03 grudnia 2020

57. Podziemna tułaczka


Po pokonaniu niezliczonej ilości kroków wreszcie dopadała mnie przerażająca irytacja. Byłam wręcz pewna, że droga, którą podążaliśmy tak naprawdę prowadzi donikąd. Tunele były niemalże identyczne: trochę korzeni, niewielkie kałuże czasem i większe błoto uniemożliwiające stąpanie, ale zawsze tak samo – ponuro. Do tego ten odór... Odechciewało się wszystkiego, a ktoś kiedyś mówił, że przebywając stałe w danym zapachu przestaje się na niego zwracać uwagę. Tym razem to mnie działało. Czy wyprawa przez mętna i cuchnącą wodę nie stawała się z każdą chwilą niedorzecznością? Nawet błękitne światło nie było tak zachwycające, co na początku. 

— To zaczyna robić się chore! — zbulwersował się Vegeta. — Wiedziałem, że ta droga jest gówno warta!

Jak widać, nie tylko mnie zaczęła doskwierać nuda? W pełni rozumiałam jego postawę i zrzędzenie. Myśleliśmy podobnie. Z tą różnicą, że ja swoje uwagi trzymałam w sobie, a on oczywiście je wylewał jak wczorajszy obiad. Jakoś nie miałam ochoty na kłótnie. Nie mogłam pozbyć się tego cichego głosiku z tyłu głowy, że coś było na rzeczy.

— To nie był mój pomysł — Son Goten bronił się czując morderczy wzrok księcia. — To nie ja! Tym razem...

W niebieskich płomieniach scena ta przypominała momenty horrorów występujące w ich telewizji, które oglądałam z nudów z Brajlą.
 
— Vegeta, wszyscy jesteśmy — omiotłam spojrzeniem podróżujących. — Mnie również bierze cholera…

— A kogo nie…? — mruknął pod nosem brat Son Gohana.

— Nie wkurzaj mnie! — syknęłam oburzona. — Jeśli ten tunel okaże się ślepy… Wrócimy. Nic innego nie uczynimy.

Na te słowa dumny wojownik niespodziewanie roześmiał się tak głośno, że na samą myśl się wzdrygnęłam. Jego postawa nie mogła wróżyć niczego dobrego! W takich momentach nie miał powodu do radości, co to, to nie! Przerażający nie był sam grubiański ton, a dźwięk, który mógł sprowadzić na nas niespodziewane towarzystwo. My mieliśmy być nieoczekiwanymi gośćmi.

— Pięknie — prychnęłam do siebie.

Wzniosłam ręce ku górze okazując przy tym swoją całkowitą bezradność. Zaczęłam marzyć mi się gorąca kąpiel. Co ja, bym oddała, by móc się odświeżyć? Mężczyzna nie wypowiadając ani jednego słowa założył ręce na piersi wciąż wściekle na mnie łypiąc. Uczyniłam dokładnie to samo z tą różnicą, że moje dłonie spoczęły na biodrach. Chyba mało znał swoją siostrę, by zrozumieć, że takie rzeczy na mnie nie działały. Nie wytrzymując napięcia ponowiłam marsz nie spoglądając przy tym na nikogo. 

— Jak zaraz nie będzie mi dane kogoś poćwiartować oszaleję w tym bagnie — wycedził książę powoli tracąc panowanie nad sobą.

Nasza podróż była już zbyt długa, monotonna, a w dodatku Gokū kiszki wymownie grały marsza. Zaraz i on mógł zacząć się niecierpliwić i marudzić.

— Wiesz? — uśmiechnęłam się krzywo, cwaniacko spojrzałam w te czarne i zgorzkniałe oczy. — Myślę, że porządna dawka energii przyciągnie ich do ciebie jak do gigantycznego magnesu. Mówię ci, będą fajerwerki. Skoro chcesz tu i teraz, to przyzwij ich wszystkich do nas!

Oczywisty był fakt, każdy z nas kończył jak kłębek nerwów. Dogryzaliśmy sobie ile się dało chcąc podnieść samych siebie na duchu. Każde przykre słowo skierowane do drugiej osoby było niczym lekarstwo, niestety zaledwie na parę chwil. Najgorzej trzymał się Vegeta, był niemalże w stanie krytycznym. Jeśli w ciągu kolejnych minut nie znalazłby celu do rozwalenia… Zająłby się tym, co miał pod ręką, a pod nią byliśmy właśnie my. Nie wróżyło to niczego dobrego, a ja nie zamierzałam się z nim tarzać w błocie w wąskim korytarzu oświetlonym jedynie pochodnią o niebieskim zabarwieniu.

— Poprztykacie się później — wtrącił Son Gokū wyraźnie nudząc się tym idiotycznym przekomarzaniem się.

Stanął pomiędzy nami gniewnie wpatrując się to w księcia to na mnie. Temu Saiyaninowi można było pozazdrościć stalowych nerwów, o ile nie chodziło o żarcie. Choć jego sroga mina nie była wcale przerażająca. Niby bardzo wyglądem przypominał Bardocka to jednak były w nich spore różnice. Oczywiście jego staruszek także był opanowanym wojownikiem. Zawsze szukał sensownego rozwiązania, a kiedy wszystko zawodziło potrafił bez wahania uwolnić swoje emocje, by eksplodować w słusznej sprawie. Dzień, w którym oddał życie za planetę był w moim umyśle bardzo jasno przedstawiony. On jeden całkowicie poświęcił się dla naszej rasy, a jego syn w tym był taki sam! Drugi raz w mym nie za długim życiu przeszło mi przez myśl, by stać się córką takiego wojownika. A tak byłam tylko nerwowym Saiyanem bardzo, ale to bardzo podobnym do samego króla. I wtedy pojawiały się momenty, gdy bycie córka władcy nie miało żadnego znaczenia. Jednak to tylko przelotna myśl. Byłam przecież księżniczką i w gruncie rzeczy uważałam, że to najlepsza rzecz, jaka mogła mnie spotkać. Jakże potrafiłam mieć sprzeczne uczucia względem swojego pochodzenia.

Rozluźniliśmy w końcu swoje mięśnie, a nasze rysy twarzy złagodniały. Atmosfera krajana nożem musiała poczekać, mogliśmy być już niemal na miejscu. Tylko to powinno było być naszym celem.

—    W porządku? – Son Gokū zaczął powoli – Ruszajmy dalej, coś mi się zdaje, że już niedługo rozegra się tu potężna bitwa.

Ojciec Trunksa posępnie spojrzał na przedmówcę mrużąc przy tym oczy. Nie znosił jego optymistycznego podejścia do świata, ale również miał nadzieje na nadchodzącą walkę.

— Czuję to w kościach — dodał poważniej mąż Chi-Chi.

Tej nieuzasadnionej pewności w przeczucia również mój brat nie znosił. Wręcz kipiał, kiedy oznajmiał o swoim przebłysku jakże bliskiej przyszłości. Najbardziej w tym wszystkim nie tolerował faktu, iż w większości te wszystkie niedorzeczne przypuszczenia były trafne. Na samą myśl robiło mu się niedobrze i było to doskonale widać. Jakim cudem nigdy więcej nie stanęli do walki przeciw sobie?

Ruszyliśmy dalej. Wciąż poruszaliśmy się po błotnistym tunelu, z co jakiś czas wystającymi sporymi korzeniami uniemożliwiającymi nam swobodny spacer. Na szczęście złamać ich nie było nam trudno.

— Jak myślisz dużo ich jest? — zapytał Son Goten Trunksa widocznie chcąc uspokoić wciąż unoszące się w powietrzu napięcie. 

— A bo ja wiem? — zamyślił się w odpowiedzi drugi nastolatek — Silnych czy słabych?

Podeszłam bliżej chcąc jak najwięcej usłyszeć. Z braku ciekawszego zajęcia, mogłam posłuchać, co siedzi w ich dziwnych głowach.

— Jeśli mamy liczyć w takiej kategorii… — westchnęłam cicho wchodząc im w słowo.

Oboje popatrzyli na mnie z zainteresowaniem. Skrzywiłam się szturchając w bark bliższego z chłopaków, a mianowicie niebieskookiego.

— No, co? — na mej twarzy wykwitły grymas niezrozumienia.

— Nic… — mruknął — nie przywykliśmy do dziewczyn myślących jak my.

Przewróciłam oczami. Co miały oznaczać te słowa? Gdyby nie fakt, że pochodziłam z innej planety pewnie tak bym pomyślała. Że jestem całkowicie wyobcowana. Tak naprawdę to nic nie wiedziałam o ziemskich kobietach. Znałam tylko Bulmę i jej matkę i teraz miałam okazję obcować trochę z żoną Son Gokū i jego syna – Gohana, a C18 była taka jak ja! Uwielbiała się bić i świetnie to robiła.

— To możecie żałować, że nie jesteście z Vegety — rzuciłam im bez emocji. — Tam większość kobiet używa pięści, ale nie każda jest tak wyjątkowa, jak ja.

Spojrzeli po sobie jakbym miała kompleks boga. Przecież nie mogłam im zacząć opowiadać jak niejednokrotnie zdarza mi się użalać się nad sobą i swoim beznadziejnym losem. Skoro miałam być kimś, to oni też tak musieli uważać.

— Jakimi prawami rządził się wasz świat? — Son Goten był wyraźnie zainteresowany.

Vegeta prychnął, po czym odwrócił się do nastolatka z nieukrywaną wyższością. Nie powiem sama byłam ciekaw reakcji tego mężczyzny. Co też miał zamiar odpowiedzieć.

— Tam przynajmniej kobiety nie robiły z siebie straszydeł jak to jest tu, na Ziemi.

— Straszydeł? — zamyśliłam się. — Matka Nappy była paskudna! O to ci chodzi?

Na samo wspomnienie zrobiło mi się słabo. Kappa była największym postrachem na całej planecie. Jak sięgnęłam głębiej szumiały mi w głowie słowa, którymi były po cichu straszone Saiyańskie dzieci… Wszyscy byliśmy straszeni babką Natto. Na wspomnienie jego imienia zrobiło mi się dziwnie ciężko na sercu. Prawie o nim zapomniałam, mimo że jeszcze nie tak dawno temu miałam okazję go spotkać żywego i dobrze się miewającego.

Książę zaśmiał się grubiańsko, a reszta zaraz chwilę po nim ryknęła śmiechem. Tylko ja nie wiedziałam, jak na to zareagować. Nie wiedziałam, o co mu tak naprawdę chodziło, gdyż niedane mi było spotkać wielu ludzi na tej planecie, a pierwszy kontakt z ziemianami pamiętałam dość nikle. Jedynie, co posiadałam to delikatny zarys wspomnienia, kiedy to wylądowałam w samym centrum miasta dostrzegając, że mieszkańcy są potwornie słabi i nie potrafią latać!

— Chyba was nie rozumiem — mruknęłam posępnie.

Zeszliśmy wreszcie z tematu o łuskowcach na temat kobiet ziemskich, które są ponoć straszydłami!

— Jeszcze się przekonasz mała — sapnął. — Mnie wystarczy to, co mam w domu — dodał tracąc lekkoduszny nastrój.

—    Mówisz o Brajli? — Trunks był wyraźnie zaskoczony wypowiedzią ojca — Czymże ona cię tak odstrasza?

— Tymi wszystkimi kolorami na twarzy! — mężczyzna przewrócił oczami z nieukrywanym niesmakiem.

Feria barw na buzi? O czym on mówił? Przeszukując bazę swych wspomnień, w których miałam okazję spotkać tę dziewczynę, nie przypominałam sobie, by miała na policzkach czy czole czegoś w rodzaju barw wojennych. Jak inaczej miałam interpretować kolorową twarz? Przekrzywiłam głowę  marszcząc brwi w nadziei, że łaskawie któryś z nich zdradzi mi tę prze cudaczną tajemnicę.

— Ach, ty mówisz o makijażu! — po kilku chwilach namysłu Trunks zdawał się oświecony. — Na waszej planecie tego nie było?

Nastolatek nie omieszkał uraczyć rdzennych Saiyan spojrzeniem jak bardzo w jego mniemaniu jesteśmy, a raczej byliśmy zacofaną rasą. Syn młodszego Saiyanina potaknął cicho chichocząc. Mieli szczęście, że należeli do rodziny i byli ostatnimi potomkami – choć już nieczystej krwi – niegdyś potężnego rodu. W normalnych warunkach Vegeta skróciłoby tych dwoje o głowę. Kiedy Son Goten tak radował się w duchu potknął się o wystający korzeń i upadł brudząc sobie twarz w lepkim błocie. Wtedy to ja parsknęłam próbując przy tym powiedzieć, że teraz potrafię wyobrazić sobie ten cały ziemski makijaż. Po mych słowach nawet księciu się udzieliło i choć na chwilę z jego ust zniknął wisielczy nastrój. 

Nasze rozluźnienie i lekko duszność przerwało nieoczekiwane trzęsienie. Gdzieniegdzie osunęło się trochę gruntu wprowadzając tym samym nas w tryb gotowości. Bo przecież gdy opuszczasz gardę coś się musi wydarzyć.

— To nie ja! — krzyknęłam pospiesznie wracając myślami do niedawnych wydarzeń związanych z ogniem.

Z każdym przemierzonym metrem wstrząsy zdawały się silniejsze. Momentami były tak uciążliwe, że nie szło ustać na nogach. W dodatku grudy ziem odłupujących się od ścian nie tylko brudziła nasze, zresztą już dość umorusane ubrania, ale i groziła zasypaniem nas żywcem. 

— Czujecie to? — szepnął Trunks. — To energia.

— I to nie jedna! — Son Goten zatarł brudne ręce.

Wreszcie! Już od dawna miałam ochotę spotkać się z tymi stworzeniami, ale na samą myśl, że nie ma, o czym z nimi gadać rzedła mi mina. Postanowienie ogólnie było takie, że Son Gokū nie miał prawa wyskakiwać z czymś głupim, a my broń losie, nie mogliśmy działać na własną rękę, bez konsultacji z resztą, a już na pewno nie ja. Puściłam tę uwagę mimo uszu, tu nikt nie miał nade mną władzy, a nawet gdyby… Nie miałam zamiaru siedzieć bezczynnie bądź na ławce rezerwowych. Oczywiście obaj młodzi półsaiyanie nie szczędzili języka chcąc postawić na swoim, gdyż uważali się za dorosłych i równych swym ojcom.

Tunel w końcu się poszerzył, a naszym oczom ukazały się potężne metalowe drzwi mające ze trzy metry. Kto, jak i kiedy mógł je tu wstawić?  Podeszłam do nich z wielkimi oczyma wyciągając przed siebie rękę. Wydawały się jakieś... hipnotyzujące? Po zetknięciu się z nimi poczułam nieprzyjemny chłód. Im dłużej tak stałam, tym większe odnosiłam wrażenie, że już kiedyś się z nimi zetknęłam. Ale gdzie? Czy to w ogóle było możliwe? Przecież nigdy mnie tu nie było.

— Mam złe przeczucie — jęknęłam wciąż stojąc przy tajemniczym przejściu.

— Co masz na myśli? — zaciekawił się syn Bardocka. — Nie chcesz wejść do środka?

Spojrzałam mu prosto w oczy nie odrywając dłoni od zimnych wrót, jakby do nich przymarzła. W dziwny sposób mnie przerażały i jednocześnie przyciągały do siebie. Było to tak pogmatwane, że sama się w tym gubiłam.

— Jeszcze nie wiem — westchnęłam bardziej niż planowałam. — To znaczy, chce wejść, ale obawiam się sama nie wiem czego.

Nigdy wcześniej nie czułam się w ten sposób... zagubiona? Tajemnicze flow unoszące się w skąpym powietrzu nasz wspaniały książę musiał zniszczyć przywracając mnie tym samym na ziemię. Nie mógł się on doczekać walki. W jego umyśle za tymi drzwiami była armia do poskromienia. Był tak w gorącej wodzie kąpany, że rozkazał się wszystkim usunąć i w mig wysadził przeszkodę niewielką wiązką energii doprowadzając do sporego osunięcia się ziemi dookoła.

— Coś ty narobił…? — kaszlnął Son Gokū przecierając twarz z pyłu ziemnego. — Ja nie, ale ty możesz odstawiać pokazy? Nie prościej było otworzyć? Po cichu? Nawet nie wiesz, czy te drzwi były zamknięte.

— Teraz to już nieistotne — prychnął jedynie w odpowiedzi na lawinę zarzutów zupełnie nie przejmując się ziemią, która to zasypało to do kolan. — Nie przyszedłem tutaj bawić się w kotka i myszkę.

— Idioto, chciałeś nas pogrzebać? — warknęłam wygrzebując się spod kupki ziemi, która i na mnie spadła po wybuchu. — A niby to ja jestem nienormalna! Idź się leczyć!

Książę gniewnie łypnął na mnie ukazując tym samym rząd białych, lecz nie do końca równych zębów, po czym ruszył przed siebie. Wściekła na niego ruszyłam za nim, chcąc mieć na oku jego poczynania. Naszym oczom ukazały się wyciosane w glinie schody odłożone z góry drobnym kamieniem prowadzące gdzieś w dół. Gdy schodziłam za swym nie bratem przykucnęłam, by sprawdzić, co pokrywały stopnie i zrozumiałam, że nie był to kamień, a ten sam materiał, z którego wykonana była brama. W głębi tliło się blade błękitnawe światło. Reszta Saiyanów doprowadziła się do względnego porządku i z pojękiwaniem podążyła za nami.

Nieoczekiwanie przeszedł mnie jeden z tych dziwacznych dreszczy, które nigdy nic dobrego nie zapowiadały. Dlaczego chodziło za mną uczucie, że to, co miałam zobaczyć wyda mi się takie oczywiste? Nigdy przecież mnie tu nie było. Jednak odczuwałam, że jest wręcz odwrotnie.

Z tym swoim dziwnym przeświadczeniem zeszłam, jako ostatnia – panowie będący za nami wreszcie mnie wyprzedzili – i to w całkowitym milczeniu niczym zahipnotyzowani błękitem tutejszych pochodni. Niepojęte również było to, iż nie chciałam spojrzeć przed siebie, wiedzieć dokąd zmierzam. Jednak przy oglądaniu swych butów zrozumiałam, że nie tylko brama wydała się dziwnie znajoma… 






9 komentarzy:

  1. 30 kwietnia 2011 o 10:12 AM

    Końcówka trzyma mocno w napięciu. Strasznie mnie ciekawi co tam wymyśliłaś :DCo do całości to bardzo podoba mi się to jak pokazujesz Vegetę i Goku, ale nie bardzo umiem sobie wyobrazić, alby siostra Vegety, czyli córka króla kiedykolwiek nawet pomyślała o tym, żeby być córką wojownika niższej klasy, bo z tego co już o niej wiem to ma takie kompleksy jak i Vegeta, czyli jest przepełniona dumą :D Ale to jest w niej najwspanialsze. Nie ma nudy :) Bardzo mi się podoba. Proponuję ci jednak, abyś przeczytała jeszcze raz i popoprawiała błędy, bo było dosyć sporo literówek, przekształconych wyrazów i niekiedy trzeba było czytać zdanie dwa razy, żeby zrozumieć sens. Jednak wybacz, że ich teraz nie wskażę, bo nie mam za wiele czasu. Muszę uciekać do nauki na tę szczęsną maturę :) Mnie błędy tak nie rażą, bo sama popełniam ich bardzo wiele, ale jak już je zauważyłam to pewnie wolałabyś o nich wiedzieć :)Całokształt strasznie mi się podobał :) Mało wypowiedzi Goku, co jest dość niespotykane, bo on przecież jest wieczną gadułą :D Ale podobają mi się przemyślenia bohaterki :D O i rozbroiło mnie to o ziemskich kobietach :D Co jak co, ale straszydła? xD haha dobre :P Pozdrawiam, życzę weny i czekam na ciąg dalszy :)
    PS Zmieniłaś wystrój :D W oczy rzucił mi się szablon z chyba anime-szabliny, tyko obrazek w nagłówku zmieniłaś. Czy się mylę?:) O tyle go pamiętam, bo sama miałam ochotę na niego xD Ale jak na razie zostawiam taki wystrój jaki mam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 30 kwietnia 2011 o 2:39 PM

    Wow, świetny szablon, chyba najlepszy jaki u Ciebie widziałam. Szczególnie podoba mi się nagłówek ^^No dobra, ale przejdźmy teraz do rzeczy. Rozdział krótki, żałuje, że nie był dłuższy bo pod koniec zaczęło się robić ciekawie. Podróży ciąg dalszy – miłym przerywnikiem było wspomnienie o matce Nappy ( „a twoja matka jest czarownicą!” – ten tekst Gohana zawsze będzie mnie rozwalał xD ) oraz rozmyślania Sary co to jest ten makijaż XD Musi się spotkać z Brą, to jej to wszystko wytłumaczy ;)Czekamy na to, co jest za drzwiami ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Izunia vel Bezczelny Senior03 grudnia, 2020 18:34

    3 maja 2011 o 9:16 PM

    Szanowna Killall (spodobało mi się to xd)!
    Wybacz, że dopiero teraz, ale jakoś wyleciało mi z głowy. W takim razie musiało mi się „pomechrać” xD. Ja dzisiaj odwiedziłam stronę z komiksem i przeczytałam wszystko od początku (nie bardzo pamiętałam, o co chodziło, a lubię się konkretnie orientować). Z chęcią zajrzę na Twój profil na DA ;d. A teraz rozdział: Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu można podświetlić tekst – to strasznie ułatwia czytanie :). Teraz to błędy mogę nawet wypisywać! ;d(Kiedy nie da się skopiować, lenistwo bierze górę i nie potrafię się zdobyć na przepisywanie całych zdań lub zwrotów ;p.)Przecinki jednak pominę, bo to zbyt uciążliwa praca xd. „Nawet błękitne światło nie sprawiało tego samego zachwytu, co na początku.” Nawet błękitne światło nie wywoływało tego samego zachwytu, co na początku. „- To zaczyna robić się chore!- Zbulwersował się Vegeta- Wiedziałem, że ta droga jest gó wno warta!”Pewnie Onet zniekształcił, stąd ten duży odstęp, ale nie o to mi chodziło… Poruszę kwestię spacji, które źle stawiasz. Zdanie powinno wyglądać następująco: – To zaczyna robić się chore! – Zbulwersował się Vegeta. – Wiedziałem, że ta droga jest gó wno warta! Myślnik musi być otoczony dwiema spacjami, nie może łączyć się z innym znakiem interpunkcyjnym ani z wyrazem. Poza tym, po dopowiedzeniu („Zbulwersował się Vegeta”), wymagana jest kropka, wszakże zaczynasz potem dużą literą. Błędy te powtarzają się nagminnie, dlatego wspomnę o nich tylko raz i mam nadzieję, że wszystko poprawisz. Jeśli nie teraz, to w przyszłym rozdziale. Swoją drogą – trafny ten wybuch Księcia ;d. Tutaj błędy składniowe: „W pełni rozumiałam go i jego zrzędzenie. Myśleliśmy podobnie, z tą różnicą, że ja swoje trzymałam przy sobie a on oczywiście je wylewał.”Powinno być: W pełni go rozumiałam, jego zrzędzenie również (przykładowo). Myśleliśmy podobnie. Z tą różnicą, że ja wszelkie uwagi zachowywałam dla siebie, a on, oczywiście, je wylewał (przykładowo). I mamy tutaj ładne nawiązanie do tytułu rozdziału. Pokazujesz podobieństwo i równocześnie różnicę. „Cieszyłam się gdyż tymczasowo ominęło to właśnie mnie.”"To”… ale co? Czytelnik wie, bo jest to logiczne, jednak nie nawiązałaś do tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izunia vel Bezczelny Senior03 grudnia, 2020 18:35

      Cdn.
      Powinno być (na przykład): Cieszyłam się, gdyż tymczasowo ominęło mnie rozdrażnienie Księcia. „…że samą myśl się wzdrygnęłam.” Zgubiłaś „na” – na samą myśl. I ciekawa jestem, co go tak rozbawiło… (Czytam i komentuję na bieżąco, więc jeszcze nie wiem xd.)”Co ja bym dałaby móc się odświeżyć?”Skleiło się. „…dała, by móc…”Coś mi nie pasuje… Pisałaś o Gotenie (któremu, notabene, nijak odpowiadał złowieszczy śmiech)… Określenie „dumny wojownik” miało być do Vegety? Czyli śmiech należał jednak do Vegety (co dałaś później do zrozumienia, wprowadzając jego wypowiedź). Ale niejasno przedstawiłaś całą sytuację, bo każdy z nich był dumnym wojownikiem, a że wcześniej odnosiłaś się do młodszego syna Goku… to on, według naturalnego porządku, powinien wprowadzić ten zamęt. Musisz więc nazwać Księcia inaczej, żeby wszystko było spójne. „Chyba mało znał swoją siostrę by zrozumieć, że takie rzeczy na mnie nie działały.”Znowu coś „zjadłaś” – mianowicie: za mało, a nie „mało”. „…chcąc podnieść samych siebie na duchy.”Literówka – na duchu. „Każde przykre słowo skierowane do drugiej osoby było lekarstwem zaledwie na parę chwil.” To zdanie bardzo mi się podoba. Dostrzegam w nim fajny, głębszy sens (chociaż nie wiem, czy taki w ogóle miałaś zamiar uzyskać). Goku i groźny wzrok wywołany jedynie przekomarzaniem się Vegety i Sary… Nie, nie pasuje. To niewystarczający powód, by nasza oaza dobroci budziła swym wyglądem postrach ;p.”Temu Saipanowi…”Literówka – Saiyanowi lub Saiyaninowi (w zależności od tego, jakiej wersji się trzymasz), oczywiście. Powiedziałabym, że Goku jest o wiele lepszy i bardziej szlachetny od Bardocka.”Oddał życie na Ziemi by inni mieli szansę żyć.”Nieco niefortunne powtórzenie. Mogłabyś napisać, na przykład, tak:Zginął za Ziemię.

      Usuń
    2. Izunia vel Bezczelny Senior03 grudnia, 2020 18:37

      Cdn.
      Zginął, by inni mieli szansę żyć. „Drugi raz przeszło mi przez myśl by być córką takiego wojownika, a tak byłam tylko nerwowym Saiyanem bardzo, ale to bardzo podobnym do samego króla. Jednak to było tylko przelotne. Byłam księżniczką! To było najlepsze co mogło mnie spotkać ” Sama zobacz, ile razy powtórzyłaś słowo „być” (we wszelakich odmianach). Koniecznie szukaj zamienników albo przekonstruuj zdania. Bardzo trafna reakcja Vegety na wypowiedzi Goku. Te myśli idealnie do niego pasują. Generalnie… z powtórzeniami to Ty w ogóle masz problem. Nie sposób wszystkich wypisać. Czytaj uważnie małe partie tekstu i szukaj zamienników. Zwykle da się to zrobić :). Momentami trzeba trochę pomyśleć, ale dla chcącego nic trudnego. A ciągłe powtórzenia przywodzą mi na myśl wypociny dzieciaków z 1-3 xd. Oczywiście Twój styl jest zdecydowanie, niepodważalnie dojrzalszy – nie ma co do tego wątpliwości – ale za sprawą powtórzeń wiele, wieeeele traci. Kolejne, źle zbudowane zdanie. Między innymi za sprawą dziwnego szyku, który również Ci się zdarza. To, co powinno być na początku, Ty dajesz na koniec, w środek, i tak na zmianę. Zupełnie nie wiem dlaczego. „Posłuchać, co siedzi w ich dziwnych głowach potrzebowałam z powodu braku ciekawszego zajęcia.”Proponuję zmienić na…Z braku ciekawszego zajęcia, chciałam posłuchać, co siedzi w ich dziwnych głowach. „po obcować” – niepoprawnie. Miała okazję obcować. Po prostu. Hej, Chi-chi nigdy nie brała udziału w takich przedsięwzięciach – fakt, ale Bulma jak najbardziej była kobietą dobrze myślącą, nawet pod względem strategicznym. Nic dziwnego zresztą, skoro odznaczała się nieprzeciętnym, wykraczającym poza normę intelektem.Ech, nienawidzę, kiedy faceci mają się za lepszych – uwielbiam ich wtedy mieszać z błotem xd.

      Usuń
    3. Izunia vel Bezczelny Senior03 grudnia, 2020 18:39

      Cdn.
      Nic dziwnego, że prawdziwe, saiyańskie życie wzbudziło ich zainteresowanie :). Hhaha, i tu się nie dziwię – tylko naprawdę paskudna kobieta mogła zechcieć Nappę xD. Pomijając wygląd, myślę, że trudno byłoby znieść jego charakter. Ale nie pasuje mi ten śmiech Vegety. Kompletnie. Odpowiadałoby prychnięcie. „Zeszliśmy z tematu o łuskowcach na temat kobiet ziemskich, które są ponoć straszydłami!” Zeszliśmy z tematu łuskowców na rzecz ziemskich kobiet, które są ponoć straszydłami! „- Jeszcze się przekonasz mała- Zachichotał- Mnie wystarczy to, co mam w domu- Dodał tracąc lekkoduszny nastrój.- Mówisz o Brajli?- Trunks był wyraźnie zaskoczony wypowiedzią ojca.- Tymi kolorami na twarzy!”Pomijam interpunkcję… Vegeta zachichotał?! Nieee… być nie może. Nie cierpię spolszczonych wersji imion, lepiej wyglądałoby: Mówisz o Brze?I kompletnie nie czaję tych kolorów, które są wytrącone z kontekstu. „Przeszukiwać bazę wspomnień, w których miałam okazję spotkać tę dziewczynę i nie przypominałam sobie by miała na sobie coś w rodzaju barw wojennych… „Raczej: Przeszukiwałam bazę wspomnień. Próbowałam przywołać obraz tej dziewczyny. Jednak nie przypominałam sobie, by miała coś w rodzaju barw wojennych. Wcześniej nie miało to ładu i składu. Dalej wyjaśniasz te kolory, jednak wypowiedź w dalszym ciągu jest pozbawiona sensu, gdyż nieprawidłowo odmieniłaś. Powinno być: I te kolory na twarzy! Miła wstawka z upadkiem w błoto i zobrazowaniem w ten sposób makijażu :). „Nasze rozluźnienie i lekko duszność przerwało nieoczekiwane trzęsienie. Gdzie nie gdzie osunęło się trochę ziemi.”Chodziło Ci o odmianę słowa „lekkoduch”? No cóż… wydaje mi się, że jej nie ma. „Lekko duszność”, jak sądzę, nie istnieje. Zostaw samo „rozluźnienie”. Za to „gdzie nie gdzie” pisze się łącznie – gdzieniegdzie. ” To nie ja!- Krzyknęłam pospiesznie wracając wspomnieniami do niedawnych wydarzeń.”Te wspomnienia nijak nie pasują. Przecież cały czas mamy do czytanie z „tu i teraz”. Wracając myślami – to tak. Nie „z resztą”, tylko zresztą. Chyba że masz na myśli resztę czegoś tam (na przykład obiadu). A tutaj ewidentnie nie taki był zamysł. „Puściłam tę uwagę mimo uszy…” Mimo uszu. Po prostu wysokości trzech metrów – tak będzie poprawnie. Muzyka – jak miło! Szkoda, że dopiero teraz xd. „- Ty idio to- Westchnął Son Goku- Ja nie, ale ty możesz odstawiać szopki! Nie prościej było otworzyć?- Wyraźnie zaczął się denerwować- …” „Ty idio to”? Goku do Vegety? Niemożliwe! I jeśli już, to odstawiać szopkę. „nie istotne” – nieistotne. Końcówka obiecująca… Dlatego czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :). Pozdrawiam! P.s. Musiałam przedzielić słowa „gó wno” i „idio to”, bo nie dało się dodać komentarza ^^’. Tak, straszne wulgaryzmy.

      Usuń
  4. 10 maja 2011 o 10:33 PM

    Killall! (Małe urozmaicenie :)) Ależ nie ma za co dziękować.Czuję się zaszczycona, że zrobiłaś to specjalnie dla mnie :). Przyznam szczerze, że człowiekowi nie chce się wypisywać błędów, kiedy nie może skopiować treści – to jednak długa i mozolna praca. Komentarza nie pisze się szybko nawet wtedy, gdy można do woli cytować, co dopiero mówić o braku takiej możliwości ;p. Hm… Szanuję Twoją opinię. Ale brak kropek po uzupełnianiach… jest błędem i nic się na to nie poradzi ;p. Rażącym w dodatku. Chyba że chodzi Ci o te odstępy od pierwszego myślnika do rozpoczęcia dialogu. To też właściwie błąd, ale można go uznać za cechę charakterystyczną, jeśli jest celowy :). No tak, inny świat… Ale gryzie mnie znacząca zmiana osobowości. Bo to jednak ten sam dobry Goku, tylko napiętnowany niepozytywnymi wydarzeniami sprzed paru lat. Nie przemawia więc do mnie tak diametralna różnica. Nie wydaje mi się, aby był w stanie aż tak się zmienić. Mniejszy entuzjazm, lekkie zwątpienie, itp – to tak. Tutaj natomiast miałam do czynienia z innym „człowiekiem”. Aczkolwiek to moja subiektywna opinia, więc masz prawo sądzić inaczej :). Źle mnie zrozumiałaś z tymi całymi kolorami i tak dalej ;p. Nie twierdzę, że nie pasuje – może być. Chodzi tylko o to, że napisałaś to w sposób niepoprawny i nie sposób było zrozumieć, o co chodzi (znaczy… dało się zrozumieć – jasne, że tak – ale wiesz chyba, co mam na myśli). Dlatego poprawiłam błędy (składniowe i językowe), sam pomysł jest jak najbardziej na miejscu. Tylko, jak wspominałam, reakcje i teksty Vegety są źle oddane. Pozdrawiam i czekam na rozdział ;d.

    OdpowiedzUsuń
  5. 16 maja 2011 o 1:31 PM

    Droga Killall!Na początek – przepraszam, że dopiero teraz. Nie ukrywam, że zaniedbałam Twoje opowiadanie, swoje zresztą też. Hehe, dzięki za mobilizację – pisanie idzie mi bardzo opornie, co prawda ostatnio stworzyłam kolejne fragmenty, ale nijak ma się to spójnej części, jaką ma być kolejny rozdział.Mniejsza o to, przejdę do komentowania powyższego odcinka.Nie pasowało mi trochę zachowanie Goku, to groźne mierzenie wzrokiem Sary i Vegety, tylko dlatego, że się kłócili oraz nazwanie Księcia ,idiotą’. To po prostu nie w jego stylu.Komentowanie makijażu Bry też mi jakoś nie podchodziło, ale to tylko moja subiektywna opinia. Zaczynam pisać nieskładnie i z powtórzeniami (które zaraz przed publikacją poprawię, więc pewnie ich nie zauważysz), ale jak zwykle dopada mnie natłok myśli, rozumiesz, moje myśli gryzą się nawzajem. Mniejsza o to.Muzyka, szkoda, że dopiero pod koniec, ale i tak miło. Zaciekawiły mnie ta wrota. I związane z nimi uczucia Sary. Robi się intrygująco.Czekam na kolejny rozdział, który na pewno skomentuję szybciej niż poprzedni.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. 20 czerwca 2011 o 2:00 PM

    Droga Killall! Wreszcie udało mi się znaleźć trochę czasu, aby móc nadrobić moje zaległości w blogowaniu. Rozdział bardzo mi się podobał, a szczególnie te komentarze o makijażu. Vegeta jak zwykle narwany i super – za to go kochamy ;). Zakończenie bardzo tajemnicze. Jestem bardzo ciekawa jak dalej sprawy się potoczą. Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie na nowy rozdział :). [db-teen]

    OdpowiedzUsuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!