19 sierpnia 2022

83. Lewy podbródkowy


Pogoda była idealna – bez wietrznie, nie za gorąco. Siedziałam na dachu liceum Pomarańczowej Gwiazdy i czekałam na Gohana. Chciałam zobaczyć go w tym zabójczym stroju. Uważałam, że to idiotyczne, ale on prawdopodobnie chciał być nowym super bohaterem. Takim jak z komiksów, które zdążyłam przejrzeć z Trunksem. Cóż, musiałam się przekonać na własne oczy. Kiedy wreszcie wylądował z drugiej strony dachu wyskoczyłam do niego z wielkim uśmiechem i oczywiście go wystraszyłam. Nie spodziewał się mnie.

—     Wyglądasz komicznie. – Z trudem powstrzymywałam śmiech. – Naprawdę potrzebny ci ten... kask?

—     Och, witaj Saro. – Uśmiechnął się spod pomarańczowego hełmu z antenkami. – Co ty gadasz? Ten strój jest fantastyczny.

—     Proszę cię. – Skrzywiłam się. – Wyglądasz jak jakiś klaun. Zapuszkowany w dodatku.

Saiyanin wcisnął guzik w zegarku, a jego strój zmienił się w zwyczajny, co prawda też nie najlepiej wyglądający. Jego matka w ogóle nie miała gustu, o czym nawet wspominała Bulma, więc skąd on mógłby go mieć? Choć jak sięgnęłam pamięcią… Te białą koszulę co nosił kiedyś, lubiłam i się dobrze komponowała ze złotem jego włosów.

Ruszyliśmy schodami w dół na zajęcia, a zaraz miał zadzwonić dzwonek.

—     Najważniejsze, że nikt mnie nie pozna, a ty masz uprzedzenia z czasów niewoli. – Zauważył. – Wiesz co? Wczoraj go nawet przetestowałem.

Spojrzałam na niego pytająco. Oczywiście, że chciałam wiedzieć co się wydarzył dnia poprzedniego. Miałam jedynie nadzieję, że nie będzie kazał mi długo czekać i opowie wszystko ze szczegółami. A co do uprzedzeń – miał rację. Wielu żołnierzy Freezera nosiło nieco podobne, aczkolwiek w odcieniach bieli.

—     Jacyś piraci drogowi, wiesz nic specjalnego. – Machnął ręką z delikatną krępacją.

—     Zrobiłeś im coś? – Próbowałam wyciągnąć z niego więcej informacji.

Gohan zrobił taką minę jakbym nagle uwierzyła, że stał się złoczyńcą i postanowił straszyć Ziemian.

—     Poprosiłem by się stosowali do kodeksu drogowego. – Wyjaśnił powoli. – Nic nadzwyczajnego.

Chyba ich zagadał na śmierć. Odwidziało mi się słuchać się tej opowieści. W sumie spodziewałam się czegoś lepszego, a on po prostu dał im lekcje kultury na drodze. Nie do wiary! Zaczynałam mieć wrażenie, że jego pójście do szkoły poprzestawiało mu klepki, ale wolałam tego nie mówić na głos. Musiałam go naprawić, taki chyba był mój cel jako przyjaciółki, a wiedziałam, że walka z jego rodzicielką nie będzie należeć do łatwych.

—     To zanudziłeś ich na śmierć. – Bąknęłam. – Czy tym zajmuje się miastowy bohater?

—     No właśnie... – Westchnął ciężko. – Ich lekceważące zachowanie zirytowało mnie i...

Chłopak poczerwieniał, a mnie zaświeciły się oczy. Coś się wydarzyło, Gohan się wkurzył!

—     Nie gadaj! – Nie kryłam zdumienia. – Zrobiłeś im coś?

Jednak nie było z nim aż tak źle jak sądziłam. Coś tam jeszcze zostało ze starego przyjaciela. Kiedy piraci drogowi go wyśmiali ten się zdenerwował i ich nastraszył swoją siłą, a dokładniej tupnął na tyle mocno nogą w podłoże, że te spękało i przeraziło krnąbrnych mężczyzn. Teraz mogłam być troszkę spokojniejsza o niego. Kamień spadł mi z serca, nie ma co.

—     Czyli po prostu chciałeś się przedstawić, a oni cię wyśmiali i... to wszystko?

Rzuciłam mu szybkie podejrzliwe pytanie.

—     W sumie, to tak. – Zamyślił się na chwilę a jego policzki oblał rumieniec. – Będą gadać o nim, a nie o tym latającym wymiarze sprawiedliwości. Rozumiesz?

Potaknęłam mu ściągając usta w krzywy dziubek. Jakiś sens w tym był. Oby się nie mylił.

Weszliśmy do klasy zajmując swoje miejsca. Siedzieliśmy dziś razem. Miejsce obok przecież było wolne. Nasza czarnowłosa gwiazda już siedziała na swoim krześle kątem oka obserwując mojego przyjaciela z nie lada podejrzliwością. Nie kryła się ze swoją nieufnością – zupełnie jak ja – i miałam pewność, że szybko nie spocznie póki czegoś się nie dowie. Musiałam coś z tym zrobić. Tylko co? Nastraszyć ją? Może Gohan miał rację z tym pajacem na drodze? Zapomną o złotowłosym, a zwrócą się ku jakiemuś przebierańcowi, co pilnuje ruchu drogowego.

Pomyślałam, że Bulma mogłaby i mi uszykować taki cząsteczkowy kostium, a wtedy zabrałabym się do naprawiania potknięć przyjaciela. Nie zamierzałam nic wspominać Son Gohanowi, chciałam mu zrobić niespodziankę, ale pod żadnym pozorem nie zamierzałam mieć takiego jaki otrzymał on. Musiałabym sobie oczy wydłubać, i siłą zostać zmuszaną żeby w czymś takim się pokazać. Nie byłam klaunem, a wojowniczką z kosmosu. Na samą myśl mnie w zielonym kubraku i dziwacznym kasku przetrzepało mną.

W trakcie zajęć nie działo się nic specjalnego, a ja często zaglądałam za okno obserwując szkolne boisko. To było moje ulubione zajęcie w tym przybytku. Tam biegali, ćwiczyli albo w coś grali. Nawet po radosnych okrzykach tych ludzi wywnioskowałam, że woleli być na zewnątrz niż siedzieć zamkniętym w szkolnych murach. Westchnęłam w nadziei, że dzisiejszy dzień zleci szybko i nikt mnie nie wkurzy, albo zanudzi na śmierć.

—     Chyba coś przekręciłeś kolego. – Gohan wyraźnie był oburzony.

Z zainteresowaniem spojrzałam na dwóch chłopaków siedzących przed nami, którzy tak bardzo wzburzyli mego przyjaciela. Zacięcie dyskutowali już od jakiegoś czasu, a że przykuli uwagę swoją rozmową syna Gokū musiało być coś na rzeczy.

—     Międzygalaktyczny wojownik, nie kłusownik. – Poprawiał ich w gniewie.

Niemal przeliterował im tą nazwę, jakby była czymś wspaniałym, pięknym i teraz cała klasa się na niego gapiła jakby powiedział coś bardzo interesującego, albo niedorzecznego. Chłopak skulił się w sobie siadając dodając cicho, że usłyszał to dziś rano w drodze do szkoły.

—     Kłusownik! – Krzyknęłam na całą klasę. – A to dobre!

Roześmiałam się tak, że teraz to na mnie patrzyły wszystkie oczy. Nie mogłam uwierzyć, że ta komiczna nazwa wypłynęła z ust mojego najlepszego i jedynego przyjaciela. Międzygalaktyczny Wojownik. Musiałam jednak cofnąć swoją poprzednią diagnozę i postawić nową: Ten chłopak naprawdę miał powoli coś z głową. Wychodziło na to, iż sama musiałam mu wymyślić jakąś sensowną nazwę, bo ta była tylko i wyłącznie idiotyczna. Z takim przydomkiem stałby się pośmiewiskiem, a ja stałabym w pierwszym rzędzie i rżałabym jak koń. Zraniłabym go tym zachowaniem, a naprawdę nie chciałam tego robić, więc pozostało mi go taktownie ocalić. Zdecydowanie potrzebował mojej ręki.

Oburzony nauczyciel zwrócił mi uwagę bym się uspokoiła, oraz by panowie z ławek niżej przestali dyskutować, a zaczęli słuchać jego wykładu. W końcu się opanowałam, a mina Gohana powiedziała mi, że w jakiś sposób poczuł się dotknięty. Śmiałam się z kłusownika, taka była prawda.

Kiedy wszystko ucichło rozbrzmiał mało melodyjny dzwonek, a osobą która go otrzymała była córką Satana. Szeptała coś do czegoś co przypominało zegarek na ręce. Mieszkałam z wynalazcą, więc zdawałam sobie sprawę, że technologia nie zna granic.

Dziewczyna pospiesznie wstała z miejsca i wybiegła z klasy sugerując, że jej pilnie potrzebują, a nauczyciel tylko pokiwał głową. Do czego była komuś tak bardzo nieodzowną?

—     Jej do czegoś potrzebują? – Nie kryłam zdziwienia. – A kim, że ona jest?

—     No... właśnie. – Zauważył Gohan. – Kto do niej dzwonił?

Erasa głośno westchnęła po czym postanowiła nam wyjaśnić. Ale chwilę wcześniej palnęła się w czoło przypominając sobie, że jesteśmy nowi w tej szkole i mamy prawo nie wiedzieć czym zajmuje się córka wspaniałego bohatera. Ulubieńca tego miasta. Jak tylko go zatytułowała przewróciłam oczami kwasząc się, a syn Chi-Chi porozumiewawczo na mnie zerknął.

—     Videl podjęła decyzję by zadbać o pokój na Ziemi. – Tłumaczyła beztrosko. – W końcu jest córką zbawcy ludzkości, więc policja często prosi ją o pomoc.

—     O pomoc? W czym? – Nie rozumiałam. – Co ona może dla nich zrobić?

Jak taka dziewczyna mogła pomagać policjantom? Przecież była słaba, nie miała żadnego wyszkolenia… No może jedynie te, które pokazał jej tatuś dureń. Ale czy to mogło jej w ogóle w czymś pomóc?

—     Ale przecież to jeszcze dziecko. – Poparł mnie przyjaciel. – Jak ona może im pomagać?

Sharpner się cicho zaśmiał jakby zasugerował, że jesteśmy mało pojętni. Cóż, ta dziewczynka nie wyglądała mi na twardziela. Może coś tam umiała, ale wiadome było, że nie miałaby z kimś mego pokroju żadnych szans.

—    Ojciec Videl przyznaje, że wygrywa z nim co trzecią walkę. – Wreszcie wtrącił się do rozmowy. – Jest tutaj ulubienicą wszystkich nauczycieli, ale nie zadziera nosa. Co to, to nie.

Spojrzałam na niego jak na wariata, a następnie prychnęłam. Od razu wyobraziłam sobie jej siłę, nie ma co. Jej tatuś, niby taki bohater, a padł po paru sekundach. Nie widziałam tego, co prawda, ale z opowieści Kuririna wynikało, że dostał lekko w twarz, po czym poleciał jak torpeda za matę. Facet to w ogóle miał szczęście, że Komórczak go nie zabił, a przecież mógł. Cóż, w tej chwili nawet pomyślałam, że szkoda, iż cyborg nie uśmiercił tego imbecyla. Może gdyby jego córka była sierotą, choć w połowie nie wciskałaby wszędzie swojego wścibskiego nosa? I ten blond cwaniak próbował mi wmówić, że ta panna się nie wywyższała? Dobre sobie.

Nagle Gohan zerwał się z krzesła i wybiegł w stronę drzwi oznajmiając wyjście do toalety. Czy on kompletnie oszalał? To, że chciał być bohaterem nie pozwalało mu biegać za głupią córką Herkulesa. W dodatku bez słowa wyjaśnienia. Czy moje zdanie się już tutaj nie liczyło?

—     Cudownie, po prostu pięknie. – Syknęłam do siebie.

Jeśli on miał zamiar brać w tym udział, na pewno prędzej czy później się sprzeda tej dziewczynie. Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Tylko co? Nakopać mu? Czy może jej? Westchnęłam z rezygnacją.

***


—     Ten twój kolega jest bardzo dziwny. – Zagadał do mnie brązowooki na przerwie. – Nie sądzisz?

—     O czym ty do diabła mówisz? – Fuknęłam na nie go nie rozumiejąc pytania.

Sharpner zaczepił mnie na korytarzu między lekcją historii, a matematyki. Cudownie, po prostu miałam ochotę już na wstępie mu przywalić, ale musiałam przecież nad sobą panować. Nawet obmyśliłam wieczorny trening, w którym Vegeta pomógłby mi się odstresować, bo z ledwością trzymałam nerwy na wodzy. Na starych bogów, jak ja marzyłam by kogoś zabić, zmierzyć się z silniejszym i stoczyć niewyobrażalnie ciężką walkę. Zdecydowanie za długo panował spokój, a ja przez te lata przyzwyczaiłam się, że zawsze jest gdzieś ktoś z kim trzeba zawalczyć. Moje emocje związane z ziemskością były na granicy wyczerpania. Po prostu nie chciałam się tu wpasować, pragnęłam być sobą i tylko sobą.

—     Jesteście parą? – Zapytał bez ogródek. – Wszędzie razem was widać. Może zdradzisz gdzie jest teraz? Coś długo siedzi w tej toalecie.

Spojrzałam na niego pytająco. O co mu chodziło? Czy próbował ode mnie wyciągnąć jakieś tajne informacje? Nie zamierzałam z nim o niczym rozmawiać, a już na pewno się spoufalać.

—     Parą? Czego ty właściwie chcesz?

—     No wiesz, ty i on razem. – Puścił figlarnie oczko. – To jak? Chodzicie ze sobą?

—     Chodzimy razem w wiele miejsc, jeśli o to ci chodzi. – Rzuciłam bez namysłu. – A teraz weź się odczep.

Chciałam jak najszybciej skończyć tę rozmowę. W ogóle to gdzie właściwie był syn Gokū? Minęło już ponad pół godziny, a jego nie było. Tej czarnuli od, której się to zaczęło także. Czy Gohan sobie z czymś nie radził? Wyostrzyłam zmysły, ale nie wyczułam by KI przyjaciela jakoś drastycznie wzrosło. Spojrzałam na za czepialskiego z pogardą. Im bliżej stał ze swoją drwiącą miną tym bardziej mnie irytował. Właśnie po raz pierwszy zapragnęłam dzwonka na lekcję, by się uwolnić od tego przylepy nim go skrzywdzę.

—     Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – Mruknął głupio się szczerząc.

—     Rany, o co ci chodzi? – Warknęłam. – Co my ciebie w ogóle obchodzimy? Jak dla mnie to możesz nawet wyparować.

Chłopak zaśmiał się w stylu Yonana na co przeszedł mnie cierpki dreszcz. Przerzucił nawet swoje długie włosy, dłonią za ramię i dałabym uciąć swoją rękę – kopia Vitanijczyka! Zrobiłam kpiącą minę mierząc się z nim wzrokiem. Ten oparł się ramieniem o ścianę, do której przylegałam plecami do tego nazbyt blisko. Moja przestrzeń została naruszona. Niespokojnie drgnął mój ogon, ale najwidoczniej tego nie zauważył.

—  W przeciwieństwie do kujonka jesteś wyszczekana. – Wyszczerzył zęby. – Chyba cię lubię.

—     Albo dasz mi spokój, albo ci przywalę. – Warknęłam dobrze poirytowana.

Moja pięść porządnie swędziała. Pragnęłam z całego serca walnąć go prosto w ten zakuty łeb, ale oznaczało to, że go zabiję. Na oczach szkoły? Trochę nie bardzo… Z resztą tylko bym się jeszcze bardziej wkurzyła marnując czas na jakieś pachołeczki.

—     Ostra, no proszę. – Jego głupi uśmieszek rósł w siłę. – Dobrze więc przejdę do rzeczy, jesteś jego dziewczyną, czy wolna?

—     Jego dziewczyną? – Wyłupiłam oczy. – Nie jestem nikogo własnością. Gohan to... przyjaciel.

W tej chwili byłam wściekła, że cokolwiek mu powiedziałam. To nie był jego interes. Mina Sharpnera zrobiła się przez chwilę bardzo niespokojna. W pierwszej chwili wyglądał na zaskoczonego, a w drugiej na nawet zadowolonego. O co mu chodziło? Czego tak naprawdę chciał? Jeśli informacji o nas i naszego gatunku niestety musiał szukać gdzie indziej. Miałam zakaz informowania kogokolwiek o tym, że nie jestem ziemianką.

—    Ten twój najlepszy przyjaciel coś przepadł. – Ciągnął dalej. – Zostawił cię i prawdopodobnie ugania się za inną dziewczyną. Kiepski coś ten wasz friendzone.

—     Nic ci do tego, koleszko! – Odepchnęłam go.

Na tyle ile to było możliwe zrobiłam to delikatnie, a jednak odrzuciło go na przeciwległe zielone szafki uczniów. Nie przejmując się gapiami ruszyłam w stronę klasy, gdy dostrzegłam, że jedna z uczennic podeszła z kluczem i postanowiła ją otworzyć. A może jej kazano? Na moje nieszczęście bezsilny aczkolwiek napakowany dureń ruszył za mną krok w krok wciąż coś bełkocząc. W gruncie rzeczy nie słuchałam już co do mnie gęgał. Obawiałam się, że lada chwila naprawdę mu łupnę, a niewiele mi brakowało.

Gdzie do cholery był Gohan kiedy potrzebowałam kubła lodowatej wody? Obiecywał, że zawsze będzie przy mnie gdy będzie ciężko, a teraz? Uganiał się za jakąś dziewuchą, która zdaje się myślała, że zwojuje świat.

—     Mieszkacie daleko, jak to możliwe, że się przyjaźnicie? – Wciąż dopytywał. – Że tu do szkoły chodzicie, pewno gdzieś razem wynajmujecie mieszkanie, w końcu ty na drugim końcu świata mieszkasz. Jak w ogolę takie przeciwieństwa jak wy...

—     Nie-in-te-re-suj-się! – Wycedziłam mrużąc groźnie oczy.

Miałam serdecznie dość jego wpieprzania się w nie swoje życie. Ja myślałam, że koleżanka Videl jest wścibska, ale on przechodził wszelkie pojęcie.

—     To nie ma sensu.

Czy on tak naprawdę? Nie mógł się ode mnie po prostu odwalić? Dlaczego stałam się jego obiektem terroru słownego? Wzięłam głęboki wdech, a potem powoli i głośno wypuściłam je pozbywając się znacznego gniewu. Nie teraz powtarzałam sobie w głowie. Nastraszyć mogłam go później. Tak, po szkole. Bez świadków.

—     Czy ty jesteś jakaś głupia czy tylko udajesz? – Usłyszałam niemal wprost do ucha.

—     Coś ty powiedział? – Odwróciłam się na pięcie niemal zachodząc w całości purpurą.

Staliśmy w połowie drogi do naszych ławek. A we mnie się zagotowało. Obrażał mnie? Oczywiście, że nie wiedział z kim ma do czynienia, ale czy upadł on na głowę? Wdepnął w niezłe bagno. Szykan nie zamierzałam mu darować.

—     Son Gohan jest jakiś dziwny, te jego dziwne zachowanie. Ty nie wydajesz się nazbyt normalna także. W dodatku nie rusza cię to, co jest poza normą. A może tylko udajecie takich, by zwrócono na was uwagę? Capsule Corporation ci zapłaciło za reklamę?

—     Jeśli chciałeś mnie zdenerwować to ci się udało. – Warknęłam niebezpiecznie cicho. – Nie waż się obrażać Gohana w mojej obecności, bo może się to dla ciebie źle skończyć.

Podeszłam do niego kilka kroków usiłując nie wybuchnąć. Zmiotłabym ten budynek grzebiąc pod nim wiele istnień. Jeszcze chwila, a mogło do tego dojść.

—     Spoko lalunia, nie spinaj się tak... – Zachichotał trzęsącym się głosem, choć zdawał się mnie nie obawiać. – Z jakiej ty gwiazdy spadłaś? Jesteś strasznie agresywna i w ogóle to chyba masz jakiś problem z samą sobą.

Co za tupet! Po prostu ten koleś prosił się o łomot, a ja nie miałam już siły trzymać swoich nerwów na wodzy. Był jak wrzód na tyłku i z każdą sekundą pogarszał swój status społeczny w moich oczach. Gohan, ja cię zabiję za tę nieobecność – dudniło mi w uszach.

—     Nie waż się nigdy porównywać mnie do was, marnych ziemskich istot. – Syknęłam, a przez moje ciało przebiegła niebezpieczna iskra. – Nie jestem wami i jestem dumna z bycia inną. Zapamiętaj sobie durniu!

Po tych słowach bez większego namysłu uderzyłam go lewą pięścią od dołu w brodę. Oczywiście zrobiłam to za mocno, gdyż odleciał wprost do ściany nabijając przy tym sobie niezłego guza i wchodząc w nią niemal jak w masło. Wiedziałam, przesadziłam z siłą na tę marionetkę, ale byłam zła – nie, wściekła – i nie skontrolowałam swojej nadludzkiej mocy. Moim zdaniem sobie zasłużył.

—     I to ty, jesteś moim problemem. A jeśli znowu staniesz mi na drodze – zniszczę cię.

Chłopak błędnym wzrokiem spojrzał w me oczy po czym opadł na posadzkę tracąc przy tym przytomność. Gapiów nie brakowało. Rozdziawionych gęb także. Znad ciszy było słychać szepty.

—     Co tu się dzieje?! – Wykrzyczała przerażona nauczycielka gdy tylko stanęła w progu klasy.

Blondyn leżał, a ja stałam niewzruszona z opartymi rękami na biodrach. Za to wszyscy zebrani mieli oczy jak pięć zeni. Uniosłam ramiona w geście obojętności, a następnie udałam się do swojej ławki.

***

—     Młoda damo, czy nie wiesz, że na terenie szkoły nie wolno się bić? – Zapytał gruby dyrektor z równie tlustym wąsem.

Zostałam odprowadzona na dywanik, jak to określił jeden z uczniów, który miał pokazać mi pomieszczenie, w którym przebywała głowa tego przybytku. Siedziałam na krzesełku w jego biurze nie do końca wsłuchując się w to co miał mi do zakomunikowania. Wyobrażałam sobie jak do wnętrza wpada Bulma i wrzeszczy, iż ją zawiodłam i tym podobne brednie.

—     Broniłam honoru swojego i przyjaciela. – Odparłam lekko wzruszając ramionami. – Nie pozwolę się obrażać. Chyba mam do tego prawo?

Mężczyzna westchnął, zamknął opasany zeszyt w szarą kratę po czym wygodniej usadowił się w fotelu.

—     Cóż, z tego co mówił naoczny świadek sytuacja miała się nieco inaczej. Jakbyś wpadła mu w oko. – Mruknął przewracając oczami. – I to ty byłaś agresywna.

—     Doprawdy? – Warknęłam nie wierząc w to co słyszę. – On mnie sprowokował.

—     Drogie dziecko. – Westchnął sięgając ręką do jednego z notesików przy telefonie stacjonarnym, które stały na biurku. – Będę musiał zgłosić to twoim rodzicom.

—     Och, to będzie trudne. – Zironizowałam. – Bo widzisz pan, oni nie żyją.

Spojrzał na mnie jakby z politowaniem, ale w chwilę później ponownie włożył maskę obojętności i chęci dyrygowania młodymi istotami. Z misją umoralniania nieletnich na tym świecie.
 
—     W takim razie do opiekuna prawnego. – Poprawił się.

—     Wyręczę w szukaniu. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Bulma Brief na pewno wyczekuje od was wiadomości na mój temat.

***

Wróciłam do sali jak gdyby nic się nie stało, usiadłam na swoje miejsce i spojrzałam w okno, bo co innego mogłam tu zrobić? W głowie szumiały mi wytworzone wyobrażenia na temat kazania jakiego mogłam się spodziewać od kobiety, która przyjęła mnie pod swój dach. Wiedziałam, że się zdenerwuje, ale co tam. Nie byłam osobą, którą można pomiatać i bezkarnie ją obrażać i nagabywać. Wystarczająco musiałam znosić w niewoli i choć starałam się odeprzeć każdą szykanę najzwyczajniej w świecie byłam za słaba.

Nic temu człowiekowi nie uczyniłam by zostać tak potraktowaną. Powinien był się cieszyć, że go tylko delikatnie trąciłam. Chciałam go zabić, a mimo to nie uczyniłam tego.

A Gohana jak nie było, tak nie było... On również mnie zaczął wkurzać.

—     Saro, to było… – Usłyszałam podekscytowany szept.

Zwróciłam się w kierunku głosu i rozpoznałam Erasę, której aż oczy błyszczały. Przyznać musiałam, że nie takiej reakcji się spodziewałam. Wzruszyłam tylko ramionami unosząc przy tym brwi. Nie było o czym mówić. Niektórzy ukradkiem spoglądali na mnie. Zegar wskazywał, że niebawem lekcja dobiegnie końca. Długo mnie nie było.

—     O co właściwie poszło? – Zapytała nie tracąc entuzjazmu.

—     Czy to ważne? – Mruknęłam wzruszając ponownie barkami.

Dziewczyna nie odrywała ode mnie wzroku wyczekując odpowiedzi. Ta to była upierdliwa, lecz nie tak irytująca jak jej znajomy.

—     Nie daj się prosić! – Pisnęła z ledwością utrzymując wzbierające emocje. – Byłaś obłędna!

Westchnęłam wpatrując się w jej duże niebieskie oczy. Gdzieś tam zrobiło mi się miło na wspomnienie o mej sile. Ktoś tu się jeszcze nie bał.

—     Obraził mnie i Gohana. – Burknęłam krzywiąc się na wspomnienie. – Jeśli musisz wiedzieć.

—     Och… To mu się należało. – Skwitowała szybko wypuszczając powietrze. – Wylądował u pielęgniarki z ponoć wielkim guzem! Nie oszczędziłaś go.

Zaśmiałam się cicho. Chyba zaczynałam lubić tę niebieskooką. Była nieco inna od tamtych dwojgu co mi się napatoczyli i na swój sposób sympatyczna. Coś mi się zdawało, że jej można było wiele wcisnąć i nie będzie wałkowała tematu, aż coś wywęszy.

A co do Sharpnera... Gdybym go właśnie nie oszczędziła to bym chłopa zabiła. Oczywiście dziewczyna nie musiała o tym wiedzieć. W jej oczach nie byłam potworem, jeszcze.

—     Jesteś bardzo silna. – Nie kryła zdumienia. – Zupełnie jak Videl.

—     Sądzę, że jestem silniejsza. – Puściłam jej oko.

Ta tylko się uśmiechnęła.

***

Ludzie cały czas szeptali. Wiedziałam, że o mnie. Wiadome też było, że o tym przeklętym chłopaku, którego zabrano do szpitala na wypadek wstrząśnienia mózgu. Było pewne, że długo tego nie zapomni, oraz, że nigdy więcej się do mnie nie zbliży. Miałam przynajmniej taka nadzieję. Idiotą by był gdyby jeszcze czegoś ode mnie chciał.

Lekcja prawie się kończyła, a do klasy wszedł Son Gohan po czym szepnął parę słów nauczycielce lekko się czerwieniąc. Ciekawa byłam co wymyślił. Wrócił na swoje miejsce głupkowato się uśmiechając. Na sekundę spojrzał na mnie potakując głową. Musiało to chyba oznaczać, że świat jest bezpieczny, że córka Satana jest cała także. Nie wybiegłby za nią gdyby nie obawiał się, jej krzywdy. Był nadwrażliwy w tym temacie o każdą słabszą istotę. Za długo go znałam by tego nie dostrzegać. Westchnęłam kładąc głowę na ławkę. Miałam już dość tego dnia.

Blondyna ponownie odwróciła się w naszą stronę cicho pochrząkując by Gohan się zainteresował tym co ma mu do powiedzenia.

—     Nie uwierzysz co się wydarzyło pod twoją nieobecność! – Pisnęła Erasa do chłopaka. – Żałuj, że nie widziałeś! Po prostu K.O.

—     A co się stało?

—     Twoja przyjaciółka uderzyła Sharpnera!

—     N-naprawdę? – Był w dużym szoku.

Jego mina odzwierciedlała wszystkie emocje razem wzięte. Spojrzał na mnie wielkimi oczyma i nic nie mówiąc aż krzyczał bym się wytłumaczyła. Nie miałam nic do powiedzenia. Marzyłam tylko, żeby te zajęcia się już skończyły… To była wina tego durnia. Wzruszyłam ramionami pokazując tym samym, że nie miałam ochoty kontynuować tego tematu. Uśmiechnęłam się do Erasy nie okazując żadnego zadowolenia. A nieco zmieszana odwzajemniła go w dużo cieplejszym tonie po czym wróciła wzrokiem do wykładowcy.

O dziwo nie pytała go o długą nieobecność jak to było w przypadku znokautowanego.

Po skończonych zajęciach na korytarzu Gohan przyszpilił mnie do szkolnej szafki. Niemal odtworzył dzisiejsza scenkę z długowłosym blondynem tym samym irytując mnie.


—     Ty, Saro chyba zwariowałaś. – Nie krył swego przerażenia. – A gdybyś coś mu zrobiła?

—     Uspokój się. – Machnęłam ręką lekceważąco. – Uważałam by go nie zabić. On…

—     Co, on? Wytłumacz mi to. – Wszedł mi w słowo ze zniecierpliwieniem. – Nie możesz tłuc ziemian bez powodu. Ufałem ci, a ty zawiodłaś.

—     Obraził nas! – Warknęłam nie spodziewając się takiego ataku. – Wyzwał od idiotów, dziwadeł! Równie dobrze ja mogłam go tak nazwać, dla mnie jest dziwadłem nie potrafiącym nawet latać! Jest słabeuszem! Nikim!

Son Gohan westchnął opierając się szafkę obok i rozejrzał się czy nikt nas nie obserwuje. Wiedziałam, że rozumie. Nie mógł tego nie pojmować. Stanęłam w jego obronie do cholery! Nie zrobiłam nic złego, poza tym ciosem. W końcu dla mnie Ziemianin także był dziwadłem – słabe, mało rozwinięte, oraz niepotrafiące kontrolować KI istoty. A on mi tu wyjeżdżał z brakiem zaufania. Jak w ogóle śmiał?

Ten dzień był jakiś popaprany. Jeżeli ktoś mnie wyzywał zwykle padał martwy, a ja tym razem musiałam oszczędzić pachołka. Ze złością w oczach i w milczeniu pozbierałam się do wyjścia. Kiedy opuściliśmy szkolne mury zaproponowałam przyjacielowi wycieczkę nad jezioro by odpocząć po dzisiejszym dniu i opowiedzieć sobie dokładnie co się wydarzyło. Chciałam by zrozumiał moje postępowanie. By ta złość się gdzieś ulotniła. Nie do końca rozumiałam dlaczego na tym mi tak zależało. Kiedyś bym to zlała i poobrażała się w towarzystwie Vegety kopiąc mu przy okazji zadek. To musiało być oparte na silnej więzi jaka między nami istniała. Chłopakowi nie musiałam dwa razy powtarzać. Zgodził się niemal od razu, choć ze zbolałą miną. Życie wśród zwykłych śmiertelników nie należało do najłatwiejszych.

Dziś nie musieliśmy się kryć przed córką Herkulesa jak uprzednio, gdyż nie dotarła na lekcje, ani ich zakończenie. Musiałam przyznać, że byłam z tego powodu zadowolona. Ciągłe pilnowanie pleców było upierdliwe, zwłaszcza, gdy wrogiem była tylko zwykła, wścibska nastolatka.

Drogę do celu przemierzyliśmy w milczeniu. Gohan przywdział swój nowy kostium. Na szczęście po drodze nie wydarzyło się nic co mogłoby zakłócić spokój i trasę. Na miejscu rozłożyliśmy się na trawie, jak zawsze obserwując niebo i jego leniwe obłoki. Za parę godzin miało zacząć zmierzchać. Tu było magiczne miejsce, w którym zwykło się oczyszczać umysł. Oaza spokoju. Coś czego mi było trzeba po dzisiejszym dniu.

—     Musze ci powiedzieć Saro, że gdyby nie ja Videl dziś by zginęła wraz z zakładnikami. – Zaczął cicho by przerwać milczenie. – Dziś byłem prawdziwym bohaterem.

Spojrzałam na niego z zainteresowaniem. W sumie to byłam niemal zaskoczona. On leżał i wpatrywał się w niebo swoimi dużymi czarnymi oczami. Był niczym złoto, każdego chciał ocalić bez względu na to czy usiłował mu napsuć krwi czy nie. Przez myśl przeszło mi, że nie jestem już jego jedynym przyjacielem i szuka nowego, normalnego jakkolwiek to znaczy. Pragnął zacisnąć więzi z prostymi mieszkańcami tej planety. Zrobiło mi się odrobinę przykro, ale przecież musiałam być w błędzie, prawda? Nie mógł mnie od tak odtrącić. I za co?

—     Mam coś na twarzy? – Zapytał Gohan gdy spojrzał ku mnie.

Zbyt długo się mu przyglądałam. Patrzył teraz na mnie równie z dziwną miną. Ja zrobiłam głupią, niemal spłoszonej wiewiórki i odwróciłam wzrok. Aż ciężko było mi przyznać, że pomyślałam, iż nasza przyjaźń się wypala, a wszystko przez tę naukę, szkołę i mieszkańców Ziemi.

—     N-nie. – Zachrypiałam. – Tak się zamyśliłam, nic wielkiego.

Chłopak jeszcze przez chwilę wpatrywał się we mnie jak w zagadkę, a następnie poprosił o szczegółową opowieść z udziałem natrętnego blondyna. Po raz pierwszy przywaliłam zwykłemu śmiertelnikowi i w dodatku posłałam go do szpitala. Prawdopodobnie mógł prędko nie wrócić na zajęcia. Son Gohan był zły jak usłyszał tę opowieść z ust Erasy, tak teraz nie było po tym gniewie śladu. Gdzieś tam może docenił, że był dla mnie ważny, a moje powody nie by wyimaginowane.

—     W sumie, to żałuję, że tego nie widziałem. – Rzekł w końcu z uśmiechem na twarzy. – Pewno to było równie zaskakujące jak moja gra w baseball.

—     Owszem, była. – Mrugnęłam do niego. – A facet jest totalnie irytujący!

Teraz miałam pewność, że między nami nic się nie zmieniło. Wciąż byłam ważna i nie miałam zamiaru tego miejsca stracić. Tylko jak walczyć bez użycia siły z mieszkańcami Błękitnej Planety?

Uwielbiałam ten nasz sielankowy czas. Ostatnio było go bardzo mało, nauka pochłonęła Gohana zbyt intensywnie i nawet tutaj bywaliśmy razem od święta. Miałam nadzieję, że w końcu wszystko wróci do poprzedniego stanu i nie będzie już dniami i nocami siedział w książkach. Dostał się tam gdzie chciał, a raczej gdzie pragnęła jego matka. Zbyt pojemną miał głowę na wszelaką wiedzę by zapomnieć. Nie to co ja. Jedyne co mi się naprawdę udało to alfabet i czytanie, a warto było znać pismo – tak mawiała Bulma gdy postanowiła mnie ukarać. Gdy nie miałam co robić czytałam klasykę, co tutaj znane było pod nazwą fantastyka. Niestety na tej planecie wciąż tkwiło zacofanie. Ja byłam według Ziemian kosmitką, a Gohan choć w połowie, również zostałby zakwalifikowany do tego samego wora. Miałam tylko nadzieję, że syn Chi-Chi prędko pozna się na tym i zrozumie, że życie wśród nie rozumnych istot do szczęścia nie jest mu potrzebne. Czy nie warto było podróżować i się doskonalić?