Wpatrywali się w swoje oblicza już dłuższą chwilę. Żaden z nich nie wypowiedział ani jednego słowa. Wyglądali na spokojnych, pewnych siebie mężczyzn. Ten o czarnych włosach lekko się uśmiechnął, choć tej miny nie można było przyrównać do uśmiechu szczerego. Wyglądał jak grymas. Pewnie dlatego, że książę mało, co wżyciu się uśmiechał? Zawsze na jego twarzy gościła powaga, obrzydzenie, pogarda czy złość. Można by rzec, że jego policzki nie wiedziały, jak mają się prawdziwie uśmiechać? Z resztą to nie miało znaczenia w tej chwili. Odbywała się w jego życiu poważna walka, chyba najbardziej ważna ze wszystkich jakie stoczył. Nie była rozkazem tylko obroną na możliwe zagrożenie. Choć pewien swego gdzieś z tyłu głowy cichutko dzwonił mu alarm, iż może nie dorównać siłą przeciwnikowi, jednak starał się nie zagłębiać w tym temacie. Przecież kochał walczyć! Umiał tylko to…
— Jesteś gotowy? – Zawołał do przeciwnika nie spuszczając go z oczu.
— To ja miałem się o to pytać. – Prychnął Cooler zniecierpliwiony.
Ponownie przyjęli pozycje gotowe do walki. To była ta upragniona chwila w jestestwie Changelinga – mógł wreszcie pomścić śmierć ojca i brata, której wiele lat wyczekiwał. Nikt nie miał prawa zdeptać dumy i tyranii tej rasy. Oni przecież byli bogami! Przynajmniej do tamtej pory, nim nastąpił wybuch stacji numer 78.
Pierwszy ruszył demon mrozu. Z opanowaniem, gracją i z niespecjalnie wysoką mocą zaatakował księcia. Vegeta bez problemu uniknął ciosu w twarz. Przeciwnik w jego mniemaniu nie postarał się w pierwszych sekundach walki. Dlaczego?
Chyba sobie ze mnie kpi! Pomyślał Vegeta, Tyle to nawet moja babcia potrafi!
W chwilę, po tym Cooler zrozumiał, że jego pierwsze ruchy okazały się fiaskiem, a nawet śmiesznym żartem. Postanowił odskoczyć od Saiyana i zaatakować ponownie, tym razem na poważnie, lecz skończyło się tylko na zamiarach. Mieszkaniec Ziemi wykonał swój pierwszy cios – ugiął nogę w kolanie zadając silny kopniak w brzuch. Changeling skulił się mocno przyciskając dłonie do źródła bólu wypluwając przy tym ślinę z ust.
— Coś się nie starałeś. – Zadrwił lądując delikatnie na zwalonym budynku.
— Muszę przyznać, że nie doceniłem twoich możliwości. – Odrzekł, nad wyraz spokojnie. –Spodziewałem się kogoś słabszego.
Vegetę także zaprzątały myśli o ów osobniku. Czy miał spodziewać się czegoś gorszego, czy już wszystko zobaczył, mimo iż faktycznie ich starcie dopiero zaczynało raczkować? Nagle poczuł jak moc jaszczura zwiększa się z sekundy na sekundę czego nie spodziewał się tak od razu. Przez plecy przeszedł go dziwny dreszcz. Mężczyzna próbując zachować powagę, został postawiony przed faktem – jego przeciwnik nie próżnował. W tej chwili w niespełna kilka minut oponent transformował się, a on wpatrywał się w to wszystko jak zahipnotyzowany. Nawet nie pomyślał by przerwać tę czynność. Jakby... Chciał tego i tu, i teraz zamierzał przetestować swoje wszystkie możliwości nie oszczędzając się już przez nawet sekundę. Widząc potęgę w tej postaci miał się, czego obawiać i to na własne życzenie.
— Może faktycznie jesteś dużo silniejszy niż przed chwilą, ale to mnie nie przestraszy – zakpił nie chcąc zdradzać swego zaskoczenia.
— Chcesz mi wmówić, że i tak jestem słaby?
— Jakbyś czytał w moich myślach. – Vegeta nie omieszkał zadrwić.
— Blefujesz! – Warknął Changeling.
— Ani mi się śni. – Zacisnął wściekle pięść.
Ciało jaszczura aż całe drżało ze złości. Jak on śmiał się z niego tak nabijać? Saiyanie byli przecież słabsi od nich! A jednak znalazł się jeden śmiałek i pokonał Freezera – pana i władcę większości galaktyk we wszechświecie i to jeszcze podczas najazdu na tę ich paskudną planetkę. Może to nie była kwestia siły, a zwykła zasadzka jakiej się dopuszczono na ich kosmicznej stacji.
— Udowodnij! – Wycedził.
Jak mogłem tego nie przewidzieć? Pomyślał wściekle, jego umysł jest bardziej rozwinięty niż mogłem przypuszczać. Co jeszcze skrywa ten pędrak?
Saiyanin nie chcąc tracić czasu zadał drugi sztych składając obie dłonie razem splatając je w palcach. Uderzył tym razem prosto w głowę wciąż zaskoczonego przeciwnika. Intruz o fiolerowo-białym zabarwieniu skóry upadł na ziemię, a raczej wbił się w nią tworząc niewielkich rozmiarów dziurę. Książę znowu nie czekając na kolejny ruch przeciwnika kopnął go z takim impetem, że ten wzbił się w górę, po czym wylądował trzy metry dalej. Następnie przetarł wskazującym palcem czubek nosa jak to miał w zwyczaju triumfując w głębi duszy.
— Coś się nie starałeś. – Zadrwił lądując delikatnie na zwalonym budynku.
Jaszczur z lekkim oporem wykaraskał się z gruzowiska, otrzepał ramiona udając, że to zagranie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Przecież nie mógł powiedzieć, że się w ogóle tego nie spodziewał! On, taki potężny wojownik?
Ten tylko prychnął na tę uwagę namawiając swego przeciwnika ruchem dłoni do ponownego ataku.
Changeling uśmiechnął się chytrze ponownie przybierając pozycję. Każde zaproszenie do tej potyczki działało jak płachta na byka. Tak nienawidził tej bezczelnej małpiej rasy. Zawsze powtarzał ojcu, że z nimi będą tylko kłopoty, ale tamten się upierał, że może ich kontrolować, bo są mało rozwinięci intelektualnie. Kiedy więc posiedli własny rozum by przeciwstawić się swoim panom? Choć nie było to miejsce i czas na rozmyślanie to nie potrafił się powstrzymać.
Vegetę także zaprzątały myśli o ów osobniku. Czy miał spodziewać się czegoś gorszego, czy już wszystko zobaczył, mimo iż faktycznie ich starcie dopiero zaczynało raczkować? Nagle poczuł jak moc jaszczura zwiększa się z sekundy na sekundę czego nie spodziewał się tak od razu. Przez plecy przeszedł go dziwny dreszcz. Mężczyzna próbując zachować powagę, został postawiony przed faktem – jego przeciwnik nie próżnował. W tej chwili w niespełna kilka minut oponent transformował się, a on wpatrywał się w to wszystko jak zahipnotyzowany. Nawet nie pomyślał by przerwać tę czynność. Jakby... Chciał tego i tu, i teraz zamierzał przetestować swoje wszystkie możliwości nie oszczędzając się już przez nawet sekundę. Widząc potęgę w tej postaci miał się, czego obawiać i to na własne życzenie.
— Może faktycznie jesteś dużo silniejszy niż przed chwilą, ale to mnie nie przestraszy – zakpił nie chcąc zdradzać swego zaskoczenia.
Czy Cooler po przemianie zmienił się tak bardzo? Jego czarne usta gdzieś zniknęły za białą przesłoną z poziomymi szparami wentylacyjnymi. Na głowie wyrosły szpiczaste, cztery białe rogi przypominające coś na kształt korony pozostawiając na jej środku granatowy owalny kawałek z poprzedniego pancerza. Na barkach ukształtowały się niczym wzniosłe góry naramienniki, a pod łokciami pojawiły się szpiczaste pojedyncze kolce. Krótko mówiąc z wyglądu zdawał się być groźniejszym. KI jaka z niego emanowała powalała na kolana, ale on, książę przecież sam nie pokazał jeszcze co potrafi!
— Chcesz mi wmówić, że i tak jestem słaby?
— Jakbyś czytał w moich myślach. – Vegeta nie omieszkał zadrwić.
— Blefujesz! – Warknął Changeling.
— Ani mi się śni. – Zacisnął wściekle pięść.
Ciało jaszczura aż całe drżało ze złości. Jak on śmiał się z niego tak nabijać? Saiyanie byli przecież słabsi od nich! A jednak znalazł się jeden śmiałek i pokonał Freezera – pana i władcę większości galaktyk we wszechświecie i to jeszcze podczas najazdu na tę ich paskudną planetkę. Może to nie była kwestia siły, a zwykła zasadzka jakiej się dopuszczono na ich kosmicznej stacji.
— Udowodnij! – Wycedził.
Książę nic nie mówiąc ostatni raz rzucił w kierunku Coolera chłodne spojrzenie, zamknął oczy, po czym delikatnie wzbił się w powietrze. Był zaledwie kilkadziesiąt stóp nad ziemią. Zaczął koncentrować w sobie dotąd ukryte pokłady energii. W końcu miał okazję sprawdzić swoje nowe moce, które zdobył podczas treningu w tej dziwacznej sali czasu. Sam był ciekaw, na co go tak na prawdę stać. Tam przecież nie mógł zabić przeciwnika, gdyż był mu potrzebny nie tylko tam, ale i tu, gdyby jakimś cudem nie zdołał pokonać tego przebrzydłego jaszczura. Co prawda nie planował przegrywać, ale warto było mieć jakiegoś asa w rękawie, bo w sumie to nigdy niczego nie wiadomo. Już raz przegrał starcie, w którym był górą. Nie chciał ponownie tego powtarzać. Z początku nie planował wystawiać wszystkich kart w walce, ale ten tam, naprzeciw zmusił go do tego. Teraz już nic i nikt nie mógł tego powstrzymać.
Świat miał zaraz paść u jego stóp, wystarczyło sięgnąć. Zaczął, więc kumulować w sobie kolejne niezliczone pokłady energii. Uśpione do tej pory komórki budziły się ze snu nie stawiając żadnego oporu, nawet najmniejszego. Zupełnie jakby były przygotowane na to co zaraz się wydarzy. Książę stawał się coraz to silniejszy. Nagle rozbłysło się oślepiające światło. Ku zdumieniu Coolera zamienił się w istotę o złocistej aurze, okalającej jego muskularne ciało. Włosy przybrały kolor złota i ten świszczący dźwięk. Międzygalaktyczny tyran nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Co to do diabła jest? Zastanawiał się. Jak on do cholery tego dokonał? Czy nie byli oni tylko zwykłymi, szalonymi małpami?
— Co to za metamorfoza? – Krzyknął otumaniony. – Sądziłam, że zmieniacie się w wielkie włochate małpy przy pełni księżyca.
— Jestem dużo silniejszy od tej włochatej małpy – Uprzedził go książę. – Tego nauczyłem się dzięki osobie, która zabiła Freezera.
— T-to znaczy, że w tej postaci możesz mnie zabić? – zdziwił się.
— Nawet nie wiesz, z jaką łatwością.
— To twój kolejny blef! – Zbulwersował się. – Łgarz jak pies!
— Otóż nie! Z moich źródeł wiem, że twego brata pokonano na drugim poziomie.
Vegeta po skumulowaniu całej energii swojego poziomu roześmiał się szczerze. Bawiło go zachowanie syna Korda. Wiedział, że ten jest sparaliżowany jego mocą. Jak każdy, kto ujrzał super wojownika po raz pierwszy. Czuł, że walka może być bardzo, ale to bardzo ciekawa. Na pewno najlepsza w jego życiu. Bo czemu nie?
— Więc sprawdźmy, jaki jesteś silny! – Warknął jaszczur.
Wpatrywał się w nową postać księcia niczym w obrazek. Jego KI rosła i stawała się być równa sile Changelinga. Tego się w ogóle nie spodziewał. Znana mu była tylko forma Oozaru, ale ona była niczym w porównaniu jego drugiej formy.
— Co to za metamorfoza? – Krzyknął otumaniony. – Sądziłam, że zmieniacie się w wielkie włochate małpy przy pełni księżyca.
— Jestem dużo silniejszy od tej włochatej małpy – Uprzedził go książę. – Tego nauczyłem się dzięki osobie, która zabiła Freezera.
Wymknęło mu się. Skarcił siebie w myślach mając nadzieję, że więcej nie będzie zdradzać szczegółów. Czasami miał niewyparzony język. Niech jeszcze powie tej kreaturze, że osoba której szuka nie pochodzi z ich świata!
— T-to znaczy, że w tej postaci możesz mnie zabić? – zdziwił się.
— Nawet nie wiesz, z jaką łatwością.
— To twój kolejny blef! – Zbulwersował się. – Łgarz jak pies!
— Otóż nie! Z moich źródeł wiem, że twego brata pokonano na drugim poziomie.
Oczy demona przybrały rozmiar największej monety tutejszej waluty. Saiyanin po raz kolejny sprzedał tajne informacje. Tego dnia nad wyraz nie potrafił utrzymać swego języka na wodzy. Miał tylko nadzieję, że nie doprowadzi go to do kryzysu.
Vegeta po skumulowaniu całej energii swojego poziomu roześmiał się szczerze. Bawiło go zachowanie syna Korda. Wiedział, że ten jest sparaliżowany jego mocą. Jak każdy, kto ujrzał super wojownika po raz pierwszy. Czuł, że walka może być bardzo, ale to bardzo ciekawa. Na pewno najlepsza w jego życiu. Bo czemu nie?
— Więc sprawdźmy, jaki jesteś silny! – Warknął jaszczur.
Bez wahania wzbił się na bezchmurny nieboskłon i z zawrotną prędkością zbliżał się do Vegety. Mężczyzna nie zamierzał czekać i odpowiedział na atak. Ich pięści się spotkały powodując potężny huk oraz rozbicie się dużej energii powodującej niewidzialną falę uderzeniową, która w promieniu kilku kilometrów powaliła wszystko co jeszcze stało. Syn króla Saiyanów odpierał każdy cios przeciwnika. Był na tyle szybki by nie dopuścić do najmniejszego trafienia. Po paru minutach odepchnął wroga i sam rozpoczął kontratak. Ponieważ Cooler nieźle sobie radził unikając zaciekłych ruchów można by rzec, że w walce na pięści byli sobie równi.
Powoli cała ta sytuacja zaczęła irytować nie tylko księcia, ale również i jego przeciwnika.
Jest szybki, nie ma, co, pomyślał Saiyanin, muszę wymyślić coś innego!
Zaraz po tym jak uniknął kopnięcia w szczękę wypuścił z obu dłoni parę mocnych kul energii, które trafiły Changelinga w klatkę piersiową. To były pierwsze KI blasty w tej walce. Jaszczur zatrzymał się dopiero przy samej ziemi dopiero wtedy odpychając palące kule gdzieś na boki unikając przy tym lekkich obrażeń, które wystąpiłyby przy zderzeniu z powierzchnią planety. Odbił się długimi trzema palcami u stóp od kamiennego podłoża, które niegdyś było wysokim budynkiem mieszkalnym.
Teraz to miejsce w niczym nie przypominało miasta. Nie było ani jednej żywej istoty, która by mogła to oglądać. Słudzy Coolera na jego komendę zajęli się wszystkimi mieszkańcami zaraz po tym jak pojawił się natrętny księciunio tej barbarzyńskiej rasy.
Demon walnął z całej siły zdezorientowanego Vegetę w bark. Poleciał jeszcze trochę w górę, po czym zawrócił. Syn władcy Saiyanów zawył z bólu, nie zdążył zareagować na kolejne uderzenie. Runął na ziemię mocno się w nią wbijając. Mężczyzna o grubym i długim ogonie skumulował sporą energię w obu dłoniach, była przyszykowana specjalnie dla niego.
Giń miernoto, pomyślał zadowolony.
— Pokaż się! – krzyknął w eter.
— Tu jestem! – Warknął Vegeta.
— Nie do ciebie mówię idioto! – Prychnął.
— Jak śmiesz? – Cały się trząsł słysząc tę zniewagę.
— Pokaż się śmiałku. – Zawołał – Kim jesteś?
— Czekałem na ciebie bardzo długo. – Wypowiedział spokojnie. – Chcę z tobą walczyć.
— Oczywiście. – Zaśmiał się. – Jak tylko skończę z tym robakiem zaopiekuję się i tobą.
— Twoje nie doczekanie! To ja pokonam ciebie. – wskazał na Changelinga. – A potem zajmę się tobą, Goku.
Gdzieś nieopodal nastąpił wybuch. Ktoś tam był. Choć nie miał przy sobie detektora wiedział to. Kto śmiał im przeszkadzać?
— Pokaż się! – krzyknął w eter.
Saiyanin pozbierał się z krateru, wytrzepał z pyłu głośno kasłając po czym spojrzał z nienawiścią na Coolera. Z jego lewego ramienia płynęła gęsta, czerwona ciecz. Rana piekła. Nic dziwnego, dostało się do niej sporo piasku i ziemi. Jednak takich zadraśnięć w życiu miał niezliczoną ilość.
— Tu jestem! – Warknął Vegeta.
— Nie do ciebie mówię idioto! – Prychnął.
— Jak śmiesz? – Cały się trząsł słysząc tę zniewagę.
Jaszczur wciąż rozglądał się za intruzem, którego książę jakiś sposobem nie wyczuł. Był zbyt pochłonięty zemstą by skupić swoje zmysły. Każdy, kto zranił jego ciało cierpiał w okropnych męczarniach. Nigdy nikomu nie odpuszczał. Tak miało być i tym razem. Znieważony mężczyzna naładował swoją KI ponownie po czym, czym ruszył w stronę Chanelinga, bez ostrzeżenia. Cooler był tak pochłonięty szukaniem nieznanej mu istoty, że nie zauważył Saiyana i jego wściekłego gradu pocisków. Czarnowłosy był w takiej furii, że za wszelką cenę chciał by ten robal gryzł ziemię, a zanim to miało nastąpić pragnął by ten na łożu śmierci błagał o litość. Co prawda nigdy nie był litościwy, ale wielbił, kiedy jego ofiary skamlały, przysięgały wierność, a ich oczy… Te pełne rozpaczy i nieopisanego strachu oczy, które widywał były dla niego czymś przyjemnym. Czymś w rodzaju narkotyku. Czuł się wtedy nieopisanie szczęśliwy, jego zmysły krzyczały, że żyje. Tego dnia miał ochotę na jedne z nich popatrzeć. Nawet nadarzyła się ku temu okazja.
Cooler wylądował na ziemi obiema łopatkami. Jego ciało w paru miejscach krwawiło, lecz to nie były rany, a tylko zadrapania. Od tak niewielkie. Nie tego oczekiwał Vegeta.
On musi cierpieć! Powtarzał wściekle mężczyzna, Za wszystko, co uczynił!
— Vegeta! – Usłyszał.
— Vegeta! – Usłyszał.
Rozejrzał się, ale nikogo nie dostrzegł. Kto mógł mu przeszkadzać w tak doniosłej chwili? Teraz, kiedy mógł mieć jaszczura w garści, kiedy chciał napawać się jego płaczem. Changeling bez trudu odnalazł źródło głosu. Było naprawdę blisko niego.
— Pokaż się śmiałku. – Zawołał – Kim jesteś?
Zza firany kurzu wyłoniła się część wysokiej postaci. Książę skupiając się na intruzie już wiedział z kim mają do czynienia po czym przywdziewając grymas na twarzy splunął przez ramię. W miarę opadania brązowej chmury pyłu ukazał się im oczom mężczyzna dobrze zbudowany, z bujną aczkolwiek rozczochranym włosem, który w dodatku wyglądał na bardzo zadowolonego, choć pozory mogły przecież mylić. Wylądował on po czym spokojnie podszedł do Coolera i spojrzał mu głęboko w oczy wciąż nie tracąc uśmieszku. Jego luźny pomarańczowy kombinezon przepasany niebieskim materiałem bezszelestnie drgał na wietrze nieco oślepiając przybysza z odległej galaktyki. Tak bardzo nie pasował do nędznego krajobrazu.
— Czekałem na ciebie bardzo długo. – Wypowiedział spokojnie. – Chcę z tobą walczyć.
— Oczywiście. – Zaśmiał się. – Jak tylko skończę z tym robakiem zaopiekuję się i tobą.
Na te słowa książę pobladł, a następnie zdenerwował się tak, że całe jego ciało zaczęło przypominać galaretkę, którą tak uwielbiał jeść. Miał ochotę zabić jednego i drugiego. Tu i teraz.
— Twoje nie doczekanie! To ja pokonam ciebie. – wskazał na Changelinga. – A potem zajmę się tobą, Goku.
Od autora:
W tym dziwnym czasie każdemu czytelnikowi życzę spokoju, rozsądku i zdrowia w tych trudnych dniach, a może i miesiącach jakim jest koronawirus.