Nie byłam pewna tego, co się właściwie stało. Dosłownie przed momentem pokonałam dwa klony, a potem niespodziewanie rozległ się ten niesamowicie rozdzierający krzyk. Był pełen żalu, łamiącego serce do tego stopnia, że aż zadrżałam. Byłam w stanie wejść w jego skórę. Zamknęłam oczy, usiłując uspokoić demony przeszłości.
Kilka minut temu widziałam tego chłopaka bliskiego rozpaczy, ale dostrzegałam niczego, co by mogło doprowadzić go do takiego stanu. Co ja wygadywałam? Wszystko wokoło było straszne! Przecież nikt nie chciał się tutaj znaleźć. Nikt o zdrowych zmysłach nie zamierzał przegrać, a na razie większość zebranych została znokautowana już na wstępie.
Bio cyborg nie zaatakował go. Nie rozbłysła się stamtąd żadna KI. Byłam tego pewna, jak tego, że stałam tam w tej chwili. Komórczak stał w zupełnie innym miejscu. Co więc sprawiło, że Gohan dosłownie eksplodował? Czułam każdą cząstką siebie jego gorącą energię. Była niesamowita! Ciepła i dająca nadzieję. Zupełne przeciwieństwo tego, co poczułam w chwili, gdy sztuczna kobieta została wchłonięta. Oślepiło mnie światło. Zamknęłam oczy chłonąć wibracje niewyobrażalnego bólu i potęgi. Tego po prostu nie dało się opisać.
Wraz z Kuririnem staliśmy najbliżej, ponieważ reszta wciąż była oblegana przez małe kreatury. Chcąc mieć pewność, że inni też to dostrzegli, szybko spojrzałam za siebie. Nawet klony zaprzestały walk z powodu wrzasków młodego Saiyanina. Walczący żywcem zastygli z rozdziawionymi gębami.
— Nareszcie — Son Gokū westchnął z ulgą — Pokaż mu synu, co potrafisz. Liczne na ciebie.
On wiedział, co się szykowało? Jego uśmiech wyrażał to doskonale. Był tak zafascynowany aktualną sytuacją, że niemal zapomniał, jak bardzo jest wycieńczony. Ponownie skierowałam swój wzrok na rówieśnika. Czy to była prawda, że stał się dużo silniejszy niż przedtem? Oczywiście! Poczułam tę moc na kilka sekund po jego wybuchu. Przeszyła moje ciało niczym szpikulec lodu, aż zadrżałam. Tylko ktoś nieumiejący wyczuć ani grama KI mógłby to przeoczyć. Co sprawiło, że tak się zmienił? Przecież jego poziom energii w pewnym momencie spadł tak nisko, że prawdopodobnie mogłabym go pokonać bez większego trudu. Możliwe, że małe Komórczaki były silniejsze od niego w tamtym czasie. A teraz biła od niego szalenie złocista poświata, gdzieniegdzie wirowały małe błyski elektryczności wyglądające na wściekłe ogniki czyhające na poparzenie delikwenta. Czy to, co reprezentował, było potężniejsze od super wojownika z napompowanymi mięśniami*? Na pewno tak. Bez dwóch zdań. Takiej potężnej mocy nie dzierżył za życia sam Imperator. Czymś takim nie uraczył nas stwór komputera Gero.
Oto on. Super wojownik. Stał przed kreaturą, która usiłowała unicestwić tę piękną, zieloną planetę. On miał pokonać całe to zło i wyzwolić wszystkich od okrutnej i bolesnej śmierci. Jednak Son Gokū miał rację. Znowu. W końcu tylko on wiedział, na co stać było tego dzieciaka. Nikt inny.
Klony ponownie zaatakowały swoich przeciwników zapominając o problemie. Może wcale nie był to kłopot? One miały ściśle określone cele, co miały się interesować byle dzieciakiem? Nim winien zająć się ich stworzyciel.
Nie miałam swojego przeciwnika więc stałam przy urwisku przyglądając się super wojownikowi. Ten podszedł powoli do Komórczaka z ogromną dozą odwagi i nienawiści. Zdawał się pewny każdego kroku, jakby w jego ciało wstąpiła nie tylko inna istota, ale i duch zemsty. Ten podobał mi się, wprawiał w niemały zachwyt.
Zaczęłam drżeć nie mogąc się doczekać triumfalnego zwycięstwa. Czułam po kościach, że nadchodzą spokojniejsze czasy.
— SON GOHAN! ROZWAL GO! – Wrzasnęłam, aż zabolało gardło. Nie mogłam się za nic powstrzymać.
Chłopak poruszył się tak szybko, że nie byłam w stanie dokładnie się przyjrzeć jakie miał intencje. Kopnął przeciwnika w brzuch tym samym wyrywając z ręki maleńki woreczek, który został odebrany jego ojcu kiedy poczęstował Komórczaka jedną fasolką, by ten nie był zmęczony po walce z nim samym. Szczerze? Nawet nie pamiętałam tej sytuacji! Umknęło to mej uwadze, czy tak bardzo skupiłam się na czymś innym?
Zacisnęłam pięść.
Złotowłosy wzbił się w powietrze po czym zniknął. Nie zdążyłam nawet się rozejrzeć kiedy stanął już przy swoim ojcu. Dosłownie jednym kopnięciem rozwalił klona, który do tej pory dotrzymywał mu towarzystwa. Ten jak w przypadku dwóch poprzednich – zabitych przeze mnie – eksplodował. Pozostawił po sobie jedynie czarny dym. Nie minęła sekunda kiedy stanął przed następnym potworkiem dokonując kolejnej ekspresowej egzekucji.
Stałam osłupiała, z resztą jak każdy tutaj obecny. To nie mógł być ten sam Gohan, którego poznałam. Ani ten, z którym spędziłam czas nad jeziorem. Obecny zdawał się być maszyną do zabijania, rasowym Saiyanem bez cienia zahamowań. Czy musiałam ukrywać, że imponowało mi to? Nawet zazdrościłam mu tej mocy i bezduszności z jaką to wykonywał.
Dwóch kolejnych zeszło się. Wystrzelili parę pocisków po czym czmychnęli. Nie dziwiłam się im ani trochę! Też zapewne bym zwiała, oczywiście będąc na ich miejscu. Popełnili ogromny błąd lecąc ramię w ramię, bo Son Gohan dogonił ich w ułamku sekundy, przecinając drogę ucieczki. Tych precyzyjnych ciosów nie dało się z niczym porównać! Pozbawiając życia dwa stworki rozejrzał się za ostatnim. Wychwyciłam go wcześniej tarasując lot skierowany pod skrzydła stwórcy.
— O nie, malutki – Wyszczerzyłam do niego zęby – czas umierać.
Ten tylko jęknął w proteście, jednak niczego nie uczynił nad wyraz zlękniony. Pochwyciłam niebieskiego klona o chitynowym pancerzu, a po czym rzuciłam jak piłką ku Saiyanowi. Mogłam sama go zlikwidować, ale zajęłoby mi to więcej czasu niż jemu, poza tym dobra rozgrzewka przed głównym daniem zawsze jest w modzie.
— Gohan! Łap!
Złotowłosy bez gadania wystartował do swojej ofiary. Przebił się przez niego, a ten dokonał żywota. I pomyśleć, że cały występ trwał to zaledwie kilka minut. Tak niewiele, a ile przy tym emocji! Nie wspominając o zmarnowanym czasie, by to wszystko osiągnąć.
Po zlikwidowaniu wszystkich klonów chłopak wrócił do Gokū, wyciągając do niego dłoń z fasolką.
— Weź to — rzekł wyprany z emocji. — Mam jeszcze coś do załatwienia.
Mężczyzna powoli wziął magiczne nasiono, po czym włożył sobie do ust i dokładnie przeżuł, a następnie połknął. Kilka mrugnięć powiekami i był jak nowy. Po tym nastolatek oddał mu sakwę, uniósł się i wylądował koło cyborga, który nadal stał tam w dole, podtrzymując się za brzuch, w który oberwał. Reszta wojowników przyłączyła się do Kuririna po uprzednim spożyciu magicznej fasoli, by obserwować to, co miało za chwilę się wydarzyć. Także do nich dołączyłam, lecz swoją fasolkę pozostawiłam w sakiewce. Nie czułam, by była mi potrzebna.
Rozległ się huczący wiatr. Był zimny jak na tak ciepłą pogodę, aż przeszedł mnie dreszcz. Targał naszymi włosami jak szmacianymi lalkami i tylko dłońmi przyklepującymi je do głowy można było je ujarzmić, choć na chwilę. W tej chwili łysi mieli się najlepiej.
Zrobiłam krok, może dwa w przód. Czułam po kościach, że wojownicy, którzy mieli się ze sobą zmierzyć wrogo spoglądali sobie w twarz. Żadne z nich nie miało zamiaru przegrać.
Stali tam jak posągi „pokazując” sobie nawzajem potęgę posiadanej KI. Ziemia drżała od nadmiaru ich mocy, a wirujące w powietrzu drobne kamienie niejednokrotnie usiłowały zaatakować nasze ciała.
— Brawo młody. — Burknął cyborg, klaszcząc ostentacyjnie w dłonie. – Teraz będziemy walczyć jak równy z równym.
— Nie sądzę. – Prychnął chłopiec.
— Chyba nie sugerujesz, że jesteś na tyle…
— Pokonam cię. – Wtrącił Son Gohan bez ceregieli.
Stałam jak kołek. Nie mogłam doczekać się by walka się rozpoczęła. Nie, by się zakończyła naszym triumfem. Szczerze? Nie sądziłam, że to on będzie tym, który pokona bestię. Obstawiałam Vegetę i Gokū, nim ten drugi się poddał twierdząc, iż nie ma szans.
Nim Komórczak się obejrzał oberwał lądując dziesięć metrów dalej. Podniósł się pokracznie stawiając nogi. Nastolatek rzucił się na niego ponownie i ponownie. Cyborg dostał kolejny cios, i kolejny. Kiedy przyjął już sporą porcję uderzeń upadł na kolana krztusząc się. Dostał drgawek i zdawało się, że wymiotuje. Po chwili tak też uczynił. Syn Goku cofnął się kilka kroków z niesmakiem jednak nie spuszczał delikwenta z oczu. Takiemu ufać nie wolno było pod żadnym pozorem. Po chwili spazmów przy jego nogach leżała blond włosa postać oblepiona wydzieliną. Gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy nie uwierzyła bym. Skrzywiłam się odnosząc wrażenie, iż czuję te wymiociny w ustach. Coś okropnego!
— To C18! – Kuririn krzyknął z entuzjazmem. – Wypluł ją!
— Super! – Klasnął w dłonie Yamcha.
Wojownicy zaczęli się przekrzykiwać w radości widząc jak Komórczakowi cofa się transformacja. Pozostał w nim tylko jeden cyborg i jeśli GOHAN by się postarał jego także by uwolnił sprowadzając Bio cyborga do pierwotnego stadium. Czy był sens? Mieliśmy i ich zlikwidować, a ta scena jedynie była efektem ubocznym.
— Dobra nasza!* — Trunks także nie krył swoich emocji.
— Teraz nie ma szans z Son Gohanem. – Dopowiedział Tenshin. — Miałeś rację Son Gokū. Wybacz, że w ciebie zwątpiłem.
Wspomniany mężczyzna uśmiechnął się serdecznie do przyjaciela tym samym przyjmując przeprosiny. Nie wypowiedział słowa, jedynie położył swą dużą dłoń na ramieniu trójokiego.
— To prawda. – Wtrącił Szatan Junior. – Teraz dzieciak jest niepokonany.
Vegeta stał niczym słup soli wbity w ziemię przynajmniej do połowy. Miał zaciśnięte pięści jakby zazdrościł chłopcu jego siły. Podeszłam do niego ostrożnie. Gdy się zbliżyłam usłyszałam zgrzyt jego zębów.
— Zazdrość cię zżera, bracie? – Zapytałam powoli. – Nie martw się, też bym chciała mieć taką moc.
— Milcz. – warknął.
Patrzył na mnie wściekle – niczym zaszczuty. Nie ja go rozgniewałam!
— Nie patrz tak na mnie! Miałeś swoją szansę. – Rzekłam stanowczo. – Twój morderczy wzrok mnie nie przestraszy. Nie jestem małym dzieckiem.
Książę spojrzał na mnie tym razem pytająco. Jego mina żądała logicznych wyjaśnień. Ja nie widziałam w tym niczego tajemniczego. Był tak zapatrzony w siebie, że nie dostrzegał własnych błędów.
— Kiedy ty byłeś niepokonany, pokonałeś samego siebie. — Dodałam pospiesznie. — Przez samego siebie przegrałeś z Komórczakiem. Nikt ci nie kazał czekać, aż osiągnie super moc. To twoja wina i dobrze o tym wiesz! Byłeś gotowy nas wszystkich poświęcić w imię dobrej zabawy!
— Jak śmiesz…
— Daruj sobie. Jesteś zakochany we własnej dumie. — Mój głos stawał się oschły. — Głupota level ekspert, Vegeto. Nie musiałeś sobie udowadniać niemożliwego. Zresztą jedynie pokazałeś swoje ego i nic więcej.
Jego złość skierowała się w moją stronę. Nie bałam się go. Dostrzegałam jego rosnącą furię, ból prawdy zadany jedynie słowami, oraz napinające się mięśnie, czy skoki KI. Wymierzył mi cios pięścią, który zablokowałam jedną dłonią bez żadnych problemów. Spodziewałam się dokładnie takiej reakcji. Spojrzał na to z niedowierzaniem. Czy w jego głowie zabrzęczało zdanie: Jak śmiałaś? – kolejny raz. Niewątpliwie. Jego dolna warga zadrżała.
— T-to niemożliwe. — wydukał.
— Owszem, to jest możliwe. — wycedziłam, zaciskając jego pięść — A wiesz dlaczego? Bo cię znam, bo to jest oczywiste. Jesteś jak otwarta karta, drogi bracie.
— Jestem księciem Saiyan.!
— Dobre sobie! Ja księżniczką i co? — wykrzyczałam mu w twarz. — Świetność naszej dynastii przestała istnieć wraz ze wtargnięciem Frezeera w nasze życie. — Książę… Nie ma już znaczenia czy nim jesteś. Ja musiałam się wyrzec pochodzenia, by przeżyć. Tytuł nie oznacza, że musisz być najsilniejszym. Popatrz na Gohana... To tylko mieszaniec. Zobacz, co osiągnął!
Odepchnęłam jego rękę – do tej pory trzymaną w uścisku, odchodząc od niego. Uniosłam się delikatnie ku niebu, z zamiarem obejrzenia dalszej walki. Dla mnie rozmowa była skończona. Powiedziałam, co chciałam, by usłyszał, by zrozumiał, że nie musi żyć ideologią ojca. Nie musi wierzyć w bzdurę mówiącą o klasie urodzeniowej, która oznacza moc i władzę. Lub jej brak. Ja w przeciwieństwie do niego widziałam, że tylko ciężką pracą można osiągnąć to, czego się pragnie. Wtedy i tylko wtedy. Czy nie byłam jedną z nich? Sam ojciec spisał mnie na straty, a teraz gdy ukierunkowałam swoją moc, potrafiłam coś zdziałać. Wreszcie nie czułam się ostatnią ofiarą.
Zostawiłam go samego. Skazałam brata na burzę własnych myśli. Miałam nadzieję, że mi wybaczy bezpośredniość i pojmie me słowa. Nigdy nie chciałam dla niego źle. Pragnęłam, by wyszedł z cienia swego ojca, swego pana. By wreszcie zaczął być sobą. Nie spodziewałam się, że chwyci mnie za kostkę, ściągając jednym silnym ruchem na ziemię.
— Co do diabła!? — warknęłam oburzona, się podnosząc z kolan. — Powaliło cię do reszty?
— Jak śmiesz się tak do mnie zwracać? — wycedził, marszcząc brwi.
Jego wynosiła postawa, zdradzała, iż nie miał zamiaru darować moich ostrych słów. Sama wdepnęłam w to gówno i sama musiałam się z niego wygrzebać. Westchnęłam głośno. Byłam gotowa przyjąć wszystko.
— Jak śmiesz, jak śmiesz...? Nie unoś się tak. — burknęłam, przedrzeźniając brata. – Korona z głowy ci spadnie.
Vegeta warknął na tę uwagę z wysoko podniesioną brodą i zaciśniętą pięścią. Odniosłam wrażenie, że jeszcze sekunda i mi przyłoży. Nie bałam się. Od mojego przylotu na tę planetę zdążyłam nieco wydorośleć. Nie obawiałam się jego podniesionej ręki. Byłam gotowa mówić, co myślę bez względu na konsekwencje.
— Och, daruj. — sapnęłam, teatralne przewracając oczami. — Nie jesteś moim ojcem.
— Co proszę? — fuknął.
— Nie jesteś moim ojcem. — powtórzyłam. — Nie możesz decydować o tym, co wolno mi mówić!
— Gdybym był twoim ojcem, złoiłbym ci skórę za zniewagę — syknął. — Jednak jesteś tylko gówniarzem, któremu udało się przeżyć w tym chorym świecie.
— I twoją siostrą. — Mrugnęłam do niego, cmokając ustami. — Nie zapominaj.
Uniosłam brwi ze zdumienia. Nie spodziewałam się do końca takiej odpowiedzi. Raczej braku reakcji fizycznej.
— Tego się nie da zapomnieć. — mruknął, zaplatając ręce na torsie.
— Wracając do tematu — rzuciłam poważniej. — Wystarczająco już dostałam w życiu, wiesz? Ciebie przynajmniej nikt nie torturował, by wyciągnąć informację o pochodzeniu. Wszyscy wiedzieli, kim byłeś. Wiodłeś dość sielankowe życie, zapominając o wszystkim.
— To nie prawda — wtrącił z oburzeniem.
— Oczywiście, że prawda! Ja walczyłam o życie, gdy ten pieprzony Dodoria po raz kolejny doprowadzał mnie na skraj — wycedziłam z irytacją zmieszaną z bólem — Katował mnie, kiedy tylko przyszła mu na to ochota i wiesz co? Nie wydałam mu siebie! Wiele razy chciałam się poddać i umrzeć, byleby nie oglądać jego przebrzydłej gęby! By nie czuć strachu i bólu... W końcu chciał tylko informacji czy jestem tą pieprzoną księżniczką!
Książę stał i słuchał moich wywodów, zachowując kamienną twarz. Nie wiedziałam, czy coś go ruszało poza obrażaniem i krytykowaniem jego samego. Było to przytłaczające, ale tak bardzo chciałam zrzucić ten balast porażki życiowej. Do tej pory tylko Gohan w dużej mierze znał moją historię, choć wciąż niekompletną.
— Nie wiem, czy by mnie zabił, czy wydał Freezerowi, ale byłam pewna, że jeśli gdzieś jesteś i oni wiedzą, gdzie, to w życiu nie pozwolą nam się zobaczyć. — jęknęłam ze łzami w oczach, coś we mnie pękło. — Za każdym razem, gdy myślałam, że nie dożyje kolejnej godziny, gdy traciłam przytomność, zamykali mnie w kapsule regeneracyjnej. Stąd brak jakichkolwiek oznak cielesnych tych wszystkich tortur. Tylko umysł mam zabliźniony. Kapsuły nie leczą wspomnień.
Spojrzałam w górę i zamrugałam paręnaście razy, by osuszyć napływające kropelki słabości. Nie chciałam pokazać, jak bardzo odcisnęło to na mnie piętno. Jednak nie byłam urodzonym twardzielem jak mój braciszek.
— Wiesz, co mnie trzymało przy życiu? — zadałam pytanie, nie oczekując odpowiedzi. — Że przyjdziesz i mnie uratujesz. Mimo to nigdy nie przyszedłeś. Dla ciebie byłam już dawno martwa. Pewnie nawet nie pofatygowałeś się, by sprawdzić, czy żyję. A ja jak idiotka chroniłam swoją tożsamość, wiedząc, że mnie stratują na twoich oczach, jak tylko wyznam prawdę.
Miałam już dość tej rozmowy, a raczej monologu. Przetarłam wierzchem nadgarstka wilgotny nos i bez słowa przeniosłam się w dół skąd mogłam bliżej dojrzeć Komórczaka i Son Gohana.
Zobaczyłam przerażonego cyborga. Dołączyli do mnie wojownicy by stąd także doglądać walki, a raczej zwycięstwo mieszańca. Vegeta został na górze sam. Czyżby jak zawsze upokorzony przez podły los? Rzuciłam w jego stronę przelotne, smutne spojrzenie i wróciłam do obecnej chwili. Teraz nie był czas na toczenie wewnętrznych walk z przeszłością. Trzeba było się wziąć w garść.
Młodzieniec ponownie natarł na potwora. Wygraną miał już w kieszeni, a jednak nadal android żył. Bawił się nim jakby chciał odpłacić mu swoje wcześniejsze cierpienie. Czy była na to pora? Gdzieś głęboko ukryty cichy głosik szeptał, że to się źle skończy. Nie chciałam go słuchać. Czy już nie staliśmy jedną nogą na podium?
— Co robisz? – Krzyknął z przestrachem Junior – Zabij go!
Złotowłosy spojrzał w jego kierunku, lekko się uśmiechnął po czym wrócił do torturowania przeciwnika. Ani myślał psuć sobie zabawy. Mnie tam to nie przeszkadzało, upajałam się jego siłą, zwinnością i pewnością siebie. Marzyłam zająć jego miejsce.
— Na co on czeka?! – Spytał oburzony Tenshin jego ojca. – Przecież ma szansę teraz go zniszczyć! Nie ma sensu tego przedłużać.
Goku przytaknął wojownikowi. Sam dostrzegał w tym fatalny scenariusz bowiem szala zwycięstwa nigdy nie trwała wiecznie. Naprawdę przeczuwali najgorsze czy tylko nie potrafili cieszyć się bezgranicznie mocą nastolatka?
— Synu! – zawołał – To nie czas na zabawę!
Pomimo upomnień i próśb tamten wciąż zabawiał się w najlepsze z Komórczakiem. Co on robił? To oczywiste! Chwalił się jaki był silny. Komu chciał udowodnić, że może wszystko? Za pewne każdemu niedowiarków, a było nas sporo. Nawet ja wątpiłam w słowa jego taty, choć z początku miałam w sobie tę nadzieję, bo jakby nie? Zawsze i wszędzie królowali dorośli, a my młodzi byliśmy niejednokrotnie niedoceniani przez takich, co myśleli, że widzieli już wszystko. Westchnęłam kątem oka obserwując zebranych mężczyzn co rusz przytakując Nameczanowi, że jak Gohan zaraz się nie ogarnie wszystko pójdzie na marne.
— Zamiast tak marudzić i nawoływać zły los może któryś z was pozbiera tego cyborga? – zaproponowałam – Co by temu brzydalowi nie przyszło do głowy ponownie go zeżreć.
— Jej. – Poprawił mnie Kuririn. – To jest ona.
— Co za różnica? – Wzruszyłam ramionami. – To puszka i tamto też.
Były mnich spochmurniał na tę uwagę. Nie uszło to mej uwadze. Czemu bronił tej kobiety? Czy nie była gotów zabić i jego?
— Czyli zgłaszasz się na ochotnika? – Mrugnęłam doń figlarnie. – Świetnie!
Trunks poparł mój pomysł. Nie można było w żadnym wypadku pozostawiać tej kobiety na wyciągnięcie ogona Biocyborga. Nie chcieliśmy przecież powtarzać błędów Vegety. Już raz słono zapłaciliśmy, drugi raz mogliśmy już nie mieć tyle szczęścia. Przecież nie było wiadome, czy kolejne scalenie nie wzmocni go bardziej. W tym wypadku trzeba było dmuchać na zimne.
Najniższy mężczyzna westchnął po czym ruszył w stronę nieprzytomnej. Powiedziałam, że najlepiej będzie jak przyniesie ją tu, do nas tak by w razie potrzeby każde z nas miało na nią oko. Mnie tam pasowało, Tenshinowi i młodzieńcowi z przyszłości także. Z resztą każdy wzruszył ramionami, jakby liczył na to, że nie będzie potrzeby jej chronić. Książe pochylał się ku zniszczeniu jej póki jest nie groźna i nie sprawia problemów co i mnie wydawało się lepszą opcją, ale Kuririn oczywiście się oburzył. Jemu najbardziej nie odpowiadało krzywdzenie istoty, która zrobiła piekło na Ziemi w świecie Trunksa.
Część z nas obserwowała mordobicie Gohana, druga zaś poczynania byłego mnicha. Facet z duszą na ramieniu pokonywał odłamy skalne by niezauważony przez chitynowego cyborga dotrzeć do celu jak i wrócić że zdobyczą. Gdy Komórczak przefrunął koło niego znokautowany po raz kolejny przez Saiyana zamarł w obawie, iż ten go atakuje. Zgadywałam, że stanęło mu serce z przerażenia. Zachichotałam wyobrażając sobie jego minę. Gdy wracał pospiesznie z kobietą w ramionach Goku i Piccolo nawoływali złotego wojownika by wreszcie przestał bawić się z przeciwnikiem i go zlikwidował póki jest do tego zdolny.
Czy był zdolny? Zdecydowanie tak, siły mu nie brakowało, ale czy potrafił dopuścić się tego czynu? Zgadywałam, iż zabicie klonów było aktem desperacji na krzywdę bliskich, która gdzieś uleciała. Obawiałam się, że dzieciak nie chciał splamić rąk krwią. Musiało to zwiastować kłopoty, tylko jak wielkie?
Nie chciałam nawet myśleć o tym.
— A jeśli nie jest zdolny go zabić? – Zapytałam Son Goku. – Co wtedy?
— Nie wiem. – Westchnął niepocieszony. – Mam nadzieję, że nie przerazi go ta odpowiedzialność.
— Nie liczyłbym na tego dzieciaka. – Mruknął z pogardą Vegeta. – Sam mogę go zabić, teraz to już bez znaczenia. Jest słaby. Te miernoty razem wzięte też dałyby mu radę.
Głośno westchnęłam przewracając oczami. Oczywiście, że chciał go zabić własnoręcznie. Dał się poniżyć temu stworowi, chciał mu odpłacić. Zemsta zawsze u niego była na pierwszym miejscu. Tyle o nim wiedziałam w tak krótkim czasie w jakim przyszło mi z nim obcować po latach rozłąki.
— Myślę, że możesz to zrobić gdy chłopak nie da rady. – Poparłam go. – Póki co musisz poczekać na swoją kolej. Nie osądzaj go z góry. Jak zwykłeś to robić.
Brat warknął na tę uwagę jednak milcząco przytaknął wracając do obserwacji. Spiął ciało wyczekując swojego wymarzonego momentu. Przecież nie mógł sobie darować, prawda? Liczył na porażkę syna Goku byleby się odpłacić. Ja miałam nadzieję, że mieszaniec oprzytomnieje i weźmie się do roboty. Zegar tykał.
***
* ultra ssj – super wojownik napakowany mięśniami
* „dobra nasza” - bardzo często używany zwrot w anime (lektor z francuskiego tłumaczenia) no jak mogłoby tego zabraknąć? xD
~Bryonly
OdpowiedzUsuń6 marca 2009 o 3:00 PM
Droga Killall!
Niedługo dodam nowość ;P. Raczej ;P. Jak coś to dzisiaj, bo jutro wyjeżdżam. Notka jest ciekawa, chociaż zauważyłam jedno złączę. Hehe, Gohan wreszcie pokazał co potrafi! A Vegeta…biedny, został upokorzony. W sumie ja też się dzisiaj upokorzyłam…jestem wściekła, między innymi na siebie, że jak zwykle zabrakło mi odwagi. Cholera!…No, nieważne. Pozdrawiam serdecznie
~Izunia.
OdpowiedzUsuń6 marca 2009 o 11:25 PM
Notka dość ciekawa. Może przez tą muzykę, którą szczerze ubóstwiam! Klimat oddany znakomicie. I jeśli zaoszczędziłabyś błędów, to byłoby bardzo, bardzo dobrze. Uch, szkoda tylko, że, przynajmniej jak na razie, akcja jest tak przewidywalna. Liczę na jakąś ciekawą niespodziankę ;-).P.S. Przepraszam, że tak krótko. Tradycyjnie, nie mam czasu.
~Izunia.
Usuń8 marca 2009 o 10:13 PM
Droga Killall!
Najmocniej PRZEPRASZAM za to haniebne niedopatrzenie. Tak, jak pisałam, nie czytałam drugi raz notki, więc błędów też nie poprawiałam. Jeszcze raz – przepraszam. Współczuję bólu zęba. Wiem, co to znaczy i jak bardzo uprzykrza życie. Mam nadzieję, że Dentysta nie okaże się sadystą i coś poradzi ;-). Komentarz jak najbardziej sensowny. Dziękuję. Pozdrawiam ;-)!
~Odea
OdpowiedzUsuń7 marca 2009 o 4:15 PM
Droga Killall!
Przepraszam, ze jeszcze nie przeczytałam twojego rozdziału, ale nie za bardzo miałam czas. Obiecuję, że jeszcze dzisiaj przeczytam i skomentuję ;*Pozdrawiam! PS.A w między czasie serdecznie zapraszam na nowy rozdział na http://www.nawazniejszarzecz.blog.onet.pl
~Odea
Usuń7 marca 2009 o 7:16 PM
Świetny rozdział! Chyba jeden z najlepszych Twoich. Trochę krótki, ale dla mnie akurat ;) Gohana już zaczyna gubić pycha, nie mogę doczekać się co będzie po pokonaniu komórczaka. Sara powiedziała Vegecie prawdę, nie ma znaczenia, że jest Księciem. Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam!
~Poir
OdpowiedzUsuń9 marca 2009 o 1:38 PM
Jeśli chodzi o komentarz, to moim zdaniem nie rozpisałaś się aż tak bardzo, znam ten ból, też zazwyczaj piszę takie dłuugaśne. I tak na marginesie w tym komentarzu jest tyle błędów, że hej! Ale nie mnie to oceniać. Nie spodziewałam się, że moja ocena Ci się spodoba. Jak widać ocenianie blogów nie chybadzi mi zbyt dobrze. Nie umiem i tyle. Mimo to z tej oceny jestem wyjątkowo dumna. Chociaż pisałam ją całe trzy dni, ale to tyko dlatego, że Twoje opowiadanie jest tak długie. Szczerze powiedziawszy to ten komentarz musiałam przeczytać ze czwarty razy, aby w ogóle dowiedzieć się co masz na myśli, ale udało się! Jak widać chwilowo mam wiele powodów do dumy! Masz rację, trudno jest się wcielić w czteroletnie dziecko, kiedy ma się osiemnaście lat, ale jak się czegoś nie umie to się nie robi, nie zrozum mnie źle, po prostu skoczyłaś na głęboką wodę, a widać, że pływać nie umiesz :)Moim zdaniem powinnaś przeczytać parę poradników, chociażby na necie. Na stronie stowarzyszenia piorem-feniksa jest ich wiele i są naprawdę ciekawe :)
~Lenka
OdpowiedzUsuń9 marca 2009 o 5:33 PM
Kochana Killall!
Widzę, że Sara jest pod wrażeniem mocy Gohana.;D Nie dziwię jej się. Nawet Vegeta był tym mocno zaskoczony. Widać, że książę wciąż nie akceptuje tego, że jego rodzinna planeta nie istnieje. Son Gohan chce się zabawić Cellem, co chyba nie wyjdzie na dobre…W końcu Goku przez (między innymi) zginie. U mnie na razie notki nie będzie. Komputer mi się popsuł. Pozdrawiam,
~Mihoshi
OdpowiedzUsuń2 lipca 2010 o 6:57 PM
Super, Gohanowi w końcu udało się osiągnąć poziom SSJ2, Komórczak będzie żałował, że go sprowokował. Podobała mi się wymiana zdań między Sarą, a Vegetą, dziewczyna nieźle pojechała po braciszku, ciekawe czy przemówi mu do rozsądku, chociaż bardziej stawiałabym na to, że Vegi się obrazi i będzie chodził jak chmura gradowa :p
Ohayo!
OdpowiedzUsuńTwój synek rośnie jak na drożdżach, jeszcze trochę a zacznie oglądać DB. :D
Ile bym nie pisała to zawsze jest mało xd.
Co do Trunksa, wycierpiał już sporo, mimo chęci bycia niewzruszonym, on po prostu taki nie jest, a przynajmniej nie w najgorszym wydaniu, mordowanie kobiet i dzieci to jednak coś innego niż upokarzanie kolegów czy koleżanek.
Obecnie chłopak musi po prostu skierować na kogoś swoją złość i frustrację za to, co zrobił, a ojciec jest akurat w pobliżu, no i połamał mu ręce i nogi, co wciąż jest żywe, bo miało miejsce niedawno.
Vegeta i tak już „poprosił” o pomoc Kakarotto, może i nie bezpośrednio, bo magiczne słowa nie padły, ale jak na niego, to i tak wiele, że pozwolił, aby ktoś go oglądał po stracie córki. A co do bycia burakiem – racja, jest, i to największym, a my go kochamy. :D
No wiesz, nie mogłabym odpuścić takiej okazji, w której Trunks w końcu może przyłożyć ojcu xd.
Co do teleturnieju, to nie zdradzę, ale idziesz w dobrym kierunku, chyba wszyscy czekamy na pytania bardziej uczuciowe, w końcu zarówno Vegeta, jak i Trunks woleliby odpowiadać na pytania związane z fauną Yardrat (nawet nie znając odpowiedzi ;p) niż opowiadać o swoich wewnętrznych przeżyciach.
U Saiyan, żeby wstać silniejszym, trzeba być najpierw bliskim śmierci. Nasi wojownicy w relacjach na linii ojciec-syn są właśnie o krok od umierania. Może nastąpi przełom, a może spadną w dół i trochę dłużej zajmie im wybaczenie własnych błędów. To już w następnym odcinku. Swoją drogą pytania do teleturnieju i lekką otoczkę pisałam dwa lata temu, i musiałam większość pozmieniać, tyle się przez ten czas na blogu wydarzyło, nie miałam pojęcia, że tak długo będzie to leżało, czekając na swoją kolej. ;p
O Giero będzie więcej w jeszcze kolejnym odcinku, ale to łowca głów, więc jak zauważyłaś – tacy nie mogą odpuścić.
Trunks podświadomie się oszukiwał, nawet myślał w pewnym momencie, że bomba jest nieprawdziwa, ale gdyby przyjął to do wiadomości, musiałby uznać swoją ucieczkę za totalne tchórzostwo bez żadnego powodu. Dlatego wolał uważać bombę za prawdę.
Yas, jak większość istot, miał po prostu swój interes w tym całym zamieszaniu.
P.S. Hej, u mnie Vegeta też miał siostrę, ale zginęła z rąk podwładnych Freezera xd. Co do Vegety, to jest w nim sporo dawnego sku.wysyna, to prawda, ale mimo wszystko widać zmiany porównując wspomnienia z obecnymi wydarzeniami.
Cieszy mnie, że się wciągnęłaś. ;)
P.S.2 Czas leci szybciej niż myślimy, niedługo Nowy Rok. A powiedz mi, jak wpisujesz stare fragmenty bloga w Google to wyświetla się też Twój stary blog? Bo ja kiedyś widziałam swojego, a teraz wpisując tytuły rozdziałów z dawnego, to nie widzę.
Chyba tak zrobili, teraz nic nie wyskakuje. Nic nie poradzimy. Szczęście, że skopiowałyśmy wszystko i nic nie zaginęło. ;)
OdpowiedzUsuńO, no to już teraz będzie trochę spokojniej w nocy, jak już podrośnie to też inaczej. ;)
Masakra, współczuję wyrywania 8, ja musiałam około trzy lata temu pozbyć się wszystkich czterech, więc też po dwie mi robiła (u mnie akurat sama chciałam, bo mam daleką drogę od dentysty do domu, wszystko busem, droga powrotna to koszmar, krew leciała jakbym się z kimś biła i kaszlałam ciągle krwią do chusteczek, ile paczek poszło!). Później byłam na zajęciach w szkole, ale zwolniłam się, bo mimo ciągłego zażywania tabletek ból i krew pokonały. Brrr, paskudne wspomnienia.
Jak Ty się czujesz? ;*
Co do kolejek w NFZ, to u mnie nie były takie długie, aż dziwne. ;)
Z tym świętem to coś ucichło ostatnio, poza tym lekarze i tak mieli przyjmować. ;)
Myślę, że w tygodniu dam radę wrzucić nowość, więc teleturniej zawita do opowiadania, a zarówno Trunks jak i Vegeta będą mieli trudne pytania. I jeszcze trudniejsze odpowiedzi.
Obejrzysz walkę między ojcem a synem, w całkiem innym wydaniu, także będzie na co popatrzeć. :D
Czasami tak jest, że piszemy coś mając zamiar niedługo wrzucić, a wydarzenia się rozrastają, rozdziałów przybywa, a do opisanych sytuacji nie dochodzi. Leży sobie wtedy taki fragment i czeka na swoją kolej, żeby ujrzeć światło dzienne. Wiesz, ja jestem chaotyczna, czasami piszę, gdzie popadnie: w notatniku, na mailu, w zeszytach, notesach, kartkach, notatkach w komórce itp., więc bywa, że napiszę coś dwa razy, bo jak już jedno powstanie i zaginie gdzieś tam w jakimś zeszycie raz użytym, to piszę po kilku miesiącach ponownie takie samo wydarzenie xd.
O, fajnie było mieć szkołę, gdzie kręcili film. :D To w Warszawie? ;)
I jak, B. się nie obudził? ;)
Dragonball’owe pozdrowienia ;*
"Stałam osłupiała, z resztą jak każdy tutaj obecny. To nie mógł być ten sam Gohan, którego poznałam. Ani ten, z którym spędziłam czas nad jeziorem. Obecny zdawał się być maszyną do zabijania, rasowym Saiyanem bez cienia zahamowań. Czy musiałam ukrywać, że imponowało mi to? Nawet zazdrościłam mu tej mocy i bezduszności z jaką to wykonywał."
OdpowiedzUsuńMam ciarki, czytają ten fragment!
Chociaż mnie on przerażał w tym momencie!
"– Daruj sobie te gadki. Jesteś zakochany we własnej dumie. – Mój głos stawał się oschły. – Głupota level ekspert, Vegeta. Nie musiałeś sobie udowadniać niemożliwego. Z resztą jedynie pokazałeś swoje ego i nic więcej."
Dobrze mu nagadała!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Gohan obudził w sobie tą moc, biedne klony tak przestraszone...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza