01 września 2020

54. Irytujący półsaiyanin


Od dawna wiadomo, że wszystko co istnieje we wszechświecie ma swój początek i koniec. To, jakich wyborów dokonujemy kształtuje naszą przyszłość, jaka by ona ostatecznie nie była. Mawiają, że jesteśmy kowalami własnego losu, że to od nas samych zależy jak nasz żywot się potoczy.
Niejednokrotnie miałam wrażenie, że to tylko czcze gadanie.
Plant, niegdyś piękna planeta porośnięta bujną, soczyście zieloną roślinnością oraz krystalicznie czystą wodą. Zasiedlona była wielobarwnymi gatunkami zwierząt na lądzie, w wodzie i powietrzu. Oczywiście niedane mi było ją taką ujrzeć – urodziłam się w dużo późniejszych latach, kiedy to nic z niej nie zostało, poza obrazem nędzy i rozpaczy, jednak zrozumiałam to dopiero po latach, gdy użalam inne ciała niebieskie, jakie skrywał kosmos. Znałam jedynie barwne opowieści paru starych wojowników tęskniących za szczenięcymi, ponoć lepszymi latami swego życia. Choć nie znałam historii większości swoich pobratymców, byłam pewna, że ich żywot był godniejszy przed wszechobecnym panowaniem Changelingów. Może i jeszcze przed najazdem Tsufuli? Niestety na to pytanie nie mógł odpowiedzieć żaden Saiyanin. Oni wymarli. Zostały po nich tylko wspomnienia.
Każdego dnia otwierałam oczy i zastanawiałam się, co przyniesie nadchodzący dzień? Czy czeka mnie wyzwanie, czy może kolejny raz otrę się o śmierć? Albo, czy to ostatni dzień? Życie wojownika usłane jest wielką tajemnicą, którą od zawsze pragnęłam zgłębić nim na dobre zapanowały dla mnie mroczne czasy. Później wiele razy żałowałam swojego pragnienia bycia bezwzględnym, jednak każdy wieczór w niewoli uczył, że świat nie należy do słabych.
Tego dnia również musiało czaić się na mnie wiele niebezpieczeństw. Wiedziałam to od chwili gdy bez pytania zawitałam na czarnych ziemiach.
Son Goku, Vegeta i ich synowie zamierzali sprawdzić, co dzieje się na terenie zakazanym i być może rozwikłać zagadkę panujących tam cieni. Ktoś doniósł, że kłębiły się czarne smugi na tamtejszych gruntach bardziej niż zwykle. Czy byli gotowi na ostateczne starcie? Miałam taką nadzieję. W końcu książę bardzo intensywnie trenował każdego dnia i bezsennych nocy. Oczywiście również nie omieszkałam wyruszyć na te wyprawę. To ja poniekąd byłam odpowiedzialna, za ten stan rzeczy. Była to dobra okazja by dowiedzieć się czegoś na temat tych oślizgłych potworów, które spotkałam, a także sprawdzić czy nie są w jakiś sposób powiązani z nękającymi tych ludzi zmorami. Pomimo starcia z bratem w specjalnej sali, nie wyjawiłam mu swego odkrycia. Nie to, że nie zamierzałam, ot po prostu, gdy oświadczył, że ruszają w teren zakazany pomyślałam, że odwleke tę rozmowę w czasie. Z resztą, czy musiałam się tutaj komukolwiek spowiadać?
Ruszyliśmy w drogę przed świtem, uprzednio zjadając szybkie śniadanie. Trunks nie był szczególnie zaaferowany cała sytuacją, a ja ledwo dawałam radę utrzymać szalejące emocje, przez co ciężko mi było cokolwiek przełknąć. Vegeta twierdził, iż z pustym żołądkiem walczyć nie zamierza i posilił się jakby miał być tym jego ostatnim. Spotkaliśmy się z Goku i Gotenem jakieś dwadzieścia kilometrów od terenów zamieszkałych przez te mgliste dziwolągi.
Na miejscu obaj mężczyźni gorączkowo nad czymś dyskutowali, w dziewięćdziesięciu procentach była to taktyka, a resztę obejmowały przechwałki, którym towarzyszyły ostre kłótnie. Siedziałam na pobliskim kamieniu obserwując w tym czasie soczyście błękitne niebo. Było nieprawdopodobnie spokojne, jakby nic złego dookoła się nie działo, jak gdyby wszyscy żyli w zgodzie i nie było mowy o żadnym zagrożeniu.
Spojrzałam w stronę młodzieńców. Oni również prowadzili zawziętą konwersację. W sumie to szeptali między sobą jakby obawiali się, że ktoś usłyszy ich rozmowę. Pokręciłam głową głośno przy tym wzdychając, a przez nią przeszła mi tylko jedna myśl: FACECI… Komu oni byli potrzebni? Wiecznie z nimi były problemy. Kto, jak nie oni byli w głównej mierze tymi najgorszymi z najgorszych? Jeszcze chwilę się patrzyłam w ich kierunku, po czym ustaliłam, że prawdopodobnie musieli kogoś obmawiać gdyż, co jakiś czas rozglądali się.
W końcu, choć leniwie podniosłam się i podeszłam do swoich pobratymców – czystej krwi Saiyan. Nie miałam sił słuchać ich wiecznych przepychanek słownych, które do niczego nas nie przybliżyły. Przybyłam walczyć, nie dyskutować!
—    Słuchajcie – zagaiłam.
Obaj spojrzeli na mnie, lecz bez specjalnego zainteresowania. Przyznam, że spodziewałam się takiej reakcji. Przez myśl przebiegła mi jedno słowo – dorośli.
—    Myślę, że powinniście wiedzieć o moim ostatnim odkryciu.
—    O czym mówisz? – wyraźnie zainteresował się Son Goku – Nie trzymaj nas w niepewności.
Przeciągnęłam się leniwie, a następnie podeszłam bliżej, by dobrze widzieć twarze wojowników. Bardzo zależało mi na ich reakcji, zwłaszcza ukrytej w mimice.
—    Nic wam wcześniej nie wspominałam, ale byłam na tych ziemiach i... – zaczęłam całkiem beztrosko.
—    Co?! – obruszył się Vegeta.
To on kategorycznie zabronił mi się tam wybierać już pierwszego dnia. Zupełnie jakby sprawował nade mną jakąś opiekę, a przecież tak nie było. Tu, jak i wszędzie  odkąd straciłam swoje pierwsze życie musiałam być samodzielną. Inaczej byłam zależna od swoich oprawców.
—    Nie przerywaj mi! – odchrząknęłam łypiąc na brata spode łba, po czym kontynuowałam – W samym sercu tych ziem jest krater. Mówię wam, olbrzymi! Ku mojemu zaskoczeniu spotkałam tam bardzo dziwne istoty.
—    Spotkałaś tam kogoś innego niż cienie? – zainteresowanie ojca Son Gotena rosło z sekundy na sekundę – Mów dalej, proszę.
—   Więc, było tam ich troje – usiłowałam na chwilę wrócić wspomnieniami do tamtego dnia – Dwóch mężczyzn i prawdopodobnie kobieta. Tak przynajmniej mi się wydaje. Rozmawiali o czymś… Byli wyraźnie czymś zaniepokojeni. 
—    Dowiedziałaś się czegoś więcej? – zapytał poirytowany książę mialam prychając.
Do całokształtu brakowało jedynie by się odwrócił do wszystkich plecami. Bylby to obraz wiernej kopii mego brata.
Doskonale znałam swojego brata, więc nie obce mi były jego szorstkie i kpiące teksty. Również wiedziałam, że interesowało go co miałam do powiedzenia. Nie chciał jedynie tego okazać. Tak był wychowany – twardą ręką.
—    Niestety nie – mruknęłam – Prawdę mówiąc byli bardzo milczący, ale zdawało mi się, że zwracali się do siebie po imieniu.
—    Więc mamy do czynienia z myślącymi – zamyślił się na chwilę głośno młodszy mężczyzna – Więc mają cel, nie przybyli zabijać bezmyślnie wszystkich.
Goku jak zawsze szukał pozytywnego aspektu sprawy. Skąd u niego były takie pokłady empatii? Czasem miałam wrażenie, że zyskał bardzo dużo wylatując z rodzimej planety jako niemowlę. Nasz saiyański świat był czarno-biały, a on widział wszędzie odcienie szarości. Czy winnam była mu zazdrościć? Możliwe.
—    Na to wygląda, ale zastanawia mnie, co tam właściwie robili! – krzyknęłam w euforii – Byli na ziemi należącej do cieni! Może to ich poddani, może panowie, a może…?
—    Co masz na myśli? – niespodziewanie poderwał się Trunks do rozmowy.
—    Eemmm – zdębiałam – No, że może sami są cieniami, ale to takie luźne gdybanie. Tamci posiadali ciała! Mieli ręce, nogi i wszystko inne jak my, z tym wyjątkiem, że byli pokryci łuskami.
—    Z tego, co mówisz, to daleko im do mglistej smugi wysysającej energię – nie omieszkał rzucić syn Vegety.
Tym razem podjęliśmy rozmowę wspólnie. Każdy chciał by jego pomysł wszedł wżycie. Po wielu kłótniach, głupich komentarzach doszliśmy do porozumienia, przynajmniej w pewnym stopniu. Ruszyliśmy na ziemie zakazane. Wylądowaliśmy dopiero, kiedy dotarliśmy do granic, tak dobrze się wyróżniającymi. Tu trawy praktycznie nie było, a jeśli już rosła w kolorze zbliżonym do czerni.
Nad nami wisiały już ponure chmury doskonale kryjące promienie słoneczne. Stąd dalej mieliśmy ruszyć pieszo by ukryć KI przed łuskowatymi stworami. Podzieliliśmy się na grupy by dokładniej zbadać teren, a w razie niebezpieczeństwa uwolnić nieco energii by poinformować resztę o zagrożeniu.
Vegeta samotnie obrał za cel zachód. Trunks i Son Goku ruszyli w kierunku wschodnim, a mnie trafił się Son Goten i nie mając większego wyboru ruszyliśmy przed siebie, na północ. Wiadome było, że po paru kilometrach obie grupy zaczną przemieszczać się w północno-zachodnim i północno-wschodnim kierunku by w końcu dotrzeć do nas. Mieliśmy w planie spotkać się wszyscy razem przy kraterze, gdzie za pierwszym razem skończyłam swoją wycieczkę drżąc z nieplanowanego strachu. Tam musiało być coś więcej niż tylko mega dziura. Na samą myśl miałam gorzki posmak w ustach. Wiele lat temu ostatni raz towarzyszyło mi tak silne uczucie niemocy.
Szliśmy żwawo w wytyczonym kierunku nie oglądając się za siebie. Choć pora była dość młoda, to im bardziej w głąb strefy zamkniętej tym ciemniej i ponurzej się robiło. Czy te istoty manipulowały pogodą, że tak właśnie się działo? Było to naprawdę zastanawiające.
—    Dzięki – usłyszałam po dłuższej ciszy, która wcale mi nie przeszkadzała.
—    Co?
—    No wiesz, że mnie nie sprzedałaś.
—    O czym Ty mówisz, człowieku?
Chłopak parsknął, po czym wyjaśnił, o co mu chodziło dokładnie. Nawet nie pomyślałam, żeby komukolwiek powiedzieć, iż spotkałam tam Son Gohana i że tą wiedzą mogłabym go wpakować w poważne kłopoty. Na moje oko nie był dzieciakiem, któremu trzeba rzucać nakazami i zakazami. Byłam młodsza, a nie uważałam się za dzieciucha. Jednak gdy się nad tym zastanowiłam to postanowiłam w przyszłości wykorzystać tego typu informację. W każdym bądź razie miał to być szantaż, bo czułam, że z tym facetem można było wpaść w niezłe kłopoty.
—    Powiedz mi – zamilkł na chwilę jakby szukał zagadnienia – Jak to było ich spotkać?
Momentalnie osłupiałam. W życiu nie spodziewałam się takiego pytania, a już tym bardziej z odpowiedzią, która oznaczała, że byłam przerażona i zdrętwiała. Spojrzałam na bruneta kątem oka zastanawiając się, co by odpowiedzieć i nie wyjść na zwykłą ziemską babę. 
—   A co by tu mówić? – Zaśmiałam się sztucznie, a za razem jakbym czuła oddech na karku.
—    Chciałbym wiedzieć, czego się spodziewać – spoważniał.
Jego ton zabrzmiał dość potężnie, a mina mówiła, że nie żartuje sobie. Przełknęłam cicho ślinę. 
—  Sam się przekonasz, że wyglądają na tyle obrzydliwie by odebrało ci mowę! – krzyknęłam oburzona.
Na samą myśl chłopak się skrzywił. Musiał sobie nazbyt to wizualizować. Ja nie widziałam dokładnie tych istot, tyle co nogi, niewyraźne twarze spod kaptura i własnej czupryny, poza tą jedną, którą spotkałam we śnie. Tym, który dnia następnego przeraził mnie. Szczerze to mogłam źle zapamiętać ich wygląd.
— Teraz ty mi odpowiedz na pytanie – burknęłam.
—    No? – wyszczerzył się.
Nie podobała mi się jego beztroskość i bezpośredniość. W ogóle niczym nie przypominał swego starszego brata. Tamten względem tego był nieśmiały, małomówny, a przede wszystkim nie biła od Gohana zarozumiałość, którą najbardziej mnie zniechęcała do tego mieszańca. Czy to było spowodowane tym, że był bardziej podobny do mnie samej?
—    Czemu wciąż na ciebie wpadam? Normalnie jakbyś mnie prześladował.
Młodzieniec przystanął na chwilę, następnie powoli ruszył rozglądając się po okolicy jakby szukał wymówki. Śledził mnie przecież po naszym ostatnim spotkaniu, temu też znalazł się na tym pustkowiu. Nie rozumiałam jedynie motywu.
—    Słyszysz? – szepnął pełen powagi i umilkł jakby wsłuchiwał się w coś, co przykuło jego uwagę.
—    Nie, nic – mruknęłam – Co ty zno…
—    Cii... – zakrył mi palcem usta bym nie wypowiedziała ani jednego słowa więcej – Przysłuchaj się.
Starałam się nawet usłyszeć głos jego głupoty, ale niczego nie dosłyszałam. Miałam wręcz wrażenie, że ma coś ze słuchem, bo dookoła panowała nieskazitelna cisza, no… Za wyjątkiem nieprzyjemnych dla ucha pomruków wiatru. Strzepnęłam jego palec z mych warg nie kryjąc niezadowolenia. 
—    Nie słyszysz? – zdawał się być zdziwiony.
—    Czego znowu nie słyszę? – oburzyłam się.
—   Jak cie w konia robię! – krzyknął triumfalnie po czym zaśmiał się głupkowato.
Tego było za wiele! Wybuchnął histerycznym śmiechem przewracając się na plecy i mocno trzymając się za brzuch. Nienawidzę cię – to jedyne co pomyślałam o tym pół człowieku. Już miałam wymierzyć mu potężnego kopa kipiąc że złości za taką zniewagę, kiedy naprawdę coś usłyszałam. W sekundzie znieruchomiałam próbując skupić się na delikatnym dźwięku. Na moje nieszczęście ten idiota śmiał się do rozpuku zagłuszając mi cokolwiek.
—    Zamknij się, idioto – warknęłam nie podnosząc głosu.
Chłopak nie reagował. Naprędce doskoczyłam do  niego i zatkałam mu usta dłonią bacznie rozglądając się po okolicy. Przyparłam go do muru będącego  pozostałością po tutejszej cywilizacji. Część niego zwaliła się pod silnym naciskiem jego pleców. Goten zareagował tłumiąc swój głupkowaty rechot. Zignorowałam osuwisko i przycisnęłam chłopaka mocniej tym samym zmuszając go by usiadł. Chciałam się skryć nim odnajdę sprawcę tajemniczego dźwięku. Syn Goku wyrwał się jakbym była z ognia.
—    Co ty robisz?! To był tylko głupi żart!
—    Nie słyszałeś? – szepnęłam najciszej jak potrafiłam – Ktoś się zbliża.
—    Nie nabijaj się ze mnie tylko, dlatego, że ja to zrobiłem – wydął wargi po czym wyszczerzył białe zęby.
—    Kretyn – mruknęłam – Wszystko będzie na ciebie. Tym razem nie będę chronić twojego bezczelnego tyłka. Dlaczego to ja muszę tu być z tobą...
Nim chłopak zdążył cokolwiek uczynić coś świsnęło i ignorant padł z hukiem na podłoże całkowicie niszcząc resztę ściany. Oczywiście nie był sam… Usłyszałam jedynie chrupnięcie, a następnie jęk obolałego. Wzdrygnąwszy się zrobiłam parę kroków w tył i gdy zetknęłam się z inną pozostałością ściany po zwalonym budynku i lekko uwolniłam energię by powiadomić resztę, że zostaliśmy zaatakowani przez tajemniczego stwora. A wszystko przez tego skończonego błazna, Son Gotena!
—    Nini wewe kuangalia kwa hapa!?* – warknął przybysz w twarz zdezorientowanego chłopaka.
Nastolatek był przerażony całą tą sytuacją. Choć wyglądała dramatycznie to po części zasłużył sobie na taki los. Czyżby tutaj karma wracała jak bumerang? Nie chciałam przekonywać się na własnej skórze.
—    Co proszę? – wykrztusiłam nie rozumiejąc ani słowa – Umiesz może po naszemu?
—    Kutoka nje ya hapa!* – wyszczekał aż pociekła mu ślina wprost na przerażoną twarz nastolatka.
Stwór w rzeczywistości był jeszcze bardziej przerażający niż sobie wyśniłam.
—    Oczywiście,  że  nie – mruknęłam do siebie przewracając oczyma. Czego ja się w ogóle spodziewałam?
Duże, srebrne łuski pokrywały ciało jaszczuro-luda odziane jedynie w poszarpane i brudne spodenki za kolano oraz w bardzo dziwnie wyglądającą obrożę na szyi. Wielkie żółte oczy przyprawiały mnie o ciarki – zupełne jakby chciały mnie zahipnotyzować. Doprawdy, nie wiedziałam co robić! Nie rozumiałam co ten stwór do mnie mówił. Nigdy przedtem nie spotkałam się z tym językiem, a trochę kosmosu zwiedziłam, masę niewolników spotkałam. Tym razem nie było ze mną nikogo kto mógłby przetłumaczyć te parę słów. Dziś oddałabym wiele za detektor.
—    M-możesz zejść z niego? – wskazałam palcem pod jego obłuszczony korpus gdzie uwięziony spoczywał syn Goku – Nie sądzę by było mu wygodnie.
—    W rzeczy samej, Saro – pisnął czarnooki krzywiąc się z obrzydzenia, gdy kolejne krople śliny spadły na jego pobladłą twarz.
Ten tylko ponownie warknął złowrogo, aż mi się kolana ugięły z wrażenia. Po chwili zrozumiałam w jakim znalazłam się położeniu i jak ono jest niebezpieczne, w szczególności dla obezwładnionego Son Gotena. Spojrzałam na swoje dłonie, które dawno nikogo nie uderzyły, bo Vegeta się przecież nie liczył, zacisnęłam mocno pięści i z impetem walnęłam jedną z nich w potwora, który na szczęście, dla Gotena nie utrzymał się jego i odrzuciło go w tył. Mieszaniec wciąż leżał na ziemi odrętwiały ze strachu.
—    Dzieeee…
—    Trzeba było mnie słuchać, kretynie! – wrzasnęłam przerywając mu z wściekłością – Wstawaj! Nie ma czasu!!
Przygotowałam się na kontratak. Miałam nadzieję, że nie był zbyt silny. Syn Son Goku w przeciągu sekundy był gotowy i stanął obok mnie by również się bronić przed napastnikiem. Byłam zadowolona, że spotkaliśmy tego gada, a nie cienie, z którymi nie bylibyśmy w stanie walczyć. Miałam jedynie obawy co do używania mocy w tych okolicach, jednak jakoś musieliśmy się bronić! Przynajmniej, póki nie zjawi się kawaleria.
—    Masz jakiś pomysł? – szepnął mi do ucha.
—    Jasne… – burknęłam wywracając oczami – Bij się, nic innego nie przychodzi mi do głowy!
Ruszyliśmy oboje na srebrzysto-skórego by okładać go kolejno pięściami, podkładać nogi, ciągnąć za ręce i przede wszystkim uniemożliwić mu użycie jakiejkolwiek siły. Nie mogliśmy dać się złapać, a także podnosić swoich KI. Obawiałam się krwiopijczych smug.
—    Idiots!* – warknął nieznajomy.
—    On chyba nas obraża – prychnęłam wściekle.
—    No co ty nie powiesz? – oburzył się nastolatek – Tyle to i ja zrozumiałem!

***

* Suahili, język zapożyczony na potrzeby opowiadania, by nie wymyślać nowego języka.

1. Nini wewe kuangalia kwa hapa – Czego tutaj szukacie
2. Kutoka nje ya hapa – Wynoście się stąd
3. Idiots – Idioci 

To piękne dzieło powstało z ręki cudnej Mihoshi <3 Oryginał znajdziecie <tutaj>

6 komentarzy:

  1. 30 grudnia 2010 o 3:33 PM

    Droga Killall!
    Notka zawiera mnóstwo błędów, które naprawdę utrudniają czytanie.Wybacz, ale pierwsza część – że się tak wyrażę – nie przypadła mi do gustu. Za to nawet spodobała mi się druga, od momentu pojawienia się tego interesującego stworzenia. Jestem ciekawa kim jest.Oprócz błędów raziły mnie także rzeczy, które – według mnie – w ogóle nie pasują, chociażby podział wojowników, przy sprawdzaniu terenów.Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. 31 grudnia 2010 o 2:05 PM

    Droga Killall!
    Wygląda na to, że się upominam, jednak naprawdę nie o to mi chodzi – poinformowałaś mnie, że pojawił się u Ciebie rozdział, a nie przeczytałaś mojego. Nie robię wyrzutów, rzecz jasna, ale trochę mnie to… zaskoczyło. Sama przyznasz – głupio wyszło ;p. Oczywiście, jeśli przeczytałaś, a po prostu nie skomentowałaś, to nie ma sprawy :). Nie jestem pazerna na statystykę ;p. Co do Twojego rozdziału: Z chęcią wypisałabym błędy, ale – jak zwykle – nie mam czasu. W dodatku nadal nie wiem, w co mam się obrać, a Sylwester nadciąga nieubłaganie. To również nie nowość. Pierwsza część… nudna jak flaki z olejem. I nie chodzi o to, że nie działo się nic ciekawego. Po prostu… źle to opisałaś, strasznie monotonnie. Ale to tylko mój osobisty odbiór. Druga natomiast wypadła o niebo lepiej. Przede wszystkim niesamowicie podobała mi się muzyka, którą się posłużyłaś – świetna, jak najbardziej pasowała. Tekst automatycznie stał się dynamiczny. Ciekawa jestem, kim są ów „stwory” i ten gość, który teraz zaatakował Sarę i Son Gotena. Czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że ukaże się szybciej i będzie dłuższy niż ten rozdział :).Pozdrawiam i życzę udanego Sylwestra!

    OdpowiedzUsuń
  3. 31 grudnia 2010 o 5:32 PM

    Po pierwsze, zanim przejdę do samego rozdziału, chciałabym podziękować za powiadamianie. Cieszę się, że o mnie nie zapomniałaś ^^ Po drugie, muszę pochwalić nowy szablon, który podoba mi się najbardziej ze wszystkich, jakie dotychczas u Ciebie widziałam. Kolory ładnie się dopełniają, podoba mi się również cytat na nagłówku. A teraz przechodzę do rzeczy najważniejszych, czyli do samej notki.
    Pierwsza część – widać, że chciałaś ja jak najszybciej „przewinąć” by dotrzeć do akcji na czarnych ziemiach. Jak dla mnie, potraktowałaś ja trochę po macoszemu. Mogłaś przytoczyć fragmenty rozmowy Vegety i Goku i zrobić z tego fajny i typowy dla tych dwóch postaci dialog, w których panowie przekonują się kto jest większym kozakiem xD Na szczęście druga część jest już w całkiem innym klimacie – cały czas jest to napięcie, że gdzieś tu czyha niebezpieczeństwo i człowiek tylko czeka, czy coś zaatakuje bohaterów. Bardzo dobrze przedstawiłaś zachowanie Gotena – typowe dla niego, luzackie i troszkę bezmyślne. Goten bardzo kontrastuje z Sarą więc mam nadzieję, że się nawzajem nie powybijają xD Bardzo podobał mi sie pomysł by napastnik mówił w innym języku – zawsze to jakaś nowość. Oczywiście wszystko urywa się w najlepszym momencie, i teraz trzeba będzie czekać zastanawiając się, czy Sara i Goten sobie poradzą i czy wsparcie dotrze na czas.Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. 4 stycznia 2011 o 10:13 PM

    Droga Killall!Chciałam o to zapytać już setki milionów razy, a jednak zawsze wylatywało mi z głowy: Twój pseudonim oznacza „zabić wszystko/wszystkich” (kill all) ;p?Przechodząc do odpowiedzi…Jasne, jasne, coś o tym wiem ;p. Pewnie, każdy ma prawo do własnego zdania – upodobań nie zmienisz. Aczkolwiek, przyznam, że mnie wydaje się to dziwnie, bo erotyzm jest przecież bardzo bliski człowiekowi, co za tym idzie – nie powinien gorszyć (mówię już o ludziach dojrzałych, bo wiadomo, że tylko ci są w stanie odebrać go w zdrowy sposób). Z drugiej jednak strony: nie sprawiasz wrażenia osoby wylewnej, może to dlatego :). Hhaha, może i tak ;p. Ale skąd niby wiemy, jaki jest Trunks? W anime jego postać nie została praktycznie w ogóle nakreślona (nie biorę pod uwagę dziadowskiego GT, gdzie postaci w ogóle mi się nie podobały). Powiedziałabym nawet, że jako dziecko, był bardziej charyzmatyczny i odważny niż Goten. Dlatego też mam pełną dowolność w kreowaniu jego charakteru ;>. Och, ja też mam nadzieję, że jeszcze nie raz zaskoczę :). Zastanawiam się tylko… kiedy skończą mi się pomysły? Co wtedy zrobię ;p?!Brak motywacji – straszna rzecz. Podobnie jak rutyna, nuda… szara codzienność. Chyba nie jesteś sama, bo mnie w tym nowym roku również dopadły takie uczucia. Aż niczego się nie chce. Trzymam za słowo :). Dziękuję i wzajemnie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo, w końcu się przyznała i powiedziała, że się tam wybrała! Wiadomo, że to było nierozważne, ale kto już zna Sarę to powinien się po niej właśnie tego spodziewać, że najpierw zrobi, a potem pomyśli :)

    Uśmiałam się podczas spotkania z tym jaszczurem, zwłaszcza z końcówki, hahah! Podobała mi się ich współpraca :) w tym rozdziale Sara trochę przypominała mi Vegetę, tak samo arogancka i pewna siebie jak on. No i burczała na Gotena dokładnie tak samo jak Vegeta... praktycznie na wszystkich dookoła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chłopak parsknął, po czym wyjaśnił, o co mu chodziło dokładnie. Nawet nie pomyślałam, żeby komukolwiek powiedzieć, iż spotkałam tam Son Gohana i że tą wiedzą mogłabym go wpakować w poważne kłopoty. ---Son Gotena! :D Gdyby spotkała tam Son Gohana z pewnością wszystkich by o tym poinformowała od razu!

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!