17 marca 2020

48. Zemsta cz.V – Starcie tytanów

Wpatrywali się w swoje oblicza już dłuższą chwilę. Żaden z nich nie wypowiedział ani jednego słowa. Wyglądali na spokojnych, pewnych siebie mężczyzn. Ten o czarnych włosach lekko się uśmiechnął, choć tej miny nie można było przyrównać do uśmiechu szczerego. Wyglądał jak grymas. Pewnie dlatego, że książę mało, co wżyciu się uśmiechał? Zawsze na jego twarzy gościła powaga, obrzydzenie, pogarda czy złość. Można by rzec, że jego policzki nie wiedziały, jak mają się prawdziwie uśmiechać? Z resztą to nie miało znaczenia w tej chwili. Odbywała się w jego życiu poważna walka, chyba najbardziej ważna ze wszystkich jakie stoczył. Nie była rozkazem tylko obroną na możliwe zagrożenie. Choć pewien swego gdzieś z tyłu głowy cichutko dzwonił mu alarm, iż może nie dorównać siłą przeciwnikowi, jednak starał się nie zagłębiać w tym temacie. Przecież kochał walczyć! Umiał tylko to…

—    Jesteś gotowy? – Zawołał do przeciwnika nie spuszczając go z oczu.

—    To ja miałem się o to pytać. – Prychnął Cooler zniecierpliwiony.

Ponownie przyjęli pozycje gotowe do walki. To była ta upragniona chwila w jestestwie Changelinga – mógł wreszcie pomścić śmierć ojca i brata, której wiele lat wyczekiwał. Nikt nie miał prawa zdeptać dumy i tyranii tej rasy. Oni przecież byli bogami! Przynajmniej do tamtej pory, nim nastąpił wybuch stacji numer 78.

Pierwszy ruszył demon mrozu. Z opanowaniem, gracją i z niespecjalnie wysoką mocą zaatakował księcia. Vegeta bez problemu uniknął ciosu w twarz. Przeciwnik w jego mniemaniu nie postarał się w pierwszych sekundach walki. Dlaczego? 

Chyba sobie ze mnie kpi! Pomyślał Vegeta, Tyle to nawet moja babcia potrafi!

W chwilę, po tym Cooler zrozumiał, że jego pierwsze ruchy okazały się fiaskiem, a nawet śmiesznym żartem. Postanowił odskoczyć od Saiyana i zaatakować ponownie, tym razem na poważnie, lecz skończyło się tylko na zamiarach. Mieszkaniec Ziemi wykonał swój pierwszy cios – ugiął nogę w kolanie zadając silny kopniak w brzuch. Changeling skulił się mocno przyciskając dłonie do źródła bólu wypluwając przy tym ślinę z ust.

Jak mogłem tego nie przewidzieć? Pomyślał wściekle, jego umysł jest bardziej rozwinięty niż mogłem przypuszczać. Co jeszcze skrywa ten pędrak?

Saiyanin nie chcąc tracić czasu zadał drugi sztych składając obie dłonie razem splatając je w palcach. Uderzył tym razem prosto w głowę wciąż zaskoczonego przeciwnika. Intruz o fiolerowo-białym zabarwieniu skóry upadł na ziemię, a raczej wbił się w nią tworząc niewielkich rozmiarów dziurę. Książę znowu nie czekając na kolejny ruch przeciwnika kopnął go z takim impetem, że ten wzbił się w górę, po czym wylądował trzy metry dalej. Następnie przetarł wskazującym palcem czubek nosa jak to miał w zwyczaju triumfując w głębi duszy.

— Coś się nie starałeś. – Zadrwił lądując delikatnie na zwalonym budynku.

Jaszczur z lekkim oporem wykaraskał się z gruzowiska, otrzepał ramiona udając, że to zagranie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Przecież nie mógł powiedzieć, że się w ogóle tego nie spodziewał! On, taki potężny wojownik?

— Muszę przyznać, że nie doceniłem twoich możliwości. – Odrzekł, nad wyraz spokojnie. –Spodziewałem się kogoś słabszego.

Ten tylko prychnął na tę uwagę namawiając swego przeciwnika ruchem dłoni do ponownego ataku.
 

Changeling uśmiechnął się chytrze ponownie przybierając pozycję. Każde zaproszenie do tej potyczki działało jak płachta na byka. Tak nienawidził tej bezczelnej małpiej rasy. Zawsze powtarzał ojcu, że z nimi będą tylko kłopoty, ale tamten się upierał, że może ich kontrolować, bo są mało rozwinięci intelektualnie. Kiedy więc posiedli własny rozum by przeciwstawić się swoim panom? Choć nie było to miejsce i czas na rozmyślanie to nie potrafił się powstrzymać. 

Vegetę także zaprzątały myśli o ów osobniku. Czy miał spodziewać się czegoś gorszego, czy już wszystko zobaczył, mimo iż faktycznie ich starcie dopiero zaczynało raczkować? Nagle poczuł jak moc jaszczura zwiększa się z sekundy na sekundę czego nie spodziewał się tak od razu. Przez plecy przeszedł go dziwny dreszcz. Mężczyzna próbując zachować powagę, został postawiony przed faktem – jego przeciwnik nie próżnował. W tej chwili w niespełna kilka minut oponent transformował się, a on wpatrywał się w to wszystko jak zahipnotyzowany. Nawet nie pomyślał by przerwać tę czynność. Jakby... Chciał tego i tu, i teraz zamierzał przetestować swoje wszystkie możliwości nie oszczędzając się już przez nawet sekundę. Widząc potęgę w tej postaci miał się, czego obawiać i to na własne życzenie.

—    Może faktycznie jesteś dużo silniejszy niż przed chwilą, ale to mnie nie przestraszy – zakpił nie chcąc zdradzać swego zaskoczenia. 

Czy Cooler po przemianie zmienił się tak bardzo? Jego czarne usta gdzieś zniknęły za białą przesłoną z poziomymi szparami wentylacyjnymi. Na głowie wyrosły szpiczaste, cztery białe rogi przypominające coś na kształt korony pozostawiając na jej środku granatowy owalny kawałek z poprzedniego pancerza. Na barkach ukształtowały się niczym wzniosłe góry naramienniki, a pod łokciami pojawiły się szpiczaste pojedyncze kolce. Krótko mówiąc z wyglądu zdawał się być groźniejszym. KI jaka z niego emanowała powalała na kolana, ale on, książę przecież sam nie pokazał jeszcze co potrafi!

—    Chcesz mi wmówić, że i tak jestem słaby?

—    Jakbyś czytał w moich myślach. – Vegeta nie omieszkał zadrwić.

—    Blefujesz! – Warknął Changeling.

—    Ani mi się śni. – Zacisnął wściekle pięść.

Ciało jaszczura aż całe drżało ze złości. Jak on śmiał się z niego tak nabijać? Saiyanie byli przecież słabsi od nich! A jednak znalazł się jeden śmiałek i pokonał Freezera – pana i władcę większości galaktyk we wszechświecie i to jeszcze podczas najazdu na tę ich paskudną planetkę. Może to nie była kwestia siły, a zwykła zasadzka jakiej się dopuszczono na ich kosmicznej stacji.

—    Udowodnij! – Wycedził.

Książę nic nie mówiąc ostatni raz rzucił w kierunku Coolera chłodne spojrzenie, zamknął oczy, po czym delikatnie wzbił się w powietrze. Był zaledwie kilkadziesiąt stóp nad ziemią. Zaczął koncentrować w sobie dotąd ukryte pokłady energii. W końcu miał okazję sprawdzić swoje nowe moce, które zdobył podczas treningu w tej dziwacznej sali czasu. Sam był ciekaw, na co go tak na prawdę stać. Tam przecież nie mógł zabić przeciwnika, gdyż był mu potrzebny nie tylko tam, ale i tu, gdyby jakimś cudem nie zdołał pokonać tego przebrzydłego jaszczura. Co prawda nie planował przegrywać, ale warto było mieć jakiegoś asa w rękawie, bo w sumie to nigdy niczego nie wiadomo. Już raz przegrał starcie, w którym był górą. Nie chciał ponownie tego powtarzać. Z początku nie planował wystawiać wszystkich kart w walce, ale ten tam, naprzeciw zmusił go do tego. Teraz już nic i nikt nie mógł tego powstrzymać.

Świat miał zaraz paść u jego stóp, wystarczyło sięgnąć. Zaczął, więc kumulować w sobie kolejne niezliczone pokłady energii. Uśpione do tej pory komórki budziły się ze snu nie stawiając żadnego oporu, nawet najmniejszego. Zupełnie jakby były przygotowane na to co zaraz się wydarzy. Książę stawał się coraz to silniejszy. Nagle rozbłysło się oślepiające światło. Ku zdumieniu Coolera zamienił się w istotę o złocistej aurze, okalającej jego muskularne ciało. Włosy przybrały kolor złota i ten świszczący dźwięk. Międzygalaktyczny tyran nie mógł uwierzyć własnym oczom. 

Co to do diabła jest? Zastanawiał się. Jak on do cholery tego dokonał? Czy nie byli oni tylko zwykłymi, szalonymi małpami?

Wpatrywał się w nową postać księcia niczym w obrazek. Jego KI rosła i stawała się być równa sile Changelinga. Tego się w ogóle nie spodziewał. Znana mu była tylko forma Oozaru, ale ona była niczym w porównaniu jego drugiej formy.

—    Co to za metamorfoza? – Krzyknął otumaniony. – Sądziłam, że zmieniacie się w wielkie włochate małpy przy pełni księżyca.

—    Jestem dużo silniejszy od tej włochatej małpy – Uprzedził go książę. – Tego nauczyłem się dzięki osobie, która zabiła Freezera.

Wymknęło mu się. Skarcił siebie w myślach mając nadzieję, że więcej nie będzie zdradzać szczegółów. Czasami miał niewyparzony język. Niech jeszcze powie tej kreaturze, że osoba której szuka nie pochodzi z ich świata!

—    T-to znaczy, że w tej postaci możesz mnie zabić? – zdziwił się.

—    Nawet nie wiesz, z jaką łatwością.

—    To twój kolejny blef! – Zbulwersował się. – Łgarz jak pies!

—    Otóż nie! Z moich źródeł wiem, że twego brata pokonano na drugim poziomie.

Oczy demona przybrały rozmiar największej monety tutejszej waluty. Saiyanin po raz kolejny sprzedał tajne informacje. Tego dnia nad wyraz nie potrafił utrzymać swego języka na wodzy. Miał tylko nadzieję, że nie doprowadzi go to do kryzysu. 

Vegeta po skumulowaniu całej energii swojego poziomu roześmiał się szczerze. Bawiło go zachowanie syna Korda. Wiedział, że ten jest sparaliżowany jego mocą. Jak każdy, kto ujrzał super wojownika po raz pierwszy. Czuł, że walka może być bardzo, ale to bardzo ciekawa. Na pewno najlepsza w jego życiu. Bo czemu nie?

—    Więc sprawdźmy, jaki jesteś silny! – Warknął jaszczur.

Bez wahania wzbił się na bezchmurny nieboskłon i z zawrotną prędkością zbliżał się do Vegety. Mężczyzna nie zamierzał czekać i odpowiedział na atak. Ich pięści się spotkały powodując potężny huk oraz rozbicie się dużej energii powodującej niewidzialną falę uderzeniową, która w promieniu kilku kilometrów powaliła wszystko co jeszcze stało. Syn króla Saiyanów odpierał każdy cios przeciwnika. Był na tyle szybki by nie dopuścić do najmniejszego trafienia. Po paru minutach odepchnął wroga i sam rozpoczął kontratak. Ponieważ Cooler nieźle sobie radził unikając zaciekłych ruchów można by rzec, że w walce na pięści byli sobie równi.

Powoli cała ta sytuacja zaczęła irytować nie tylko księcia, ale również i jego przeciwnika. 

Jest szybki, nie ma, co, pomyślał Saiyanin, muszę wymyślić coś innego!

Zaraz po tym jak uniknął kopnięcia w szczękę wypuścił z obu dłoni parę mocnych kul energii, które trafiły Changelinga w klatkę piersiową. To były pierwsze KI blasty w tej walce. Jaszczur zatrzymał się dopiero przy samej ziemi dopiero wtedy odpychając palące kule gdzieś na boki unikając przy tym lekkich obrażeń, które wystąpiłyby przy zderzeniu z powierzchnią planety. Odbił się długimi trzema palcami u stóp od kamiennego podłoża, które niegdyś było wysokim budynkiem mieszkalnym.

Teraz to miejsce w niczym nie przypominało miasta. Nie było ani jednej żywej istoty, która by mogła to oglądać. Słudzy Coolera na jego komendę zajęli się wszystkimi mieszkańcami zaraz po tym jak pojawił się natrętny księciunio tej barbarzyńskiej rasy.

Demon walnął z całej siły zdezorientowanego Vegetę w bark. Poleciał jeszcze trochę w górę, po czym zawrócił. Syn władcy Saiyanów zawył z bólu, nie zdążył zareagować na kolejne uderzenie. Runął na ziemię mocno się w nią wbijając. Mężczyzna o grubym i długim ogonie skumulował sporą energię w obu dłoniach, była przyszykowana specjalnie dla niego. 

Giń miernoto, pomyślał zadowolony. 

Gdzieś nieopodal nastąpił wybuch. Ktoś tam był. Choć nie miał przy sobie detektora wiedział to. Kto śmiał im przeszkadzać?

—    Pokaż się! – krzyknął w eter. 

Saiyanin pozbierał się z krateru, wytrzepał z pyłu głośno kasłając po czym spojrzał z nienawiścią na Coolera. Z jego lewego ramienia płynęła gęsta, czerwona ciecz. Rana piekła. Nic dziwnego, dostało się do niej sporo piasku i ziemi. Jednak takich zadraśnięć w życiu miał niezliczoną ilość.

—    Tu jestem! – Warknął Vegeta.

—    Nie do ciebie mówię idioto! – Prychnął.

—    Jak śmiesz? – Cały się trząsł słysząc tę zniewagę.

Jaszczur wciąż rozglądał się za intruzem, którego książę jakiś sposobem nie wyczuł. Był zbyt pochłonięty zemstą by skupić swoje zmysły. Każdy, kto zranił jego ciało cierpiał w okropnych męczarniach. Nigdy nikomu nie odpuszczał. Tak miało być i tym razem. Znieważony mężczyzna naładował swoją KI ponownie po czym, czym ruszył w stronę Chanelinga, bez ostrzeżenia. Cooler był tak pochłonięty szukaniem nieznanej mu istoty, że nie zauważył Saiyana i jego wściekłego gradu pocisków. Czarnowłosy był w takiej furii, że za wszelką cenę chciał by ten robal gryzł ziemię, a zanim to miało nastąpić pragnął by ten na łożu śmierci błagał o litość. Co prawda nigdy nie był litościwy, ale wielbił, kiedy jego ofiary skamlały, przysięgały wierność, a ich oczy… Te pełne rozpaczy i nieopisanego strachu oczy, które widywał były dla niego czymś przyjemnym. Czymś w rodzaju narkotyku. Czuł się wtedy nieopisanie szczęśliwy, jego zmysły krzyczały, że żyje. Tego dnia miał ochotę na jedne z nich popatrzeć. Nawet nadarzyła się ku temu okazja.

Cooler wylądował na ziemi obiema łopatkami. Jego ciało w paru miejscach krwawiło, lecz to nie były rany, a tylko zadrapania. Od tak niewielkie. Nie tego oczekiwał Vegeta. 

On musi cierpieć! Powtarzał wściekle mężczyzna, Za wszystko, co uczynił!

—    Vegeta! – Usłyszał. 

Rozejrzał się, ale nikogo nie dostrzegł. Kto mógł mu przeszkadzać w tak doniosłej chwili? Teraz, kiedy mógł mieć jaszczura w garści, kiedy chciał napawać się jego płaczem. Changeling bez trudu odnalazł źródło głosu. Było naprawdę blisko niego.

—    Pokaż się śmiałku. – Zawołał – Kim jesteś? 

Zza firany kurzu wyłoniła się część wysokiej postaci. Książę skupiając się na intruzie już wiedział z kim mają do czynienia po czym przywdziewając grymas na twarzy splunął przez ramię. W miarę opadania brązowej chmury pyłu ukazał się im oczom mężczyzna dobrze zbudowany, z bujną aczkolwiek rozczochranym włosem, który w dodatku wyglądał na bardzo zadowolonego, choć pozory mogły przecież mylić. Wylądował on po czym spokojnie podszedł do Coolera i spojrzał mu głęboko w oczy wciąż nie tracąc uśmieszku. Jego luźny pomarańczowy kombinezon przepasany niebieskim materiałem bezszelestnie drgał na wietrze nieco oślepiając przybysza z odległej galaktyki. Tak bardzo nie pasował do nędznego krajobrazu.

—    Czekałem na ciebie bardzo długo. – Wypowiedział spokojnie. – Chcę z tobą walczyć.

—    Oczywiście. – Zaśmiał się. – Jak tylko skończę z tym robakiem zaopiekuję się i tobą.

Na te słowa książę pobladł, a następnie zdenerwował się tak, że całe jego ciało zaczęło przypominać galaretkę, którą tak uwielbiał jeść. Miał ochotę zabić jednego i drugiego. Tu i teraz.

—    Twoje nie doczekanie! To ja pokonam ciebie. – wskazał na Changelinga. – A potem zajmę się tobą, Goku.


Od autora:

W tym dziwnym czasie każdemu czytelnikowi życzę spokoju, rozsądku i zdrowia w tych trudnych dniach, a może i miesiącach jakim jest koronawirus.

14 komentarzy:

  1. 20 listopada 2009 o 8:45 PM

    Droga Killall!
    Ja…weszłam na Twojego bloga i przeczytałam fragment o kotkach…po czym z niego wyszłam. Przed chwilą weszłam nań ponownie, aby przeczytać ten rozdział. Nie wiem co powiedzieć…to straszne…po prostu…straszne. Nie chcę mówić o smutnych rzeczach i tak dzisiaj jest mi przykro…Rozdziału nie czytałam z takim zainteresowaniem, jak było w przypadku innych Twojego autorstwa. Najlepszy był ten ostatni fragment.Trzecia muzyka mi nie działa.A w ogóle to było dużo błędów i powtórzenia…Mam nadzieję, że Vegeta wygra i pokona zarówno Chellinga, jak i nowo przybyłego mężczyznę?Przepraszam, że taki niemiły ten komentarz i mało treściwy, ale jestem strasznie rozkojarzona, a na dodatek smutna.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22 listopada 2009 o 12:14 PM

      Droga Killall!
      Oczywiście, nie będę się czepiać gramatyki w takiej sytuacji.Jejku…wierzę Ci.Wiem co czujesz, bo ja straciłam psa. Potrąciło go na moich oczach. Pamiętam jeszcze jej straszny pisk… Nazywała się Misia.< przeżyła, ale została uśpiona>.Ja sobie nie wyobrażam życia, bez mojego Filemonka!Wiem, że to brzmi wręcz absurdalnie, ale taka jest prawda…Trzymaj się! ;*Mam nadzieję, że Twój chłopak wspiera Cię na duchu i pociesza.

      Usuń
  2. 2 grudnia 2009 o 1:08 PM

    Droga Killall!
    Nidy nie wiem, co napisać, po przeczytaniu tego typu, osobistych… jakby to nazwać?… wyznań. Wydaje mi się, że mogę tylko tyle: współczuję, i rozumiem. Chyba już Ci kiedyś pisałam, że również miałam podobną historię. Mój królik, Tomcio, po niecałych dwóch dniach pobytu u mnie, zdechł mi na rękach. To było dawno, miałam jakieś 12 lat. Nigdy potem nie miałam zwierzątka. Nie tylko ze względu na moje uprzedzenie, ale też i mamy. Nieważne zresztą, nie przepadam za takimi rozmowami. Przejdę więc do rozdziału. Będzie krótko, bo jestem chora, i nie mam siły. Ponadto wena nie jest dla mnie łaskawa. Wszystko byłoby okay, gdybyś tylko urozmaiciła jakoś tekst. Za dużo w nim walki. Wróć, inaczej… zawarłaś tutaj tylko i wyłącznie walkę. Miałam wrażenie, jakbym w kółko czytała jedno i to samo. Monotonia. I mimo, że opisy mogły być ciekawe, ja zwyczajnie ich nie pamiętam, oczy zobaczyły i od razu zapomniały. Żeby rozdział był porywający, musi zostać jakoś urozmaicony, akcja powinna być dynamiczna (czyli, tak dla wyjaśnienia, zmienna). Pozdrawiam Cię serdecznie ;-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Kati vel Kaśku18 marca, 2020 11:50

    29 grudnia 2009 o 7:50 PM

    Yeah! Wreszcie walka mam nadzieje ( a raczej jestem tego pewna) iż Vegeta wygra. Rozumiem co czujesz po stracie kociąt, bo mój pies zaginął i nie wracał od miesiąca, dopiero wczoraj dowiedziałam się przez przypadek, że auto go zabiło, a rodzice bali się mi mówić. W moim domu żaden pies nie umarł ze starości bo albo były za ładne i je ktoś ukradł, albo ktoś je otruł lub potrącił. Chyba nie będę mieć już psa boje się że coś się znów stanie co najwyżej przygarnę jakiegoś bezdomnego kota. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  4. 10 października 2010 o 7:09 PM

    W końcu coś się ruszyło :) Walka bardzo fajnie opisana, dodatkowy plus należy się za opis uczuć i emocji Vegety i Coolera. Końcówka mnie zaskoczyła, ale to bardzo dobrze. Lubię gdy zakończenia sprawiają, iż czytelnik nie może doczekać się następnego rozdziału ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Killall!

    Kurczę, nie pomyślałabym, że masz tyle odcinków do nadrobienia, aż sama jestem zaskoczona. :D A co do nieobecności, tak to już jest, że życie pędzi do przodu, a my próbujemy wyhamować miesiącami. ;)

    Co do bycia żoną, to właściwie nic się nie zmieniło (tyle lat wspólnego życia :D), ale kupiliśmy mieszkanie i przed wirusem zdążyliśmy z przeprowadzką, także... Wszystko się zmieniło. :D Miejsce, okolica, ilość pokoi, standard, bliskość do pracy. I jest mega. :D

    Myślę, że na pewnym etapie pisania bloga, gdyby nie A., pewnie bym przestała tworzyć. Za wiele było tam wspomnień. Później miałam też innych Czytelników, którzy w taki sposób potrafili zmobilizować (Porschefowa, Strawberry, E.K.P, SuperExtra), że też wróciłam do pisania. Teraz podchodzę do tego inaczej, po prostu piszę to, co mam w duszy, dążę do końca historii konsekwentnie, a Czytelnicy oczywiście są siłą napędową i jeden komentarz potrafi sprawić, że usiądę i zacznę dalej pisać. Z drugiej strony, gdyby nikt nie komentował, pewnie dłuższy czas zajęłoby mi dokończenie opowiadania, ale ostatecznie bym to zrobiła.
    Rany, rozpisałam się, wybacz. ;p
    Co do mojej A. - dla mnie to wciąż niesamowite, że jest tuż obok, niestety odległość nie pozwala na częste spotkania, ale w dobie FB, sms-ów, telefonów, wysyłania zdjęć... Kontakt jest lepszy niż z koleżankami będącymi na miejscu. ;p A magia DB nie zniknie z mojego serca, bo na blogu poznałam właśnie A. i pośrednio można uznać, że tak poznałam też mojego K.
    DB dla mnie to coś więcej niż anime. To część życia.

    Ty teraz z dwójką to masz prawdziwą karuzelę wrażeń. :D Jak sobie radzisz, w dodatku przy pandemii?

    Trunksowi bransoleta przydałaby się w prawdziwym życiu, powinien dzięki temu poznać smak bycia takim, jak reszta. Goten w końcu bardziej się postawił, nie? A co do Gotena, to jestem ciekawa co powiesz o ich rozmowach w kolejnych odcinkach. ;)

    Vegeta doszedł do takiego momentu w życiu, że musiał wybrać: duma czy rodzina. W krytycznych sytuacjach w DB wybierał rodzinę, więc tym razem też tak zrobił, choć bardziej po ludzku, bo już nie mamy tutaj potworów i targania na życie, to jednak takie drobne rzeczy potrafią być trudniejsze dla kogoś, kto myśli walką.

    Wątek Bry będzie kontynuowany, także nie zdradzam za wiele. :) W sumie to ciekawe, czy ktoś z DB mógłby latać na chmurce, wyłączając rodzinę Son. Z drugiej strony, taka Chi-Chi później to nie wiem, czy by mogła latać xd. I jak chmurka przenikała przez myśli, w sensie czy ktoś dobry czy zły? ;p

    Na kolejny komentarz odpiszę jak trochę zdalnie popracuję, także do napisania! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam ponownie :)

    A właśnie, jak starszy, nie jest zazdrosny? ;)

    Bransoleta w przypadku takiego krnąbrnego małolata jak Trunks, zablokowała mu dostęp do nadludzkich mocy, ale jakby sam był spokojniejszy i nie wdawał się w kłótnie, ignorował zaczepki, to może nie dostałby aż takiego kocenia.
    Tak, pogodzenie na Yardrat sprawiło, że Trunks mógł liczyć na ojca w poprawczaku. ;)
    Haha, widzę, że wpływ Trunksa działa na Ciebie destrukcyjnie. :D

    Biorąc pod uwagę charakter Vegety, ciężko, żeby Bulma uwierzyła w jego wersję, a nie Jacka, zwłaszcza że Jack miał podbite oko, a Bulma ostatnio średnio ufała Vegecie. ;p
    Haha, no mój styl to drama na całego. xd

    I jak tam przetrwałaś noc? :D
    Pozdrawiam słonecznie ;*

    P.S. Spokojnie, jeszcze na tym etapie Bulma wehikułu nie stworzyła. :D Chociaż... kto wie, co los przyniesie. xd

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana Killall!

    Szybko nadrabiasz, także będziesz wkrótce na bieżąco. :D
    To jeszcze nie koniec, ale niestety do końca się zbliżamy. ;)
    U mnie jest praca zdalna przez tydzień, a później tydzień zwykłego chodzenia do roboty, także też wychodzi podobnie z czasem, no ale już nie mam dojazdów, także pod tym kątem oszczędność czasu. ;)

    Bez balkonu mieszkać to dramat, my wynajmowaliśmy wcześniej i nie mieliśmy balkonu, tyle tylko, że wcześniej ciągle spacer za spacerem, a gdybyśmy dalej tam mieszkali, to teraz byśmy mieli dramat. ;p

    Dla kobiet w ciąży to w ogóle straszna sytuacja. :( Ja i mój K. mieliśmy jakoś tydzień czy dwa przed paniką z koronawirusem kaszel, gorączkę, ja jeszcze trudności z oddychaniem. U mojego to w ogóle powyżej 39 stopni. No ale tydzień nas trzymało i wyszliśmy z tego, jak się zaczął wirus na dobre, to uznaliśmy, że może właśnie go przeżyliśmy. ;p Tego już się nie dowiemy pewnie. ;)

    Pozdrawiam, może jeszcze zdążę odpisać na kolejny komentarz ;)



    OdpowiedzUsuń
  8. W tym czasie dobrze jak dzieci mają rodzeństwo, bo przynajmniej mogą się pobawić razem, jedynaki niestety z innymi teraz nie spędzą czasu. Ech, niech ten wirus już przemija...

    Właśnie, jestem ciekawa: Aro to zdrobnienie czy właściwe imię? ;)

    W kolejnym odcinku w sumie nawiązanie do wątku Giny i Gotena, więc nie spoileruję. ;)
    Trunks przeprosił po swojemu, no ale jednak jakieś klapki na oczach mu się otworzyły, także chyba proces resocjalizacji już rozpoczął. :D

    Staria to dla Trunksa miejsce najgorszego koszmaru, więc chłopak nie myśli o tym i trochę tak wypiera z umysłu.

    Dokładnie, nic nie będzie, jak dawniej, ale to nie znaczy, że nic nie może być, bo przecież rozpocząć od nowa zawsze można. Od próbowania nikt nie umarł. Klątwa wiele ich nauczyła. W sumie całą rodzinę.

    Co do Sayuri, to w sumie Akuma zawsze miała ją gdzieś w sobie, bo pierwsza była zawsze Sayuri, nienawiść zrodziła Akumę i przejęła nad nią kontrolę, a Sayuri to jakby lepsza wersja Akumy. ;)

    Samo pisanie to taka frajda, że ciężko się od tego oderwać. :D

    Zdążyłam odpisać, także buziaki i do napisania ;*


    OdpowiedzUsuń
  9. Hejo !

    Chwilowo jest lato. ;p

    Co do prac, to teraz wszędzie te zabezpieczenia, po prostu cudują. A jeszcze niedawno nie dawali maseczek, płynów, rękawiczek, teraz to obowiązek pracodawców.

    My odkąd mamy balkon, to zawsze wystawiamy pranie na dwór, chociaż na chwilę, gdy jest Słońce, nawet w lutym tak robiliśmy. :D Zawsze to trochę świeżości, a teraz to w ogóle wszystko tak schnie szybko. ;)

    O rany, już niedługo rok, faktycznie... Po dzieciach najlepiej widać upływający czas.

    W kolejnym odcinku zobaczymy, jak sobie radzi Vegeta, to z tego wszystkiego wyniknie i czy jest ktoś, kto być może da radę przywrócić im pamięć? Ale to tajemnica. :D Ech, niestety, Vegeta wreszcie mógł całym sobą docenić to, co ma, odmienić życie i siebie, a tu... Wszystko zabrane. Czy zdąży jeszcze odzyskać rodzinę? To też sekret. :D

    Co do Sayuri to nie powiem, ale dobrze kombinujesz, wspomnienie o Sayuri jeszcze się pojawi, wątek został urwany celowo. ;)

    P.S. Co do chłopaków, to trochę im zajęło, ale rozejm nadszedł. ;)

    O, ciekawe co tam jeszcze o Nanie napiszesz. ;)

    Pozdrawiam. :)
    Jak tam samopoczucie po nieprzespanej nocy?

    OdpowiedzUsuń
  10. Droga Killall!
    Co do Nany to masz rację, ale Trunks dostał pół roku w poprawczaku, wcześniej zabił ich wspólnego kolegę z klasy, porwał koleżankę. Być z nim to jedno, a wychowywać dzieci - to drugie. Dziewczyna jest młoda i przerażona perspektywą urodzenia dzieci, a w dodatku nie ma pewności, jak by na to zareagował Trunks. Ze złością, obojętnością, a może byłby nieobliczalny? Nie zna go na tyle, żeby zaufać tak bardzo, jak matce, nie wie, czy Trunks komuś nie wygada, czy nie pójdzie to do mediów, czy nie będzie piętnowana.

    Oo, wow, już jesteś na bieżąco. :D No ładnie :D

    A widzisz, bo tak nie kojarzyłam imienia Aro, chociaż brzmi ładnie (jakoś rzymsko :D). Haha, no te wszystkie A., K., B. i inne to po prostu wpływ internetu, chociaż ja z moim K. też na żywo mówimy do siebie K. i S. ;)

    Z dziećmi to tak zawsze, ja kiedyś pracowałam w żłobku i przedszkolu, tam dopiero rozgardiasz.:D

    Nana już dawno powinna mu powiedzieć, ale sama widzisz, jak odwleka nieuchronne, na pewno będzie coś więcej o tym, dlaczego i co ona myśli. ;)

    Trunks trzyma sztamę z Gotenem i dzięki temu co jakiś czas może chwilowo opuścić zakład, co skutkuje złamaniem bransolety, chociaż tam to kontrolują i sprawdzają, żeby zawsze miał nową. ;)

    Trunks o Slavii pamięta, tyle że już bez wspomnień o ojcu. To się zatarło.

    To zabawne w sumie nie pamiętać, skąd ma się dzieci i z kim, to znaczy nic zabawnego w sytuacji nie ma, ale taka Bulma, co myśli sobie: "z kim ja spałam, kto jest ojcem?" i nie wie, to mimo wszystko dość zabawny widok xd.

    Srebrna Komnata - tak, trochę jak Ducha i Czasu, przy okazji, w tej Ducha i Czasu też powinien być jakiś jakiś a'la sobowtór do ćwiczeń, miałoby to sens. :D

    Musimy trochę wyhamować przed odcinkami pełnymi dramy, także spokojnie, jeszcze się doczekasz. :D

    Mam nadzieję, że nie znikniesz. :D
    Co do seriali, to na razie się nie wciągamy w żadne, raczej jesteśmy bardziej filmowi. :)
    Także nawet nie kojarzę żadnych, o których pisałaś. :D

    Pozdrawiam i miłego dnia ;* Wiem, że nie obchodzicie świąt, tak jak i my, dlatego życzę po prostu, żeby najbliższe dni były spokojne i radosne. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana Killall ;)

    Tak, my też nie obchodzimy żadnych świąt, chociaż jako spotkania z rodziną to fajny okres. Tyle że nie w czasach wirusa. :(

    Gdyby tak szanować wszystkie święta, to faktycznie nie starczyłoby czasu xd. Co jednak ciekawe, zazwyczaj ludzie bardziej oburzają się na niewierzących niż na inne religie. :P

    My w niedzielę świąteczną wstawialiśmy pranie i ogólnie sprzątaliśmy :D

    A ja właśnie w pracy, także niestety mniej czasu na bloga. :(

    Odnośnie Nany, to masz rację - im dłużej nie mówi, tym będzie jej trudniej. A Trunks na pewno lepiej zareagowałby teraz niż pół roku temu, ale dziewczyna nie jest tego pewna ;)

    Pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. "— Twoje nie doczekanie! To ja pokonam ciebie. – wskazał na Changelinga. – A potem zajmę się tobą, Goku."

    Vegeta powiedział Goku :O To się rzadko zdarza.

    OdpowiedzUsuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!