17 września 2022

85. Saiyanka kontra Ziemianie

Z dedykacją dla Bulmy3000

Wpatrywałam się w okno oczekując jakiegoś cudu. Ostatnimi czasy miałam coraz mniejszy zapał do walki. Trenowanie zaczynało być mozolne, jakbym robiła to z przymusu. W gruncie rzeczy nie ewoluowałam, a utrzymywałam stały poziom. Cóż, nawet Vegeta to zauważył.

Kiedy mnie spotykał w pokoju grawitacyjnym przyglądał się moim ćwiczeniom i z niemal nadąsaną miną odwracał plecami nie chcąc na to patrzeć gdy leżę plackiem na zimnej podłodze wpatrując się w sufit. A wszystkiemu winna była ta durna szkoła i udawanie człowieka.

Chyba jedyną frajdą jaką miałam to zabawa z Trunksem oraz podziwianie jego małych kroczków do przodu. Fakt, że potrafił się przemienić w Super Saiyana był zdumiewający. Nie przebył tak ciężkiej drogi jak my by to osiągnąć. Zupełnie jakby zostało mu to przekazane w genach. Niezaprzeczalnym faktem było, iż w bazowej formie chłopak był po prostu cienki. Między nami była taka różnica, że wychował się w czasach pokoju. On nie musiał walczyć z cyborgami i w przeciwieństwie do mnie nie otrzymał kilku zeknai od wroga za to kim byłam.
 
Postanowiłam nie dzielić się tą informacją z bratem by utrzeć mu nosa, a za razem nie denerwować. To miała być nasza mała tajemnica i to bardzo spodobało się małemu jeszcze nie wojownikowi. Zaproponowałam bratankowi dodatkowe lekcje w zamian za milczenie i pomimo jego wieku był w stanie dotrzymać obietnicy.

Wiedziałam, że muszę być gotowa na każdą ewentualność i ten mały brzdąc także. Czasem gdy odwiedzał go łobuzerski Goten brałam ich obu na mini sparingi. Ja nie byłam przygotowana na nadejście Yonana, tak samo dałam podejść się bandzie Bojacka. Tych błędów nie powinnam była więcej powtarzać, oznaczałoby to, że nie potrafię się uczyć, oraz nie wyciągam żadnych wniosków. A kto jest lepszym nauczycielem od siebie samego? Tylko potężny przeciwnik. Dlatego też wzięłam na swoje barki wychowanie smarkaczy.

***

Od samego rana córka Herkulesa dziwnie się na nas patrzyła choć gdy ją na tym łapałam unikała mojego wzroku. Tego dnia mój przyjaciel miał być wolny od podejrzeń, takie małe wakacje, ale na jak długo? Zdawało się nawet, że jest uprzejma wobec niego. Jakże byłam zdumiona gdy pojawił się na dachu w zwykłych ciuchach: T-shirt i dresowe szare spodnie, tak jak ubierał się gdy nie trenowaliśmy. Z kujona wykreowanego przez matkę stał się zwykłym nastolatkiem nie rzucającym się w oczy wszystkim tym, co komentowali jego ubranie każdego dnia odkąd rozpoczęliśmy naukę w miejscu publicznym. Niby tylko ciuch, a jak wiele potrafił zdziałać. Choć jeśli chodziło o moje mniemanie o normalnym stroju... Cóż, wychowałam się w świecie gdzie niemal wszyscy nosili ochronne zbroje dopasowane do ciała, które miały przetrwać nie jedno, a zwłaszcza transformację podczas pełni.

Wzdychając do dużego okna usłyszałam ciche pikanie nieopodal. Oczywiście był to dźwięk wynalazku, który znajdował się na nadgarstku Videl. Gohan mówił, że to urządzenie działa jak komórka, telefon wykorzystujący fale radiowe. Cokolwiek to znaczyło wiedziałam, że dzwonią do niej stróże prawa w mieście i właśnie potrzebują jej pomocy, bo oni sami mimo że posiadają broń palną są bezsilni pod wieloma względami. Gdyby mieli ją na mnie wypróbować, nie dziwiłabym się, ale na zwykłych śmiertelnikach?

Wywróciłam oczami. Dziewczyna w pośpiechu wybiegła, a nauczycielka prowadząca zajęcia bez problemu jej na to pozwoliła. W chwili, gdy zamknęły się drzwi syn Gokū wstał prosząc o wyjście do toalety. Na próżno. Strapiony, niedoceniony bohater usiadł na swoje miejsce z zatroskaną miną. Westchnęłam. Czy on nie widział jak bardzo się pogrąża? Gdyby chociaż odczekał nieco czasu, ale nie! On musiał tu i teraz. Wkurzało mnie to.

—     No i się nie udało. – Zaśmiała się Erasa.

—  Nasz biedny Son Gohan tym razem się nie wywinął. – Dodał zgryźliwie Sharpner. – Biedaczysko.

Cicho parsknęłam. Kobieta nie wypuściła go choć miał idealne stopnie. Był najlepszy ze wszystkich. Jedyne zajęcia, w których mogłam z nim konkurować to te sportowe. Zbyt dużo razy interweniował w sprawy tego miasta. Nic dziwnego, że i sama córka pseudo bohatera miała go na uwadze. Jej koledzy na pewno o wszystkim informowali dziewczynę, gdy ten znikał z zajęć. A przecież w toalecie nie siedzi się nie wiadomo ile i to za każdym razem akurat gdy znika ta czarnulka.

Przyjaciel siedział niespokojnie na krześle nie mogąc skupić się na wykładzie. Słońce zza szyb przygrzewało moje lewe ramię, więc spojrzałam ponownie za okno zastanawiając się co robić. Gohana w żaden sposób nie dało się odwieść od ratowania i ingerowania w sprawy młodej Satan. Ostatnio często się o to kłóciliśmy, bo nie popierałam tej krucjaty. Zanim się pojawiliśmy w szkole radziła sobie przecież sama, a teraz ten nie chciał jej odstępować na krok, jakby obiecał komuś, że będzie jej tarczą. Wściekałam się o to. Najbardziej dobitnym jego argumentem było, to że uratował jej życie, gdy porwany autobus spadał w przepaść i gdyby nie on już jej między nami by nie było. Może jego to przekonywało, mnie wcale. Nie interesowało mnie jej życie i gdybym mogła wzięłabym gumkę i usunęła ją ze swojego życia. Ot nie lubiłam tej wścibskiej dziewczyny.


Wyczułam wibrację, która z każdą chwilą przybierała na sile. Spojrzałam na Saiyanina siedzącego koło mnie i odchylając się w tył dostrzegłam jak z uporem maniaka trzęsie nogą. Przez myśl przeszło mi tylko jedno, ale nim zdążyłam coś powiedzieć zatrząsały się posady i wszyscy pospadali z krzeseł. Poza mną, ja chwyciłam się ławki, która była na stałe przymocowana do podłoża inaczej podzieliłabym los reszty. Chcąc wykorzystać zamieszanie i nie małe przerażenie uczniów i pani profesor czarnowłosy zerwał się z krzesła.

Tego było za wiele. Aż się we mnie zagotowało. Czy ten wariat nie rozumiał, że nie po to parę dni temu dawałam do zrozumienia Videl, iż Gohan nie jest tym za kogo ona go uważa? Ten jednak postanowił wszystko zepsuć tylko po to by mieć pewność, iż niewinna i krucha niebieskooka nie potrzebuje jego wsparcia?

Złapałam go za ramię mocno ściskając tak by się zatrzymał nie mogąc się wyszarpnąć bez użycia siły. Spojrzałam na niego groźnie ściągając przy tym usta. Byłam zła mówiąc delikatnie. Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale jego oczy zrobiły się czarniejsze niż dotychczas. Złość niemal zniknęła, ale mimo tego nie mogłam pozwolić mu wyjść z sali. Nie tym razem. Puściłam jego ramię po czym z naddźwiękową prędkością chwyciłam za długopis leżący na podłodze i wbiłam go sobie w skórę w okolicy nadgarstka rozcinając ją, ale zachowując przy tym jakiś rozsądek. Gohan spoglądał na mnie z wielkimi oczyma i nie małym przerażeniem.

—    P-p-ani profesor! – Krzyknęłam z ledwością wymawiając pierwsze słowo. – Muszę do pielęgniarki! Rozcięłam się.

Kobieta wciąż oszołomiona zaistniałą sytuacją usiadła blada na krzesło wycierając zimny pot z czoła jedwabną chusteczką.

—     Ty, nigdzie nie idziesz! – Wycedziłam cicho do pobratymca.

Gdyby wzrok zabijał, uśmierciłabym syna Gokū. Podeszłam do nauczyciela pokazując mocno cieknącą krew zachlapując przy tym nie tylko jej biurko, ale całą drogę do.

—     A, tak... – Jęknęła słabo. – Idź szybko. Niech cię opatrzy. Czy komuś jeszcze coś się stało?

Zdumiony Son Gohan moim teatrzykiem patrzył na mnie swoimi nie malejącymi oczyma nie wiedząc co uczynić, albo powiedzieć. Był rownie blady co wykładowczyni. Zupełnie jak posąg. Czy tak wyglądałam kiedy trucizna lyang krążyła w moich żyłach? Możliwe.

Nie czekając ani chwili, rzucając ostatnie chytre spojrzenie synowi Chi-Chi wyszłam z sali. Pocięcie się było nad wyraz głupim pomysłem, ale na nic innego w tamtej chwili nie wpadłam i zanim mogłam opuścić szkolne mury musiałam zajrzeć do tej całej higienistki by zatamować krwotok. Nie marnując więc czasu popędziłam na drugi koniec korytarza i jak strzała zbiegłam na parter by znaleźć się pod odpowiednimi drzwiami. Lekcje trwaly, nie musiałam się obawiać, że ktoś mnie zobaczy. W końcu trwały lekcje, nikt mnie nie mógł zauważyć.

Masywna, a za razem brzydka kobieta o tłustych mysich włosach nad wyraz się ociągała z opatrywaniem ran i byłam zmuszona wydrzeć się na nią. Rozczarowana jej zapałem, a raczej brakiem wyrwałam bandaż z rąk grubaski po czym wybiegłam. Nie miałam czasu, zresztą musiałam jeszcze ustalić położenie nielubianej przeze mnie istoty by uświadomić głupiutkiego Gohana, że jego pomoc jest całkowicie zbyteczna, a incydent z autobusem wydarzył się raz i nie wróci. Ten na płonącym dachu był drugim, ale nie musiałam tego mówić głośno.

W locie założyłam opatrunek, co oczywiście było utrudnione przy szybkim przemieszczaniu się po czym zmieniłam strój na zbroję Saiyańską i przywdziałam złote kolory. Nie było czasu na wycieraniu się z krwi, a uraz jakiego się dopuściłam, oraz poplamiona skóra i tak zniknęły pod ciemno szarą rękawicą.

Gdy wyczułam cząstkę życiowa czarnowłosej ruszyłam w tamtym kierunku, a gdy dotarłam na miejsce zawisłam w powietrzu by się przyjrzeć sytuacji. Jakiś olbrzym o czarnych włosach w ohydnych spodenkach i grubych skarpetach postanowił sterroryzować miasto. Z tego co udało mi się ustalić chciał wyzwać na pojedynek samego Herkulesa lecz w dziwnych okolicznościach się nie pojawił. Oczywistym faktem było jego olbrzymie tchórzostwo, do którego się nie przyznawał. Ja to wiedziałam i sam pseudo bohater także, ale inni ślepo wierzyli w odwagę i niezłomność. W jego imieniu zjawiła się tam rodzona córka. Wstyd. I on miał czelność nazywać się herosem? Kpina!

Videl właśnie rozpoczęła rozgrywkę zgrabnie kopiąc intruza w kark oraz lewe ramię. Facet się zasłonił, ale było widać jego lekkie zachwianie. To jednak mogło być interesujące, a ja lubiłam nietuzinkowe sceny akcji. Zniżyłam pułap lewitacji by mieć doskonałą widoczność na detale. Dziewczyna nie próżnowała, jej chyże akrobacje niemal powalały przeciwnika na kolana. Jednak będąc w wirze akcji nie dostrzegała, iż była na celownikach gangu i prawdopodobnie gdyby odniosła zwycięstwo mogłaby zarobić kulkę, i to nie jedną.

Jakże moje zdumienie było ogromne, gdy tak się stało, a ta niczym tancerka unikała pocisków skierowanych w jej nogi. Potrafiła jednak coś więcej niż się tylko bić. I tu musiałam chylić jej czoła. Jak na słabą dziewczyne, wcale nie była jak wszyscy Ziemianie. Ale co by było gdyby któryś z tych opryszków wycelował wyżej? Też poradziłaby sobie z ziemską bronią śmiertelną? Wątpiłam.

—   Ej ty! – Wrzasnął jeden z chudzielców o bujnych czarnych włosach. – Zmiataj stąd!

Słowa musiały być skierowane do mnie, gdyż koleś wpatrywał się swoimi wielkimi, nieprzyjemnymi oczyma prosto we mnie. Tak zapatrzona byłam w rozgrywających się scenach, że nie zauważyłam kiedy wylądowałam. Kpiarsko się uśmiechnęłam do mężczyzny odwracając wzrok ponownie na walczących. Niestety mężczyzna nie był w stanie ścierpieć mojej obecności, a może i olania go? A przecież grzecznie stałam na niewysokim betonowym murku i nikomu nie wadziłam

Z nieukrywaną pogardą wystrzelił we mnie salwę nic nie znaczących ołowianych pocisków. Wyłapałam je wszystkie zgniatając i robiąc z nich naleśniki, a następnie teatralnie wyrzuciłam przed siebie z swoim pysznym uśmieszkiem. Czy ten człowiek chciał dostać ode mnie lekcję pokory? Zawsze chętnie pokazywałam swoją siłę. Zeskoczyłam z podestu robiąc salto w przód  lądując z gracją niemal przed jego twarzą. Nim podniosłam głowę wykwitł mi na ustach złowieszczy uśmiech.

—   Nie chciej mnie wkurzyć, robaku. – Syknęłam wciąż się szczerząc. – Nie radzę ci.

Jego twarz zdradzała przerażenie, jednak po chwili poczerwieniał ze złości i postanowił wymierzyć cios z karabinu prosto w moją głowę. Na próżno się fatygował. Złapałam jego zaciśniętą na broni pięść tuż przed nosem po czym wykręciłam ją w mniej niż sekundę łamiąc jakąś kość. Mężczyzna zawył w bólu upuszczając mordercze narzędzie, a następnie sam upadł na kolana niemal szlochając jak dziecko.

—  Ostrzegałam cię. – Rzuciłam lekko. – Nigdy więcej tą ręką nie potraktujesz nikogo w ten sposób. Mam nadzieję.

Jakby w odwecie trzech następnych rzuciło się w moją stronę, a gdy znaleźli się stosunkowo blisko zmaterializowałam się za ich plecami i każdemu z osobna wymierzyłam solidnego jak na ich moce kopniaka w zad lub plecy. Nie musiałam przecież robić im krzywdy. To znaczy takiej by już się nie podnieśli. Mieli po prostu się mnie bać to wszystko. Nie byłam Galaktycznym Wojownikiem, który prosi mając nadzieję, iż zostanie wysłuchany.

—    Co tu robisz!? – Zawołała zaskoczona Videl.

W tej chwili zbierała się z krzaków po upadku i prawdopodobnie dopiero teraz mnie dostrzegła. Widać było, że jest zła. Jej mina mówiła wszystko. Cóż, też nie posiadałam się z radości przybywając w to miejsce, ale wolałam znaleźć się tu niż pozwolić na to Gohanowi. Nie o to przecież walczyłam ostatnio.


—    Nie potrzebuje twojej pomocy! – Była nad wyraz oburzona moją obecnością. – Nikt cię tu nie prosił.

—  Nie przyszłam ci pomagać. – Odrzekłam stanowczo podchodząc bliżej, kopiąc przy tym znokautowanego przeciwnika. – Chciałam tylko popatrzeć, ale ci goście sami prosili się o lanie. Kontynuujcie. Nie przejmujcie się mną. Udajmy, że mnie tu nie ma. Dobrze?

Puściłam jej figlarnie oczko w teatralny sposób pochylając się w przód tym samym ustępując miejsca na scenie. Niebieskooka spojrzała na mnie dziwnie, tak samo jak jej oprawca. Czułam się jak na jakieś paradzie. Wszyscy, włącznie ze służbami prawa zamilkli na moment. Było słychać jedynie jęki pokonanych i trzaskające iskry z palącego się radiowozu, który tarasował wejście do gmachu burmistrza. Jaką miałam ochotę poczuć wiatr we włosach, jednak tego dnia było bezwietrznie i dość sucho.

Wciąż obserwowana oblizałam wargi, a następnie powolo ruszając w stronę administratora tego miasta rzuciłam krótkie: No już, walczcie! Na co czekacie? Burmistrz był uwiązany i przerażony całą sytuacją mimo, że dwoje zbirów, którzy go do tej pory pilnowali leżeli na ulicy licząc gwiazdy. W chwili, gdy rozwiązywałam grubego ziemianina córka Herkulesa wpadła w sidła olbrzyma. Zastanawiało mnie czy powinnam jej może pomóc, ale czy tak na pewno? Czyż moim zadaniem nie było udowodnić Gohanowi, że się myli? Stałam więc z założonymi rękoma wpatrując się w walczących.

—  Panienko, pomóż Videl. Proszę. – Szepnął przerażony mężczyzna. – Oni zrobią jej krzywdę.

—   Sama sobie poradzi. – Rzuciłam mu z wielkim uśmiechem na twarzy. – Przynajmniej ona tak twierdzi. Dajcie jej się wykazać.

Mężczyzna nie był przekonany co do tych słów. Gohan pewno także.

—   Albo zginie. – Wzruszyłam ramionami. – To jej decyzja.

Po tych słowach kolejny bandzior postanowił mnie sprzątnąć i wycelował jakiś sporych rozmiarów pocisk w naszym kierunku, bez chwili wahania podmuchem KI skierowałam jej tor w niebo, a następnie, gdy już osiągnęła bezpieczną ogległość wystrzeliłam maleńki pocisk by ją zdetonować. Teoretycznie mogłam posłać ją wprost w tamtego typa, jednak byłam pewna, że rozwalę ją na jego obrzydliwej twarzy i będą z tego tytułu problemy. Ucierpią inni, a miałam przecież nie nabałaganić. Zostałabym okrzyknięta mordercą w mediach, a Bulma by mi tego nie darowała. Ani Gohan.

Prawdopodobnie wybuch zdezorientował drągala i niebieskooka wykorzystała moment by powalić przeciwnika na łopatki. A może zrobiła to sama? Nie miałam ochoty wnikać w szczegóły. Nie mniej sytuacja była opanowana, mogłam się zbierać z powrotem do szkoły i udawać, że biedna higienistka miała problem z zatamowaniem mojej rany, która momentami dawała o sobie znać. Miałam nadzieję, że tym razem przyjaciel mi uwierzy, iż nie musi być na każde zawołanie i dbać o życie tej dziewczyny, a przy okazji psuć sobie wizerunek.

Wszyscy leżeli znokautowani, a policja z radością gratulowała dzielnej licealistce. Przewrociłam oczami. Też mi coś. Czas było znikać więc z wolna uniosłam się w powietrze i kiedy miałam nabrać prędkości usłyszałam za sobą wołanie:

— Chciałam ci podziękować! – Ostrożnie wypowiedziała się dziewczyna w kucykach. – Cieszę się, że pozwoliłaś mi działać samej. Ale bez ciebie byłoby mi trudniej. Dlatego dziękuje.

Prychnęłam z krzywym uśmiechem na twarzy nie uraczając jej ani słowem. Czy musiałam w ogóle coś mówić? Videl dziękowała mi za jakąś tam pomoc, a mnie była jej wdzięczność zbędna. Z resztą nie pomagałam jej, a jedynie przytarłam nosa istotom, które mnie zaatakowały. Ot tyle.

Ruszyłam do szkoły Pomarańczowej Gwiazdy, a mój opóźniony powrót nikogo nie dziwił, a co najważniejsze nie wzbudzał podejrzeń. Opatrunek zdążył nieco nasiąknąć, więc śmiało mogłam powiedzieć o trudnościach zatamowania krwotoku. Z resztą, w przeciwieństwie do syna Gokū nie odwiedzałam toalety. W tej chwili wydało mi się to całkiem zabawne.

Zajmując swoje miejsce Son Gohan wpatrywał się we mnie z taką nerwicą, iż śmiałam twierdzić, że lada chwila eksploduje. Tylko tego tutaj brakowało. Westchnęłam głośno nim zebrałam myśli.

—  Sytuacja opanowała. – Machnęłam ręką. – Nikt dzisiaj nie umrze. I tak prawdę mówiąc dziewucha jest dobra w tym co robi, a nawet, wyobraź sobie, nie potrzebuje niańki. Mówię to ja, osoba uważająca tutejszych  Ziemian za mięczaków.

Chłopak odetchnął niemal kładąc się na ławce, za to Erasa była bardziej zainteresowana mną niż podejrzanie nerwowym zachowaniem kolegi. Chociaż? Może myślała, że martwił się o mnie. Ona nie wiedziała, że nic mi nie będzia, a poza tym miewałam sto razy gorsze urazy niż ta.

—   Mocno się zraniłaś? – Zapytała z troską Erasa. – Dobrze, że nic ci nie jest.

Uśmiechnęłam się do niej niewinnie pokazując mocno nasączony krwią opatrunek. Tym razem dopięłam swego, a przykrywka okazała się idealna. Teraz jedynie musiałam wrócić do domu i porządnie odkazić ranę by nie dopuścić do infekcji, a może nawet założyć jakeś szwy. Przynajmniej w długich rękawicach nie było widać mojej małej dysfunkcji, która byłaby pomocna dla Videl w rozwikłaniu zagadki księżniczki Saiyan, albo Sajpan, jak wolała mawiać.

***

Było już późne popołudnie. Siedzieliśmy na dachu Capsule Corporation wpatrując się w różowiejące chmury. Ojciec Bulmy założył mi dwie szwy nir wnikając w historię. Jedynie dziwił się, że nie chcę skorzystać z komory leczniczej by oszczędzić ciału blizny.

Zrobiło się nieco chłodniej niż za dnia więc w końcu można było się zrelaksować. Każdą wolną chwilę od idiotycznych szkolnych obowiązków spędzałam właśnie tutaj, kiedy oczywiście nie trenowałam. Z resztą przesiadywaliśmy tu z Gohanem już tyle lat i wciąż nam się nie nudziło. To miejsce w jakiś sposób było magiczne. Nie tak jak miejscówka w lesie nad jeziorem, gdzie światła nie zakłócały obserwacji gwiazd, a jednak. Tu rozwiązywaliśmy nasze spory i zwykle dochodziliśmy do porozumienia. Choć nie zawsze było to widoczne w oczach Son Gohana.

Od dłuższego czasu rozwodziliśmy się na temat córki Satana i o tym jak bardzo nie potrzebuje ona jego ingerencji we wszystko. On dalej szedł w zaparte, co bardzo mnie irytowało, a przecież byłam tam i widziałam!

—     Dlaczego o to walczysz? – Zapytał w końcu. – Czemu tak bardzo jesteś wszystkiemu przeciwna?

—     Jak to dlaczego? – Zirytowałam się. – Powiedz mi po co ta cała szopka? Na cholerę więc udaję kogoś kim nie jestem, gdy ty usiłujesz wszystko zepsuć?

—     Do czego zmierzasz?

— A do tego, że lada chwila zostaniesz zdemaskowany i nici z ciszy i spokoju! – Warknęłam zrywając się na nogi. – Czy nie chciałeś uniknąć rozgłosu by twoja rodzina żyła w spokoju? Bez mediów i tej całej szopki?

Chłopak objął mnie smutnym spojrzeniem. Nie wiedziałam co go tak dotknęło. Czy mój nacisk na odizolowanie się od koleżanki z klasy, czy fakt, iż przypomniałam mu jaki był jego cel. Spuścił głowę wpatrując się w swoje czerwone trampki. Czułam się zdesperowana. Czy on nie rozumiał, co robi? Czy to było takie trudne?


Przed oczami zamajaczył mi obraz nieugiętej Bulmy próbującej wbić do mojej głowy sposób zachowania na tej planecie. Długo wykłócałam się z nią o to kim jestem, a kogo mam udawać. Przecież w końcu wygrała, a teraz to ja musiałam wciskać tę ściemę przyjacielowi niemal na każdym kroku. Czy to nie on powinien mnie od tego odciągać? Co tu się wyprawiało?

—      Nic nie rozumiesz... – Jęknęłam.

—     To ty nic nie rozumiesz, Saro. – Obruszył się również wstając. – Doskonale wiesz jaki jestem! Nie rozumiesz, że nie potrafię patrzeć na czyjąś krzywdę? Że każdego dnia boję się o życia innych ludzi?

Więc teraz zasłaniał się istnieniami Ziemi? Czy on właśnie usiłował wmówić mi, że tu nie chodzi tylko o Videl? Dlaczego jednak uważałam, że jest inaczej? Jakim więc cudem czułam, iż to na niej skupia się jego uwaga? Przecież nie latał od rana do nocy po okolicy szukając bandziorów i terrorystów, a zwyczajnie podążał za córką pseudo bohatera. Zdenerwowałam się.

—     Albo się uspokoisz, albo sama powiem jej o wszystkim! – Rzuciłam oschle. – To kim naprawdę jestem także! Chcesz bym zepsuła wszystko o czym mówiła Bulma i twoja matka? Zrobię to! I będzie to twoja wina.

Gohan zrobił wielkie oczy, a jego mina zdradzała ogromne zaskoczenie. Miałam uczucie, że miota się z jakąś odpowiedzią, jakby nie wiedział, która będzie właściwa. Ostatnimi czasy nie poznawałam go, jakby ktoś rzucił na niego urok, w dodatku irytujący.

—     Oszalałaś? – Jęknął w końcu. – Co się z tobą dzieje? Nie poznaje cię… Jesteś... zazdrosna?

Vice versa, pomyślałam spoglądając na niego w gniewie. Podeszłam bliżej uważnie się przyglądając jego twarzy, ten zaś zrobił krok za siebie lekko odchylając się w tył. Był równie spięty.

—     Najpierw wszyscy wciskają mi bajeczkę jaką mam sprzedawać Ziemianom, bo to takie ważne, a teraz ty pozwalasz jednej z nich wejść w ten świat, który tak skrzętnie ukrywamy. – Warknęłam. – Myślisz, że chcę tego teatru? Że nie chciałam na przykład złamać ręki temu blondasowi i to dwoma palcami? Bo mnie zwyczajnie wkurzał!

Cisnęłam palcem w jego tors stukając każdorazowo przy wypowiadanym słowie. Gotowało się we mnie. Jeszcze nigdy nie byłam tak rozwścieczona przez Gohana. Z przerażeniem przyjmował ataki. Milczał, a ja tonęłam w gniewie.

—     Nie bawi mnie to! Chcesz się dzielić sekretami? Zrobię to za ciebie. – W oczach niemal stanęły mi łzy. – Zrobiłam to dla ciebie, idioto!

Wykrzykując ostatnie zdanie wystawiłam mu przed twarz zranioną rękę. Wreszcie próbował zabrać głos, jednak pokręciłam głową srogo łypiąc na niego po czym bez słowa zeskoczyłam z dachu.

—     Saro! Nie skończyliśmy! – Zawołał za mną. – Wracaj. Zawsze uciekasz!

Tak. Miał cholerną rację! Zawsze uciekałam gdy topiłam się w gniewie. Nie chciałam go krzywdzić i każdą złość musiałam odreagować, a tym razem czułam, że zaraz eksploduję i by tego uniknąć wróciłam do domu. Nie miałam już ani chwili dłużej ochoty z nim na ten temat rozmawiać. Im bardziej się sprzeczaliśmy o Ziemian tym bardziej byłam rozgoryczona, zwłaszcza gdy chodziło o córkę zakłamanego bohatera.

Zazdrosna? Ja? O Ziemian? Ha! Też coś!

Wracając do swojego pokoju żałowałam, że mieszkałam na tej planecie, że moje życie stało się takie nie Saiyańskie. W ogóle ode chciało mi się przebywać w tym złudnym świecie. Nawet nie zdjęłam butów kiedy rzuciłam się na łóżko by trochę pomyśleć, albo po prostu oczyścić umysł? Każdy dzień obcowania z Ziemianami doprowadzał mnie do białej gorączki. Do tego stopnia, ze zaczęłam się nawet zastanawiać co robiła moja inna wersja? Ta, którą ocaliłam przed nie tylko śmiercią z rąk pobratymców, którzy żyli na Ziemi, ale i będącą niewolnicą. Zdecydowanie przebywała tam na gorszych warunkach – całkowicie ubezwłasnowolniona. Za pewne była sobą i wojowała we wszechświecie wraz z poddanymi. Jednak ilekroć wspominałam Vegetę dochodziło do mnie, że mój świat już dawno przestał istnieć. Zakryłam poduszką twarz usiłując zasnąć czego nie mogłam uczynić. Tyle negatywnych emocji we mnie wirowało, że w pewnym momencie zaczęło kręcić mi się w głowie.

Jeszcze nigdy tak ostro nie posprzeczałam się z przyjacielem. To nie tak, że chciałam to robić. Ulało mi się. Miałam serdecznie dość sprzątania za nazbyt empatycznym nastolatkiem. W głowie nawet zaczęły dzwonić mi słowa tego przeklętego Sharpnera odnośnie Gohana i jego zniknięciami. Naprawdę chciał zrezygnować z naszej przyjaźni dla tej dziewczyny? Na samą myśl zakuło mnie w środku i uroniłam łzę. Tak źle nie czułam się od śmierci Vegety. A przecież tamten feralny wieczór pokazał jak bardzo Gohanowi na mnie zależy, jak starał się bym dostrzegła w nim to coś co później okazało się być przyjaźnią. Był przy mnie bez względu na to jak się zachowywałam, co mówiłam. Nie skreślił mnie wtedy, a przecież usiłowałam go zamordować. I udałoby się to gdyby nie mój powrót. Bardzo wiele mu zawdzięczałam, to było oczywiste. A tego wieczora wszystkie lata przeciekały przez palce. Jakby straciły na wartości. Czy możliwe było, że nie byłam mu już potrzebna? Bałam się tej odpowiedzi. Tak samo jak przed laty powrotu Dodorii, a nawet obudzenia się w komorze leczniczej. A torturom miało nie być końca.

Niespodziewanie do drzwi ktoś zapukał. Wyostrzyłam zmysły. To była Bulma. Czego ode mnie chciała? Nie miałam ochoty na rozmowy.

—     Czego chcesz? – Burknęłam. – Idź sobie!

Kobieta jak zwykle nie dała się pogonić i weszła bez zaproszenia do pomieszczenia. Już miałam krzyknąć na nią by się wynosiła, gdy zaraz za nią wszedł on. Od razu skoczyło mi ciśnienie. Wyciszył KI bym nie wiedziała, że przyszedł z nią! 

—     A ty, czego tu szukasz? – Warknęłam. -  Skończyłam z tobą.

—     Porozmawiać chciałem. – Szepnął.

Prychnęłam. Nie dość dosadnie się wyraziłam, tam na górze? Kobieta westchnęła, pokręciła głową wzdychając przy tym głośno:

—     Nastolatkowie i ich burza hormonów. Nie wiem o co wam poszło, ale Saro wysłuchaj Gohana. – Pouczyła mnie z pewnością w głosie. – Tak robią przyjaciele. Nie uciekają od problemów, a ty właśnie to robisz.

Przewróciłam oczami, a ta spojrzała na mnie surowo, a ja nie byłam jej dłużna. Chwilę po tym położyła dłoń na ramieniu chłopaka życząc entuzjastycznie powodzenia, a następnie wyszła i zamknęła za sobą drzwi.

—     Mogłem wejść oknem, bez pytania. – Zaczął nieco wzburzonym tonem. – Ale tego nie zrobiłem.

—     No i? – Warknęłam. – Czego chcesz? Powiedz wreszcie i wyjdź! Daj mi spokój i idź do tych swoich ludzi.

Chłopak westchnął po czym usiadł na łóżku ignorując moje cierpkie spojrzenie. Chwilę milczał spoglądając na czerwone buty opierając się łokciami kolan, które lada chwila mogły zsunąć się między rozszerzone nogi. Miał splecione ze sobą dłonie, na których spoczywała broda. Moje wzburzenie nieco opadło, gdy go obserwowałam. Wydawał się być naprawdę zatroskany. Wziął moje słowa sobie do serca?

—     Wiem, że ostatnio nam nie wychodzi. – Niemal wyszeptał. – Nie zgadzamy się, kłócimy o rzeczy, które nie powinny nas dzielić. To przykre.

—     Do czego zmierzasz? – Zapytałam równie cicho.

Zaskoczył mnie. Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu tak głębiej. Zwykle się poobrażaliśmy i odkładaliśmy, udawaliśmy, że nie istnieje. Chociaż to ja głównie się oburzałam, a przynajmniej Gohan nie okazywał tego tak, jak ja.

—     Ta szkoła nas dzieli. – Spojrzał na mnie ze smutkiem. – Nie podoba mi się to co się dzieje. Oddalamy się od siebie.

—     A myślisz, ze mi się podoba? – Odparłam z wyrzutem. – Odnoszę wrażenie, że już się nie liczę. Ty ciągle się albo uczysz, albo ratujesz Ziemian z opresji. Dla mnie nie masz czasu.

Przyjaciel zrobił wielkie oczy. Byłam z nim szczera. Chyba najbardziej w życiu. Wyrzuciłam z siebie to. W końcu wyznałam, że czuję się odtrącona. Do tej pory miałam nadzieję, że się to jakoś unormuje, ale nic takiego nie nastąpiło. Jedynie bardziej nawarstwiał się problem.

—     Liczysz się, Saro! – Rzucił z nutą żalu. – Zawsze się liczysz. Po prostu... Sytuacja się zmieniła, a ty zostałaś... w miejscu.

Zmarszczyłam brwi tym samym żądając wyjaśnienia. Jak niby stałam w miejscu? Co to w ogóle miało znaczyć?

Syn Chi-Chi westchnął prosząc o przenośny komputer. Wiedział, ze taki mam, chociaż z niego nie korzystałam. Głównie używał go Gohan gdy się tutaj uczył. W domu nie miał takiego wynalazku. Wskazałam palcem gdzie go znajdzie, a on powoli wstał i podszedł do szafki, na której leżał. Przetarł dłonią z niego kurz, a następnie postawił na stoliku nocnym koło mnie i usiadł obok, a nasze ramiona i uda się spotkały. Obserwowałam go w ciszy jak klika palcami w cichą klawiaturę.

—     Może jak pokażę ci jakieś filmy o nadludziach żyjących wśród zwykłych ludzi to zrozumiesz o co mi chodzi. – Tłumaczył nie odrywając wzroku od ekranu. – Powinienem był zrobić to dawno temu. Nie wiem czemu nie pomyślałem jak bardzo przytłaczające dla ciebie będzie obcowanie ze zwykłymi śmiertelnikami.

Nie do końca wiedziałam o czym mówił, ale miał rację. Bardzo źle się czułam w szkole. Odmieniec, a za razem niewolnica. Tak jak przed laty w szponach służb frezeerskich. Nie byłam szczęśliwa udając kogoś kim nie jestem i nigdy nie planowałam być.

—     Obejrzyj sobie to co ci tu zapisałem, dobrze? - Spojrzał na mnie z determinacją. – Dasz sobie radę?

—     A ty?

—     Chciałaś, bym sobie poszedł, więc już ci nie będę przeszkadzał. – Uśmiechnął się słabo. – Ale obiecaj mi, że oglądniesz te filmy. Na pewno ci coś rozjaśnią.

Spojrzałam na żarzący się ekran laptopa, a następnie na przyjaciela. Zrobiło mi się dziwnie przykro. Nagle nie chciałam, by wychodził. Odniosłam wrażenie, że już nie wróci. Nie miałam zamiaru być dla niego tak... wredna. Byłam wtedy wściekła, a on wreszcie zrozumiał, dlaczego tak jest i ta złość przepadła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

— Zostań — wyszeptałam, patrząc na swoje kolana.

Chłopak milczał. Drgnął niespokojnie.

— Proszę, zostań — dodałam nieco pewniej. – Obejrzysz to ze mną? Ja... ja...

— Ja ciebie też przepraszam.

Tak dobrze mnie znał, że wiedział, iż przeprosiny uwięzły mi w gardle. Nie pierwszy w życiu raz. On to wiedział. Nasze twarze były bardzo blisko. Chyba oboje wyglądaliśmy jak zbite szczeniaczki. Miałam wrażenie, że za moment uronię łzy. Taka chwila była bardzo dziwna. Cieszyłam się, że tu był. Nie poddał się, nie odleciał. Nie zostawił mnie wściekłej, a postanowił naprawić to, co oboje spieprzyliśmy, nie mówiąc sobie, co się nam nie podoba i czego oczekujemy wobec siebie.

— Prze-praszam — wydukałam mechanicznie.

Po policzku mimowolnie spłynęła łza. Tak emocjonalnej burzy dawno nie przechodziłam. Gohan delikatnie się uśmiechał, następnie ostrożnie wytarł kciukiem zbłąkaną kroplę, gdy reszta dłoni ogrzewała policzek. Przymknęłam powieki. Bardzo dziwnie się poczułam. Miałam wrażenie, że mam zawroty głowy. Objęłam go mocno, przykładając swój policzek do jego i głośno westchnęłam. Teraz najważniejsze była jego obecność. Szkoła, ludzie, problemy – wszystko nie miało w tym momencie  znaczenia. Tylko ta chwila.





Zapraszam na krótki Bonus


15 komentarzy:

  1. 6 marca 2015 o 4:39 AM

    No no. Nawet ciekawie było, ale dość krótko, mam nadzieję że dalej będzie więcej. Czekam oczywiście na rozdziału z akcją ale przecież dobrze o tym wiesz. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. 6 marca 2015 o 8:31 PM

    Świetny rozdział :) Podoba mi się charakter Sary i ciekawie opisujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. 7 marca 2015 o 4:25 AM

    Rozdział ciekawy, na pewno lepszy od poprzedniego, choć stanowczo za krótki ;p. Nie zauważyłam jakichś specjalnych błędów, poza niepoprawnie napisanym słowem ,niemało’. Czytając czułam dragon ballowski klimat, dziwnie i miło zarazem do niego powrócić. Irytacja Sary Ziemianami i zakochanym Gohanem jest przezabawna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. 8 marca 2015 o 3:00 AM

    Teraz nie jest dla Son Gohana najwazniejsza i pewnie nieprędko się do tego przyzwyczai ;p. No tak, to jej jedyny przyjaciel i chyba jedyna osoba, która ją tak naprawdę rozumie. W ogóle ciężko jest lubić ludzi, bo zbyt często zawodzą i rozczarowują. Dla Sary musimy być po prostu śmieszni w swej ludzkiej żałosności ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. 26 marca 2015 o 12:45 PM

    Ciekawe kiedy Vegeta zrozumie, że jego saiyańskie serce bardziej przypomina ziemskie?
    Tak, Bra ma swój urok :)
    Oczywiście, w końcu Vegeta nigdy nikomu niczego nie dał… Tak sobie pomyślałam: lepiej byłoby dla niego dać byle jaki prezent niż mieć taką „niespodziankę”.
    W takim razie życzę zdrowia i pozdrawiam,
    Sylwek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Czy nie można zmienić czcionki w komentarzach na białą? Pisząc szarym kolorem na ciemnoszarym tle, męczę wzrok, a zaznaczenie można uzyskać dopiero na końcu.

      Usuń
  6. 4 czerwca 2015 o 8:58 PM

    Kochana Killall! :*

    Po przeczytaniu tego rozdziału zastanawia mnie czy Sarze naprawdę tak chodzi o utrzymanie tej tajemnicy, czy jednak także ma coś z tym wspólnego irytacja Gohanem, który okazuje szczególne zachowanie Videl. Nie wiem czy o to Ci chodziło, ale ja wyczułam tą przekazaną nie wprost zazdrość o Gohana. Uroczo. Ponadto dialog pomiędzy dwójką przyjaciół nie był kompletnie sztuczny jak w dotychczasowych rozdziałach, nie wspominałam o tym, bo wierzyłam że to chwilowe i proszę oto dowód, że tak.
    Krótki rozdział, krótki komentarz :p.

    OdpowiedzUsuń
  7. No coś się podziało, ale widać, że to spokojniejszy rozdział. Ja wreszcie muszę się zabrać za swoje, ale brak weny, aczkolwiek może wreszcie jakąś ją odnowię :D Nadal czekam na SharpnerxSara :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahhaaa Ty chcesz zeby ona go zabila? 🤣🤣🤣 nie trawi typa. Wlasnie wykrzyczała Gohanowi, ze miala ochote roztrzaskac mu czaszke 🤭. No chyba, ze Ty tez liczysz na to 😅.  Podzialo sie, fakt, ale Gohanowi udalo sie ostudzic dziewczyne. Ale czy mozna wiecznie? No nie da sie... Gohan strzeż się!

      Usuń
  8. O ranyyyy! Nie wiem, czy to było zamierzone, ale w moim odczuciu bonusowy fragment z perspektywy Bulmy skradł cały rozdział! 😱😍 A może tak mi się tylko wydaje, bo mam prawie takie same odczucia jak ona (przypadek? 🤪🤭) Dosłownie mogłabym się podpisać pod jej przemyśleniami - tak samo przez długi czas widziałam Sarę i Gohana razem i im kibicowałam, bo wydawało mi się, że gdy Sara trochę wydorośleje i stanie się dojrzalsza to stworzą razem idealną parę. Ale Sara, chociaż może i wydoroślała, to jednak niewiele się zmieniła i zaczynam mieć wątpliwości, czy się zmieni, skoro przez tyle lat życia na Ziemi jej się to nie udało. Gohan zresztą też niewiele się zmienił - wciąż jest taki, jaki był. Jest tym samym uroczym Gohanem z fiołem na punkcie ratowania świata 😍🤪 Trochę przykro się patrzy na to, jak Sara nie potrafi zrozumieć, na czym naprawdę mu zależy. Gohanowi z pewnością brakuje jej wsparcia, a ona dalej doszukuje się we wszystkim spisku - np. że jego ratowanie świata ma jakiś tam związek z Videl. W ogóle co do samej Videl to bardzo się starałam, żeby się do niej nie uprzedzić, choć szczerze to myślałam, że będę jej nie znosić tak jak w DB albo nawet i bardziej, ale o dziwo Twoja Videl wcale nie działa mi na nerwy 😱 Ot, zwykła dziewczyna z obsesją na punkcie ratowania ludzkości. Nie da się ukryć, że mają z Gohanem podobne postrzeganie świata i to ich pewnie jakoś połączy w przyszłości 😏🤭☺️ Chyba ostatecznie Videl wytropi, że to on jest Międzygalaktycznym Kłusownikiem? 🧐
    W ogóle to tyle mam myśli, że aż się gubię i ciężko to jakoś składnie sobie pozbierać 🤪 Fragment z Sarą i Gohanem w pokoju - tu nawet nie muszę nic pisać, wiadomo, że cudowny 😍😍😍
    Przemyślenia Sary dotyczące swojej wersji z innej linii czasowej nasuwają mi przypuszczenia co do tego, co może się niedługo wydarzyć 🤭🤭☺️
    Ej, a w ogóle to co z tym kinem! Hahaha! Dobra, był piękny seans filmowy u Sary, ale co z jej randeczkami? Co z blond przystojniaczkiem? 🤪🤭🤭

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze wykapac dziecko, ale kurka jeblam smiechem na sam koniec i na TO musze odpisac juz 🤣🤣🤭
      Sara i blond przystkoniak... to juz jestes druga z kolei po Kenzuranie 🤣🤣🤣🤣 kino bylo, bylo, ale nie rozpisywalam sie jeszcze o nim, wspomne w odpowiednim momencie. Chyba? 🤔 na pewno 🙂
      A co do przemyslen Sary... czy chodzi Ci o jej przygody w innym uni?

      Usuń
    2. @Killall_o nieee, hahaha, to było oczywiście z przymrużeniem oka, absolutnie nie widzę Sary z Sharpnerem 😂😂😂 ale zabawnie było czytać, jak się o nią stara 🤭
      A co do drugiej części to tak, tak! Pamiętam, że miała podobne przemyślenia przed poprzednia podróżą w czasie. Oczami wyobraźni widzę, jak się o coś znowu wścieka na Gohana i żeby rozładować emocje ucieka w inny świat 😵😱😱

      Usuń
    3.  Hahahaha, ja pisalam Czarkowi, ze chyba nie wie co mowi, bo Sara tak bardzo nie trawi tefo goscia, o czym wspomniala szczerze Gohanowi, ze predzej by go zabila niz dala sie tknac 😱. Ale motyw z kinem nie zostal jeszcze wprowadzony, przynajmniej tych dwoje, bo z Gohanem byla! Tak, byla! Nie pisalam, bo nic specjalnego sie dla biej tam nie wydarzylo. Gohan zabral ja do kina, jak sie mozna domyslec - z zazdrosci. Jakis gosciu mial pojsc z nia gdzies, gdzie on sam nigdy jej nie zabral, a przeciez... on tego wczesniej nie wiedzial, dzieciak ze wsi, wychowany w saiyanskom swiecie, gdzie (jak wszyscy wiedza) nie ma kina, nie ma filmow. Tam swiat sam w sobie jest jednym wielkim filmem aukcji, si-fi i tak dalej.
      Wyszlo dla niej zwykle wyjscie z kumplem. To Gohan gdzies tam w srodku mial przeblysk tego, ze mogl to jak randke potraktowac, nawet chcial, ale to Gohan. Pamiętasz moment, w ktorym zobaczyl Sare i tego typka, ktory nad nia wisial, nazbyt blisko? Serce mu w tamtym momencie stanelo i dlatwgo tak zle odebrał nowine o kinie. I to byl tez ten zapalnik, by ją zaprosić. Ale ona to ona, dla niej to zwykle wyjście z przyjacielem. Dziewczyna niby dorosła, stała się panną, ale w głowie wciąż była dzieciakiem. Bardzo czesto nawet tą maleńką smarkulą, którą Dodoria katował. Niby zaakceptowała przeszłość, postanowiła iść do przodu, ale znowu coś się zmieniło, a ona tak bardzo boi się diametralnych zmian, że nie umie iść do przodu,  jak Gohan. Dlatego właśnie wytknął jej, ze stoi w miejscu, gdy wszyscy poszło do przodu. Ona żyje TYLKO walką, przyjaźni się dopiero co na przestrzeni 7 lat uczyła i szczerze to wciąż się uczy. Ktoś kto całe wczesne dzieciństwo żył w ciągłym strachu nie umie żyć w harmonii gdy coś się zmienia, zwłaszcza gdy odczuwa przy tym stres, odtrącenie. A tak się właśnie czuje obecnie.

      Co do samej Videl, to ja jej nie trawię do dnia dzisiejszego, nawet jak bylam w kinie na super hero mnie wkurzała 😆 a bylo jej tak niewiele. Tu Vudel jeszcze nie skończyła. Nie bój sie ;)

      Fragment z Sarą i Gohanem w pokoju to nowość. Oficjalnie konczyla sie gdy Sara ucieka. Z resztą od zawsze ucieka. Tym razem musiałam to naprawić i Gohanowi dodalam kilka kwestii, mtorych nie bylo w pierwotnej, siedmioletniej wersji. Wygarnal Sarze, ze sie nie rozwija i że hest jak tchórz.  Przyjscie Gohana musialo sie pojawic. On nie rezygnuje z przyjaciół. Poddał się może przy uczucisch  nie widząc by dziewczyna była w ogóle nim zainteresowana, ale sam powiedział jeszcze na Vitani, że skoro nie może jej mieć, to chcialby być przy niej. Pamiętasz? Jako 15 latek byl gotów poswiecic swoje uczucie 😭. To czyningo wspanialym. Te wspanialosc Sara dostrzega, ale to nie jest przeciez to. Co nie?

      Bonus Bulmy byl tu konieczny. No nie wyobrażam sobie, by nie bylo go po akcji Gohana gdy ratowal przyjaźń. 💜 i pokazanie, ze gdzies ktos tez myslal i widział,  ze ram cos kielkuje, a jednak nie stalo sie to, co bylo ewidetnie ukierumkowane na przyjazn, taka na zawsze. A czy cos jeszcze da sie z tym zrobic? No coz... sa 2, a nawet 3 opcje. Ta trzecia to juz mi zablysnela jako bonus z perspektywy Sary w swiecie Kenzurana. Ooo to tez bedzie cos, i juz maczam powoli w tym palce 😱😱😱 Szalona ja i dwa projekty na raz, a wciaz nie mam wytyczonej w mojej glowie tej słusznej sciezki i finalnego konca. 🙈

      Usuń
  9. W ogóle to ogromną walkę stoczyłam z internetem, żeby przeczytać ten rozdział i napisać komentarz! 😵🥵 Jestem na wakajkach i mam tu straszne problemy z zasięgiem 😖 Ale jak prawdziwi Saiyanie, nie poddałam się i walczyłam do końca! 🤪🤭

    Jestem bardzo podekscytowana i bardzo, bardzo dziękuję za dedykację ❤️❤️❤️, bo kolejny raz jest trafiona w punkt 😍 Nie wiem, czy to widać, bo, jak mówię, stoczyłam tu małą walkę i musiałam opanować wk&##(a 🤭

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nad emocjami siedziałam jak szalona. Dopieszczalam.to jak sie tylko dalo. Napeawde gdybys zobaczyla stara wersje, a to, to bys zwariowala ile tam brakowalo 😟 Sara poczula sie niewazna pierwszy raz w zyciu, ze az sama nie wiedziala jak sie zachowac, jak czuć i mowic. Gohan musial tam wejsc i pokazac, jak bardzo jest przy niej i nie zamierza jej opuszczac, zwlaszcza, gdy pojal, ze ona sobie z tym nie radzi. Musial zrozumiec, ze przeciez nie jest czlowiekiem i tak na prawde to nigdy nim nie bedzie 🤷🏼‍♀️

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!