31 października 2019

42. Super wojownicy

Z dedykacją dla Snake'a

Słońce było już wysoko na niebie, na oko gdzieś w połowie drogi do zachodu. W ogrodzie przy Capsule Corporation, ćwierkały przeróżne ptaki. Było także słychać różnorakie odgłosy żyjących tam zwierząt. Od Trunksa do wiedziałam się, że rodzice Bulmy uwielbiali stworzenia i co rusz przygarniali znajdy. Teraz byli starzy i niczym innym już się nie zajmowali – poza tym bajecznym ogródkiem. Ojciec zrezygnował z badań oraz wszelakich czynności laboratoryjnych. Firmą całkiem zajęła się Bulma, a ostatnimi czasy usiłowała wplatać to syna. Miałam wrażenie, że życie tej rodziny nieco odbiegało od tej, którą miałam okazję spotkać. Pierworodny Vegety nie był też tym samym chłopakiem, którego poznałam z przyszłości. Może właśnie taki miał być ten mały brzdąc, którego chowała niebieskooka? No i ta córka – istna kopia matki. Cóż, te informację winnam była zachować dla siebie.

Zastanawiałam się przede wszystkim co się wydarzyło po moim odlocie. Czy bardzo zmieniłam przyszłość przeszłości z powodu swojego kaprysu? Miałam teraz okazję dowiedzieć się wszystkiego! Czy nie było to moim wielkim szczęściem? Miałam nadzieję, że nie przekleństwem.

Nieopodal siedział mój brat wygrzewając się na słońcu. Mówił, że lubi tu siedzieć i nasłuchiwać natury przed treningiem co było dla mnie zaskakujące, gdyż książę jakiego znałam miał w głębokim poważaniu przyrodę.

—    Powiedz mi... – zawahałam się obawiając się odpowiedzi – Son Goku żyje?

Książę spojrzał na mnie z dziwną miną. Sprawiał wrażenie zaskoczonego tym pytaniem. Zapewne zastanawiał się skąd znam to imię nim przypomniał sobie, że to ja ponownie wysłałam go na Ziemię, a raczej zachęciłam do tego i to nie w celu zemsty po sromotnej porażce.

—    Nie wiem – rzekł szorstko wzruszając przy tym ramionami – W nosie mam tego pajaca.

—    Muszę wiedzieć – nie dawałam za wygraną – Żyje?

Gdybym pamiętała jego KI sprawdziłabym, o ile w ogóle by była namacalna, a ja nic kompletnie nie wyczuwałam. Nikogo, jakby żyjący na tej planecie Saiyanie, pół Saiyanie, ludzie czy inne rasy wojowników specjalnie utrzymywały poziom mocy na najniższym z możliwych – nie do wyczytania.

—    Co to za przesłuchanie?

Wypuściłam z niezadowoleniem powietrze z płuc kręcąc przy tym głową. Złośliwy to on był wciąż i niezmiennie.

—    W zasadzie to tak – odparłam z uśmiechem na twarzy – Pokonałam Frezera, w walce narażając własną skórę. Więc tak, należą mi się jakieś informacje. To, że tu jesteś jest także w jakimś stopniu moją zasługą!

Na tę uwagę książę prychnął z dezaprobatą przywracając przy tym oczami. Trochę wyolbrzymiałam, ale jak inaczej miałam skłonić go do gadania?

—    Zamiast tu osiąść mogłeś ich przecież zlikwidować! – kontynuowałam – Taki był twój przecież plan po przegranej walce z Goku i jego kompanami.

Tym razem to Vegeta westchnął ciężko mając chyba dość moich wywodów. Czyżby jego siostra nie odbiegała zbytnio od mego charakteru?

—    Ja go nie zabiłem, jeśli o to ci chodzi – burknął na odczepne – Więc jest szansa, że jeszcze dycha.

Ponownie wygodnie się usadowił na swoim krześle ogrodowym łapiąc kolejną porcję ciepłych promieni największej z gwiazd tego układu. Jego historię miałam w planach wyciągnąć, lecz w tej chwili istotne były tylko szczegóły, z resztą książę nie należał do osób wylewnych, a zbieranie informacji od niego było sporą gimnastyką.

—    Jesteś super wojownikiem? – zadałam kolejne pytanie będące na mojej liście.

—    Jestem.

Jego ton zdawał się być obojętny, a on sam nie kiwnął nawet palcem bym uwierzyła w jego słowa. Tak to i ja mogłam mówić. Choć potrafiłam się przemienić to nie dane mi było uczynić tego zbytnio wiele razy, więc i przemiana nie następowała tak ekspresowo jak robili to Goku czy Vegeta w moim świecie.

—    Udowodnij! – syknęłam w tonie niedowiarka.

Jednak nie czekając aż wstanie wybiegłam z ogrodu tak szybko, że zwykły śmiertelnik uznałby, iż zniknęłam. Wydostałam się na trawnik przed domem zatrzymując się prawie przy drodze. Nie musiałam na szczęście długo na niego czekać. Chwilę po moim przybyciu stał przy drzwiach i wpatrywał się swoim obojętnym wzrokiem. Jakbym wcale nie robiła na nim żadnego wrażenia. Cóż, pewno nie musiałam tutaj, gdy już sam osiągnął wiele.

—    Pokaż co potrafisz – nakazałam gestem ręki.

Saiyanin uśmiechnął się do mnie z kpiną, co oznaczało tylko jedno – Vegeta naprawdę był super wojownikiem tylko z niewiadomych powodów nie kwapił się do przemiany. Wiedziałam więc, że to nie uległo zmianie, co wprawiało mnie w lepszy nastrój. Chcąc zmienić przeszłość nie zamierzałam tego zniszczyć.

Zacisnął pięści unosząc je na wysokości pasa uginając ręce w łokciu. Zaczął powoli koncentrować moc. Miałam wrażenie, że na tyle bym nie dostrzegła różnicy w jego sile. Miał pecha, czułam jego minimalnie rosnącą moc, choć nie dałam tego po sobie poznać. Nie musiał wiedzieć, że potrafiłam odczytywać KI, jak i tego, że to Goku mnie tego nauczył. Jego siła ciosu stawała się coraz to większa toteż wyszedł z obrębu drzwi na trawnik by nie uszkodzić elewacji. W momencie stała się niemalże namacalna. Czy była większa od mocy mojego brata? Na to pytanie nie umiałam sobie jeszcze odpowiedzieć. Poczułam dziwne ukłucie na twarzy, a chwilę po tym rozbłysło się złociste światło. Stanął przede mną nie kto inny jak dumny super wojownik – książę Saiyan.

—    Brawo! – klasnęłam powoli w dłonie z szerokim uśmiechem –  Teraz powiedz, czy Son Goku także jest super wojownikiem?

—    Owszem – prychnął – Jednak ten pajac nie dorasta mi do pięt! 

Zaśmiałam się. On nawet tutaj się tak bardzo nie zmienił. Po chwili wrócił do pierwotnej formy rozglądając się uważnie na boki, jakby miał się kogoś spodziewać. Pytaniem było czy faktycznie posiadał większą siłę od syna Bardocka, czy tylko tak gadał. Postanowiłam się spotkać z ojcem Son Gohana by dowiedzieć się jak udało mu się otrzymać ten poziom po tym jak nie dane mu było poznać Freezera. Musiałam się tego dowiedzieć bez względu na to ile czasu tutaj miałam zabawić dodatkowo, a nie planowałam długo.

Nie czekając ani chwili wtargnęłam do posiadłości o kształcie wielkiej kopuły by odnaleźć w nim Trunksa, który by wskazał mi drogę do miejsca, w zamieszkania drugiego Saiyanina. Niesyty na Vegetę nie miałam co liczyć. Widać było od razu, że nie pała entuzjazmem do tego Saiyan i to zdecydowanie bardziej niż mój brat. Kiedy otrzymałam informację gdzie mam się kierować od razu ruszyłam. Byłam strasznie podekscytowana, a za razem zmieszana. Nie znałam przyczyny jego przemiany. W moich czasach udało się mu to dzięki Freezerowi, który zabił jego przyjaciela – Kuririna. Ja tę możliwość zabrałam mu sprzed nosa z myślą tylko i wyłącznie o swoich zachciankach. Zastanawiałam się czy warto było pakować się w tę historię tuż po śmierci Changelinga i choć w mym sercu gościła radość, nie brakowało w niej czegoś na kształt wyrzutów sumienia. Trunks zmienił swoją przeszłość bo Bulma go prosiła. Nie mogła znieść faktu, iż nie ma istoty na Ziemi, która by mogła ich chronić, a ja? Ja miałam tylko przeszłość… Myślałam tylko o sobie. Zmieniłam przyszłość…

—    Ktoś za mną leci? – zamyśliłam się zerkając za siebie.

Wyczułam znajomą energię. Nieco zwolniłam by ów osobnik mnie dogonił. Kiedy był już blisko gwałtownie się zatrzymałam, a ten mnie wyprzedził. Byłam zdumiona jego obecnością.

—    Vegeta?

On również zahamował i nie odwracając się powiedział, że musi to zobaczyć i nie puści mnie samej, bo jestem tylko dzieckiem. Dzieciakiem, które zagubiło się w czasie. Westchnęłam przewracając oczyma oraz załamując ręce po czym ruszyliśmy bez słowa do domu Son Goku. Będąc na miejscu delikatnie wylądowałam nieopodal, książę zaś stanął dużo w tyle, zauważyłam już wcześniej, że gdziekolwiek jest utrzymywał dystans. Ten Vegeta także tak czynił. Podeszłam niepewnie do drzwi, czułam jak ciało mi drżało. Nie miałam pojęcia co mnie mogło czekać, tylko nie rozumiałam skąd we mnie nadmiar emocji. Stałam na wprost drzwi i zastanawiałam się co właściwie miałam robić? Czego oczekiwać?

Dom był malutki w porównaniu do tego w dużym mieście. W Capsule Corporation można było się zgubić. Ten przynajmniej wyglądał urokliwiej i zdecydowanie swojsko. Tak, tutaj można było spokojne żyć, a trenować wśród natury. Czy to był jeden z powodów, dzięki któremu Goku był zawsze o krok przed Vegetą? Choć się nie spodziewałam na mnie otwarta przestrzeń działała pobudzająco. Po oczyszczającym wdechu wyciągnęłam rękę by złapać za klamkę. Czas było poznać parę odpowiedzi.

—    Tu jestem – odezwał się niespodziewanie głos.

Odwróciłam się mechanicznie szukając nadawcy. Siedział on na dużym pniu spoglądając w dal. Jak długo nas obserwował?

—    Czekałem.

Przez moje ciało przebiegł dziwny dreszcz. Nie umiałam określić jak właściwie się czułam. Na pewno zdenerwowanie pomieszane z ekscytacją. Tyle mnie zapewne tu czekało niewiadomych. Siedział sobie tak zwyczajnie i oczekiwał właśnie mnie? Ten Goku odziany był w najzwyklejsze ziemskie ciuchy – luźne spodnie w odcieniach szarości i biały podkoszulek podkreślający jego mięśnie ramienia. Zdecydowanie lepiej prezentował się w swoim pomarańczowym gi.

—    Czekałeś? – prychnął Vegeta zabierając głos pierwszy.

—    Wyczułem nieznaną mi energię, później twoją, Vegeta. – wyjaśnił spokojnie – Chciałem ruszyć ci na spotkanie – tu spojrzał na mnie – ale wkrótce wiedziałem, że tu lecicie, do mnie więc zostało mi zaczekać na was.

—    Nie myśl sobie, że to jakieś towarzyskie spotkanie, pajacu – syknął mój brat –
to nie czas na pogawędki.

—    Jak zwykle nie w sosie – zaśmiał się młodszy Saiyanin – Ty, Vegeta nigdy się nie zmienisz.

Uśmiechnęłam się w duchu. Hasło „Ty, Vegeta nigdy się nie zmienisz” sprawiło, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Dodawało mi to takiej małej otuchy. Książę Vegeta, zawsze taki sam. Nie ważne co by się wydarzyło, Vegeta niezmiennie ten sam zatwardziały wojak.

—    To ja mam do Ciebie sprawę, a on po prostu za mną poleciał. Podobno z ciekawości. – zabrałam w końcu głos – Przyleciałam dowiedzieć się czy możesz zamienić się w super wojownika kiedy tylko zechcesz. Wiem, że brzmi to żałośnie, ale dla mnie to bardzo ważne.

—    Super wojownik – zamyślił się spoglądając w niebo.

Ponownie skierował się w stronę przyrody tak jak i swoje myśli. Jakby szukał tam czegoś. Może znaku?

—    Odpowiedz! – zniecierpliwiłam się gdy jego milczenie nazbyt się przedłużało – Muszę to wiedzieć!

Mężczyzna powoli podniósł się spoglądając przez chwilę na swoje adidasy. Były brudne od trawy i błota, także mocno znoszone. Nic dziwnego, tu w górach nie trudno o brudne buty. Mieszkali w pięknej okolicy i teraz, gdy czekałam na jego odpowiedź rozejrzałam się zauważając, że obok stał jeszcze jeden dom, dwa razy większy od tego, w którym pomieszkiwał Saiyanin. Son Goku uśmiechnął się do mnie w dość specyficzny sposób. Tak jakby chciał udowodnić mi coś w co nie byłam w stanie uwierzyć. Ale w co?

—    Dobrze, pokarze ci, ale tylko przez chwilę.

Ułożył się w pozycji gotowej do transformacji. Na ten moment właśnie czekałam! Poczułam w powietrzu silną energię. Jaką mocą dysponował? Czy była większa od tej, którą posiadał w moich czasach? Czy Vegeta był naprawdę silniejszy od niego? Czy może oboje byli silniejsi ode mnie? Niewątpliwie moje rozmyślania miały za chwilę otrzymać odpowiedź, na co bardzo liczyłam. Jego moc nagle wzrosła, uderzyła mnie z dużą siłą, następnie rozbłysło się złociste światło. I zobaczyłam dokładnie to co chciałam ujrzeć – super wojownika we własnej osobie. Kiedy tylko wyczułam spadającą KI ojca Gohana niemal z krzykiem zażądałam by nie wracał do pierwotnej formy, jeszcze. Jego grymas świadczył o niezadowoleniu.

—    Teraz twoja kolej – spojrzałam surowo na Vegetę – Także stań się złotowłosym.

Książę prychnął wyrażając swoje oburzenie. Ja, taka gówniara mam czelność coś mu kazać?

—   Chcę porównać wasz poziom. 

Choć nie znałam go, wiedziałam że i tak to zrobi, jego ambicji nie można było podważać.

—   Nie powinniśmy tego robić – Goku zwrócił się do rywala gdy ten postanowił podnieść rękawice.

—   Nie bądź taki strachliwy – burknął książę zaciskając pięść.

Tak oto w przeciągu paru chwil stałam przed złotowłosymi mężczyznami. Ich moc nie wskazywała by ją całkowicie odkryli, wiedziałam, że stać ich na dużo, dużo więcej. Jednak z tego co mi okazali Vegeta miał rację – był silniejszy od Son Goku, a to wszystko pewno dlatego, że tamten nie spotkał w swoim życiu Freezera. Nie wiedział zapewne, że ktoś taki jak Changeling kiedykolwiek istniał. Zmieniłam zbyt wiele w ich życiu, choć udało mi się, by później się nie pozabijali. A może to już nie moja zasługa? Zapewne za dużo sobie przypisywałam.


Nie mówiąc ani słowa zaczęłam kumulować w sobie olbrzymie pokłady energii. Chciałam pokazać im całą swoją moc. Pragnęłam by Vegeta wiedział ile potrzeba mi było mocy by zlikwidować Freezera, a temu drugiemu, że tam skąd przybywam moja potężna moc jest niczym, bo są silniejsi ode mnie. Miałam także nadzieję, że tym samym zachęcę ich do ukazania swojej pełnej KI, którą tak skrupulatnie ukrywali. Obaj zerkali na mnie z niedowierzaniem, a czasem też i na siebie tym samym pytającym wzrokiem. Czy zastanawiali się nad moimi zamiarami? Sądzili, iż chcę ich zaatakować? Owszem, pragnęłam z każdym spróbować swych sił, ale nie miałam żadnych niecnych planów! Emanowała ze mnie potężna energia. Kamienie, które znajdowały się wokoło uniosły się ku górze, ziemia pod stopami kruszyła się, a ciało oplecione było pojedynczymi elektrycznymi wyładowaniami. Czułam silny powiew mocy, niczym rześki wiatr. Musiałam przyznać, że była ciut inna od tej, dzięki której ocaliłam świat Saiyan.

—    Przestań! – krzyknął z przejęciem Son Goku.

Nie usłuchałam. Dalej kumulowałam w sobie niezliczone pokłady energii. Sama byłam ciekawa ile jeszcze jej w sobie mam. Nigdy wcześniej tyle nie osiągnęłam…

—    Powiedziałem dość!

Jak na komendę Vegeta na powrót stał się brunetem znowu rozglądając się po okolicy, a mężczyzna, który usiłował mnie ugasić nie wytrzymał i nabrał więcej mocy i ruszył na mnie jak burza. Ani drgnęłam tylko się uśmiechnęłam, że choć jeden z nich podjął się potyczki. Jednak im bliżej był dostrzegałam w jego morskich oczach przerażenie. Czemu? Czy uważał mnie za wroga? Tylko dlaczego?

—   Saiyanko skończ! – dodał pospiesznie niższy z mężczyzn – To nie miejsce na tego typu zabawy!

Ale ani myślałam odpuścić! Takiej okazji nie mogłam sobie przepuścić! O nie. Niech się dzieje co ma się dziać!