Z dedykacją dla Mihoshi.
— Postępujesz źle! — Szatan ryknął na przyjaciela. — Wojownik musi się wciąż doskonalić!
Son Gokū nie zamierzał więcej trenować, ani też wracać do sali Ducha i Czasu. Za to w kolejce po Namekaninie stał Vegeta i Trunks. Ponownie. Złotowłosy za nic nie chciał słuchać wywodów mieszkańca podniebnego pałacu, twierdząc, że jego ciało musi się zregenerować, ponieważ nie powinien go nadwyrężać przed walką.
Nie odezwałam się. Nie znałam się na praktycznych zasadach treningu. Nigdy prawdziwego, z nastawieniem na wzmocnienie nie miałam. W Organizacji byłam popychadłem i workiem do bicia. Nikogo nie interesowało czy będę silniejsza. Możliwe, że nawet liczyli na szybką śmierć w pierwszej lepszej misji. Nie mogłam jednak zaprzeczyć, że odpoczywanie jest złe. Gdybym nie odpoczywała, mandarkera zjadłaby mnie żywcem. To było pewne.
— To do ciebie niepodobne — dodał zielono skóry.
— Miałem rok, by się nad tym zastanowić. — Wzruszył ramionami. — Trzy dni odpoczynku, trzy dni treningu i ostatnie trzy znowu odpoczynek. Wy róbcie, jak chcecie.
Zebrani spoglądali na przedmówcę niczym na wariata. Czy on naprawdę był pewien swojej wygranej? Nieograniczonej mocy, która zbawi ten i wiele innych światów? Czy mogliśmy wierzyć mu na słowo? Vegeta prychnął, ewidentnie traktując jego przekonania jako największą głupotę. Namekanin tylko mruknął, kierując się do komnaty, by w spokoju podnieść swoje kwalifikacje.
— Spotkamy się za dziewięć dni na turnieju. Do zobaczenia — rzekł beztrosko Gokū. — Lecimy synu.
Chłopak nic nie mówiąc, przytaknął ojcu i wznosząc się w górę, ruszyli przed siebie. Zanim jednak to uczynili, uraczył mnie krótkim oraz tajemniczym spojrzeniem.
Usiadłam na marmurowych schodach, wciąż nie dowierzając słowom rywala Vegety. Co takiego wiedział on, czego myśmy nie wiedzieli? Czy ja w ogóle winnam się tym przejmować? A może niczego nie rozumiałam, bo byłam nie tylko za młoda, ale niedoświadczona?
— Nawet po przejściu wrót nie przestali być super wojownikami. — Tenshin wciąż nie dawał wiary.
— To praktyczne być super wojownikiem. — Wtrącił mój brat. — Kiedy przyjdzie im walczyć, będą gotowi, ale to kosztuje sporo energii. Nie ma nic za darmo.
To, że byli przygotowani w każdej sekundzie swojego życia na zagrożenie, było dla mnie oczywiste, nie urodziłam się wczoraj. Poświęcanie na to część swojej cennej mocy, nie brzmiało już doskonale. Tak wielu rzeczy z tego świata nie pojmowałam. Jeszcze bardziej zapragnęłam stać się wojownikiem jak oni. Nawet jeśli wszystko w tej chwili brzmiało jak czarna magia.
Uderzyła we mnie niespodziewanie fala potężnej energii. Posady pałacu się zatrząsały, choć do tej pory zdawało mi się, że lewitujący obiekt nie jest z niczym połączony i wibracje zewsząd nie mogą mu zagrozić. Pytającym wzrokiem odszukałam księcia, zrywając się w tej samej sekundzie na równe nogi. Zacisnął on nie tylko pięści, ale i szczękę zdradzając tym swoją wściekłość. Chwilę zajęło mi zrozumienie obecnej sytuacji. Był to nie kto inny jak pierwszy pogromca Freezera. Coś mi się zdawało, że KI młodszego Saiyanina była frustrująca dla elitarnego wojownika.
Posadzka zaczęła pękać, z resztą, jak i gzymsy, filary oraz ściany śnieżnobiałego budynku. Ta moc była tysiące razy potężniejsza od tej, którą posiadał Freezer, kiedy zaatakował naszą planetę. Również, gdy podbijał ojczystą planetę smoczych kul. Teraz rozumiałam jakim cudem zniszczył dyktatora. Zdawałam sobie sprawę, że te parę lat wstecz był słabszy niż obecnie, ale to mi wystarczało. Spojrzałam na brata. Zapragnęłam poznać i jego siłę. Czy była tak samo mocno namacalna, jak ojca Gohana? Możliwe, ale na pewno mniejsza niż ta tu. Tak przynajmniej zdradzała mina następcy tronu saiyańskiego.
— Przecież to Son Gokū! — Tien Shinhan nie krył swojego zachwytu. — Jest fenomenalny!
Moc mężczyzny jak szybko się pojawiła, tak też zniknęła. Wraz z nią wszystko wokoło wróciło do normy. Jedynie wygląd wież pozostała uszkodzona. Byłam zafascynowana całym tym pokazem siły.
— Myślisz, że pokona tego cyborga? — zapytałam.
— Niestety tego nie wiemy… — mruknął posępnie Trunks. — Choć nie ukrywam, że bym chciał. Czas pokaże...
— Więc w starciu z Komórczakiem nie będzie czasu na błędy — westchnęłam, krzyżując ręce na piersi.
By nie siedzieć kolejny dzień jak te sieroty pod drzwiami do innego wymiaru, udaliśmy się na jeden z tarasów pałacu, by usiąść przy stole. Tam dżin ponownie rozłożył posiłek oraz ciepły, brązowy napój o ciekawym smaku.
— Vegeta, a kiedy ja udam się do sali treningowej? — Wyskoczyłam z tematem. — Bardzo chciałabym się czegoś więcej nauczyć.
— Naprawdę chcesz tam wejść? — Zainteresował się przybysz z przyszłości.
— Oczywiście — wyszczerzyłam się do niego. — Nigdy nie wiadomo co się wydarzy, a ja nie chcę stać biernie. Chcę się uczyć, chcę być wojownikiem. Najlepszym z najlepszych.
Tenshin zaśmiał się cicho, popijając parujący płyn. Książę się słowem nie odezwał, jednak dostrzegłam, jak drgnęła mu lewa brew. Dopiero co rozmawialiśmy na ten temat. Na dole. Czyżby zapomniał? Zdania nie zmieniłam. On najwyżej też nie.
— Mogę też iść sama? — Weszłam na śliski temat.
— Mowy nie ma! — fuknął mój brat.
Nie zdziwiła mnie taka odpowiedź, chociaż formalnie mogłabym rzec, iż nie znałam swojego braciszka. Jego opryskliwy ton dało się rozumieć tylko w jeden sposób — nie zamierzał zmienić zdania.
— Czyli idę z tobą. — Na mej twarzy zagościł złośliwy uśmieszek. Nie zamierzałam przegrywać.
— Ani myślę zabierać cię tam z sobą. — Zagroził mi palcem. — Nie mam zamiaru niańczyć jakiegoś podlotka, który ledwo co nauczył się latać!
— Panie Vegeta! — Jego syn był zszokowany.
Trunks wybałuszył oczy, natomiast trójoki zastygł w bez ruchu z filiżanką w połowie drogi do ust. Na książęce słowa zabrakło mi tchu. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, książę wstał od stołu, a jego krzesło upadło z hukiem na posadzkę.
— Zdania nie zmienię — rzucił na odchodne, jednocześnie usiłując zmiażdżyć mnie wzrokiem.
Wypuściłam z sykiem powietrze, odprowadzając go spojrzeniem. Domyśliłam się, że chciał sam trenować. Usłyszałam, jak mówił niebieskookiemu, żeby sobie nie myślał, że znowu pójdą tam razem. Wszedł z Trunksem za pierwszym razem, tylko dlatego, że nikt go nie poinformował, iż może to zrobić samodzielnie. Jak widać, w jego mniemaniu wszyscy byli pieprzoną kulą u nogi. Zabolało mnie to, że musiał obrażać mnie publicznie, zwłaszcza wśród obcych mi istot. Ja doskonale znałam swoje miejsce; bezkastowiec, na szarym końcu, który z ledwością wyszedł z inkubatora. Nie musiał tego powtarzać... Innym.
— Jeśli chcesz, możesz iść ze mną — zaproponował Trunks.
Czy jemu zrobiło mnie się żal, czy po prostu chciał... tak naprawdę? Szybko wciągnęłam powietrze nosem, a następnie głośno go wypuściłam. Nie miałam już najmniejszej ochoty na rozmowy. Haustem wypiłam resztę zawartości swojej filiżanki, bo za nic nie mogłam odpuścić sobie tak cudownego naparu i pospiesznie wyskoczyłam z tarasu na plac niebiańskiego pałacu, tym samym pozostawiając półsaiyanina bez odpowiedzi. Czarny sługa nieopodal podlewał dorodne palmy, głośno przyśpiewując tylko sobie znaną melodię.
— Panienka sobie życzyć, zaprowadzić do komnaty? Na spoczynek?— Zaprzestał swojej czynności.
Bez zbędnego gadania przytaknęłam lekkim skinieniem. Czarnoskóry odstawił konewkę i ruszyliśmy w milczeniu. Po głowie chodziły mi tylko słowa Gokū, który miał zamiar odpoczywać i Vegety, który wręcz przeciwnie — zamierzał katować swoje ciało. Gdzie stałam ja?
Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Jednak zamiast ukojenia dopadły mnie nie tylko cyborgi, ale i Freezer, Zarbon czy sam Ginyū. Obudziłam się z przerażeniem. Byłam mokra od potu i instynktownie wrzasnęłam.
— Co się dzieje?! — Trunks wparował do komnaty z bojowym nastawieniem.
Spojrzałam na niego zaskoczona, po czym opadłam z powrotem na poduszki. Chwilę mi zajęło, nim zrozumiałam, że był to tylko koszmar, jakich w mym życiu było wiele.
— Nic — bąknęłam. — Coś mi się przyśniło. Nic wielkiego.
— I o to tyle krzyku? — burknął zniesmaczony Vegeta, zaglądając do środka z progu.
Kątem oka zerknęłam na niego, po czym rzuciłam poduszką, dając do zrozumienia, by wyszli. Nikogo nie prosiłam, by się tutaj zjawił i bronił mnie jak rycerz, czy krytykował jak ostatni łupieżca. Chciałam w tej chwili być sama. Fioletowo włosy opuścił komnatę w milczeniu. Vegeta spojrzał na mnie swoim nieprzeniknionym i zimnym spojrzeniem. Nie rozumiałam tego Saiyanina. W jednej chwili był w miarę spoko, mogliśmy się jakoś dogadać, a w innej zamieniał się w skutego lodem drania. Niejednokrotnie przypominał mi samego Imperatora.
Zaczęłam rozmyślać nad minionymi wydarzeniami. Co przyniosą najbliższe dni? Miało dziać się tak wiele w najbliższym czasie... Czy powinnam była wkroczyć do innego wymiaru samotnie, czy jednak skorzystać z oferty pół Saiyanina? Chciałam i jednego i drugiego. Co było lepsze? Wreszcie odpłynęłam.
***
Po kilku godzinach snu wróciłam na dziedziniec pałacu, gdzie już była reszta Saiyan. Dołączyłam do nich i teraz we trójkę staliśmy jak te kołki, przyglądając się w głąb korytarza prowadzącego do komnaty, w której jeszcze trenował Szatan Junior. Czas się bardzo dłuży, kiedy trzeba na kogoś czekać, a osoby pokroju Vegety nie cierpiały tego robić. To akurat doskonale pamiętałam z wczesnego dzieciństwa. Jego niezadowolenie oraz wybuchy złości słyszeć mógł każdy mieszkaniec królestwa. Matka tylko przewracała oczami, wiedząc, że nie miała już zbytnio nad nim kontroli, a jedyną istotą, jakiej się obawiał był Changeling i jego rodzina.
Czekanie doprowadzało mnie do szaleństwa. To było gorsze niż wieczne zaglądanie przez ramię. A może po prostu do tego przywykłam? Nie wiedziałam, co mam z sobą począć. Czekać na nie wiadomo co czy może odszukać tego dzieciaka, który może z łaski swojej wyjaśniłby, na czym polegała sztuka przemiany w złotego wojownika? Leżąc na brzuchu, podpierając głowę o dłonie, płynnymi i delikatnymi ruchami machałam ogonem to w prawo, to w lewo, co jakiś czas głośno wzdychając. Nie chciało mi się ruszać z miejsca.
— Saro, idziesz może ze mną na dół? — zapytał Trunks, stając nade mną.
— Hę? — Pokręciłam głową wyrwana z rozmyślań — A po co?
— Możemy potrenować. — Uśmiechnął się słabo. — Jeśli nie masz nic przeciwko.
Trenować z gościem, który zabił z zimną krwią Changelinga? W dodatku się nie pocąc? Pytanie! Wstałam, po czym podeszłam do krawędzi, nie wypowiadając słowa. Nie było widać końca niebieskiej otchłani nieba. Chłopak zrozumiał moją niemą zgodę zaraz po tym, jak nasze spojrzenia się spotkały. Ruszył na dół z zawrotną prędkością.
Stałam jeszcze chwilkę, zastanawiając się, co jest po niżej. Widziałam tylko budynek połączony jakąś liną z pałacem. Nawet nie wiedziałam, czy był zamieszkały. Nikt sam z siebie mi nie powiedział, a pytać jakoś nie było kiedy. Jednak zaraz sobie przypomniałam tę potężną siłę pochodzącą od Gokū i zrozumiałam, że musiała mieć miejsce właśnie tam. Pod spodem. Teraz wstrząsy nabrały jakiegoś sensu.
Odpięłam prochowiec, z którym na tej planecie się nie rozstawałam i potruchtałam pod palmę, gdzie odłożyłam go w trawę. Nie chciałam go stracić. Potrzebowałam go. W końcu skoczyłam w przepaść. Nie leciałam, a spadałam w pozycji pionowej, taki miałam kaprys. Nie spieszyło mi się na ziemię. Dopiero przy końcu zastopowałam, lądując bardzo delikatnie obiema nogami.
— Nie spieszyło ci się — zauważył Trunks, opierając się o postument kończący się hen daleko w niebo budynkiem pod pałacem.
— A po co? — Wzruszyłam ramionami — Turniej dopiero za osiem dni, a mnie i tak jedynie czeka ławka. Wiesz, że jestem nikim w porównaniu do was? Poza tym Vegeta prędzej urwie mi łeb.
Mężczyzna pokręcił głową, przewracając przy tym oczami. On był zupełnie inny od Vegety. Co prawda było widać jakieś podobieństwo, ale ja za mało wiedziałam o nim, by jednoznacznie stwierdzić, że był synem swego ojca. Zaraz po tym prychnęłam. Jak ktoś taki jak ja miał prawo do oceniania innych pod pryzmatem rodziców? Moi się mnie wstydzili na każdym kroku. Nie byłam ich zdaniem godna tytułu szlacheckiego. Nie byłam godna bycia córką władców. Gdyby nie ludzie, którzy osobiście odebrali poród, nikt by nie uwierzył, że ja to ja.
— Nie wiem, co potrafisz i jaki jest twój poziom — zaczął spokojnie, rozglądając się dookoła — więc na początek proponuję rozgrzewkę.
Spojrzałam z zainteresowaniem. Dwudziestoparolatek zaczynał mówić z sensem. Ja także nie znałam jego siły bojowej, choć wiedziałam, że był ode mnie dużo, dużo silniejszy. Zaczęliśmy więc ćwiczenia od przebiegnięcia sporego odcinka, a wszystko po to, by nie walczyć później pod stopami świętego miejsca. Nie sądziłam, że podniebny pałac był miejscem kultu. Chociaż co ja tam mogłam wiedzieć na temat Ziemian.
Niebieskooki biegł przed siebie w zawrotnym tempie, a mnie nie pozostało nic innego jak go dogonić. Nie było to trudne, póki nie postanowił przyspieszyć, a ja w pewnym momencie potknęłam się o czubek skały i wyłożyłam się w pobliskiej sadzawce. Zniesmaczona wyplułam nabraną wodę w usta i wzbiłam się w powietrze, by dogonić uciekiniera. Wylądowałam kilkanaście metrów przed nim, by w porę się zatrzymał i mnie nie staranował. Gdy się zatrzymał, zlustrował mnie, a następnie się roześmiał. Ociekająca woda z włosów ciurkiem wędrowała pod elastyczny kostium. Tak, przemoczona księżniczka z wodą w butach była nad wyraz zabawnym obrazem.
— Nie wiem, co cię tak śmieszy — burknęłam, krzyżując ręce na piersi. — Potknąć się nie można?
— Po prostu dawno się nie śmiałem — westchnął, gdy już się uspokoił. — Takie błahostki nie mogą cię denerwować. Gdybym to ja wpadł do wody...
— Wtedy to mnie byłoby do śmiechu. — Wyszczerzyłam się, przyznając mu rację.
Teraz przyszła pora na sparing bowiem przybysz z przyszłości chciał zobaczyć, jak dalece byłam wytrzymała. Nasze ciała spowiła bezbarwna aura, coś na kształt gorącego powietrza. Rozpoczęliśmy walkę bez użycia energii na czas kompletnego przygotowania. Trunks co jakiś czas prosił, bym się bardziej skupiła, przyłożyła, użyła więcej siły. Zgrabnie i z lekkością omijał moje ataki, kopnięcia, uderzenia, a nawet perfekcyjnie blokował ciosy, co bardzo mnie drażniło, a nawet nie zwiększył swojej mocy do super.
Teraz dostrzegałam, jak jeszcze dużo było przede mną pracy, a czasu wcale nie przybywało. Niespodziewanie Trunks zatrzymał moją pięść, delikatnie się uśmiechając. Próbowałam ją staranować, później wyszarpać. Na nic jednak były moje trudy. Między nami widniała ogromna przepaść. To mnie strasznie irytowało.
— Przerwa. — Niebieskooki rzucił, po czym wylądował.
— Dlaczego? — zapytałam niezadowolona.
Również zeszłam na ziemię.— Nie możemy torturować swoich ciał — oznajmił — Mamy na to cały dzień. Nie możesz się forsować. Wiem, że nie chcesz mnie słuchać, bo byłem podobny.
Akurat zaczął mi się podobać taki sparing. Miałam ochotę na więcej! Miałam zamiar zapamiętywać ruchy pół Saiyana, by wreszcie mu przyłożyć. Jednak przypominało mi się, że tego dnia miał Vegeta też rozpocząć nowy, cięższy i owocny trening w Komnacie i Ducha i Czasu. Po chwili stwierdziłam, że nie miałam ochoty się z nim widzieć. Może jutro, za jego rok.
— Nie jestem zmęczona — odpowiedziałam pod nosem.
— To dobrze, bo będziemy mogli znowu poćwiczyć. Jak tylko odpoczniemy. — Uśmiechnął się, mrużąc oczy.
Usiedliśmy w wysokiej trawie i położyliśmy się, by oglądać obłoki. Taki pomysł wyszedł z ust mego bratanka z przyszłości. Nie specjalnie miałam na to ochotę, więc zamknęłam oczy. Czułam, jak promienie słoneczne ogrzewały mi twarz. Było to do prawdy miłe uczucie. Czasami zdarzało mi się tak odpoczywać po męczących treningach przed odnalezieniem brata. Jednak nigdy nie przyglądałam się nieboskłonie. Nigdy, bo padałam na pysk. Otworzyłam oczy i dostrzegłam pierzaste chmury bez pośpiechu przemieszczające się po bezkresie błękitu.
— Jak to się stało, że jesteś złotowłosy? — Zadałam w końcu nurtujące mnie pytanie — Nie jesteś w stu procentach Saiyanem.
— Wiem, wiesz, że Son Gohan także? — Przypomniał mi. — To wszystko sprawia ciężki trening i uczucia, które się nosi w sobie. Wiesz, że to Gohan mnie nauczał?
— Nie bardzo rozumiem…
Co z tym wszystkim miały wspólnego jakieś głupie uczucia? Jakie uczucia?
— To proste, Saro. — Postanowił długo mnie nie trzymać w niewiedzy. — Kiedy nosisz w sobie jakiś łamiący gniew i go wyrzucasz z siebie… Takie dziwne uczucie.
Nie bardzo rozumiałam, co chciał mi przekazać. To, co mówił, wciąż było owiane nutką tajemniczości. Czy tam skąd pochodził, nie mówiono niczego wprost? Ciągłe dopytywanie o poszczególne szczegóły momentami były irytujące.
— Co takiego w tobie złego było, że uwolniłeś tę moc?
Trunks podniósł się do siadu, spoglądając smutnym wzrokiem w soczyście zieloną trawę. Na jego twarzy malowało się jakieś bardzo bolesne wspomnienie.
— Źle mnie zrozumiałaś — westchnął. — Skumulowała się we mnie rozpacz, a spowodowała to niepotrzebna śmierć przyjaciela.
— Śmierć? — zdziwiłam się.
Ktoś musiał umrzeć, żebym mogła być złotowłosą wojowniczką? To było bez sensu. Nie chciałam poświęcać własnego brata, by osiągnąć swój cel. Nik inny nie był dla mnie wartościowy. W takim razie kogo poświęcił Vegeta, stając się tym, kim był? Rodzinę? Tylko on żył w przeświadczeniu, iż zabił nas jakiś głupi deszcz meteorytów.
— Tak… Cyborgi zabiły Son Gohana… — Jego głos zadrżał. — Uratował mi życie, a ja byłem taki głupi!
— To znaczy? Co zrobiłeś? — Ciekawość wzięła górę.
— Coś głupiego i nieodpowiedzialnego. – Uśmiechnął się, choć do śmiechu mu nie było. — Byłem zły, że zabili kolejnych niewinnych, że jestem bezradny i słaby. Gdyby nie pan Gohan bliźniaki rozszarpałyby mnie na strzępy. Ocalił mi życie, a później zginął.
Ciężko mi było sobie wyobrazić syna Gokū jako dorosłą postać. Świat bez tych tu wojowników, bez Vegety... Same zgliszcza i mordercze maszyny bawiące się czyimś życiem. Tak bardzo były podobne do Freezera.
— On był ostatnim wielkim obrońcą świata — dodał po chwili. — Tylko ja i matka zostaliśmy przy życiu. Wiesz, że przeze mnie stracił też lewą rękę...?
Mnie wciąż zastanawiała tajemnicza śmierć saiyańskiej księżniczki; Brak mojej osoby w jego smutnym świecie. Czy zginęłam tam z ręki okrutnego imperatora, czy może coś innego się wydarzyło? Czy w ogóle się urodziłam? Może umarłam po porodzie? Nikt nie był w stanie na te pytania odpowiedzieć.
Podniosłam się i usiadłam, krzyżując nogi, szybko wymachując ogonem raz w prawo raz w lewo. Ocierałam nim delikatne źdźbła traw. Zajrzałam w błękitną toń oczu bratanka z przyszłości. Były bardzo smutne. Nie mogłam patrzeć na ten obraz desperacji. Przypominał mi mnie i moją nędzną historię.
— Chodź trenować! — krzyknęłam, klaszcząc w dłonie. — Nie ma co się użalać.
Nie miałam ochoty się dąsać, a już na pewno towarzyszyć jego ponurym myślom. Czas uciekał, a ja wciąż byłam byle miernotą niemogącą nazywać siebie elitarnym wojownikiem. Podobnież miał mnie wesprzeć w tym precedensie.
Wybrałam bujne lasy, tam, gdzie było trudniej się przemieszczać bez użycia energii. Czas było pobawić się w kotka i myszkę.
— Nie wolno latać — rzuciłam jedną z zasad. Najważniejszą.
— Ok. Zero latania.
Przyjęliśmy pozycje obronne. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, jak byśmy chcieli wyczytać z nich jakiś słaby punkt przeciwnika. Kiwnął mi głową, to był znak. Również wykonałam ten sam ruch, będąc gotową na rundę drugą.
Zniknął. Zaczęłam biec przed siebie, by odnaleźć tymczasowego wroga i zadać pierwszy cios. W ostatniej sekundzie odskoczyłam w tył, nie tyle wyczuwając zbliżającą się KI, ile dostrzegając cień. Drzewo zwaliło się na ziemie z ogromnym trzaskiem.
— Mało brakowało. — Spojrzałam na obalone drzewo wielkimi oczami.
Trunks ponownie zaatakował. Tym razem broniłam się, raz wyrywając do przodu, a raz się cofając. Chłopak zadawał coraz mocniejsze ciosy. Trudniej było mi się z nich wykaraskać. Dobrze, że palącej użycie KI było zabronione. Był bardzo silny, za silny. Kiedyś przyjdzie pora, także się stanę nie do poznania. Pomyślałam.
Nagle dostałam mocno w policzek z pięści. Odleciałam z trzy metry, uderzając z impetem w drzewo, które złamało się w pół. Poczułam krew w ustach. Podniosłam się, jednocześnie się krztusząc. Wreszcie wyplułam zalegającą metaliczną ciecz. Zacisnęłam szczękę, przetarłam resztki na ustach. Zagotowałam się. Włączyłam przyśpieszacz i ruszyłam na niebieskookiego. Naparzałam go z każdej strony, nie dając możliwości ataku, a przynajmniej próbując.
— Dobra jesteś jak na dziecko — oznajmił, robiąc zgrabny unik w bok.
— Nie jestem byle kim. — Kopnęłam go w piszczel. Niestety było to tylko draśnięcie, ale jednak. — Nie mogę!
Młody mężczyzna nie odezwał się słowem. Długo mierzyliśmy moje siły, aż nastał moment, by wrócić. Trunks zauważył, że upłynęło zbyt dużo czasu. Polecieliśmy z powrotem do rajskiego pałacu. Potrzebowaliśmy ciepłego prysznica oraz gorącego jedzenia. W końcu nie samą walką żyje wojownik.
— Jesteśmy! — zawołał Trunks zaraz po wylądowaniu na białych kaflach.
— Spóźniliście się — oświadczył Tenshin, wskazując palcem na Namekanina. — Tego narwańca, Vegety już nie ma.
To było oczywiste, że nie zastaliśmy księcia. Na tym mi właśnie zależało. Nie bez powodu przeciągałam swój pobyt na dole. Cieszyłam się, że się udało. Wciąż nosiłam w sobie urazę, za słowa, które wypowiedział i nie miałam zamiaru się konfrontować z największym gburem świata. Syn Bulmy, najwidoczniej chciał się z nim spotkać, bo minę miał niemrawą, gdy poinformowano nas o wymianie trenujących wojowników.
— Dosłownie chwilę temu się minęliśmy — zakomunikował zielono skóry.
Wciąż stał tyłem do nas, kilka metrów przed.
Wydawał się nazbyt spokojnym. Wraz z przybyciem pana włości zjawił się jego sługa, informując nas o kolejnym ciepłym posiłku.
— Najpierw wezmę prysznic — powiedział niebieskooki, łapiąc w palce kosmyk włosów. — Później dołączę.
— A ja, wręcz przeciwnie — zawołałam entuzjastycznie. – Najpierw kolacja, później szorowanko!
Nie czekając na przyzwolenie czy jakieś zakazy popędziłam w stronę jadłodajni, w której gościł nas poczciwy Momo. Odkąd wiedziałam, że mnie nie otruje, a jego jedzenie jest obłędne, nie mogłam sobie tego odmówić.
Obrazek widniejący pod postem jest prezentem od Mihoshi. Nawet nie wie, jak tęsknię za nią, jej komentarzami i opowiadaniem z Vegetą jako drugim bohaterze. Lata lecą...
Oryginalny twór można obejrzeć w pełnej krasie w linkach pod nagłówkiem w zakładce "Od nich, dla mnie". Są tam wszystkie prace, jakie kiedykolwiek ktoś wykonał dla mnie i z udziałem mojej postaci. Pamiątki po kres. <3
Do zakładki muzyka trafia utwór numer dwa. Tam mieszczą się moje ulubione kawałki do treści.
Pozdrawiam gorąco i liczę skromnie na szczere opinie.
~Izunia
OdpowiedzUsuń6 stycznia 2009 o 11:04 PM
Uoaa! Widzę znacznie lepszą ortografię i interpunkcję (lepszą, co nie znaczy – dobrą). O gramatyce i stylistyce nawet nie wspomnę, ponieważ była niemalże bardzo dobra ;). Ogólnie, to notka mi się podobała. Niby bardzo prosta, nic się nie dzieje, ale mnie wciągnęła. Miło się ją czytało. Tak się zastanawiam… jak Saiyanka, która nie osiągnęła SSJ może konkurować z – pomijając fakt, że większym – bardziej „zaawansowanym” chłopakiem? Doprawdy… to dla mnie niezrozumiałe ;p. To tak, jakby Kuririn mierzył się z Goku. Pozdrawiam ;*;*!!! P.S. U mnie ferie zaczynają się drugiego lutego (a właściwie trzydziestego stycznia), czyli mniej więcej w tym samym czasie ;). Taaak, a teraz czekają mnie dwa najgorsze tygodnie w półroczu. Klasyfikacja zbliża się wielkimi krokami… Ech… w tym tygodniu trzy sprawdziany i cztery kartkówki (pomijając pytanie ;/). A w przyszłym dwa sprawdziany i pięć kartkówek (doszły mi jeszcze jakieś zaległe) – jednym słowem – super. Cieszę się jak nie wiadomo co. Tylko się zastrzelić. Podsumowując – nienawidzę szkoły (powtarzam to sobie sukcesywnie, kilka razy w ciągu dnia, poczynając od usłyszenia mego cholernego budzika )!!!!
Odea
OdpowiedzUsuń7 stycznia 2009 o 3:28 PM
Wybacz, że ostatnio nie skomęntowałam, ale szkoła się zaczeła i nie mam czasu :)Notka spodobała mi się, aczkolwiek nie przepadam zabardzo za opisywaniem walk, ale jednak mi sie spodobało :) Podobała mi się rozmowa Trunksa z Sarą.Czekam na koleny odcienk i pozdrawiam!
kiara09@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2009 o 3:29 PM
Ajj, nie słuchaj tej osoby! Mi się to naprawdę bardzo podoba i bardzo dobrze zrobiłaś opisując to wszystko. Masz rację, samo słowo WALCZYLIŚMY, nie oddaje w pełni wizji walki :). Co do szablonu, to muszę przyznać, że teraz jest o wiele lepiej ^.Widać tekst, dobrze, że zmieniłaś kolor czcionki na czarny. Tło idealnie pasuje do nagłówka. Jednym słowem: Super!! :)Pozdrawiaam :*:* [>heidi-torres<]
~elizabeth
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2009 o 8:27 PM
bardzo fajny odcinek :) przepraszam że dopiero teraz komentuję.. bardzo podobały mi sie opisy walka w twoim wykonaniu sa pełne emocji i napięcia a moje sa jakieś suche…pozdrawiam
angelika935@amorki.pl
OdpowiedzUsuń30 kwietnia 2010 o 7:54 PM
Notka jak zwykle bardzo fajna ;) Jak na razie wszystko toczy się bez żadnych komplikacji – każdy trenuje, a Vegeta zgrywa kozaka, norma ;)
Ja jeszcze przed usunięciem onetowskich stron weszłam na bloga Izuni, to było takie swoiste pożegnanie z tym opowiadaniem. Trochę zasmuciło mnie, że od lat nikt nic jej nie pisał. Nawet jak zakończyła pisać, oczywiście nic nie mówiąc, bo w ostatniej notce oznajmiła, że "to nie koniec opowiadania" i zniknęła bez śladu, nie dostała w przeciągu miesiąca żadnego komentarza z pytaniem, co dalej z blogiem, gdzie jest. Tylko blogowy spam. Ja o Izuni też nigdy nie zapomnę. Przyjaźniłam się z nią, odwiedzałyśmy się na żywo, trwało to latami.
OdpowiedzUsuńCo do Ani - Bryonly, właśnie ją poznałam na swoim blogu, czytała moje opowiadanie i pisała długie komentarze, po jakiś czasie założyła własną stronę, połączyło nas DB i do tej pory się przyjaźnimy. ;)
My jesteśmy jedyne w swoim rodzaju. :D Piszemy od lat i mamy do tego wiele serca. ;)
Derko to Tendar. ;)
Pozdrawiam serdecznie i od razu informuję o notce, bo już jest. ;)
Kochana Killall!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za wyłapanie błędu, jeśli jakieś znajdziesz to od razu pisz. ;)
Tak, szybko dodałam nowość. :D Teraz jestem punktualna, nie robię długich przerw, historia ukazuje się płynnie.
Ja mam jeszcze kilka papierowych prac od Czytelników, muszę kiedyś wrzucić. ;)
Z Toe było trochę wcześniej, że on, jako bóg zemsty, tym się właśnie zajmuje - zemstą. Nieważne, czy ktoś mu coś zrobił. Podobnie jak Beerus w DBS. Niszczy planety, bo to jego praca xd.
Tak, Bulma mimo wszystko będzie starała się jakoś dać sobie radę, nie ma wyjścia. I zrozumieć przy okazji Trunksa, pomyśleć o Vegecie, bo o córce na razie nie potrafi.
Haha, no Komórkowiec to taka pocieszna nazwa. :D
Vegeta nie zawsze wpadał w morderczą furię, wystarczy przypomnieć sobie porażkę przy Freezerze (jak płakał z bezsilności), czy czas krótko przed śmiercią na Namek, albo gdy przegrał z C18 i stał na skale opanowany. U Vegety jest albo furia, albo taka rezygnacja, bezsilność, przy tak dużym bólu i stracie, gdy nie można nic zrobić, nie ma kogo zabić, przychodzi apatia.
Wątek Trunks-Vegeta na pewno będzie i to szybciej niż myślisz, ale czy w tak pozytywnych barwach to nie do końca, jednak nie zamierzam spoilerować. ;p Dużo się u nich zepsuło, a chociaż oboje chcieliby coś poprawić, to czy potrafią? To już dyskusja pod kolejne rozdziały. Ja mam napisane sporo z ich wątku, także osobiście również nie mogę się doczekać, aż to wrzucę, bo będzie fajnie o tym gadać. ;)
Haha, no jeszcze kilka lat i mu zaczniesz puszczać DB. :D
Buziaki ;*
Ufff...czas leci zbyt szybko. Już zbyt długo czekam z drugim odcinkiem na adiustację. Jutro postaram się opublikować o ile będę miał siłę po pracy :) Moją adiustatorką będziesz Ty xD Liczę na wytknięcie błędów!
OdpowiedzUsuńTrening z Trunksem. Wygląda na to, że Cell Games już niedługo. Zawsze mnie zastanawiało dlaczego po drugim treningu Vegeta nie dostał ogromnego power upa :/ Imo powinien być przynajmniej kilka razy silniejszy od Goku po roku treningu więcej.
Też tak sądzę! Vegeta ogolnie przez całe db był niedoceniany na każdym kroku! W super dali mu power upa ale co z tego jak to Goku jest wciąż ten naj? Nie spojleruj mi bo jestem kilka odcinkow w plecy :D Co do samego starcia z Cell, jeszcze kilka odcinkow, naprawdę xD Mam nadzieje ze dość ciekawe xd
UsuńNo doooobra, będę wylapywac bledy, ostatnio niezle mi idzie xD
Ja docenię Vegetę! W najbliższych odcinkach będzie starcie z jego udziałem na bank. Spoko, spoili nie będzie, a za tydzień już ostatni odcinek i nie będzie z czego spoilerować :) Ulży mi jak ta abominacja się skończy, ale obawiam się, że to nie ostatnia seria...
UsuńW sumie ciekawe. Kiedyś dałbym się pokroić, żeby powstała nowa seria DB, a teraz dałbym się pokroić, żeby zostawili to uniwersum już w spokoju :D
Dzisiaj od 5:00 do teraz byłem zajęty, a jutro znów wstaję o 5:00, więc już dam sobie spokój z zamieszczaniem dzisiaj. Jutro ok. godziny 16:00 się za to wezmę, więc będzie wieczorem odcinek...mam nadzieję xD
Ja księciunia też docenieni, ale nieco później i znowu później. No i nie tylko jego ;)
UsuńBędę więc oczekiwać nowej części. Sama mam już w połowie ukończony kolejny odcinek .nawet w większej połowie :D
Mnie mój zbój mały zmusza do wstawania o 6 :( załamka każdego dnia z tego powodu, ale jeśli młody się nie kapnie pomxmianie czasu byłabym Happy! Ale czy pozowali sobie nie wstać razem z ojcem gdy ten do pracy się zbiera? Chyba trudno w to uwierzyć :o
Jbc jest od paru dni ;)
UsuńPodobał mi się bardzo ten rozdział, przyjemnie i tak odprężająco się go czytało, mimo że przed nimi wydarzenia bardzo nieprzyjemne :) jestem ciekawa, jak to przedstawisz, bo walka z Komorczakiem to mój ulubiony fragment z całego DB 😍
OdpowiedzUsuńNo i też jestem ciekawa, co się stało z Sarą z innego wymiaru, czy ona się tylko nad tym zastanawia i rozmyśla sobie, czy będzie kombinowała coś grubszego 🤔
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jednak potrafi, ale czemu Vegeta tak się zachowuje czy takim postepowaniem chce chronic Sare...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej Iza!
UsuńMiło Cię tu widzieć. Vegeta to ogólnie zły facet. Tzn ma bardzo ciężko charakter. To dupek mówiąc łagodnie. Morderca, szaleniec, zadufany w sobie księciunio. Ale nie zawsze taki był. Były momenty w jego życiu kiedy nie był tym potworem bez serca. Skromną wzmianką jest bonusowy odcinek. Link do niego (żeby przeczytać jest w innym odcinku, lub jak kto woli, w zakładkach Bonusy. Na które serdecznie zapraszam).
I tak. To też w pewnym sensie ochrona
Wszystko zależy od punktu siedzenia.
Pozdrawiam ❤️
Cześć-czołem, kluski z rosołem!
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział za mną. Podoba mnie się, że Sara ma coraz większy wpływ na postacie z DB. Jej trening z Trunskem to właśnie coś takiego, na co czekałem dość długo. Takich interakcji nigdy za wiele. Ten rozdział był bardzo toporny nawet w porównaniu do innych starszych rozdziałów (od strony warsztatu), ale od strony treści całkiem mnie się podobał. Już czekam aż dojdę do rozdziałów pisanych bardziej aktualnie. :)
Jestem też ciekawy jak wiele siły zdoła zdobyć Sara i kiedy zacznie gonić innych wojowników Z. Pewnie w Buu sadze będzie mogła się już bardziej pochwalić mocą ;)
Hej!
UsuńDzięki za miłe słowa mimo tak ciężkiej przeprawy przez odcinek. Wiele pracy mnie czeka przy naprawianiu wszystkiego. Oj wiele. Jedyny plus nam w tym, że wiesz, iż potrafię lepiej 😅. Dużo treści jest i mało czasu by wszystko naprawić w trybie ekspresowym. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda ;)
Nie będę spoilerowac, kiedy Sarka będzie mieć jakieś znaczenie wśród wojowników 🙊 ale myślę, że miło Cię zaskoczę xD oby.
Jeszcze raz dziękuję i przepraszam za trudny tekst.
Pozdrawiam
A i ten odcinek ulegnie dużej zmianie. Poprawiłam ostatnio nr 14, więc teraz poprawiam (znowu) 15 xD