Z dedykacją dla Izuni
— To jest Sara. – Przedstawił mnie Trunks z uśmiechem na twarzy.
— Moja siostra. – Dodał cicho Vegeta, a na jego twarz wypłynął szyderczy uśmiech.
Dumnie wypielam pierś szczerząc zęby. Siostra Vegety, jak zacnie to brzmi. Nie co dzień mogłam to usłyszeć.
Facet, któremu mnie przedstawiono nagle zrobił się sztywny i tylko gałkami ocznymi powędrował w stronę Saiyana. Jak nic bał się go, a za razem baaardzo nie lubił.
— To jest Yamcha i chyba zapomniał języka w gębie. – Zadrwił z niego Kuririn szturchając łokciem w bok. – Ten typ tak ma.
Wszyscy poza Vegetą i Yamchą roześmieli się. Książę jedynie zaszczycił nas perfidnym uśmieszkiem. Coś między nimi było. Jednego coś bolało, drugiego zaś cieszył obecny stan rzeczy. Później miałam zamiar wypytać.
Odwróciłam się w stronę miejsca gdzie widniała ogromna dziura zamiast maty wyczekując akcji. Dobre miejsce wybrali panowie na obserwowanie walki. Dosłownie wszystko było idealnie widać, więc można by śmiało się rozsiąść i podziwiać spektakularne widowisko, na które tak pieczołowicie się przygotowywałam.
Przeciwnicy wrócili do gry. Musiałam przyznać, że oboje fenomenalnie się poruszali. Zwody, uniki, ataki... Wszystko jakby przemyślane, czasem dopracowane, ale jak niby mieli na to czas? Byli nad wyraz szybcy i tylko wytrenowane oko miało szansę obejrzeć ten pojedynek. W pewnym momencie Goku wzleciał wysoko nad ziemię, ledwo można było go dostrzec, w dodatku to oślepiające słońce za nim tylko utrudniało widzenie.
— Cóż on szykuje? – Zastanawiał się głośno Tenshin.
— Nic dobrego. – Krzyknął poruszony Nameczan. – Chce użyć techniki rozproszenia światła.
— Co takiego? – Son Gohana zdusił okrzyk. – Przecież...
— Jest za wysoko, mógłby w ten sposób zniszczyć planetę. – Dokończył zaniepokojony Piccolo.
— Nie może być... – Nie dowierzał Kuririn. – Goku nigdy by czegoś podobnego nie zrobił. To się nie trzyma kupy.
Wszyscy mieli skwaszone bądź przerażone miny. Czy naprawdę mieliśmy się czego obawiać? Czy Saiyanin, który od dziecka bronił planety byłby w stanie ją obrócić w pył tylko po to by osiągnąć cel? Nie był Freezerem, nie był nawet Vegetą. Przecież Gohan zawsze powtarzał, że jego ojciec oddałby życie za Ziemię.
– Sądzę, że blefuje. – Rzekłam spokojnie, a ci spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
Ot durne dziecko nie wiedzące co mówi.
Po mych słowach złotowłosy skumulował KI w dłoniach, co oznaczało, że byłam w wielkim błędzie i faktycznie był w stanie posłać wszystkich do piachu. Po plecach przeszedł mnie dreszcz. Nie chciałam umierać.
Wtedy niespodziewanie zmienił swoją lokalizację poniżej Komórczaka i wystrzelił oślepiającym pociskiem prosto w niego, w kierunku nieba.
Dało się słyszeć głośne westchnienia zebranych, w tym moje, że jednak syn Bardocka miał plan doskonały.
Oślepiający błysk zmusił nas do przysłonięcia oczu. Sekundy po tym nastąpiła eksplozja unosząca tumany piachu w górę. Przez kilka minut nie było nic widać poza Goku, który wylądował na ziemi czekając na efekt swojego dzieła. Choć część mnie oczekiwała zagłady potwora to ta druga miała nadzieję, że to nie był koniec widowiska.
— Patrzcie! – Krzyknął uradowany Yamcha. – Goku pokonał Komórczaka!
Spośród unoszącego się pyłu można było dostrzec dolną część cyborga pozbawioną reszty części ciała. Nie chciało mi się wierzyć w to co powiedział Ziemianin, z resztą wyczuwałam fale złej energii, a przecież umarli nią nie emanowali. Prawda?
Nie tylko ja to zauważyłam. Reszta stała równie napięta spoglądając na uszkodzone ciało wroga. Szatan gdyby się nie kontrolował poprzednika łby dłonie na wylot swoimi szponami.
— Mylisz się człowieku – burknęłam. – to jeszcze nie koniec.
Cieszyłam się, że nim rozpoczął się turniej nauczyłam się wyczuwać KI. Była to umiejętność wręcz niezbędna w takich sytuacjach. Bez scoutera dało się żyć, choć samo w sobie urządzenie było bardziej praktyczne. Czasami żałowałam, że się go tak szybko pozbyłam. Jednak każde cudownie wyswobodzenie dziecko zrobiłoby to samo.
Czarnowłosy z wrażenia aż podskoczył. Czy miał tego tam za słabszego niż był w rzeczywistości? Czy jednak po prostu w tej chwili polegał wyłącznie na swoim wzroku?
Niespełna pół minuty później twór niejakiego Gero odtworzył brakującą część uraczając sprawcę zajścia jednym z obrzydliwie cwanych uśmiechów jakie serwował światu. Niestety posiadał ważną komórkę Nameczan, a mianowicie zdolność regeneracji wyrwanych kończyn. A mogli oni tak odtwarzać się bez końca o ile ich głową nie została naruszona. Warto było czasem przyswoić sobie wiedzę, którą się karmiła Armia Specjalna przed nalotem.
Szatana Juniora dotknęło to, iż jego geny zostały w tak chamski wpisów odwzorowane, a raczej wykorzystane, bo o ile mi było wiadome szalony doktorek zagrabił sobie DNA co poniektórych osobników, by mieć pewność, że jego dzieło raz na zawsze pozbawi życia niszczyciela ich armii.
Po krótkiej wymianie zdań między walczącymi pojedynek został wznowiony. Zdawało by się, że Goku zaczął coraz to silniej napierać na wroga, niestety z każdą silniejszą techniką słabł, czego nie dało się nie zauważyć. Mimo to słyszałam komentarze jego przyjaciół, iż sobie poradzi, bo jak nie on, to kto? Również dosłyszałam, że Saiyanin zapewniał o posiadaniu tajnej karty, którą miał zamiar wydać w ostateczności, gdy nie będzie w stanie pokonać zagrożenia. Jakiego miał asa? Nikt, nawet sam Gohan tego nie wiedział.
— Uwaga! – Krzyknął Tenshin przerywając ciszę obserwatorów.
Niespodziewanie pociski przeszywające niebo pomknęły w naszym kierunku zmuszając tym samym nas do rozdzielenia się w pośpiechu. Gdy zagrożenie minęło, każdy wylądował w dogodnym dla niego miejscu, tworząc tym samym grupki. Gohan stanął na samym szczycie z Piccolo. Nieco niżej, mocno na lewo, na samiuteńkim skraju wylądował Vegeta, a wraz z nim ja. Poniżej był Kuririn z Trunksem, a na samym dole w niedużej odległości od siebie Tenshin i Yamcha.
— Wiesz o czym mówią inni? – Zagaiłam do księcia. – Podobno Goku ma jakiś plan.
— Nie. – Mruknął krótko? – Zachował to dla siebie.
— A co jest między tobą, a tym Yamchą?
— Na cholerę ci ta wiedza?
— Dla siebie. – Wzruszyłam ramionami. – Widziałam jak na ciebie patrzy. Co najmniej jakbyś zabrał mu ulubioną zabawkę.
Saiyanin zaśmiał się gardłowo i cicho nie odrywając oczu od walczących na niebie. Uniosłam pytająco brew wyczekując jakieś konkretnej odpowiedzi.
— Jakbyś zgadła. – Odparł po chwili. – Był kiedyś z tą Ziemianką.
— Jaką Ziemianką? – Nie zrozumiałam.
Mężczyzna westchnął przewracając oczami po czym spojrzał na mnie nad czymś się chwilę zastanawiając.
— Tą co ma tego bachora. – Wreszcie dodał.
— Och. – Połączyłam fakty. – Bulma była z nim, a ty ją podebrałeś.
— Nikogo nie podebrałem! – Warknął zirytowany. – Sama przyszła i jest cholernie irytująca, w dodatku za nic nie da się jej pogonić.
Nie skomentowałam tego. Może i mówił prawdę. Może, Ziemianką faktycznie sama z siebie zainteresowała się księciem, dostrzegła, że jest silniejszy i przystojniejszy? A może ten Ziemianin po prostu nie dorastał memu bratu do pięt? Nie wiedziałam i z resztą nie do końca mnie interesowała ta intryga. To były sprawy dla dorosłych, na które nie miałam czasu w swoim życiu. Z resztą Vegeta wydawał się nie być zainteresowany tą kobietą. Nawet nie wypowiedział jej imienia, ba, nie nazwał tego malca swoim synem.
Wróciłam do obserwacji zaciętej walki. Słońce coraz bardziej przesuwało się w naszą stronę, co powoli uniemożliwiało oglądanie poczynań wojaków, natomiast przeciwnicy zdawali się nie dostrzegać niczego poza sobą.
Wzlatywali, upadali, wymierzali potężne ciosy, aż huk poniósł się po okolicy. Błyskały światła pocisków, czasem to my byliśmy narażeni na ich KI co kończyło się bulwersującym komentarzem jednego z naszych.
Dostrzegałam, że Vegeta mocno zaciska pięści i gdyby nie białe rękawice stroju bojowego zobaczyła bym siniejące dłonie, lub pobielałe kostki, a może i nawet przebitą paznokciami skórę? Zęby również trzymał w żelaznym uścisku. Gdybym nie była tak skupiona na Goku i Komórczaku wyczuła bym wcześniej skaczącą jego energię. Co go tak wkurzało? Czy był wściekły na słabnącego w szybszym tempie ojca Son Gohana, czy jednak wolniej cyborga? A może spowodowane było to tym, że obawiał się, iż nie będzie mu dane zmierzyć się z tą kreaturą? Jedno było pewne – wytrącało go to z równowagi.
— Nie podoba mi się to. – Mruknął z niezadowoleniem Piccolo. – Goku za szybko traci energię.
— Za to Komórczak ma jej w nadmiarze. – Dodał Trunks.
— Co wy gadacie? – Żachnął się trzyoki. – To do Goku nie podobne. Przecież jest z nas najsilniejszy.
— Jeśli przegra jesteśmy skończeni! – Dodał z paniką w głosie Yamcha.
Atmosfera zrobiła się nieco napięta. Odwróciłam się w kierunku Gohana zastanawiając się co on na ten temat myśli, jednak milczał niczym zaklęty wpatrując się w swego ojca z zaciętą miną zaciskając mocno pięści. Ze złości czy bezradności? Coś mi mówiło, że nie powinnam była pytać.
W tym czasie wcześniej wspomniany wojownik rozpoczął ognistą salwę celując w przeciwnika wiszącego wysoko ponad nami. Tysiące małych, złotych pocisków minęło ze światem dosięgając celu z głośnym uderzeniem. Już po kilku chwilach nie można było dostrzec cyborga. Zniknął za kłębem dymi dzielnie broniąc się przed agresywnym atakiem. Nie miałam pojęcia co Son Goku miał na celu, jednak cokolwiek postanowił nie miało żadnego sensu. Komórczak nie słabnął, a przynajmniej nie tak jak powinien.
Przetarłam oczy gdy dostałam oczopląsu od świetlistych kul. Nie wyglądało na to by atakujący miał zamiar zaprzestać swoich działań.
— Co on właściwie chce osiągnąć? – Spytałam nie rozumiejąc bezsensownego marnowania energii. – Przecież tak go nie pokona.
— Skąd mam wiedzieć? – Wzruszył ramionami Vegeta. – Najwidoczniej przegrał i nie wie jak zakończyć tę farsę.
— Przegrał? – Nie dowierzał Yamcha słysząc wypowiedź księcia. – Goku jest najsilniejszy, nie może przegrać.
Zebrani zaczęli z niezadowoleniem oraz z sporą dozą strachu dyskutować o tym co właściwie się działo z ich przyjacielem. Przedstawiali sobie „za” i „przeciw” jakby od tego zależał finał tej batalii.
Wreszcie coś się zmieniło. Energia potwora niespodziewanie wzrosła, co oznaczało, iż miał dość robienia za tarczę. Swoją mocą odepchnął ostatnie kule KI, które usiłowały go dosięgnąć po czym wokół swojego ciała wytworzył barierę niczym bańka mydlana. Z sekundy na sekundę stawała się coraz to większa. Gdy zetknęła się z pobliską skałą okazało się, że nie tylko chroniła, ale również była niebezpieczna. Zniszczyła skały powoli przesuwając się w naszym kierunku. Im była bliżej tym stawało się dla nas jasne, że może nas dosięgnąć, a nawet skrzywdzić. Kto jak kto, ale nie miałam zamiaru sprawdzać na własnej skórze czy tylko straszyła, czy jednak miała moc obcinania chociażby kończyn.
— Wy na dole odsuńcie się! – Ryknął Nameczan.
Tenshin i Yamcha, którzy stali najbliżej niszczejącej krawędzi od razu zareagowali i umknęli w tył nie pozwalając by wyładowania elektryczne ich dosięgły. Zaraz po nich odskoczył Trunks z Kuririnem. Choć bańka wciąż się rozwijała Vegeta ani myślał by uczynić choćby krok. Był głupcem, a może chciał się na własnej skórze przekonać czy aby ta technika była tak niebezpieczna? Sama przestąpiłam kilka kroków wstecz nie chcąc się dowiedzieć. Mężczyzna stał nieugięty. Wiedziałam, że się denerwuje, zdradzała go skacząca energia. Nim jednak ta dosięgła Saiyana znikła pozostawiając po sobie olbrzymie spustoszenie. Odetchnęłam z ulgą. Tym razem książę wygrał.
Syn Bardocka wylądował na rozoranej ziemi ciężko dysząc. Nawet stąd było widać, że był wycieńczony i to nie z powodu ostatniego ataku. Zwykły obserwator już mógł się domyślić, iż nadszedł kres tego pojedynku. Czy oznaczało to nasz koniec? Tak twierdzili jego towarzysze, że jeśli nie on, to nikt tego nie dokona. Nie wiedziałam co mam o tym sądzić.
— Wygrałeś! Poddaje się. – Zawołał złotowłosy. – Nie mam z tobą żadnych szans. Możesz być z siebie dumny.
Na tę wyznanie wszystkim zmiękły nogi. Nikt się nie spodziewał, że Goku złoży broń. Tego dnia zawiódł swoich kompanów i rodzinę. Mnie to zupełnie nie obchodziło. Wierzyłam w Vegetę, a także sama chciałam mieć okazję się zmierzyć z tym monstrum bez względu czy miałam jakieś szanse czy jednak mogłam sobie jedynie pomarzyć o takiej sile. Z resztą, jeśli tamci idioci kryjący się między skałami mogli stanąć przed obliczem androida, dlaczego ja bym nie mogła?
Poruszenie rezygnacją ojca Son Goku było dla niektórych traumatycznym wydarzeniem. Niemal wykłócali się ze sobą o to co teraz będą musieli począć.
— Jeśli nie on, kto? - Głośno myślał mój brat. - Choć niełatwo mi to przyznać, nawet ja nie mam siły Goku.
Spojrzałam na mężczyznę z zaciekawieniem. Nie znałam jego maksymalnej mocy, ale jeśli uważał, że był słabszy nie miałam prawa zaprzeczyć. Czy powinnam była zacząć się obawiać o swój los?
Pokonany i zwycięzca wciąż rozmawiali. Nagle Saiyanin wzleciał w naszym kierunku obdarowując nas swoim ciepłym uśmiechem. Nie wyglądał na kogoś kto właśnie się poddał, a na osobę pewną zwycięstwa. Czy to w ogóle miało jakiś sens?
— Moim następcą będzie Son Gohan. – oznajmił.
— Twój syn? – Zdziwił się zielonoskóry. – On ma w ogóle pojęcie o walce?
— Oczywiście. – Uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Jest z nas najsilniejszy. Nawet ja nie posiadam takiej energii jak on. Zapewniam cię, że nie będziesz się nudził.
Wszyscy osłupieliśmy. Złotowłosy chłopak miał walczyć? Przecież to nie miało najmniejszego sensu! A ten opowiadał jakieś brednie o niewyobrażalnej potędze nastolatka, który tak naprawdę nie lubił przemocy. Czy osiągnięcie poziomu super wojownika nie było szczytem jego możliwości? Szczerze, po tym co powiedział chciałam się przekonać na własne oczy czego nauczył się w Komnacie Ducha i Czasu. Pragnęłam poznać tę jego moc.
Syn Bardocka teleportował się klękając na jedno kolano przed swym następcą.
— Wiem, że dasz radę, synu. – Oświadczył kładąc mu dłoń na lewym ramieniu.
— Skąd wiesz, że podołam? – Chłopak był przerażony. – Dlaczego tato się poddałeś? Przecież nie wykorzystałeś całej swojej mocy.
— Żartujesz prawda? – Wtrącił się do rozmowy Piccolo. – Owszem, nie popieram pomysłu twego ojca, ale chyba nie sądzisz, że nie dał z siebie wszystkiego?
Saiyanin spojrzał łagodnie na swe dziecko, cicho się zaśmiał po czym spojrzał mu głęboko w oczy.
— Naprawdę myślałeś, że nie walczę ze wszystkich sił? – zdziwił się – Mylisz się Gohanie. Dałem z siebie wszystko i silniejszy już być nie mogę.
Wstał nie spuszczając chłopca z oczu. Słońce powoli przestawało palić co oznaczało, że nastało późne popołudnie. Zrozumiałam, że robiłam się głodna i to tylko i wyłącznie od samego patrzenia. Nie spodziewałam się przynajmniej do wieczora włożyć cokolwiek do ust. Na samo wspomnienie o tym westchnęłam ze smutkiem. Po raz kolejny żałowałam, że nie zjadłam żadnego posiłku. Tylko kto myśli o jedzeniu gdy szuka wyjścia z magicznego miejsca oraz gdy już go odnajduje? W dodatku mając spore opóźnienie.
— Uwolnij swoją moc. – Kontynuował rywal mego brata. – W twoim gniewie jest nieposkromiona energia, tylko musisz w to uwierzyć, synu.
— Nie wiem, tato? – Chłopak był wyraźnie zakłopotany.
Chyba nie wiedział co było gorsze: wieść o jego walce, czy fakt, iż miał ojca za silniejszego? Ale czy to nie oznaczało właśnie, że ma w sobie ogrom mocy? Bo przecież mógł porównywać go względem siebie.
Gdy ziemski Saiyanin usiłował wesprzeć swego następcę podszedł do nich Tenshin z niemrawą miną. W oczach miał strach mieszający się z niezrozumieniem. Z resztą kto tutaj nie trzymał nerwów na wodzy? Najgorzej radził sobie z nimi Vegeta, a może stałam tak blisko i najłatwiej było mi to dostrzec niż u innych?
— Son Goku! Chyba upadłeś na głowę! – Trzyoki nie krył swojego niezadowolenia. – Gohan to jeszcze dziecko! Nie ma z nim najmniejszych szans!
— Mylisz się przyjacielu. – Saiyanin wciąż był pewny swego. – Znam możliwości tego chłopca i wiem, że podoła. Wierzę w niego.
Na te słowa książę prychnął. Jednak nikt poza mną tego nie usłyszał. Może nie chcieli?
— Nie myślisz chyba, że jest w stanie pokonać tego potwora? – Wtrącił Yamcha – On nawet nie ma praktyki.
— Nie zapominajcie, że był na Namek. – Zabrał głos Kuririn. – Może i nie jest jeszcze zaprawiony w boju, ale zauważ, że zawsze był z nami. Przy każdej walce był, widział to i owo.
— To prawda. – Podchwycił ziemski Saiyanin. – Widział bardzo wiele, a także brał udział w paru starciach i tylko jego ukryta moc pozwała mu przetrwać. Także dziś pokaże co potrafi.
— Dla mnie to wciąż za mało. – Skwitował Tenshin wzruszając ramionami.
Tylko Trunks nie zabrał głosu w tej debacie. Nie poparł ani nie wyśmiał pomysłu wysłania nastolatka na rzeź. Dlaczego milczał? Czy było to związane z tym, że nie pochodził z naszych czasów? Może jednak mógł się wypowiedzieć? Ja byłam ciekaw każdej opinii w tym temacie.
— Nie martw się Son Gohanie. – Ojciec położył mu dłoń na ramieniu powtarzając się któryś raz z kolei. – Dasz sobie radę. Uwierz w siebie tak jak ja wierzę w ciebie.
Chłopiec jedynie ze smutkiem wpatrywał się w seledynowe oczy swego ojca i bohatera. Na pewno chciał by był z niego dumny, na pewno nie chciał okazać strachu, a jednak coś go martwiło. Wprawdzie nie znałam siły jego ciosu, jednak miałam wrażenie, że Vegeta mógłby walczyć z tym cyborgiem. Zakończyć cały ten cyrk. Wszyscy wrócilibyśmy do siebie i zapomnieli o całej tej sytuacji. Prawda? Czy ten młodzieniec miał prawo posiadać tak wielką moc o jakiej zapewniał nas jego rodzic? W jakimś stopniu chciałam by tak właśnie było, ale nie potrafiłam wyjaśnić, dlaczego.
— Czemu właśnie Son Gohan, a nie ty? – Zapytałam cicho brata, by nikt nas nie usłyszał.
Czarnooki zwrócił swoje oczy na mnie. Jego twarz przybrała maskę niewzruszonego. Ja swoje wiedziałam, z resztą pulsująca żyłka na skroni świetnie go zdradzała. Bardzo nie podobało mu się, że nie może w tej chwili zmierzyć się z Komórczakiem.
— A skąd mam to niby wiedzieć? – Wzruszył ramionami udając obojętnego – Jeśli chce, niech posyła tego dzieciaka na tamten świat. To już jego sprawa, nie nasza.
— Czemu od razu na tamten? – Mruknęłam kręcąc głową. – Dlaczego od razu spisujesz go na straty? Nie doceniasz go.
Wyśmiał mnie, a na jego usta wpłynął arogancki uśmieszek. Miał w nosie zapewnienia Goku, on brał za pewnik tylko to co było namacalne, to co był w stanie dostrzec gołym okiem.
— To ty nie doceniasz Komórczaka. – Rzekł powoli. – Nie wiesz, jaką mocą dysponuje, do czego jest zdolny.
— Owszem, nie wiem. Nie miałam okazji stanąć z nim do walki. – Odparłam pospiesznie. – Jednak to nie zmienia faktu, że nie wiemy na co tego chłopca stać. Nikt tego nie wie poza jego ojcem. Nie zauważyłeś, że wcale się nie wysilał po wyjściu z tej dziwnej sali? Z góry założył, że to Gohan zrówna te bestię z ziemią.
Vegeta zaczął się uważnie mu przyglądać. Czyżbym obudziła w nim jakieś śpiące do tej pory instynkty?
Kontem oka dostrzegłam, że długowłosy wojownik przysłuchuje się naszej rozmowie. Gdy odkrył, iż go nakryłam speszony odchrząknął po czym zabrał głos:
— Nie, żebym coś narzucał, ale faktycznie twój dzieciak przejawiał skłonności destrukcyjne. – Skierował swą wypowiedź do złotowłosego. – O mały włos, a zabiłby Vegetę.
Panowie spojrzeli z zainteresowaniem na mówcę. Chłopak z przyszłości zerknął ukradkiem na swego “ojca” i zdawał się szukać pamięcią jakiś opowieści, które w tym temacie zasłyszał. Kuririn nabrał pary w policzki szeroko się uśmiechając, zaś Goku cicho westchnął.
— Milcz miernoto. – Syknął wściekle Vegeta. – Pamięć mnie nie myli, że ty zdechłeś jako pierwszy i to z ręki diabelskich nasion.
Oboje spojrzeli na siebie wrogo. Zerkałam to na jednego, to na drugiego.
— Nasiona? – Parsknęłam wywijając ogonem – Poważnie?
Niemal zapomniałam, że faktycznie posiadaliśmy takowe nasiona, z których wyrastały obrzydliwe zielone stworki, na których często nasza nacja trenowała. Tym którym brudzić się rąk nie chciało wykorzystywali je do czyszczenia słabszych przeciwników.
Na szczęście nim wywołaliśmy jakikolwiek spór Komórczak przypomniał nam o swoim istnieniu, oraz zniecierpliwieniu. Ponaglił złotowłosego chłopca do walki. Wspomniany Saiyanin zdjął z siebie ciężki, treningowy płaszcz, który otrzymał po wyjściu z sali Ducha i Czasu od Szatana Juniora, następnie nie wypowiadając słowa wzbił się w powietrze i wylądował naprzeciw tworu doktora Gero.
Spoglądałam na to z lekkim dreszczykiem. Najciekawsze dla mnie było to, że Son Goku ani trochę się nie przejmował, że posłał swojego syna na śmierć, jak twierdziła większość grupy. Przełknęłam głośno ślinę i podeszłam do krawędzi by wszystko dobrze widzieć, ewentualnie słyszeć. Nie zamierzałam zgubić ani jednej chwili tego przedsięwzięcia.
Oboje przyjęli pozycje do walki.
— Komórczak! – Niespodziewanie krzyknął Goku. – Łap!
Mężczyzna rzucił czymś w jego kierunku, a zebrani wyrazili swój sprzeciw, niektórzy nawet stwierdzili, że ten postradał zmysły, że cyborg za mocno uderzył go w głowę, albo jest nad wyraz głodnym, bo wtedy w ogóle nie myśli. Okazało się, że podarował naszemu wrogowi tę tajemniczą magiczną fasolkę, która przywraca do zdrowia nawet tego, który jedną nogą siedzi już w zaświatach. Także nie rozumiałam tego, przecież był teraz zmęczony po poprzedniej bitce, a tak postawił swe dziecko przed doskonałą maszyną do zabijania. Czy aż tak był pewien wygranej tego mieszańca?
Gdy C21, bo tak na niego zaczęłam mówić wrócił do formy ruszyli na siebie. Walka wyglądała wyrównanie, kiedy bili się na pięści, potem zaczęły się uniki między mocą KI. Robiło się coraz bardziej gorąco, a może to z tych emocji mnie dopadły uderzenia ciepła? Komórczak wzniósł się wysoko, po czym wymierzył sporą wiązką energii w złotowłosego. Nastąpiła potężna eksplozja, a chłopak ustąpił dosłownie w ostatnim momencie. Każdą sekundę oglądałam pełna napięcia. Nawet nie zwróciłam uwagi gdy po cichu powtarzałam na okrętkę „Nie daj się”. Umilkłam gdy dostrzegłam na sobie wzrok brata i bez słowa wróciłam do niemego kibicowania rówieśnikowi.
— Koniec zabawy chłopczyku! – Warknął zirytowany cyborg. – Lepiej się pilnuj. Czas byś poznał smak prawdziwej walki.
Komórczak rzucił się na niego niczym wygłodniałe zwierzę i ugodził w twarz, a ten upadł parę metrów dalej. Przez chwilę miałam wrażenie, że zemdleję z emocji, a sam Gohan się nie podniesie, choć wiedziałam, że prawdziwa walka miała się dopiero rozpocząć. Złotowłosy podniósł się wreszcie z ziemi. Wytarł twarz z krwi i wypluł, tę, którą miał w ustach.
— Jesteś okrutnym potworem! – Był wzburzony, choć nie zdenerwowany. – Tak na prawdę, to nie lubię przemocy i gdybym mógł nie walczyłbym przeciw tobie, ale nie mam wyboru. Oni na mnie liczą.
— Przestań pieprzyć tylko walcz! – Warknął cyborg.
Miał dość. Chciał efektów, zapewnień Goku i wyśmienitej zabawy zanim zniszczy nasz świat na zawsze.
~Izunia.
OdpowiedzUsuń19 lutego 2009 o 6:00 PM
Droga Killal!
Dobra, przyznaję się, nie zobaczyłabym zapewne Twojego komentarza, gdybyś mi nie zwróciła na niego uwagi ;p. Ach, gapa pogrążona we własnym świecie, w dodatku nie znająca statystyki na blogu! Tak, miło mi ;-). Uch, ciężka sprawa z tym śniegiem. Chyba każdy marzy o lecie, a jak nie, to przynajmniej o wiośnie. Ja szczerze powiedziawszy rękami i nogami przypinam się za tym drugim. Nie przepadam za wysokimi temperaturami. Za to przyroda budząca się do życia, ciepły wietrzyk i lekko przypiekające słońce, jak najbardziej ;-). Miło sobie pomarzyć… Ho, ho, nie wyobrażam sobie chodzenia po śniegu w butach o aż tak wysokich obcasach. Nie dziwię się, że przerzuciłaś się na coś wygodniejszego. O szpilkach się nawet nie wypowiem, bo to już gruba przesada ;p. Ot co. Ja obecnie – zważywszy na to, że zniszczyłam wszystkie pary kozaków – pomykam w mało gustownych, za to nieprzemakalnych traperkach xD. Szczegół, że nawet w najmniejszym stopniu nie pasują mi do stroju. Hm, pominę też fakt, iż w ogóle ich nie wiążę (za dużo gmatwania), przez co wiatr wieje mi w stopy (nie ma nic bardziej dołującego z rana niż wyjście z ciepłego domu na… tą Syberię, brr). Przyłączam się do oczekiwania na „lepsze” dni (czyt. ciepłe) ;-). O tak… Marzę o założeniu trampek, adidasów, ciżemek lub pantofli. Poza tym mam ochotę na odświeżenie garderoby ^^. A jaki jest najlepszy pretekst ku temu? Wiosną mam urodziny, poza tym trzeba kupić parę rzeczy, bo ze „starych” wyrosłam (wersja dla Mamy [tudzież innej zacnej osoby, która zechce zostać moim sponsorem], bo tak naprawdę cały czas stoję w miejscu). Taaak, moje pieniądze, które leżą w nienaruszalnym stanie od września, wreszcie zostaną należycie spożytkowane. Współczuję tego „anglikowca”. Cztery h to, jak dla mnie, stanowczo za dużo! Matko… Powodzenia w wytrwaniu ;-). Kiedyś lubiłam angielski, teraz natomiast… Moja edukacja w tym kierunku stoi w miejscu. W zastępstwie za moją wych. (która była anglistką) przyszedł niewydarzony facet. Hm, ma może 23 lata, więc spokojnie mógłby być moim bratem ;p. Nie potrafi sobie poradzić. Nie wspomnę o tym, że uczyć też nie, stąd moje braki. Wystarczy, że wspomnisz o jakiejś grze komputerowej, a lekcja z głowy. Hm, potrafi też z chłopakami gaworzyć o pornosach, o.O. Tak, warto też wspomnieć, że moi koledzy w większości są jego wzrostu i postury, a niektórzy znacznie wyżsi ;p. No cóż… Niby powinnam się cieszyć z takiego luzu, ale wiem, że w przyszłości sobie nie poradzę. Zabieram się za czytanie Twojej notki ;-). A mojej spodziewaj się jutro, lub pojutrze. Napisałabym dzisiaj, ale czeka mnie artykuł/ reportaż (na polski), mnóstwo zadań z matmy i biologia ;/. Pozdrawiam ;-). P.S. Komentarza notki spodziewaj się… za jakiś czas.
~Izunia.
Usuń19 lutego 2009 o 7:29 PM
Jejku, notka dla mnie?! Dziękuję najuprzejmiej! Zwłaszcza, że twór bardzo dobry ;-). Nie wiem, czy już Ci pisałam, ale Twoje opowiadanie najbardziej kojarzy mi się z DB. Może przez muzykę, której używasz? A może przez klimat?W każdym razie, jest do bólu dragon ball’owo. Czyli cudownie!Co prawda, gdybyś wprowadziła więcej emocji, byłoby znacznie lepiej, chociaż teraz też dobrze. Taka mała rada: powinnaś pisać w trzeciej osobie. Wtedy mogłabyś dokładnie opisywać uczucia wszystkich bohaterów, nie tylko Sary, przez co tekst zyskałby na atrakcyjności. To tylko rada, zrobisz, jak zechcesz ;-). Błędów nie wypisuję, ponieważ nie mam za bardzo czasu. Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz ;-)!
~Izunia.
Usuń20 lutego 2009 o 10:28 PM
Droga Killal!
Hm, właściwie to mam doskonale opanowane chodzenie na obcasie, bo jako mała dziewczynka wykradałam z szafy mamie buty, i pomykałam w nich po całym domu ;-). Ale ponad dziesięć centymetrów na śnieg, to przesada, jak dla mnie. A już jak jest lód, to w ogóle masakra.U mnie śnieg ma utrzymywać się jeszcze przez tydzień, przynajmniej tak twierdzą prognozy. A czy tak będzie? Zobaczymy. Mam jednak nadzieję, że marzec przywita mnie ciepłym słońcem ;-). Ojej, zapomniałam o tej książce! Ale mam zamiar przeczytać ją w najbliższym czasie. W takim razie proponuję emocje i uczucia opisywać w inny sposób. Z punktu widzenia Sary. Uch, dzisiaj miałam tylko dwie kartkówki (z angielskiego i matmy). A w najbliższych dniach, oprócz intensywnego pytania ze wszystkich przedmiotów, nic się nie zapowiada (oprócz trzech, tradycyjnych, kartkówek z ang., które facet robi na każdej lekcji, żeby sprawdzić naszą „wiedzę”). Na szczęście! Podejrzewam jednak, że za jakieś dwa tygodnie skumuluje się to wszystko i powstanie zatrzęsienie sprawdzianów ;-(.Faktycznie, nie zazdroszczę tylu „przyjemności” ;p. Pociesz się tym, że już kończysz szkołę ;-)! Chociaż z drugiej strony to musi być… smutne? Dziwne? Nie wyobrażam sobie tego dnia…
Pozdrawiam ;-)!
~Lenka
OdpowiedzUsuń20 lutego 2009 o 10:49 AM
Kochana Killall!
U mnie też pogoda jest tragiczna.Mam już śniegu dość na całe życie, a moim największym marzeniem jest lato.Ach, lato!Cóż za wspaniałe słowo! Ale przejdę do notki.Owszem, Sara ma rację.Żaden ziemianin nie jest w stanie pokonać tego potwora, jednak warto pamiętać o jednej istotnej rzeczy…Ziemianie są strasznie uparci i zarozumiali oraz dumni.Niektórzy nawet nieraz bardziej dumni, niż Vegeta. A Mr. Satan (Hercules…?) jest zwykłym pozerem (ale ma wspaniałą córkę). Taaak.Dawaj, Gohan, dawaj! ;DNigdy nie zapomnę miny Vegety, gdy syn Goku skopał tyłek Cellowi.”Pokonali mnie z kretesem… Ojciec i syn” – tego tekstu z mangi nigdy nie zapomnę.”W dodatku ten chrzaniony Kakarotto… Jak on śmiał umrzeć…” – zacisnął pięści. „Nie będę już… walczył” – i sobie poleciał.Mangi potrafię całe fragmenty na pamięć, tak mnie to wciągnęło.Ach, jak ja się lubię chwalić…XDNotka jak zwykle wyszła Ci fenomenalnie, powiem więcej – odcinek 26 jest jednym z lepszych, które napisałaś.Czytałam go cztery razy.;DProsiłabym Cię, żebyś w odcinku, gdzie Son Gohan pokonał Cella, dokładnie opisała reakcje i odczucia Vegety.Ale to tylko prośba.:)Z niecierpliwością czekam na nowy odcinek!
Pozdrawiam,
~elizabeth
OdpowiedzUsuń21 lutego 2009 o 2:43 PM
przepraszam że dopiero dzisiaj, jak się nie mylę to poprzedniej tez nie skomentowałam… tak tak elizabeth znalazła sobie pracę na ferie i stała sie pracoholikiem :)śnieg i owszem, od początku ferii nie ma dnia bez niego.wracając do notek, to obie były swietne :) nie mam niestety czasu na dłuższy komentarz (może uda mi sie coś sklecić na mój blog)
pozdrawiam
~crysania
OdpowiedzUsuń21 lutego 2009 o 3:29 PM
Notka bardzo fajna :) Tak się składa, że ostatnio oglądałam odcinki z Komórczakiem i trochę na bierząco jestem.A wracając do notki, to Sara trochę się spóźniła, skoro Goku już kończył walkę. I ominęła ją ‚walka’ Herkulesa :) Teraz kolej na Gohana, ciekawe czy Sara też zmierzy się z potworem. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.Pozdrawiam serdecznie :)history-of-trunks
~Bryonly
OdpowiedzUsuń21 lutego 2009 o 8:01 PM
Droga Killall!
To jedna z Twoich najlepszych notek! ;DZauważyłam,że raz napisałaś ,Saiyanin’ z małej litery, ale poza tym jest w porządku ;). Nie jestem specjalistką od błędów, sama dużo ich robię ;P.Muzykę dobrałaś wspaniale ;).Ha! Wreszcie zaczęła się walka z Komórczakiem! ;)Mam nadzieję,że Gohan sobie…nie poradzi. I,że do walki wtrąci się Sara lub Vegi. Wiesz gdyby Gohan wygrał to..byłoby to zbyt przewidywalne – jak dla mnie.
Pozdrawiam! :)
~Mihoshi
OdpowiedzUsuń28 czerwca 2010 o 6:05 PM
Walka z Komórczakiem to jedna z moich ulubionych, a miny Teamu Z kiedy rezygnuje Goku – bezcenne xD Ciekawa jestem, czy i w twoim opowiadaniu wszystko potoczy się bez zmian, czy przygotowałaś jakieś niespodzianki.
Kochana Killall!
OdpowiedzUsuńDziękuję za wskazanie literówek, od razu poprawiłam, żeby nie zapomnieć. ;)
Bardzo mi miło, cieszę się, że opowiadanie tak wciąga, ja ze swojej strony robię wszystko, żeby oddać klimat DB i pogłębić ten świat najbardziej, jak umiem. ;) Od lat nie potrafię tego zostawić (i nie chcę!) :D
Odcinek był szybciej, kolejny może tak samo, bo ostatnio odzew Czytelników mnie zaskakuje, chyba to kwestia zaaklimatyzowania na nowym blogu, ogarnięcia tego dziwnego logowania przy komentowaniu i ogólnie zmian witryny. Teraz powoli wszystko idzie do przodu. ;)
Trunks ma upór po matce i wytrwałość po ojcu, chociaż wewnętrznie go to rozbiło, nie przyzna się do tego i zrobi wszystko, żeby zepchnąć traumatyczne wspomnienia w głąb siebie.
Spokojnie, już szykuję ich kolejne spotkanie, tym razem zupełnie inne niż dotychczas. :D
Vegeta to zdolny, choć narwany uczeń, a może raczej samouk, a co do opanowania KI-teleportacji i skopania tyłków odpowiedzialnym za klątwę, to zobaczymy, zobaczymy. :D
Weny nie brakuje, przez ostatnie dwa lata mam jej wręcz nadmiar, chyba jeszcze nigdy nie pisałam tak regularnie i tak dużo.
P.S. Dziękuję, oczywiście pozdrowię. ;)
Dokładnie, jak Wena przychodzi, to nie ma opcji, żeby nie skorzystać, ja nawet nie mając czasu wręcz muszę (!) usiąść i pisać, choćby na kartce czy w komórce w autobusie. ;p
OdpowiedzUsuńWiększość znika na zawsze. Z długoterminowych blogów, pozostałyśmy chyba tylko my dwie. Reszta zniknęła bez pożegnania, bez jakiegokolwiek słowa. Smutne.
Haha, no u mnie to jest obecnie mnóstwo wątków z wiedźmą, a przecież wcześniej opisywałam początki V&B, perypetie z Trunksem, z Brą, także tematów nie brakuje. ;) Kto wie, czy za 10 lat nie będę wciąż pisać. :D
Ja w sumie nawet nie mam czasu myśleć nad szablonami, przenosiny na nowego bloga zajęły i tak zbyt wiele godzin, to był koszmar. ;p I mam dość wystrojów na jakiś czas, u Ciebie za to co nie wejdę, to jakieś zmiany, szalejesz. :D
P.S. Zapomniałam napisać, że A. pozdrawiała ;)
OMG! 😍
OdpowiedzUsuńPamiętam, jaka ja byłam przejęta za dzieciaka, jak ogladalam to za pierwszym razem i w ogóle nie rozumiałam decyzji Goku, w ogóle, a w ogóle!
Zresztą wciąż mną targają emocje, jak sobie o tym myślę! I wciąż nie wiem, czy uważać go za geniusza czy za wariata przez to, co zrobił. W ogóle ja jestem zdania, że Piccolo to prawdziwy ojciec Gohana, bo nieważne, kto spłodził, ważne kto wychował 🤪🤭
No baaardzo mi się podobał ten rozdział! W ogóle był idealnie przedstawiony - z punktu widzenia nastoletniej dziewczynki, która zwraca i nie zwraca uwagi na rzeczy ważne dla starszych; widać jej wolę walki, widać jej zaangażowanie, uwielbiam jej poczucie humoru 😍
Vegeta mnie wkurzał w tym rozdziale strasznie, to jak się wypowiadał o Bulmie i swoim synu i w ogóle ta jego arogancja mnie irytowała. To jego wina, że Goku musiał się zdecydować na taki krok, bo mu się lepszej walki zachciało, dureń jeden, pajac zadufany 😡 zawsze najgłośniej szczęka, a później dostaje bęcki!
Hah! : D
OdpowiedzUsuńPadłam przez ten komentarz. Liczę jednak na to, że Vegeta ochroni swoją rodzinkę.
A tak swoją drogą ten uśmieszek też był super oddaniem jego reakcij. Mimo wszystko wygrana nad Yamchą sprawia mu satysfakcję. ach ten Vegeta!
Przecież dumny książę nie będzie się tłumaczyć z przelotnego romansu jakiemuś dzieciakowi 🫣, nawet jeśli to rodzina. Za młoda na to, a on sam jeszcze nie wie.co się dzieje z jego emocjami, uczuciami 🙈
UsuńKillall swoją drogą ciekawe czy będziedz rozwijać tu ten poboczny wątek
Usuńogólnie to czego nie ma w głównej fabule znajdziesz w bonusach, na które serdecznie zapraszam! Póki co, to Ty masz do zaliczenia jeden, ten po 16 odcinku. i fajnie jest je czytać wtedy kiedy wskaże to w opowieści :) są one w osobnej ksiązce. tu niestety linki nie działają, na blogu mam po prostu odnośnik i po odcinku można się od razu przenieść do bonusu. one biorą udział w opowiadaniu również. z różnych względów nie mogą być w głównej treści. :p albo i mogą, ale nie chciałam już za bardzo mieszać 🙈
Usuńten bonus się nazywa rodzinne więzy. Taki pierwszy naprowadzający na relacje Vegety i Sary ;)
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, bardzo ciekawe dlaczego Son goku tak postanowił, dlaczego się poddał?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza