19 sierpnia 2019

40. W przeszłości nie znajdziesz domu


Obie kapsuły miękko wylądowały na opuszczonym lądowisku bazy Kosmicznej Organizacji Handlu, a pojazd ze sprzętem już na nas czekał od kilku minut. Nie mieliśmy ani chwili do stracenia, wiec bez zbędnych dyskusji wysiedliśmy, po czym zajęliśmy się wypakowywaniem ekwipunku. Musieliśmy jak najszybciej uporać się z środkami wybuchowymi by godnie przywitać Changelingów, tak jak zresztą im obiecałam. Odkąd wyjawiłam Bardockowi swoje pochodzenie nie wymieniliśmy ani jednego zdania. Niestety nasza podróż trwała długo i omijanie tematu po incydencie z niewyłączonym komunikatorem nie dała mu spokoju, a ja wreszcie nie wytrzymałam ciężaru owej tajemnicy. Od czasu do czasu odzywał się jedynie, w celu instruowania mnie co mam mu podać, gdzie coś podłączyć, bądź mówił sam do siebie, a raczej klął jak szewc.

Trapiło mnie wciąż to samo, a mianowicie czy dobrze postąpiłam. Po długiej udręce z samą sobą poddałam się. Jeśli już to się stało musiałam zakończyć ten proces. Nie było już odwrotu, nie mogłam skazać ich na śmierć. Chciałam dla nich lepszego świata, a póki żyła rodzina Freezera Saiyanie wciąż byli zagrożeni. 

—    Gotowe. – mruknął ocierając pot z czoła.

—    Teraz tylko trzeba czekać. – mruknęłam - Nie mam tyle czasu. Ja muszę wracać do siebie.

—    Jeśli zadziała... – zamyślił się – Według moich obliczeń powinno działać!

Odwrócił się w moim kierunku i spojrzał tym swoim przenikliwym wzrokiem – zimnym i stanowczym. Zupełne przeciwieństwo jego syna Kakarotto. Czy swoje geny podarowała mu matka? Nawet jego starszy brat bardziej przypominał ojca.

—    Mogę to zrobić osobiście, księżniczko. – dodał po dłuższej chwili ciszy.

—    Co masz na myśli?

—    Wracaj do siebie, do swojego świata. – oświadczył spokojnie –  Wszystko jest tak skonstruowane, że rozszarpie ich na kawałeczki. Nikogo nie musi tu być. Zrobię to z Vegety bez problemu.

—    Myślisz? – trochę nie dowierzałam jego słowom.

Odległość między planetami była spora. Niby jak miałby dokonać tak wielkich rzeczy z domu?
—    Nie martw się, księżniczko – na jego twarzy zakwitł mało dostrzegalny uśmiech –  wszystko jest pod kontrolą. Widzisz... –  tu wskazał małą skrzyneczkę, którą miał przypiętą do zbroi w pasie – To urządzenie powiadomi mnie gdy Changelingowie będą w pobliżu stacji, a potem już wiesz co się wydarzy.

—    Czyli nie muszę się już martwić? – westchnęłam wciąż szukając dziury w planie – Tak serio, serio?

—    Tak, księżniczko Saro.

—    Sara, tylko Sara – bąknęłam utwierdzając w nim wzrok – Tam skąd pochodzę tytuł stracił wieki temu na świetności.

—    Dlaczego? – zdziwił się – Jesteś przecież księżniczką Saiyan, sama to powiedziałaś? I widzę w tobie podobieństwo do matki.

—    Tam nasza Vegeta nie istnieje, a gatunek jest na wymarciu. – mruknęłam oschle – Jestem ot zwykłą Saiyanką jak ty. Nas nie miał kto ocalić przed Freezerem przez wiele lat. W ogóle to cud, że mnie nie zabili.

—    Bo jesteś księżniczką?

—    Nie, choć mieli podejrzenia, ale nigdy nikt im tego nie potwierdził, a Vegetę pewno bali się spytać. – wzruszyłam ramionami niechętnie wracając do przeszłości – Woleli zachować to w tajemnicy i dopilnować byśmy nigdy się nie spotkali.

—    A jednak się spotkaliście, czyż nie? – dopytywał nie przerywając swej pracy – Spotkałaś go na Ziemi, tam właśnie poleciał.

—    Gdy twój syn go pokonał na Namek, to znaczy Freezera pokonał zwerbowano mnie do misji podbicia tej planety – wyjaśniłam – Kord przecież nie wiedział kim jestem, ani kim mogłabym być, a już na pewno, że mieszka tam mój brat.

—    Wspomniałaś coś o moim synu... – niespodziewanie zmienił temat.

***

Siedzieliśmy w wielkiej sali, w której zwykle jadała rodzina królewska ze swoimi ważnymi gośćmi. Choć wolałam by była to zwykła żołnierska stołówka to Verinia nalegała by właśnie tutaj odbyć ostatni wspólny posiłek. Ona uwielbiała celebrować niebywałe okazje, a zwycięstwo nad Changelingiem w mojej obecności wciąż miała nie odhaczone na swojej liście. Ta kobieta była idealną kopią mojej matki. Saiyanka jak na coś się uparła nie było zmiłuj.

—    Nie wiem jak mamy ci dziękować? – odezwała się królowa tym swoim przejmującym się tonem – Dzięki tobie możemy żyć dalej i w dodatku rozprawić się z demonami mrozu raz na zawsze!

—    To nic wielkiego – mruknęłam wzruszając ramionami – Wystarczy, że nie dacie się zabić.

Nie czułam w sobie tego super szczęścia, o jakim myślałam przylatując tutaj po tym, czego dokonałam. Byłam jakby sprzeczna z samą sobą. Nie miałam nawet apetytu na te wszystkie typowe na tej planecie potrawy. Wpatrywałam się w pełny talerz co jakiś czas kierując wzrok to na króla, to na jego towarzyszkę gdy zabierali głos. Stół był zastawiony po same brzegi, a ja zamiast jeść zastanawiała się dla kogo tyle naszykowali i czy czasem nie wiadomo skąd wyskoczył Goku ze swym ogromnym apetytem. Swojego posiłku nie tknęłam tylko spoglądałam na małą księżniczkę, która pałaszowała ze swojego półmiska ze smakiem. Co jakiś czas Verinia upominała ją by zachowywała się kulturalnie, jak to zawsze miała w zwyczaju. Teraz gdy obserwowałam to z boku wydawało mi się zabawniejsze, a niżeli złośliwe. Tak bardzo punkt widzenia zależał od punktu siedzenia.

—    Możesz mi wytłumaczyć dlaczego wciąż chodzisz w tym obskurnym kapturze? Nawet przy jedzeniu. – Matka podjęła nurtujący ją temat – Jesteś dziecko oszpecona?

—    Nie jestem! – rzuciłam szybko łapiąc się za połę okrycia głowy – Nie obraź się pani, ale to ze względów prywatnych. Nie chcę zostać rozpoznana, a to bardzo ważne.

—   Niech ci będzie. – burknęła nie kryjąc urazy.

Wróciła ponownie do swojej ulubionej czynności, tym samym irytując małą dziewczynkę.
—    Jesteś niesamowicie potężna jak na dziecko. – wtrącił król przerywając niezręczną ciszę – Jak to możliwe? Żaden z moich ludzi nie dysponuje taką energią!

—    Życie mnie nie oszczędzało panie – odrzekłam spokojnie nie odrywając wzroku od nietkniętego posiłku – Odbyłam bardzo intensywny trening by osiągnąć swój poziom. Z resztą tam skąd pochodzę są silniejsi ode mnie Saiyanie, chociaż została nas raptem garstka.

—    Skąd czerpiecie taką moc?

—    Z treningu – oświadczyłam dumnie prostując się na krześle –  leniąc się niczego nie można osiągnąć. Ja miałam dość trudne warunki by dojść do takiego stanu, w jakim się obecnie znajduję, poza tym walka z silniejszym od siebie bardzo pomaga.

—    Dugo u nas zostanieś? – niespodziewanie straciła się do rozmowy mała Sara – Ja teś gdy bedę duzia bedę taka silna!

Verinii mięso stanęło w gardle na te słowa, a ja roześmiałam się. Zapewniała samą siebie – mnie, że będzie, a ja nie mogłam zaprzeczyć. Jeśli chciała miała do tego potencjał, a wierzyłam, że nie wyląduje pod matczynym obcasem i postawi na swoim.

—    Nie wątpię w to mała księżniczko – zawołałam radośnie gdy jej matka doszła do siebie –Jutro z samego rana wracam.

—    Cemu tak sybko? – zmarkotniała.

—   Oj, ja tu zdecydowanie za długo jestem, mała. Muszę wrócić i to szybko. Kto wie, może kiedyś was odwiedzę?

Uśmiechnęłam się do niej najszczerzej jak potrafiłam, a ta odwzajemniła go. Wątpiłam byśmy jeszcze kiedykolwiek miały okazję się spotkać. Trunks za pewne lepiej by tym razem przechowywał machinę czasu, z resztą czy sam kiedykolwiek by do nas zawitał ponownie?

Reszta wieczerzy minęła na opowieściach jak to król poprowadzi swych ludzi ku zdobyciu kosmosu, a ja niechętnie tego słuchałam wyłapując co dziesiąte słowo, jak nie mniej. Czasy gdy Saiyanie podbijali planety dla mnie umarły dawno temu i nie były już tak pożądane jak za małolaty, za to jego córka wsłuchiwała się w te zapewnienia z najwyższą aprobatą, jak kiedyś ja sama.

Do swojego tymczasowego lokum wróciłam w ciszy i tylko powłóczenie nogami przerywało ten ład. Niby spełniona, a jednak czegoś mi brakowało. Na korytarzach odbudowanej części twierdzy panowała głusza jakby tej nocy wszyscy postanowili się wyspać. Prawdę mówiąc ciężko pracowali by postawić królestwo na nogi.

Wreszcie gdy dotarłam do pokoju, w którym mieszkałam niemal bezszelestnie weszłam do środka i nie rozbierając się opadłam na twarde łoże. Całą noc leżałam spoglądając w czarny sufit zastanawiając się jak potoczą się losy tych Saiyan. Czy będą inni niż przed atakiem Freezera i przede wszystkim czy kiedykolwiek będą żyć w zgodzie z Nameczanami bądź Ziemianami? A może Vegeta nigdy tam miał już nie powrócić? Choć z drugiej strony było to lekko wątpliwe. Goku darował mu przecież życie w ich pierwszej walce, a mój brat nigdy mu tego nie wybaczył. Ja tam byłam rad z tego, gdyż dzięki tej właśnie decyzji miałam szansę go odnaleźć.

Wiedziałam, że nazbyt mocno ingerowałam w ich życie, więc teraz musieli radzić sobie sami i napisać swoją nową historię. Jeśli kiedykolwiek przyszło by im spotkać się z Ziemianami nie było by to na pewno to samo, co w moim świecie. Czy zniszczą planetę i pozbawia reszty życia? To zależało jedynie od ich mocy bojowej, wszak ojciec Gohana, on sam i ich przyjaciele nie spoczęliby do śmierci by chronić tę planetę. Cokolwiek się miało wydarzyć nie miałam na to wpływu. Niech się dzieje, co chce. To już nie moja bajka. Zasnęłam dopiero po wielu godzinach, a pobudka nastąpiła zbyt szybko. Niestety za dużo myśląc pozbawiłam się wypoczynku.  Musiałam wracać do domu! Bardock zapewniał mnie, że zniszczy stację na 78 planecie, a wraz z nią istnienie Korda i Coolera. W sumie, jeśli by tego nie zrobił mieli by poważny problem, więc to było dla niego priorytetem, bo ich śmierć będzie straszniejsza, a gatunek nasz zniknie z kart historii na zawsze. Changelingowie doskonale wiedzieli gdzie szukać Vegety, a zemścić się na Saiyanach nie mieliby problemu. Nie mogłam już więcej mieszać się w ich problemy i tak dużo ryzykowałam własną skórą przez głupotę. Myśl o tym, że mogłam dać się pokonać Freezerowi przyprawiała mnie o lodowaty dreszcz. Żeby tylko pokonać... Zabiły mnie z ogromną satysfakcją!

Po szybkim śniadaniu na stołówce, która choć nie przepadła po bitwie to wciąż posiadała masę zniszczeń. Okna, które były wybite niczym nie zostały zasłonięte, a roztrzaskane ławki i stoły leżały jedno na drugim w koncie tworząc sporą stertę – nic tylko podpalić, byłam w końcu gotowa do drogi. Tym razem wepchnęłam co nieco mięsa w usta, w końcu nie jadłam od dnia poprzedniego jednak na samą myśl o podróży w czasie robiło mi się słabo. Poprzedniego lotu nie wspominałam dobrze z powodu okropnych turbulencji. Z tego tytułu mój posiłek był skromny co by go później nie zwrócić.

—    Możesz mi dać plany maszyny uzdrawiającej? – zapytałam ojca Son Goku gdy tylko zasiadł naprzeciw mnie – Na Ziemi by się nam bardzo przydała, a jak wiesz u nas jest nieosiągalna, a zaś gonić po kosmosie i użerać się z Organizacją tylko dla kawałka papieru...

—    Nie wiem czy u was można ją zbudować. – mruknął – To dość skomplikowane urządzenie i wymaga specjalnych minerałów do stworzenia płynów.

Spojrzał na mój półmisek po czym zabrał się za pałaszowanie swojego.

—    Znam pewną kobietę, która jest dobra w te klocki. – puściłam mu oczko odsuwając od siebie naczynie z resztkami.

—    Skąd ta pewność?

—    Dzięki niej podróżuję w czasie. – rzekłam półgębkiem szturchając go w ramię.

Nie chciałam by ktoś postronny usłyszał naszą rozmowę. Nie wszyscy musieli wiedzieć, iż byłam istotą z innego świata, innego czasu. Na me słowa mężczyzna już nic nie odpowiedział tylko dokończył śniadanie, zaś ja cierpliwie czekałam na niego dyskretnie rozglądając się ostatni raz po jadłodajni.

Dostałam te plany zanim ruszyłam na wzgórze, na którym kilka miesięcy temu wylądowałam. Co prawda taka maszyna to nie było to samo, co magiczna fasolka kocura, jednak dawała ten sam efekt, a przecież zasoby czarodziejskiej rośliny nie były na wyciągnięcie ręki, a mieć gdzie uleczyć ciężkie rany, a nie mieć było kolosalną różnicą.

—    Weź jeszcze to. – mężczyzna podał mi trzy maleńkie flakoniki.

—    Co to?

Spojrzałam bacznie na pojemniczki wypełnione różnymi substancjami – morski płyn, taki sam jak ten uzdrawiający, czerwony proszek oraz jakaś czarna maź.

—    Niewielkie ilości minerałów, które są niezbędne do produkcji leczniczego płynu. – mrugnął do mnie – Ta kobieta, o której wspominałaś bez nich się nie obejdzie.

Na mojej twarzy wykwitł ogromny uśmiech. Bulma była genialnym wynalazcą, a na pewno miała do tego zadatki, w końcu ta druga skonstruowała najlepszy pojazd wszechczasów! Więc przygotowanie środków na większą ilość chyba nie stanowiły dla niej problemu?

Teraz naprawdę byłam gotowa do drogi. Niektórzy Saiyanie zebrali się wokół wehikułu czekając na mój odlot. Mieli dość wesołe miny, choć ten czy tamten stracił swoją rodzinę lub ich członków. Dla mnie to nie miało znaczenia, jedynie było ważne, że planeta i wiele istnień zostało ocalonych od zapomnienia. Rozglądając się po zebranych wskoczyłam na pokład. Ostatni raz jeszcze postanowiłam spojrzeć na nich jakbym usiłowała zapamiętać obraz licznej i rozwijającej się rasy oraz by odnaleźć tam znajome twarze i dostrzegłam pewnego chłopca o bardzo smutnych oczach, stał całkiem na uboczu. Zeskoczyłam naprędce z machiny bez zastanowienia i podeszłam do niego.

—    Nie myśl za dużo o stracie. – szepnęłam – Swój żal wykorzystaj w treningu, a dobry z ciebie wojownik. Będzie z tego owocna praca.

—    Skąd ty to…

—    Można by rzec, że znałam twoją matkę. A ty... Wyglądasz mi na takiego co zasługuje na miejsce w elicie.

Tyle lat go nie widziałam, on jeden był w stanie się mną opiekować w przestrzeni kosmicznej. Tak wiele mu zawdzięczałam! Wspierał mnie na każdym kroku nim nasze drogi się rozminęły i to dzięki niemu nie pisnęłam słowem o swoim pochodzeniu.

—    Żegnaj – mruknęłam po czym ruszyłam w stronę pojazdu.

Westchnęłam głęboko stojąc tyłem do zebranych. Żal było mi opuszczać to miejsce, choć tak mocno zrujnowane, jednak wciąż tętniące życiem. A jednak to nie był mój dom i nigdy nim miał nie być. Gdy ponownie wypuściłam z płuc z zrezygnowaniem powietrze poczułam czyiś równie ciężki oddech. Stał tuż obok w milczeniu oczekując aż skupie na nim swoją uwagę. Gdy to uczyniłam dowiedziałam się, iż był to sam król Kosmicznych Wojowników. Niemal zamarłam spoglądając w jego czarne jak noc oczy. Po raz kolejny tego poranka zatęskniłam za życiem, którego nie zdążyłam dobrze zasmakować. Ukłucie żalu gdzieś głęboko do tej pory ukryte na nowo zakiełkowało. Te wielkie i silne niegdyś ramiona, które niejednokrotnie otulały me wiotkie ciało... Dość! Skarciłam się w myślach. Nie miałam praw do tej istoty. On nie był moim ojcem, a jego wierną kopią. Nie wolno mi było pragnąć jego ojcowskiej uwagi.

—    Żegnaj ojcze… – szepnęłam mu do ucha po czym cofnęłam się trzy kroki.

Spoglądałam mu głęboko w oczy lekko osuwając kaptur okazując mu swą smutną twarz. Gdy tylko poczułam ciepłe łzy na policzkach położyłam na swych ustach wskazujący palec na znak by milczał. Nie tylko tu i teraz, ale i w stosunku co do mojej osoby później. Miałam nadzieję, że zrozumie, wszak był mądrym władcą. Po mojej chwili słabości od razu wskoczyłam w pojazd i zamknęłam właz by jak najszybciej opuścić ten obszar. Nie mogłam dopuścić do konwersacji z ojcem, musiałam stąd zniknąć, a przede wszystkim nie pasowałam do tego świata. 

To miejsce było jak wspomnienie i marzenie zarazem. Tutaj nie było miejsca dla uciekiniera czasu. Parę osób pomachało mi na pożegnanie, w tym malutka, wesoła czterolatka kurczowo trzymająca się peleryny swej matki. Dosłownie w ostatniej chwili przybyły. Nie bawiąc się w emocjonalne scenki uniosłam jedynie wyprostowaną dłoń na wysokość twarzy przez chwile ją przytrzymując po czym opuściłam ją i uszykowałam pojazd do odlotu. Gdy tylko uniósł się  dostrzegłam sparaliżowany wzrok króla Vegety. Tak bardzo nie spodziewał się, że jego córka może być super wojownikiem czy może, że była w stanie pokonać Freezera? A może chodziło o fakt, że byłam na tyle nieodpowiedzialna i samotnie wyruszyłam w podróż by ich ocalić od zguby? Na te pytania nigdy nie miałam otrzymać odpowiedzi. Nieopodal władczyni ujrzałam mistrza Gartu stojącego u boku Natto. Zdawało mi się, że widziałam w jego oczach słowa, które były tak bardzo wymowne,  powiedział to tylko raz. Miał rację – nie poddałam się przeznaczeniu. Po narodzinach mój los był przesądzony, stało się inaczej. Naprawdę wszystko zależało ode mnie. A co mi wtedy rzekł? :

Tylko, kiedy trzymasz swój los w rękach jesteś w stanie przeciwstawić się narzuconemu przeznaczeniu.




17 komentarzy:

  1. lenuss666@amorki.pl
    31 maja 2009 o 2:52 PM

    Kochana KillAll! Uch, w końcu mogę i mam czas komentować. Po pierwsze, mam malutką prośbę – nigdy, przenigdy nie nazywaj mnie Marysią.Mam swoje powody, by tego imienia nie cierpieć, więc jeśli chociaż trochę mnie lubisz, używaj imienia Lena.Jak widać, ojciec Goku był bardzo miłą osobą.^^Sara jest dzielną osobą.Wyjątkowo dzielną, chociaż także trochę lekkomyślną.W tej rzeczywistości prawdopodobnie Vegeta nigdy nie spotka się z Bulmą, a Saiyanie dopilnują, żeby Goku zniszczył Ziemię.A może się mylę?Gratuluję polecenia.^^Lenka

    OdpowiedzUsuń
  2. 31 maja 2009 o 3:38 PM

    Czyja ja już mówiłam że w bardzo uroczy sposób opisałaś seplenienie malej Sary, aż się mimowolnie uśmiechnęłam. Ciekawi mnie co czeka Sare jak wróci ze swojej podróży w czasie … cos mi się wydaje że nie chciałam bym być wtedy na jej miejscu Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. 1 czerwca 2009 o 12:37 AM

    Killall! Ach, w końcu dostałam się do komputera (gwoli wyjaśnienia – mam remont). Komentarz będzie zadziwiająco krótki (standardowo, ostatnimi czasy). Początek i środek nie podobał mi się zbytnio. Natomiast końcówka bardzo ładna ;-). No i… błędy, błędy, błędy. Pozdrawiam! P.s. Muzyka nie chciała się odtworzyć, chyba jakiś błąd w dodawaniu…

    OdpowiedzUsuń
  4. 3 czerwca 2009 o 6:04 PM

    Killall… Przedewszystkim bardzo Cię przeprawszam, że dopiero teraz komentuję. Miałam straszne problemy i nie mogłam komentować wszystkich blogów. Na szczęście dzisiaj wszystkie oceny zostały wystawione (dodam, że pozytywnie ^^) i miałam czas przeczytać Twoje opowiadanie :).Co do treści… Cieszę się, że Sara wraca już do domu. Pewnie czeka ją za to co zrobiła ostre lanie xD Oczywiście o ile w teraźniejszości się o tym dowiedzą. Muzyka… Piosenka strasznie mi się spodobała. Dziwne… mam wrażenie, że skądś ją znam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd. Pewnie kojaży mi się z jakąś inną z dawnych czasów :).W każdym razie bardzo mi się spodobała ;).80% to wcale nie tak mało. Jak dla mnie to BARDZO DUŻO! Ja to będę się cieszyć jak będę miała przynajmniej połowę ^^” Mam nadzieję, że na angielskim nie poszło ci tak źle (szczeże, ja też jestem słaba z języków) Angielski… nie mam z nim najlepszych wspomnień…Dobra, dobra, już się nie rozpisuję ;)Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! ;*;*

    OdpowiedzUsuń
  5. 17 września 2010 o 10:16 PM

    Pierwsze co zauważyłam, gdy weszłam na Twojego bloga, to zmiana szaty graficznej. Muszę powiedzieć, że teraz jest o wiele lepiej! Szczególnie podoba mi się kolorystyka, czerń z pomarańczem tworzy bardzo ładny efekt ;)Ale wracając do rozdziału. Niby przez cały czas nic się nie dzieje. Trochę zawiodłam się, że Sara nie zostałaby obejrzeć zagładę Corda i Coolera, ale w pełni rozumiem jej decyzję. Najlepsza była końcówka, z przemyśleniami księżniczki. Szczególnie trafiło mnie ostatnie zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmmmm...chyba czas nadrobić. Widzę, że spadła produktywność, ale jestem chyba ostatnią osobą, która może ci wytykać zwolnienie tempa, podczas gdy ja pracuję dopiero nad czwartym odcinkiem xD Wiesz, co? Layout bloga się trochę wykrzaczył i tekst, który normalnie powinien być pośrodku przeszedł na lewą stronę, a przynajmniej tak to wygląda na laptopie. Sugerowałbym zmianę layoutu ;)

    Fajnie się czyta kolejne rozdziały, chociaż widać tutaj kobiecą rękę tj. jako facet nie zastanawiałem się nad czułością króla Vegety wobec kogokolwiek. Zawsze sobie wyobrażałem saiyan jako takich wypranych z uczuć najemników. Podczas gdy ja raczej skupiam się na tych właśnie "bojowych" cechach saiyan, ty podrzucasz ich niemal ludzkie oblicza, zastanawiasz się nad tym, co myślą poza walkami i pozycją w łańcuchu pokarmowym. Nie mówię ofc, że to źle, zwyczajne inne podejście ;) Może i mi by się tego innego podejścia trochę przydało, ale mam nadzieję trochę go wdrożyć przy okazji przemiany głównego bohatera ;)

    Jeśliś ciekawa, u mnie w nowym odcinku można się spodziewać trochę backstory kosmicznej organizacji handlu, trochę klasycznego Dragon Balla z Saiyan i Namek Sagi (o ile wyjdzie mi to w ogóle wyjdzie ;)). Wreszcie zacznie się akcja właściwa sagi i z tym odcinkiem powoli przymierzam się do przedstawienia antagonistów kolejnej sagi 3:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie pisz o moim szablobie bo będę wyc jak dziecko! Syn mi zalał laptopa, mam tylko telefon, tu nic nie działam... Załamka.

      Tak... Pisanie spowolniło, choć staram się raz w miesiącu, a teraz mam nieco trudniej z racji większych obowiązków w domu... Tak skromnie wyznam, że mam prawie 2 miesięcznego drugiego Saiyana pod dachem ;) I tak w wolnych chwilach, gdy chęci jeszcze są to staram się zaglądać do tekstu. Nie dużo mi zostało, jednak zmęczenie i myśl o nocnym wstawaniu karze mi iść spać by rano znowu nie być zombie...A starszak wstaje koło 6...

      Dzięki! Masz racje. Saiyanie tak byli przedstawieni. Zimno, okrutni, wyprani z emocji. No ale przeca nie mogliby być tacy wszyscy, wszyscy. Trochę śmierdziałoby to sztucznością, nie sądzisz? Opowiadanie straciło by troszkę na wartości, a szkoda by było.

      Oczywiście, że czekam na nowość! Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc info, że dostałam maila z nowym komentarzem od Ciebie :D
      Pozdrawiam i spadam do spania... Choć dźwięki małego A. wydają się być niebawem pobudka na jedzenie... hyhy.

      Usuń
    2. No to już nic nie piszę o szablonie xD To tylko mały szczególik.

      Ooooooo...to do Raditza dołączył Kakarotto xD Lepiej streszczaj się z zakończeniem historii, to jeszcze zdążysz im do snu poczytać własne fanfiki i mówię to całkowicie nieironicznie :D Będą to miło wspominać jak już po latach osiągną poziom SSJ4 ;)

      Dragon Ball od zawsze był prosty i miał całą masę dziur fabularnych, więc nikt sztuczności wypominać nie będzie :D To prosta historia z klasycznymi archetypami postaci. Ale zawsze mnie wkurzały niektóre dziury fabularne, toteż sam staram się je łatać u siebie xD Toriyama sam ostatnio przepisał historię Bardocka, żeby pokazać jego ludzkie oblicze, więc w gruncie rzeczy wszystko, co piszesz jest jak najbardziej legitne i duchowo zgodne z obecnym kanonem ;) Btw. widziałaś nowego Broliego? :O 10/10 jak dla mnie. Wreszcie coś, co mi się podobało w Super.

      Proszę, nie myśl sobie, że nie śledzę twojego bloga. Czasem zwyczajnie zajmuje mi to trochę czasu, ale będę czytał póki toczy się historia Sary, tak jak to było z Ttuce z opowiadania Nocebo. Chciałbym szczerze mówiąc poczytać jeszcze coś dragon ballowego od niej :/ Po namyśle, może jednak nie kończ za szybko xD

      Usuń
    3. Co do szybkiego końca historii... No cóż, ku Twej uciesze nie nastąpi to prędko. :D Mam wciąż masę odcinków do obrobienia i przez co może stać się ich więcej, jak coś zmienię, a tak poza tym to wciąż była nie skończona w sadze Buu. Także mam wciąż sporo "pracy". Nocebo... Była tu ze mną tak długo, a odkąd prowadzę opowiadanie "od nowa" zniknęła :( Jest mi smutno z tego powodu. Oczywiście tak samo jak Ty chętnie przeczytała bym jej kolejną twórczość. Z resztą i inną równie dobrą historię. No niestety mało kto pisze dobre DB story.

      Nie, nie ogladałam Broly'ego :( Niestety. Masz może likna do oglądania? Samo super zaczęłam bardzo późno oglądać, a jednak jak siadlam to musialam wyczekiwac nowości 😂

      Ps. I tak wstalam jako zombie...

      Usuń
    4. Może Nocebo zniknęła, bo czeka aż historia wróci do punktu, na którym skończyła? Może też czas zajmuje jej coś innego. Sam najlepiej wiem jak trudno czasem przysiąść i coś napisać albo znaleźć czas na nadrobienie pewnych rzeczy.

      Mówiąc o nadrabianiu...
      https://www.cda.pl/video/3202934ed
      Proszę bardzo :)

      Uroki macierzyństwa, ha? ;)

      Usuń
    5. Uroki, nie uroki wstawilam dziś nowy tekst :D
      Albo czar na DB jej prysł, jak większości osób które kiedykolwiek w temacie siedziały. Wiele osób juz odeszło przez te lata. Oj wielu mi szkoda.

      Usuń
    6. Nie ty jedna wstawiłaś dziś nowy :D No i już przeczytałem ofc.

      Poodchodzili, bo i Dragon Ball nie jest obecnie nawet cieniem swojej dawnej świetności. W międzyczasie nastąpiła wymiana gwardii fanów. Obecni uważają np. że Super jest lepsze od GT i Heroes, które to serie według mnie biją Super na głowę, mimo swoich licznych wad. Starsi fani chyba mają już powoli dość kierunku, w którym zmierza seria i nie dziwię im się. Sam czasem mam dość.

      Usuń
    7. Obecni to nie patrzą w ten sam sposób co Ci, którzy wychowali się na tym. Gdzie w nosie maja i mieli kanony/nie kanony. Nawet nie szukali specjalnie logiki w nie logicznej bajce :D i tak, lubile GT za sam pomysł, choć zanizenie mocy Goku w początkowej sadze dobija, bo wyrównali ja do Pan i Trunksa, a to nie było fajne.
      No to mówisz doxzekalam newsa? Znajdę czas i czytam.

      Usuń
  7. Ten rozdział był naprawdę przejmujący, wzruszający co tu dużo mówić! Najpiękniejsza scena dla mnie - kiedy mała Sara powiedziała do trochę starszej Sary, że chce być w przyszłości taka jak ona 😍

    No i jak zawsze bardzo dobrze opisy i niesamowicie przyjemnie się czytało, jak każdy zresztą, chociaż nie pod każdym to piszę, to cały czas tak uważam, wiadomo 😉❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za uznanie 🧡 dzis nawet usiadlam troche nad nowym odcinkiem :)

      Usuń
    2. No i jak zawsze bardzo dobrze opisy i niesamowicie przyjemnie się czytało, jak każdy zresztą, chociaż nie pod każdym to piszę, to cały czas tak uważam, wiadomo 😉❤️

      Usuń
    3. No, wiesz! Lepiej nie przecukrowac xD

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!