31 grudnia 2020

58. Protektorzy


Na dobre rozgościło się dziwne uczucie, które sprawiało, że to, co widziałam przypominało film, a raczej jego najważniejsze elementy. Mówiąc dokładniej, były to urywki, pędzące  przed oczami sceny przedstawiające najprawdopodobniej moje wspomnienia. Rozpoznawałam miejsca i rzeczy, które jak mi się zdawało mogły nie być obce. Chciałam przysiąc, że nigdy wcześniej nie miałam sposobności znaleźć się w tym pomieszczeniu. Jednak nie potrafiłam.

Przemieszczaliśmy się powoli w głąb nieznanego pomieszczenia. Słyszałam donośne bicie swego serca, czasem było odrobinę przyspieszone. Co rusz, w tym dziwnym miejscu stały metalowe stoły wypełnione po brzegi różnorakimi urządzeniami, fiolkami oraz kolbami w cudacznych kształtach. Trunks chodził po laboratorium z zapartym tchem.

Czy czuł się tam jak w korporacji rodzinnej? Możliwe. Był podekscytowany tym miejscem, Bulma także by zwariowała. Ona przede wszystkim. Byłam tego pewna.

Mijając jeden z tych czteronożnych blatów usłyszałam za sobą trzask, który poniósł się echem – taka panowała tu cisza. Mężczyźni momentalnie zastygli w bezruchu oczekując jakiegoś niebywałego wydarzenia w postaci przeciwnika. Odwróciłam powoli głowę i gdy nikogo nie dostrzegłam przeniosłam w te stronę resztę ciała, a mój wzrok przykuło roztrzaskane szkło na kamiennej, nierównej podłodze. Musiałam je zapewne zbić ogonem. Nie miałam na to lepszego wytłumaczenia. Przecież nosiłam w sobie ogromne pokłady nerwów, a w takich chwilach nigdy nie trzymałam kurczowo w talii małpiej części ciała.

To blade oświetlenie sprawiało, że nie czułam się komfortowo.  Chyba nawet bałam się. Nie wiedziałam jednak, dlaczego? Czy to miało związek z przekroczeniem metalowej bramy? To przed nią cały dotychczasowy spokój przepadł.

Zignorowałam kąśliwe szepty Vegety po czym przykucnęłam przed rozbryźniętą mazią, umoczyłam w niej dwa palce prawej dłoni (wskazujący i środkowy), a następnie przyłożyłam je prawie do ust by powąchać. Wystarczył jeden mały wdech aby zrozumieć, co jest nie tak. Tylko jeden paskudny odór mógł przyprawić mnie o niesamowicie zimny dreszcz. Tego zapachu nie mogłabym zapomnieć mimo, że wcześniej go nie znałam. Był ze mną od czasu…

—    Na martwych bogów… – szepnęłam oświecona.

Nie podnosząc się odwróciłam głowę, minęłam wzrokiem zebranych i dostrzegłam to, co tak mnie prześladowało od samego początku.

—    Drzwi – rzuciłam zachrypniętym głosem.

Ani Son Goku, ani też Vegeta nie zrozumieli mojego przekazu. Nie wspominając już o ich synach. Choć nie wypowiedzieli słowa ich twarze pytały: Co się tu dzieje?

Tu właśnie mroczny sen stał się jawą. Teraz tylko brakowało tego dopełnienia. Ono było właśnie tymi drzwiami, a właściwie to, co za nimi się tak świetnie maskowało. Byłam pewna.

—    Śniłam o tym miejscu – zaczęłam, niepewnie podnosząc się przy tym z posadzki – Byłam już tutaj. Zbiłam tę fiolkę! To znaczy nie tak do końca.

—    Co ty…? – nie dowierzał ojciec Son Gohana – Jak mogłaś tutaj być?

—    Pamiętam ten zapach! Tego nie da się pomylić z niczym innym – niemal zaczęłam panikować – Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale te drzwi…

Mój rozbiegany dotąd wzrok spoczął na tajemniczym przejściu ukrytym za sporym kawałkiem metalu. Na kilka chwil wstrzymałam oddech.

—    Co z nimi? – książę był zniecierpliwiony.

—    Ja… Bo… Oni tam są… Dotarliśmy do końca. 

Dlaczego brakowało mi słów? Czemu moje gardło było ściśnięte, jakbym miała problem przełknąć bryłę lodu? Za sobą usłyszałam ciche kroki, następnie poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Przede mną stał Vegeta i Goku, Trunks był po mojej lewej, więc to musiał być Goten. Czy jego działanie miało mnie rozluźnić, rozjaśnić umysł? Twarz ze snu, którą miałam, przed oczami nie pozwalała mi na to.

—    W moim śnie zza tych drzwi wyszedł ten stwór – w końcu odpowiedziałam szepcząc niemalże do siebie – Zaatakował mnie, a ja się obudziłam.

—    Uspokój się – szepnął mi do ucha nastolatek  – Już widziałaś nie jednego łuskowca i nawet z nim walczyłaś. Przecież ich się nie boisz.

Ciepły oddech na mej szyi sprawił, że przeszedł mnie lekki dreszcz. Wzięłam szybki, głęboki wdech jak gdyby miał być moim ostatnim. W chwilę po tamtym przebiegły moje spięte ciało jeszcze raz ciarki, tym razem bardzo nieprzyjemne, niemal bolesne.

—    Dasz sobie radę, młoda. Jesteś w tym dobra – uśmiechnął się – Nie jesteś sama, pamiętaj, a to był przecież tylko zły sen.

Spojrzałam w jego czarne jak węgiel oczy z niemałym wyrzutem. Jakim prawem nazywał mnie tchórzem?! Zmrużyłam oczy ściągając przy tym usta. Chciałam dać mu do zrozumienia, że nie podoba mi się to, do czego zmierzał. Odtrąciłam dłoń, a po chwili na mojej twarzy pojawił się grymas, wcale nie przypominał uśmiechu. Niszczycielski do tej pory strach nagle ulotnił się. Vegeta jakby odczytał moje myśli, bo skierował się do wrót i tym razem otworzył je za pomocą okrągłej klamki. I jemu tym razem chodziło o dyskrecję. Ale czy była jeszcze na to szansa? Zwłaszcza, że za tym przejściem mieliśmy spotkać swych wrogów.

Jeśli to, co mówiłam było prawdą, to chciał zaskoczyć tamtych swoją obecnością. Kiedy tylko uchylił drzwi energia mieszkańców podziemi stała się  wręcz namacalna. Czuć było ich tam nieskończenie dużo. Potrafiłam nawet podzielić ich na grupy. Tak jak wcześniej zauważyliśmy (raczej ja) były to dwa rodzaje energii życiowej. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Czułam, że niebawem rozwikłamy tę paskudną tajemnicę, a potem wrócę do domu. 

Kolejno weszliśmy do środka starając się by być najlepiej przygotowanym na wszelkie ewentualności. Tu miało rozegrać się piekło. W tym miejscu musiało powstać ogromne cmentarzysko. Mieliśmy tylko nadzieję, że żadne z nas nie podzieli losu kreatur pokrytych łuskami.

Nim się ktokolwiek zorientował korytarz zaprowadził mnie i trzech ostatnich wojowników Ziemi do ogromnego i przestronnego miejsca, które wznosiło się ku górze jak i opadało w głąb podziemi. Gdzie okiem sięgnąć piętrzyły się niczym ku niebu balkony wyciosane w kamieniu i glinie, a przy ich balustradach okrutnie ujadały szare istoty. Zupełnie jakbyśmy stanęli na arenie. Dźwięki jakie wydobywały się z gardeł tych stworzeń nie należał do przyjemnych, wręcz paraliżował trzewia. Wydawać się mogło, że oczekiwano nas.

—    Tafadhali, tafadhali, tafadhali* – usłyszeliśmy za sobą głos – Ambao na sisi hapa?*

W mgnieniu oka Son Goku zesztywniał niczym struna bacznie obserwując nowo przybyłych. Pojawili się znikąd! Vegeta zacisnął pięści, i choć starał się kontrolować swoją moc, to warkotu wydobywającego się z ust, już nie. Naprawdę, byłam zdumiona jego postawą.

Przed nami, a raczej za nami stały trzy osoby odziane w poniszczone czarne płaszcze łudząco podobne do mojego, który na swe nieszczęście zostawiłam w Capsule Corporation. Najwyższy z nich, który stał pośrodku do nas przemawiał. Po jego prawej stronie stał ktoś nieco innej postury. Choć każde z nich skryte było szmatami udało mi się rozróżnić ich kształty. Ta postać zdawała się być drobniejsza.

—    Kim jesteście? – zabrał glos Goku – Przybyliśmy porozmawiać.

—    Daruj sobie te uprzejmości! – warknął były dziedzic tronu saiyanskiego – Jesteśmy tu by Was zabić! Dość już waszych rządów na Ziemi.

Na jego słowa ta mniejsza osoba wybuchła śmiechem, a chwilę po tym zdjęła ostrożnie kaptur ukazując swe oblicze. Rudowłosa kobieta o wielkich żółtych ślepiach z zielonymi tęczówkami. Widziałam ją wcześniej. To ta, którą spotkałam przy kraterze! Na pewno.

—    Ty! – wskazałam na nią palcem – Mówisz po naszemu!

Spojrzała na mnie swoimi gadzimi oczami, prawdopodobnie próbując odnaleźć moją twarz w swoich wspomnieniach. Lustrowała mnie w milczeniu, zaś ten który stał po jej lewej zwrócił się do niej jakby wyczekiwał odpowiedzi. Ona jednak się nie odzywała sprawiając, że atmosfera gęstniała z sekundy na sekundę.

—    Nigdy mnie nie widziałaś – dodałam chcąc przerwać dziwne milczenie – Zakradłam się tu kilka dni temu i rozmawiałaś z kimś o imieniu... Mako?

—    Podsłuchiwałaś? – zabrała głos po wystarczająco przeciągniętej ciszy.

Zapytała powoli, jakby ciężko było jej dobierać słowa, albo by była dobrze zrozumiana? Nie wiedziałam tego na pewno. Saiyanie spojrzeli sobie w oczy z nieskrywanym niedowierzaniem. Kiedy sięgali wzrokiem moją osobę nie zaszczyciłam ich swoim. Przecież mówiłam im, że się porozumiewają.
—    Nie – odrzekłam twardo – Znalazłam się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. To wszystko.

Obserwując tę kobietę oraz prawdopodobnie dwoch mężczyzn stojących tuż za nią dostrzegłam jak pod długimi połami materiału zaciskała pięści. Palce miała zakończone długimi, czarnymi szponami. Wyglądały na upiornie niebezpiecznie.

—    Jednak dobrze się stało, bo zapewne nie byłoby nas tutaj – dodałam po krótkiej chwili.

Długowłosa nie tylko się zdenerwowała, ale również nie próbowała tego w żaden sposób zatuszować. To było jak przyznanie się.

—    Nie sądziłam, że kiedykolwiek spotkam w tym miejscu dobrowolnie jakiegoś wojownika – zachichotała wciąż się jednak denerwując – Ludzka postać nie ma tu prawa wstępu, a Was jest aż pięcioro.

Rozejrzałam się ponownie po olbrzymim foyer, kiedy wrzaski obcych ponownie rozbrzmiały. Przemierzając wzrokiem ku górze dostrzegłam niewielkie światło na samej górze. Szturchnęłam Trunksa łokciem, bo był mi najbliżej, następnie ruchem głowy wskazałam swoje odkrycie.

—    Tu... – podniósł nastolatek palec wskazujący – Macie drugie wejście?

Choć sami nie odpowiedzieli zrobiły to za nich ich twarze. Mężczyzna stojący pomiędzy kobietą, a drugim – do tej pory milczącym, uniósł ręce w gorę i nagle zrobiło się niesamowicie cicho. Nie byłam pewna, co się stało jednak głuche pomieszczenie wydało mi się szalenie niebezpieczne.

—    Padnij! – krzyknął książę powalając przy tym mnie na ziemię.

Zaskoczona i zdezorientowana spojrzałam na niego z wyrzutem. Oczywiście zignorował go, podniósł się niczym oparzony. Reszta grupy przywarła do ziemi jak na komendę, jednak nic się nie wydarzyło. Nie będąc jeszcze świadoma powoli wstałam przesuwając wzrok w kierunku, w którym oczy wojowników były zwrócone. Vegeta najwyraźniej źle zinterpretował zamiary łuskowców.

—    Zanim się pozabijamy – wtrącił niespodziewanie Son Goku – Chcielibyśmy usłyszeć waszą historię. Co was sprowadza na naszą planetę?

—    Mamy prawo wiedzieć – dodał jego syn.

Usłyszałam śmiech, a był on chrapliwy i szyderczy. Odwróciłam się i dostrzegłam kolejnego stwora pokrytego łuską.

—    Wybaczcie nam nasze maniery – jego gruby i donośny głos poniósł się echem odbijając się od kamiennych ścian – Nie często mamy gości, zwłaszcza tych nieproszonych.

Wydawał się być kimś więcej ni z tylko jednym z nich. Nie nosił obtarganej szaty. Na jego bardziej twarzy wykwitło coś na kształt uśmiechu.

—    Adris – wyciągnął dłoń wierzchem do góry.

Kiedy kobieta ruszyła mu niemu i gdy pochwyciła jego szponiastą dłoń zrozumiałam, że tak właśnie ma na imię – Adris. Za nią ruszyło dwóch osiłków z którymi przybyła. Ten dostojnie ubrany musiał być ich panem. W oczach płomiennowłosej dostrzec można było strach jak i potęgę. Nie bali się nas, bali się tylko tego jednego. Kim zatem był? Czy powinniśmy się faktycznie jego obawiać?

—    Zapewne chcielibyście usłyszeć, z kim macie do czynienia? – zaczął powoli głaszcząc delikatnie kobiecą dłoń – Otóż pochodzimy, a raczej pochodziliśmy z odległej zachodniej galaktyki.

—    Planeta? – sapnął przeciągle Vegeta chcąc w końcu dowiedzieć się skąd pochodzą intruzi.

—    Quartz.

—    Niemożliwe! – prychnął niedowierzając – Protektorzy nie potrafią walczyć. Są całkowicie bezbronni.

Byłam zdumiona, kiedy książę z taką łatwością odgadł ich rasę. Znał ich? Dlaczego więc nie rozpoznał ich od razu? Czyżby nie był pewien? Nie chciał podzielić się swoimi informacjami z nami?

—    Widzę, że już nie muszę się dalej przedstawiać – ton wysoko postawionego Protektora był nad wyraz spokojny – Owszem, rodzimi mieszkańcy są słabi. Nie raz inne rasy posługiwały się nami, jako tanią siłą roboczą – zamyślił się na chwilę – W sumie do tej pory większość z nas jest robotnikami, do pracy fizycznej jesteśmy stworzeni.

—    Dlatego tamten się nie bronił! – odpowiedziałam sobie samej – Kim zatem są wojownicy?

Adris spojrzała na mnie oschle wykrzywiając w niesmaku usta bez warg. Teraz, kiedy miałam okazję się im przyjrzeć lepiej dostrzegłam parę cech wyglądu. Na łokciach wystawały wykrzywione kolce przypominające małe płetwy. Ich odzienie raczej było stertą szmat i płóciennych chust. Niektórzy mieli je ubłocone i obdarte.

—    Mówcie mi Pheres – oświadczył dostojnie – Ale to chyba bez znaczenia.

—    Owszem – warknął Vegeta najwyraźniej mając ochotę na małe mordobicie – Po co tracić czas na czcze gadanie, kiedy walka czeka?

Protektor, który uważany był za głowę ludu roześmiał się. Nie potrafiliśmy pojąć, dlaczego? Byliśmy śmiertelnie poważni, a on najzwyczajniej w świecie się z nas naśmiewał. Pewnie gdyby był w innych okolicznościach padłby na ziemię turlając się to w jedną, to w drugą stronę. Brata zirytowała ta postawa. Nie powiem, mnie również drażnił ten cały Pheres. Traktował nas niczym ścierwo. My, Saiyanie z krwi i kości nie potrafiliśmy ścierpieć takiego grubiaństwa, choć sami także do tego się uciekaliśmy. Taki temperament był cechą genetyczną. Zacisnęłam pięści, a wraz z nimi zęby. Tak bardzo pragnęłam mu przyłożyć, że niekontrolowanie podniosłam poziom swojej mocy nie bacząc na konsekwencje.

—    Uspokójcie się! – Son Goku powoli podchodząc chwycił mnie za ramię – Chyba nie chcecie…

Tępo spojrzałam na lewo gdzie Son Goten również kipiał ze złości i tym razem nie panował nad swoimi emocjami. To, że ja poniekąd postradałam zmysły dając się możliwie pokroić cieniom można było nawet zrozumieć, ale on? Już sama obecność w tym miejscu i tym czasie oznaczała, że brakuje mi jednej z klepek. Brunet stracił bliskich, więc wiedział, jak bardzo jest szalonym posunięciem nie kontrolowanie swoich mocy. 

Ściągając usta przeniosłam wzrok na naszych nieprzyjaciół. Goryle Adris byli gotowi do skoku, stali napięci niczym struny wydając z siebie ciche gardłowe pomruki. Zapach walki zaczął unosić się w powietrzu. Ponownie dało się słyszeć zawodzenie stworów usadowionych na tych wszystkich antresolach otaczających nas z każdej strony. Zdecydowana większość była bezradna wobec naszej piątki, jednak wśród tych maleńkich istot dało się czuć potężne energie, które mogłyby nam dokopać, choć wcale niekoniecznie. Najbardziej obawiać się mogliśmy cieni, których nigdzie nie było widać. Czyżby Protektorzy i wciąż nieznane nam mroczne smugi śmierci byli zupełnie innymi istotami, czy też może jedną i tą samą nacją? To pozostawało zagadką.

Nie zastanawiając się dłużej przyjęłam pozycję obronną czekając na atak. Powietrze było przesycone wrogimi spojrzeniami. Son Goku czując moje ponowne szybko narastające napięcie wyciągnął rękę ku mnie pokazując tym samym bym się nie ruszała z miejsca.

—    Moi towarzysze nie zwykli czekać. Jeśli mamy walczyć to może wyznaczymy jakieś reguły? – zaproponował – Wyznacz wojowników, którzy zmierzą się z naszą piątką.

—    Jeżeli pokonacie KAŻDEGO naszego wojownika – Pheres uśmiechnął się chytrze – To się zgadzam.

—    Jeden na jednego – ton Saiyana był nieustępliwy – Wojownik, który pokona przeciwnika toczy kolejną walkę z następnym i tak aż do końca.

Łuskowiec przez chwilę milczał rozmyślając nad propozycją, po czym oświadczył:

—    Zgoda. Powiedziałbym niech szczęście wam sprzyja – zaśmiał się grubiańsko – Jednak liczę na waszą porażkę.

Płomiennowłosa zawtórowała mu w teatralnym geście zasłaniając usta jedną dłonią. W chwilę później jeden z goryli, ten po prawicy Adris wyszedł przed szereg.

—    Hebu kupambana – powiedział wyciągając szyję przed siebie.

—    Co on powiedział? – zapytałam pospiesznie.

—    Byście zaczęli walczyć – rzekła wyniośle kobieta.

Po krótkiej i ostrej wymianie zdań, nie jednogłośnie zdecydowaliśmy, że jako pierwszy na ring wyjdzie Vegeta. Jego ręce płonęły. Miał ochotę zedrzeć trochę skóry z kostek, a ja nie miałam tej siły przebicia by pójść na pierwszy ogień. Ta walka należała do niego. 




Legenda:

1. Tafadhali – Proszę
2. Ambao na sisi hapa? – Kogo my tu mamy?
3. Hebu kupambana – Walczmy

17 komentarzy:

  1. 10 lipca 2011 o 1:03 PM

    Droga Killall!
    Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Oj, nie zaciekawię rozpoczęłaś wakacje :( Życzę więc szybkiego powrotu do zdrowia.Co do rozdziału, to jest naprawdę dobry. Już na początku natki zbudowałaś odpowiednie napięcie, a potem je tylko potęgowałaś. Innymi słowy – nie nudziłam się ani trochę, czytając ten rozdział.Opisy odczuć Sary jak zwykle na wysokim poziomie, doskonale pozwoliły wczuć się w sytuację, w jakiej znalazła się bohaterka.Kolejne rozdziały szykują się interesująco – mam nadzieję, że Vegeta dokopie Protektorom :)
    Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Izunia vel Bezczelny Senior01 stycznia, 2021 17:39

    10 lipca 2011 o 4:48 PM
    Droga Killall!
    Współczuję, kiepski początek wakacji. Oby tylko brew wróciła do pierwotnego stanu, a przynajmniej zbliżonego. Cóż, u mnie słońca dalej nie ma (a jeśli jest, to się nie wysila), więc nie miałabym takich problemów. Życzę szybkiego powrotu do formy :). Na pocieszenie powiem jeszcze, że ładnemu nawet szwy nie odejmują uroku, a dodają charakteru :D Przechodzę teraz do konkretów: „(…) kawałki scen przedstawiające obrazy (…)” – kawałki scen PRZEDSTAWIAJĄCYCH obrazy. Nie „pytały się”, lecz pytały. Po prostu. Chyba że pytały siebie, ale nie o to chodziło. „Niemożliwe” pisze się łącznie, to przymiotnik. Gdzieś tam jeszcze zamiast „nie”, napisałaś „ni”. Ale to drobna literówka. „W sumie do tej pory większość z nas jest robotnikami do dnia dzisiejszego.” Jeśli „do tej pory”, to nie trzeba tego „do dnia dzisiejszego”. Lub odwrotnie.”Traktował niczym ście rwo. ” – Ale kogo? Powinnaś dodać, że „nas”. „Tempo spojrzałam na swoje lewo gdzie Son Goten również kipiał ze złości i nie panował nad swoimi emocjami. „Przede wszystkim TĘPO, a nie „tempo” („tempo” odnosi się do czasu, np. wolne tempo, zaś tępe mogą być przedmioty, ludzie, spojrzenia właśnie, itp.). Po drugie: nie „spojrzałam na swoje lewo”, lecz spojrzałam w lewą stronę. Po trzecie: źle użyłaś słowa „gdzie”. Nie wiem, jak wytłumaczyć, więc napiszę po prostu poprawnie zdanie: Tępo spojrzałam w lewą stronę, by zobaczyć Son Gotena, który również kipiał ze złości i nie panował nad swoimi emocjami (przykładowo). Jakbym miała się jeszcze czegoś czepić… „Kipienie ze złości” świadczy właśnie o nieumiejętności panowania nad swoimi emocjami, zatem niepotrzebnie to dodałaś ;P. „Już sama obecność w tym miejscu i tym czasie oznaczało (…)” – oznaczała. „Goryle Adris stały napięte niczym struny gotowe do skoku. ” Rozumiem, co chciałaś przekazać, jednak zdanie wyszło bezsensownie – od kiedy to struny są gotowe do skoku (chyba że byłaby to dziwna metafora, jednak nic na to nie wskazuje)? Wystarczyło napisać w ten sposób, a byłoby dobrze: Goryle Adris byli gotowi do skoku, stali napięci niczym struny. Poza tym nie podobają mi się ci „goryle” w tym akurat miejscu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izunia vel Bezczelny Senior01 stycznia, 2021 17:39

      CDN.
      „Ponownie dało się słyszeć zawodzenie stworów będących na tych wszystkich antresolach z każdej strony nas otaczając.”Zdanie niestylistyczne, niegramatyczne… W sumie nie wiem, bo go nie rozumiem. Chyba chodziło o to: Ponownie dało się słyszeć zawodzenie stworów, kryjących się na (w?) tych wszystkich antresolach, które otaczały nas z każdej strony. Nie „maleńkich istnień”, tylko maleńkich istot. „Nie zastanawiając się dłużej przyjęłam pozycję obronną czekając na atak, który aż mdlił. „Atak nie może mdlić. Może ją mdlić przez napięcie lub przez cios (chociaż druga opcja odpada, ponieważ atak nie został jeszcze przeprowadzony). „Powietrze było pełne wrogości. ” W powietrzu można było wyczuć atmosferę wrogości (na przykład). Bo ogólnie rzecz biorąc… powietrze nie może być wrogo nastawione. „Son Goku czując moje ponowne napięcie wyciągnął rękę ku mnie zasłaniając tym samym drogę na wprost. ” Son Goku, czując moje narastające napięcie, wyciągnął przede mnie rękę, by zasygnalizować, że mam się nie ruszać. Coś w tym stylu. Chociaż ja bym to w ogóle inaczej napisała. „Po krótkiej i nawet ostrej wymianie zdań, niejednogłośnie zdecydowaliśmy, że jako pierwszy na “ring” wychodzi Vegeta.”To „nawet” kompletnie nie pasuje. Zupełnie tak, jakby narrator sam nie wiedział, o co chodzi. Po krótkiej i dość ostrej (ewentualnie: po krótkiej, lecz dość ostrej) wymianie zdań (…) wyjdzie Vegeta (tutaj z kolei nie zastosowałaś się do czasu, w którym pisałaś). Oprócz tego wszystkiego… interpunkcja… Chociaż i tak zauważyłam znaczne postępy. Momentami pojawia się zły szyk zdań, co czyni je nieco prymitywnymi. Ponadto nadużywasz wyrazów typowo potocznych, kiedy prowadzona jest narracja nienacechowana emocjami bohaterów. Tyle ze strony technicznej. Jeśli chodzi o treść, to ten rozdział wybitnie przypadł mi do gustu. Na początku zbudowałaś fajne napięcie, które potęgował nietuzinkowy, bardzo wymowny, podkład muzyczny. Atmosfera nienaganna. Poczułam mrok, stres, oczekiwanie… i wilgoć pomieszczenia, chociaż nie wiem dlaczego, bo chyba o niej nie wspominałaś xd. Najwyraźniej lubię interpretować. Miałam wrażenie, że siedzę zaszyta w jakimś kącie i wszystko obserwuję. Szkoda tylko, że przerwałaś w takim momencie. Miejmy nadzieję, że Książę dobrze sobie poradzi – mam ochotę utrzeć nosa tym całym Protektorom. Zawsze, bezwarunkowo, wierzę w potęgę Saiyan :D. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :).
      P.s. Wybacz, że tak krótko, jednak czas nagli.

      Usuń
  3. 13 lipca 2011 o 2:28 PM

    Droga Killall!
    Na wstępie odpowiem Ci na komentarz, potem przeczytam i skomentuję notkę. Przepraszam, zapomniałam, że Ty również czekałaś na mój rozdział – pamiętam nawet wpis, w którym przypomniałaś mi, ze minął rok i upominałaś, abym wreszcie opublikowała kolejną część. Skleroza nie boli. Napisałam co prawda: ,chyba, tylko przez moje Seniory’, czy jakoś tak, ale przyznaję, że nie pomyślałam o Tobie. Przepraszam. Mój rozdział taki miał być z założenia – niejasny, zagmatwany, tajemniczy. Napisałam o tym w wyjaśnieniu, może nie doczytałaś. Szkoda, że w ogóle – jak napisałaś – nie miałaś pojęcia kto kim jest i co robi, bo aż taki zamęt – nie był moim celem ;p. Może po prostu przeczytałaś rozdział zbyt szybko, nie zagłębiłaś się w treść i nie udało Ci się dostrzec tego co innym moim Czytelnikom. Przykro mi, że nie czułaś, żadnych emocji, ale trudno tego wymagać, skoro nie wiedziałaś o co chodzi. No cóż…Dziękuję za zwrot ,piękne pismo’. Mam nadzieję, że odnosił się do mojego rozdziału.Dziękuję też, że próbujesz rozkminić o co mi chodziło, ale nie mogę zdradzić Ci do kogo należą jakie wspomnienia i czy są prawdziwe ;p.Mam wrażenie, że weszłaś na mojego bloga, aby powiadomić mnie o rozdziale i skomentowałaś notkę ,przypadkiem’. Może się mylę, nie wiem.Zaraz zabiorę się za Twój rozdział i wyrażę o nim opinię.

    OdpowiedzUsuń
  4. 13 lipca 2011 o 2:50 PM

    Ok, komentuję rozdział.Początek rozdziału – rosnące napięcie. Podoba mi się. I do tego ta muzyka – nie przypadła mi do gustu, ale świetnie wpasowuje się w klimat. Scena, w której Sara dotyka mazi i zastanawia się skąd pochodzi, jest jak z kryminału. Uwielbiam czytać kryminały. ( I oglądać dramaty, swoją drogą to mój ulubiony gatunek filmowy ;).Uhuhu, robi się coraz bardziej tajemniczo. Lubię takie klimaty.Denerwujące, ale i intrygujące są postaci Protektorów i tej dziwnej kobiety.Pierwsza walka należy do Vegety? Zaskoczyłaś mnie, w anime najlepsi zawsze walczyli na końcu, powód jest oczywisty. No cóż, czekam na kolejny rozdział i na walkę, która mam nadzieję, okaże się ekscytująca ;). Tak dawno nie czytałam opisu walki…A z tego co widzę, zanosi się, że to się zmieni ;).Pozdrawiam.Ps. Co do Twojej brwi, to współczuję. Mam nadzieję, że dobrze się zagoi i nie będziesz miała blizny.

    OdpowiedzUsuń
  5. 28 lipca 2011 o 1:28 PM

    Droga Killall!
    Dziękuję Ci za Twój rekordowo długi komentarz :)Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej :)))Zgadzam się z Tobą w zupełności – nie ma bardziej magicznego widoku od rozgwieżdżonego nieba. To jest po prostu coś, co zapiera dech w piersiach. Człowiek mógłby tak stać i na nie patrzeć przez całą noc…Cieszę się, że rozdział się podobał. Hmm, może i Adamantis to ładniejsze imię, kwestia gustu. Na pewno bardziej wyniosłe i dostojne od Yale, przynajmniej tak uważam, ale dlatego Dellron go tak nie lubi. Cóż, wszystkie Amon-shi miały podobne, wręcz „królewskie” imiona ;)Vegeta zostanie sprowadzony na dobra drogę, inaczej nikt by z nim na dłuższą metę nie wytrzymał xD, ale nie do końca przez Yale. No, ale o tym w dalszych rozdziałach ;)Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowy rozdział u Ciebie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. 21 sierpnia 2011 o 7:32 AM

    Killall!
    Przeczytałam całe Twoje opowiadanie, bo bardzo mnie wciągnęło. Postanowiłam się więc ujawnić. Będę odwiedzała Twego bloga i komentowała. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Ciekawe jak będzie wyglądała walka Vegety… Już nie mogę się doczekać ;). Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  7. 26 sierpnia 2011 o 9:07 PM

    Killall! Nie uraziłaś mnie w żaden sposób :D. Zdaje sobie sprawę, że jeszcze nie pisze najlepiej, wszak to moje początki. Dziękuję za komentarz ;) . Zaciekawiłaś mnie tym, że u Ciebie również wystąpią moi bohaterowie, już się nie mogę doczekać, aby o tym poczytać. Informuj mnie o newsach :). Ja też obiecuje, że jak tylko się pojawi nowy rozdział dam ci znać. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  8. 2 października 2011 o 6:04 PM

    witam! dopiero niedawna zaczęłam czytac twój blag i musze przyznac ze jest świetny. jest jakis bład i nie moge przeczytac rozdziałów od poczatku 2 sagi mogłabys cos z tym zrobic. z góry dzieki;)

    OdpowiedzUsuń
  9. 16 października 2011 o 5:54 PM

    Droga Killall!
    Współczuję Ci bardzo tego wypadku, ale trzymam z całej siły kciuki, że wszystko się jakoś ułoży.Rozdział bardzo mi się spodobał. Wygląda na to, że przed nami bardzo ciekawe walki. Mam nadzieję, że Vegeta szybko rozprawi się ze swoim przeciwnikiem, bo nie mogę się doczekać przebiegu walk „młodszego pokolenia” ;).
    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie na nowy rozdział [db-teen]

    OdpowiedzUsuń
  10. Izunia vel Bezczelny Senior01 stycznia, 2021 17:49

    4 listopada 2011 o 2:34 PM

    Witam po długiej „nieodzywalności”! Bywały lepsze czasy dla mojej Weny, ale i gorsze, więc nie narzekam. Tobie zaś życzę przypływu :). Zgodzę się z Tobą. To nie pasuje do Dragon Ball’a. Ale w moim opowiadaniu jest wiele takich elementów. Ogólnie opieram się na anime, wykorzystuję je jako swoistą „bazę”, ale to zupełnie inna opowieść – uwspółcześniona, bardziej życiowa. Bo właśnie – staram się mieszać fikcję z normalną codziennością. W tym przypadku młodzieży. A umiar, jako taki, mają raczej :). Przynajmniej nie zaliczają się do marginesu, który opiera swoją egzystencję jedynie na wszelakich używkach. Oni wykorzystują je jedynie do zabawy. Jak to określiłaś: „malutkie szczęście” posłużyło mi za symbol ogólnopojętego Szczęścia (celowo wielką literą). Osobą, która – również w wymiarze metaforycznym – je zabrała, był Harley. Skoro jesteś zaskoczona spotkaniem „obecnej” Koli z tą „poprzednią”, to następny rozdział będzie pewnie większą niespodziewajką :). Dokładnie, tak w życiu bywa, dlatego nie mogę mieć żadnych pretensji :). Komentarz uważam za jak najbardziej wartościowy. Spokojnie, nie pali się, przeczytaj i skomentuj, kiedy nabierzesz ochoty :). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. 19 listopada 2011 o 10:16 AM

    Ahh jak dawno mnie tutaj nie było :) Jednak nie da się całkiem odizolować od twojego opowiadania:) Oto powracam znów do pisania o DB :) A także do czytania.Notka? Niesamowita. Brawa na stojąco za klimat i pomysł. Jak zawsze – tak i teraz znów mnie zaskoczylaś. Oczywiście pozytywnie. Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  12. 25 listopada 2011 o 7:33 PM

    Niezmiernie mnie to cieszy, że nie zniknęłaś. Uff.. ;D Zaczynałam się już niepokoić xD. Okej, okej czekam na kolejną notkę z wielką niecierpliwością.A tymczasem bardzo serdecznie pozdrawiam ;*.

    OdpowiedzUsuń
  13. Droga Killall ;)

    Tak to już jest, że człowiek pojawia się i znika, jestem do tego przyzwyczajona, niektórzy wracają po latach lub kilku miesiącach. ;)

    Trochę jeszcze bolesnych odcinków będzie, ale też pozytywnych. :D To racja, niedługo czeka Cię czytanie zakończenia. ;)

    U mnie za to odwrotna sytuacja: siedzę w domu od października: zwolnienie, bo czekamy na Dzidzię. :) Tyle że większość czasu czułam się okropnie, pierwszy trymestr to był koszmar. A teraz mam dwa tygodnie kwarantanny, bo Mąż z covidem i nawet nie wyjdę na spacer. Ja na pewno też mam covid.

    Nana dokonała jedynego wyboru, jaki mogła dokonać jako matka. Co z nią dalej, to nie będę zdradzać, bo wszystko w odcinkach. ;)

    Czy Trunks znajdzie ojca i jak to się potoczy to się wyjaśni, także też nie spoileruję :)

    Jak tam ogólnie w rodzinie, jak dzieci, trzymacie się? W pracy w porządku?

    Dużo zdrowia dla Was wszystkich i powodzenia w pracy. ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. A co do zmian to spokojnie, kiedyś przy okazji można sobie poczytać, trochę odświeżałam całość przy okazji zakończenia opowiadania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziękujemy! ;*

    Też się bardzo cieszymy. :)

    No ja miałam 3 miesiące wyrwane z życiorysu, bo przy codziennych wymiotach i mdłościach, do tego cukrzyca ciążowa... Wszystko razem się kumulowało. Za to covid przechodzimy łagodnie. ;)

    Oj, masakra, chore dzieci to najgorzej, oby wszystko było dobrze, niech już te wirusy przechodzą i niech zima się kończy, bo tęsknię za Słońcem (choć na razie i tak mogłabym tylko na balkonie łapać promienie słoneczne :p).

    Daj znać, jak się czuje mały i czy lepiej. ;)

    Czy Trunks powie Bulmie i jeśli tak, to nie zdradzę, bo będzie w opowiadaniu.

    Dla Was też dużo zdrówka ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Więc jednak sen okazał się proroczy! 🤩
    W ogóle Goten jest taki słodki! Moim zdaniem chciał pocieszyć Sarę i dodać jej otuchy, a ten dzikus i od razu się unosi i zakłada jakieś czarne scenariusze, że wziął ją za tchórza! Podoba mi się jego bezpośredniość i otwartość! 😍 Ale nie nakręcam się, bo przecież ona nie ma zamiaru zostawać w tym wymarze! 🙈

    ALE DO RZECZY!
    TYLE PYTAŃ!
    Tyle pytań i oczywiście żadnych odpowiedzi! Vegeta przecież nie może się powstrzymać i porozmawiać tylko od razu rwie się do walki! Naprawdę go to nie zastanowiło - skoro sami przyznali, że są rasą robotników, to skąd wzięli się wśród nich wojownicy? No i co z cieniami? Może to faktycznie jedna rasa? Może jaszczury potrafią zmieniać się w cienie? 😵 Albo cienie w jaszczury 😵 Albo to jakaś iluzja? Jakby to powiedział Herkules: "zwykła sztuczka" 🤪 Nie wiem czemu, ale jakoś wydaje mi się to prawdopodobne? W sensie, że oni są w jakiś sposób ze sobą połączeni. Sara też to zaczyna podejrzewać i sugerować.
    No i wciąż szkoda mi tamtego zniszczonego przez Vegetę 😥 był bezbronny, mógł go zostawić w spokoju!
    Lecę do następnego, bo mnie nosi!

    OdpowiedzUsuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!