Saiyańska księżniczka ciężko oddychała, kręciło jej się w głowie, a przed oczami tańczyły czarne plamki. Gdyby to od niej zależało zwymiotowałaby, ale widocznie organizm najzwyczajniej w świecie odmawiał. Czuła jak płonie od środka. Świszczący oddech sprawiał wrażenie płuc wypełnionych płynem. Potworny ból głowy nagle ustał. Dziewczyna zdezorientowana swoim niekontrolowanym wybuchem gniewu opuściła ręce, którymi przed chwilą uciskała skronie pozwalając im bezwładnie opaść. Rozglądając się dookoła dostrzegła zapadający zmrok i zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie się znajduje. Jej ciało spowijała szalejąca złocista aura przeplatana jarzącymi wyładowaniami elektrycznymi, którą następnie wyciszyła pozostając w drugim stadium. Zrobiło się ciemniej. Postanowiła pozostać w tej transformacji nie wiedząc czego się spodziewać.
— Chyba śnię… – wypowiedziała do siebie. – Gdzie ja...
Spojrzała na swoje potłuczone i obdarte z naskórka dłonie, które były splamione zasychającą krwią. Odziana w podartą piżamę, która obecnie przypominała szmatę nie rozumiała co się tutaj wydarzyło.
— Co…? – zająkała się ponownie.
Wyładowania elektryczne, które przed chwilą spowijały jej ciało, zdradzały, iż była gotowa do walki. Nie przypominała sobie by w ogóle walczyła z kimkolwiek. Jeszcze raz przyjrzała się prawej ręce brudnej do połowy przedramienia w czerwonej cieczy, która powoli czerniała. Przestraszyła się nie rozumiejąc o co chodzi, po czym bacznie rozejrzała Nikt się nie poruszał, zapewne patrzyli właśnie na nią. Tak czuła, bo widzieć, nie bardzo widziała z daleka w tym półmroku. Wyczuwała znajdujących się kilka osób.
Zmrużyła oczy lustrując każdego postawę. Ich KI skakały, jedne z ledwością były wyczuwalne. Twarzy nie mogła zobaczyć, a jedynie rozpoznać energię, jeśli wiedziała, która do kogo należy.
Czy jeśli powiem im, że nie mam pojęcia, co jest grane wezmą mnie za wariatkę? Pomyślała przecierając twarz i oczy zapominając przy tym, iż ma dłonie zakrwawione.. Pamiętam wybuch w mieście, jakieś szepty z oddali i ogromną ciemność. Nie wiem, co pamiętam… Krzyki, ból i strach, ale żebym walczyła?
Zrobiła parę kroków w przód lekko się kiwając, jakby zapomniała do czego służą dolne kończyny. Lada moment miała zapaść noc, o czym przypominał jej pięknie lśniący księżyc parę dni po pełni. Niebo było delikatnie zachmurzone, ale dało się gdzie nie gdzie dostrzec pierwsze ciała niebieskie.
Oozaru, Przeszło dziewczynie przez myśl. Byłam Oozaru!
Przestąpiła kilka centymetrów czując ostre kamienie pod bosymi stopami. Skrzywiła usta z dyskomfortu. Kiedy znalazła się już na tyle blisko by móc normalnie mówić, a nie wydzierać spojrzała na chłopaka. Jego sygnaturę rozpoznała od razu. Nie podeszła już ani kroku obawiając się sama nie wiedziała czego. Jego KI gasło. Wyglądał on fatalnie, aż przeszył ją dreszcz. Dostrzegła nieopodal powalony konar i postanowiła go zapalić wiązką energii. Stare drzewo szybko zajęło się ogniem dając trochę światła.
Co się tutaj wydarzyło i dlaczego mam takie ogromne dziury w pamięci?
— Son Gohan? – głos jej zadrżał. – Wszystko w porządku?
Czarnowłosy oniemiał słysząc swoje imię. Był przekonany, że nie prędko padną z ust Saiyanki. Chwilę później uzmysłowił sobie, że musi to być dobry znak.
— Wyliżę się – skłamał krztusząc się krwią.
Jego twarz choć mało widoczna w tych warunkach zdradzała, iż jest na skraju. I chociaż pragnęła natychmiast coś zrobić to nie mogła, nie rozumiała. Nie wiedziała jak.
— Ty?! – skierowała się do Vitanijczyka. – Czego chcesz? W ogóle, co się tu u diabła dzieje? Ty mu to zrobiłeś? GADAJ!
Czy coś ją ominęło? I gdzie do cholery był Vegeta? Tyle pytań kołatało się w jej głowie, a ona nie wiedziała od czego zacząć. Kogo pytać? Kto udzieli jej tych wszystkich odpowiedzi nie zająknąwszy się?
— Nie wiesz? – zdziwił się Yonan. – Właśnie miałaś zlikwidować tego lowelasa. – wycelował palcem w syna Gokū. – To trwa już za długo. On miał już nie żyć!
— Co proszę?! – zakrztusiła się własną śliną nie dowierzając temu co usłyszała.
Spoglądała to na jednego to na drugiego nastolatka. O czym do diabła on mówił? Przypominała sobie o krwawych dłoniach, o zniszczonej koszuli, potarganych włosach pełnych kurzu i licznych zadrapaniach na niemalże nagiej skórze.
— Ja? – ledwo wypowiedziała swe słowa. – To nie możliwe. Kłamiesz!
Nie mogła po prostu w to uwierzyć. Syn Gokū był dla niej jak brat! Przecież nie mogłaby go skrzywdzić, poza tym nigdy nie dałby jej takiego powodu. Był idealny chyba pod wszystkimi względami. Zawsze dobry, pomocny i nie zadający zbyt wielu pytań. Do tej pory to ona była tą złą i to na nią wiecznie skarżyła się Chi-Chi wydzwaniając o każdej porze z pretensjami do Bulmy.
Jednak to, w jakim stanie się znajdowała oznaczało, że przybysz mówił prawdę, tylko jak to było możliwe? Nie przypominała sobie by w ogóle walczyła z kimkolwiek! Jej ręce zadrżały, miała wrażenie jakby krew, która przylegała do jej skóry zaczęła parzyć. Otarła energicznie dłońmi o rozerwaną koszulę cicho pojękując by jak najszybciej się pozbyć obciążającej ją cieczy. Była zaschnięta toteż nie chciała zejść.
Jednym susem znalazła się przy chłopaku dostrzegając, że pod krwawą plamą na ubraniu znajduje się dziura pełna życiodajnego płynu, i zrozumiała szybko słabnącą aurę.
— Son Gohan! – krzyknęła w panice. – Jesteś ranny! O bogowie, jak to się stało? Jak…? Kto ci to zrobił?! Nic.. n-nie pamiętam! To na pewno ja?
— Nie przejmuj się mną. – chciał się uśmiechnąć do niej delikatnie, ale nie miał na to siły.
Jego grymas przypominał straszliwego klauna umazanego szkarłatną szminką. Czuł się niezręcznie widząc jak bardzo ona to przeżywa i jak się w tym wszystkim pogubiła. Dopiero co go potraktowała jak mięso by następnie nie wiadomo czemu pocałować, a teraz jeszcze twierdziła, że w ogóle nie wie co się wydarzyło przed kilkoma minutami. Wreszcie dostrzegał w niej tę samą Sarę, którą znał, choć miała wciąż przerażająco czerwone tęczówki, była to najprawdziwsza księżniczka. Ta, którą akceptował, której powierzał sekrety.
Przyglądał się jej w ciszy, kiedy ta w gorączce rozrywała nogawkę jego i tak poszarpanych spodni by następnie zatamować nią krwawiący tors. Musiał przyznać, że wyglądała całkiem uroczo i mógłby na nią tak patrzeć gdyby nie to skąpe odzienie, które przyprawiało go o wypieki. Odwrócił wzrok i dostrzegł, że leży w sporej kałuży własnej krwi. Nie wróżyło to niczego dobrego. Zmarkotniał.
— Sa-ro – ostatkiem sił złapał ją za dłoń, którą przykładała do rany po czym wydukał – Nie-to je-st te-ra-z w-wa-żne.
Nie rozumiała dlaczego w ogóle tak twierdził. Pytającym wzrokiem go zlustrowała, wciąż uciskając nieustające krwawienie. Miała szklane oczy, a jego niemal już zgasły. Zastanawiała się ile czasu mu zostało. Zapewne sekundy.
— Co może być ważniejsze od tego, że umierasz? – żachnęła się nie potrafiąc na niego spojrzeć w obawie, że ponownie zobaczy w niej mordercę.
Skupiła się na ziejącej ranie. Czuła się okropnie skrępowana. Serce waliło jej jak młot, a do oczu napływały słone łzy. Była wstrząśnięta tym, co się stało w czasie, kiedy straciła pamięć. Utraciła wszystko. Jedynie te szepty w głowie, których jeszcze nie potrafiła zrozumieć jej nie opuszczały. Chciała uratować chłopaka za wszelką cenę. Tak bardzo nie mogła się z tym pogodzić. A wszystko przez to, że w ich życiu pojawił się Vitanijczyk i wszystko spieprzył.
Umierający przypominał sobie, że księżniczka nie wie nic o śmierci brata. Musiał przekazać jej tę potworną nowinę, a to był najlepszy moment. Jedyny jaki mu pozostał przed skonaniem.
— Vegeta… – Gohan rzekł słabo.
Trzeba było zlikwidować Yonana, a nie zajmować się nim. Dla niego nie było już nadziei, a sprawca tego wszystkiego wciąż tam był i miał się dobrze. Chociaż ledwo oddychał, to obawiał się, że ich wróg ponownie wykorzysta Sarę, a ta tym razem pozabija ich wszystkich.
— Co proszę? – wyrwał ją z myśli. – Co z nim? Gdzie on jest?
— On… – nie wiedział jak ma jej przekazać złą nowinę.
Ciężko westchnął. Z trudem złapał kolejny wdech.
— Nie żyje. – wtrącił się do rozmowy rozemocjonowany Yonan. – Osobiście tego dopilnowałem. Ja odebrałem mu życie, a wiesz kiedy? – spojrzał na nią z szelmowskim uśmiechem wyprostowany jak struna. – Wtedy, gdy maltretowałaś tego chłopaka.
— To jakaś kpina! – warknęła zrywając się na równe nogi – Nie zrobiłam tego! Nie wmawiaj mi tego!
— Owszem. – zarechotał złowieszczo. – Zrobiłaś to. Zaaplikowałem ci miksturę, która zamieniła cię w moją marionetkę, moją osobistą zabawkę. Byłaś gotowa zrobić dla mnie wszystko.
— Chyba sobie jaja robisz?! – warknęła nie mogąc uwierzyć w ani jedno słowo. – Nie jestem niczyją służącą! Nikt nie ma nade mną takiej władzy!
W głowie jej się to po prostu nie mieściło. Jak mogłaby komukolwiek usługiwać? Zabijać tych, którzy są po jej stronie? Nawet Freezer nie miał nad nią takiej mocy, nie była mu wiernie oddana.
— Podczas naszej pierwszej walki nim zmiotłem tamto miasto z powierzchni ziemi podałem ci truciznę.
Sarze momentalnie przed oczami stanęła scena z nie tak odległej batalii. Wybuch, noc w postaci małpy oraz obiad u Briefsów, gdzie niespodziewanie zasłabła. Później była już ciemność. Zacisnęła powieki usiłując przywrócić dokładne obrazy, bo póki, co miała krótkie migawki, wiele w nich brakowało. Ale jedyne, co zobaczyła to jak ten Vitanijczyk próbuje pozbawić ją życia, a wraz z nią wielu niczemu winnych istnień.
Spojrzała smutnym wzrokiem na czarnowłosego, a on dostrzegł jej przepraszającą łzę. Domyślał się, że czuje się podle słysząc takie życzy. Nie umiał jej pocieszyć. Nie miał nawet na to siły.
— W takim razie zapłacisz za to. – wycedziła złowieszczo zaciskając przy tym pięść. – I to słono.
Jej sygnatura zaczęła skakać jak szalona. Wyczuć można było , iż jest rozwścieczona. Miała niebawem wybuchnąć lecz odwróciła się do rannego zmieniając automatycznie złowrogi wyraz twarzy, zastępując go bólem i przerażeniem. Zakłopotana westchnęła na chwilę przymykając ocz by opanować szalejącą w niej rządze mordu. Próbowała zebrać myśli, stworzyć jakiś plan działania. Nie było już mowy o tańcu we mgle.
— Możesz wstać? – zapytała, choć uważała to za idiotyczne.
Oczywiście, że nie mógł. Nie był w stanie ruszyć choćby palcem. Ból związany ze złamanym żebrem, który był tak potworny, że z ledwością łapał oddech, teraz był gdzieś daleko. On wiedział, że lada moment zgaśnie. Dla niego liczyło się już tylko to, ze tu była, że wróciła. Zemdlał osuwając się na ziemię.
Dziewczyna przykucając wzięła go ostrożnie pod ramię, najdelikatniej jak potrafiła, po czym resztę ciała pochwyciła w drugą dłoń tuż pod jego zgięcia kolanowe. Lekko uniosła się w górę chcąc go przetransportować w bezpieczne miejsce. Jeśli się spóźniła, chciała oszczędzić jego ciało. Była mu to winna.
— Dokąd to? – krzyknął Yonan dobiegając do miejsca, z którego odlecieli.
— On nie walczy, za chwilę się tobą zajmę. – zawołała nawet nie racząc go spojrzeniem. – Obiecuję ci to tchórzu.
W głowie powtarzała jak mantrę: nie umieraj mi tu, nie umieraj! A on przelewał się jej przez ręce. Tak bardzo nie chciała wierzyć w to, że wszystko było jej winą. Ale czy miała prawo się wybielać, gdy w głowie wiało pustką, a krwawe dłonie się przed niczym nie broniły?
Kiedy wylądowała u stóp Piccolo ułożyła ciało pobratymca ostrożnie na oszczędzonej trawie. Normalnie nie mogłaby na niego teraz spojrzeć, ale chłopak był już jedną nogą po drugiej stronę. Jeszcze chwila, a miało się wydarzyć najgorsze. Dostrzegła pokiereszowanego Kuririna, który ciężko oddychał i znajdował się w sennym świecie. Przy nieprzytomnym czuwał Yamcha.
— To też ja? – zapytała, choć nie chciała usłyszeć odpowiedzi.
Wyprostowała się dumnie mimo, iż jej duma gdzieś się ulotniła. Księżniczka nie mogła pozwolić sobie na kulenie się za własne grzechy, ani rozpaczać jak dziecko. Doś już wylała łez. Gdzieś tam w górze był jej brat i teraz na nią pewnie złowrogo spoglądał. Nie mogła go zawieść, nie tym razem. Pomści go, a potem zrobi wszystko by odzyskać. Popatrzyła na zebranych nie wyrażając żadnych emocji. Stała niczym posąg. Ostatnie łzy zostawiła sobie na później. Teraz musiała zająć się kimś innym.
— Zróbcie coś by nie umarł. – zachrypiała nie okazując emocji.
Po tych słowach odwróciła się do nich plecami, a następnie wystartowała w kierunku niedokończonych spraw. Tam stał białowłosy, który zasługiwał na śmierć. W mgnieniu oka utworzyła wokół siebie złotą poświatę podnosząc przy tym swoją moc. Zacisnęła usta w cienką linię by następnie zaatakować śmiertelnego wroga.
Za nic w świecie mu nie odpuści! Zabił jej brata! Niemal uśmierciła przez niego kolegę, z którym dzieliła mroczne sekrety przeszłości, Kuririna i mogłaby więcej, gdyby nie…
Tylko właśnie, jakim cudem była na powrót sobą? Jak to właściwie się stało, że mikstura przestała działać? Czy musiała go pytać? Wszystko było ponad jej myśli. Chciała się po prostu pozbyć natręta.
Nie czekając nawet sekundy zaatakowała przeciwnika zamaszystym kopniakiem w bok. Nie miała zamiaru go ostrzegać, uważała, że walka fair mu się nie należała. Musiał zginąć.
— Zniszczę cię! – wrzasnęła wystrzeliwując szkarłatny pocisk – Nie daruję ci tego!
***
Ten Shinhan kucał przy młodym Saiyanie oglądając jego ranę. W tym czasie Szatan wyjął z kieszeni ostatnią fasolkę przeznaczoną dla księcia, a której nie udało się mu podać. Nawet wyszło im to na dobre.
— Miała być dla tego pyszałka Vegety, ale jemu już się nie przyda. – mruknął kucając przy swym uczniu.
Czarnowłosy był nieprzytomny, więc stanowiło to problem aby zaaplikować mu nasiono, a jeśli go nie rozgryzie i nie przełknie nie uratują go. Nameczanin westchnął ciężko po czym położył dłoń na ramieniu dzieciaka oddając mu cząstkę swojej KI. Syn Gokū łapczywie zaciągnął się powietrzem, aż się zakrztusił. Czuł się jakby go wyciągnięto z grobu.
— Son Gohanie, zjedz fasolkę. – polecił ostrożnie przykładając cudowny dar Karina – Szybko.
Umierający z wdzięcznością, ale i z wysiłkiem otworzył usta by następnie ostrożnie przegryźć i połknąć drugą senzu tego dnia. Łzy spłynęły mu po policzkach gdy zrozumiał, że jednak nie podzieli losu swego ojca. Odetchnął z ulgą, gdy poczuł jak wszystkie rany się goją, ale nie obyło się bez bólu, gdy żebro w magiczny sposób się nastawiło.
— Co się tam właściwie stało? – zapytał Yamcha znad Kuririna.
— Miałeś mówić kiedy będę potrzebna. – Żachnęła się blondynka dołączając do grona. – Ta dziwna fasola mogła być dla niego!
Wskazała nieprzytomnego przyjaciela jego ojca. Chłopak na chwilę zmarkotniał. Poczuł się niekomfortowo. Jednak w głębi duszy był z siebie dumny. On sam nie zginął i nie musiał też uśmiercać przyjaciółki. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale czuł, że ona gdzieś tam jest i prosi go o wyzwolenie spod magii narkotyku. Dla niego liczyło się tylko to, że nie musiał nikogo pozbawiać życia, a Kuririna mogli wyleczyć, nie był w stanie krytycznym.
— W chwili gdy Vegeta przerwał dokuczliwą nam barierę Sara wyczuła jego moc przed śmiercią i chyba musiała sobie wszystko przypomnieć. – mówił spokojnym głosem. – Kim jest, po której walczy stronie, ale kiedy wszystko wróciło do normy okazało się, że nie pamięta niczego sprzed śpiączki.
— Jasne, tak jest najprościej – mruknął Yamcha nie do końca wierząc w tę teorię.
— Ona nie kłamie. – Gohan bronił dziewczyny. – Nigdy by tego nie zrobiła. Poza tym widziałem to w jej oczach, gdy Yonan mówił, że chciała mnie zabić. Z resztą ostatnią rzeczą na jaką by się zgodziła to posłuszeństwo.
— Ona cię zabiła! – Ten Shinhan chciał zauważyć. – To cud, ze w ogóle zdążyliśmy cię ocalić.
— Nie zapominaj, że to ona go tu dostarczyła. – wtrąciła chłodno kobieta.
Dzieciak spojrzał w stronę księżniczki, która rzucała Vitanijczykiem to w jedną, to w druga skałę warcząc i krzycząc do niego coś. Zastanawiał się czy powinien jej pomóc czy pozwolić ponieść się tej dzikiej furii okraszoną utratą bliskiej osoby. Teraz była sama. Nie miała nikogo. W dodatku została w obrzydliwy sposób wykorzystana i najzwyczajniej w świecie musiała to odreagować. Taka właśnie była i on to wiedział.
— To chyba teraz nie istotne co wydarzyło się do tej pory. – Piccolo podniósł się pomagając chłopakowi wstać – Ważne, że wszystko wróciło do normy i nie musimy obawiać się dziewczyny.
— O ile znów jej nie zarazi. – zauważyła ostrożnie kobieta.
Zebrani spojrzeli na nią z przestrachem. Nikt nawet nie śmiał zastanawiać się co mogło by się potem stać. Gdyby siostra Vegety ponownie stanęła u boku przybysza z Vitani wszyscy by przenieśli się do zaświatów. Nawet Gohan wzdrygnął się na samą wizualizację wypowiedzianego zdania.
— Nie można do tego dopuścić. – Szatan był stanowczy kładąc rękę na ramieniu najmłodszego wojownika – Zadbasz o to?
Son Gohan spojrzał mu w oczy delikatnie się uśmiechając. Ramie w ramię mógł walczyć byleby nie przeciw. To było zbyt trudne.
Przeistoczył się w super wojownika ostatni raz lustrując towarzyszy. Był gotów pilnować spraw, których nie udało mu się za pierwszym razem, gdy ta toczyła walkę z kosmitą.
— Po raz kolejny dzieciaki ratują świat. – zamyślił się Yamcha. - Chyba czas przejść na emeryturę.
Usłyszawszy jego słowa zebrani się roześmiali. Nawet C18 rozbawiły te słowa, choć nie okazała tego. Wszak nie kłamał, bo dzięki nim będą żyć dalej, a sama przekonała się jak smakuje pięść księżniczki i nie należało to do przyjemnych doświadczeń. Nawet dla kogoś o nieograniczonej energii.
***
Kiedy Saiyanka odskoczyła w tył by przygotować się na kolejny atak wyczuła zbliżającą się moc Saiyana. Odzyskał siły i był gotowy ją wesprzeć. Kamień dosłownie spadł jej z serca. Nie chciała jego śmierci zwłaszcza za jej sprawą.
— Cieszę się, że nic ci nie jest, naprawdę. – zawołała gdy wylądował po jej lewej stronie.
— I ja również. – uśmiechnął się słabo. – O mały włos.
Ta tylko pustym wzrokiem na niego przez parę sekund patrzyła po czym odwróciła wzrok. Gohan nie wiedział czy wciąż była pozbawiona emocji, czy jednak starała się mu nie okazać swej wściekłości, gdyż nie do niego ją żywiła, a tylko to w sobie obecnie nosiła.
Vitanijczyk splunął krwią na ziemię gniewnie łypiąc na złotowłosych. Zniweczyli jego plany, ale misja i tak została ukończona. Osobnik, który zniszczył mu życie już nie żył, zasłużył sobie przecież na to. Sam niegdyś wymordował praktycznie wszystkich jego pobratymców wraz ze swoimi ludźmi doprowadzając ich cywilizacje niemal do całkowitego upadku. Satysfakcją dla nie go było, że w chwili śmierci księcia jego siostra zabijała swojego kolegę. To że żył i jak widać nic mu nie dolegało nie miało takiego znaczenia jak zlikwidowanie celu, którym był Vegeta. Miał w zanadrzu jeszcze kilka mikstur i mógłby ich użyć na tych dwoje, a przynajmniej na jednym z nich. Jednak nie miał pewności czy mu się to w ogóle uda. Był pewien, że księżniczka mu na to już nie pozwoli. Więc może tego chłopaka?
— Dwóch na jednego to oszustwo. – zawołał.
— Pfff – prychnęła Sara zaciskając zęby. – Manipulacja także! Odliczaj sekundy do swojej śmierci!
Księżniczka krzyknęła w eter, powiększając złocistą aurę, która piekielnie komponowała się z wyładowaniami elektrycznymi na drugim poziomie super saiyana, a jej oczy czerwone jak krew mroziły właśnie ten płyn krążący w żyłach.
— Wyglądacie jak rodzeństwo. – zauważył Yonan. – Jak dwie krople wody.
— Urok rasy Saiyańskiej. – odparła dziewczyna bez entuzjazmu – Skończ gadać.
Ustawiła się w pozycji bojowej groźnie łypiąc na przybysza. Odczuwała palącą potrzebę rozerwać go na strzępy by mieć pewność, ze nigdy więcej go nie zobaczy i nikogo już nie otruje. Im dłużej się mu przyglądała tym bardziej gotowała się w niej nienawiść. Nie chciała w sumie żadnej pomocy od Son Gohana. Pragnęła tylko zemsty i nikt nie mógł jej w tym przeszkodzić. Pomyślała, że może chłopak próbował odwieść ją od tego czynu. Nie znała jego uczuć, nie przypuszczała, że on również miał z nim porachunki i dziś jak nigdy także pragnął jego śmierci.
— To moja walka. – oświadczyła. – Nie wtrącaj się, proszę.
Chłopak nic nie mówiąc przytaknął. Rozumiał ból przyjaciółki, ale też nie zamierzał się oddalać. W razie konieczności musiał interweniować. Już raz ją stracił, drugi był niedopuszczalny i niewybaczalny.
Zrobił pięć kroków w tył unosząc przy tym ręce na wysokość niedawno dziurawego torsu dając tym samym znak, że dziewczyna ma wolną drogę. Wyładowania elektryczne z jego ciała zanikły, kiedy zszedł do pierwszego poziomu, a jego ostro sterczące złote włosy lekko opadły. Jednak spojrzenie pozostało groźne. Teraz jak nigdy nie chciał stracić niczego z oczu. Tak naprawdę to ledwo mógłby cokolwiek dostrzec w tych ciemnościach. Dostał od losu drugą szansę. Tego nie można było spieprzyć. Musiał być w pogotowiu.
Księżniczka pozytywnie odebrała niemą odpowiedź syna Gokū, w duchu się uśmiechnęła. Na okazywanie emocji nie mogła sobie teraz pozwolić. Gniew, który ją napędzał miał niebawem eksplodować.
— Tylko bez żadnych sztuczek. – syknęła do Vitanijczyka strzelając do niego ostrzegawcze palcem.
Uwolniła całą wściekłość poprzez jeszcze większą świetlistą aurę i bez żadnego dodatkowego sygnału zniknęła sprzed oczu jeszcze nie przygotowanego do walki przeciwnika. Z resztą on nigdy nie był gotowy na śmierć z ręki marionetki, w sumie w chwili gdy okazało się, że przegrała z trującymi sokami Lyang ani razu nie pomyślał o przegranej.
Saiyanka zmaterializowała się tuż za nim wymierzając cios silnym kopniakiem w lewą łydkę. Mieszkaniec Vitani od razu upadł, lecz zdążył uchronić twarz obiema rękami przed zderzeniem z twardą powierzchnią. Przeszył go potworny ból. Sara nie czekając aż chłopak się podniesie chwyciła go oburącz za kostki. Zakręciła się z nim w koło parę razy po czym cisnęła w odległe skały wywołując potężny huk. Na dobitkę wystrzeliła parę mniejszych pocisków prosto w dziurę, w której znajdował się białowłosy.
Yonan był zaskoczony tym z jaką zwinnością poruszała się rozwścieczona Saiyanka. Bił się w pierś z powodu utraty tak cennej zdobyczy, ale czy mógł przypuszczać, że ta jest w stanie przeciwstawić się truciźnie? Nigdy dotąd się to nikomu nie udało. Znał bajki, ale nikt nie potwierdził autentyczności bajdurzeń przodków. Żałował teraz, że tak szybko zabił jej brata, i że uczynił to w jej obecności. Może wtedy nie uwolniłaby się, a przecież zwycięstwo było już dobrze namacalne.
Rozwścieczona siostra zmarłego zadawała oponentowi tak szybkie ciosy, że nie był w stanie się bronić. Jeśli więc czegoś szybko nie wymyśli będzie ugotowany. I na co mu była zemsta, kiedy przyjdzie mu zginąć? Nie wróci do ojczyzny z nowiną. Nigdy się nie dowiedzą, że w ogóle udało mu się dotrzeć na tę planetę.
***
Kobieta o pięknych turkusowych oczach popijała ciepłą herbatę przygotowaną przez Chi-Chi z przejęciem wpatrując się za okno. Już prawie zapadła noc, a Vegety ciągle nie było. Martwiła się. W dodatku miała te niespokojne myśli, które w żaden sposób jej nie pomagały. Czy aby na pewno wszystko było w porządku? No i Sara. Co z nią?
— Nie umiem tego wyjaśnić, ale jest coś nie tak. – szepnęła bojąc się, że ma racje.
— Czujesz niepokój? – zapytała żona Gokū.
— Tak…
— Przykro mi, ale nie wiem co ci poradzić. – westchnęła również spoglądając za okno, jakby tam mieli za chwilę stanąć wojownicy. – Miejmy nadzieję, że nic im nie jest. Też mam w sobie te dziwne uczucie, ale już mnie tak nie zadręcza jak wcześniej.
— Też bym chciała tak spokojnie myśleć. – mruknęła zaglądając do kubka z zielonym naparem. – Czuję, że cos się stało. Dziecko jest niespokojne.
Matka dwójki synów doskonale rozumiała Bulmę. Przed laty, gdy podczas walki z androidami nosiła pod sercem Son Gotena jej mąż oddał życie za nich i także czuła tę dziwną trwogę, której niczym nie dało się załagodzić. Teraz także bała się o swojego syna, jednak była dobrej myśli. Instynkt podpowiadał jej, że wróci cały i zdrowy, choć wcześniej była potwornie przerażona. Czy instynkt macierzyński brał w tym udział i był nieomylny?
— Uspokój się kochana, tylko denerwujesz dziecko.
***
C18 widząc jak się sprawy mają postanowiła odejść. Nie mogła stać bezczynnie tym bardziej, że była już zbędna. Son Gohan odzyskał swoją moc i przyjaciółkę, a jej zależało na szybkim opuszczeniu tej zgrai by na powrót stać się niewidzialną. Do tego dochodziło jeszcze uzdrowienie mężczyzny, który wszedł jej do głowy i to bez jej przyzwolenia, a potem zniknąć. Tak jak planowała od początku
— Nic tu po mnie. – oświadczyła. – On za to potrzebuje większej uwagi. Możecie mu pomóc?
— Ona ma całkowitą rację. – zauważył Yamcha. – Leć ze mną do Rajskiego Pałacu. Tam się nim zajmą.
Androidka chociaż zaskoczona propozycją kiwnęła mu, na znak, że się zgadza. Szatan wolał zostać z dzieciakami, ale też nie miał nic przeciwko wyprawie tych dwojga. Wszak wszystko wydawało się być pod kontrolą, wracało na miejsce. Kuririna mogli doprowadzić do ładu bez jego obecności.
Blond włosa piękność była zaskoczona decyzją przyjaciela rannego mężczyzny. Że też w ogóle miał odwagę jej zaproponować tę wyprawę. Jednak rozumiała, że robi to wyłącznie dla tamtego. Ona nie miała żadnego znaczenia. Była maszyną do zabijania i niegdyś chciała im wszystkim ukręcić karki. Wtedy to się jej podobało. Marzyła by każdego z osobna zabić w inny, unikalny sposób. Teraz jej by to do głowy nie przyszło. Jednym z powodów była ich słabość, z drugiej zaś strony paru osobników stanowiło dla niej zagrożenie. A po trzecie jaką frajdę mogłoby jej przynieść zabijanie miernych istot? Czy z zagrożeniem nie lepiej się zaprzyjaźnić? Jeżeli się dało to, dlaczego miałaby nie skorzystać? Czyż Kuririn nie był jej jedyną kartą przetargową by zaznać spokoju?
Uderzyła się w myślach. Ona jednak coś dla niego znaczyła. Nie traktował jej jak robota. Nie uważał jej za dziwadło, wybryk natury. Nawet nie osądzał jej za wcześniejsze zbrodnie. Był… Dobry. Podniosła nieprzytomnego ku zaskoczeniu Yamchy po czym wzniosła się w górę nakazując mężczyźnie obranie kierunku do podniebnego pałacu.
— Boisz się, że mu zrobię krzywdę? – zapytała w końcu, gdy tak lecieli w milczeniu.
Baseballista był zdumiony pytaniem C18. W ogóle nie spodziewał się jakiegokolwiek dialogu. Ani w trakcie lotu, ani też później. Oczywiście, że bał się o Kuririna! Facet był nieprzytomny, a pozostawienie go sam na sam w objęciach morderczej kreatury doprawdy napawała go ta myśl lękiem. Wiedział, do czego ta kobieta jest zdolna i tylko nie rozumiał, dlaczego przyleciała tu z nim pomóc im w poszukiwaniach księżniczki, a później podczas walki. Nie ufał jej.
— Nigdy nic nie wiadomo. – odrzekł zmieszany. – Chcę cię mieć na oku.
— Jak sobie chcesz. – odparła beznamiętnie. – Gdybym chciała go skrzywdzić już dawno bym to uczyniła.
Wojownik spojrzał na nią w wielkim szoku. Wszak miała całkowitą rację. Że też wcześniej głupi na to nie wpadł. Ale coś było na rzeczy. Jeśli tak, musiał to zbadać. Taka już była jego wścibska natura jeszcze z czasów, gdy był pustynnym łupieżcą.
***
Przyglądał się walce z pewnej odległości, o którą go prosiła Sara. Z dokładnością obserwował każdy krok przeciwnika by w porę interweniować. Póki, co dostawał tylko łupnia od księżniczki i nic nie zapowiadało by szale się odwróciły. Była zdeterminowana. Z zaciętą miną dokonywała swojej zemsty. On niegdyś w ten sam sposób potraktował twory Komórczaka, gdy zniszczono cyborga z numerem szesnastym. Choć była mu to obca osoba pękało mu serce z żalu, w dodatku miał świadomość, że jeśli niczego nie zrobi zginą inni: matka, ojciec i przyjaciele rodziny. Ta dziewczyna zaś straciła najbliższą osobę. Jedyną, która pozostała jej z czasów wczesnego dzieciństwa, z rodziny. W dodatku została ubezwłasnowolniona i zmuszona do potwornych czynów. Bał się myśleć co by było gdyby w tamtej chwili Vegeta nie poświęcił życia do dezaktywacji ekranu. Na pewno by już nie żył.
W między czasie dostrzegł odlatujących Yamchę i C18 z Kuririnem. Cieszył się, że podjęli tę decyzję. Nic tu po nich było. Wojowników i była potrzebna pomoc medyczna, a nikt lepiej się by nim nie zajął jak sam Wszechmogący. Założył ręce na piersi wracając do poprzedniego zajęcia, a mianowicie do obserwacji. Musiał przyznać, że wciąż był w szoku. Jego przyjaciółka wróciła. Widział to. Był pewien, że trucizna przestała działać, tylko nadal miała te okrutnie czerwone ślepia niczym monstrum spod łóżka. Na samo wspomnienie tego spojrzenia włos jeżył się na głowie.
Zastanawiał się, co tak naprawdę na nią wpłynęło, że była w stanie wyswobodzić się z objęć magii ziół. Czy on, czy wieść o śmierci Vegety. Może jednak obie informacje były dla niej nazbyt wstrząsające? Ręki nie dałby obciąć, ale sądził, że to drugie. On był tylko zwykłym Son Gohanem, synem Chi-Chi i Son Gokū. Nie był przecież nikim wartościowym dla niej, a jednak go pocałowała uprzednio stwarzając tę dziwną atmosferę. Tak niewytłumaczalnie czuł się po raz pierwszy. Jeszcze nigdy nikt nie złożył pocałunku na jego ustach. W sumie jedyną osobą była matka i obcałowała mu nie raz i nie dwa cała twarz. Nie znał tego uczucia, nie potrafił go nazwać, jednak był pewien, że należał do przyjemnych, ale i niezręcznych.
Musiał jednak pamiętać, że wtedy nie była sobą. Może to miał być złośliwy żart? Taki trik przed śmiercią, coś jak pożegnanie? Podziękowanie za walkę? Na samą myśl posmutniał i postanowił już nie myśleć o tym. A już na pewno o tym mówić! Wszak miała tego nie pamiętać. Prawda? Cokolwiek to oznaczało mógł już się nigdy nie dowiedzieć o co chodziło.
***
16 sierpnia 2013 o 6:03 PM
OdpowiedzUsuńDroga Killall! ;)
Zgodnie z obietnicą biorę się za komentowanie tego rozdziału, zacznę może jednak od pochwały nowego wyglądu bloga, nagłówek jest świetny. Bardzo mi się podoba :). No a teraz, do rzeczy :D
W całym rozdziale bardzo podobał mi się Gohan, taki nieśmiały i uroczy w kontaktach z Sara, no dokładnie jak z anime wyjęty. Bardzo przyjemnie czytało mi się fragmenty jego myśli lub opisy bezpośrednich sytuacji, w których brał udział, ale to raczej osobista schiza :D.
Tak rozdział rzeczywiście klimatyczny, zupełnie jak w DB ^^, nie zawiodłam się ani odrobinę.Wszystko było tak jak miało wyglądać, nie tylko no polu walki, ale także w domach naszych wojowników. Sara pomściła Vegetę w pięknym stylu naprawiając wszystko. Gohan czuwał. Chichi i Bulma.. O ile ta pierwsza w nowym rozdziale odetchnie z ulgą, to szczerze mi żal tej drugiej, tym bardziej że jest w ciąży. Ciekawa jestem jak to dalej będzie sytuacja między Sarą a Gohanem, czy przypomni sobie co zrobiła? No i wreszcie wątek C18 i Kuririna, już ci chyba wspominałam, że fajnie przedstawiasz ich historie prawda? Nie szkodzi, powtórzę się :).
Wyłapałam kilka drobnych literówek i gdzieś tam było ‚kontem oka’, a powinno być chyba ‚kątem’? ;p
Czekam na nowy rozdział i wskrzeszenie Vegety :).
Pozdrawiam :*
P.S. Dziękuję za przypomnienie mi magii DB, ostatnio gdzieś ją w sobie zatraciłam i wracam do oglądania przygód naszych kochanych Saiyan, aby ją odzyskać. Dołożyłaś solidną cegiełkę do jej powrotu :*
17 sierpnia 2013 o 12:51 PM
OdpowiedzUsuńDroga Killall!
Przeczytałam rozdział w dniu kiedy obiecałam, ale mój komentarz – jak zwykle – pojawia się z opóźnieniem.
Przede wszystkim po raz kolejny muszę przyznać,że umiesz odpowiednio dobrać muzykę budującą klimat. W rozdziale tkwi magia DB, której od dawna już nie czuję. Jej namiastkę znalazłam właśnie tutaj, u Ciebie.
Wyłapałam błędy, źle postawione przecinki i jakąś literówkę, ale nie na tym się skupię. Odniosę się do treści – przemiana Sary, jej zagubienie,Gohan i jego myśli, śmierć Vegety, zemsta Księżniczki na Vitanijczyku, wstawka z Bulmą i Chi Chi – wszystko pasuje do kanonu DB, pewnie anime wyglądałoby podobnie gdyby istniała kolejna część, z Sarą w roli głównej ;d
Tylko Yonana trochę szkoda, owszem był zły, ale…on po prostu chciał zemsty. Można powiedzieć że wcale nie był gorszy od Vegety, którego też darzę sympatią ;p.
Jak poradzi sobie Bulma?Biedna kobieta, znalazła się w takiej sytuacji jak niegdyś Chi Chi.
Czekam na kolejny rozdział. ;)
Pozdrawiam!
27 sierpnia 2013 o 7:51 PM
OdpowiedzUsuńWitaj, Killall.
Jestem w trakcie czytania Twojego opowiadania (miażdżąca liczba rozdziałów nieco mnie przeraziła – tuszę, że jeszcze „trochę” mi to zajmie, niestety).
Dziękuję pięknie za komentarz u mnie; i informuję, że pozwoliłam sobie dodać Twój blog do ‚biblioteczki’.
Pozdrawiam ciepło i weny życzę.
31 sierpnia 2013 o 12:23 PM
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię.
Cóż, to chyba takie przyzwyczajenie i kwestia indywidualnego stylu; często używam stwierdzeń lub terminów z języka japońskiego w moich opowiadaniach. To ciekawy zabieg, a wiele postaci DB ma swoje ( z braku lepszego słowa) Powiedzonka, albo charakterystyczne frazy, które pojawiają się w anime często-gęsto. W języku polskim brzmią zaś po prostu… Mniej efektownie? Huh. *drapie się po głowę* To podkreśla klimat.
Powtórzenie o kropelkach potu? Un, choczi Ci o to, że często się ta fraza przewija przez tekst, czy masz na myśli błąd? Bo jeśli to pierwsze; trudno byłoby zastąpić to wyrażenie jakimś innym.
Och, widzisz, ja nie informuję o nowościach, więc nie dziwię się, że takowej informacji nie było. *zakłopotana mina* Zapraszam do grona obserwatorów, jeśli masz ochotę. Następny rozdział 10 września o godzinie 20.00. Jeśli jednak chciałabyś być informowana bezpośrednio, to możesz podać mi e-maila i wewntualnie przez publikacjami dam Ci cynk. *uśmiech*
Pozdrawiam ciepło.
22 listopada 2013 o 9:21 AM
OdpowiedzUsuńHej :) Chciałam tylko napisać, że bardzo mi się podoba twoje opowiadanie(czytam je już od dosyć dawna) i cieszę się, że dalej piszesz bo większość blogów, które czytałam zostało porzuconych. Cała historia wymyślona przez Ciebie jest świetna (i jest dużo o moim Son Gohanie <3 x) to tylko moja obsesja;P ) Tak więc, życzę weny, i powiększającego się grona czytelników :)
Ooo rany! Miałam ciary od samego początku! Jak Sara patrzyła na swoje ręce w krwi, a zwłaszcza na to przedramię, które wcześniej zanurzyła w Gohanie to było… przerażające i takie realistyczne! :O
OdpowiedzUsuńW ogóle moment przebudzenia się był tak realistycznie oddany, stopniowo, aż czułam jej emocje, jej niedowierzanie, kiedy patrzyła na Gohana i nie wierzyła, że ona mu to zrobiła! Myślałam, że od razu wpadnie w szał, a ona jednak pokazała swoją ludzką stronę! A Gohan… no cudowny jak zawsze! Liczyłam od ostatniego odcinka, że ta fasola się nie zmarnuje i ostatecznie będzie właśnie dla niego! Szkoda Krillina (w ogóle jak Osiemnastka na to zareagowała! <3 ), ale przypadek Gohana był znacznie pilniejszy!
Jak już Sara rzuciła się w szale na Yonana to wiedziałam, że nie będzie co zbierać i będzie musiał zapłacić za to, co jej zrobił! Nie dość, że przed chwilą dowiedziała się, co zrobiła Gohanowi to jeszcze śmierć Vegety... Yonan może i faktycznie miał dobry plan, ale zabrakło dopracowania i przede wszystkim doświadczenia.
Końcówka piękna! No po prostu piękna, bardzo poruszająca, bardzo emocjonalna, nie sposób się nie wzruszyć, jak się pomyśl o tym, ile Sara przeszła by wreszcie być ze swoim bratem, a teraz go straciła!
Fragment z Bulmą i Chi-Chi też bardzo, ale to bardzo mi się podobał! To, jak Bulma wyczuła, że stało się coś złego, a Chi-Chi mimo wcześniejszego przerażenia, uspokoiła się i spokojnie czekała na powrót Gohana, bardzo mi się to podobało!
Ten rozdział to idealne zakończenie (???) tej sagi? A może zwieńczenie? Jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej! Co z Vegetą? Nie wierzę, że to piszę, ale mam nadzieję, naprawdę mam nadzieję, że nie odszedł na zawsze! Co teraz będzie z Sarą? Co z Sarą i Gohanem?! Przecież my wiemy, co między nimi zaszło, czy Sara wie?! Czy pamięta?! Jak nie pamięta, to niech jej Gohan przypomni, najlepiej w praktyce! :D
JUŻ CHCĘ WIEDZIEĆ, CO BĘDZIE DALEJ! <3
Pi3kni3 dziekuje za tak wyczerpujący komentarz. Zaczynając od końca... zdradze, ze saga sie nie zakonczyla. Nosi tytul kosmiczni przeciwnicy, a to dopiero pierwszy xD i nic wiecej juz nie napisze! 🤭
UsuńDzieki. Troche czasu siedzialam nad tą odmianą, starałam się wczuc w bohaterke i razem z nia przebrnac przez okrutne realia powrotu do "zywych". Jeszcze trudniejsze bylo oddac jej emocje w kontaktach z umierajacym Gohanem.
Nie latwo byc wscieklym i jednocześnie przerazonym. Ostatecznie umiala zachować zimna krew by ocalic chlopaka, a nie dac mu skonac. Przeciez, to byly sekundy. On juz praktycznie nie zyl! 😱😱
Widze, ze z tych emocji nawet nie zwrocilas uwagi na Yamche 🤣🤣
Chi-chi i Bulma... to musialo sie tam znalezc. Mialo nadac tej dramaturgii. I tak, jedna otrzyma dobra, druga zla wiadomosc. Ale przeciez wszyscy wiemy, ze gdyby nie nasz dumny ksiaze, Gohan by bezsensownie umarl, po nim Vegeta i tak dalej... I gdyby Yonan byl doakonalym strategiem tak by sie wlasnie stalo. Drużyna Z miala wiecej szczescia niz by sie moglo wydawac.
Zakonczenie bolesne, smutne i... niedokonczone. Bo ja uwielbiam urywac w takich momentach. Jak sobie poradzi Sara z utrata brata? Zobaczymy gdy napisze nowy rozdział:p
Ahhh, no właśnie tak czułam, że to jeszcze nie koniec, dlatego znaki zapytania ☺️ No ale zwieńczenie końca Yonana piękne!
UsuńHahahah, na Yamche zawsze zwracam uwagę, w myślach mu odpowiedziałam, że on to już od dawna zachowuje się jak wojownik na emeryturze, wszystkie pojedynki tylko przecież obserwuje i biadoli ����
Będę czekać na nowy odcinek niecierpliwie, mam nadzieję, że wena dopisze i pojawi się niedługo ��❤️
Niedawno pobralam sobie starą wersję odcinka, wiec przy odrobinie czasu, checi itp. Zaczne przebierac w slowach az cos z tego powstanie :)
UsuńMam nadzieje, ze rownie bedzie dobry, bo jak mozna zauwazyc historia nieco zwolni, emocje opadną i nie bedzie walk? Ale co ja tam bede zdradzac? Nie byloby fajnie bez tych wszystkich nieznanych :p
Wiadomo przecież takie rozdziały są równie potrzebne w budowaniu historii☺️ właśnie mnie bardzo ciekawi co będzie jak już emocje trochę opadną po tych wydarzeniach!
UsuńW ogóle teraz jak jestem bieżąco to emocje są jeszcze większe! �� To aż się więcej myśli ciśnie na język ��
UsuńTak! Emocje zwiazane z wyczekiwaniem nowosci, to cudowne uczucie i wymyslanje co sie moze wydazyc :)
UsuńAh Yonan Yonan. A trzeba było ciuknąc Vegetę podczas snu i po problemie. A nie jakieś zemsty xD
OdpowiedzUsuńHahahahahaaaaa 🤣🤣🤣
Usuń