05 lutego 2023

*91. Turniej pełen niespodzianek

Saga: Buu

Rok 774
Planeta Ziemia

Kiedy dotarliśmy na miejsce zbiórki, przepatrzyliśmy listę zakwalifikowanych. My wiedzieliśmy, że tam będziemy, ale przed wejściem do strefy wypadałoby to sprawdzić. Po szybkich oględzinach zauważyłam, że nie było z nami króla tchórzy. Uśmiechnięty komentator w przeciwsłonecznych okularach, który do tej pory dyskutował z mężczyznami, odzianymi w pomarańczowe stroje uradował się na nasz widok i ogłosił rozpoczęcie losowania do turnieju z ogromnym entuzjazmem. Stosunkowo wcześniej przemieniłam się, tak jak to było zaplanowane.

— Każdy, kto wylosuje kulkę z numerem, będzie miał przydzieloną walkę. Według tego będziecie kolejno wychodzić na matę.

Ludzie, którzy brali w nim udział, nie wyglądali zbytnio podejrzliwie. Szybko odnalazłam wśród zebranych tajemniczych osobników w dziwnych ciuchach, z którymi nigdy przedtem się nie spotkałam. Dostrzegłam również dwóch bladych, a zarazem zdenerwowanych mięśniaków. Ich żyły niemal wychodziły ze skóry. Czyżby byli na jakiś specyfikach? Nie wyglądali zbyt dobrze i na pewno nie mieli zamiaru nikogo szczędzić. Po przeskanowaniu ich wyszło, iż nie specjalnie byli groźni. Chociaż... Dla zwykłego śmiertelnika owszem.

Tamtych dwoje kosmitów zwracało całą moją uwagę i brak możliwości odczytu ich KI. Miałam nadzieję spotkać się z którymś na macie i to jak najszybciej. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, kim byli oraz czego tutaj szukali. Znajdowało się tu jeszcze trzech mężczyzn: czarnoskóry, nawet dobrze zbudowany, olbrzym tak spasiony, że chyba miał zamiar zaraz eksplodować oraz pokrętnie nieproporcjonalny człowieczek ukryty pod białym jak prześcieradło strojem w dziwnym granatowym nakryciu głowy z wielkimi otworami na oczy.

— Gdy przeczytam imię bądź pseudonim proszę o podejście i wylosowanie numeru, który przydzieli was do konkretnej walki — tłumaczył prowadzący.

I zaczęło się. Kolejno podchodziliśmy po wywołaniu. Niektórzy tu głośno krytykowali czyiś wzrost, inni posturę. Głównymi pyszałkami byli Ziemianie. Im nigdy nie brakowało tupetu do oceny przeciwnika tylko za pomocą wzroku. Na swoje nieszczęście nie trafiłam tak dobrze, jak Vegeta na Gokū i miałam czekać do ostatniej, ósmej walki w pierwszej rundzie z tym dziwnie zdenerwowanym, ale nieco chudszym mięśniakiem imieniem Yamū. Nie wyglądał na mega silnego, jednak jego rosnąca wściekłość stała się dziwnie zastanawiająca. Spopovitch, jego kompan miał odbyć walkę z córką pseudo bohatera, na co Kuririn zareagował z obawą, ale Gohan go zapewniał, że dziewczyna jest zdecydowanie silniejsza, niż mogłoby się wydawać. Nie byłam pewna czy miał rację. Czyżby ten nerwus miał ją wykończyć przede mną? O rany. Niestety miałam świadomość, że nie dane będzie mi się z nią spotkać na macie, bo zwyczajnie miała być wyeliminowana wcześniej.

Mąż Osiemnastki wyjaśnił mi zasady awansów, a po drodze dziewczyna miała silnych przeciwników, z którymi nie miała szans, nawet jeśli pokonałaby swojego pierwszego, z kolejnymi już by szczęścia nie zaznała. Chciałam się z nią policzyć, a jedyne co mi pozostało to złapać ją po zawodach, kiedy już wszystko dobiegnie końca. Osiemnastka nie była zadowolona ze swojego przeciwnika, gdyż przyszło jej zniszczyć durnowatego błazna. Na jej miejscu też chętnie bym się znalazła, ale trafiło na nią. Gohan zaś z Szatanem mieli zmierzyć się z przybyszami z innego świata nie jakimi: Kibito i Shinem.

Lista walk uczestników:

1. Kuririn vs. 2. Pintar
3. Shin vs. 4. Piccolo
5. Videl vs. 6. Spopovitch
7. Kibito vs. 8. Saiyman
9. C18 vs. 10. Herkules
11. Son Gokū vs. 12. Vegeta
13. Zamaskowany Wojownik vs. 14. Kilah
15. Yamū vs. 16. Księżniczka Saiyanów

Przeszliśmy do poczekalni, gdzie zostały nam przypomniane zasady turnieju; Uczestnik, który wypadł za matę, poddał się lub śmiertelnie ranił przeciwnika, bądź po odliczeniu do dziesięciu nie podniósł się, odpadał z gry. Pojedynek miał limit czasowy: trzydzieści minut. Jeśli po tym czasie walka się nie zakończyła, sędziowie mieli wybrać, który zawodnik był lepszy.

Wreszcie miało nastąpić rozpoczęcie pierwszej wali, jak tylko organizatorzy uprzątną tablicę z imionami z areny. Część startujących wciąż się rozgrzewała, a część spoglądała już na matę, na zebranych ludzi na widowni, bądź po prostu słuchała krzyków tutejszej gawiedzi. Poza dziwnie milczącym Piccolo Vegeta stał oparty o ścianę w ciszy, z zamkniętymi oczami oraz niewielkim uśmiechem. Dziś miał swój dzień. Właśnie na to liczył, cieszyłam się tym faktem razem z nim. Choć on skrupulatnie to maskował, ale mnie nie mógł oszukać. Z taką pewnością siebie pokazał w stronę Gokū numer, który wylosował, że już było wiadomo, iż jego sny się ziściły. I to wszystko w pierwszej walce.

— Ty to masz szczęście — mruknęłam, podpierając ścianę obok. — Też bym chciała zmierzyć się z konkretną osobą. Tymczasem jestem na szarym końcu.

— Czekałem wiele lat na tę chwilę — burknął, lekko się uśmiechając.

Chociaż bardziej przypominało to grymas po kwaśnym owocu. On właśnie taki był.

— Trzymam za ciebie kciuki i nie zmaść tego, jasne? To zmierzymy się jeszcze przed finałem.

Książę spojrzał na mnie wściekle przez sekundę, by za chwilę uśmiechnąć się do siebie i zamknął ponownie oczy. Oczywiście, że był pewien swego. Mnie tylko on lub Gokū stali na drodze do zwycięstwa. Zamiotłam podłogę ogonem, kierując się do okna, by oprzeć się o wysoki mur i móc obejrzeć walkę pierwszych zawodników: Kuririna i Punty – wielkoluda z piaszczystych terenów, wciąż pokazującego jak bardzo niski mężczyzna jest biedny w obliczu jego potęgi. Też mi coś... Każdy mógłby mnie się tak odgrażać, a ja mu napluć ze śmiechu w twarz. Kuririn coraz bardziej miał dość swojego rywala, ale musiał wstrzymać się do oficjalnej walki.

Na samym początku, gdy wybierali się na matę, wielkolud rozpychał się i wymachiwał rękoma tak, że gdybym to ja stała zamiast małego człowieka posłałabym go do zaświatów jeszcze zanim wyszedłby na matę. Takie niesportowe traktowanie przeciwnika powinno być karane. Jedynie wzrostem mógłby wygrać z przyjacielem Gokū.

Na arenie olbrzym ruszył w tył zamiast w przód. Robił salta jak oszalały, co jednak nie zrobiło na Kuririnie wrażenia, a na kim by zrobiło? Chciał się popisać. Mimo gabarytów nie był całkiem zastały. W końcu zachęcił byłego mnicha do walki, która potrwała zaledwie kilka sekund i wypadł z maty, a raczej został wyrzucony z niej jedną ręką! Kuririn miał dość i zadał cios.

— Dowaliłeś mu! — krzyknęłam z entuzjazmem. – Zasłużył!

Należało mu się. Mąż C18 i tak był nad wyraz delikatny. Ja bym mu coś połamała, dla zasady. Pod matą zjawili się uzdrowiciele z noszami, by przetransportować znokautowanego do strefy medycznej. Komentator wywołał kolejną dwójkę.

— Twoja kolej Szatanie — zawołał wesoło zwycięzca pierwszej rundy, gdy wszedł do poczekalni. — Zobaczysz, to bułka z masłem!


Gokū i Junior jednak nie mieli takich radosnych min, co nawet i mnie zastanowiło. Zupełnie z innym podejściem przybyli na te zawody, a przecież to my mieliśmy być ci najsilniejsi. Co prawda pojawiło się paru dziwnych gości, ale to nie przesądzało przecież sprawy.

— O co chodzi? Przecież jesteśmy najlepsi! — zawołał rozentuzjazmowany mężczyzna w czerwonym podkoszulku. — Mamy słabych przeciwników, damy radę.

Jednak Vegeta się nie uśmiechał ani Gokū czy też Junior. Oni coś chyba wiedzieli albo podejrzewali, gdyż wszystko nabierało zaskakująco sztywnych emocji. Nie byłam ślepa, ale też nie dostrzegłam z ich strony jakiegoś poważnego zagrożenia. Więc o co chodziło?

Namekanin ruszył z Shinem na matę z niemrawą miną. Ten drugi był wesoły, może nie jak skowronek, ale zdecydowanie w lepszym humorze. Na pewno był pewien, że wygra tę rundę. Spekulacje na temat jego osobliwości zaczynały robić się podejrzane. Emanował nienaturalną energią, która nie wiadomo skąd się wzięła. Dopiero co nie dało się go odczytać, a ty puf! Moc zupełnie nie z tej Ziemi. A mimo to nie wyglądał na nikogo strasznego. Nie posiadał ani jednego mięśnia w swoich chudych rączkach. Ale czy ja wyglądałam w swojej pierwotnej postaci na kogoś super silnego? Jednak moja budowa ciała była zupełnie inna i na pewno nie wyglądałam jak chuchro, a dobrze wysportowana dziewczyna.

Na arenie przeciwnicy stali w miarę niedużej odległości. Od wejścia nie ruszyli się nawet o milimetr. Dostrzegałam co jakiś czas spinające się mięśnie zielono skórego, który o dziwo nie potrafił się skoncentrować. Doskonale dostrzegałam, jak jego energia faluje w nad wyraz drastyczny sposób, jakby ktoś wysysał z niego energię, oddając za chwilę z powrotem. Zupełnie jakby wstrętna Protektorka przyssała się do niego swoimi łapskami albo dwa cyborgi, w tym Gero. Sytuacja robiła się dziwna. Zdawało się, że próbuje się poruszyć, a jednak nie może. Czy ten cały Shin go sparaliżował? Ale jak? Zawodnicy zebrani w poczekalni wyczekiwali na jakiekolwiek ruchy, jednak nic takiego nie nadchodziło.

— Na co oni czekają? — zapytałam, obserwując wszystko przez maleńkie okno.

— Coś jest nie tak. — Vegeta skomentował.

Spojrzałam na chwilę na brata. Miał rację. Było bardzo nie tak. To było zupełnie niepodobne do Namekanina. Nigdy nie bał się rywalizacji, nawet kiedy wiedział, że nie ma szans, zawsze próbował zyskać na czasie, by cokolwiek ugrać na swą korzyść.

W międzyczasie na trybunach ludzie zaczęli się niecierpliwić. Krzyczeli, pogwizdywali, zachęcali do walki. Niestety Szatan nie uczynił nic, a jego przeciwnik nawet nie usiłował go zaatakować. Było to bardzo dziwne. Czy oni pojedynkowali się w jakiś inny sposób? A może rozmawiali? Miałam świadomość, że Piccolo potrafił posługiwać się telepatią. 

— Wycofuję się — Junior oświadczył wreszcie. – Przykro mi, ale nie walczę.

Nie wypowiadając ani jednego słowa więcej ruszył z powrotem do poczekalni z nadal naburmuszoną miną. Spiker dopytywał czy aby na pewno, ale gdy tylko opuścił matę, sprawa była przesądzona. Tłum był zażenowany jego postawą. Nie kryłam swojego zaskoczenia. W życiu bym się tego po nim nie spodziewała. Chyba nikt z nas. Ledwo, gdy przekroczył próg poczekalni,  karzeł skoczył do niego, nie wierząc, że ten nawet nie spróbował się z nim siłować, że nie podjął żadnego działania, by sprawdzić przeciwnika. Dla mnie także było to niepojęte. Czy aż tak się bał tego przybysza? Musiał. Jego mina zdradzała olbrzymi strach, a gęsto zroszone potem czoło mówiło samo za siebie. Wyglądał, jakby stoczył wojnę.

— Aż tak źle? — Zapytał syn Bardocka.

— Bardziej niż myślałem. — Odpowiedział cicho.

Był mocno zdenerwowany i nawet nie odwrócił się do nas. Nie chciał okazać twarzy. Jego słowa mocno trafiły w moje uszy jak z resztą każdego z nas. Saiymanowi niemal okulary spadły z nosa, a nic nierozumiejąca Videl rozglądała się to na jednego to na drugiego. Nie miała w ogóle zielonego pojęcia o tym, co zaszło przed chwilą na macie. My mogliśmy się jedynie domyślać, że przytłoczyła go jakaś bariera, moc samego Shina, który wciąż był uśmiechnięty i pewny siebie jakby miał to we krwi.

— Co to znaczy? — zapytałam, pospiesznie zaciskając pięści. — Co on ci tam zrobił?

— To chyba jakiś żart! Wytłumacz się. — Kuririn panikował. — Przecież on ma się ze mną zmierzyć w drugiej rundzie!

Na same te słowa jego ręce opadły nisko. Było widać jego rosnące przerażenie swoim przeciwnikiem. Czyżby los się od niego odwrócił? A mógł mieć większą szansę na dojście do półfinału. Namekanin nic nie mówiąc, stał i trząsł się z gniewu i prawdopodobnie jakiegoś przerażenia. W takim stanie go nie nigdy wcześniej nie widziałam, nawet nie bał się tak, gdy atakował nas Komórczak. Było to bardzo podejrzane. Miałam nadzieję, że gdy dojdzie do siebie, wytłumaczy nam, co się właściwie wydarzyło.

Następny występ miał należeć do wspaniałej Videl i przepoconego, nabuzowanego mięśniaka Spopovicha. Zatarłam ręce, zapominając o wydarzeniach sprzed paru sekund. Musiałam zobaczyć tę walkę i dowiedzieć się, czy w rzeczywistości była tak dobra, jak o niej mówiono. Dziewczyna nawet nie zdążyła zrobić kroku przed siebie, a gdzieś w okolicy trybun rozbrzmiała orkiestra dęta, która wiwatowała na wejście swojej po żal się bogowie maskotki. Uderzyłam głową w ścianę. Szkoda, że tylko tak delikatnie mogłam to uczynić. Małe pęknięcia pojawiły się w tynku. W tym czasie Kuririn spoglądał na mnie ze zdziwieniem, nie dowierzając, co właśnie uczyniłam.

— Co się gapisz? — warknęłam, strzepując pył z czoła.

— Dobrze się czujesz? — zapytał podejrzliwie. — Coś ci jest?

Zaczął mnie bacznie oglądać, jakby szukał jakieś zielonej plamy na mojej skórze. Nie byłam przecież chora, tylko zła. Nie miałam ochoty z nikim na ten temat rozmawiać.

— Nic mi nie jest! — Mój ton przypominał gulgot. — Lepiej zajmij się własnymi sprawami!

— Ja już wiem! — Zatarł w cwanym uśmieszku ręce. — Zazdrośnica! Przyznaj się! To dziewczyna Gohana tak cię drażni prawda? 

Szturchnął mnie palcem wskazującym w bok, robiąc przy tym przedziwną minę. Zdawało się, że jest pewien swego, a to sprawiało, że miałam ochotę i go rozszarpać.

— Nigdy wcześniej żadna się koło niego nie kręciła. Hyy Hyy...

Zarechotał w ten swój idiotyczny sposób, z miną jakby miał się zaraz zaślinić, a jego oczy miały zamienić się w niewidzialne kreski. Rozjuszona walnęłam go pięścią w sam środek głowy, a przy jego wzroście było to idealne posunięcie. Mężczyzna kucnął, łapiąc się za głowę w cichym skomleniu po ówczesnym donośnym AUA. Zirytował mnie, a poza tym nikt nie musiał wiedzieć, co aktualnie czułam i czy byłam zazdrosna o Videl, czy o Gohana. Nikomu nic było do tego. I tak za dużo osób wiedziało, a Bulma to byli niemal wszyscy! Poniektórzy zwrócili uwagę na tę scenkę, jednak się nie odezwali. Nie pierwszy raz Kuririn walnął denerwującym tekstem 

— Maskarada jakaś… To córka tego błazna Herkulesa, wiesz? — burknęłam, odchodząc na bok. — Odwal się.

Zawodnicy ruszyli przed siebie prosto na matę. Jednak w tej chwili bardziej zainteresował mnie tajemniczy Shin, który zapatrzył się na mięśniaka – przeciwnika mojego wroga numer jeden. Jego mina była na tyle poważna, że nie sposób było zignorować tego. Czyżby królewna Ziemian była w opałach? Wróciłam spojrzeniem na matę, gdy komentator ogłosił start. Byłam zbyt daleko by oglądać walkę, więc zmuszona wróciłam do miniaturowego, aczkolwiek podłużnego, eliptycznego otworu pozwalającego przyglądać się walczącym. Tym razem wybrałam najbardziej oddalone okno od reszty grupy, tuż obok czarnoskórego mężczyzny, który wydawał być się przestraszony.

Dziewczyna przybrała pozycję bojową i widać było, iż nie boi się przepoconego mięśniaka. Zaatakowała jako pierwsza, byłam lekko zdumiona jej szybkością. Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie osiągnie coś więcej. Widać Gohan miał na nią dobry wpływ. I pomyśleć, że matka mu nie pozwalała ze mną trenować. Zaszarżowała ponownie, gdy dziwak nie ruszył się z miejsca, przywalając mu z łokcia w brzuch. Kopała go i biła pięściami, a ten cały czas się zasłaniał rękoma niczym tarczą. Niebieskooka co chwila doskakiwała go to tu, to tam i okładała z całych swoich sił. Jakże moje wielkie zdumienie było, gdy wreszcie położyła Spopovicha na łopatki!

— Tak trzymaj Videl! — Gohan zawołał entuzjastycznie.

Jego głosu nie pomyliłabym z żadnym innym. Spojrzałam na niego z ukosa i z niesmakiem, ale on tego nie zauważył, za bardzo był zaaferowany poczynaniami swojej przyjaciółki, a poza tym dzieliła nas pewna odległość. Prychnęłam zdegustowana, ciasno owijając pas ogonem. Rozeźlony mężczyzna podniósł się, nie pokazując ani jednego grymasu, poza tym, co zawsze. W końcu się musiał wkurzyć i ruszył z gardą na dziewczynę. Ta dość dobrze odpierała jego ataki, jednak w przeciwieństwie do niego na jej ciele pojawiło się kilka otarć.

Ponownie wymierzyła mu kopniaka w twarz, posyłając na matę. Walka zapowiadała się dość ciekawie jak na tę nastolatkę. Nie spiesząc się, podniósł swoją kupę mięśni na nogi i ruszył pędem w córkę Herkulesa, że aż ją staranował swoją wielkością. Ta uczepiła się jego kostiumu i wywaliła go przez siebie z powrotem na matę. Zamrugałam niedowierzająco. Ona? Oboje byli zdyszani. Dziewczyna kolejny raz natarła na dryblasa. Ta to miała ducha walki, niemal jak Saiyanie. Trudno mi było uwierzyć, że była córką tego patałacha. Jak nic było widać, że jest od niego silniejsza!

— Będzie coś z tego czy nie? — mruknęłam, spoglądając w sufit. — Niech coś się dzieje! Zaczynam się nudzić.

— Poczekaj na swoją kolej — Vegeta burknął z oddali.

— Łatwo ci mówić, bo jesteś prawie następny, ja na samym końcu i to jeszcze mam walczyć z ofiarami losu! — Żachnęłam się. — A wasza walka na pewno będzie trwała tygodnie!

— Nie więcej niż trzydzieści minut. — Poprawił mnie Kilah wtrącając się do rozmowy.

Spojrzałam na niego zdumiona. Nie spodziewałam się odzewu z jego strony. Zmarszczyłam brwi. Zupełnie zapomniałam, że stał tuż obok i również obserwował poczynania na arenie.

— Regulamin.

Niemo przytaknęłam, ciesząc się w duchu o limicie walk. Przynajmniej miałam szansę jeszcze tego dnia stanąć na macie. Ten mężczyzna miał być potencjalnie mym kolejnym przeciwnikiem, jeśli pokonałby tego dziwacznego chuderlaka.

Mimo iż Videl ledwo stała na nogach udało jej się ponownie położyć mięśniaka na łopatkach. Ku niezadowoleniu jej samej i wielu innych tu obecnych mężczyzna podniósł się po raz kolejny, ale tym razem dużo bardziej rozwścieczony. Gniew napędzał go jak paliwo samochód. Wydawało się to anormalne. Spojrzałam na brata, a później na Gokū. Oni także nie mieli zadowolonych min. Również podejrzewali, że coś jest nie tak z tym człowiekiem. Z zamyślenia wyrwał mnie wiwat ludzi na trybunach. Dziewczyna ponownie powaliła dryblasa i tak jak się spodziewałam, on znowu powstał.


— Ona z nim nie wygra — Son Gokū powiedział z powagą — on zawsze powstanie. Powinna się poddać.

— Że co? — Kuririn się oburzył. — Jest od niego silniejsza!

— Zgadzam się z Kuririnem. — poparł go syn Chi-Chi równie niezadowolony ze słów ojca.

— Nie widzicie, że ledwo na nogach stoi? — wtrąciłam się do rozmowy. — On jest niewzruszony, ta dziewczyna nie ma z nim najmniejszych szans.

Son Gohan spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Widać nie spodziewał się mojego wkładu w tę rozmowę, w ogóle chyba zapomniał, że tutaj byłam! Moja twarz okazywała, jak pewna byłam swych słów. W stu procentach popierałam przybysza z zaświatów.

— Mówisz tak, bo jej nie lubisz! — Gohan zauważył.

Tak całkiem na forum otworzył swoje pierwsze działo. Zmarszczyłam brwi, łupiąc na niego jak wściekły zwierzak. Nawet tu, przy wszystkich otwarcie był po jej stronie. Miałam ochotę się na niego rzucić.

— Co z tego, że jej nie lubię!? — wrzasnęłam. — On połamie jej kości. Aż tak jesteś zaślepiony?! Chcesz, by ją zabił, na oczach wszystkich?

— Jak możesz!? — oburzył się chłopak. — To nie tak.

Doskoczyłam do niego, tak aby nasze twarze dzieliła mniejsza odległość. Sterczeliśmy do siebie wrogo nastawieni, każde łypiąc na drugiego. W tej chwili miałam ochotę przywalić mu w ten głupi łeb! Był tak zaślepiony jej doskonałością, że nie potrafił ocenić sytuacji! Nie życzyłam jej nigdy dobrze, ale jako wojownik miałam prawo ocenić sytuację. Jeśli byłabym pewna, że ta dziewczyna wygra, powiedziałabym to, a on widać tego nie potrafił dostrzec. Mąż Osiemnastki stanął pomiędzy nami, by nas rozdzielić. Moje naelektryzowane ciało popieściły jego palce, gdy stanął zbyt blisko. Syknął z bólu, zabierając pospiesznie rękę.

— To nie miejsce na bójkę! — zawołał. — Co się z wami do diabła dzieje?!

W tej sekundzie Videl oberwała, co zarejestrowałam kątem oka. Pofrunęła niemal na drugi koniec maty. To oderwało mnie od uprzykrzania życia byłemu przyjacielowi. Gdy tylko Gohan zauważył moje zainteresowanie walką, sam obok spojrzał za okno.

Spopovich szedł do poturbowanej dziewuchy, ciesząc się jak dziecko, gdy ta z ledwością mogła się podnieść. W końcu znalazła w sobie jakąś cząstkę energii i wyskoczyła w kucki, jednak zaskoczona nie zdążyła nic zrobić, kiedy kupa mięśni rozpędził się na nią i kopnął ją w klatkę piersiową. Już miała wylecieć poza matę. Z zapartym tchem patrzyłam na to, tym samym ciesząc się, że facet nie zabije jej, bo to nie on miał ją znokautować. Ku memu i nie tylko zaskoczeniu, zamiast spaść, utrzymała się w powietrzu. Wzbiła się wysoko w górę, by następnie wylądować na wprost przeciwnika. To nie był jeszcze koniec, przynajmniej tak myślała.

— Widzicie! Ja ją nauczyłem latać! — Saiyman cieszył się jak dziecko.

— Też mi coś — prychnęłam.

— I tak powinna się wycofać z zawodów. — Poważny ton nie zniknął z ust Gokū. — Nie umiem tego wyjaśnić, ale nie wyczuwam w tym człowieku iskry życia.

Ponownie skupiliśmy się wszyscy na jego słowach. Tym razem chciał potwierdzić swoje obawy co do przeciwnika córki Herkulesa. Był pewien, że ten osobnik nie był już zwykłym człowiekiem, nawet nie był pewien czy jeszcze coś z człowieka mu zostało. I miał tu sporo racji. Nie było widać zadrapań ani zmęczenia, jedynie pot. Dostrzegłam to już dużo wcześniej, tylko z początku jego agresja i trzęsące się mięśnie kasowały te poglądy. Zdawało mi się, że najadł się jakiś dziwnych substancji odurzających.

— Myślisz, że to robot? — zapytał nastolatek.

— Możliwe, nie wiem, nie jestem pewien — westchnął. — Człowiekiem na pewno już nie jest.

Dziewczyna mimo tego, że z trudem łapała oddech, unikała ataków, jak tylko umiała. Wyskoczyła jak gazela w górę, wymierzając naprawdę świetny wykop, którym powinna była skręcić kark temu dryblasowi! A on stał i stał… Z nienaturalnie wykręconą głową. Wyglądało, jakby zabiła go, jednak wciąż wyczuwałam jego energię. Niestety ona sama, jak i widownia z sędzią nie mogli tego wiedzieć.

— Szanowni państwo, w związku z regulaminem muszę zdyskwalifikować Videl z dalszej rozgrywki, gdyż śmiertelnie zraniła swojego przeciwnika. Przykro mi… — Niemal płakał do mikrofonu okularnik.

Sama dziewczyna musiała zanosić się łzami. Na pewno nigdy nie miała przed sobą wizji zabicia kogoś, a już tym bardziej na oczach innych, w dodatku miała być zdyskwalifikowana z dalszej części. Klęczała na wpół żywa. Wyglądała, jakby stoczyła walkę o życie. Tak też było, bo utartą z niej bestia. Pozostało nam czekać, aż znokautowany nieczłowiek podniesie się, oznajmiając wszystkim, że to jeszcze nie koniec i pokona dziewczynę jednym ciosem. I zrobił to po chwili, by w końcu okręcić sobie kark i ustawić głowę na swoje miejsce! Nie mogłam sama w to uwierzyć. To musiał być kosmita! To musiał być powód, dla którego przybyli tajemniczy Shin oraz Kibito.

Zupełnie zaskoczona dziewczyna dostała kopniaka w nos, aż puściła się jej krew. Z ledwością mogła ją zatamować i by uniknąć kolejnego ataku, wzbiła się w powietrze. Tu trzeba było przyznać jej punkt. Wszystkich zdumiał jednak fakt, że i on uniósł się w górę. Do tej pory tego nie robił. Większość wojowników we wszechświecie znała tę technikę, nawet znali ją i zwykli mieszkańcy odległych planet, a jakoś nie spodziewałam się tego po nim, skoro po pierwszym razie dziewczyny wciąż się krył. A może po prostu nie było mu to do tej pory potrzebne?

Wzbił się nieco ponad nią, zapewne paraliżując doszczętnie. Czy teraz miała na tyle rozsądku, by przerwać tę walkę? To był turniej, tu nie musiała oddawać życia za Ziemię, w sumie to nie powinna była konkurować z tym osobnikiem. Była to robota dla nas, dla kosmicznych wojowników, nie dla zwykłej śmiertelniczki.

Dookoła zapanowała grobowa cisza. Niecodzienny gość wyciągnął rękę przed siebie z otwartą dłonią wprost na pokiereszowaną. Wytrzeszczyłam oczy, zdając sobie sprawę, co za chwilę nastąpi.

— Co za idiotka! Uciekaj! — krzyknęłam. — Zabije ją!

W momencie mojego okrzyku skumulował w dłoni fioletową kulę energii. Ta wisiała na niebie jak zaklęta. Zupełnie nie spodziewając się, do czego ta moc jest zdolna na zwykłym śmiertelniku.

Wszyscy w osłupieniu wpatrywaliśmy się w całe zajście i nie pomyliłam się! Nie uniknęła ciosu, nawet nie próbowała. Przyjęła wszystko na siebie, po czym runęła niczym rozbity samolot. Zdołałam poczuć ledwie jej energię, którą usiłowała zatrzymać upadek, jednak tyle, co jej zostało, pozwoliło w miarę delikatnie upaść na kolana. I tak zrobiła dużo. Naprawdę byłam pod wrażeniem jej determinacji. Rozjuszony Spopovich wylądował twardo na ziemi. Skąd ona brała energię na to, by w ogóle próbować wygrać? Nie wiedziałam, ale jak bardzo jej nie lubiłam, tak miałam wiele podziwu względem niej. Gdyby tylko nie mieszała się w nie swoje sprawy, może… Nie.

Dziewczyna wciąż obrywała i wiecznie podnosiła się, dając wszystkim do zrozumienia, iż nie ma zamiaru się poddać. Starała się być tak samo twarda, jak jej oprawca, ale nie potrafiła docenić go. Kiedy miała ponownie wypaść za matę, złapał ją w ostatniej sekundzie, nie pozwalając na przegraną. Ta mała nie miała szans z nim, nawet Gohan to w końcu dostrzegł, jednak sama pchała się pod nóż, najwyraźniej wmawiając sobie, że może być jak my.

—  To szaleństwo! Błagam cię, Videl nie rób tego! — Gohan niemal płakał nad jej losem. — Poddaj się Videl!

— Nie ma co, jest uparta — Zauważył Kuririn.

— Jest głupia. — poprawiłam go.

Pędziła ostatkiem sił prosto w ramiona swojego mordercy. Ten wykorzystując jej chwilę nieuwagi, odrzucił ją kopniakiem, a następnie podrzucał to z jednego miejsca maty na drugi, aż ta padła kręgosłupem na jego kolanie. Nawet mnie ten widok zabolał. Jeśli miała szczęście, był jeszcze cały. Mężczyzna, trzymając ją za głowę, obił parę razy jej twarz pięścią, która była wielkości jej głowy. Spadła na kraniec maty, a jej potylica wypadła poza nią. Była w opłakanym stanie, a jednak usiłowała się podnieść. Czy chciała pokazać mi, że jest coś więcej warta niż zwykły Ziemianin? A może pragnęła komuś zaimportować?

— Videl daj spokój! — Gohan krzyknął. — Poddaj się! To nie wstyd się poddać po takiej walce! Jesteś dziewczyną, nie dasz rady wszystkich pokonać!

— Mówiłeś coś? — warknęłam mu do ucha.

Prawdopodobnie zapomniał, że obok stoję. Chłopak pobladł na chwilę, by następnie nabrać lekkich wypieków. Obcinałam go, groźnie zamiatając ogonem. Gokū cicho zachichotał, a Vegeta prychnął w grymasie mającym ukryć mały uśmiech. On mi w tym momencie ubliżył.

— Ty to co innego... Ja nie myślę tak o tobie, ona... Ona jest tylko Ziemianką! — Bronił się nieudolnie. — Ty przecież masz z nim szanse, a ona?

Co z tego, że była Ziemianką? Co z tego!? To ją wybrał nie mnie, to ona była tą, którą wybrał, to o nią się martwił. O mnie w sumie nie musiał... Ale przecież czy nie spadłam na niższy plan już jakiś czas temu? Nie była wtedy zagrożona, a jednak to Videl miała u niego większe względy i to prawdopodobnie od pierwszego dnia w szkole. Skreślił mnie, bo... Nie byłam kruchą dziewczyną?

Stała z ledwością, ale starała się zachować spokój. My nie mogliśmy nic zrobić, to były zawody, w dodatku nie miałam zamiaru jej pomagać, a złość, jaką emanował Son Gohan, doprowadzała mnie do białej gorączki. On się o nią tak zamartwiał, że był gotów skoczyć jej na ratunek. Po kilku minutach nieustającej i sadystycznej frustracji Spopovicha chłopak rozzłościł się tak, że przywdział złocistą aurę, gubiąc białą chustę. I rzucił się w odsieczy, gdy do akcji niespodziewanie wkroczył jego towarzysz, a mój przeciwnik. Kazał zaprzestać masakry. Ku zaskoczeniu wszystkich dryblas posłuchał. Wygrał, a córka Satana, choć dzielnie walczyła, nie miała szans. Mężczyźni odlecieli w nieznanym kierunku, a Saiyman na powrót miał czarne włosy, kiedy zbierał pokiereszowane ciało dziewczyny.

— Macie senzu? — Gokū zapytał.

— Niestety nie — rzekł ze smutkiem ojciec Maron. — Nie spodziewałem się, że będzie potrzebna.

— W takim razie udam się do Karina — oświadczył ojciec Gotena. — Poczekajcie chwilę.
Po tych słowach zniknął z przytkniętymi dwoma palcami do czoła. Na jego twarzy malowała się determinacja. W tym czasie do pomieszczenia wbiegł jego starszy syn z nieprzytomną dziewczyną na rękach po czym, gdy tylko dowiedział się o tym, co postanowił ojciec, pospiesznie odprowadził ją do służb sanitarnych. Jego przerażenie sprawiło, że poczułam ucisk w żołądku. Teraz byłam dla niego nikim. W momencie oczy zaszły mi mgłą, a warga zadrżała. Odwróciłam się na pięcie, odchodząc w prawy kąt pomieszczenia, by się uspokoić, by nikt nie zobaczył. On też musiał stać się dla mnie tym samym, tylko jeszcze nie umiałam się uporać ze swoimi nowymi uczuciami. Potrzebowałam się ich wyzbyć! I to jak najszybciej… To mnie tak przytłaczało, że nie wiedziałam, czy potrafię oddychać. A Osiemnastka sugerowała, bym z nim porozmawiała, kiedy nie było już o czym.

Trochę mi zajęło, by się uspokoić i ponownie założyć maskę obojętności. Przysiadłam na ten czas na podłodze, by zebrać myśli. Z podkulonymi nogami i czołem opartym o kolana siedziałam w milczeniu. Musiałam przekalkulować to, co się wydarzyło. Właśnie wyniesiono dziewczynę zbitą do nieprzytomności, gdzie normalnie świetnie by sobie poradziła. Nie zapowiadało się ciekawie. Coś wisiało w powietrzu. Spopovich nie był zwykłym człowiekiem, nawet jeśli Gokū uważał, że kiedyś nim był. To było KIEDYŚ.

Podobna sytuacja z C18. Dawno, dawno temu egzystowała jako kobieta, a teraz nosiła w ciele mega wytrzymały szkielet, do tego miała nieograniczoną moc. Czyżby ci dwaj podejrzanie rozwścieczeni i bladzi mieli coś wspólnego z tymi w fikuśnych strojach? To nie mógł być w żadnym przypadku wypadek losu. Coś było na rzeczy, tylko co? Co się tutaj działo? Miałam uczestniczyć w najzwyklejszym turnieju o tytuł najsilniejszego pod słońcem.

Słysząc nadciągające w ekspresowym tempie kroki, podniosłam się z podłogi i oparłam ponownie o okno, wyglądając na słoneczną arenę. Nie mogłam sobie pozwolić na ciekawskie spojrzenie Gohana. Przecież byłam niewzruszoną. Wbiegł on, od razu wypytując, czy czasem jego ojciec nie wrócił z magicznym lekarstwem.

Komentator poprosił kolejną parę na ring. Chłopak ku zaskoczeniu, zebranych poszedł prosić o dodatkowy czas, a wszystko chodziło o poturbowane ciało Videl. Zgaduję, że gdyby chodziło o kogokolwiek innego, nie dostałby go. Ale to była ulubienica mas.

— To czekanie mnie nudzi — mruknęłam niemal do ściany. — Czy nie możemy wznowić turnieju? Gokū niebawem wróci. Chyba sam nie sadzi tych nasion?

—     Co ty nie powiesz? — prychnął książę.

Tak ciężko było zdobyć owe fasolki? Na cóż mu była błyskawiczna transmisja, jeśli to tyle trwało? Po upływie trzydziestu minut od jego wyruszenia niespodziewanie się pojawił. Otworzył sakiewkę, wysypując swojemu synowi to, co otrzymał, a ten w mgnieniu oka ruszył do punktu opatrunkowego, by zaaplikować jego wybrance lekarstwo. Zanim jednak to się stało, kręcił się zniecierpliwiony, jakby Videl miała za chwilę umrzeć. Przecież nic tak strasznego jej nie dolegało. Parę zwykłych złamań, ot nic poważnego. Nie umierała, a Ziemianie mieli w posiadaniu substancje uśmierzające ból.

Wracając od dziewczyny, popędził prosto na arenę, gdzie na niego czekał towarzysz Shina – Kibito. Czy miała się szykować kolejna ciekawa walka? Kiedy weszli na matę, zaczęli rozmawiać. Nie słyszałam o czym, ale nie rwało się do walki. Niespodziewanie rozległ się krzyk dobiegający gdzieś z bliższej strony areny. Nawoływali nie Saiyman, a Son Gohana. Zamurowało mnie i chyba jego także. I o to był ten cały szum? Pożarłam się z najlepszym i jedynym przyjacielem o anonimowość, kiedy już wszyscy wiedzieli? Skąd wiedzieli? Videl im powiedziała? Rozjuszyło mnie to. Jeśli tak sprawy się miały, również mogłam być sobą bez żadnego, ale. Wtedy dostrzegłam, że zgubił chustę. W ferworze wydarzeń musiał o niej zapomnieć.

Wzięłam głęboki wdech, czując, jak napływa do mnie energia, jak odzyskuję wolność i tożsamość. Teraz nie miałam zamiaru przed nikim udawać, z resztą planowałam to od początku naszej kłótni. Jedyna różnica polegała na tym, że nikt już nie mógł mieć do mnie pretensji. Przestąpiłam kilka kroków w miejscu, a moją uwagę przykuło coś w intensywnym kolorze. Pelerynę też zgubił. Leżała porzucona na podłodze.

Zdemaskowany Gohan zdjął okulary, upuszczając je na kaflach maty, po czym przybrał pozycję do walki. Teraz jego strój prezentował się zupełnie inaczej. Raz wyższy od niego różowo skóry stał jak posąg, czekając na ruch Saiyanina. Gokū zauważył, iż tamten oczekuje przemiany w super wojownika, by pokazał mu swoją prawdziwą naturę. Ale po co? Ja byłam przemieniona, a mimo to swoją KI wyciszyłam i żaden z nich się nawet tym nie zainteresował. Czemu więc miało to służyć?


— Pozwólcie nam, to bardzo ważne — Shin się odezwał, podchodząc do zebranych przy wyjściu. — Musimy wykorzystać moc tego chłopaka i proszę was, byście nie interweniowali.

Nastawiłam uszu. Co się tam działo? Nie podobała mi się ta cała sytuacja. Nie znaliśmy szczegółów tego mężczyzny.

— Nie będziemy słuchać byle kogo — wtrącił się Vegeta. — Może zdradzisz nam swoją prawdziwą tożsamość?

— Skąd o nas w ogóle wiecie? —  dorzuciłam swoje.

— Nic nie rozumiecie zarozumiali Saiyanie! — obruszył się Szatan. — To bóg. Jest ponad królów galaktyk! Nie możecie się mu przeciwstawiać.

Że co? Królowie? Bogowie? Wiedziałam, że jacyś byli, ale żeby istnieli naprawdę? By schodzili na planety? Okazało się, iż był on panem czterech Kaio, którzy opiekowali się galaktykami. To było... Niemożliwe! Zatem Junior tak łatwo się poddał podczas walki, bo wiedział, z kim przyszło mu się zmierzyć? Wszystko było teraz nieco jaśniejsze, ale czemu przybyli na Ziemię? Czy to miało związek ze Spopovichem i Yamū? Czy to oni mieli być naszymi kłopotami? Dlaczego? Po co więc zapisali się na idiotyczny turniej, zamiast rzucić się na nich i wyrównać porachunki? Czemu wciągali nas w swoje problemy? Było tak wiele pytań bez odpowiedzi.

I stało się. Poczułam podwyższającą się energię Gohana. Doskonale odczuwałam, jak rośnie, jak mało jej brakuje, by przywdziała złoto. Robił to ostrożnie, w pełnym skupieniu. Przełknęłam ślinę, bacznie obserwując zdarzenie z jednego z eliptycznych okien. Błyszcząca poświata emanowała wokół niego wraz z wyładowaniami elektrycznymi, które przeskakiwały między szczelinami płytek areny. Gdyby chciał, zamieniłby całe to miejsce w pył. Zacisnęłam wściekle pięść. Kolejny raz to on łamał zasady, ale to ja byłam tą najgorszą. Jednak musiałam się z nim rozmówić. Dla zasady.

— Kiedy twój syn się przemieni, ci dwaj, Spopovich i Yamū rzucą się na niego — powiedział spokojnie bóg.

— Jak to? — zdziwił się Kuririn. — Gohan da sobie radę z całą trójką!

— Czego zatem od niego chcą? Czemu właśnie on? — dopytywałam

— To proste — wzruszył ramionami Kaioshin. — Chcą jego energii. Nie martw się, nie zabiją go.

Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Po co im była moc super wojownika? Co oni mieli zamiar z nią zrobić? Czy byli w takim razie pożeraczami KI, by samemu stać się potężnym? Tak by to wyglądało, zważywszy na to, że z opowieści Gokū wynikało, iż Spopovich niegdyś nie był taki silny nigdy wcześniej. Tylko jedno pytanie nie dawało mi spokoju: Dlaczego bóg na to pozwalał, skoro miał ich za wrogów? Był bogiem, czy nie był za ten wszechmocny?

Niespodziewanie wbiegła do pomieszczenia Videl wprost na znak zasłaniający wejście na arenę. Na pewno jej uwagę przykuł teatrzyk pokazowy siły wielkiego wojownika. Była całkowicie zdrowa, nawet zmieniła odzież z podartej na świeżą. Przełknęłam ślinę z niesmakiem. Ponownie zagościła w moim życiu. Czy kiedykolwiek miałam szansę się jej pozbyć? Chociaż niechętnie, przyjrzałam się dziewczynie i zrozumiałam, że była bardzo, ale to bardzo zaskoczona tym, co ujrzała na macie. Gohan nie pokazał jej swojego potencjału?

W tej chwili Saiyanin rozpoczął transformację. Nie patyczkował się. Od razu zabrał się za drugi poziom. Krzyknął w eter nie opierając się krążącej w jego ciele KI. Płytki areny nie wytrzymały tej mocy i uniosły się w górę, popękały, a gdy emanująca z nastolatką aura ustabilizowała się te z hukiem opadły nie po kolei, aczkolwiek na swoje miejsce. Oficjalnie przed tłumem Gohan zamienił się w złotowłosego. On, nie ja. Zamknęłam oczy, chcąc utrzymać nerwy na wodzy. Tak wiele dziś próbowało mnie wytrącić z równowagi.

— O rany! To nie możliwe... — nie dowierzała Videl. — Czy to naprawdę Son Gohan?

Nie mogła wyjść z oszołomienia. Cóż, nie zwróciła chyba specjalnej uwagi na mój wygląd. Nie byłam przecież złotowłosą z natury. Może sądziła, że nosze perukę?! Prychnęłam na samą myśl. Widziałyśmy się w obu wersjach tego dnia, a ona nic. I nagle przeżywa szok, widząc ten cały latający wymiar sprawiedliwości, jak zwykli mawiać na tajemniczego złotowłosego, który kilkukrotnie uratował pobliskie miasta. A może zaakceptowała fakt mojej odmienności, bo wyjawiłam jej, że nie pochodzę z Ziemi? Gohan nie powiedział jej, iż nie jest w pełni człowiekiem?


— Stało się — Shin szepnął — ma fenomenalną moc.

— Zdecydowanie mniej pokazał niż podczas walki z Komórczakiem — prychnął książę.

Miał rację. Chłopak nie pokazał wszystkiego, trochę się opuścił, ale ja wiedziałam, że potrafi więcej, tylko potrzebuje zapalnika. To nie była jego prawdziwa natura drugiego stadium, którym w jego przypadku rządził gniew. Kibito jednak wciąż stał i czekał nie wiadomo co. Nie walczyli między sobą i nikt nie ingerował w walkę. Do czasu, gdy znikąd pojawili się obaj mężczyźni z tajemniczym przedmiotem w rękach. Bóg Światów pojawił się przed wejściem na arenę i w ciągu paru sekund unieruchomił Gohana tajemniczą techniką. Miał całkowicie dać się złapać w sidła oprychów bliżej nieznanego pochodzenia.

— Co robisz?! — warknęłam, nie mogąc zaakceptować tej sytuacji. — Unieruchomiłeś go! To jawne oszustwo!

—    Tak nie można! — Kuririn się obruszył.

Już miał się rzucić na ratunek przyjacielowi, gdy został złapany za koszulkę przez Juniora, by ten nie ingerował. Sama się gotowałam, patrząc na to wszystko, a jednak nie ruszyłam się z miejsca, chociaż ciało rwało się jak szalone. Naprawdę musieliśmy na to pozwalać? Od kiedy godziliśmy się na takie rzeczy?

— Wiem, co robię! — zapewnił Kaioshin. — Nie wolno wam interweniować. To bardzo ważne.

Patrzyłam, jak się szarpie, a energia z niego ucieka wyssana przez tajemniczy odkurzacz. Zacisnęłam wściekle pięści i zęby. Tyle sprzecznych uczuć plątało się w mojej głowie. Z ich nadmiaru przebiegł po mnie nieprzyjemny dreszcz. Obiecałam sobie, że nie będę ingerować, cokolwiek by się wydarzyło.

— Nie możecie! — krzyknęła Videl, chcąc wybiec z poczekalni.

Złapana za rękę przez Gokū została powstrzymana przed jakimkolwiek ruchem. Szarpała się z mężczyzną, który nawet nie drgnął. Uświadomił ją, że temu tam nic nie będzie, że nie umrze. Wszystko będzie dobrze, to tylko moc. Tak łatwo się mu to mówiło? Wróciłam do obserwacji. Gohan szamotał się coraz słabiej. Oglądałam to wszystko, momentami zapominając oddychać. Na moim ciele pojawiły się pojedyncze iskry KI. Od zaciskania szczęki poczułam ból, a w chwilę później osaczony zawył, jakby ktoś go skrzywdził. To był impuls. Odniosłam wrażenie, że została wepchnięta w moją głowę gorąca szpila. Zacisnęłam jeszcze mocniej pięści, po czym bez żadnego planu odpaliłam złocistą aurę i zerwałam się do lotu. Wyskoczyłam ponad głowy innych, by jednym susem przemknąć nad głowami osób stojących w progu.

Chociaż byłam wściekła na tego chłopaka, to nie potrafiłam stać obojętnie, kiedy był w potrzebie. W przeciwieństwie do reszty nie ufałam nawet bogom. W momencie pokonywania przeszkody spojrzałam w dół, dosłownie na ułamek sekundy dostrzegając zaskoczoną twarz Ziemianki. I kiedy już miałam przed sobą otwartą przestrzeń, niespodziewanie runęłam jak kłoda. Dosłownie mnie sparaliżowało. Poczułam piekący ból na policzku.

— Prosiłem — powiedział Shin pełen jadu. — Musisz tu zostać. Nie przeszkadzaj dziewczyno.

Wściekle uderzyłam pięściami w kamienną ścieżkę, gdy odzyskałam władzę nad ciałem. Przeturlałam się na plecy, zerkając wściekle na Boga Światów. Ze skaleczonego lica popłynęła ciepła strużka krwi.

— Dlaczego na to pozwalasz?! — wykrzyczałam do Gokū z wyrzutem. — To twój syn!

— Bo wiem, że nic mu nie grozi — odparł spokojnie. — I ty też to wiesz. Prawda?

Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia. Zamrugałam kilkukrotnie. Videl nie kryła i swojego zaskoczenia wciąż będąc pod nadzorem Saiyanina. Z kwaśną miną wróciłam spojrzeniem ku arenie, na której Gohan już nie walczył. Wyglądało to źle. Jego szalejąca poświata przepadła i z ledwością stał na nogach. Zamknęłam szklące się oczy i skupiłam się na KI. Nie umierał. Był... Wyciszony, odarty z mocy, ale żywy. Ciężko westchnęłam, luzując dłonie i dezaktywując swoją aurę. Byłam spokojniejsza. Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć, ale w jakiś pokrętny sposób potrafiłam zaufać Gokū. Tylko jemu.

Zebrałam się z kamiennej ścieżki, usiłując ponownie założyć maskę obojętności. Stanęłam na wprost martwego wojownika, rzucając mu wyzywające spojrzenie, wstrzymując przy tym łzy.

— Obyś się nie mylił.

 

7 komentarzy:

  1. Kenzuran Blade River07 lutego, 2023 06:33

    1 września 2015 o 2:46 PM

    Oj tam oj tam, od razu sama. Na pewno pozna nowego Saiyanina, który przyleci do jej świata, już niebawem :P. Ale nieźle i tak się stało, turniej jak turniej, w sumie to nic ciekawego się nie wydarzyło, ale ale, czekam na więcej, na akcję z Sarą i tym podobne ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. 1 września 2015 o 8:47 PM

    Czytałam po kawałku w pracy, toteż z komentarzem czekałam na powrót do domu. Bardzo mi się podobało jak Videl dostawała po piórach. :P Utożsamiam się z Sarą w jej niesympatycznych odczuciach odnośnie tej panny. Trochę żałuję, że Sara nie miała okazji się z nią rozprawić osobiście, ale wszyscy wiemy jak by się to skończyło. :D Gohan musiałby swoją „ukochaną” zdrapywać pilnikiem z podłoża. Ale tej (że tak rzucę z poznańska), myślę, że Sara znajdzie sojusznika w Piccolo. Mam wrażenie, że ten pan za Videl nie przepada tak samo jak my (pomijając już wydarzenia z DBZ, w Super i RoF też się na nią krzywi). A Piccolo swój wpływ na Gohana ma i na pewno w końcu przemówi mu do rozsądku. Chyba, że Sara zostanie Majin zamiast Vegety i rozniesie wszystko w proch. Co również byłoby bardzo fajne. :D Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  3. 2 września 2015 o 9:55 PM

    Fajne opisy walki i łomot jaki dostała Videl mi się podobał :D
    Szczerze mówiąc zawsze mnie wkurzała ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra, przeczytałem to i trochę zrobiłaś mi baita, bo myślałem, że już tutaj Kenzuran i Altair się pojawią, a jednak ich nie było :X. No wiadomo, że musiałaś brutalniej opisać ciosy otrzymywane przez Videl, bo jest wrogiem numero uno :V. No to chyba muszę czekać na kolejny rozdział i może wreszcie ja się zabiorę za swój rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah nie, ja pisałam, że niebawem będzie, a teraz zaczyna się nowa saga :) jeszcze kilka odcinków, nie przeglądałam tak bardzo ale dwa może trzy?
      Brutalniej opisałam, bo lepiej mi to idzie niż kiedyś :p jestem bardziej szczegółowa niż te ponad 10 lat temu gdy to pisałam, jak nie więcej.... Musiałabym sprawdzić z którego roku była pierwotna wersja.
      A wrogiem nr uno Videl była, jest i chyba będzie 😂 no... Ciężko będzie jej się wkupić w łaski nieudanej Saiyance :p

      Usuń
  5. Trochę spóźniona, ale jestem! ☺️😘
    Zakładałam, że tak się właśnie sprawy potoczą - Videl oberwie od Sporowicza, a Sara będzie musiała obejść się smakiem walki 🤭 Pojedynek Videl ze Sporowiczem oczywiście był tak samo krwawy i brutalny jak w anime, ale o ile w anime za nią nie przepadałam, o tyle w Twoim opowiadaniu naprawdę ją lubię 🤭😂 Przypuszczam, że to poniekąd "wina" Sary, która od czasu "wielkiej zdrady" zachowuje się, jakby bardzo chciała stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi 🤭 W tym czytelników 🤭🤪 Wiadomo, że Gohan musiał ruszyć Videl na pomoc. Jestem pewna, że zachowałby się tak w stosunku do każdej słabszej i niezdolnej do obrony osoby, ale Sara oczywiście wie swoje i nie ma szans, nie przegadasz jej 🙈 Przyznam szczerze, że liczyłam na trochę więcej, w sensie, że akcja pójdzie bardziej do przodu. Myślałam, że to już jest ten moment, w którym czekają nas jakieś niespodziewane niespodzianki, zwroty fabularne, crossovery i inne bajery 🤭 Ale skoro tak się nie stało, to znaczy, że trzeba szybko dodać nowy rozdział i posunąć tę akcję dalej 🤪🤩 Buziaki!!! 😘 I oczywiście dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! ❤️

      Wiesz... Jak nieco ostudzić morderczy zapał rozgoryczone Saiyanki? Nie pozwolić jej walczyć z wrogiem numer uno. Zwłaszcza, gdy jest delikatny jak zapałka. 🙈 Zależalo mi na autentyczności krwawowiska (krwawe widowisko 😂). Myśl, że lubisz Videl jest dla mnie przerażajaca, a za razem jak najbardziej zasadna. W anime dziewczyna wkurzała na każdym kroku. Tu nie robi nic lepszego, ale jest za to obecny kyoś znacznie gorszy - szalona Sara 😱😅. W jej głowie szaleje taka burza, że Freezer by się sam wystraszył 😝. Nic dziwnego, że Videl wydaje się być jak baranek. 😉

      Masz rację. Gohan ruszyłby każdemu na ratunek, a to że AKURAT trafiło na Videl... No cóż. Nie każdemu los sprzyja. Sarze ostatnio bardzo nie 🫣.

      Przykro mi, że musisz czekać na niespodziewane niespodzianki, ale jeszcze trochę to potrwa. Będą zwroty, będą crossovery, będzie niemożliwe i przede wszystkim będzie BARDZO grubo 😱😱.

      Przyznam się bez bicia, że w głowie układam już kolejna Sage. Całkowita nowość! Z resztą jeszcze chwila i dotrę do ostatniego starego odcinka i zacznie się level hard - tworzenie na czysto, Ostatni taki odcinek był o żywiołach 😁, a wcześniej wieki temu o historii z niewoli, którą opowiadała Gohanowi w dzieciństwie.
      Także mam nadzieję, że się nie zawiedziesz!

      Także weny na razie pod dostatkiem 🥰🥰 93 mam napisany, siedzę w 94 już od kilku dni 😎
      Niech wena mi sprzyja.

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!