08 sierpnia 2021

66. Poszukiwania

Z dedykacją dla mojego męża.

Słońce powoli wchodziło za horyzont tworząc czerwone plamy na pobliskich budynkach miasta Zachodu. W okolicy panował spokój. Jednak, kiedy ktoś zatrzymałby się choć na chwilę przed największym domem dostrzegłby napiętą atmosferę domowników. Któżby się przejmował? To bogaci, kiedy interes się nie kręci zawsze jest dramat. Ale tu rozgrywała się całkiem inna historia i mogła mieć tragiczne skutki dla reszty obywateli. Tylko jeszcze o tym nie wiedzieli.

—     Nawet nie wiemy, co jej jest. – żachnęła się Bulma. – Nie wiem jak jej pomóc… Nie przypomina to żadnej ziemskiej choroby.

Brief poprosiła Nameczan o przybycie do siebie. Wiedząc, ze Wszechmogący posiada dar uzdrowienia bardzo liczyła na pomoc. Reakcja zielonoskórych była wręcz natychmiastowa. Oczywiście po tym jak kobieta stwierdziła, iż wolałaby nie transportować dziewczynki do podniebnego pałacu. Niestety nadzieja szybko się ulotniła gdy po kilku próbach Dende z rezygnacją poinformował zebranych, że nic więcej nie może uczynić. Choć ciało wyłączył z tak do znanych podczas walki, to niestety ciemniejąca plama na ramieniu nie znikła, a ciało Saiyanki niebezpiecznie się nagrzewało.
 

Po nieudanej próbie uzdrowienia spadkobierczyni CC zabrała swoich gości na dół do salonu zostawiając rozwścieczonego księcia ze swą siostrą by uniknąć rękoczynów jak i utraty domu.

—     Nie jestem pewien czy bajeczka jaką sprzedał tej młodej jest prawdziwa. – burknął Szatan. – Coś ewidentnie się kupy nie trzyma.

—     A dokładnie? – zainteresował się Kuririn, bowiem każdy trop należało zbadać.

I jego Bulma pospiesznie zaprosiła do domu w obawiając się wściekłości księcia, gdy wzywała Nameczan. Gdzieś z tyłu głowy tliła się obawa, iż uzdrowicielskie moce opiekuna Ziemi na nic się zdadzą. Mężczyzna jako wieloletni przyjaciel nie mógł odmówić przybycia. Nawet gdy chodziło w jakimś stopniu o Vegetę.

Nameczanin wstał z siedziska i przeszedł się po pomieszczeniu, w którym górowała biel – zupełnie jak w Pałacu Wszechmogącego. Przebąkiwał pod nosem swoje myśli. Zastanawiał się, kim był ów chłopak, który sterroryzował miasto, oraz jakim sposobem dostał się niepostrzeżenie na Ziemię. Dlaczego nic nie wyczuł? Czy odkąd Dende pełnił funkcję Wszechmogącego przestał być czujny? Tak ciężko było mu w to uwierzyć. Niemal bez przerwy trenował, intensywnie medytował, a nawet łapał się na tym, że obserwował planetę jak niegdyś sam Kami.

—     Szatanie? – wyrwał go z rozmyślań zatroskany były mnich. – Musimy odnaleźć tego śmiałka. Vegeta jest w furii.

Na samą myśl co mógłby uczynić rozwścieczony Saiyanin ugięły się pod nim nogi, choć siedział. Doskonale znał naturę wybranka Bulmy. Walczył nie tylko przeciw niemu, ale i ramię w ramię; czy to podczas inwazji Saiyan, czy też na Namek.

—     Nie zrobię tego dla tego pyszałka, a dla tej małej. – burknął zielonoskóry.

Od lat był przyjacielem Gohana, choć nigdy tego nie planował. Zaś ten chłopiec bardzo przywiązał się do tej dziewczyny. Niejednokrotnie z jego ust słyszał jak dziękował losowi za kogoś w podobnym wieku, pochodzeniu, a także wspólnych problemach. Nie do końca rozumiał istotę bycia nastolatkiem, ale nie miało to znaczenia w obecnej sytuacji.

Wojownicy ruszyli na poszukiwania intruza gdy zabrakło im pomysłów z czym mają do czynienia, lecz przedtem wstąpili do Karina po czarodziejską fasolkę. Może ona pomoże wrócić księżniczce do zdrowia? Przecież powinni spróbować wszystkiego.

***

Son Gohan właśnie kończył odrabiać lekcje, które otrzymał od prywatnego nauczyciela. Powoli działało mu to na nerwy. Chciał w końcu zacząć uczyć się jak normalne, ziemskie dzieci. Przecież odległość dla niego nie miała żadnego znaczenia, poruszał się tysiąc razy szybciej niż pojazdy. Ot wygoda bycia synem kosmicznego wojownika praktyczna w zwykłym, codziennym życiu. Wiele razy rozmawiał z matką na ten temat, ta jednak się uparła, że dopiero w szkole średniej będzie mógł zrealizować swoje marzenie. Szkolny horror nieco zelżał gdy Bulma Brief, przyjaciółka jego ojca postanowiła wciągnąć w edukację niesforną księżniczkę Saiyan. Nie musiał w tym tkwić samotnie, a przekazywanie wiedzy koleżance sprawiało mu nie lada przyjemność. Wiedział wtedy, że na coś mu się to wszystko przydało.

—     Nie mogę się na niczym skupić. – głośno westchnął kładąc ciężko głowę na otwartej książce. – Nie wiarygodne, że Sara została zarażona. Jak to się w ogóle stało?

I jego prezeska Capsule Corporation poinformowała telefonicznie o niespodziewanej chorobie dziewczyny. Był częstym bywalcem odkąd u nich zamieszkała.

Chłopak ze zdenerwowaniem zamknął książkę, przeszedł się parę razy po pokoju rozmyślając o całym zdarzeniu nie dochodząc do żadnego wniosku. W końcu nie wytrzymał, wybiegł z pokoju pędząc schodami w dół, wparował do kuchni tak, że Chi-Chi, która kroiła marchew do zupy podskoczyła.

—     Skończyłeś? – zapytała z troską.

—     Tak! – skłamał połowicznie porywając kawałek ciasta ze stołu.

Ruszył w stronę drzwi frontowych zakładając niedbale w pośpiechu obuwie. Nie mógł siedzieć bezczynnie w domu udając przed samym sobą, iż się uczy. Nie mógł siedzieć bezczynnie w domu udając przed samym sobą, iż się uczy. Nie miał zupełnie do tego głowy.

—     Dokąd się wybierasz? – kobieta zawołała za nim wychylając głowę z kuchni.

—     Do Sary, a niby gdzie? – odrzekł siląc się na niedbały ton. – Muszę wiedzieć, co z nią.

Nie czekając na odpowiedź matki wybiegł z domku, a po chwili szybował już w powietrzu obierając kurs. Był przerażony na myśl o utracie jedynej osoby w podobnym wieku, która go rozumiała. Przy której mógł być po prostu sobą.

—     Cały ojciec. – jęknęła Chi-Chi wychylając się zza drzwi frontowych, których chłopiec w pośpiechu nie zamknął.

Zdążyła jedynie dostrzec maleńki punkt na idealnie bezchmurnym niebie nim całkowicie zniknął.

***

Był już półmrok. Słońce skrywało się za ciepłą taflą błękitnego oceanu. Lekki szum fal wprawiał w zadumę. Kuririn wylądował na wyspie Genialnego Żółwia. Cały dzień spędził na poszukiwaniu Tenshina, lecz nigdzie go nie znalazł, jakby pod ziemię się zapadł! 

—     A to, co? – zdziwił się słysząc głosy. – Mamy gości?

Wszedł po białych, drewnianych stopniach do małego, również drewnianego domku i rozejrzał się po pomieszczeniu.

—     Witaj, Kuririnie. – zapiszczał znajomy głosik.

—     Chaoz? – były mnich osłupiał. – Ja… Jest Tien?

Malec opuścił głowę. Zdawało się, że coś mamrocze pod nosem. Mężczyzna od razu zrozumiał, co przyjaciel ma na myśli. Nie wiedział gdzie jest jego wysoki towarzysz. Łysy wojownik opadł bezradnie na kanapę wzdychając. Zaczął się zastanawiać, co zrobić by zapalić maleńkie światełko nadziei. Nie miał wyjścia, musiał zacząć szukać śmiałka samemu.

—     A stało się coś? – Chaoz się zainteresował niemrawą miną przyjaciela.

—     W tym rzecz. – podrapał się nerwowo za uchem. – Sara została zaatakowana i zainfekowana nieznanym nam wirusem przez kogoś, kogo nie znamy.

—     Co? – Roshi rozdziawił gębę. – Kogo?

Właśnie wszedł do salonu nie bardzo słysząc toczącą się rozmowę.

—     Siostrę Vegety. – wytłumaczył pospiesznie.

—     Przecież wiem, kim jest ta dziewucha. – oburzył się starzec przysiadając na kanapie wprost przed telewizorem. – Pytam, kim jest sprawca!

Mężczyźnie głupio było mówić, że nikt nie wie poza samą zaatakowaną. Poza kilkoma szczegółami nie wiedzieli nic. Błądzili jak dzieci we mgle.

—     Nie zdążyliśmy się dowiedzieć… Dlatego właśnie potrzebujemy każdego, kto mógłby się porozglądać za tajemniczym oprawcą. – zmrużył oczy. – Myślę, że to dopiero początek.

***
—    Bardzo mi przykro, że nie było mnie z nią – mruknął posępnie – Byliśmy umówieni, matka nie wyraziła zgody na trening. Gdybym tam był, to może do tego by nie doszło.

Bulma zmartwiła się tym faktem. Nie oceniała dzieciaka, nie miała mu za złe. Złe rzeczy się zdarzały, zwłaszcza Saiyanom. Po części zdążyła do tego przywyknąć. Pomyślała jednak, że jest złą matką. Skoro siostrze Vegety stało się, to, co się stało to również mogłoby i jej Trunksowi! Nie wspominając już o nienarodzonym dziecku.

Kobieta zaprowadziła Son Gohana do pokoju chorej by mógł z nią posiedzieć. Pomyślała również, że gdyby się ocknęła na pewno przekazałaby mu jakieś informacje na temat tajemniczego przybysza z kosmosu. Przysunęła z drugiego końca pokoju krzesło by ten mógł na nim usiąść, a także ciepłą owocową herbatę, którą przygotowała jej nader gościnna jej matka.

—    Jak tylko czegoś się dowiesz proszę, daj nam znać. – pouczyła go. – My tu odchodzimy od zmysłów.

—    Dobrze, na pewno tak uczynię.

Błękitnooka, choć wciąż zdenerwowana odetchnęła nieco. Wiedziała, że na syna Son Gokū zawsze może liczyć. Nigdy nie zawiodła się na swoim przyjacielu, a co dopiero na tym chłopcu. Był idealny! Miał złote serce i był chyba z najuczciwszą osobą na świecie. 

—    Zostawię cię.

Wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi mając jedynie nadzieję, że szybko rozwikłają zagadkę.

Brunet usiadł na krześle i zaczął się wpatrywać w księżniczkę. Wiedział, że cierpi. Była rozpalona, a na ciele pojawiły się tajemnicze sine placki. Nigdy dotąd nie spotkał się z taką chorobą. Na pewno nie mogła być pochodzenia ziemskiego.

—    Mam nadzieję, że mnie słyszysz. – zaczął niepewnie. – Chciałbym ci pomóc, ale nie wiem jak… Ty mi pomogłaś gdy walczyłem z Komórczakiem. Jestem ci to winien.

Jego głos się załamał, gdy usłyszał ciche jęknięcie chorej. Widział jak napina mięśnie, jak stara się walczyć z wirusem. Najgorsze było to, że nie mogli się z nią w żaden sposób porozumieć. Odkąd to się zaczęło była nieobecna, jakby w śpiączce.

—    Gdybyś dała mi jakiś znak… Jak to wszystko rozwiązać… Od czego zacząć? 


***


Pędził przed siebie w zawrotnym tempie. Był wściekły, a za razem zdezorientowany. Nigdy wcześniej nie ścigał kogoś, kogo nigdy nie widział, a już na pewno nie, kiedy nie był w stanie go wyczuć. Gotowało się w nim. Kto w ogóle miał czelność podejść jego siostrę w tak nieczysty sposób? Otruć? Zabić rozumiał, ale trucizna? Walka była ich przeznaczeniem, więc jakoś zniósłby jej śmierć, mieli kule, dało się ją wskrzesić.

Tak czy owak i był zaskoczony, że ta Saiyanka, zwana również księżniczką była pokonana. Kiedyś mógł jej zabronić, teraz nie… Była okropnie silna jak na dziecko, była dziewczyną… Otrucie dziecka, bo wciąż tak o niej myślał, dla niego było ciosem poniżej pasa!

—     Kiedy już cię odnajdę. – warknął w eter. – Zabiję!

Po tych słowach oszalał. Nie miał pojęcia jak ma znaleźć intruza. Stanął jak wryty, po czym zawrócił do domu. Postanowił dowiedzieć się czy ktoś jednak nie obserwuje ich miejsca zamieszkania. Miał nawet plan, który w istocie nie był nawet dobrze przemyślany. To było jedyne, co posiadał w tej chwili. Musiał wrócić jak najszybciej, więc przemienił się w super wojownika. Tak rozwścieczony nie był jeszcze nigdy. Już raz stracił siostrę, nie chciał by ponownie się to wydarzyło, nawet jeśli nie potrafił o tym mówić otwarcie. Jej tego nie musiał tłumaczyć, wiedziała. Po prostu to zawsze czuła i odwrotnie.



To świetna okazja by zaprosić Ciebie, drogi czytelniku do bonusowego odcinka! Narodziny człowieczeństwa

9 komentarzy:

  1. 10 września 2012 o 2:24 PM

    Narracja trzecioosobowa w tym rozdziale była ciekawą odskocznią, od charakterystycznej dla Ciebie pierwszoosobowej, pisanej z punktu widzenia Sary historii. Muszę przyznać, ze bardzo ciekawa byłam, jak sobie z nią poradzisz – nie zawiodłam się. Przyznaję, że brakowało mi przemyśleń Sary, ale dziwne byłoby, gdyby nieprzytomna bohaterka opowiadała, co działo się w trakcie jej choroby. Wybrałaś dobrą alternatywę, dzięki której mogliśmy „liznąć” trochę więcej wątków niż zazwyczaj. Ciekawość mnie wprost zżera, jaką to chorobą zaraził Sarę nowy wróg, no i dlaczego nikt nie jest w stanie wyczuć jego Ki. Do tego znika Tien i nawet jego zwykle nieodłączny towarzysz Chaoz nie wie, gdzie on się podział. No i jaki plan ma Vegeta? W sumie fragment z nim najbardziej mi się podobał – świetnie oddajesz jego charakter. Nasz ulubiony książę jest sobą, a za to go właśnie kochamy :)))Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością wypatruję już kolejnego rozdziału :)))PS. Odpowiadając na Twój ostatni komentarz… A no tak to bywa, że czasem trzeba trochę „przynudzić” dla ogólnego dobra. Lepiej przetrzymać takie rozdziały, niż później zachodzić się w głowę, o co w tym wszystkim chodzi xD Dlatego dzięki wielkie za wyrozumiałość ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. 18 września 2012 o 11:52 PM

    Ohayo!
    Jak zwykle notkę przeczytałam wcześniej (dzięki fejsbukowemu powiadomieniu, haha :p), ale komentuję z właściwym sobie opóźnieniem.Fajnie,że postanowiłaś zmienić narrację. To doda opowiadaniu ,smaku’.Widzę,że chcesz zaciekawić czytelnika postacią tajemniczego chłopca. Mam wrażenie,że Trunks go ponownie spotka i rozpozna ;d.Vegeta w furii…to coś co lubię :p.Literówek żadnych nie zauważyłam, więc raczej ich nie było ;p.A co do spania, to ja kładę się po 3 nad ranem, więc wolę się nie wypowiadać na temat organizacji dnia ;d.
    Pozdraawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. 1 listopada 2012 o 2:57 PM

    Droga Killall! ;)

    No nareszcie dorwałam się do komputera :D. Od kilku dni na pierwszym miejscu rzeczy do zrobienia, było napisanie tutaj moich komentarzy ;). Więc jestem :D.Najpierw odpowiem tak a pro po Twojego komentarza u mnie ;]. Dziękuję za tak miłą ocenę, za wskazanie potknięć, jeżeli onet będzie współpracował zaraz je ogarnę :D. Kurde, szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że spodoba się komukolwiek opis walki według S :P. Przyznam, że sporo się nad tym głowiłam i, i tak w efekcie uważałam, że jest beznadziejny :D. Celowo nie opisywałam uczuć Vegety, celowo :D. Wiedziałam, że zdenerwuję odrobinkę fanki Vegety, ale musiałam :D. Po prostu musi to tak wyglądać, aby wszystko mi ładnie zagrało, na pewno w nowym rozdziale zobaczysz ten obraz :).Taki był właśnie plan, dobrze że zaskoczyłam, mam nadzieję, że dalsza część moich pomysłów również nie zawiedzie ;). Co do Marron i Kyle’a, milczę :P. Dobra teraz przechodzimy do rzeczy najistotniejszej, w tej mojej wypowiedzi :).Już na samym wstępie urocza wymowa Trunksa, od razu uśmiech na twarzy ;).Wprowadziłaś Kuririna, uwielbiam tego gościa ^^. No tak S, to do przewidzenia skoro pisałaś o nim blog ;D. Ogólnie to takie klasyczne – jak ty ujęłaś to u mnie ;p – ‚dragon ball’owskie’. On zawsze był przy najważniejszych bitwach, zawsze. Gohan jest idealany, oj tak, ale skoro ma się takiego ojca to nic dziwnego :). Lubię tą relację między nim a Sarą.Dobra, biegnę teraz do następnego rozdziału :). P.S. Ja też mam nadzieję, że nie karzę wam tyle czekać na news. Wiesz to nie chodzi o brak weny, bynajmniej. Mogłabym siedzieć i pisać, pisać. Czemu ten cudowny napad nie mógł mieć miejsca w wakacje? Teraz nie mam już tak dużo czasu stąd moje opóźnienia, ale jak to mawiają jak się chce to się zawsze znajdzie czas. A ja chcę ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Killall!
    Dziękuję bardzo, Gosinka już skończyła miesiąc ☺️ Teraz powoli wszystko się normuje. 😉
    Wcześniej dwa razy byłam w szpitalu, a ostatni raz to już zakładali mi balonik, ale coś było nie tak i zemdlałam, później strasznie źle się czułam, a mała urodziła się 9 dni po terminie.
    Poród ciężki, bo cały dzień i do nocy wywoływali mi oksytocyną, a na koniec i tak pocięli :( Źle się wkłuli przy znieczuleniu i przez dwa tygodnie ledwo mogłam z łóżka wstać,dramat był po prostu, plecy tak bolały, że na nic nie pomagało, w nocy nie spałam z bólu i chodziłam jak zombie. Ale to już za mną ;) Teraz plecy bolą jedynie od noszenia małej. 😄

    U mnie aktualnie doba to od karmienia do karmienia xd. Mała ma apetyt jak Saiyanka i przybiera na wadze 😁 Jak śpi u mnie to staram się czytać książki albo komiksy, trzeba trochę ponadrabiać, z laptopa w ogóle na razie nie korzystam, bo nie ma jak xd.
    Co do usamodzielnienia dzieci to może i więcej czasu, ale też i nerwów na imprezach 😄

    P.S. Czytanie i odpisywanie jak mała przysypia - nie jest źle, ale pisać coś swojego to nie lubię na komórce 😉 Haha, no tak, dzieci nie chcą kończyć z karmieniem, ale jak już pracujesz to tak czy siak karmienie jest rzadziej, więc może się uda skończyć do października. 😉 Pamiętam, że pisałaś, że wróciłaś do pracy. ;) To już w styczniu było? 😯 Ale czas leci ;p

    P.S.2 Ostatnio mało jest takich imion u małych dzieci. 🙃

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Killall,
    super z chustą. 😉 Moja malutka na razie potrafi poleżeć w łóżeczku czy kołysce sama, a ja w tym czasie robię czy jem obiad. 😄 Wiadomo, nie na długo, ale jednak się da, dlatego na razie też nie chcę przyzwyczajać do ciągłego noszenia, później zobaczymy jak będzie. 😉

    Nosidełko muszę tak czy siak używać potem, jak mała podrośnie to będzie ciężka xd.

    No masakra z tym wkłuwaniem, ech. Dobrze, że mamy to już za sobą. 😉

    A na zdjęciu jaki słodziak mały, te loczki 😍

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, Vegeta ma serce! <3 Ale mi się podobało jak wyrwał na poszukiwania Yonana! Oczywiście wyrwał w swoim narwanym stylu, bo nie wie gdzie go szukać ani jak go odnaleźć, ale widać, że aż go nosi na myśl, że Sarze może stać się coś złego! Wszyscy są tacy poruszeni jej losem! Ciekawe, czy Sara zdaje sobie sprawę, ile znaczy dla tych ludzi, bosz, ona jest taka nieczuła i mało uczuciowa!

    No i tak mnie naszło - mam jakieś przeczucia, że to wcale nie jest trucizna :O W sensie, po co Yonan miałby ją zabijać trucizną? gdyby chciał to mógłby ją przecież zabić w inny sposób. Może on ją opętał??? :O Albo chce opętać, ale ona się nie daje i walczy z tym? Jak tak o tym myślę to mi się wydaje całkiem prawdopodobne.
    Chociaż to byłby kiepski scenariusz bardzo gdyby nagle zwróciła się przeciwko wszystkim! Znaczy kiepski dla nich, ale bardzo emocjonujący dla nas, czytelników :D Dobra, nie nakręcam się, tylko lecę się dowiedzieć! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Nawet nie wirsz ile mi sprawiłaś radosci swoimi komentarzami! Bylam w pracy więc tylko czytalam, z mega bananem na ryju 🤣🤣🤣 dobrze, ze maseczki sa bo by kto pomyslal, ze szurnieta 😅 i z cierpliwością wyczekiwałam końca zmiany, a ja jestem taka poobijana, bolą mnie tu i tam miesnie. Takze czuje sie jak bohaterowie w pozniejszym etapie opo xD jestem po 2 dawce...

      Ale, ale! Spotkalysmy sie tu by omawiac moj swiat DB 😆

      Trafne pytanie zadalas. Czy Sara zdaje sobie spraer, ze nie jest obojetna, niektorym osobą.

      Co Do Yonana i trucizny, to juz wiesz. Otrucie z przejeciem kontroli. Tak, jej cialo walczylo z Lyang, ale jak juz wiesz, przegralo.

      O tak! Bardzo emocjonujące ☺

      Dziekuje za mile slowa 😍

      Usuń
    2. Hahaha, ja byłam sama w domu to mogłam się emocjonować do woli! I nikt się nie dziwił, że śmieje się albo warczę jak pies do kumputera hahahah 🤭🤭 w ogóle na kompie przy muzyce tak dobrze się czyta, to jest niesamowity klimat! 😍 Bez porównania z telefonem!
      Zostawiłam sobie ostatni, OSTATNI, OMG, jak to brzmi, rozdział na wieczór! 😍🥵

      Usuń
    3. Hahahahaa, wyobrazam to sobie xD
      Tak, klimat robi muzyka 🧡
      A ja bede sie starac pisac kolejny, jesli nie umre 😜

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!