26 września 2018

26. Ukryta moc


Przyglądałam się całej potyczce z wielkim zainteresowaniem. Starałam się jak mogłam by nie pominąć ani jednego szczegółu, wszak Goku zapewniał, iż to będzie pięknie widowisko. Oczywiście gdy już chłopak osiągnie tę swoją tajemniczą moc.
Komórczak coraz bardziej stawał się bezlitosny wobec Son Gohana i nie obchodziło go to, że ten nie chce z nim tak na prawdę walczyć. Widać miał w sobie więcej z ziemskiej matki niż z ojca wojownika.
Dzięki niezawodnym uszom Nameczana mogliśmy także być świadkami ich rozmów. Trzeba było przyznać, że ta wrodzona umiejętności szpiczastych uszu była nieoceniona.
    Ten turniej znudził mi się. – mruknął niezadowolony potwór. – Czas zmienić zasady gry.
    Co masz na myśli? – Nastolatek wyraźnie się wystraszył. – Co chcesz zrobić?
    Wy, ludzie jesteście tacy żałośni. – Niemal „słyszałam” jak przewraca oczami. – Zabiję cię, następnie zniszczę tę przeklętą planetę i każdą kolejną na mojej drodze. Będę najsilniejszy we wszechświecie!
Chyba jedyny – pomyślałam z przekąsem przewracając oczami.
Wiedziałam, że turniejowe zasady niebawem przestaną istnieć. Było to do przewidzenia w chwili gdy zniszczył matę, bo go ograniczała i bał się szybkiej przegranej z przypadku, bądź wygranej bez fajerwerków, na które tak liczył.
Mimo to nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko. Zaledwie kilka godzin temu to wszystko się zaczęło.
    Twoje niedoczekanie! – Chłopak o złotych włosach zacisnął pięść w gniewie.
Biocyborg się roześmiał, następnie z poważną już miną wycelował dłonią w chłopca. W jego oczach musiał iskrzyć dziki szał. Czy cała sceneria zaczynała nabierać dramatyzmu?
    Na co czekasz szczeniaku? – warknął – Zdenerwuj się. Szybko!
    Przecież jestem na ciebie wściekły. – zadrżał całkowicie odsłonięty.
    To nie jest to. Musisz kipieć tą złością!
Wystrzelił pocisk bez ostrzeżenia. Pół Saiyanin w ostatniej chwili uskoczył padając twarzą na rozoraną ziemię. Był coraz bardziej wycieńczony agresywnym zagraniem swego oprawcy, choć nie chciał zawieść ojca, ani myślał jednak wziąć się za porządną walkę. 
Chyba Son Goku mylił się, co do jego mocy. Przypuszczalnie ten chłopiec obrał sobie za cel nawrócenie kreatury jak to miał w zwyczaju. Jego nazbyt dobre serce doprowadzały mnie do mdłości. Czy na tej planecie wszyscy tacy byli?
W świecie Changelinga zginąłby szybko. Miał to jak w banku. Prychnęłam w duchu na myśl, że mogłabym być jemu podobna. Nie miałam najmniejszego zamiaru stać się takim uczuciowym popychadłem.
    Na co czekasz? – Komórczak coraz bardziej się denerwował postawą mieszańca. – Chcę poznać twoją ukrytą moc!
Ponownie zaatakował go nie szczędząc ani skrawka młodego ciała. Nie potrafiłam pojąć w jaki sposób chciał go wkurzyć. Doprowadzając go do nieprzytomności? To nie miało przecież najmniejszego sensu...
Może liczył na to, że gdy ten osiągnie limit cierpliwości przeciwstawi się, jak ja przed laty spod bata sługusów Dodorii? Czy właśnie to miał na myśli jego ojciec?
    On na pewno ma tę moc? – Zapytałam z przejęciem. – Przecież ledwo na nogach się trzyma. Z początku byłam skłonna ci uwierzyć, ale teraz...
Podkręciłem głową jakby miało to nadać wyrazu mego niedowierzania. Wątpiłam w zapewnienia ziemskiego Saiyana.
    Masz rację, Saro. – Wszedł mi w słowo seledynowo oki. –  Niedługo powinien się rozkręcić, dajcie mu czas. Proszę.
    I to dla ciebie jest takie oczywiste? – Przeraził się Kuririn. – Nie poznaje cię przyjacielu.
    Przecież on zaraz zginie! – Dodał Trunks nie wiedząc czy patrzeć w tę pseudo  walkę czy w przyjaciela jego matki. – Musimy mu pomóc i to szybko.
Vegeta nie przerywał obserwacji tym samym nie biorąc udziału w konwersacji. Może był pewien, że chłopak zginie, w końcu Komórczak zapowiedział, że trefny turniej się już skończył, albo szukał w tym wszystkim sensu słów swego rywala? Czy widział w nim cień szansy na sukces? 
    Niestety, Son Goku, ale oni mają rację. – Dodał swoje Szatan.
Mężczyzna głośno westchnął i spojrzał z nieukrywanym smutkiem na Nameczana.
    Ty Szatanie powinieneś wiedzieć najlepiej, że w mym synu drzemią niewyobrażalne pokłady energii. – zaczął – Widziałeś jego przebłyski gdy zaatakował nas Raditz, a był zaledwie małym smykiem.
    To prawda... – Przytaknął wracając wspomnieniami do minionych wydarzeń.
    Widziałeś w nim tę ikrę, zacząłeś go trenować pod moją nieobecność – Położył kompanowi dłoń na naramienniku obitym białym materiałem. – Nie martw się zatem o niego. Musimy tylko trochę poczekać.
    Poczekać?! – parsknęłam kpiąco. – Na co? Aż może przez przypadek obudzi się w nim jakaś niespożyta energia? To brzmi jak nonsens gdy widzę jak daje sobą pomiatać. Nawet nie użył żadnych porządnych zasobów energii. Gdzie tu sens?
Mężczyzna nic nie mówiąc skinął głową z wymownym „Wiem co mówię” po czym wrócił do oglądania poczynań swego jedynego syna, a raczej ich braku. Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzania. Czy on kompletnie postradał zmysły? Fakt, że co się wydarzyło w Pokoju Ducha i Czasu było owiane tajemnicą i jedyne co wiedziałam na pewno, cóż nie dało się nie zauważyć, że osiągnął poziom złotego wojownika, o którego nikt go nie podejrzewał przed rozpoczęciem treningu.
Zdawałam sobie sprawę, że nie pokazał wszystkiego co potrafił. Możliwe, iż sam nie miał pojęcia na co go stać. Jednak nie było widać by ukrywał jakiegokolwiek wspomnianego asa. Z resztą był równie zaskoczony jak my o wyborze kolejnego przeciwnika dla kreatury spod rąk komputera szalonego doktorka, czyli nie spodziewał się starcia z nim. Czułam się jakby wszystko stanęło na głowie.
Walczący ponownie stanęli u podnóża naszego wzniesienia. Młodzieniec ciężko oddychał przyciskając dłoń do zapewne obolałego ramienia.
    Jeśli zaraz się nie zezłościsz – Syknął Komórczak dając chwilę odsapnąć ofierze – będę zmuszony porozmawiać z tobą inaczej. Nie myśl sobie, że ci odpuszczę.
    O czym ty mówisz? – Zdziwił się Son Gohan. – Już bardziej zły być na ciebie nie mogę. Owszem nie znoszę cię, ale uważam, że mój tato trochę wyolbrzymił moje możliwości. Nie jestem taki jak on.
    W inny sposób cię rozgniewam. Chcę byś wpadł w furię. – Mogłabym przysiąc, że jego różowe oczy zabłysnęły wściekłością.
Po tych słowach wzniósł się w powietrze, może z dwadzieścia metrów, zostawiając nastolatka z wieloma pytaniami, po czym wycelował obiema dłońmi w swój cel. W mgnieniu oka skumulował potężną energię.
Wystrzelił.
Zacisnęłam na moment szczęki, ale im bliżej dzieciaka była wiązka tym bardziej cisnęły mi się jakieś niecenzuralne słowa na usta. Byłam przerażona, a przynajmniej tak mi się zdawało, gdy me ciało całkowicie zesztywniało niczym spryskane ciekłym azotem.
    To koniec. – Szepnęłam zasłaniając oczy.
Mimo wszystko nie chciałam na to patrzeć, nie byłam gotowa na tego typu sceny. Choć nie wiedziałam dlaczego, przecież nie byliśmy sobie bliscy. Nastąpił potężny wybuch, a siła uderzenia odrzuciła nas w tył. Ze wszystkich sił próbowałam utrzymać się na nogach lecz z  marnym skutkiem.  Upadłam. Gdy zrozumiałam, że jednak nie mogę pozwolić sobie na tę słabość otworzyłam oczy, po czym pośpiesznie się podniosłam by dostrzec, co się w dole wydarzyło. Podbiegłam niemal potykając się o duży, wystający głaz, byleby dojść do krawędzi by następnie rozbieganym wzrokiem zebrać jakieś informacje. 
Poniżej widać było wielki krater, to już drugi taki oraz olbrzymi kłąb kurzu i opadające zewsząd kamienie. Dołączyła do mnie zaraz reszta z niecierpliwością spoglądając na dalszy przebieg wydarzeń. Atmosfera była tak napięta, że można było zawiesić na niej toporek. Każdy wątpił, choć jednocześnie pragnął by słowa rodziciela Tobą okazały się prawdą. Poza Vegetą, oczywiście. On nie zniósł by czegoś takiego.
Komórczak był dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej głośno i szyderczo się śmiejąc. Wbrew dzielącej nas odległości doskonale było go słychać. Zupełnie jakbym stała tuż obok. Nie powiem, działało mi to na nerwy. Vegecie zresztą także.
Czy było we wszechświecie cokolwiek co nie pozwalało mu wytrącić się z równowagi? Obstawiałam nawet, że po tym turnieju, o ile przeżyjemy z frustracji osiwieje.
    Nie żyje? – Zapytałam siebie trzęsącym się głosem.
    Wysil się trochę. – Mruknął posępnie starszy brat najwyraźniej nieco zadowolony choć usiłował ukryć to.
Więc wysiliłam się by wyczuć jego słabnącą aurę, a mimo to nie zanikającą. Nie byliśmy przyjaciółmi, a jednak poczułam momentalnie ulgę. To niesamowite uczucie zdawało się podnosić mnie na duchu i dodawać wiary w tego pół ziemianina. Jakby olbrzymi ciężar spadł ze mnie pozwalając swobodnie oddychać. 
Może jednak w słowach jego rodziciela tkwiło ziarnko prawdy?
    Czuję… – Westchnęłam przymykając powieki.
–    Czyli żyje – Skwitował kąśliwie książę.
Spojrzałam na niego posępnie. Ten to zawsze musiał być nastawiony do wszystkiego tak samo. Wypuściłam wargami głośno powietrze przypominające parsknięcie.
Pył opadł, można było w końcu dostrzec, co się wydarzyło. Młody Saiyanin był nietknięty! Co nie mogło być przecież prawdziwe! Oczywistością było to, iż taka siła  zmiotła by go, zraniła, a ten? Wyglądał dokładnie tak samo jak przed uderzeniem. Gdy przypatrzyłam się dokładniej dostrzegłam, że ktoś zasłonił go własnym ciałem. Nie wiedziałam, kim była ów osoba. Choć wytężałam wzrok i umysł nic mi do głowy nie przychodziło wszak wszyscy wojownicy stali tuż obok i żaden nie wtrącił się do walki. A jednak był on. Wysoki, ba, wielki, muskularny o płomiennym zabarwieniu włosów i w nienaruszonym zielonym kostiumie.
    Istny obłęd! C16 go uratował! – Tenshin nie krył entuzjazmu po czym się roześmiał.
C16? Kim u diabła był C16? Co to w ogóle było za imię? I dlaczego przypominał mi z nazwy androidy? Czemu ocalił istnienie tego mieszańca? Czy oni się znali? Nagle tyle pytań zaatakowało moją głowę, że mogłam przypuszczać, iż z niewiedzy eksploduje.
Dostrzegłam wymalowany na twarzy brata szok. On także zdawał się wiedzieć kim był tajemniczy bohater, a mimo to, gdyby nie to, co zobaczył nigdy by nie uwierzył.
    Kto by pomyślał, że ten blaszany dziwak… – Szepnął do siebie wytrzeszczając oczy.
    Wiedziałem, że może się on na coś przydać! – Kuririn aż spuchł z dumy.
    Kto to jest ten C16? – Próbowałam się dowiedzieć.
    Widać, że Bulma pieczołowicie nad nim pracowała. – Przyznał z podziwem Trunks. – Jak zawsze niezastąpiona kobieta.
    No… – Przeciągnął Yamcha pogwizdując.
Każdy komentował nienaganną postawę osobnika wysokiego jak dąb, nawet wymieniali się swoimi myślami i domniemanymi teoriami, jednak żaden nie raczył udzielić mi informacji. Zupełnie jakby mnie tu nie było. Momentalnie zawrzała mi krew.
    HALLO! – Wrzasnęłam dłużej nie tolerując ignorancji. – Odpowie mi ktoś, do cholery?!
Wszyscy spojrzeli w moim kierunku w osłupieniu. Jak bym co najmniej urwała się z księżyca. Czyżbym była nie tylko spóźnionym ale i potwornie niedoinformowanym uczestnikiem turnieju? I co wspólnego miała z tym matka mego bratanka?
    Kto cię nauczył takiego słownictwa? – Goku nie krył zaskoczenia. – Nawet ja tak nie mówię.
    To masz problem. – Warknęłam na ten wytyk. – Życie mnie nauczyło, jasne? Więc kto to jest?
Mężczyzna na tę uwagę spąsowiał drapiąc się po głowie, Vegeta zaś wyglądał jak dumny paw i gdyby nie ograniczenia pojemność płuc pękłby jak balon.
    Jak to możliwe, że ona nie wie? – Zdziwił się Tenshin. – Przecież to żadna tajemnica.
    No właśnie? Zadałam sobie to samo pytanie.
    Bulma wzięła go na obserwację po tym jak Komórczak wypowiedział nam turniej. – Pokrótce wyjaśnił Kuririn. – Jak widać spisała się genialnie. Nawet usunęła bombę z jego ciała.
    Więc to jest jeden z cyborgów, które chciały wszystkich pozabijać?
    Nie do końca wszystkich. Był zaprogramowany do zabicia Son Goku. – Poprawił mnie Kuririn – Nie jest on człowiekiem więc nie miał takich zapędów jak humanoidy. Tylko ściśle określone cele.  Jednak udało się i to Bulmie obejść.
To wiele wyjaśniło czemu stanął po stronie chłopaka. Chciał się na coś przydać, albo zrekompensować się w nie zlikwidowaniu, bo przecież taki był od początku cel.
Cyborg roześmiał się drwiąco, a jego głos rozniósł się po pustkowiu niczym groźba. Nie trudno było się domyślić, że oznaczało to kłopoty, za pewne powalające na kolana. Wylądował delikatnie na ziemi by przyjrzeć się lepiej obecnej sytuacji. Widać było, że emanował drwiącym entuzjazmem do zaistniałej sytuacji. Nie przeraził go fakt, iż młodego chłopca uratował android stworzony z tej samej ręki co on. Czy wiedział, iż tamten nie stanowił zagrożenia?
    Zejdź mi z drogi kupo złomu. – Warknął zamachnąwszy nogą. - Doktor powinien wstydzić się tworząc taką miernotę.
Wycelował dokładnie w kark robota, a jego głowa nie wytrzymała tak potężnego uderzenia. Urwana odleciała z pół kilometra, nieopodal grupki nędznych ludzi, którzy o dziwo wciąż przyglądali się całej walce. Nie dość było im rozrywki?
Cud, że android miał tyle dobrej woli nie zabijając ich, ja bym nie odpuściła sobie na jego miejscu. Może i nie chciał zabić ich teraz, bo w końcu i tak obiecał nas zgładzić po wygranej.
    Rozwalił go! – Przeraził się Yamcha na trzęsących nogach.
    W drobny mak. – Skwitował książę będąc w niemałym podziwie wymieszanym z szokiem.
Przestałam wierzyć, że cokolwiek z tego będzie. Android zniszczony, Son Gohan na skraju swoich możliwości, a sam Son Goku wciąż powtarzał by jego syn uwolnił ze swojego ciała niezliczone pokłady energii.
Już nic z tego nie rozumiałam. Chyba nawet nie chciałam. Dochodziłam do wniosku, że ojciec zawierzył synowi, a ten nie mógł spełnić jego oczekiwań. I nie dlatego, że nie chciał, nie posiadał po prostu tych predyspozycji. Staruszek się przeliczył i z tego tytułu miał stracić zaraz dzieciaka.
Mechaniczne ciało robota padło z hukiem na ziemię, a chwilę później Gohan osunął się cicho szlochając. Zgadywałam, że stracił wiarę nie tylko w siebie, ale i szansę naprawienia świata.
    Jeśli w ten sposób nie mogę cię rozwścieczyć to przygotuje inny. – Cyborg gorzko się zaśmiał.
Zaczął skupiać w sobie ogromne pokłady energii. Niesamowite było to, że wciąż posiadał olbrzymie zasoby, a ziemski Saiyan mu w tym pomógł. Wyciągnął ogon spod pancerza  do góry, a odwłok, który mieścił się na końcu rozszerzył się, co spowodowało u mnie odruch wymiotny. Ten stwór miał w sobie jeszcze nie jedną zagadkę, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie widziałam jego poprzednich form.
Wyrzucił z siebie kilka niebieskich bezkształtnych kulek, które po chwili przybrały formę miniaturowych androidów. 
Musiałam przyznać, że wbrew opadającej szczęki ze zdumienia byłam przerażona. Czy tak zamierzał rozprawić się z nami wszystkimi? On sam załamanym Gohanem, a te małe bestie nami? 
I to wszystko w jednym czasie. Cwana bestia z tego cyborga. Policzyłam naprędce sztuki, a było ich siedem. Dokładnie tyle ilu nas obserwujących. Jednak moje pierwsze przypuszczenie okazywało się być trafne. Bezwiednie przełknęłam głośno ślinę tym samym ściągając uwagę Vegety.
Rozniósł się radosny i skrzekliwy śmiech kopii Komórczaka. Na sam dźwięk przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.
    On oszalał? Prawda. – jęknął Yamcha – Co on wyprawia?!
    Zaraz się przekonamy. – odpowiedział Vegeta z nie smakiem.
    Och, ja wiem. – Burknęłam cicho pomlaskując – Chce nas wszystkich na raz zaatakować.
Panowie jak jeden mąż przytaknęli. To było tak oczywiste. Nie marnując czasu na czcze gadanie zajęliśmy pozycje obronne. Nie wiedzieliśmy, co innego mamy czynić. Na co się szykować? Gdzie szukać logiki?
Naszego wroga odwłok na powrót przybrał normalny kształt, a ten ponownie się roześmiał.
    Może, kiedy twoi przyjaciele zginą zaczniesz swój pokaz? – Z twarzy nie schodził mu szyderczy uśmiech. – Widzisz? Dla każdego mam po jednym.
Nim mieszaniec zdążył spojrzeć na twory swego oprawcy ten obrócił się w naszą stronę rozkazując swoim „dzieciom” zaatakować i zniszczyć.
Gohan krzyknął z niezadowolenia i dezorientacji. Nie tego chciał. Jednak czy mógł to przewidzieć? Czy Komórczak miał rację co do tego w jaki sposób rozzłościć pół człowieka? Miałam nadzieję, że niebawem się to okaże, ale teraz najważniejsze było to, że mogłam wreszcie rozruszać kości. Nadążyła się okazja by sprawdzić skutki półrocznego treningu. A to oznaczało tylko jedno – zadbanie o swój własny tyłek.
Zatarłam ręce nie mogąc się doczekać starcia z klonem samego Komórczaka. 
    Ten z lewej jest mój! – krzyknęłam z entuzjazmem. – Pora się zabawić!



01 września 2018

25. Son Goku rezygnuje

Z dedykacją dla Izuni

    To jest Sara. – Przedstawił mnie Trunks z uśmiechem na twarzy.
    Moja siostra. – Dodał cicho Vegeta, a na jego twarz wypłynął szyderczy uśmiech.
Dumnie wypielam pierś szczerząc zęby. Siostra Vegety, jak zacnie to brzmi. Nie co dzień mogłam to usłyszeć.
Facet, któremu mnie przedstawiono nagle zrobił się sztywny i tylko gałkami ocznymi powędrował w stronę Saiyana. Jak nic bał się go, a za razem baaardzo nie lubił.
    To jest Yamcha i chyba zapomniał języka w gębie. – Zadrwił z niego Kuririn szturchając łokciem w bok. – Ten typ tak ma.
Wszyscy poza Vegetą i Yamchą roześmieli się. Książę jedynie zaszczycił nas perfidnym uśmieszkiem. Coś między nimi było. Jednego coś bolało, drugiego zaś cieszył obecny stan rzeczy. Później miałam zamiar wypytać.
Odwróciłam się w stronę miejsca gdzie widniała ogromna dziura zamiast maty wyczekując akcji. Dobre miejsce wybrali panowie na obserwowanie walki. Dosłownie wszystko było idealnie widać, więc można by śmiało się rozsiąść i podziwiać spektakularne widowisko, na które tak pieczołowicie się przygotowywałam.


Przeciwnicy wrócili do gry. Musiałam przyznać, że oboje fenomenalnie się poruszali. Zwody, uniki, ataki... Wszystko jakby przemyślane, czasem dopracowane, ale jak niby mieli na to czas? Byli nad wyraz szybcy i tylko wytrenowane oko miało szansę obejrzeć ten pojedynek. W pewnym momencie Goku wzleciał wysoko nad ziemię, ledwo można było go dostrzec, w dodatku to oślepiające słońce za nim tylko utrudniało widzenie.
    Cóż on szykuje? – Zastanawiał się głośno Tenshin.
    Nic dobrego. – Krzyknął poruszony Nameczan. – Chce użyć techniki rozproszenia światła.
    Co takiego? – Son Gohana zdusił okrzyk. – Przecież...
    Jest za wysoko, mógłby w ten sposób zniszczyć planetę. – Dokończył zaniepokojony Piccolo.
    Nie może być... – Nie dowierzał Kuririn. – Goku nigdy by czegoś podobnego nie zrobił. To się nie trzyma kupy.
Wszyscy mieli skwaszone bądź przerażone miny. Czy naprawdę mieliśmy się czego obawiać? Czy Saiyanin, który od dziecka bronił planety byłby w stanie ją obrócić w pył tylko po to by osiągnąć cel? Nie był Freezerem, nie był nawet Vegetą. Przecież Gohan zawsze powtarzał, że jego ojciec oddałby życie za Ziemię.
–    Sądzę, że blefuje. – Rzekłam spokojnie, a ci spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
Ot durne dziecko nie wiedzące co mówi.
Po mych słowach złotowłosy skumulował KI w dłoniach, co oznaczało, że byłam w wielkim błędzie i faktycznie był w stanie posłać wszystkich do piachu. Po plecach przeszedł mnie dreszcz. Nie chciałam umierać.
Wtedy niespodziewanie zmienił swoją lokalizację poniżej Komórczaka i wystrzelił oślepiającym pociskiem prosto w niego, w kierunku nieba.
Dało się słyszeć głośne westchnienia zebranych, w tym moje, że jednak syn Bardocka miał plan doskonały.
Oślepiający błysk zmusił nas do przysłonięcia oczu. Sekundy po tym nastąpiła eksplozja unosząca tumany piachu w górę. Przez kilka minut nie było nic widać poza Goku, który wylądował na ziemi czekając na efekt swojego dzieła. Choć część mnie oczekiwała zagłady potwora to ta druga miała nadzieję, że to nie był koniec widowiska.
    Patrzcie! – Krzyknął uradowany Yamcha. – Goku pokonał Komórczaka!
Spośród unoszącego się pyłu można było dostrzec dolną część cyborga pozbawioną reszty części ciała. Nie chciało mi się wierzyć w to co powiedział Ziemianin, z resztą wyczuwałam fale złej energii, a przecież umarli nią nie emanowali. Prawda?
Nie tylko ja to zauważyłam. Reszta stała równie napięta spoglądając na uszkodzone ciało wroga. Szatan gdyby się nie kontrolował poprzednika łby dłonie na wylot swoimi szponami.
    Mylisz się człowieku – burknęłam. – to jeszcze nie koniec.
Cieszyłam się, że nim rozpoczął się turniej nauczyłam się wyczuwać KI. Była to umiejętność wręcz niezbędna w takich sytuacjach. Bez scoutera dało się żyć, choć samo w sobie urządzenie było bardziej praktyczne. Czasami żałowałam, że się go tak szybko pozbyłam. Jednak każde cudownie  wyswobodzenie dziecko zrobiłoby to samo. 
Czarnowłosy z wrażenia aż podskoczył. Czy miał tego tam za słabszego niż był w rzeczywistości? Czy jednak po prostu w tej chwili polegał wyłącznie na swoim wzroku?
Niespełna pół minuty później twór niejakiego Gero odtworzył brakującą część uraczając sprawcę zajścia jednym z obrzydliwie cwanych uśmiechów jakie serwował światu. Niestety posiadał ważną komórkę Nameczan, a mianowicie zdolność regeneracji wyrwanych kończyn. A mogli oni tak odtwarzać się bez końca o ile ich głową nie została naruszona. Warto było czasem przyswoić sobie wiedzę, którą się karmiła Armia Specjalna przed nalotem.
Szatana Juniora dotknęło to, iż jego geny zostały w tak chamski wpisów odwzorowane, a raczej wykorzystane, bo o ile mi było wiadome szalony doktorek zagrabił sobie DNA co poniektórych osobników, by mieć pewność, że jego dzieło raz na zawsze pozbawi życia niszczyciela ich armii.
Po krótkiej wymianie zdań między walczącymi pojedynek został wznowiony. Zdawało by się, że Goku zaczął coraz to silniej napierać na wroga, niestety z każdą silniejszą techniką słabł, czego nie dało się nie zauważyć. Mimo to słyszałam komentarze jego przyjaciół, iż sobie poradzi, bo jak nie on, to kto? Również dosłyszałam, że Saiyanin zapewniał o posiadaniu tajnej karty, którą miał zamiar wydać w ostateczności, gdy nie będzie w stanie pokonać zagrożenia. Jakiego miał asa? Nikt, nawet sam Gohan tego nie wiedział.
    Uwaga! – Krzyknął Tenshin przerywając ciszę obserwatorów.
Niespodziewanie pociski przeszywające niebo pomknęły w naszym kierunku zmuszając tym samym nas do rozdzielenia się w pośpiechu. Gdy zagrożenie minęło, każdy wylądował w dogodnym dla niego miejscu, tworząc tym samym grupki. Gohan stanął na samym szczycie z Piccolo. Nieco niżej, mocno na lewo, na samiuteńkim skraju wylądował Vegeta, a wraz z nim ja. Poniżej był Kuririn z Trunksem, a na samym dole w niedużej odległości od siebie Tenshin i Yamcha.
    Wiesz o czym mówią inni? – Zagaiłam do księcia. – Podobno Goku ma jakiś plan.
    Nie. – Mruknął krótko? – Zachował to dla siebie.
    A co jest między tobą, a tym Yamchą?
    Na cholerę ci ta wiedza?
    Dla siebie. – Wzruszyłam ramionami. – Widziałam jak na ciebie patrzy. Co najmniej jakbyś zabrał mu ulubioną zabawkę.
Saiyanin zaśmiał się gardłowo i cicho nie odrywając oczu od walczących na niebie. Uniosłam pytająco brew wyczekując jakieś konkretnej odpowiedzi.
    Jakbyś zgadła. – Odparł po chwili. – Był kiedyś z tą Ziemianką.
    Jaką Ziemianką? – Nie zrozumiałam.
Mężczyzna westchnął przewracając oczami po czym spojrzał na mnie nad czymś się chwilę zastanawiając.
    Tą co ma tego bachora. – Wreszcie dodał.
    Och. – Połączyłam fakty. – Bulma była z nim, a ty ją podebrałeś.
    Nikogo nie podebrałem! – Warknął zirytowany. – Sama przyszła i jest cholernie irytująca, w dodatku za nic nie da się jej pogonić.
Nie skomentowałam tego. Może i mówił prawdę. Może, Ziemianką faktycznie sama z siebie zainteresowała się księciem, dostrzegła, że jest silniejszy i przystojniejszy? A może ten Ziemianin po prostu nie dorastał memu bratu do pięt? Nie wiedziałam i z resztą nie do końca mnie interesowała ta intryga. To były sprawy dla dorosłych, na które nie miałam czasu w swoim życiu. Z resztą Vegeta wydawał się nie być zainteresowany tą kobietą. Nawet nie wypowiedział jej imienia, ba, nie nazwał tego malca swoim synem.
Wróciłam do obserwacji zaciętej walki. Słońce coraz bardziej przesuwało się w naszą stronę, co powoli uniemożliwiało oglądanie poczynań wojaków, natomiast przeciwnicy zdawali się nie dostrzegać niczego poza sobą.
Wzlatywali, upadali, wymierzali potężne ciosy, aż huk poniósł się po okolicy. Błyskały światła pocisków, czasem to my byliśmy narażeni na ich KI co kończyło się bulwersującym komentarzem jednego z naszych.
Dostrzegałam, że Vegeta mocno zaciska pięści i gdyby nie białe rękawice stroju bojowego zobaczyła bym siniejące dłonie, lub pobielałe kostki, a może i nawet przebitą paznokciami skórę? Zęby również trzymał w żelaznym uścisku. Gdybym nie była tak skupiona na Goku i Komórczaku wyczuła bym wcześniej skaczącą jego energię. Co go tak wkurzało? Czy był wściekły na słabnącego w szybszym tempie ojca Son Gohana, czy jednak wolniej cyborga? A może spowodowane było to tym, że obawiał się, iż nie będzie mu dane zmierzyć się z tą kreaturą? Jedno było pewne – wytrącało go to z równowagi.
    Nie podoba mi się to. – Mruknął z niezadowoleniem Piccolo. – Goku za szybko traci energię.
    Za to Komórczak ma jej w nadmiarze. – Dodał Trunks.
    Co wy gadacie? – Żachnął się trzyoki. – To do Goku nie podobne. Przecież jest z nas najsilniejszy.
    Jeśli przegra jesteśmy skończeni! – Dodał z paniką w głosie Yamcha.
Atmosfera zrobiła się nieco napięta. Odwróciłam się w kierunku Gohana zastanawiając się co on na ten temat myśli, jednak milczał niczym zaklęty wpatrując się w swego ojca z zaciętą miną zaciskając mocno pięści.  Ze złości czy bezradności? Coś mi mówiło, że nie powinnam była pytać.
W tym czasie wcześniej wspomniany wojownik rozpoczął ognistą salwę celując w przeciwnika wiszącego wysoko ponad nami. Tysiące małych, złotych pocisków minęło ze światem dosięgając celu z głośnym uderzeniem. Już po kilku chwilach nie można było dostrzec cyborga. Zniknął za kłębem dymi dzielnie broniąc się przed agresywnym atakiem. Nie miałam pojęcia co Son Goku miał na celu, jednak cokolwiek postanowił nie miało żadnego sensu. Komórczak nie słabnął, a przynajmniej nie tak jak powinien.
Przetarłam oczy gdy dostałam oczopląsu od świetlistych kul. Nie wyglądało na to by atakujący miał zamiar zaprzestać swoich działań.
    Co on właściwie chce osiągnąć? – Spytałam nie rozumiejąc bezsensownego marnowania energii. – Przecież tak go nie pokona.
    Skąd mam wiedzieć? – Wzruszył ramionami Vegeta. – Najwidoczniej przegrał i nie wie jak zakończyć tę farsę.
    Przegrał? – Nie dowierzał Yamcha słysząc wypowiedź księcia. – Goku jest najsilniejszy, nie może przegrać.
Zebrani zaczęli z niezadowoleniem oraz z sporą dozą strachu dyskutować o tym co właściwie się działo z ich przyjacielem. Przedstawiali sobie „za” i „przeciw” jakby od tego zależał finał tej batalii.
Wreszcie coś się zmieniło. Energia potwora niespodziewanie wzrosła, co oznaczało, iż miał dość robienia za tarczę. Swoją mocą odepchnął ostatnie kule KI, które usiłowały go dosięgnąć po czym wokół swojego ciała wytworzył barierę niczym bańka mydlana. Z sekundy na sekundę stawała się coraz to większa. Gdy zetknęła się z pobliską skałą okazało się, że nie tylko chroniła, ale również była niebezpieczna. Zniszczyła skały powoli przesuwając się w naszym kierunku. Im była bliżej tym stawało się dla nas jasne, że może nas dosięgnąć, a nawet skrzywdzić. Kto jak kto, ale nie miałam zamiaru sprawdzać na własnej skórze czy tylko straszyła, czy jednak miała moc obcinania chociażby kończyn.
    Wy na dole odsuńcie się! – Ryknął Nameczan.
Tenshin i Yamcha, którzy stali najbliżej niszczejącej krawędzi od razu zareagowali i umknęli w tył nie pozwalając by wyładowania elektryczne ich dosięgły. Zaraz po nich odskoczył Trunks z Kuririnem. Choć bańka wciąż się rozwijała Vegeta ani myślał by uczynić choćby krok. Był głupcem, a może chciał się na własnej skórze przekonać czy aby ta technika była tak niebezpieczna? Sama przestąpiłam kilka kroków wstecz nie chcąc się dowiedzieć. Mężczyzna stał nieugięty. Wiedziałam, że się denerwuje, zdradzała go skacząca energia. Nim jednak ta dosięgła Saiyana znikła pozostawiając po sobie olbrzymie spustoszenie. Odetchnęłam z ulgą. Tym razem książę wygrał.
Syn Bardocka wylądował na rozoranej ziemi ciężko dysząc. Nawet stąd było widać, że był wycieńczony i to nie z powodu ostatniego ataku. Zwykły obserwator już mógł się domyślić, iż nadszedł kres tego pojedynku. Czy oznaczało to nasz koniec? Tak twierdzili jego towarzysze, że jeśli nie on, to nikt tego nie dokona. Nie wiedziałam co mam o tym sądzić.
    Wygrałeś! Poddaje się. – Zawołał złotowłosy. – Nie mam z tobą żadnych szans. Możesz być z siebie dumny.
Na tę wyznanie wszystkim zmiękły nogi. Nikt się nie spodziewał, że Goku złoży broń. Tego dnia zawiódł swoich kompanów i rodzinę. Mnie to zupełnie nie obchodziło. Wierzyłam w Vegetę, a także sama chciałam mieć okazję się zmierzyć z tym monstrum bez względu czy miałam jakieś szanse czy jednak mogłam sobie jedynie pomarzyć o takiej sile. Z resztą, jeśli tamci idioci kryjący się między skałami mogli stanąć przed obliczem androida, dlaczego ja bym nie mogła?
Poruszenie rezygnacją ojca Son Goku było dla niektórych traumatycznym wydarzeniem. Niemal wykłócali się ze sobą o to co teraz będą musieli począć.
    Jeśli nie on, kto? - Głośno myślał mój brat. - Choć niełatwo mi to przyznać, nawet ja nie mam siły Goku.
Spojrzałam na mężczyznę z zaciekawieniem. Nie znałam jego maksymalnej mocy, ale jeśli uważał, że był słabszy nie miałam prawa zaprzeczyć. Czy powinnam była zacząć się obawiać o swój los?
Pokonany i zwycięzca wciąż rozmawiali. Nagle Saiyanin wzleciał w naszym kierunku obdarowując nas swoim ciepłym uśmiechem. Nie wyglądał na kogoś kto właśnie się poddał, a na osobę pewną zwycięstwa. Czy to w ogóle miało jakiś sens?


    Moim następcą będzie Son Gohan. – oznajmił.
    Twój syn? – Zdziwił się zielonoskóry. – On ma w ogóle pojęcie o walce?
    Oczywiście. – Uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Jest z nas najsilniejszy. Nawet ja nie posiadam takiej energii jak on. Zapewniam cię, że nie będziesz się nudził.
Wszyscy osłupieliśmy. Złotowłosy chłopak miał walczyć? Przecież to nie miało najmniejszego sensu! A ten opowiadał jakieś brednie o niewyobrażalnej potędze nastolatka, który tak naprawdę nie lubił przemocy. Czy osiągnięcie poziomu super wojownika nie było szczytem jego możliwości? Szczerze, po tym co powiedział chciałam się przekonać na własne oczy czego nauczył się w Komnacie Ducha i Czasu. Pragnęłam poznać tę jego moc.
Syn Bardocka teleportował się klękając na jedno kolano przed swym następcą.
    Wiem, że dasz radę, synu. – Oświadczył kładąc mu dłoń na lewym ramieniu.
    Skąd wiesz, że podołam? – Chłopak był przerażony. – Dlaczego tato się poddałeś? Przecież nie wykorzystałeś całej swojej mocy.
    Żartujesz prawda? – Wtrącił się do rozmowy Piccolo. – Owszem, nie popieram pomysłu twego ojca, ale chyba nie sądzisz, że nie dał z siebie wszystkiego?
Saiyanin spojrzał łagodnie na swe dziecko, cicho się zaśmiał po czym spojrzał mu głęboko w oczy.
    Naprawdę myślałeś, że nie walczę ze wszystkich sił? – zdziwił się – Mylisz się Gohanie. Dałem z siebie wszystko i silniejszy już być nie mogę.
Wstał nie spuszczając chłopca z oczu. Słońce powoli przestawało palić co oznaczało, że nastało późne popołudnie. Zrozumiałam, że robiłam się głodna i to tylko i wyłącznie od samego patrzenia. Nie spodziewałam się przynajmniej do wieczora włożyć cokolwiek do ust. Na samo wspomnienie o tym westchnęłam ze smutkiem. Po raz kolejny żałowałam, że nie zjadłam żadnego posiłku. Tylko kto myśli o jedzeniu gdy szuka wyjścia z magicznego miejsca oraz gdy już go odnajduje? W dodatku mając spore opóźnienie.
    Uwolnij swoją moc. – Kontynuował rywal mego brata. – W twoim gniewie jest nieposkromiona energia, tylko musisz w to uwierzyć, synu.
    Nie wiem, tato? – Chłopak był wyraźnie zakłopotany.
Chyba nie wiedział co było gorsze: wieść o jego walce, czy fakt, iż miał ojca za silniejszego? Ale czy to nie oznaczało właśnie, że ma w sobie ogrom mocy? Bo przecież mógł porównywać go względem siebie.
Gdy ziemski Saiyanin usiłował wesprzeć swego następcę podszedł do nich Tenshin z niemrawą miną. W oczach miał strach mieszający się z niezrozumieniem. Z resztą kto tutaj nie trzymał nerwów na wodzy? Najgorzej radził sobie z nimi Vegeta, a może stałam tak blisko i najłatwiej było mi to dostrzec niż u innych?
    Son Goku! Chyba upadłeś na głowę! – Trzyoki nie krył swojego niezadowolenia. – Gohan to jeszcze dziecko! Nie ma z nim najmniejszych szans!
    Mylisz się przyjacielu. – Saiyanin wciąż był pewny swego. – Znam możliwości tego chłopca i wiem, że podoła. Wierzę w niego.
Na te słowa książę prychnął. Jednak nikt poza mną tego nie usłyszał. Może nie chcieli?
    Nie myślisz chyba, że jest w stanie pokonać tego potwora? – Wtrącił Yamcha – On nawet nie ma praktyki.
    Nie zapominajcie, że był na Namek. – Zabrał głos Kuririn. – Może i nie jest jeszcze zaprawiony w boju, ale zauważ, że zawsze był z nami. Przy każdej walce był, widział to i owo.
    To prawda. – Podchwycił ziemski Saiyanin. – Widział bardzo wiele, a także brał udział w paru starciach i tylko jego ukryta moc pozwała mu przetrwać. Także dziś pokaże co potrafi.
    Dla mnie to wciąż za mało. – Skwitował Tenshin wzruszając ramionami.
Tylko Trunks nie zabrał głosu w tej debacie. Nie poparł ani nie wyśmiał pomysłu wysłania nastolatka na rzeź. Dlaczego milczał? Czy było to związane z tym, że nie pochodził z naszych czasów? Może jednak mógł się wypowiedzieć? Ja byłam ciekaw każdej opinii w tym temacie.
    Nie martw się Son Gohanie. – Ojciec położył mu dłoń na ramieniu powtarzając się któryś raz z kolei. – Dasz sobie radę. Uwierz w siebie tak jak ja wierzę w ciebie.
Chłopiec jedynie ze smutkiem wpatrywał się w seledynowe oczy swego ojca i bohatera. Na pewno chciał by był z niego dumny, na pewno nie chciał okazać strachu, a jednak coś go martwiło. Wprawdzie nie znałam siły jego ciosu, jednak miałam wrażenie, że Vegeta mógłby walczyć z tym cyborgiem. Zakończyć cały ten cyrk. Wszyscy wrócilibyśmy do siebie i zapomnieli o całej tej sytuacji. Prawda? Czy ten młodzieniec miał prawo posiadać tak wielką moc o jakiej zapewniał nas jego rodzic? W jakimś stopniu chciałam by tak właśnie było, ale nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego.
    Czemu właśnie Son Gohan, a nie ty? – Zapytałam cicho brata, by nikt nas nie usłyszał.
Czarnooki zwrócił swoje oczy na mnie. Jego twarz przybrała maskę niewzruszonego. Ja swoje wiedziałam, z resztą pulsująca żyłka na skroni świetnie go zdradzała. Bardzo nie podobało mu się, że nie może w tej chwili zmierzyć się z Komórczakiem.
    A skąd mam to niby wiedzieć? – Wzruszył ramionami udając obojętnego – Jeśli chce, niech posyła tego dzieciaka na tamten świat. To już jego sprawa, nie nasza.
    Czemu od razu na tamten? – Mruknęłam kręcąc głową. – Dlaczego od razu spisujesz go na straty? Nie doceniasz go.
Wyśmiał mnie, a na jego usta wpłynął arogancki uśmieszek. Miał w nosie zapewnienia Goku, on brał za pewnik tylko to co było namacalne, to co był w stanie dostrzec gołym okiem.
    To ty nie doceniasz Komórczaka. – Rzekł powoli. – Nie wiesz, jaką mocą dysponuje, do czego jest zdolny.
    Owszem, nie wiem. Nie miałam okazji stanąć z nim do walki. – Odparłam pospiesznie. – Jednak to nie zmienia faktu, że nie wiemy na co tego chłopca stać. Nikt tego nie wie poza jego ojcem. Nie zauważyłeś, że wcale się nie wysilał po wyjściu z tej dziwnej sali? Z góry założył, że to Gohan zrówna te bestię z ziemią.
Vegeta zaczął się uważnie mu przyglądać. Czyżbym obudziła w nim jakieś śpiące do tej pory instynkty?
Kontem oka dostrzegłam, że długowłosy wojownik przysłuchuje się naszej rozmowie. Gdy odkrył, iż go nakryłam speszony odchrząknął po czym zabrał głos:
    Nie, żebym coś narzucał, ale faktycznie twój dzieciak przejawiał skłonności destrukcyjne. – Skierował swą wypowiedź do złotowłosego. – O mały włos, a zabiłby Vegetę.
Panowie spojrzeli z zainteresowaniem na mówcę. Chłopak z przyszłości zerknął ukradkiem na swego “ojca” i zdawał się szukać pamięcią jakiś opowieści, które w tym temacie zasłyszał. Kuririn nabrał pary w policzki szeroko się uśmiechając, zaś Goku cicho westchnął.
    Milcz miernoto. – Syknął wściekle Vegeta. – Pamięć mnie nie myli, że ty zdechłeś jako pierwszy i to z ręki diabelskich nasion.
Oboje spojrzeli na siebie wrogo. Zerkałam to na jednego, to na drugiego.
    Nasiona? – Parsknęłam wywijając ogonem – Poważnie?
Niemal zapomniałam, że faktycznie posiadaliśmy takowe nasiona, z których wyrastały obrzydliwe zielone stworki, na których często nasza nacja trenowała. Tym którym brudzić się rąk nie chciało wykorzystywali je do czyszczenia słabszych przeciwników.
Na szczęście nim wywołaliśmy jakikolwiek spór Komórczak przypomniał nam o swoim istnieniu, oraz zniecierpliwieniu. Ponaglił złotowłosego chłopca do walki. Wspomniany Saiyanin zdjął z siebie ciężki, treningowy płaszcz, który otrzymał po wyjściu z sali Ducha i Czasu od Szatana Juniora, następnie nie wypowiadając słowa wzbił się w powietrze i wylądował naprzeciw tworu doktora Gero.


Spoglądałam na to z lekkim dreszczykiem. Najciekawsze dla mnie było to, że Son Goku ani trochę się nie przejmował, że posłał swojego syna na śmierć, jak twierdziła większość grupy. Przełknęłam głośno ślinę i podeszłam do krawędzi by wszystko dobrze widzieć, ewentualnie słyszeć. Nie zamierzałam zgubić ani jednej chwili tego przedsięwzięcia.
Oboje przyjęli pozycje do walki.
    Komórczak! – Niespodziewanie krzyknął Goku. – Łap!
Mężczyzna rzucił czymś w jego kierunku, a zebrani wyrazili swój sprzeciw, niektórzy nawet stwierdzili, że ten postradał zmysły, że cyborg za mocno uderzył go w głowę, albo jest nad wyraz głodnym, bo wtedy w ogóle nie myśli. Okazało się, że podarował naszemu wrogowi tę tajemniczą magiczną fasolkę, która przywraca do zdrowia nawet tego, który jedną nogą siedzi już w zaświatach. Także nie rozumiałam tego, przecież był teraz zmęczony po poprzedniej bitce, a tak postawił swe dziecko przed doskonałą maszyną do zabijania. Czy aż tak był pewien wygranej tego mieszańca?
Gdy C21, bo tak na niego zaczęłam mówić wrócił do formy ruszyli na siebie. Walka wyglądała wyrównanie, kiedy bili się na pięści, potem zaczęły się uniki między mocą KI. Robiło się coraz bardziej gorąco, a może to z tych emocji mnie dopadły uderzenia ciepła? Komórczak wzniósł się wysoko, po czym wymierzył sporą wiązką energii w złotowłosego. Nastąpiła potężna eksplozja, a chłopak ustąpił dosłownie w ostatnim momencie. Każdą sekundę oglądałam pełna napięcia. Nawet nie zwróciłam uwagi gdy po cichu powtarzałam na okrętkę „Nie daj się”. Umilkłam gdy dostrzegłam na sobie wzrok brata i bez słowa wróciłam do niemego kibicowania rówieśnikowi.
    Koniec zabawy chłopczyku! – Warknął zirytowany cyborg. – Lepiej się pilnuj. Czas byś poznał smak prawdziwej walki.
Komórczak rzucił się na niego niczym wygłodniałe zwierzę i ugodził w twarz, a ten upadł parę metrów dalej. Przez chwilę miałam wrażenie, że zemdleję z emocji, a sam Gohan się nie podniesie, choć wiedziałam, że prawdziwa walka miała się dopiero rozpocząć. Złotowłosy podniósł się wreszcie z ziemi. Wytarł twarz z krwi i wypluł, tę, którą miał w ustach.
    Jesteś okrutnym potworem! – Był wzburzony, choć nie zdenerwowany. – Tak na prawdę, to nie lubię przemocy i gdybym mógł nie walczyłbym przeciw tobie, ale nie mam wyboru. Oni na mnie liczą.
    Przestań pieprzyć tylko walcz! – Warknął cyborg.
Miał dość. Chciał efektów, zapewnień Goku i wyśmienitej zabawy zanim zniszczy nasz świat na zawsze.