01 września 2022

84. Księżniczka Saiyan

Było przedpołudnie. Siedziałam przy stole w kuchni, w domu Son Gohana gdzie jak zawsze pięknie pachniało. Za oknem panowała kiepska pogoda, ale w mieście Satana było wręcz odwrotnie, tak przynajmniej sugerowały prognozy.

W końcu doczekaliśmy się pierwszego wolnego dnia od szkoły. Myślałam, że ten dzień nigdy nie nadejdzie. Niby to było tylko pięć dni, a za razem aż. Tego dnia nie miałam ochoty nic robić. Lenić się i odpoczywać co najwyżej.

Gohan całkiem przypadkowo dał się zdemaskować. Na dachu dnia poprzedniego rudowłosa Angela z naszej klasy była tam, gdy wylądował i zmienił ubranie za pomocą przycisku w zegarku. Mówił, że dosłownie przed twarzą jej się ujawnił.

Wciąż zadręczał się pytaniem jak to możliwe, że nie sprawdził terenu. Zwykle nikogo tam nie było poza nami.

Między zajęciami dziewczyna szantażowała go. Ja jak to ja, gdy tylko to usłyszałam miałam zamiar jej nakopać do tego chudego tyłka, byleby odwaliła się od mojego przyjaciela. Niestety czarnooki z przerażeniem prosił mnie bym tego nie czyniła, gdyż się już zgodził z nią spotkać właśnie tego wolnego dnia, a poza tym wystarczyło, że Sharpner skończył w szpitalu z mego powodu. Tę dziewczynę bym połamała, wszak nie uchodziła za kulturystkę. Powiedział też, że ta się rozpłakała i poddał się nie chcąc pogarszać już jej stanu. Ja podeszłabym do tego tematu inaczej: Nastraszyłabym dziewuchę tak, że na samą myśl o sprzedaniu jakichkolwiek informacji trzęsłaby się ze strachu, ale nie. Gohan zdecydował inaczej i byłam zmuszona to uszanować.

Poprzedniego dnia, wieczorem odebrałam od Bulmy swój nowy cząsteczkowy kostium. Był... Zupełnie inny niż się spodziewałam. Poprawił mi się nastrój po tym jak Gohan został zdemaskowany i nic nie mogłam zrobić, tylko czekać. Niebieskooka powiedziała, że nie jestem już dzieckiem, a mój strój nie powinien przypominać tego, który nosi Vegeta, bo zwyczajnie w świecie jestem już kobietą. W sumie, jakby nie patrzeć na Vegecie żeńska populacja często nosiła inne stroje niż mężczyźni, zresztą był ogromy wybór w kombinezonach, w zależności czym się kto zajmował i czy był nasz czy służb freezerskich. Te drugie zawsze były na jedno kopyto. W pierwszej chwili nie byłam zadowolona gdyż swój wysłużony lubiłam i czułam się w nim dobrze.

Kombinezon ochraniający klatkę piersiową, który otrzymałam był koloru szarego i zielonego, jednak posiadał tylko jedno ramię. Przed oczami niemal zatańczył mi obraz ojca Gokū, który miał właśnie w tych barwach swój uniform i gdyby nie moja podróż w czasie nie miałabym tej wiedzy i nie zapamiętała tego wojownika.

Rękawiczki także znalazły się w zestawie. Długie, za łokieć, a zamiast standardowego pełnego kostiumu z rozciągliwego materiału były fioletowe spodenki, w dodatku bardzo krótkie niczym majtki z zadziwiającym tyłem na kształt płaszczu sięgającego do kolan z wycięciem po środku. Chyba taki by ogon pod tym nie zaginął. A takze górna część drugiej skóry, znajdujacej się pod pancerzem była na ramiączkach, oczywiście w kolorze fioletu. Widac było, że Bulma wykorzystała materiał ze starego. Niestety to był ostatni oryginalny egzemplarz.

Na koniec buty: również w szarym odcieniu sięgające do kolan. Musiałam przyznać, że ten strój podkreślał moją sylwetkę i było doskonale widać, że nie jestem tą samą małą dziewczynką, która przyleciała na Ziemię. Często o tym zapominałam. A wszystko to zamknięte w prostej bransolecie.

Sam fakt, że go otrzymałam był zdumiewający. Dopiero co wszczęłam wojnę za pobicie kolegi z klasy twardo odpierając ataki. Kobieta długo nie chciała pojąć, że dobre imię ma większą wartość niż co pomyśli otoczenie na moją brutalność. Chociaż ja bym tego tak nie nazwała. Gdybym była to zmasakrowałabym to miejsce, a nie raptem stuknęła w podbródek byle dupka. Dopiero interwencja Vegety postawiła na moim, ale i tak miałam więcej nie używać siły na Ziemianach. Książę oczywiście był tego zdania, że nie należało kulić się przed słabszymi tylko po to by zrobić im dobrze. Popierał mnie i nawet szepnął, że jak dla niego to mogę sterroryzować całą szkołę jeśli będzie taka potrzeba. A jednak nie powiedział tego głośno.

O stroju nie pisnęłam słówkiem Gohanowi, chciałam zrobić mu niespodziankę i miałam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mogła się pochwalić podobnym ustrojstwem.

—    Co słychać u Bulmy? – Zapytała Chi-Chi podając mi kubek świeżo zaparzonej herbaty. – Dawno u nas nie była.

—    W porządku. – Dmuchnęłam w naczynie. – Jak zawsze zajęta swoimi wynalazkami. A ty co w takim dobrym humorze?

Niemal tańczyła w kuchni co do niej nigdy nie było podobne. Oczy jej błyszczały, aż miło było patrzeć gdy nie miała na sobie tego ponurego wyrazu wiecznego uprzedzenia. Zupełnie jakby odmłodniała. Jak bardzo jej nie rozumiałam na co dzień, tak tego dnia wolałam nie psuć jej nastroju, jeszcze wojna by z tego wyszła, a w ten sposób wiedziałam, że nigdy Son Gohanowi nie pozwoli beztrosko trenować na czym mi zależało najbardziej.

—    Młoda damo! – Obruszyła się tym samym gubiąc swój entuzjazm. – Ile razy mam ci zwracać uwagę byś odnosiła się z szacunkiem?

A ona znowu to samo. Wypuściłam głośno powietrze przewracając przy tym oczami. Czy my zawsze musiałyśmy się poprztykać? Z początki mnie drażniła, później zaczęło to być zabawne i nawet dla sportu jej dokuczałam, ale obecnie przestawało mnie to bawić. Znałyśmy się już tyle lat. Nie jedno przeszłam z jej synem, a ona wciąż mnie nie akceptowała. Czasami zastanawiałam się jakim cudem gościła mnie w swoich progach.

—    Mamo! Zawołał z wyrzutem jej starszy syn. – Ile razy mam ci tłumaczyć, ze Sara żyła w niewoli i pan czy pani jej nie przejdzie przez gardło.

Do pomieszczenia wszedł Son Gohan ubrany nazbyt elegancko jak to mawiali na Ziemi, chociaż ja bym to określiła jako idiotycznie. Ale czemu na żółto?! Niemal wylałam na siebie gorący płyn. Byłam wdzięczna za jego słowa. Nie chciałam kolejny raz się wykłócać. Nie kiedy miałam dobry nastrój.

—   Nie jestem niczyim pionkiem. Nie będę ci paniować.

Kobieta westchnęła zaciskając palce na szczycie kości nosowej. Bezdźwięcznie wypowiedziałam do przyjaciela: dziękuję. On wiedział, że prędzej się uduszę niż kogokolwiek zatytułuję. Miałam swojego pana w przeszłości i każdorazowy zwrot przyprawiał mnie o dreszcze i złe wspomnienia. Zerwałam z przeszłością, nie chciałam o niej myśleć.

Kobieta wróciła do poprzednich czynności kuchennych ponownie nucąc sobie pod nosem nieznana mi melodię. Czasem odnosiłam wrażenie, że droczyła się ze mną dla zasady. Sprawdzała czy się ugnę.

—    Co ty masz na sobie? – Wyłupiłam oczy bliżej przyglądając się odzieniu. – Wyglądasz... Jak... Jak...

—    Nie znasz się dziecko na modzie. – Burknęła matka. – Wyglądasz cudnie, synku.

Oderwała się na moment od swojej pracy, ucałowała nastolatka w policzek, a ten się zaczerwienił, po czym spojrzał na mnie błagalnie. Jego oczy niemal krzyczały, że zerwałby z siebie ten paskudny i niewygodny ciuch. Wziął od matki kubek z herbatą i upił łyk cicho wzdychając. Zasiadł przy stoliku naprzeciw mnie z mało uśmiechniętą twarzą.

—    Och, mój syn dorasta! – Zaszczebiotała. – Idzie na swoją pierwszą randkę więc musi dobrze wyglądać.

—    Randkę? – Zdziwiłam się. – Co to jest randka?

Kobieta stanęła niczym stalowy pręt wpatrując się we mnie jak w głupca, z tą swoją pewną siebie miną. Niemal sypała iskrami. Jak zwykle nie wiedziałam o czymś przyziemnym. Za chwilę westchnęła, wytarła ręce w bladoróżowy fartuszek przepasany w tali po czym usiadła pomiędzy nami.

—    Kochana, kiedy chłopcy i dziewczęta się sobie podobają umawiają się na randki. – Wyjaśniła. Nikt ci nie mówił?

Moje oczy się rozszerzyły, a chłopak prawie zakrztusił się napojem.

—    A mnie Gohan mówił co innego. – Mruknęłam upijając łyk herbaty. – Zgodził się na tę całą maskaradę by go ta cała Angela go nie wydała.

Kobieta zdawała się być odporna na moje słowa. Nawet nie przekonało ją to, że na moje słowa wcześniej wspomniany potaknął.

Kiedy nadeszła pora syn Gokū był gotowy do drogi. Wcisnął guzik swojego zegarka, a jego ubranie się zmieniło. Nie omieszkałam mu wspomnieć, że kanarkowy garniturek jest o wiele ładniejszy od tego karnawałowego dziwactwa. Pocieszała mnie myśl, że Chi-Chi także nie podobał się ten kostium. Chociaż jak sięgała pamięcią sama za dziecka miała swój hełm, w dodatku z rekinią płetwą ostrą jak topór by mogła się bronić. Szczerze, to nie chciałam o tym wiedzieć.

Ruszyliśmy w trasę rozmawiając na temat tego co będziemy robić gdy jego misja NIE DAJ SIĘ ZDRADZIĆ dobiegnie końca. Gdy nasze drogi miały się rozejść niedaleko miasta Herkulesa zawisnęliśmy w powietrzu spoglądając na siebie. Co prawda nie widziałam jego oczu spod przyłbicy, ale wiedziałam, że na mnie patrzy.

—   Możesz mi wytłumaczyć o co chodziło twojej matce?

—    O nic, ma fioła na punkcie mojego pójścia do szkoły, do cywilizacji. – Rzucił nie do końca przekonywująco. – Ona by chciała bym był jak zwykły dzieciak. Więc wyolbrzymia i nadinterpretuje.

Szkoda, że o tym nie pomyślała gdy sobie wybrała za partnera Saiyanina. Poklepałam go po ramieniu życząc powodzenia i by w razie potrzeby mnie wezwał. Jeśli dziewczynie będzie trzeba przemówić do rozsądku uczynię to z wielką chęcią. On to wiedział aż nazbyt.

Gdy ruszył wciąż unosiłam się w przestworzach obserwując jego drogę. Miałam wracać do domu, ale tak naprawdę po co? Chyba wolałam szpiegować poczynania przyjaciela. Tak mało wiedziałam o ludziach, z którymi musiałam przebywać na co dzień w szkole. W dodatku nie obcowałam wśród nich tak na co dzień by wiedzieć co robią. Ci, których poznałam byli jak ja wojownikami i trenowali, albo jak Bulma czy jej ojciec zajmowali się kunsztem inżynierskim, lub jak Chi-Chi - zaganianiem młodzieży do nauki i wiecznym gotowaniem.

Wylądowałam niedaleko miejsca spotkania z szantażystką. Właśnie podążali przed siebie w nieznanym mi celu. Dziewczyna cały czas trajkotała, a Gohan człapał za nią nazbyt spięty. Ale czy było mu łatwo, gdy dziewucha niemal wisiałam mu na ramieniu? W dodatku w tym odzieniu.

Cichutko, na paluszkach dreptałam za nimi bacznie obserwując z za węgła czy innego obiektu, który umożliwiał mi niewidoczność. Gohan był na tyle zdenerwowany, że nie pomyślał by sprawdzić czy gdzieś się nie panoszę, także nie zaprzątałam sobie głowy wyciszaniem KI do minimum.

Po mozolnym spacerze dotarliśmy, a raczej oni do dużego budynku z ogromnymi plakatami. Na niektórych widniały zwykli ludzie wśród napisów różnego formatu, ale znalazły się też na nich jakieś stworzenia z innych galaktyk. Przypomniało mi się, że ziemianie określali to jako fantastyka - coś co nie istnieje naprawdę. Cóż, byli w błędzie, a naprawdę dobrze odwzorowywali co poniektóre gatunki. Na budynku wyczytałam napis: Kino. Czym, było to całe kino? Nigdy nie spotkałam się z takim określeniem. W chwili, gdy podążyłam za moimi zbiegami zostałam zatrzymana na wejściu przez masywnego, łysego gościa.

—  Bez biletu nie ma wejścia. – Oznajmił grubiańsko.

—    A to dlaczego? – Burknęłam nadymając usta. - Nigdy tam nie byłam, nie wiem czy warto płacić.

Mężczyzna spojrzał na mnie jak na idiotkę i zagrodził bardziej przejście. Ściągnęłam usta w niesmacznym grymasie. Nie miałam pieniędzy by zapłacić za ten cały wstęp. Mogłabym go szarpnąć, szturchnąć, powalić i mieć to z głowy, przynajmniej na jakiś czas i wtargnąć do środka, ale wolałam tego nie czynić. Son Gohan od razu by się zorientował, że byłam tuż za nim! Z obrażoną miną odeszłam od budynku usadawiając się na pobliskiej ławce. Postanowiłam poczekać, aż tamci opuszczą kino. Oczekiwanie było wykańczające. Coraz bardziej zastanawiałam się nad słowami żony Gokū.

Gdy się sobie podobają – zadzwoniło mi w uszach. Zamyśliłam się. Co to właściwie znaczy? Gohan mi się chyba zawsze podobał. Był uroczy, a z biegiem lat nawet przystojny. Miał ogromną siłę bojową, dobre serce, poczucie humoru i niejednokrotnie uratował mi tyłek. Ale do kina mnie nie zabrał. Nigdy nawet nie wspominał o takim miejscu. Czy przyjaciele nie chodzą do takich?

Co to oznaczało? Że dla niego jestem nikim? A moja moc nie ma dla niego żadnej wartości? Przecież mówił mi, że jesteśmy przyjaciółmi. Wspominał niejednokrotnie, że cieszy się, że mnie poznał, że jestem jego rówieśniczką i nie musi być sam wśród dorosłych. Więc dlaczego? Czemu nie zabrał mnie nigdy do kina?! Według słów jego matki musiałam mu się nie podobać, czy coś w ten deseń.

Bardzo długo ich nie było. Niemal zasypiałam na ławeczce wciąż wpatrując się w punkt wejścia-wyjścia z sterczącym tam ochroniarzem. Kiedy przecierałam oczy rudowłosa wybiegła ze środka z oburzoną miną, a w chwilę za nią podążał Gohan, który wyglądał jak zbity pies. Czy on powiedział jej coś niemiłego, czy może ona jemu? Nie to było ważne. Obserwowałam dalej.

Ku mojemu zażenowaniu usiedli w kawiarence na herbacie. Nie znosiłam tego miejsca, gdyż kojarzyło mi się z Bulmą, umawiającą się ze swoimi koleżankami na ploteczki. Pamiętałam dzień, w którym siedziałam z nią jak sierota po zakupach, do których mnie zmusiła. Kultura, cisza i harmonia. Jakby nie można było wypić w spokoju napoju w domu, albo w ogrodzie. Po chwili ode chciało mi się go obserwować. Wiedziałam już że prędzej zasnę niż czegokolwiek się dowiem. To spotkanie było owiane jedynie nudą. Postanowiłam więc zrobić sobie rundkę po mieście dla rozprostowania nóg, a następnie wrócić do domu by potrenować z małym Trunksem, w końcu mu obiecałam.

Przebiegając między wieżowcami by skryć się nim ruszę w przestworza dostrzegłam, wybuch. Z zainteresowaniem podeszłam bliżej. Pożar zaczął trawić jeden z drapaczy chmur. Czy to nie była okazja? Rozejrzałam się dookoła stwierdzając, ze wciąż nie było tu spokojnego miejsca, w którym mogłabym zmienić ciuchy i sprawdzić prezent od kobiety mego brata. Przebiegając pomiędzy brudnymi uliczkami dostrzegłam Gohana, który usłyszawszy straże na sygnałach rwał się do pomocy. Cały on.

—   Tam jest Videl! – Usłyszałam jak krzyknął przerażony. - Muszę jej pomóc.

—    Weź się nie wygłupiaj, Gohan! – Angela była zakłopotana. – To zadanie dla wykwalifikowanych strażaków.

—    Przecież wiesz, że tylko ja...

— Uspokój się wariacie. – Fuknęłam stając dosłownie za plecami przyjaciela tym samym przerywając mu wywód.

—    Ale...

Patrzył na mnie z niedowierzaniem, a za razem z wielkim pytaniem, co właściwie tu robię. Nie było oczywiście czasu na czcze gadanie kto kogo śledzi. Mrugnęłam mu oczkiem biegnąc w zaułek.

—    Zostań i pilnuj koleżanki! – Zawołałam zanim zniknęłam.

Wbiegając w brudną uliczkę wcisnęłam koralik w nowej bransolecie, a ta aktywowała cząsteczki, które obiegły moje ciało wreszcie zmieniając mój strój. Ubranie nie posiadało żadnego nakrycia głowy jak to było w przypadku Gohana, więc by nie być tą samą dziewczyną przemieniłam się w super wojowniczkę. Teraz byłam złotowłosą z ogonem, nie Sarą mieszkającą u rodziny Brief, o czarnych oczach i włosach, która musi ukrywać przed światem swoje pochodzenie. Wreszcie czułam się sobą. Wolna.

Wzbiłam się w powietrze by za chwilę zatrzymując się przed zastępem usiłującym ugasić pożar szeroko się uśmiechając. Wszyscy spoglądali na mnie z nieukrywanym zainteresowaniem, jak i strachem.

—    Sytuacja opanowana! – Zawołam spoglądając na Gohana kątem oka.

Właśnie przeciskał się z Angelą z tłumu do przodu patrząc równie wielkimi oczyma i rozdziawioną buzią. Miał okazję spotkać super Saiyankę gotową do akcji. Chociaż jeszcze nie wiedziałam co w ogóle mam robić.


Nie czekając już ani chwili poleciałam w górę, prosto na dach drapacza chmur. Właśnie zawalała się konstrukcja budynku, a na jego czubku krzyczało wielu ludzi unikających płomieni, a wraz z nimi Videl, która usiłowała odkręcić kurek zbiornika, w którym prawdopodobnie musiała znajdować się woda. Temperatura w tym miejscu była katastrofalnie wysoka. Widoczność kiepska. Wszędzie unosił się mocno gryzący dym. Lada chwila wszyscy mieli się tu usmażyć żywcem. Jeszcze przez moment obserwując poczynania dziewczyny podleciałam bliżej.

Chciałam zobaczyć tę siłę, tę moc, o której mówił, Sharpner czy Erasa. Nie wierzyłam, że ta ich bohaterka w ogóle coś potrafi. Nagle coś zatrzeszczało i eksplodowało, a dźwięk nie wróżył niczego dobrego. Zbiornik zaczął się przewracać i musiałam wkroczyć. Gohan by mnie poćwiartowal wiedząc, że stoję obok z założonymi rękoma. Niczym strzała znalazłam się przy córce Herkulesa podtrzymując jedną ręką olbrzymi, metalowy pojemnik na wodę.

—   Odsuń się, dziewczyno. – Mruknęłam nie patrząc na nią. - Ja się tym zajmę.

Niebieskooka z przerażoną miną spojrzała na mnie jak na wybawcę. Cóż, powinna była. Niestety ta wciąż klęczała pod zbiornikiem chyba nie wiedząc co zrobić i się patrzyła. A czasu było co raz mniej i niebawem mógł zawalić się cały wieżowiec.

—    Ogłuchłaś? – Warknęłam. – Jeśli życie ci miłe odsuń się.

Po tych słowach wyprostowałam nieco zbiornik by dalej się nie pochylał po czym chwyciłam Videl za ramię wolną ręką wyszarpując ją do tłumu przerażonych ludzi. Moja mina mówiła sama za siebie - wariatka. Taka dzielna ponoć była, a w tej chwili niemal leżała na podłodze nie potrafiąc poruszyć nawet palcem u stopy.

Ponownie skupiłam się na cysternie rozprostowując nieco karku. Zastanawiałam się jakby tu rozwalić żelazny pojemnik by w końcu zdecydować się na kopnięcie. Moja noga weszła w metal niczym w masło robiąc potężną dziurę, z której chlusnęła chłodna, orzeźwiająca woda. Gdybym nie uniosła się kilka centymetrów nad podłoże pędząca ciecz podcięłaby mi nogi.

Ludzie zaczęli wiwatować. Skandowali coś niezrozumiałego, gdy po chili zaczęli ściskać siebie nawzajem z radości. Wzbiłam się wyżej chcąc wreszcie zaczerpnąć świeżego powietrza i miałam zamiar się ulotnić, gdy usłyszałam donośne wołanie dziewczyny.

—  Hej! Zaczekaj! Komu mamy dziękować? – Zapytała.

Zniżyłam się tak by lepiej na nią spojrzeć, ale żeby zachować dystans. Wciąż wisiałam w powietrzu mając obojętną twarz. Ściągnęłam brwi patrząc jej w oczy. Mi miała dziękować, przecież nie sobie.

—    Zdradź nam swoje imię.

—    Jestem... – Powiedziałam powoli spoglądając na nią kontem oka. – Księżniczką Saiyan.

Czarnowłosa popatrzyła na mnie jak na wariatkę robiąc głupią minę. Latająca księżniczka ze złotym ogonem i wlosami właśnie uratowała jej tyłek, a ta stała niczym słup soli. Machnęłam ręką robiac nieduży podmuch dla jej dezoďjd by w sekundę później znaleźć się za jej plecami. Wzdrygnęła się czując mój oddech na karku. Ani myślała się obrócić.

—    Uważaj na siebie. – Szepnęłam jej do ucha tak by w pięty poszło. – Następnym razem możesz się bardziej sparzyć.

Ulotniłam się w parę chwil by wylądować na ulicy wśród strażaków. Woda całkowicie ugasiła płonący budynek, tworząc na dole mżawkę. Oznajmiłam im, iż mogą ruszyć na ratunek ludziom, którzy tam zostali w końcu od tego są. Nie czekając na jakiekolwiek reakcje ruszyłam przed siebie wzbijając się na nieboskłon. Dom czekał, a wiedziałam, że prędzej czy później Gohan do mnie zawita i będzie prosił o wytłumaczenie. Wszak zajęłam się dla sprawą szalonego Międzygalaktycznego Wojownika.

***

Siedząc w ogrodzie, delektując się chłodnym napojem przygotowanym przez matkę Bulmy czekałam na przybycie przyjaciela. Długo go nie było, więc zaczęłam uważać, ze tego dnia nie przyleci i kiedy zwątpiłam znikąd się pojawił patrząc na mnie spode łba. Opuściłam z oczu okulary przeciwsłoneczne by lepiej się mu przyjrzeć. Miał lekko nieciekawą minę, ale jego oczy zdradzały jakąś ulgę. Niemal miałam ochotę go pobić by wyśpiewał wszystko, jednak postanowiłam tego nie okazywać. Założyłam z powrotem okulary na nos wygodnie rozkładając się na leżaku.

—    Chcesz? – Wskazałam palcem na zimny napój - Pyszny.

Chłopak nic nie mówiąc wziął szklankę i upił łyk by po chwili zająć wolne miejsce obok. Nie rozsiadł się za to obserwował mnie oczekując odpowiedzi na niezadane pytanie. Ani myślałam się odzywać. On najwidoczniej także. Trwaliśmy w ciszy, a w oddali słychać było przelatujący klucz ptaków.

—    No, dobra! – Zawołałam wyrzucając ręce w górę. – Śledziłam cię, czy to coś strasznego?

Chłopak nie odzywał się tylko patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma. Wstałam z leżaka i przeszłam trzy razy to w jedną, to w drugą stronę podtrzymując brodę jakbym nad czymś dumała.

—  Chciałam zobaczyć co robisz. – Wzruszyłam ramionami. – Nie znam ludzkiego życia, byłam ciekawa. Tylko tyle.

—    No... Dobrze. – Mruknął nie wstając z miejsca. - Cały czas?

—    Prawie. – Przyznałam. – I powiedz mi czym jest to całe kino? Nigdy tam nie byłam, a poszedłeś tam z tą szantażystką i nie rozumiem...

—    Jesteś zazdrosna? – Zapytał powoli, jakby bał się użyć tych słów. – O mnie?

Spojrzałam na niego zaskoczona. Ja? Zazdrosna o tę dziewuchę? Nigdy w życiu! Z miłą chęcią podłożyłabym jej nogę, ale wiedziałam, że nic nie może zrobić, ani mi zagrozić.

—  Eee? – Pytanie było zaskakujące więc i odpowiedzi brakowało. – Poczułam się nieco urażona, to wszystko. Tak poza tym to się ciesz, że byłam na miejscu i opanowałam sytuację. Nikt nie musiał ciebie powiązać z sam wiesz kim.

Puściłam mu figlarnie oczko z powrotem siadając na leżak zakładając okulary. Westchnęłam układając się wygodnie.

—    Właściwie uratowałaś mi skórę, bo gdy mnie Videl spotkała z Angelą nie męczyła mnie i nawet nie próbowała podpytywać o cokolwiek, ale Angela i tak postanowiła mnie wydać.

Zerwałam się z miejsca, a dopiero co się rozłożyłam obawiając się najgorszego. Jeśli ona dowiedziałaby się o nim ja byłam następna. I tyle z mojego wspaniałego stroju i traktowania jej z wyższością, gdy ta łamałaby sobie głowę kim jest kolejny super bohater.

—  Spokojnie. Siadaj. – Wskazał mi ponownie leżankę. - Chodziło o głupie szorty z misiem, które dostałem.

Upadłam na trawę głośno się śmiejąc. On musiał się poniżyć i odziać w nad wyraz paskudne ciuchy dla takiego sekretu! Czyli dziewczyna nic na niego nie miała, a my mogliśmy prowadzić dalej swoje inne życie. Gohan stał z głupią miną obserwując moje zachowanie. Cały stres ze mnie uszedł. Kiedy się pozbierałam do kupy usiadłam naprzeciw przyjaciela uśmiechając się do niego szeroko. To jednak był całkiem udany dzień.

—     Nie pytała o mnie? – Zapytałam.

—    Nieee. – Odparł przeciągle. – Nic nie mówiły. Za to ja mam pytanie.

Postanowiłam w tej chwil pokazać mu swój strój raz jeszcze. Tym razem mógłby się mu przyjrzeć uważnie i stwierdzić czy jestem bardzo rozpoznawalna czy też nie. Nie miał szans go oglądać. Szybko się zjawiłam i równie szybko zniknęłam. Wyciągnęłam rękę pokazując mu bransoletę z koralików, gdzie zielony był przyciskiem do transformacji kostiumu. Wcisnęłam paciorek by w chwilę potem stać się bohaterką miast i okolic. Dumnie obracając się parę razy. Oczy Gohana niemal wyszły z orbit. O to właśnie chodziło! Niespodzianka wyszła jak trzeba.

—    Takie przebranie skonstruowała mi Bulma. I jak ci się widzi? – Zasypałam go pytaniami. – Dobrze wyglądam? Do tego przemiana i jestem nie do poznania?

—    Ee... Jest takie... – Zająknął się.

—    No co? Nie podoba Ci się? – Mruknęłam garbiąc się ze smutkiem. – Wiadomo, że będę w nim paradować tylko na te specjalne okazje. No wiesz.

Syn Gokū poczerwieniał odwracając głowę. Nie rozumiałam. Czy powiedziałam coś nie tak?

—   Nie, nie! Jest ładny, bardzo...eeee, kobiecy. – Wyjąkał nie patrząc na mnie. – Po prostu wyglądasz... Inaczej. Nic złego nie mam na myśli. Przyzwyczaiłem się do tamtego. To wszystko.

—    Tak, masz rację. Ja też lubię mój stary, ale czas na zmiany. – Machnęłam ręką. – Wiesz, moja matka miała całkiem podobny, albo mi się zdaje. Mała byłam. A tak poza tym tamten pancerz już wiele przeszedł.

W końcu chłopak się uspokoił i odwrócił by na mnie spojrzeć, ponownie przeprosił zmieniając temat na właściwy. Wreszcie oboje mieliśmy nadzieję, że Videl się uspokoi co do Wojownika i zainteresuje się latającą złotowłosą księżniczką, którą miałam nadzieję, że nie zidentyfikuje ze mną, a jeśli tak by się stało nie miałam zamiaru z nią o tym dyskutować. Nie byłam Gohanem, któremu kłamstewko przez gardło przejść nie może. A poza tym miałam ją głęboko w nosie.

***

Nastał poniedziałek, kolejny cudowny dzień w szkole. Bo niby wszystkie miały takie być. Na dachu byłam pierwsza, więc czekałam na przyjaciela, który nieco się spóźniał. Umówiliśmy się, że czekamy na siebie, zawsze. Nie było mowy o kolejnych wpadkach.

W końcu go dostrzegłam w tym swoim zielono czarnym stroju. Zanim zajęliśmy swoje miejsca obstawialiśmy jak potoczy się szkolna konwersacja na temat latającej dziewczyny.

Jak zawsze padłam na ławkę obserwując co jest za oknem. To już było jak rytuał. Wciąż nie podobało mi się, że muszę tu przebywać. Ach, jak marzyło mi się jakieś monstrum, które można by było skopać, ale tak porządnie. Oddałabym wszystko by nie musieć tu przychodzić. Najlepiej nigdy.

Wszystko? Nie byłam pewna czy aby na pewno. W końcu przyjaźni, jedynej jaką kiedykolwiek miałam bym nie oddała. Ogona też nie.

Tego dnia Videl siedziała niespokojnie. Co chwila zerkała na swój zegarek z możliwością komunikowania się jakby czekała na kolejne wezwanie z utęsknieniem. Czyżby wolała oklepywać zbrodniarzy od siedzenia w ławce?

—    Słyszeliście o nowym bohaterze? – Szepnęła w stronę Erasy.

—    Jak to nowym? – Zdziwiła się szczerze. – Ja nic nie słyszałam, byłam poza miastem.

—   Kolejny? To który to już z rzędu? Trzeci, czwarty? – Zawołał z niesmakiem Sharpner. – To miasto zaczyna być nudne. Nikt i tak nie przebije Herkulesa.

Dziś był jego pierwszy dzień w szkole od naszego incydentu ze ścianą. Póki co się nie odzywał i nie okazywał specjalnego zainteresowania moją osobą. W ogóle to udawał, że mnie nie widzi. Mi to jak najbardziej pasowało, za to kiedy myślał, że nie patrzę obserwował mojego towarzysza. Starannie przeczesał palcami swoje długie, blond włosy delikatnie uśmiechając się do koleżanki z ławki.

—    Widziałam ją na własne oczy. To dziewczyna! - Czarnowłosa była silnie ożywiona. – Wyglądała jak ten Latający Wymiar Sprawiedliwości. No wiecie, złote włosy.

Gohan porozumiewawczo spojrzał na mnie by następnie udać zaciekawionego. W sumie oboje byliśmy zainteresowani co ciekawego powie ta dziewczyna. Czy mnie rozpoznała, a może jednak nie? Ja udawałam, że czytam podręcznik z fizyki dobrze nastawiając uszu.

—    Dziewczyna? – Zapytał Gohan. – Jesteś pewna? Ponoć Latający Wymiar Sprawiedliwości był mężczyzną. Skąd ta zmiana?

Gohan postanowił zagrać w tę grę. Córka Satana spojrzała na niego spode łba. W każdym razie nie mogła powiązać sytuacji z soboty z nim choć był w tym czasie w mieście, w dodatku niedaleko zdarzenia.

—  Nie wiem. Byłeś tam, nie widziałeś jej? – Westchnęła. – Jego znam z opowieści, ale ona była prawdziwa! Pomogła nam i lata bez żadnego odrzutowego gadżetu, naprawdę. Do tego miała ogon.

Gohan jedynie pokręcił głową przecząco wzruszając przy tym ramionami. Blondyn zachichotał cicho mrużąc oczy. Dziewczynie nie spodobało się to i spojrzała na niego srogo. Niemal zamachnęła się ręką.

—   A mówią, że to ja dostałem w głowę. - Powiedział w końcu głośno wzdychając. – Ty siebie słyszysz?

Parsknęłam cicho, w dodatku na tyle by tamtych dwoje spojrzało w moim kierunku. Jak gdyby nigdy nic popatrzyłam na nich kpiącym wzrokiem by następnie zanurzyć się ponownie w podręczniku. Nie interesowało mnie co pomyślą i jak bardzo wydaje im się to absurdalne. To było żenujące, że byli tak zacofani. W sumie byłam pewna, że nie będą mnie z niczym pozwiązywać. Przecież nie wyglądałam jak tamta latająca dziewczyna. A przynajmniej w tej chwili.

—  Nie bądź takim niedowiarkiem Sharpner. – Burknęła niebieskooka. – Powiedziała, że jest... Jak to było? Księżniczką Sajpanów. Tak, jakoś tak.

Na te słowa uszy mi zwiędły, a oczy wyszły z na wierzch. Gohan zdusił w sobie śmiech. Miałam ochotę krzyknąć jakim prawem przekręca słowo Saiyan, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam stojąc z niemal wyciągniętą ręką. Niestety inni to zauważyli i musiałam działać. Syn Gokū już się na tym dał złapać przy kłusowniku, więc nie miałam zamiaru przerabiać tego samego. Oznajmiłam nauczycielowi, że muszę skorzystać z toalety. Gdy mnie wypuścił delikatnie szturchnęłam przyjaciela. Miałam nadzieję, że zrozumiał o co mi chodziło. Chciałam by zrelacjonował mi opowieść dziewczyny pod moją nieobecność. Oczywiście jeśli było w niej coś czym powinnam się była martwić. Na szczęście, nie było takiej sytuacji, a do końca dnia ani razu nie spojrzała na mnie z jakimś większym podejrzeniem jak to robiła wcześniej wobec Gonana. Tego dnia nawet na niego specjalnie nie zwracała uwagi co było aż dziwne. Czy ten sekret Angeli tak uspokoił sytuację?

Kiedy zajęcia się skończyły, a Son Gohan przebierał się w szatni po zajęciach z w-f'u opierałam się o ścianę spoglądając na drzwi wyjściowe. Nie mogłam doczekać się lotu nad miastem. Chciałam przetestować nową odzież w konkretniejszych warunkach niż zwykłe pomaganie szarym ludziom. Później mieliśmy się udać do sali grawitacyjnej by potrenować. Nie chciałam aby nasz trening był w jakikolwiek sposób zaniedbywany. Co prawda przez dłuższy czas nic się nie działo, ale wiadome było, że zło nigdy nie śpi i może zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Czy nie było tak z Yonanem, czy bandą Bojacka? Chociaż przy Vitanijczyku cały czas utrzymywałam formę, jedynie Gohan więcej czasu spędzał w książkach pod czujnym okiem matki. A mimo to zostałam otruta podstępem. Przy Hererach było znacznie gorzej. Tu całkowicie nas zaskoczyli.

—    Witaj, Saro. – Nagle znikąd pojawił się Sharpner. – Masz chwilę?

Byłam pewna, że wystraszyłam go na śmierć, a ten jak gdyby nigdy nic stał nade mną wpatrując się z dziwacznym uśmieszkiem. Zmrużyłam gniewnie oczy wracając spojrzeniem na drzwi, w których miał pojawić się Gohan.

—    Jeszcze ci mało? – Burknęłam na niego nie spoglądając.

—  Nie przyszedłem cię denerwować. - Wytłumaczył szybko trzęsącym głosem. – Raczej... em... Przeprosić. Nie sądziłem, że taka twarda z ciebie sztuka.

—    Wiele o mnie nie wiesz. – Prychnęłam. – A teraz spadaj!

Nim zdążyłam zrobić jakikolwiek krok złapał mnie za ramię. Widocznie jego zdaniem nasza rozmowa nie dobiegła jeszcze końca. Wzięłam nerwowo wdech, a ściskając usta odwróciłam głowę by na niego spojrzeć spod rzęs. Był zdecydowanie wyższy, nawet od mego przyjaciela. Tym razem nie zamierzałam się hamować. Zaskoczona jego śmiałością przywarłam do muru szukając ukojenia nerwów w chłodnej ścianie, a on był tak blisko jak jeszcze nikt. No, może Son Goten kiedyś, w świecie Protektorów, ale dostał za to solidnego strzała. Nie podobała mi się ta sytuacja, nie miałam zamiaru tego kontynuować. Wiedziałam jak się to skończy! On naruszy moją przestrzeń osobistą licho wie dlaczego, a ja mu przywalę i znowu trafi do szpitala, o ile przeżyje.

Tym razem Bulma mi by nie popuściła. Przełknęłam ślinę patrząc jak ten dziwnie mruży oczy. Myślałam by zacząć nawoływać przyjaciela, w końcu był obecny. Niby za drzwiami, a jednak tak daleko.

Tym czasem nachalny nastolatek chwycił moją brodę delikatnie palcami odsłaniając zęby w dziwnym uśmieszku i skierował ją ku sobie. Widać bardzo zależało mu na tym bym patrzyła mu prosto w oczy. Zatkało mnie. Co on ode mnie chciał?! Naprawdę pragnął posmakować mej pięści? Nie sądziłam, że może być tak aroganckim!

—   C-co robisz? – Warknęłam odpychając jego palce.

—    Hej, hej. – Uniósł obie dłonie w geście poddania się. - Spokojnie, księżniczko.

Oczy zrobiłam wielkie jak statek matka należący niegdyś do Freezera biorąc przy tym głośny wdech. Jak on mnie nazwał?! Na moment przestałam oddychać. To musiał być zbieg okoliczności. Nie miał prawa wiedzieć kim jestem!

—    Spokojna to będę jak się ode mnie odpieprzysz! – Fuknęłam.

—  Nie daj się prosić. – Rzucił olewając moje ostatnie zdanie. – Chciałbym cię lepiej poznać. Źle zaczęliśmy... Więc... Nie wyszłabyś ze mną na przykład...

—    Kino. – Rzuciłam bez namysłu. – A teraz zejdź mi z drogi nim cię rozszarpię.

Ten osłupiał, zamrugał parę razy. Miał naprawdę komiczną minę i tym sposobem uszło ze mnie nieco wściekłości.

—     Co proszę? – Zapytał pospiesznie – Kino?

—   Tak. – Westchnęłam z odrazą zamykając przy tym oczy. – Bo mnie strasznie wkurzasz. A teraz już odejdź.

Odsunęłam się i ruszyłam szybko w stronę wyjścia, lecz nie na tyle by wzbudzać zainteresowanie nadludzkimi umiejętnościami. Blondyn stał nieruchomo przez chwilę by później z impetem szturchnąć Gohana stojącego w progu drzwi mierząc go błędnym wzrokiem. Czarnooki miał niewyraźną minę. Mogłabym przyrzec, że się denerwował. Był blady jak prześcieradło.

—    Rusz się! – Zawołałam ze zniecierpliwieniem.

Chłopak poprawił swoją kremową torbę przez ramię, a po chwili mnie dogonił.

—    Wyglądasz jak duch. – Rzuciłam spoglądając z ukosa. – Stało się coś?

We mnie jeszcze kłębiły się negatywne emocje związane z nachalnością blond popaprańca. Ale gdy patrzyłam na mego towarzysza w głowie zamajaczyły mi się wszelakie opcje związane z Międzygalaktycznym Wojownikiem, a wścibską Videl.

—    No... Tego... – Zaśmiał się nazbyt nerwowo. – O co chodziło?

—    Chodzi ci o tego błazna? – Rzuciłam niedbale. - Uczepił się. Już sama nie wiem jak mam się go pozbyć bez roztrzaskania mu czaszki. Ponoć chciał przeprosić to mu kazałam zapłacić za kino.

—    Kino?! – Syn Gokū także osłupiał. – Idziesz z nim do kina?

—    O co ci chodzi? – Byłam wielce zdziwiona jego zaskoczeniem. – Ty byłeś z Angelą, a ja nie mogę iść z kimkolwiek? Przecież sam mi tego nie zaproponowałeś. To tylko kino. Z resztą mówiłeś, że to głupie filmy, a poza tym wiecznie narzekacie, że nie chcę mieć nic wspólnego z Ziemianami.

Chłopak stał jak wryty i nie rozumiał co właściwie mu powiedziałam.

—    Tak wyszło! To pierwsze o czym pomyślałam by go nie zabić! – Warknęłam ruszając w stronę schodów na dach. – Zdecydujcie się wreszcie, bo oszaleję!

Gniew znowu powrócił. Czy przez tych durnych ludzi musiałam wiecznie się spinać ze swoim kumplem? Przez tyle lat się nie posprzeczaliśmy co wciągu dwóch tygodni. Albo oni źle na mnie działali, albo na niego.

Chłopak chwilę trwał w zawieszeniu, czułam to, ale nie zamierzałam się nawet odwrócić. Byłam na niego zła. Po kilku sekundach jednak nabrał kolorów i ruszył za mną w nieco lepszym nastroju.

—    Kiedy? – Zawołał za mną.

—    Kiedy co?

—    No, kino!

— Nie wiem, kiedy zechcę? – Wzruszyłam ramionami patrząc przed siebie.

Gohan złapał mnie za nadgarstek bym na chwilę się zatrzymała. Odruchowo chciałam się wyszarpnąć, lecz gdy zacisnął dłoń mocniej odwróciłam się. Nasze spojrzenia się zderzyły: moje gniewne, jego przepełnione troską. Gdy tak na siebie spoglądaliśmy w milczeniu wreszcie moje mroczne emocje ustąpiły. Nie wiem jak to robił, ale potrafił samym spojrzeniem ujarzmić moją bestię. Nikomu nigdy się tak nie udawało jak jemu. No, może czasem Osiemnastce, ale on nie miał sobie równych.

Gdy wyczuł, że się uspokoiłam uścisk w nadgarstku zelżał i mogłam uwolnić się, a jednak przez chwilę tego nie zrobiłam spoglądając na jego dłoń. Zamrugałam parę razy, a później zawędrowałam czarnymi tęczówkami na jego. Wydawał się być smutny. Dopiero teraz zwróciłam na to uwagę. Ciężko westchnęłam przymykając powieki. Nie lubiłam gdy to prze ze mnie tak wyglądał.

Emocje wreszcie opadły, a syn Chi-Chi namówił mnie byśmy wyszliśmy jednak frontowymi drzwiami. Stwierdził, że o tej porze zbyt wielu uczniów się panoszy i moglibyśmy wzbudzić podejrzenia.

Wychodząc na ulicę, poza mury szkoły Gohan podśmiewywał się z sajpanów. Widać było, ze szukał sposobu na moje nerwy. W jakimś stopniu to działało. Już miałam mu napomknąć o kłusowniku, a wtedy rozległy się strzały, syreny oraz dźwięk pędzących samochodów. Odbywała się jakaś pogoń. Gdy nas minęli pojazd służb prawa walnął w hydrant by następnie rozbić się w szkle budynku sklepowego. Spojrzałam na to z roztargnieniem. Tych w żółtym samochodzie można było bezkarnie skopać i nikt nie miałby nic przeciwko.

Son Gohan jednak mnie ubiegł i stał już za dwoma typkami, którzy obserwowali roztrzaskany radiowóz. Z zazdrości ścisnęłam pięść. Też miałam ochotę się na kimś wyżyć. Przynajmniej w przenośni, bo bym ich posłała inaczej do piachu.

—    Dzień dobry. – Przywitał się grzecznie. – Jakiś problem, pomóc panom?

Opryszkowie spojrzeli na niego by po chwili się roześmiać. To była zwykle moja taktyka, albo nie - Vegety. Mnie po prostu się podobała, ale w tym wypadku mogła być irytująca.

—    Wiedzą panowie, że tak nie można? – Zaczął ich pouczać. – To bardzo niebezpiecznie tak jeździć.

Czy on chciał ich zabić przepisami? Po cichu parsknęłam, ale nie zamierzałam się wtrącać. Podeszli do niego prężąc swoje muskuły. Jeden był odziany w granatową koszulkę z podwiniętymi rękawami na ramionach z okularami przeciw słonecznymi na nosie, a drugi, bardziej zbudowany nosił koszulkę w soczyście zielonym kolorze. Podśmiewali się z nastolatka, że licealistą jest, słabeuszem i może spróbować szczęścia miał zamiar. Ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem czekając na reakcję tych dwóch palantów co stwierdzili, iż Gohan jest miernotą. Może gdyby widzieli jego muskuły ukryte pod długim rękawem... A tak pozostało im się niemile zaskoczyć.

— Dzieciaku, zmiataj stąd, nie wiesz z kim zadzierasz. – Wywyższał się szatyn, który był lepiej zbudowany od kolegów. – Należymy do syndykatu Czerwonego Rekina.

—    Nie znam. – Oznajmił wesoło przyjaciel. – Ale nie szkodzi.

Ja także nic na ich temat nie słyszałam. Napakowany mężczyzna w zielonej koszulce podniósł syna Chi-Chi łapiąc za materiał białej bluzki jak szmacianą lalkę, a ten uśmiechał się do niego wiedząc, że nie ma z nim najmniejszej szansy. Na mojej twarzy uśmieszek zagościł by na dobre gdyby nie fakt, że usłyszałam wołanie w tłumie z tyłu i dostrzegłam tę całą Videl usiłującą zebrać informacje. Cholera jasna! Dlaczego akurat teraz? W ogóle jak mogliśmy o niej zapomnieć?! Wciąż byliśmy w jej mieście.

Ku memu zaskoczeniu stała i przyglądała się wszystkiemu. Nie zamierzała kiwnąć palcem, a mieć dowody. W tym czasie siedemnastolatek bez problemowo unikał ciosów i się świetnie przy tym bawił, a ona mogła go zdemaskować. Nie mogłam dopuścić do tego.

Podniosłam swoją KI na tyle by Gohan zwrócił na mnie uwagę, bo robiliśmy tak gdy komuś coś groziło. Kiedy osiągnęłam cel kciukiem wskazałam mu kierunek szpiega, tak by stojąca kawałek za mną dziewczyna tego nie zauważyła. Ten stanął jak wryty jak tylko ją dostrzegł po czym oberwał pięścią prosto w nos. Na jego szczęście cios nie był wymierzony przeze mnie, czy kogoś mojego pokroju, więc kość nosowa była bezpieczna.

Videl wystartowała z okrzykiem chcąc posiekać przeciwnika na kawałeczki. Wkurzyłam się. Miało być inaczej, ale ona musiała być zawsze i wszędzie. Więc by było śmieszniej podłożyłam jej nogę i ta upadła wprost na plecy zbira w zielonej koszulce. Parsknęłam śmiechem, gdy mężczyzna usiłował zrzucić z siebie natarczywą nastolatkę, a raczej bezczelnie mu podrzuconą, która siedziała mu na barana usilnie próbując obić mu twarz.

—    Koledzy pozwolą. – Złapałam krępego za rękę.

Choć nie miałam ochoty, musiałam zachować pozory, więc uratowałam dziewczynę od ciosu w głowę z ręki drugiego opryszka. Prawdopodobnie ucierpiałaby, wszak to ja wepchnęłam ją pod nogi tego świrusa. Bez żadnych popisów kopnęłam go w brzuch tym samym powalając. Przecież historia o mojej sile się już rozniosła. Nie bez powodu Sharpner skończył w szpitalu, a dobrze spękana ściana nie była potraktowana młotem.

Z resztą, dlaczego córka Herkulesa mogła być twardzielką, a ja nie? Nie musiałam od razu uchodzić za nadczłowieka.

Drugi mężczyzna do tej pory okładany przez dziewczynę wycofał się wraz ze swym znokautowanym kolegą do swego żółtego pojazdu po czym z piskiem opon oddalili się.

— Jesteś chora! – Niespodziewanie krzyknęła ocalona. – Pozwoliłaś by Gohan oberwał, kiedy sama mogłaś go pokonać!

— Właśnie zepsułaś całe przedstawienie. Mój przyjaciel ma w zwyczaju pouczać innych. Wiesz... - Udawałam niewiniątko. – Przepisy i takie tam bzdety. Jeśli nie zagadałby ich na śmierć musiałabym interweniować. Ale pojawiłaś się ty, a ostatnio masz obsesję na punkcie tego całego szalonego Galaktycznego Wojownika.

Dziewczyna speszona rozejrzała się na boki, jakby z obawy, że ktoś usłyszy. Reputacja była najważniejsza? Możliwe.

—   Posądzałaś go obycie tym całym wymiarem sprawiedliwości. Przyznaj się, że czekałaś, aż znikąd obije przestępców i może zarzuci perukę na głowę?

Gohan kiedy już się podniósł i otrzepał spojrzał na mnie z nie lada podziwem, a sama panienka miasta poczerwieniała a w chwilę po tym spuściła wzrok.

—    To prawda, stałam i czekałam na jego ruch. - Mruknęła nie kryjąc zażenowania. – Byłam pewna. Przepraszam Son Gohanie za moją postawę. Nie pomyślałam, że ci brutale mogliby cię skrzywdzić.

Chłopak lekko zakłopotany podziękował koleżance i postanowił szybko wybaczyć taką niebanalną pomyłkę. Oboje stali w niezręcznej sytuacji, ale było widać, że chłopakowi ulżyło. Wreszcie miał spokój. Tym razem niebieskooka na mnie spojrzała podejrzliwie.

—    Co się gapisz? – Warknęłam. – Tylko ty możesz być silna? Mówiłam ci, że codziennie trenuję. Nie tylko córeczki ważnych gości mogą mieć parę w łapach.

Co prawda mój ojciec też kiedyś był kimś, ale tym się szczycić tu nie mogłam. Na pięcie odwróciłam się szarpiąc za sobą zdezorientowanego towarzysza szepcząc mu do ucha by się natychmiast ulotnić. Przynajmniej on był cały, a ja mogłam dopiec wrednej i wścibskiej dziewczynie. Skruszona już nie podążyła za nami.

Szybkim, jak na ludzkie możliwości krokiem ruszyliśmy w kierunku, który zwykle obieraliśmy, chociaż nie robiło nam to różnicy. Wystarczyło znaleźć odosobnione miejsce i odfrunąć jak miejscowe ptaki.

Jak na zawołanie odpaliliśmy nasze cząsteczkowe stroje i ruszyliśmy przed siebie. Po kilkunastu minutach ścigania się w robieniu wymyślnych akrobacji, które bardzo mnie po zajęciach relaksowały Gohan nagle przystanął, co zauważyłam dopiero gdy mnie nie prześcignął - jak to robiliśmy do tej pory.

—    Co jest? – Krzyknęłam do niego. – Zapomniałeś o czymś?

Podleciał do mnie powoli z bardzo kamienną twarzą. Nawet nie potrafiłam sobie ustalić o co mogło chodzić. Przecież nic złego nie uczyniłam. Chłopak ciężko westchnął i z determinacją spojrzał w moje oczy.

—    Saro, pójdziesz ze mną do kina? – Rzucił tak szybko, że niemal zlało się jego zdanie w jedno słowo.

Wisiał nerwowo w powietrzu z zaciśniętymi palcami. Nie rozumiałam o co ta cała spina, ale nie mogłam odczytać jego twarzy. Usta zdradzały jedynie, że się denerwuje.

—    No jasne! – Zawołałam z entuzjazmem czterolatki robiąc pętlę w powietrzu. – Kiedy, teraz? Powiedz, że teraz!

—    Może być i teraz. – Zaśmiał się mierzwiąc swoje włosy.

12 komentarzy:

  1. 1 lutego 2015 o 8:35 PM
    No no, ciekawie to wszystko wyszło. nie spodziewałem się, że księżniczka Saiyan uratuję miasto i Videl, doznałem szoku xD. Ale wiem, że musisz narysować ten strój w którym ona paradowała, bo z opisu tak ciężko mi to wyobrazić, wybacz. Mam nadzieję, że niedługo zjawią się nasi goście i to z innej galaktyki, jak i planety ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. 20 lutego 2015 o 1:15 PM
    Witam ;)
    Obie więc wracamy, nie mogąc na stałe rozstać się z pisaniem. To trochę jak niewidzialna siła, nie pozwalająca odejść, prawda? Coś w naszych sercach nie może zakończyć tej przygody raz na zawsze.
    Również wysyłam życzenia szybkiego spotkania z Weną i pozdrawiam,
    Sylwek

    OdpowiedzUsuń
  3. 23 lutego 2015 o 12:12 PM
    Co do Czytelników – nie winię nikogo za odejście, zwłaszcza nie odzywając się tak długo. Na blogu chodziło mi o ludzi niezwiązanych akurat z moją twórczością. Ale to akurat nieważne dla naszej rozmowy ;)
    Dokładnie, chociaż dawniej siadałam do pisania rozdziału bez konkretnego pomysłu i zaczynając od zwykłej kłótni czy jakiegoś opisu, nagle fabuła sama zaczynała powstawać pod wpływem moich kliknięć palcami. Teraz bywa różnie, poza tym długa przerwa działa na niekorzyść i ten cały bagaż jaki mam za sobą, czyli 85 rozdziałów z różnymi pomysłami.
    Większość blogerów odeszła, to prawda. Ciekawe ile ludzi z „nowego” pokolenia będzie zainteresowane DB?
    Dziękuję. Napisałam sporo, więc rozsądniej byłoby podzielić to na pół i wtedy dodać w odstępie miesiąca czasu ;). Postaram się poinformować, pozdrawiam,

    Sylwek

    OdpowiedzUsuń
  4. 26 lutego 2015 o 9:08 PM
    Tyle szukałam fajnych opowiadań DB i nie natrafiłam na Twoje… jakim cudem?! Rozdział fajny i szybko się czyta,na pewno jeszcze wpadnę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. 27 lutego 2015 o 8:35 AM
    Droga Killall!
    Właściwie Seniorem jestem tylko dla Ani oraz Izy (pewnie kojarzysz z blogów), ale zasadniczo nie mam nic przeciwko ;)
    Jeżeli napisałaś o czytelnikach posiadających własne blogi to na takich nigdy nie liczyłam, ponieważ istnieją tak długo jak długo sami publikują coś u siebie. Co do pozostałych – czasami ludzie po przerwie zapominają o konkretnym opowiadaniu. Ja wciąż mam garstkę szczerych, wspaniałych komentujących. Inni zostawiają jedną-trzy opinie i później milczą jak zaklęci.
    Czasy świetności mojego bloga dawno przeminęły i winić mogę tylko siebie, więc po prostu nie myślę o tym, tworzę dalej w momencie przypływu Weny.
    To prawda, wykreowane opowiadania potrafią przyciągać z jakąś niespotykaną siłą, ale ja zostałam głównie dla fanów. I nie pierwszy raz. Obiecałam zakończyć, więc dążę do tego – powoli, bez większego pośpiechu.
    Takie pisanie kosztuje po prostu sporo czasu i zawziętości. Mimo wszystko, nie płacimy za to tyle, co za hobby związane z końmi (u mnie godzina za 35 złotych) czy też tańcem. Mój mężczyzna też nazywa mnie pisarką, czasami nawet wypytuje o DB lub czytamy jakieś fragmenty z opowiadania. Nie jest (niestety!) fanem, ale ma świeże spojrzenie na pewne wydarzenia, o których piszę.
    Są dni, kiedy potrzeba pomysłu realizowanego skrupulatnie akapit po akapicie, zaś bywa również odwrotnie: piszemy bez żadnego przemyślenia i pomysł nadchodzi sam. Moje życiowe zawirowania nie pozwalają na tak częste pisanie, chociaż teraz przysiadłam ostro do tworzenia, wykorzystując każdą wolną chwilę.
    Dokładnie, dlatego lepiej trochę pomilczeć niż dodawać coś na siłę.
    Tak, rozdział krótki, ale to przez podzielenie go na pół (akurat ten moment był odpowiedni). Nie chciałam zamieszczać od razu całości, żeby później ponownie nie mieć niczego w zanadrzu.
    W moim opowiadaniu takich scen trochę było (zaczęłaś czytanie od tego odcinka?). Takich delikatnych opisów i aluzji nie nazwałabym prawdziwą erotyką. Oczywiście nie jestem żadną fanką erotycznych scen (zwłaszcza że nie oglądam porno, będąc w związku ;)), ale lubię troszkę nakreślić takie zbliżenia, biorąc pod uwagę tematykę opowiadania.
    Książkę o Grey’u miałam w rękach (siostra wpadła z odwiedzinami, mając ją akurat przy sobie), ale po otwarciu i przeczytaniu ok. 10 stron (nie samego początku) stwierdziłam, że to nic nie warte romansidło, szkoda marnować czas na gimnazjalne opisy.
    Tak, Trunks miał zupełnie inne dzieciństwo. Co do rozmów Bry i Vegety to z pewnością kolejne będą jeszcze lepsze ;)
    Osobiście uważam, że nie ma nic złego w uświadamianiu dzieci w tak wczesnym wieku, a wręcz im szybciej taka rozmowa przebiegnie tym lepiej. I oczywiście nie mówię o zachęcaniu do seksu! Po prostu należy przypomnieć, że to nie takie proste, trzeba ponosić konsekwencje za swoje czyny a przede wszystkim – rozmawiać z dzieckiem, wyjaśniać, nie tworzyć tabu. Jestem tego samego zdania, dzieci powinny jak najdłużej pozostać dziećmi, lecz uświadomienie ich jest koniecznością bezwzględną, aby nie popełniły błędu traktując seks jako zabawę. U dorosłych to już zazwyczaj nie ma znaczenia.
    Długie wywody wybaczam i vice-versa :)
    Oczywiście, że nie zasnęłam, dziękuję za rozmowę dotyczącą rozdziału i pozdrawiam, życząc jak najczęstszych odwiedzin Weny ;)
    Sylwek
    P.S. A Ty nie przejmuj się wszelkiego rodzaju błędami, jakie zobaczysz ;)
    P.S.2 Więc jesteśmy na podobnym etapie :)
    P.S.3 Dziękuję, zmieniłam szablon, ponieważ opowiadanie ewoluuje w stronę bardziej rodzinnego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. 27 lutego 2015 o 6:40 PM

    Super piszesz :) Masz talent. Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie :)
    DragonBall-History.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. 4 czerwca 2015 o 8:42 PM
    Kochana Killall! :*
    Z każdym odcinkiem tej małej sagi, czy jak to nazwać naprawdę jest lepiej, choć i tak jednak wolę Cię w opisach walki ;p. Zmieniłaś trochę historię i fajnie, nadajesz jej nowy wydźwięk, bałam się już, że dalej będziesz się tego wszystkiego tak sztywno trzymać. Akurat w tym aspekcie odstępstwa mi nie przeszkadzają, nie są aż tak istotne.
    Gohan jest uroczy, a ja znowu do tego wrócę… Okej, kiedy Sara miała 14 lat to jeszcze przełknę, że się mogła nie domyśleć, ale teraz? Ma 17 i przez te choćby trzy lata spokoju mieszkała na Ziemi, jest już młodą kobietą. W tym wieku można nie być świadomym swego ciała w ogóle? Nie chodzi mi już o żadne uczucia, ale o coś takiego jak zwyczajne dostrzegania zainteresowania jakie wybudzamy. Może nie widzi, ze Gohan darzy ją czymś więcej, ale nie uwierzę że pewna siebie, siostra Vegety nie byłaby świadoma, że może się podobać mężczyźnie. Nie kupię tego Killall :D, ale szanuję i już kończę ten temat :D.
    Kilka literówek, jakieś błędy mi się przewinęły, ale nie będę ich wypisywać przepraszam. Znowu pojawiło się „kontem”, notorycznie to robisz! :p Jestem na to szczególnie wyczulona, człowiek z mat-fizu musi się mierzyć z wieloma kątami :D.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie, a myślałem, że Sara będzie z Sharpnerem, to by był dopiero ciekawy wątek ,a nawet dzieci :V
    No tak, typowe sceny,  że Gohan musi dostać wpierdziel by Videl się nie domyśliła kim jest Son Gohan, bo wreszcie jest GREJT SAJANMENEM! To Teraz Sarka się pobawi w Bohaterkę, ale prędzej czy później Babidi przyleci wraz z Daburą i będzie się działo!

    OdpowiedzUsuń
  9. Awww, istny rollercoaster normalnie! Ten rozdział miał dla mnie zupełnie inny wydźwięk niż poprzedni i czytając go uśmiałam się jak norka 😂😂😂 Nawet nie zauważyłam, kiedy się skończył 🤯😭 Sara rozwalała mnie co chwilę, począwszy pomysłu ze śledzeniem Gohana, a skończywszy na sytuacji z Videl i rabusiami 😂 W sumie dobrze się stało, że Videl czyhała tam w pobliżu i mogli ją przekonać, że to nie Gohan jest Międzygalaktycznym Kłusownikiem 🤭 Bo gdyby było inaczej to Sara, chcąc chronić Gohana, mogła jeszcze bardziej zwrócić na nich uwagę i tak już podejrzliwej Videl. W końcu dziewczyna nie jest głupia, a pojawienie się tak nagle dwóch Wojowników - kobiety i mężczyzny mogłaby w końcu skojarzyć z nimi. W dodatku Sara wcale nie kryje się ze swoją siłą i już wzbudza zainteresowanie 🤪 Sharpner tak jak sądziłam okazał się wytrwałym zawodnikiem i ostro walczy dalej o względy Sary! A niech walczy chłopak, dostarczy nam rozrywki 🤭 Pójdzie ona z nim do tego kina?! A z Gohanem?! 🤩🤩🤩
    AHHH, CZEKAM NA WIĘCEJ! JUŻ I Z NIE CIERPLIWOŚCIĄ OGROMNĄ! 🤩 Bardzo mi się podobało i cieszę się niezmiernie, że miałam dzisiaj mały maraton z Sarą jak za starych dobrych czasów! 🥳😍🥳
    Buziaki!! ❤️💋❤️💋❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć miałam już spać czekałam z niecierpliwością na Twoj komentarz. Tzn nie musze spac, jutro nie pracuje, ale dzis wymieklam po 6 dniach lracy i odpadlam o 18, o 21 starszak mnie obudzil xD
      No ale zjawiłaś się Ty i nie moglam sobie odpuścić, tak jak Ty tego mini maratonu 😜 Mam jednak nadzieje, ze nie bed,iesz tak znikac bo juz wielu tak przepadlo i nie wrocilo 😪. Mniejsza o to.
      W odcinku jest pula humorków, gniewu i nawet zazdrości, a wszystko to sprowadza się do tego, że i tak lekko się to czyta. Tak to poplątane jest. Tu Sarka sie wścieka, że gość ją napastuje, ale to nas bawi. Sara szpieguje, a na koniec wprawia przyjaciela w noelada podbramkowej sytuacji! Widział jak blondas podwala się do JEGO Sary i aż zbladł. Całe lata dlugie ukrywa swoje uczucia z obawy przed odrzuceniem, a tu proszę, jakiś palant, który w dodatku nabija się wiecznie z niego próbuje poderwać Saiyankę. Tu zadziałał mechanizm i to był inpuls by zaprosić ją do tego nieszczęsnego kina. Tylki glupi by tego bie zrobil, a już dosć odkladał temat, prawda? I nagle poczuł się zagrożony, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że ona nie lubi ludzi, a zwłaszcza tego zarozumiałego mięśniaka. 😅

      Powiem Ci w sekrecie, że kolejny odcinek jest bliżej konca niż początku 😅😅😅 ostatnio lecę z tematem, bo ni się lekko to pisze, i 7 lat czekałam na ten moment! A uwier, mi będzie się działo. Z resztą tu takie wahania nastrojow są odkąd poszli do szkoły, że aż dziw, iż to wszystko jeszcze nie eksplodowało! 😆

      Buziaki 😘😘😘

      Usuń
  10. Bardzo dobrze wczuwasz się w zbuntowaną nastolatkę. Czyżbyś miała w tym oświadczenie? ;p
    A rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie 😅😅😅 ja cicha, skromna i niewidzialna byłam 🙈z dużą nieśmiałością 🙊 i depresją w późniejszym czasie. A potem postanowilam pisać to opo 🙊

      I dziękuję za uznanie ❤️❤️

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!