNooooo...to gdzie te następne rozdziały? :D Chciałbym się dowiedzieć jak Twój styl się rozwijał przez lata, bo to niezły przekrój pisarskiego rozwoju takie 10 lat praktyki.
OdpowiedzUsuńFani DBZ nigdzie nie zniknęli, tylko trenowaliśmy ciężko na Yardracie, Namek, Vegecie i gdzie się tylko dało! ;) Ja zawsze jestem na posterunku gotowy bronić Zetki własną piersią i hejtować Super xD Btw. Sam zacząłem coś tam pisać, ale zanim opublikuję dam paru ludziom do przeczytania, coby się nie wygłupić jakąś marnością nad marnościami, więc...pewnie też się niedługo zareklamuję :)
Ukrywasz małego Saiyanina przed światłem księżyca? :D
OdpowiedzUsuńJak mnie najdzie i nie będzie mi się już chciało czekać, to sprawdzę na drugim blogu, ale póki co mam jeszcze jakieś pokłady cierpliwości, no i sam trochę czasu poświęcam na pisanie swojego fanfika, którego premiera...kiedyśtam niedługo xD
Btw. Odnośnie kreatora postaci...
http://i67.tinypic.com/curz6.jpg
;)
Sorry za jakość, prt sc nie działa przy tej grze z jakichś przyczyn :P
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, super że leci na ziemie, no proszę jest doceniona wśród ludzi Freezera, czyżby naprawdę tym wojownikien był jej brat...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Świetnie wybrnęłaś z tego, że Sara nie poleciała na Namek, ale za to znalazła się na statku ojca Freezy! To takie proste w sumie, a nie wpadłam na ten pomysł :D
OdpowiedzUsuńW ogóle emocje Sary są świetnie przedstawione, bardzo mi się podobało, że jak usłyszała o innym saiyanie to z wściekłością myślała, gdzie on był, kiedy rozwalali Vegetę.
Ten rozdział taki krótki, ale był świetny! Ona ma nadzieje, że to Vegeta budzi taki postrach, ale chyba nie o niego chodzi... :) chociaż może, przecież nie musi być kanonicznie! W ogóle czytałam Twoje komentarze pod innym opowiadaniem i jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy z tego uniwersum, serio, jesteś taka zorientowana i dokładna! :))
Dobra, kończę na dzisiaj, bo się wciągnęłam za bardzo, a trzeba sobie dawkować przyjemności, nie wolno wszystkiego brać od razu :)
Buziaczki ogromne! ❤️
Ni hao!
OdpowiedzUsuńOdcinek 8 zaliczony.
> Minęło dość sporo czasu od odlotu Gyniu Force na Namek
To dość kreatywny zapis Ginyu. Widzę też, że przestałaś pisać Nameck.
> Załoga King Golden zaopiekowała się nim pod rozkazem samego króla większości galaktyk - Ojca Freezera.
King Golden, a to kto? Nie znam :P
Widzę, że fabuła zmierza już do czasów Adnroid Sagi. Wszystko potoczyło się znacznie szybciej, niż się spodziewałem. Zobaczymy jak Sara zareaguje na Future Trunksa (o ile w ogóle dojdzie do takiego spotkania).
Nie wiem tylko, czy rozdzialik nie był za krótki. Pewnie spokojnie można by go połączyć z następnym. Fajnie byłoby też się dowiedzieć jakim poziomem mocy Sara dysponuje obecnie. Bo opisane treningi nie dają nam w ogóle punktu odniesienia. Może będzie to poruszone dalej.
Hahahaha ale mnie zgniotłeś! Sama nie wiem kim jest King Golden 🫣 co za wtopa. To jakiś uzurpator Colda, mówię Ci! Może pijana byłam jak to pisałam? 😱😱😱 Nie mam nic na swoją obronę, wysoki sądzie!
UsuńBędę powtarzać się jak kataryna. Muszę znaleźć siłę na przeglądniecie tych maszkar, a potem oczywiście o tym wspomnę byś mógł na nowo zerknąć na treści. Ten Nameck prześladuje mnie od pierwotnej wersji. Nie wszędzie jak widać wyłapałam ten błędny zapis, gdyż posługuję się słowem Namek, Namekanin, itp. ale gdzieś na pewno mogę mieć jeszcze tego drania "CK" w treści.
Sara obecnie nie dysponuje pokaźną siłą. Powiedziałabym, że nawet ma jej mniej niż sam Gohan 🤷, ale jak wiemy, ten to kitra po kieszeniach swój potencjał. Sara wciąż jest niewyszkolonym żołnierzem, w dodatku kryjącym się by nie wzbudzać więcej podejżeń. Jak inaczej uwolnić się spod obcasa "podrzędnemu" szczylowi? 😅 Ona siłę ma, ale o tym nie wie, nie umie jej póki co pokierować, a załoga Ginyu miała to utrzymać jak najdłużej. Nikt nie chce kolejnego walecznego Saiyanina w swoich szeregach. Z resztą Freezer upadł na głowę nie zabijając jej na samym początku 🤪
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo super, że leci na ziemie, o proszę, o proszę jest doceniona wśród ludzi Freezera, a czyżby naprawdę tym wojownikien był jej brat...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nooo... chwilę sobie już czytam Twoją książkę i myślę, że pora na komentarz. Znalazłam Twoją opowieść przypadkiem,kiedy to czytałam inne. Komentowałaś cudze treści z takim zapałem, że zaczęłonie zastanawiać, czy też coś tworzysz. Pykłam w Twój profil i.. jest! Bach! Trafiłam tu na całkiem ciekawe opowiadanie posiadające spory potencjał. Pomysł stworzenia historii siosty Vegety wydał mi się dość abstrakcyjny. Zaciekawiłaś mnie jednak,jak zamierzasz ugryźć temat. Jak wyjaśnisz tę zamianę, bo z tego,co mi wiadomo wg. kanonu, to Vegeta miał młodszego brata. Wiem, że nie piszesz kanonicznie,a jedynie na podstawie, więc domyśliłam się, że możesz zmienić historię znaną wszystkim z Dragonballa. Świetnie się wszystko zgrywa i naprawdę zapowiada się mega akcja.
OdpowiedzUsuńCoś mi mówi , że zostanę tu na dłużej.. życzę sporo weny!
Cześć! Dziękuję za odzew! Z zapartym tchem obserwowałam, jak pojawiają się gwiazdki! 🤩 Jest mi naprawdę miło czytać Twoje słowa. Bardzo, ale to bardzo doceniam każdy komentarz, jak i wytknięcie błędu czy potknięcie. Moja historia ma kolosalnie dużo lat i na przestrzeni tego okresu zmienił mi się warsztat kilkukrotnie, co na pewno zdążyłaś zauważyć zaraz po ukończeniu 5 odcinka. Przed korektą jest jeszcze masa pracy... Kiedyś na pewno poprawie wszystko i będę dumna ze swojego dziecka, które jeszcze trochę i będzie pełnoletnie 😱😱
UsuńNa blogu (główny nurt opowiadania) są wyjaśnienia, ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek i wkleić tutaj.
Opowiadanie jest częściowo kanoniczne, a częściowo nie. No bo jak inaczej? Bez sensu wtedy tworzyć nową postać.
Dziękuję raz jeszcze za odzew i rozgość się, proszę. ❤️❤️