06 maja 2021

62. Ostatnie starcie

Z dedykacją dla Mihoshi


Gdy nie spodziewasz się niczego twoja orientacja szwankuje. Przestajesz zwracać uwagę na to, co dzieje się dookoła. Jesteś odsłonięty niemalże z każdej strony. Tak właśnie było ze mną. Liczyła się przecież tylko zemsta i śmierć wroga. Kto by tam patrzył czy zło czyha za rogiem, kiedy dzierży się nie byle jaką moc?

Czyżbym znowu padła ofiarą własnej pychy? Czy po raz kolejny musiałam odznaczyć się tak beznadziejną postawą, której automatycznie żałowałam? To chyba miałam we krwi.

Czy my, osiedleńcy na planecie niegdyś zwaną Plant, byliśmy skazani na samouwielbienie w chwili nadchodzącego triumfu i nie byliśmy zdolni w żaden sposób uchronić się przed tym? Mogłam to pytanie zadawać sobie nie jeden raz, a i tak nigdy nie dane mi było poznać odpowiedzi.

Adris nie została wyeliminowana. Zapomniałam o niej w chwili, gdy osiągnęłam drugie stadium super wojownika i dopadłam tym samym Pheresa – tego, który sprowadził nieszczęście na tę planetę i ten czas. Targała moim ciałem gigantyczna złość, w końcu byłam temu winna, a teraz po prostu dałam się od tak okraść z energii. Wstyd.

Jaszczurzyca pod moją nieuwagę szczelnie zacisnęła ręce na moim brzuchu. Jej żelazny uścisk nie pozwalał mi się wyswobodzić, a walczyłam zawzięcie by tego dokonać. Z każdą sekundą czułam jak w niesamowitym tempie pochłaniała moją moc, a co za tym idzie stawała się silniejsza i nie byłam w stanie odepchnąć jej od siebie. Szkarłatny pocisk przeznaczony głowie przebrzydłych łuskowców zniknął, w końcu szybko opadałam z sił. Protektorka szyderczo śmiała się wprost do mojego ucha, co sprawiało, że zaczynałam wariować wciąż walcząc z jej uściskiem. Niestety nadaremno. W tym czasie Pheres pozbierał się z ziemi gniewnie, a za razem z pogardą na mnie łypiąc.

—     Niczego nie zostawiaj, ale oszczędź – szepnął tak byśmy tylko dwie usłyszały, co mówi – Będzie naszym żołnierzem.

Na te słowa zaczęłam się szarpać ile tylko byłam w stanie warcząc jak zwierz. Nie zamierzałam pracować dla wroga, nie mieściło mi się to w głowie. Nie po raz kolejny! W ogóle nie chciałam ani chwili więcej przebywać w tym chorym świecie. Bardzo szybko pożałowałam, że dostałam się do tych czasów, które poniekąd sama stworzyłam.

Może taki był mój los? Kara za mącenie już ułożonego wszechświata? Przecież nie ode mnie miało zależeć kto żyć mógł, jeśli w danym momencie nie mogłam o to zawalczyć. Czy tak właśnie kończyła się zabawa w boga? Czyżby Trunksa czekała podobna przyszłość z racji pomocy nam?

Wezbrała we mnie panika i obrzydzenie. Utraciłam kolejne pokłady energii. Zrobiłam się na tyle słaba, że wróciłam do pierwotnej postaci – znów byłam ciemnowłosą, niemalże małą dziewczynką. Tak właśnie się w tym momencie czułam. Krzyki oburzenia gdzieś w oddali jedynie dorzucały do kotła niepojętej dla mnie bezradności.

—     Tak… – szepnęła podwładna jaszczurza kobieta – Jak sobie życzysz, panie.

Albo mi się zdawało, że mocniej mnie zacisnęła, a może to ja stawałam się wiotka? Bezbronna jak małe, ziemskie dziecko. Nie wiedziałam, co mam robić, a przecież nie chciałam tak skończyć, jeszcze nie teraz! Nikt nawet nie zwróciłby mi życia… Mętlik w głowie kazał mi jednocześnie krzyczeć i łkać. Z tego wszystkiego czułam się wyprana, ale wciąż usiłowałam walczyć. Do ostatniej jednostki KI. Tylko to pozostało z mojego książęcego tytułu.

—     Zróbmy coś! – usłyszałam męski, cichy głos.

A może ktoś krzyczał? Nie wiedziałam… Nie widziałam. Oczy zaszły mi mgłą, a jedyne co pozostało mi przed oczami, to upiorna twarz Pheresa o złotych ślepiach.

—     Nie pozwólmy jej tak umrzeć!

Nim zdążyłam się zorientować, do kogo należał głos dostrzegłam błysk z lewej strony. Wiązka bladego koloru musiała trafić Adris w plecy, bo sama poczułam uderzenie, lecz ta niczego jej nie zrobiła. Niewzruszona dalej trzymała mnie w swym żelaznym uścisku i zajadała się z nieukrywanym apetytem kradzioną KI.

Atakujący śmiałek nadleciał do nas i zamachnąwszy się by ogłuszyć mojego napastnika został powalony przez Pheresa, który za wszelką cenę chciał posiąść moją moc i ciało. Dochodziły do mych uszu okrzyki, trzaski i wibracje energii. Choć nie widziałam niemalże już nic to wiedziałam, że jaszczur brutalnie traktuje mojego niedoszłego wybawcę, jak w końcu łamie mu rękę lub nogę… I ten towarzyszący mu przeraźliwy krzyk bólu. To wszystko było dla mnie zamglone, niczym sen odległe, a jednak tak realne.

Ktoś wrzasnął, ale kto i co? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam jedynie, że wszystko ze mnie uchodzi, a ja nie jestem w stanie zrobić nic. Kompletnie NIC. Jak ta malutka dziewczynka w chwili gdy zabili jej matkę. Chyba zdążyłam poczuć ciepłą łzę na policzku nim zapadłam w bezkresną ciemność.


Gdzie jestem? Czy tak wygląda piekło? A może już umarłam?

Wokół siebie nie potrafiłam dostrzec niczego poza najczarniejszą czernią. Zupełnie jakby niebo i ziemia przestały istnieć. Mimo to, bez problemu widziałam swoje ręce, czy nogi. Na domiar upiornego miejsca panowała tu idealna cisza…

Jest tu kto?

Nikt się jednak nie odezwał. Nie rozniosło się nawet echo. Po dłuższej chwili ponowiłam próbę, lecz i to okazało się bezskuteczne. A może to była tylko moja wyobraźnia? Czy abym w ogóle się odezwała? Panowała głuchota, dźwięki momentalnie milkły, ot zupełny brak akustyki jakby coś te dźwięki pochłaniało. Czułam, oddychałam, ruszałam się, a wszystko zdawało się być bezdźwięczne. Byłam tu całkowicie sama, gdziekolwiek to miejsce się znajdowało. Jedyne czego nie byłam pewna to swej siły. Usiadłam powoli na tej bezkresnej czerni gorączkowo zastanawiając się jak tutaj dotarłam i czy jeśli to możliwe, jak się stąd wydostać? Niestety nie potrafiłam sobie przypomnieć.

Nie powinno cię tu być.

Wzdrygnęłam się szybko przy tym zrywając na nogi. Głos, który to wypowiedział był żeński, nie potrafiłam go zidentyfikować.

Kto to powiedział?

Bacznie lustrując mroczną okolicę nikogo nie dostrzegałam. Nie podobało mi się tutaj. Coś musiało być nie tak! Nie wyczuwałam niczyjej obecności jakbym straciła panowanie nad swoją KI.

Pokaż się!

Tuż przede mną zmaterializowała się dziewczyna łudząco podobna do MNIE! Jedynie, co ją wyróżniało to zupełnie inne ubranie i na pewno musiała być młodsza, może nawet w mniej potarganych włosach? Miała delikatniejsze rysy twarzy, a na sobie zwiewną, prostą suknie sięgająca do kolan. W niczym nie przypominała wojowniczki.

Kim jesteś sobowtórze?

Tobą.

Uśmiechnęła się do mnie delikatnie jakby chciała mnie pocieszyć, być może nie wystraszyć. Więc gdzie tak naprawdę się znajdowałyśmy? Czy to był sen? A może oszalałam?

Nie możesz być mną, bo ja, to ja. Gdzie w ogóle się jesteśmy?

W twojej głowie.

Przemawiała do mnie nie otwierając przy tym ust. Słyszałam ją wyraźnie. Czy to była telekineza? Jej odpowiedź była jak żelazny gong. Jak było to możliwe? Przecież nawet nie wyglądałam jak ona! To musiał być sen, a ja miałam problem się wybudzić. Czy przywaliłam porządnie w coś głową? W końcu twierdziła, że w niej ze sobą rozmawiamy.

Co ja tutaj robię? Może umarłam? Na pewno, bo nic nie pamiętam.

Choć czułam bicie swego serca, teraz dostrzegałam jego dziwnie powolny rytm. Czy z każdą chwilą biło wolniej?

Ty nie umarłaś, wciąż tam jesteś i możesz walczyć o życie. Tylko za mało się starasz.

W tym momencie echem poniosło się nie rytmiczne dudnienie. Zajęło mi kilka minut by zorientować się, że było zsynchronizowane z kołataniem mego mięśnia sercowego.

Jak to, za mało?! O czym ty mówisz, dziewczyno?

Ta, jedynie się do mnie ponownie uśmiechnęła, tak jak ja nigdy tego nie robię. Nie chciała zdradzić mi nic więcej, milczała jak zaklęta. Jej zagadkowe frazesy nie układały się w całość. Co oznaczało, że nie umarłam? Przecież wiedziałam o tym doskonale!

Poddajesz się, a dobrze wiesz, że możesz to zrobić. Jeszcze nie wszystko stracone.

Cokolwiek usiłowała mi powiedzieć nie docierało to do mnie. Przecież jedynie co musiałam to tylko obudzić się z tego idiotycznego snu, w którym dyskutowałam ze swoją jakże nie wierną kopią.

Uwolnij swój gniew, twój przyjaciel jest ciężko ranny. Jeśli mu nie pomożesz, on umrze i to będzie tylko twoja wina bo chciał cię ocalić.

Powoli rozejrzałam się, dookoła,, a na twarzy wymalował się grymas niedowierzania z konsternacją. Wciąż niczego nie dostrzegałam. Byłam tu tylko ja i… ja. Nie miałam żadnych przyjaciół, kto niby mnie potrzebował? Co za absurdalna sytuacja?! Czułam się jak idiotka nabijana w butelkę. Nie podobało mi się tu co raz bardziej.

Co za pojebany sen!

Dziewczyna jakby posmutniała, ale tylko na chwilę.

Ależ masz! Rozejrzyj się!

Nie musiałam z nią rozmawiać. Czytała każdą moją myśl. Wiedziała wszystko. Tylko czemu jeśli byłam nią, to ja nie potrafiłam jej odszyfrować?

Wnet przed oczami ukazała mi się scenka, kiedy to rozmawiałam o czymś z pewnym, dużo starszym chłopakiem, którego nie potrafiłam za cholerę sobie przypomnieć i jak mnie pocałował życząc beztroskie powodzenia. Obraz niczym z horroru. Obcy facet, żenująca sytuacja. Jaka przyjaźń? O czym ta wariatka mówiła? Wszystko było takie niedorzeczne i naciągane.

Tak Saro, to twój przyjaciel. On bardzo chce byś przeżyła. Byś mogła wrócić do domu, ale najpierw musisz się obudzić i go ocalić. On próbował.

JAK TO, OCALIĆ?

Nagle coś mnie uderzyło w tył głowy. Przypomniałam sobie, że to właśnie on rzucił się mi na ratunek. To on musiał zostać zraniony przez ciemne siły w chwili gdy traciłam resztę energii. Ten obcy mi nastolatek zawalczył o mnie. Ale...?

Son Goten…

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie wspomnienia powróciły.

Wracaj i walcz.

Jej, a może moje słowa dudniły w głowie na wzór echa, którego nie było końca. Były na tyle przeszywające, że wreszcie nie mogąc ich słuchać zakryłam uszy wrzeszcząc do utraty tchu. Poczułam mrowienie w każdej kończynie. Jak wędruje we mnie potężna siła drzemiąca gdzieś w zakamarkach, której nie zamierzałam więcej chować. Zamknęłam oczy, a gdy zamknęłam powieki gorąca i zbłąkana łza spłynęła po policzku. Usłyszałam dźwięk najpierw pękającego, później kruszącego się na drobne kawałeczki szkła.


Otworzyłam ponownie oczy i ku mojemu zdumieniu byłam z powrotem na Ziemi w objęciach nikczemnej Protektorki. Łza, którą wcześniej czułam właśnie wędrowała po brodzie i opadła na poranioną skórę rąk.

—     Nie pod-dam się – szepnęłam, lecz nikt nie mógł tego usłyszeć.

Czułam jak powoli wracam do formy. Nie mogłam sobie pozwolić na ponowną słabość. Musiałam walczyć i przetrwać, albo ostatecznie zginąć. Adris nie przestawała pochłaniać mojej mocy, więc musiałam wykrzesać jej znacznie więcej by wygrać tę nierówną walkę. Gdy dostatecznie zebrałam w sobie KI wraz z okrzykiem wściekłości otoczyłam się szkarłatną poświatą mając nadzieję, że nie skończę jak poprzednio.

Przy tej scenie wzniosły się tumany kurzu i drobnych kamieni. Silny wiatr targał nie tylko naszymi włosami, ale i szamotał wściekle moją peleryną. Powoli, walcząc z uciekającą energią ugięłam kolana by następnie wzbić się ze swym pasożytem ku niebu, choć wcale nie wiedziałam po co. Ciało musiało samo walczyć.

—     Saro, odpuść! – krzyknął z dołu Son Goku, kucający przy swym ponownie poturbowanym synu – Jeśli tego nie zrobisz pochłonie całą twoją moc. Zginiesz!

Nie chciałam tego słuchać. Może i dałam się wrobić, może i zlekceważyłam siłę wroga, ale nie zamierzałam się poddać, nie bez walki! Nie mogłam upaść tak nisko! Duma książęcej krwi nie pozwoliłaby mi na to. Nigdy nie składałam broni! Walczyłam do końca. Wygrany był tylko jeden, a raczej jedna z nas.

—   Nie opieraj się maleńka – Adris szepnęła najmilej jak potrafiła – Twoja energia jest cudowna, dawno takiej nie jadłam. Oddaj mi wszystko co masz tylko się uspokój i nie szarp.

Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie po to się ocknęłam by mnie skonsumowała do reszty. W tym wszystkim nie widziałam szansy bycia jedną z nich. Ona pragnęła zabrać całą KI dla siebie. Za pewne skłamałaby, że nie potrafiła się powstrzymać. Zdecydowanie nie chciała tego robić.

—     Więc żryj! – warknęłam najgłośniej jak potrafiłam.

Z pełną determinacją zawzięłam się i spięłam maksymalnie mięśnie mocno koncentrując swoją moc w centrum. Z każdą sekundą czułam napływ ciepłej i mrowiącej energii, a za razem jej spory zanik. Sługuska z planety Quartz łapczywie pochłaniała moje KI nie dbając o to ile jest w stanie udźwignąć. Nie miała uczucia sytości, czy może chciwość nad nią panowała? Nie byłam pewna, co do skuteczności mojej nowej taktyki, ale zakładałam, że wszystko powinno pójść zgodnie z planem. Nie mogło przecież być inaczej! Trzeba było napełnić naczynie do granic możliwości, a może i tym sposobem je rozerwać.

—     Co robisz?! – przeraził się książę – Czyś ty do reszty postradała rozum?!

Każda tego typu uwaga wlatywała jednym, a wylatywała drugim uchem, niektóre, bardziej obraźliwe traktowałam jako doping. Nakręcało mnie to – nie powiem – skutecznie. Oni nie wierzyli we mnie, a ja właśnie zawierzyłam sobie całe życie i nie było już odwrotu. Ta moja wewnętrzna ja nawet uważała, że dam sobie radę. A że oni nie pokładali we mnie nadziei... Cóż, przywykłam do tego, że nikt mnie nie doceniał. Wolałam zginąć niż dać się przejąć choćby ostatni raz. Niewola była ostatnim na co się godziłam.

Kamienie, sucha, spękana ziemia, resztki cywilizacji kruszyły się pod naciskiem energii gdy ponownie zetknęłyśmy się z podłożem. Znikała nam dosłownie spod nóg jak topniejący pod wpływem gorąca lód. Wszelakie zniszczone części unosiły się w powietrzu wirując wokoło do taktu KI. Musiałam jeszcze trochę wytrzymać, wykrzesać z siebie ile było możliwe. Gdybym postąpiła jak zalecali mi towarzysze broni padłabym na twarz, a następnie starto by mnie na proszek. Adris uczyniłaby to z niemałą satysfakcją wykorzystując do tego skradzioną energię. Zginąć od własnej ikry? Wstyd wszechczasów.

W pewnym momencie, może od nadmiaru przechwyconej KI, kobieta zaczęła perfidnie się śmiać. Czy aby nie postradała rozumu? Woda sodowa uderzyła jej do głowy? Na samą myśl wściekłam się, że dzięki mnie rośnie w siłę. Zacisnęłam wściekle oczy, aż boleśnie poczułam mięśnie w ich okolicy ponownie wrzeszcząc ku niebu. Pojawiły się iskierki, które wesoło tańczyły po moim ciele przyjemnie przy tym mrowiąc. Skuliłam się na ile było to możliwe w tym żelaznym uścisku, a później eksplodowała ze mnie niesamowicie potężna energia. Poczułam niesamowitą ulgę, dosłownie mogłam wziąć głęboki wdech i poczuć, że żyję. Tak smakowała wolność? I oto udało mi się osiągnąć pierwsze stadium Super Wojownika. Tym razem nie miałam zamiaru popełnić tego samego błędu, z resztą nie mogłam dać się już złapać tej przeklętej jaszczurce. W chwili wybuchu mej mocy zerwał się ten przeklęty łańcuch. Czy przez eksplozję, czy jednak oparzyłam ją swą złotą aurą? Nie miało dla mnie znaczenia. Byłam wolna! Gdybym tylko ją zlikwidowała w pierwszej kolejności byłoby już dawno po sprawie, a tak prawie przypłaciłam te błąd życiem. Na szczęście należało to do przeszłości. Już dość zjadła mojej mocy. Nie mogłam pozwolić jej na więcej, więc nim ta zdążyła ponownie rzucić się na mnie jak sęp, z wciąż nie znaną sobie mocą pierwsza wykonałam ruch z całych sił łapiąc jej nadgarstki i spojrzałam w te żółte oczy.

—     Oddaj to, co zabrałaś – ryknęłam wściekle –Oddaj, albo wyrwę ci te obleśne łapy byś nikomu więcej nie ukradła mocy.

Kobieta była zawzięta, również się szamotała jak ja jeszcze przed momentem. Wzmocniłam uścisk i pociągnęłam obie kończyny zadając jej ostry ból. Wrzasnęła chyba najgłośniej jak potrafiła, bo aż zadzwoniło mi w uszach. Dźwięk był okropnie gardłowy, a za razem piszczący, bo zbierało mnie na wymioty.

—     Zamknij jadaczkę! – szczeknęłam poirytowana ciągnąc ją jeszcze mocniej.

Miałam ochotę zasłonić uszy, ale gdybym to uczyniła, ta mogłaby to wykorzystać. Jej diabelskie dłonie musiałam mieć na widoku. W mniej niż sekundę puściłam jej jedną rękę, następnie uderzyłam pięścią w twarz i ponownie zakleszczyłam się w tej łuskowatej skórze. Planetarny intruz syknął w boleściach nie wydając z siebie więcej dźwięków. Chwile stałyśmy w milczeniu spoglądając sobie groźnie w oczy. Gdyby nie świszcząca energia i fruwające odłamki możliwe, że zapanowała by cisza. Spoza kręgu wtopionego w ziemię nie słyszałam żadnych dźwięków.

—     Żeby oddać ci energię muszę złapać cię jak poprzednio – wreszcie zabrała głos.

Miałam jej zaufać? Jak? By ponownie mogła mnie skonsumować? Nie było to proste. Z jednej strony chciałam odzyskać co moje, z drugiej zaś mogłam stracić wszystko. Czy było warto ryzykować? Chęć posiadania większej KI zdecydowanie do mnie przemawiała, musiałam jedynie mieć się na baczności. Przecież nie było to niewykonalne. Spojrzałam z lekko przymrużonymi oczyma na kobietę delikatnie ściągając przy tym usta. Kto nie ryzykuje ten nie ma.

—     Żadnych sztuczek – byłam jak jadowity wąż powoli wypuszczając jedną jej rękę.

Ta złapała mnie ostrożnie za nadgarstek, tak jak ja ją. Oczy niebezpiecznie jej błyszczały, ale gdy tylko zacisnęłam swoją pięść w przypomnieniu, że jest pod stałą kontrolą wyczułam mrowienie w ręce, później wędrujące po całym ciele. Musiało oznaczać to jedno – Adris stopniowo oddawała to, co do niej nie należało, a czyniło nazbyt potężną. To niesamowite uczucie sprawiało, że miałam ochotę krzyczeć z radości. Jednak starałam się zachować trzeźwy umysł by nie dać się kolejny raz oszukać. W chwili, gdy przekazała mi ogromną porcję mocy uwolniłam ją w sobie, a ciało zamigotało większą ilością elektryczności. Czułam się przepełniona. Czy tym razem to ona chciała mnie wysadzić? Chyba nie myślała, że mnie przechytrzy?

Skupiłam się na nagromadzonej KI szukając jej epicentrum. Musiałam walczyć z euforią, którą powodował nagły przyrost mocy. Gdy znalazłam, tę cząstkę na chwilę w mej głowie zapanował spokój, coś jak cisza przed burzą. Westchnęłam zamykając powieki, a potem wybuchło we mnie wszystko rozgrzane do białości. Każda część ciała płonęła. Czułam się doskonale, zupełnie jak sprzed śmiercionośnych wydarzeń.

—     Koniec zabawy – ryknęłam celując palcem w kierunku przerażonej kobiety.

Dopiero teraz dostrzegłam jak niebezpiecznie szalały po mym ciele wyładowania elektryczne. Z niewidoczną dla oka prędkością znalazłam się przed twarzą antagonistki by łapać ją ponownie za przedramiona, a następnie ze wszystkich sił szarpnęłam za ręce, aż wyrwałam je w łokciach. Zielona ciecz rozbryznęła się na wszystkie strony. Może gdyby była czerwona, zrobiłaby na mnie wrażenie, a tak jedynie mnie obrzydziła. Kobieta upadając na plecy krzyczała niemiłosiernie w swoim języku, za pewnie przeklinając mnie. Stojąc nad nią jak kat rzuciłam weń jej kończynami, a następnie wyskoczyłam w górę na bezpieczną wysokość i lewitując skumulowałam potężną kulę energii by pozbawić ją życia, a ciało zmienić w proch. Nie było sensu odkładać to w czasie, już i tak byłam przez nią w plecy.

—     Dwa do jednego – szepnęłam zadowolona wystrzeliwując śmiercionośny pocisk.

Potężna eksplozja przesłoniła i tak marne widoki. Fala pyłu rozniosła się w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Bacznie taksując okolicę wyczułam moc Pheresa, który w tym czasie zdążył umknąć niepostrzeżenie jak rasowy tchórz. Zaśmiałam się gorzko. To było takie typowe, gdy straciło się asa w rękawie, którym była rudowłosa. Teraz życia tych kreatur były policzone.




4 komentarze:

  1. Ależ rozdział! 🤩😍 GENIALNE OPISY! Jak zwykle pięknie oddałaś wszystkie emocje Sary, a moment, w którym jej energia uchodziła był rewelacyjny 😍 Aż mialam ciary! No i oczywiście tak szarżowała, że się doigrała, ona ma talent do pakowania się w kłopoty, nie ma co! 🤭
    No i Goten 😍 Czuję, że przygoda Sary w tej przyszłości powoli dobiega końca i będzie musiała go zostawić? 😥 Jak to? 😥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza sie! Sara jest jak lep na kłopoty!
      Ciesze sie, ze sie i ten odcinek podobal. Moj ulubiony moment to ten, wlasnie w glowie. Rozkoszowalam sie jego tworzeniem, a muzyka ktora, do tego dobralam... magia! Jesli tego nie czytalas z muzyka, naprawde polecam w wolnej chwili do tego wrocic 😍
      Czy sie przygoda konczy? Wiadomo, ze musi, ale jak? Oto jest pytanie 😊

      Usuń
  2. Swoją drogą to bardzo smutne. Sara idzie przed szereg by innym udowodnić swoją wartość. Ryzykuje wiec jednak nie tylko dla idei, zranionej dumy, czy checi popisania się,ale z powodu smutku. mimo, że jest odważna,to czegoś tu brak..
    a no właśnie brak tej wiary innych w jej sily, to demotywujace. Na jej miejscu wiele osób olałoby wszelkie starania. hmm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Od małego była traktowana jak coś gorszego. To bardzo przykrę. Urodziła się w świecie, gdzie liczyła się tylko siła. Bez niej było się nic nie wartym. Potem wi le lat niewoli i kolejne utwierdzanie w przeświadczeniu o wielkiej słabosci. Ona chciała by ktoś w nią uwierzył, tak jak to zrobił jej brat, gdy leżała w inkubatorze. Że jest w stanie coś osiągnąć jeśli tylko będzie o to mocno walczyć. więc walczy. Każdego dnia. że sobą, z innymi, aż popada w lekki obłęd. Teraz pojawia się duża moc, a w tym przypadku może oznaczać również kłopoty. 🫣 Zwłaszcza gdy uderzy do głowy myśl, że można jednak być niepokonanym.

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!