Saga: Super bohaterowie
Rok 774
Planeta Ziemia
Mijały dni, miesiące... Bulma skakała niemalże na głowie, starając się wysłać mnie – jej zdaniem – do dobrej szkoły. W końcu zdecydowała, że musi być to liceum w mieście Satana, tego idioty, który, o zgrozo podszywał się pod wybawiciela planety nie tylko przed Komórczakiem, ale i Bojackiem. Chi-Chi tę placówkę wybrała swojemu synowi, a kobieta mego brata stwierdziła, że najrozsądniej będzie, gdy chłopak będzie miał mnie na oku, jak jakiegoś bandziora. Na samą myśl miałam niestrawność.
Gdy tak obie panie mędrkowały przy kawie w olbrzymim ogrodzie wewnętrznym posiadłości płonęłam ze złości. Nie miałam już dawno pięciu lat! Gdyby nie przyjaciel już dawno bym wybuchła, a on trzymał mnie za dłoń beztrosko się uśmiechając. Był w stanie zrobić wszystko by nie wyprowadzić mnie z równowagi. Ten to miał stalowe nerwy. W przeciwieństwie do mnie on cieszył się, że idzie do szkoły. Radowało go, że w końcu pozna innych ludzi, rówieśników, zobaczy świat z innej perspektywy niż ta dotychczasowa. Na te uwagi jedynie przewracałam oczami bądź prychałam. Ja w przeciwieństwie do niego szłam tam za karę. Samowolne podróżowanie w czasie i kosmosie zbierało wreszcie żniwa. Gohan niejednokrotnie usiłował mnie pocieszyć faktem, że idę tam razem z nim. Mówił: będzie łatwiej, weselej, zobaczysz! Na mnie możesz zawsze liczyć. Miałam nadzieję, że się z obietnicy nie wymiga.
Bez wątpienia musiałam się stawić na egzaminach przed przyjęciem do tego liceum. Może gdyby nie moje lekceważące podejście do sprawy spaliłabym się tam z nerwów, ale Gohan osobiście mi pomagał przed tym wydarzeniem. Oczywiście w przeciwieństwie do niego moje wyniki były nie najlepsze. Bulma niejednokrotnie groziła mi palcem bym niczego nie schrzaniła, bo zapłaciła spore pieniądze by mnie tam przyjęto, a ja nie zamierzałam jej tego w żadnym wypadku ułatwiać. Nie chciałam być Ziemianką. Nie byłam nią. Moja kara była również jej, a ta, póki co nie miała zamiaru odpuścić.
Dni i miesiące zamieniły się w lata. Kilka tygodni przed orientacyjnym dniem moich 17 urodzin, czyli w dniu, w którym odnalazłam brata, bo ani ja, ani Vegeta nie potrafiliśmy określić, kiedy to było zgodnie z ich kalendarzem, nadszedł ten straszliwy poranek. Trzęsłam się w gniewie starając sobie wyobrazić ten pierwszy dzień szkoły. Szczerze powiedziawszy wolałam stawić czoła straszliwemu złu i dostać spore baty w walce niż udać się do tego miasta, do tych ludzi, udawać kogoś, kim nie jestem. Znowu.
— Jesteś gotowa do wyjścia? — zapytała Bulma malując usta czerwono krwistą szminką. — Musimy wychodzić.
— Prawie — burknęłam dmuchając w swoją grzywkę.
Spojrzałam błagalnie wzrokiem na Vegetę oczekując od niego hasła typu: Ziemię zaatakowano! Bardzo chciałam uniknąć tego piekielnego wydarzenia i każdego następnego. Teraz kara za mój wypad w przeszłość była najbardziej odczuwalna i nikt nie stał po mojej stronie bym nie musiała iść do sali skazańców.
— Nie bądź mięczak — zakpił książę, krzyżując ręce na piersi.
— No, coś ty! — warknęłam. — A pan, panie mądraliński, kiedy będziesz robić coś ludzkiego? Zapraszam!
Nim się zdążyliśmy dobrze posprzeczać, Bulma zdążyła wejść nam w słowo oznajmiając, że gdy my będziemy leciały do szkoły, on będzie musiał zabrać swojego syna na spacer, plac lub inną atrakcję, z naciskiem dla dzieci grożąc przy tym, że nie skończy remontować sali grawitacyjnej, byśmy nie musieli trenować w starej, rozsypującej się kapsule, która tak naprawdę nie nadawała się już do poważnych treningów – nasze KI potrzebowało czegoś solidniejszego.
Zaśmiałam się złośliwie, gdy ten puchł ze złości. W takim wypadku mogłam jakoś przeżyć ten okropny czas. Sama myśl, że na miejscu spotkam Gohana lekko dodawała mi otuchy. Z racji tego, że mieszkaliśmy daleko od siebie, a miasto Zachodu to już zupełnie na drugim końcu świata było dla podrzędnych ludzi, więc wspólna podróż była bezsensowna. Przynajmniej tego pierwszego dnia, bo wynalazczyni za nic nie dała się oszukać, że dotrę do celu samotnie.
Niebieskooka wsiadła do niedużego pojazdu latającego z pokaźnym logiem rodzinnej firmy. Co prawda nie byłam zwolenniczką maszyn, wszak sama potrafiłam unosić się w powietrzu i to zdecydowanie szybciej, ale ona się uparła. Chciała mieć pewność, że trafię tam, gdzie mi kazała, a jak jej czmychnę to będzie problem.
Odziana byłam w luźny T-shirt w kolorze zieleni oraz wygodne czarne getry do kostek. Nie dałam się wsadzić w nic innego, a na takie ubrania się zgodziła. Jej zdaniem nie mogłam wyjść w stroju bojowym, a ciuchy typowo treningowe także nie wchodziły w grę. Nie lubiłam zmyślnych szmat ziemian ani łazić po tych wszystkich miejscach, w których można było je nabyć. Kobieta niemal w rozpaczy prosiła Osiemnastkę by ta przekonała mnie, że jest na tej planecie odzież, w którą mogłabym się ubrać. Jakiś kompromis udało nam się wypracować, a Bulma o mało nie spaliła się ze wstydu, gdy wszczynałam wojnę w tych oczojebnie oświetlonych galeriach.
Podróż ultraszybkim pojazdem wystarczająco mnie wynudziła, chociaż byłam pod wrażeniem, jak szybko mogły poruszać się wynalazki tej kobiety. Gdy wylądowałyśmy w mieście, a wielki samolot zniknął w czeluściach kapsułki turkusowo włosa kroczyła dumnie w swoich tupiących czerwonych obcasach, a ja człapałam za nią z nadętą miną. Ludzie się za nią oglądali, jedni podziwiali, inni pozdrawiali.
Szkoła okazała się dużym gmachem, większym od domu, w którym mieszkałam. Wokół panował chaos. Wszędzie panoszyła się młodzież. Śmiechy, krzyki, pomruki. W milczeniu obserwowałam okolicę rozmyślając ile osób musiałabym znokautować by stąd zniknąć i nie musieć wracać.
Bulma zaprowadziła mnie jak dzieciaka pod klasę, gdzie spotkała starego nauczyciela oznajmiając mu, iż jestem nową uczennicą tej szkoły, a po chwili niemal mnie wepchnęła do środka machając na pożegnanie. Wściekle spojrzałam w jej kierunku, by po chwili zlustrować pomieszczenie. Nie było jeszcze specjalnie dużo osób.
— Wybierz sobie miejsce. — Nauczyciel wskazał obszerną salę wypełnioną zielonymi podłużnymi stołami rosnącymi niczym schody ku górze.
Z niesmakiem pomaszerowałam na samą górę wybierając krzesło najbliżej okna. Od razu pomyślałam, że w razie co przez nie wyskoczę pokazując wszystkim jak bardzo mam ich w nosie. Nawet się uśmiechnęłam wyobrażając sobie to całe zajście.
Z każdą upływającą chwilą napływali uczniowie do klasy. Jedni zwracali na mnie uwagę, a inni byli za bardzo zajęci sobą. Wolałam zdecydowanie tę drugą grupę.
— To moje miejsce — burknęła ruda, wymalowana na twarzy dziewczyna.
Spojrzałam na nią od niechcenia robiąc przy tym minę jakbym się przesłyszała, po czym wróciłam do obserwowania szkolnego podwórka.
— A gdzieś jest to napisane? — zapytałam powoli.
— Nie, ale wszyscy wiedzą, że jest moje — odpowiedziała z wyższością w głosie.
Chwyciła mnie za ramię próbując ścisnąć je, gdy nie zareagowałam na jej wypowiedź, a raczej wbić swoje pomalowane szpony. Spojrzałam na jej dłoń. Czy ona właśnie próbowała pokazać mi, jaka jest silna lub ważna? Jakoś tego nie zauważyłam. A może myślała, że ma do czynienia z jakąś delikatną płaczką? Mimo wszystko usiłowała postawić na swoim. Miała pecha, ze mną nie miała żadnych szans, nawet na ustępstwo. Stary człowiek, który siedział na samym dole, przy ogromnej tablicy wiszącej na ścianie sam powiedział, że mam wybrać sobie miejsce. No i wybrałam, właśnie to.
Son Gohana nigdzie nie było, musiałam sobie radzić sama, z tymi istotami. Bulma wiecznie tłukła mi do głowy, że mogłabym wszystkich nastraszyć swoją odmiennością, więc miałam zachować dla siebie kim byłam.
Lewą dłonią złapałam rudą za jej dłoń wpijającą się złowieszczo w moje niczemu winne ramię. Starałam się jak najdelikatniej zacisnąć nowej koleżance piąstkę. Nie namyślając się długo przyłożyłam ją do ławki uśmiechając się mało życzliwie.
— Teraz wszyscy będą wiedzieć, że to miejsce należy do mnie.
Dziewczyna syknęła, co oznaczało, że zabolało ją i ze łzami w oczach powędrowała do innej ławki. Oczywiście jak najdalej ode mnie. O ile dobrze słyszałam padło nawet hasło: dziwaczka. Tym mogłam zająć się później albo i nie. Dziwna to była ona, ja tam czułam się całkiem normalna.
Ponownie wróciłam do obserwacji tego, co działo się za oknem, a było tam dojść tłoczno. Młodzież żwawo maszerowała do budynku, które zdążyłam nazwać swoim więzieniem.
— No, proszę, proszę. — odezwał się męski głos. — Zadziorna.
Spojrzałam na właściciela głosu, który zasiadł niedaleko, ławkę niżej, lecz sporo oddaloną ku prawej stronie. Blondyn o włosach do ramion były dłuższe nawet od moich, zaczesane mocno do tyłu. Chłopak całkiem umięśniony, jak na zwykłego mieszczucha, lecz niczego sobą nie prezentował – jego KI balansowała na marnych kilku jednostkach. Zdawało się, że spogląda na mnie wyzywająco. Prychnęłam odwracając wzrok opierając swój policzek na dłoni, która podpierała słomianą w kolorze ławkę. W głowie miałam tylko jedną myśl – niech ten dzień już się skończy.
Obmyślając plan na wieczorny trening usłyszałam podniesione szepty z ławki niżej. Klasa była niemal pełna czego nie zauważyłam spoglądając przez duże okno, a mojego przyjaciela jak nie było, tak nie mogłam się doczekać. Czyżby ta przebiegła Bulma mnie oszukała, żebym tylko poszła do tego więzienia? Czy na pewno miał tutaj pojawić się mój przyjaciel?
— Sharpner, czy to nie ty czasem jesteś tym latającym wymiarem sprawiedliwości? — zapytała stosunkowo głośno czarnowłosa dziewczyna w dwóch kucach siedząca na ławce wymachując delikatnie nogą przewieszoną na kolanie.
Chłopak, który wcześniej usiłował mnie zaczepić poprawił włosy zupełnie jak Yonan. Niemal przeszedł mnie dreszcz na to wspomnienie. Latający wymiar sprawiedliwości? A co to takiego? Postanowiłam w ciszy wsłuchać się w rozmowę nie obserwując rozmówców. Cokolwiek to było latało, więc miało prawo być, chociaż odrobinę interesujące.
— Nie, byłem rano na treningu — niemal fuknął z oburzenia. — Z resztą nie lubię pomagać policji. Za kogo ty mnie masz?
I zaczęła się dyskusja między najbliższymi zajętymi krzesłami. Tajemniczy osobnik miał być silny, silniejszy od ojca niejakiej Videl, kimkolwiek był. W głowie brzęczały już dwa imiona, które jak przypuszczałam mogłam zapomnieć w przeciągu paru godzin. Chwilę później padło hasło, iż jakiś tam latający wymiar sprawiedliwości nie może być silniejszy od Herkulesa, bo to jest zwyczajnie niemożliwe. Jeśli chodziło im o tego błazna co chciał się bić z tworem doktora Gero, jedno było pewne – silniejszy mógł być, ale tylko od całkowitych miernot tej planety.
— Drodzy uczniowie! Witam was serdecznie po wakacjach. — Niespodziewanie zabrał głos człowiek z dołu. — W tym roku dołączyła do nas nowa koleżanka. Może się nam przedstawisz?
Szeptom nie było końca. Mówili o mnie, gapili się, a ja milczałam, a nauczyciel wyczekiwał mojej odpowiedzi. Na próżno.
— Śmiało. — Usiłował mnie zachęcić do zdradzenia swego imienia. — Powiedz nam coś o sobie.
— Nie — rzekłam stanowczo ignorując pomruki uparcie wpatrując się w okno.
Wtedy coś zastukało, a zaraz otworzyły się drzwi. Jak wszyscy, automatycznie odwróciłam się ku nim, by dowiedzieć się kto nadchodził. Nim jednak przestąpił próg sali rozpoznałam sygnaturę, a w chwilę później pojawił się zmieszany Gohan. Został poproszony do środka ruchem ręki i o to samo co uprzednio mnie staruszek zapytał mego przyjaciela. Ten nieśmiało się przedstawił, a siwiejący ziemianin nie mógł oczywiście pominąć faktu, że wyniki egzaminów tego spóźnialskiego były nieskazitelne. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie dla większości zebranych, co wywnioskowałam brakiem specjalnego zainteresowania.
Odziany był w dziwne, rdzawe spodnie, z wyglądu niewygodne, błyszczące, sznurowane buty oraz białą bluzkę z długim rękawem i czarną kamizelkę narzuconą na to. Na jego piersi błyszczało się logo tej przeklętej szkoły, której za nic nie chciałam zakładać, ale koniec końców zostałam zmuszona, by móc wejść do budynku. Spoczęła ona na ramieniu i mnie irytowała. Przyjrzałam się przyjacielowi: skrócił włosy pozostawiając jedynie jeden niesforny kosmyk. Nie wyglądał już tak łobuzersko.
Chłopak został poproszony o zajęcie miejsca, a ten zaczął się rozglądać po pomieszczeniu nie kryjąc zdenerwowania. Już miałam zawołać półczłowieka, że obok mnie jest wolne miejsce, gdy zostałam uprzedzona przez blondynkę z dołu, która fryzurą przypominała matkę Trunksa.
Obserwowałam w milczeniu i irytacji jak zawstydzony syn Gokū wspina się po stopniach prosto do dziewczyny, która zaoferowała się wolną ławką.
— Cześć! — Uśmiechnęła się do niego szeroko. — Ja jestem Erasa. Miło cię poznać.
— Cześć — odpowiedział nieśmiało, po czym zajął miejsce, by wyciągnąć swój ekwipunek z lnianej torby, którą miał przewieszoną przez ramię.
— A to jest Videl, ale nie jest zbyt rozmowna. — Wskazała na dziewczynę po swojej drugiej stronie.
Zostałam niezauważona. Niezauważona! Jak on mógł mnie nie dostrzec? Rozeźlona wyrzuciłam minimalną ilość KI by pstryknąć nią z palców prosto w jego plecy. Jak on w ogóle śmiał o mnie zapomnieć?! Obiecywał mi, że nie będę się tu czuć jak osaczona!
Gdy energia dosięgła jego ciała niemal podskoczył, po czym mechanicznie się odwrócił, a gdy zobaczył, iż to ja szeroko się uśmiechnął.
— Och, cześć! — Był wyraźnie zakłopotany. — Nie zauważyłem cię. Bardzo, bardzo przepraszam.
To oczywiste baranie przeszło mi przez myśl. Inaczej przecież bym nie zaczepiała go.
— Znacie się? — zapytała Erasa. — Koleżanka nie jest zbyt rozmowna.
— A, no. — Wzruszyłam ramionami przewracając przy tym oczami.
Gohan potaknął z uśmiechem wyjaśniając, iż się przyjaźnimy. Co poniekąd zainteresowało blondynę i jej koleżankę, co siedziała po jej prawicy. Nie dość, że dwoje nowych to jeszcze się znają. Oczywiście niebieskooka nie omieszkała napomknąć, iż nie chciałam się przedstawić i może on zdradzi im moje personalia. Zrobił to bez większego namysłu, a ja ponownie przewróciłam oczami głośno przy tym prychając.
W międzyczasie nastolatkowie wrócili do rozmowy o tym kimś co podobnież latał. Przy okazji dowiedziałam się, że ów Videl jest córką tego skończonego pajaca Herkulesa i to właśnie ją nurtuje kim był tajemniczy bohater, co sprzątnął jej sprzed nosa zbirów, bo lubiła udzielać się społecznie. Nawet wyobraziłam sobie jak z ojczulkiem wywijają akrobacje, byleby popisać się przed mieszkańcami tej planety. Jej jednak nie widziałam w telewizji, a mimo to twarz w jakimś stopniu wydawała mi się znajoma.
Dziewczyna wreszcie wywnioskowała, iż musiało jakiemuś naocznemu świadkowi chodzić o Son Gohana, a ten z trudem wywinął się kłamstewkiem, że musieli go z kimś pomylić i nie może być złotowłosym bohaterem, o którym tak od rana trąbią. I tu nie zgadzał jej się w stu procentach opis, więc mu odpuścili, wszak ponoć siła nie idzie w parze z inteligencją. A Gohan w oczach ziemskiej wersji Yonana był nawet uważany za mięczaka. Co było ciekawe, bo uśmierciłby go jednym palcem.
Po pierwszych jakże nudnych i w sumie nieinteresujących mnie zajęciach nastała moja ulubiona część grafiku – przerwa. Jako że mieliśmy zostać w tej samej sali nie ruszyłam się z miejsca. Tam gdzieś czyhała na to krzesło dziewczyna o włosach kolorem zbliżonych do Zangyi tylko prostych niczym spływający wodospad. Son Gohan widząc, że nie opuszczam klasy odwrócił się do mnie z szerokim uśmiechem. Gdy pomieszczenie niemal opustoszało wreszcie mogliśmy ze sobą porozmawiać. Inni uczniowie wybiegli niemal jak dzikie psy, gdy rozległ się dziwny dźwięk. Ja bym tak uczyniła, ale już tu nie wróciła.
— Gdzieś ty się podziewał? — warknęłam. — Zostawiłeś mnie samą w tym wariatkowie całą wieczność!
Chłopak się zaśmiał nerwowo, drapiąc głowę.
— Bo wiesz, jak biegłem do szkoły to zaatakowali bank i żeby mnie nikt nie poznał użyłem transformacji. Z tego wszystkiego spóźniłem się i zjadł mnie stres...
— Czyli jednak o tobie mówi cała szkoła? Cudnie! — Wyrzuciłam ręce w górę nazbyt głośno wołając ostatnie słowo. — A to mnie kazaliście się pilnować! Co za dzień.
Czarnooki się zarumienił nie wiedząc, co powiedzieć. Teraz zrozumiał, że nie słusznie obawiali się mojego pierwszego dnia nauki, bo wbrew pozorom potrafiłam trzymać język za zębami nie wykrzykując wszystkim, iż ja, kosmitka pochodzę z rodziny królewskiej i mają się mi pokłonić, albo zniszczę tę planetkę. Zdążyłam przez te kilka lat nasłuchać się na temat swojego bycia dziwolągiem.
Aż miałam ochotę w podskokach pobiec do Bulmy i sprzedać jakże cudną informację. Na pewno moja prawdziwa wersja byłaby wątpliwa, gdyby nie fakt, że Gohan nie umie kłamać i przyzna się do swojego porannego poczynania i tego, jak teraz wokół niego węszyli, a ja okazałam się nieinteresująca.
Niestety nieuchronnie nadszedł koniec przerwy oznajmiając to swoim dziwacznym melodycznym dzwonkiem jakbym stała pod wierzą zegarową. W parę chwil uczniowie zleźli się do klasy zajmując swoje miejsca. Nim jeszcze zaczęła się lekcja Erasa zaczęła dopytywać się różnych rzeczy o swoim sąsiedzie z ławki. Była z niej mega dociekliwa papla.
— Przepraszam, ale jestem wścibska — szepnęła przyjaźnie. — Widzisz, nie pochwaliłeś się gdzie mieszkasz.
Zdumiałam, gdy otwarcie przyznała się do swojej nie zbyt przyjemnej przypadłości kolekcjonowania informacji.
— Nie szkodzi. Pochodzę ze wsi. Mam kawałek do miasta. — odparł bez namysłu.
— A dokładniej? — dopytywała dalej.
— W górach, w stronę morza i pustyń. Sektor 38.
— C-co?! Rejon 38?! Nie kpij ze mnie! — Blondyna zerwała się na nogi mało nie przewracając krzesła. — To tysiące kilometrów stąd, a nie jakiś kawałek!
Nauczycielka w okularach zwróciła uwagę oszołomionej dziewczynie by zapanowała cisza w sali. Zrobiłam głupią minę powstrzymując się od śmiechu. Dla nich było to daleko, ale jakby nie patrzeć, ja miałam dużo, duuużo dalej do miasta Herkulesa, więc ciekawa byłam reakcji, co powiedzą na moje zamieszkanie. Jednak w tej chwili wolałam słuchać tego, co się działo ławkę niżej niż zabierać głos. Czekałam na moment, w którym Gohan strzela gafę. To było lepsze niż telenowele Bumy w telewizorze.
Dziewczyna była nawet w stanie poinformować nas ile trwa wyprawa samochodem lub samolotem do tej szkoły z miejsca, w którym Saiyanin pomieszkiwał. Naprawdę, aż mnie korciło, by coś palnąć, ale odpowiedź czarnookiego nastolatka była dużo głupsza niż się spodziewałam. W sumie? Nie umiał kłamać, nie był nawet przygotowany na to pytanie. Musiałam go jakoś wybronić nim całkowicie się pogrąży. Czułam jak jego KI skacze, a to mogłoby wywołać panikę wśród ludzi. W końcu, od czego są przyjaciele? Już dostatecznie zwrócił na siebie uwagę i to mnie przyszło go ratować. Nikt inny teraz by tego nie zrobił.
— Przecież to nie jest tak daleko — burknęłam i machnęłam ręką jakby od niechcenia wciąż obserwując to samo okno. — Ja mieszkam dużo dalej, a jednak tu jestem.
Ostatnie zdanie wypowiedziałam z przekąsem. Przecież nawet nie chciałam tu być, a robiłam z siebie durnia tylko po to by Bulma ukończyła wreszcie salę treningową na kształt tej, którą miałam okazję wypróbować w innej przyszłości.
Najbliżej zebrani zwrócili się w moją stronę z zainteresowaniem.
— Och, jestem ciekawa. — Erasa niemal podskoczyła w krześle. — Jak daleko jest to... dalej? Nie było bliżej żadnych szkół?
— Miasto Zachodu.
Po tych słowach wyszczerzyłam mało uprzejmie zęby czekając na reakcję słuchaczy. Ich oczy niemalże wyskoczyły z orbit. To ponad trzy razy dalej niż w przypadku syna Gokū.
— To niemożliwe — burknęła Videl. – Musisz gdzieś wynajmować mieszkanie. Nikt nie może codziennie dojeżdżać z Zachodniej Stolicy. Nie wkręcisz nas, koleżanko.
— Nie muszę. – Prychnęłam. – I nie jestem twoją koleżanką.
Czarnowłosa spojrzała na mnie z rezerwą, a ja odpłaciłam jej krzywym grymasem. Córka idioty, czy nie, nie zamierzałam się z nimi bratać.
— Sara mieszka w Capsule Corporation. – Szybko wypalił Gohan z zakłopotaniem.
— To wyjaśnia wiele. – Zauważył Sharpner cicho pogwizdując. – Mają piekielnie dobre i drogie urządzenia nie tylko latające. Farciara.
— To znaczy, że jesteś dziedziczką ogromnej fortuny! — Niebieskooka blondynka była zafascynowana. — Mieć matkę inżyniera, światowej sławy konstruktora to jest coś.
— Bulma nie jest moją matką. — mruknęłam prostując jej myśli. — Nasze... Rodziny są zaprzyjaźnione i Gohan może prosić, o co chce. Ta kobieta zbuduje każdy pojazd.
W oczach przyjaciela widziałam strach i niemal zawał serca. Nie znałam się na ziemskich sprawach, ale maszyny latające nie były mi nigdy obce. Bez tego nie istniały podróże międzygwiezdne. A posługiwanie się firmą kobiety mojego brata chyba nie było zabronione? Oni robili podobnież mega wynalazki. Na pewno kapsułki mogące pomieścić wszystko i smoczy radar zasługiwały na uznanie pod każdym możliwym względem. Choć o tym drugim świat podobno nie wiedział. No i wehikuł. Ta druga Bulma zasługiwała na order.
W końcu z nudów zaczęłam przeglądać książkę do historii, jak było napisane na okładce, a czytać zdążyłam się nauczyć. Już na wstępie dostrzegłam zdjęcie tego błazna Satana. Jego gęby nie dało się nie rozpoznać: bujne, czarne afro, zarost od linijki. Aż nie mogłam uwierzyć, że miałam się o kimś takim uczyć. To, co wiedziałam i widziałam w zupełności mi wystarczało. Całkowicie.
Nauczycielka poprosiła, by któryś z uczniów przeczytał na głos parę zdań pierwszego tematu, dokładnie tego, pod którym widniało zdjęcie zarozumialca. Nikt nie kwapił się do tego zadania, padło więc na Gohana. Jak dobrze, że nie na mnie. Składać litery może i potrafiłam, ale żeby publicznie?
— Wielki mistrz Herkules po powrocie z 24 mistrzostw świata został powitany jak bohater. By utrzymać… — zaczął czytać.
— To chyba jakieś kpiny — warknęłam głośno nie mogąc słuchać treści.
Czy oni do reszty postradali rozum? Ja, dumny kosmiczny wojownik miałam wbijać do swojej głowy takie brednie? Chyba Bulma całkowicie na głowę upadła! Jeszcze tego dnia miałam zamiar złożyć rezygnację. Nikt nie miał takiej mocy, by uczyć mnie takich absurdów. Przecież było to oczywiste, że to my pokonaliśmy tę kreaturę zwaną dalej Komórczakiem. Nie zamierzałam okłamywać samej siebie. Jak ci wszyscy ludzie mogli być takimi baranami i się na to nabrali?
— Ten błazen jest w książkach? — Nie szczędziłam języka. — I wy to łykacie? Przecież to brednie!
Kobieta prowadząca zajęcia zaczęła mnie uciszać strasząc wizytą u dyrekcji.
— Myślisz, że się boję? — odwarknęłam zrywając się z krzesła.
— Saro! — pisnął Gohan. — Nie...
Ze wciąż zaciętym wyrazem twarzy spojrzałam na przyjaciela, który nie dość, że oczy miał wielkie jak talerze, to był bielusieńki niczym śnieg na szczytach najwyższych gór. Gdy go tak obserwowałam spode łba powoli pokręcił przecząco głową. Zamilkłam. Zamrugałam kilka razy, po czym westchnęłam głośno opadając na ławkę teatralnie przy tym przewracając oczami.
W głowie aż mi zahuczało, że pod przymusem obiecałam niebieskookiej, pierwszego dnia tam nie trafię, co nie oznaczało, iż nigdy się to nie wydarzy. Zostałam zaatakowana naprawdę wszelakimi różnościami, że momentami czułam się jak jakież zaszczute zwierzątko.
Gohan ostudził mnie nim zapłonęłam i pokazałam się ze swej prawdziwej strony. Nie chciałam tu być. Położyłam głowę na ławce, jak zwykle w kierunku okna, mojej jedynej ucieczki z tego miejsca i zamknęłam oczy.
***
Między zajęciami Gohan pomógł mi odszukać swoją szafkę, w której mogłam trzymać jakieś rzeczy, choć nie miałam pojęcia, po co mi ona. Niby z Bulmą załatwiałam ten temat, ale i tak nie wiedziałam, gdzie szukać metalowej skrzynki. Gohan nie odstępował mnie na krok, nawet gdy szłam do toalety czyhał pod drzwiami niczym strażnik. Wkurzało mnie to diabelnie, ale jakoś to znosiłam. Jego wzrok zbitego psa kruszył lód. W końcu zrozumiałam jak bardzo ważny był dla niego ten dzień i przestałam robić z siebie nadętą księżniczkę. Chociaż właściwie taka byłam... On się starał, a ja nie ułatwiałam mu tego, nawet kiedy myślałam, że tak jest. Nikomu nie było łatwo, ale się starał. Było to dla niego ważne. Choć raz mogłam pomyśleć o nim, nie wiecznie oglądać czubek własnego nosa. Już wystarczająco to całe szkolne przedsięwzięcie oddaliło nas od siebie.
Tego dnia ostatnie zajęcia miały odbyć się na boisku za szkołą. Saiyanin wytłumaczył mi czym są szatnie i, że w tym świecie dzielą się na damskie i męskie, a na moje pytanie: „dlaczego”, ze speszoną miną wyjaśniał, iż nie wszystkie panie są takie jak ja i nie przejmują się tym, że ktoś na mnie spojrzy w trakcie przebierania, i podobnie jest z facetami. To było zabawne, gdy tak się mieszał w słowach, uciekał wzrokiem i zarazem czerwienił. Wyglądał jak zawsze uroczo. A jednak wciąż nie rozumiałam, dlaczego sam temat go tak krępuje. W końcu ciało to ciało.
Odprowadził mnie do szatni dedykowanych dla dziewczyn mówiąc bym przebrała się w strój do ćwiczeń, który uprzednio pakowałam w materiałowy worek, gdy Bulma tłumaczyła mi, że w szkole są też zajęcia sportowe, a który wyjmowałam z szafki w korytarzu pełnej takich samych skrytek.
Tak jak Gohan wcześniej zauważył nie każda z dziewczyn potrafiła się po prostu przebrać. Siedziałam na ławeczce obserwując to zjawisko. Jedne uciekały do toalet, inne kombinowały na czterysta sposobów założyć podkoszulek jeszcze nie zdejmując poprzedniego, a kolejne rozglądały się czy aby na pewno nikt ich nie obserwował. Każda miała inną posturę ciała, była wyższa, niższa, krąglejsza, ale żadna z nich nie była nawet w połowie tak zbudowana, jak ja co oznaczało, że są najzwyklejszymi przedstawicielkami tego gatunku, jak choćby kobieta mego brata. No dobra, poza tą dziwną dziewczyną, która wielokrotnie się mi przyglądała. A raczej nam – nowym w tym miejscu.
— Nie przebierasz się? — zapytała sznurując buty. — Nie wglądasz na taką, co nie lubi sportu, a zajęcia zaraz się zaczynają.
— Przecież ona ma większe mięśnie od ciebie, Videl! — Zauważyła jej blond koleżanka. — Popatrz na jej ręce! Aż strach pomyśleć co kryje pod koszulką.
— Coś trenujesz?
— Trenuję, codziennie — odparłam. — A przebiorę się w swoim czasie.
W przeciwieństwie do nich byłam posiadaczką nie byle jakiego ogona. Według Bulmy i Chi-Chi nie mogłam od tak się z nim pokazywać. Nie należałam do tego gatunku, mogłabym nastraszyć tych ludzi, chociaż z pozoru się nie różniliśmy. Wspomniane kobiety opowiadały jak poznały Gokū i ten, jak ja miał całkowicie olewatorskie podejście i straszył swoją odmiennością nie jednego. Przesadzały, ja to wiedziałam. Obie jakoś nie zniknęły z jego życia, a miło je wspominały.
Mimo wszystko z ogonem nie musiałam się rozstawać, więc go kryłam. Wystarczająco dokuczał mi na jego tle mój wspaniały braciszek. Jeszcze by mi go wyrwał! Wściekłabym się.
— To tak jak Videl — Erasa z entuzjazmem zaszczebiotała. — Jest mistrzynią. W ostatnich zawodach najlepszego pod słońcem zajęła pierwsze miejsce w kategorii młodzików.
Wychwalała koleżankę, a ta jedynie spode łba się przyglądała wszystkiemu. Odniosłam wrażenie, że ściemnia z tymi sznurówkami.
— Nie muszę brać udziału w turnieju, by wiedzieć, że jestem najlepszą — rzuciłam ponuro.
Jedna spojrzała z zaskoczeniem, druga mnie tylko zmierzyła, z resztą nie pierwszy raz. Widać było, że są różne, jak ja z Gohanem. W chwilę później nauczyciel wezwał wszystkich do siebie. W ekspresowym czasie zmieniłam T-shirt na obcisły podkoszulek, eksponujący mięśnie brzucha. Bulma oczywiście coś tam burczała pod nosem, ale ja przywykłam do takiej odzieży. Mój bojowy kombinezon zawsze był moją drugą skórą. Do tego doszły delikatnie luźne szorty z genialnym projektem spod ręki mistrzyni inżynierii: specjalnym podwijanym materiałem, który niczym tunel mógł pomieścić moją saiyańską kończynę i nikt nie był w stanie jej dostrzec. Wkurzało mnie to, że kazano mi go ukrywać i właśnie był to jeden z powodów, dla których nie chciałam tu być.
Cieszyłam się jedynie na myśl, że po tym wszystkim w końcu będzie można wrócić do domu. W sumie nie spieszyło mi się tam, jednak chciałam sprawdzić, czy Brief oddała do użytku obiecaną nam salę grawitacyjną. Byłam nawet w stanie wyobrazić sobie tam księcia, który z kpiarskim uśmieszkiem trenował myśląc na mój pobyt tutaj. W końcu bez zająknięcia zgodził się bym właśnie tutaj się znalazła. Dołączyłam do reszty grupy będąc myślami na właściwym treningu.
— Witajcie. Dziś rozegramy mecz baseballu — oświadczył wuefista. — Dwóch chętnych, na kapitanów?
Pokaźna grupka uczniów zebrała się przy nauczycielu. Gdy siedzieli w ławkach zdawało się, że było ich mniej.
— Te, Son Gohan, na pewno nie umiesz w to grać — niespodziewanie zawołał blondyn nie kryjąc pogardy. — Nie wyglądasz na takiego co by w ogóle próbował.
— Masz rację — przytaknął mu. — Ale znam zasady. Wiem, jak grać.
Ruszyłam w stronę ławek, na których zebrało się już paru uczniów. Nie miałam zamiaru bawić się w jakąś durną ziemską grę. Nawiasem mówiąc, wolałam w tym czasie zająć się czymś pożyteczniejszym dla swego ciała i choćby pomedytować. Cierpliwości Piccolo nie miałam, co prawda, ale było to już lepszym zajęciem.
— Na mnie nie liczcie — rzuciłam. — Nie gram w żadne gry.
Oczywiście nie uszło mej uwadze kilka kąśliwych uwag, jednak spłynęły one po mnie. Mogłam zaorać to miejsce nawet się nie pocąc. Tylko nie przyszłam tu zabijać, a odbębnić swoją karę. Kiedy drużyna była podzielona, a w jednej z nich znalazł się mój przyjaciel rozpoczęła się nudna wymiana piłeczką. Rzucali, odbijali, nie odbijali, biegali i tak dalej. W końcu, gdy brązowooki laluś odbił piłkę córki Satana, a którą miał złapać Saiyanin, o czym dowiedziałam się z rozmów siedzących obok. Chłopak wyskoczył w górę i złapał.
— Dajesz, Gohan! — wyrwało mi się.
Na boisku zapanowała głucha cisza, a ja zrozumiałam, że oni tak wysoko nie skaczą! Po tym wyskoku zasiadłam z powrotem, ponownie obserwując poczynania chłopaka. Wyrzucił on piłkę wprost w czyjąś rękawice, a ten przewrócił się od uderzenia. Gohan jak gdyby nic wrócił na ziemię i ruszył przed siebie.
Dwóch chłopaków siedzących obok spojrzeli na mnie jak na wariatkę, ale i tak on zrobił na nich, zresztą na wszystkich niemałe wrażenie. Ja zrobiłabym dokładnie to samo, a może nawet kogoś bym uszkodziła?
Syn Chi-Chi po zdobyciu niejakiej bazy dobiegł do ławki, na której siedziałam i już miał się rozsiąść z miną męczennika, gdy inny uczeń oznajmił mu, że gra wciąż się toczy. Zachichotałam bacznie obserwując jego poczynania. Był naprawdę niezdarny w tym, co robił. Chyba sam za dobrze nie czuł się w roli zwykłego śmiertelnika i powoli rozumiał, dlaczego nie chciałam tu być i udawać porcelanowej szklanki.
Po powrocie do gry dostał kij do rąk, czyli musiał robić to samo co ten cały pseudo siłacz Sharpner wcześniej – odbić piłkę. Teraz za to ten drugi celował w niego. Doprawdy głupia gra. Mogłabym odbić ją bez trudu z ręki, może nawet ogonem? Tylko grając w ten cały baseball, z silniejszymi istotami mieszkającymi na tej planecie. Gohan nie odbił piłki. Niby poruszała się szybko, ten koleś miał jednak jakąś tam siłę, nie tylko masę mięśni, ale i tak mogłabym go zabić jednym palcem. Ku mojemu zdumieniu syn Chi-Chi przyjął cios w głowę. Co to tam dla nas, ale czemu jej nie odbił, tak jak robili to inni? Przecież doskonale ją widział, nie było szans na chybienie. A ten stał jak posąg i wpatrywał się przed siebie, a później, kiedy biegł zaliczyć tę jakąś bazę wszyscy gapili się w osłupieniu, po raz kolejny. Ten dzień nie mógł być już dziwniejszy!
Po skończonych zajęciach chowaliśmy niepotrzebne nam rzeczy w zielonych, metalowych szafeczkach na korytarzu, by następnie ruszyć do domu. Miałam swoją szafkę, jakieś piętnaście, może więcej szafek dalej od czarnookiego. Kiedy podeszłam do Son Gohana, by go popędzić, znikąd pojawił się ten zarozumialec Sharpner i jego paskudny uśmieszek. Jeszcze na do widzenia kazano mi go oglądać. Czy mogłam go już odstrzelić?
— To, do jakiego klubu się zapisujesz? — Pytanie skierował do chłopaka. – Mógłbyś do nas, do bokserskiego. Chyba dałbyś sobie radę w wadze piórkowej. Masz głowę ze stali.
— Waga piórkowa? — pomyślałam głośno. — Klub bokserski? Brzmi interesująco. Co to?
Spojrzałam na przyjaciela z zainteresowaniem. Czy chciał zapisać się do klubu, gdzie można śmiało używać pięści? Tylko, dlaczego nikt mnie o to nie zapytał? Też chciałabym się sparingować. Tylko czy miałoby to jakiś sens nie mogąc używać swojej nadludzkiej mocy, oczywiście…
— Chyba nie będę miał na to czasu — rzekł Saiyanin spoglądając na mnie kontem oka.
Mogłam się założyć o własny ogon, że wiedział, iż jestem chętna, a jak przewidział byłabym tam pewno jakąś anomalią, a on przypomniał mi, że mieliśmy zachować naszą siłę w tajemnicy. Zrezygnowana opuściłam ręce, prawie bym zapomniała utrzymać kitę w pasie z niezadowolenia.
— Nie pamiętasz? — odezwał się damski głos w oddali. — Przecież Gohan mieszka daleko. Nie byłby w stanie zjawiać się w szkole ot, tak. Już wystarczająco dużo czasu poświęca na drogę.
Ta wścibska blondyneczka właśnie uratowała go przed tłumaczeniem się, dlaczego nie podejmie się żadnego kółka zainteresowań. Musiałam przyznać jej rację. Jeśli mieliśmy wypaść jak normalni licealiści musieliśmy zachować jakieś pozory czasowe. I tak dla nich było już nieprawdopodobne, że chodzimy właśnie do tej szkoły, a nie w swoich rejonach. A ja już w zupełności.
— Twoja koleżanka to już w ogóle nie ma na nic czasu — dodała.
Z głupimi minami na twarzy opuściliśmy korytarz szkolny kierując się w jakieś dogodne miejsce by dalej ruszyć w przestrzeni, którą według ludzi mogą zajmować jedynie maszyny latające. Z resztą, na co nam były jakieś głupie zgrupowania z różnymi zainteresowaniami? Mieliśmy swoje życie prywatne, o którym nie musieliśmy mówić nikomu, w sumie to było nam zabronione. Przemierzając część drogi dostrzegłam, że ktoś za nami podąża od dłuższego czasu. A może to tylko moje przewrażliwienie?
— Dałeś dziś ciała, nie ma co — mruknęłam do przyjaciela. — Ciesz się, że matka i Bulma cię nie widziały, bo by zawału dostały.
— Nawet mi nie wspominaj. — westchnął. — Mało brakowało, zapewne. Nie sądziłem, że to będzie takie trudne.
— Wiesz? Powinniśmy się na zmianę pilnować — zauważyłam. — Tobie, jak i mnie nie łatwo odnaleźć się w tym dziwnym świecie.
— Masz rację. To nie jest takie proste jak mi się zdawało. Jesteśmy zbyt silni.
— O nie, Gohanie — zacmokałam wymachując mu przed twarzą palcem wskazującym. — Oni są zbyt słabi.
Gdy zakręciliśmy wzdłuż chodnika za budynek chwyciłam nastolatka za ramię po czym wyskoczyłam w górę ciągnąc go za sobą, a następnie wylądowaliśmy na dachu. Już miał pytać co jest grane, gdy wskazałam mu palcem szpiegującą nas córkę Satana. Syn Gokū był na tyle nieogarnięty przez stres związany z pierwszym dniem w nowym świecie, że zwyczajnie nie zauważył tego.
— Chyba się uwzięła, szpiegula. — stwierdziłam rozbawiona. — Tym bardziej muszę cię pilnować. Wychodzi na to, że już wcześniej maczałeś tu swoje palce.
Uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciela by wiedział, że ta runda należała do nas. Dziewczyna węszyła, a my musieliśmy zrobić wszystko by nas nie zdemaskowała. Co prawda jej chodziło o Gohana i tego śmiesznego zamaskowanego kłusownika, czy jakoś tak. Mnie jeszcze o nic nie podejrzewano. Jeszcze.
Półczłowiek postanowił wraz ze mną udać się do miasta Zachodu nim wróci do domu i odpowie na wszystkie nurtujące matkę pytania. W takich chwilach cieszyłam się, że nie miałam rodziców, chociaż jego ojciec był chyba inny. Nie miałam specjalnej okazji z nim tyle przebywać co z tą niebezpiecznie nadwrażliwą kobietą z powodu jego heroicznego poświęcenia.
Przyjaciel mój zastanawiał się, czy Bulma byłaby w stanie mu pomóc. Chciał móc przemieszczać się szybciej niż na swojej chmurce i być jednocześnie niezauważalnym. Bo wiadome było z góry, że ilekroć coś się wydarzy w miastach po drodze, tyle razy będzie interweniować i nic nie mogło go przed tym uchronić. Miał zbyt wielkie serce na cudze krzywdy. Po prostu.
Teraz to już nawet mnie nie mogło być tak łatwo. Kiedyś chroniąc miasto Południa przed Yonanem byłam nierozpoznawalna, a tak to w telewizji, któreś z uczniów mogłoby i mnie rozpoznać, gdybym zechciała wtrącić się do poczynań kompana, a niebieskookiej mogłoby się to nie spodobać, tym bardziej że wyjawiłam im, że mieszkam w Capcule Corp. Chociaż... W złotej wersji byłam kimś innym dla zwykłego szaraka. Jedynie odzież, mogła zdradzać wśród małostkowych gapiów. A jak zauważyłam były na tej planecie osoby, które zwracały nawet na to uwagę.
***
— Chciałbyś zostać super bohaterem? — zapytała Bulma paląc papierosa.
Nie lubiłam ich zapachu, ale to był jej dom i nie miałam specjalnie nic do gadania. Wiedziałam, że terrorem bym ją pokonała, ale to i tak by się skończyło na tym, że wylądowałabym z powrotem w jakieś jaskini, a naprawdę zdążyłam polubić swoje miękkie łóżko i to, że miałam swoje miejsce na Ziemi. Nauczyłam się wdzięczności przy tej jakże tolerancyjnej kobiecie. Mego brata też przyjęła pod dach, a nie musiała.
Siedzieliśmy w obszernym salonie na krwistoczerwonej kanapie; Gohan w siedzisku, ja na podłokietniku, tuż obok. Pani inżynier naprzeciw w wygodnym fotelu w kolorze czerni, z którego także lubiłam korzystać.
— Wiesz, jeśli mamy na sto sposobów kombinować jak się nie zdemaskować... — Ciągnął chłopak monolog. – Tak, tylko ty możesz pomóc. Chciałbym być nierozpoznany przez kolegów.
— Taka jedna już węszy. — Chciałam zauważyć i dodać dramaturgii.
Niebiesko-włosa zaciągnęła się, a następnie strzepnęła popiół do popielniczki znajdującej się na małym, szklanym stoliku kawowym. Przez chwilę wpatrywała się w nas jakby chciała dowiedzieć się co się wydarzyło nie zadając żadnych pytań. Jej wzrok był bardzo wymowny i musiała się go nauczyć od księcia, bo od kogo?
— Och, Bulmo! — Wyrzuciłam ręce w górę. — Byłam nieskazitelna, to Gohana podejrzewają o nienaturalność. Ja nic jeszcze nie zrobiłam!
— Ach tak? — Zdziwiła się. — Nie przesadzasz z tą nieskazitelnością?
— Nawet dał się uderzyć piłką do jakiegoś bejzbula w głowę i stał jak posąg, gdy inni twierdzili, że powinien płakać z bólu. — Przypomniałam sobie.
— Tak dokładnie to do baseball’a, ale i tak, ma rację — Dodał przyjaciel, poprawiając mnie. — Sara... Nic nie zrobiła co by ją zdemaskowało.
Kobieta wzięła ostatni wdech nikotyny z papierosa, po czym go zgasiła. Podeszła bliżej by spojrzeć nam w oczy. Ja może i byłam ściemniarą, ale on? Jemu musiała uwierzyć, właśnie się przyznał do głupiej gafy spod banku, w którym nie mogłam brać udziału, wszak osobiście odprowadziła mnie do sali lekcyjnej i mimo wielu zapewnień nie opuściłam jej. Dziś chyba był jedyny dzień, kiedy nie miałam zamiaru oszukiwać. Coś niedorzecznego. Ale moment, w którym prawie wybuchłam z powodu durnego ziemianina wolałam sobie darować. Nic w końcu się nie wydarzyło.
— Dobrze więc. — Uśmiechnęła się. — Co powiesz na nowy kostium?
— Byłbym wdzięczny. — Z wrażenia aż podniósł się z kanapy. — Czy to możliwe?
— Nie ma rzeczy niemożliwych — zaśmiała się, po czym puściła nam oczko.
Niebieskooka postanowiła zająć się tym problemem od razu. Oznajmiła też, że od jakiegoś czasu Vegeta testuje naszą nową salę grawitacyjną i możemy się tam udać, jeśli chcemy. Poprosiła nawet syna Gokū by został, gdyż w ciągu kilku godzin jest zdolna wykonać jego prośbę.
— Nie daj się prosić! — zawołałam entuzjastycznie. — Choć! Pokażę ci gdzie jest ta sala!
Nie czekając na jego odpowiedź chwyciłam go za rękę i pociągnęłam we wspomniane miejsce. Bulma na odchodne powiedziała, że zadzwoni do Chi-Chi by ta się nie martwiła. Aż nie mogłam się doczekać, kiedy to zobaczę. Nie musielibyśmy trenować w górach jak do tej pory. Wiadome było, że Vegeta okupowałby to miejsce godzinami, w szczególności, kiedy postanowił zająć się szkoleniem swojego syna. Prawda była taka, że wciąż nie otrząsł się po fakcie, iż z Gohanem byliśmy o wiele silniejsi od niego i to w tak młodym wieku. Różnica między nami była taka, że on nie trenował od najmłodszych lat. Wystarczyło mu, że był silny i na tym polegał. Na szczęście dzięki temu nie zbywał mnie, kiedy prosiłam go o wspólną walkę. Każdego dnia usiłował mnie pokonać i z każdym treningiem stawał się silniejszy.
— Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak ci zależy na ochronie tych ludzi. – Zamyśliłam się wyobrażając sobie jego dzisiejszy poranek w mieście. – Przecież banki i zwykłe zbiry nie są jakąś straszną rzeczą dla planety. Poradzą sobie. Mają tą swoją pomagaczkę.
— Tak, masz rację, ale znasz mnie — zaśmiał się nerwowo. — Widzę i reaguję. Nie umiem inaczej.
— No, nie potrafisz stać obojętny. — Przewróciłam oczami.
Kiedy stanęliśmy przed nowoczesną salą treningową spotkaliśmy ośmiolatka wycierającego ręcznikiem twarz. Od razu domyśliłam się, że skończył sparing z ojcem. Ciekawa byłam jak mu poszło. Ja w jego wieku podróżowałam po kosmosie na usługach Feezera.
— Cześć Trunks. — zawołałam. — Jak nowa sala? Fajna?
— Tak. Bardzo, ale wciąż ciężko mi się poruszać przy tym przyciąganiu — zauważył.
Na naszych twarzach zawitał uśmiech. Wiedzieliśmy, że jest młody, i że jemu i Gotenowi nie brak temperamentu, ale ich wiek nie pozwalał na szczególne możliwości. Jeszcze. Niebawem z sali wyszedł Vegeta, jak zwykle z naburmuszoną miną.
— Cześć Vegeta! — zawołałam radośnie.
— Witaj. — Przywitał się grzecznie Son Gohan.
Ten w milczeniu stanął naprzeciw nas i po chwili odpowiedział. Jak zawsze udawał obojętnego i niewzruszonego, taki był. Ja wiedziałam, że nie jest całkiem oschły, jednak pozory musiał stwarzać. Nie lubił przesadzonych uczuć, a wychowany był twardą ręką bez krzty domowego ciepła. Rodzice nasi byli wyrachowani, chociaż ja i tak nie bardzo zapamiętałam cokolwiek. A może wyparłam to?
— Jak sala? Powiedz mi, że jest zarąbista! — Podekscytowana byłam jak dziecko.
— Może być. — mruknął olewając mój zapał. — A twój kolega to chyba sobie dał ostatnio wolne?
Gohan zarumienił się przyznając, że od jakiegoś czasu praktycznie nie trenował. Gdyby nie on pewno sama bym nie zwróciła na to specjalnej uwagi. Jako przyjaciółka nie mierzyłam jego siły. Zresztą przez ostatni rok praktycznie się nie widywaliśmy na sparingach, a w książkach. Starszy brat ruszył przed siebie nawet nie pytając co robi tutaj syn Gokū jak to bywało kiedyś. Z W sumie zdążył się do tego przyzwyczaić. W ogóle przestał zadawać jakiekolwiek pytania, prędzej to ja próbowałam coś z niego wyciągnąć. Miałam wrażenie, że wciąż jest zły za przeszłość. On jak nikt inny potrafił być obrażony za wszystko. Zdarzyło się mu w złości wykrzyczeć, iż jego śmierć była moją winą. Oj wściekła byłam na niego jak osa. Nie rozmawialiśmy ze sobą przeszło miesiąc, a każdorazowe spotkanie w starej kapsule treningowej kończyło się złamaniami. Obojgu.
— Choć wypróbować salę, nie będziemy się pojedynkować naprawdę. — Machnęłam ręką. — Nie masz na to czasu. Tylko kilka ciosów.
***
O zachodzie słońca Bulma wyszła ze swojego laboratorium informując nas, że skończyła. Nawet mały Trunks był ciekawy, co też za wynalazek wykreowała jego matka. Spotkaliśmy się na balkonie. Ta podała Gohanowi jego stary zegarek elektroniczny, który kiedyś podarował mu dziadek na urodziny. Chłopak niepewnie wziął go do ręki. Jednak gdy go zapinał załączył mu się zapał by wypróbować nowe urządzenie.
— Wciśnij ten czerwony guzik — oświadczyła z dumą. — No, dalej.
— Dobrze.
W chwili, gdy się do tego przymierzał wpatrywałam się w niego jak w niezapowiedziany prezent. Też chciałam wiedzieć, co takiego mogła stworzyć ta kobieta, a miałam świadomość, że ktoś, kto stworzył smoczy radar ma łeb nie od parady. I wehikuł czasu, nie ważne, że w innym wymiarze. Kiedy czarnooki wcisnął przycisk rozległ się cichy dźwięk, a wokół jego ciała pojawiły się migoczące cząsteczki, które jakby chciały go opatulić.
— Też chcę taki! — zawołał rozentuzjazmowany syn Vegety.
Ku mojemu zaskoczeniu, a także ośmiolatka pojawił się dziwny typ, w jeszcze dziwniejszym pomarańczowym kasku z antenkami. Czy to miał być Son Gohan? Był ubrany w czarny kombinezon typu Freezerskich sił kosmicznych, ale miał także na sobie coś jak zielony szlafrok spięty paskiem w pasie i długą czerwoną pelerynę, która dumnie trzepotała po uwolnieniu, choć wiatru nie było. Oniemiałam z wrażenia. Gdyby moja szczęka nie miała ograniczeń pewno by upadła do podłogi.
— O czymś takim marzyłem! — Nastolatek był wyraźnie zadowolony przeglądając się w lustrze.
Nie do wiary, że Bulma ubrała go w coś podobnego. W tej samej chwili odechciewało mi się prosić ją o coś takiego. Ja w czymś takim?! Jednogłośnie z małym Trunksem stwierdziliśmy, że nie potrzebujemy żadnego przebrania. On w tym stroju wyglądał jak dziwadło, ale jeśli miało to sprawić, że jest nierozpoznawalny… Cóż, kobiecie się udało.
Przed zmrokiem pożegnaliśmy syna Gokū, a ten ruszył do domu na swojej żółtej chmurce Kinto, którą otrzymał jego ojciec za dziecka od starego Roshiego. Wracał w swych normalnych ciuchach, nie tym ultra dziwnym kostiumie. Matka Trunksa czasami nie miała ogłady w tworzeniu dziwadeł. Ciekawa byłam jeszcze jak zareaguje na to jego matka, a gdzieś tam w podświadomości uznałam, że podzieli moje zdanie.
Obraz: Photolab
Oryginał: EarwenMymy
9 grudnia 2014 o 6:50 PM
OdpowiedzUsuńJeśli miałabym zacząć od błędów to przy fragmencie „zielony szlafrok i długą czerwoną peleryna” masz złą końcówkę :P No i jeszcze dobija mnie pisanie Komórczak zamiast Cell, bo jakoś nie trawię tłumaczenia nazw własnych, ale to już co kto woli.
Rozdział – jak zwykle – imponująco długi. Aż ci zazdroszczę chęci do pisania tyle ;-;
Pierwszy dzień w szkole i księżniczka Saiyan niczego nie zniszczyła. Ja mam w to uwierzyć? Czy to możliwe? xD Dochodzę do wniosku, że w świecie DB jest niczym w Korei Północnej. Wygrali MŚ, mimo że nie brali udziału. Jest najsilniejszy na świecie, pokonał potwora któremu nie dała rady cała armia. Jak zwykle – piękny brak logiki świata DB c: Zbyt wiele dodać nie mogę bo nie wiem o czym. Podobało mi się i nie mam do czego się czepiać, no a więc jest dobrze xD
Pozdrawiam, Sauly
10 grudnia 2014 o 4:09 AM
OdpowiedzUsuńNom. Naprawdę mnie zadziwiło, że Sara nic nie rozwaliła. Oczywiście ocena na plusa, jestem jak zwykle pod wrażeniem i czekam, aż wreszcie pojawi się moja postać, jeśli oczywiście masz co do niej jakieś plany :)
4 czerwca 2015 o 4:23 PM
OdpowiedzUsuńKochana Killall!
Zacznę może od dwóch błędów, napisałaś „czół” i gdzieś „kontem oka”.
Co do treści, nie wiem jakoś trochę nie poczułam tego klimatu z pierwszych dni Gohana w szkole, szkoda, liczyłam trochę na to :<. Może dlatego nie mam wiele do powiedzenia na temat tego rozdziału, trochę mnie zaskoczył nagłe kompletne „wyłączenie” tego oczucia ze strony chłopaka do Sary. Do tej pory było to dość często zaznaczane, ale domyślam się, że chciałas się skupić po prostu na całej tej pozostałej otoczce.
Ej, a dlaczego niby Trunks w wieku lat 8 nie ma się czym pochwalić? Kiedy dokładnie w tym wieku reprezentował naprawdę bardzo dobry poziom i przecież walczył z Gotenem, z Buu. No co ty! :p
Omg, wciąż siedzi we mnie to wyobrażenie, jak Gohan dostaje piłką baseballową w głowę i śmieję się z tego jak durna! 😂😂 A tak się chłopak starał, żeby się nie wyróżniać, ale chyba nie do końca mu to wyszło 🤭 Przyznam szczerze, że kompletnie nie pamiętam tych odcinków, kiedy Gohan chodził do liceum 😊 Pamiętam tylko, że Videl jednak udało się wywęszyć, że to on jest tym zamaskowanym bohaterem? No ale teraz ma przecież do pomocy Sarę! A Sara tu obserwuje wszystko i wszystkich jak sokół i już się nawet zorientowała, że Videl zaczęła wokół niego niuchać 😂🤭 Bardzo przyjemnie i szybko mi się czytało, w ogóle nie odczułam tej długości rozdziału! 🤯 Podobał mi się też zupełnie inny klimat tego odcinka i jego lekkość! Mocno kontrastował z poprzednim, który był utrzymany w zupełnie innej atmosferze. Chociaż Sara, nie powiem, nieźle mnie tutaj irytowała 😂🤭 Zachowywała się jak taka typowa krnąbrna, zbuntowana przeciw wszystkim i przeciw wszystkiemu nastolatka, którą aż miałam ochotę potrząsnąć i krzyknąć: "ogarnij się! Świat nie kręci się wokół ciebie!" 😵🤯 A to był przecież dopiero pierwszy dzień 🤭 Wiem, że nie zależy jej na zawieraniu przyjaźni ani nawet znajomości z Ziemnianami, ale mogłaby się trochę postarać, chociażby że względu na Gohana 😊 W ogóle jaka Erasa była nim zainteresowana 😏🤭 Bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej! Co z Videl? Dalej będzie węszyć? W tym odcinku było jej mało, ale jestem pewna, że w kolejnych jeszcze się pojawi 😈 No i czy Sara odnajdzie się w szkole, czy jednak ma zamiar dalej walczyć z system i zrażać do siebie ludzi? 🤭😂 Czekam, JUŻ CZEKAM na kolejny rozdział! 😍😍😍
OdpowiedzUsuńDziekuje Ci, Kochana za jakze dlugi komentarz! Z reszta, jak zawsze 💜 Az specjalnie dla ciebie znalazlam pierwszy lepszy odcinek z tym jakze genialnym meczykiem 🤣🤣🤣
Usuńhttps://youtu.be/zuABCIcJMeA
Tak, to nie byl latwy dzien dla nikogo. Gohan tak bardzo chcial byc normalny, ludzki, ze zapomnial kontrolowac swojej saiyanskiej "odmiennosci": tu wyskok, tu sila, a tu... łeb ze stali 😁🤣. Do tego stopbia sie zafiksowal, ze Sarka gdzies tam troszke odeszla na bok. Nauka, egzaminy i ten entuzjazm z nowego, noze lepszego swiata i puf... W dodatku przez te dwa lata od pamietnej sceny w kryptach, coz Gohan nie znalazl w sobie odwagi by wyznac co czuje. Bal sie odtracenia, nie widzial w tym siebie. Z resztą jak wiadomo chlopak bardzo niesmialy jest 🤷🏼♀️ Smialy to in byl jak po mordach lal Starcow na Vitani, a potem czar prysnal 😪. Z reszta Sara, to durna dziewucha, nikt jej jak krowie na rowie nie wytlumaczyl, czym jest milosc, i ze milosc to cos wiecej niz przyjazn, a wcale sie wykluczac nie musza 🤩. Ten poszedl w nauke, ta choc cos tam meczyla, glowa jej puchla to zawsze wybierala ttwning, mordobicie, jak to typowa Saiyanka 🤭. Kiedy nie brakowalo jej przyjaciela i nie byla go w stanie wyciagnac na sparing probowala pod jego okiem sie uczyc, wiesz, by friendzone przetrwal, bo go zwyczajnie potrzebowala. Wiadomo o co chodzi 😛, no, ale dziocha nie potrafi połączyć tej najważniejszej kropki 🙈. I puf, jesteśmy w liceum. Gohanek zadowolony, cos nowego, a Sara wrecz przeciwnie. Nje chce tam byc i podkresla to na kazdym kroku. Nie pasuje do tefo swiata, nie chce i wciaz traktuje to jako kare, nie przygode. A przeciez to wyzwanie nie tylko dla niej! Moze sie ogarnie w tej kwestii, moze sie obudzi w tej drugiej? Moze nie bedzie za pozno? A Videl? Ona weszy, jak to ona, taka harpia 🤣 z rownie nie byle jakim charakterem. Zapowiadam, ze bedzie sie dzialo w najbliższych odcinkach. Moze bez brutali, mordobicia i polamanych konczyn, ale nudy nie bedzie 😁
Ciesze sie, ze Sara Cie w tym odcinku wkurzala. Tak mialo byc. To nest zbuntowana, nastoletnia ksiezniczka, ktora chciala by wszystko wrocilo do poprzedniego stanu, gdy nie bylo liceum, nie bylo przekletej nagminnej nauki, gdy miala... przyjaciela na wylacznosc, bo do tej pory nie musiala sie nim z nikim dzielic 🤭😱 Wrzucili dziewuche nieuteperowana w cywilizacie, to i szambo wylac sie w koncu musi, co nie? Albo sie ogarnie... Albo ja tu wesze koniec swiata 😅🤣🤫. I tak, Sara to jak zwiadowca: weszy i obserwuje, a nawet widzi, kto kogo niucha 😁😅. Tak to juz jest, gdy od maleńkości trzeba było oglądać się za siebie i nie ufać własnemu cieniu 🙈.
Sie kurka rozbazgralam, ze hej, a do tego w skrocie opisalam co sie dzialo przez dwa lata time skip'a 🤫🤷🏼♀️😅🙈 No, ale kto to ma wiedziec jak nie ja? I czy w ogole powinnam? 😶
A co do dlugosci odcinka... coz... sama lubie jak nie sa za krotkie. I takze cieszy mnie, ze zjadlas go nim podano danie glowne xD.
Ps. Ogromna roznica w tym, a poprzednim rozdziale co nie? Tam mrok, a tu taka tęcza, z pobazgraną czarną chmurą nad głową księżniczki, a mimo to jest tak... cukrowato 🤣😂🤣😂 (to chyba aluzja do tego cukro dziadostwa jakie panuje w tej naszej polszy 🤔🙈.
Pozdrawiam gorąco!
Oż ty w życiu w ogóle nie pamiętałam, że coś takiego miało miejsce w DB! 😂😂😂 Ale szczerze Ci powiem, że Twoja wersja w połączeniu z moją wyobraźnią bardziej mi się spodobała 😂🤭 Chociaż z pewnością nie można odmówić uroku z jakim Gohan przyjął tę piłkę na głowę 😂
UsuńJa to chyba nawet już nie liczyłam, że on zbierze się na odwagę i wyzna jej co czuje po tym, co od niej usłyszał 😖😵 Żeby tylko nie wrzucił tych uczuć do worka z napisem: "dziecięce zauroczenie" 😳 Bo myślę, że teraz sytuacja może się zmienić i to na niekorzyść Sary, bo o ile wcześniej była tak naprawdę jego jedyną bliższą znajomą, o tyle teraz Gohan będzie miał nowych znajomych. Nowe koleżanki 😈🤭
Czekam, czekam niecierpliwie na to, co będzie dalej 🤩🔥
No wlasnie! Sara była tą jedyną! Nie dość, że ciężki charakter, to trudny przypadek. I tu wlasnie masz rację! I dokladnie o to samo się zawsze bałam: że Gohan po prostu wyrośnie z tego, odstawi swoje uczucie, w końcu był niezauważony tak jak tego oczekiwał, wpadł do friend zone'a i w nim utknął! Ale... Gdyby przestał być takim tchórzem... 🤭 Dowiedziałby się, że ona jednak nie ma go TYLKO za zwykłego przyjaciela. No, ale to Gohan. Był mlodziak, do tego ta matka co wiecznie nauką go męczyła 😪 i tak tu wkradł się brzydko czas 😱. Albo się odnają i uratują, albo Videl zgarnie całą pulę, a ta jeńcow przecież też nie bierze 🤣🤣🤣. No, chyba że Sara ją wypatroszy, tak dla zasady 😉🙈😝
UsuńMnie to pozostaje zasiąść ponownie do tresci i.... za chwilę będziesz tupać nużką, że mamy nowy mkesiąc 🤭🤣🤣😛🤫
Ale ale... Ja tu wyczekuję powrotu Trunksa do przyszłości, wie Pani o tym? 😉
nUżką 😱🤣😱🤣😱🤫😱🤣😱🤣😱 o ja pitolę!
UsuńAh Gohan i gra w basebola. Mój ulubinony Gohan z sagi Buu się zbliża :*
OdpowiedzUsuńIdziesz jak burza! 🙊 Jeszcze chwila i będziesz na bieżąco 🥰 Ciekawa jestem jak odbierzesz mojego Gohana 🙈
Usuń