20 lutego 2023

*92. Przerwany turniej

 
Wszyscy zebrani na widowni od dłuższego czasu trwali w milczeniu. Gdy dwoje oprychów skończyło wysysać za pomocą dziwnego urządzenia energię Gohana, okolica rozbłysła się pulsującym, jaskrawym światłem. Sprawiło to, że moje myśli ogarnął ponowny strach. Zasłoniłam oczy niemalże w ostatniej chwili, kiedy niespodziewanie blask eksplodował, zalewając otoczenie. Nawet tu, w ciemnej poczekalni złote lśnienie nas dopadło. Po wszystkim spojrzałam ku arenie. Postura boga wciąż była zaskakująco spokojna.

Gdy już pobrano zadowalającą ilość skradzionego towaru, wypuścili chłopaka z objęć, a ten padł na matę pokonany. Praktycznie nie zdążyłam mrugnąć, a Yamū oraz Sopopvich zebrali się do lotu z wielkimi, obleśnymi uśmiechami na twarzach. Ludzie wciąż milczeli jak zaklęci, choć wyczuć można było ich ogromny strach, nie mogli poruszyć się z miejsca. Nie mieli pojęcia, co się dzieje. Mogli jedynie przypuszczać, że rozpętały się tutaj jakieś pokazy pirotechniczne, ale nic z tych rzeczy, to wszystko było najprawdziwsze i nie wróżyło niczego dobrego.

— Niech nikt się nie rusza! —  Zarządził Shin. —  Kibito zajmie się chłopcem, obiecuję. Ja tymczasem muszę dogonić tamtych dwoje.

—  Ruszasz za nimi w pościg? —  zapytał Gokū, nie kryjąc ekscytacji.

— Tak, jeśli masz ochotę się przyłączyć, to zapraszam —  rzekł z kwaśną miną. —  Miło będzie otrzymać wsparcie i wyruszycie za mną. Czas mnie goni, więc wybaczcie.

Nie wypowiadając już ani jednego słowa wzbił się w powietrze. Ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Kuririn trzęsąc się przy tym, jak osika, postanowił dowiedzieć się, czy któreś z nas ma zamiar podążyć za bogiem Światów. Musiał upewnić się, że to, co mówił nieznajomy, było prawdą. Oczywiście Gokū miał taki zamiar. Sam karzeł dał się na to namówić, prosząc o chwilę, by porozmawiać ze swoją żoną – Osiemnastką. Vegeta, jak to on, był zbulwersowany tymi planami. Przybył na ten idiotyczny turniej tylko dlatego, że miał okazję zmierzyć się z ojcem Son Gohana – swoim największym rywalem. Jeśli chodziło o mnie, to także nie planowałam nikogo zabijać, a na pewno nie jakieś istoty, które w prawdzie mnie nie zagrażały. Interesowała mnie tylko zemsta na Videl, a której nie mogłam już wykonać. Nawiasem mówiąc, dostała tak sromotne lanie, że i mnie przeszła ochota ją bić. Nawet jeśli teraz była okazem zdrowia. Gohan również odpadł z zawodów. Jedynie co mi pozostało to pobawić się na tym idiotycznym turnieju. Nie miałam zamiaru lecieć z pierwszym lepszym bogiem ratować świata. Przed kim? Przed dwoma imbecylami z górą mięśni??

— Ty chyba nie mówisz poważnie? Teraz odbędzie się walka C18 z tym pajacem, potem nasza kolej – oznajmił książę już poważnie zdenerwowany. — Co ty sobie myślisz?! Czekałem siedem lat na tę okazję!

— Turniej może poczekać, Vegeta — zauważył Saiyanin. — Tu się ważą losy świata, a po wszystkim możemy stoczyć walkę gdzieś w górach. Tylko ty i ja.

— Kłamiesz!! — obruszył się mój brat. — Możesz przebywać w naszym świecie tylko jedną dobę, a tej już dużo ci nie zostało! Kiedy niby chciałbyś walczyć?

Całkowicie rozumiałam księcia. Intensywnie się przygotowywał do tego spotkania. Był szczęśliwy, gdy okazało się, że wylosował właśnie Gokū. Tuż po jego śmierci siedem lat temu przytłoczyła go myśl, że spotka swojego rywala dopiero po swoim zejściu z tego świata. A nigdzie się w najbliższym czasie nie wybierał. Co prawda umarł na jakiś czas po walce z Yonanem, ale nie było mu dane otrzymać ciało. Nie mógł więc zmierzyć się z ojcem Gotena.

— Masz rację. —  Mężczyzna westchnął, po czym podrapał się po gównie. — Ale walka nas nie ominie, to co? Lecisz z nami? Nie daj się prosić.

— Zgoda — odparł niechętnie.

Taki obrót spraw nie był księciu na rękę. Jeśli miał wybierać między walką z siłami nieczystymi a żadną walką, wiadome było, że wybierze tę pierwszą opcję. W końcu obiecano mu, iż będzie mógł stoczyć pojedynek ze swoim przyjacielem, którego nigdy głośno tak nie nazwał.

Szatan także postanowił z nimi lecieć. Stałam oparta o ścianę bez odzewu. Kalkulowałam w głowie za i przeciw. Do tego ta dziewczyna klęczała przy wyczerpanym Son Gohanem, rozczulając się nad jego egzystencją. A przecież nic mu poważnego nie dolegało. Potrzebował tylko trochę czasu albo sprawnej medycznej, a raczej uzdrawiającej ręki. Stracił przecież tylko trochę KI. Nic poza tym. Jego ciało było w nienaruszonym stanie.

Obaj Saiyanie spojrzeli na mnie pytająco. Zupełnie jakby oczekiwali, że także się zgodzę i wyruszę z nimi gdzieś w świat za złodziejami życiowej energii Gohana. Byłam im w ogóle potrzebna? Ta cała afera nie brzmiała ani trochę złowieszczo. Czy aby na pewno Ziemia była w potrzebie?

— Nie ma takiej opcji — burknęłam z założonymi rękoma. — Zostaję tutaj. Przyleciałam wygrać ten przeklęty turniej i zdania nie zmienię.

— To jesteśmy dwie — rzekła Osiemnastka, podchodząc do nas. — Za łapanie podejrzanych typów nie przewidziano honorarium.

Uśmiechnęłam się do niej, a ona uczyniła to samo, delikatnie potakując przy tym głową. Ktoś przecież musiał zostać, prawda? Gdyby faktycznie zrobiło się tak gorąco, mogłybyśmy dołączyć do reszty. Teraz nie odczuwałam takiej konieczności. O dziwo nie próbowali mnie nawet przekonywać, chociaż książę patrzył na mnie swoim nieprzeniknionym, węszącym kłopoty wzrokiem. Jak zawsze.

— Będę mieć na nią oko. — powiedziała stanowczo C18.

Mężczyzna spojrzał na nią wyniośle. Po chwili jednak niemal niewidocznie przytaknął. Kiedyś jej nienawidził. Marzył, by ją dopaść i połamać wszystkie kości, ale w końcu odpuścił. Nie tylko dlatego, że brała udział w walce przeciw Yonanowi, ale również zabrała się ze mną w kosmos. Była zawsze, kiedy uważała, że nie mogę być sama. Nie robiła za niańkę, a za starszą siostrę. Tą, która o dziwo rozumie. I on to zaakceptował. Zresztą nie miał wyjścia.

—  Hej! — obruszyłam się. — Stoję tutaj!

Bez zbędnych pożegnań ruszyli za Shinem, by go dogonić i razem z nim zająć się dwoma złodziejaszkami, którzy niegdyś byli normalnymi Ziemianami. Obserwowałam, jak zamieniają się w drobne punkty na niebie, które po chwili zniknęły. W tym samym czasie Kibito – wysoki podwładny Boga Światów wyciągnął swoje różowe dłonie przed ciało zmęczonego nastolatka i w parę chwil postawił go na nogi. Jak tylko wyczułam powracającą energię, spojrzałam na niego, a następnie na blond koleżankę. Ta uśmiechnęła się, wskazując kierunek drobnym ruchem głowy ku arenie. Nie musiałyśmy używać słów, by wiedzieć co każda z nas myśli. Przytaknęłam jej. Poluzowałam uścisk ogona, po czym niespiesznie ruszyłam w kierunku trójki znajdującej się na macie z założonymi rękoma.

— Kim właściwie jesteś? — zapytałam powoli, gdy wchodziłam po stopniach. — Uzdrawiasz jak nasz Wszechmogący. Medyk?

— Opowiem wam wszystko, gdy ruszycie ze mną — odrzekł, odwracając się do nas plecami. — Nie mamy czasu.

Nie podobałam mi się ta ich tajemniczość. Nie mogli bez ogródek powiedzieć, o co chodziło? W tym momencie Son Gohan emocjonował się odzyskaną mocą, a także poprawą kondycji. Cóż, ostatnio z nią było nieco gorzej. Odkąd poszedł do szkoły, przestał intensywnie trenować, a przynajmniej na poważnie. Był parę kroków za mną, a dobrze pamiętałam, to on niegdyś został jednogłośnie nazwany najsilniejszą istotą na świecie. Za nim stałam ja – księżniczka Saiyanów. Tym razem jednak było inaczej.


Nic więcej nie mówiąc Kaioshin ruszył w drogę, a gdy zniknął z horyzontu, spojrzałam na swojego niegdyś przyjaciela. Dyskutował on ze swoją nową koleżanką. Nie spodziewanie przerwał rozmowę, spojrzał na mnie i o dziwo nie był zły, ani też smutny. Radości również w nim nie dostrzegałam. Tego dnia po raz pierwszy ujrzałam jego czarne oczy. Po plecach przebiegł mnie dreszcz, a w ustach zaschło. Łatwiej było mi się wściekać, gdy nie widziałam jego pełnej twarzy. Zdawało mi się, że wiem, o co pyta.

— Nie. — Uprzedziłam go, wypowiadając słowa powoli.

Musiałam aż odchrząknąć, bo potwornie zaschło mi w gardle. Jego oczy pociemniały. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał?

— Zostanę z Osiemnastką.

— Ale…? — zapytał cicho.

— Nic tam po mnie. – Przewróciłam oczami. – Są tam niemal wszyscy. Po co mam się pchać w nieznane, kiedy mogę wygrać ten turniej?

Prawda była taka, że nie byłam gotowa na wyruszenie z nim gdziekolwiek, jak to było niegdyś. Chłopak popatrzył na mnie jednym z tych swoich spojrzeń, które świdrowały mnie aż po same nerwy. Następnie odwrócił się ku żonie Kuririna, która stała u wejścia do poczekalni, by ponownie wrócić ku mnie. Wielkim zaskoczeniem było, gdy na jego twarzy wykwitł uśmiech. Ten prawdziwy, jakim zawsze mnie obdarzał, nim zerwałam więzy przyjaźni. Po chwili spoważniał, przytaknął na moje słowa. To był niezwykle dziwny moment. Musiałam przyznać, że tęskniłam za tym.

— Dobrze, Saro — powiedział spokojnie. — Ale możemy umówić się, że jeśli coś pójdzie nie tak, to przylecisz? Mogę... na ciebie liczyć?

— Pod warunkiem że będzie to konieczne. — Udałam niewzruszoną, z kamienną twarzą.

— Nasz umowny znak, ok? — Wyciągnął rękę przed siebie, tym samym ukazując swoją dłoń.

Z kolosalnym zdziwieniem spojrzałam na jego kończynę górną, a później w oczy. To był błąd, bo nogi pode mną się momentalnie ugięły. Ciężko było mi utrzymać niewzruszoną postawę, ale wytrwałam. Przynajmniej miałam taką nadzieję, aż odzyskałam władzę w kończynach. Ostrożnie, a jednak z udawaną stanowczością chwyciłam jego dłoń, po czym ją uścisnęłam. Dzieliła nas długość wyprostowanych rąk. Nie wypowiedziałam ani słowa spoglądając z uporem maniaka w jego tęczówki. Czy w nich tonęłam? Nie byłam pewna. Trwało to jakąś chwilę, a może dłużej?

Nie miałam pojęcia, o czym myślał, ale na pewno nie o minionych dniach. Zdawał się spokojny. Nawet się uśmiechnął. Nie chciałam odwzajemniać swoich uczuć, a jednak mimowolnie drgnął mi kącik ust. Czy  wyglądałam jak jakiś chytrus? Przynajmniej nie jak rozmiękczona dziewczyna, jaką się w tej chwili czułam. Nie miałam pojęcia, jak to zrobił, ale zmiótł mój ciężko wybudowany mur jednym, jedynym uśmiechem!

— Ja chętnie polecę. — Niespodziewanie odezwała się niebieskooka przerywając tę mistyczną więź.

Uwolniliśmy dłonie, spoglądając na nią z zaskoczeniem. Przez chwilę zapomniałam, że tam stała. Czy on również? Tak to wyglądało. Chłopak ewidentnie był mocno zmieszany. Videl sprowadziła mnie okrutnie na ziemię, przypominając o swoim istnieniu, za co miałam ogromną ochotę ją zdzielić.

— Muszę się jeszcze wiele nauczyć. Proszę, pozwól mi lecieć z wami. — Była nad wyraz zafascynowana możliwością lotu. — Chcę poznać wasze życie.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę. Co ona niby mogłaby wskórać? Była słaba, kulą u nogi. Nic poza tym. Stęknęłam mimowolnie, prawie załamując ręce tym widokiem.

— Zwariowała... — burknęłam. — Zupełnie zwariowała.

Miałam nadzieję, że ją wyśmieje, sprowadzi na ziemię i wytłumaczy, że to, co nas cieszy, intryguje i zachęca do walki to nie miejsce dla słabych dziewczynek. Każda taka akcja ma w sobie choćby ułamek zagrożenia życia.

— To zbyt poważna sprawa — rzekł ostrożnie. — Nie wiem, czego możemy się tam spodziewać. Może być niebezpiecznie. Nie mogę cię narażać.

—  Nie boję się. — Usiłowała udowodnić swoją niezłomność.

Pokazała, co potrafi na macie. Z ledwością uszła z życiem. Chciała ponownie zmierzyć się z oprawcą i mieć nadzieję na jakikolwiek rewanż? Miałam ochotę parsknąć. Przeszłam się parę kroków po macie, potrzebowałam upuścić trochę pary. To się działo naprawdę!

— Pod jednym warunkiem — jęknął zrezygnowany. — Kiedy zrobi się gorąco, obiecaj, że wrócisz tutaj. Nie mogę narażać twojego życia ani cię pilnować.

—  Obiecuję — przytaknęła rozpromieniona.

Przewróciłam oczami, głośno wzdychając. Matko, co on w niej widział? Była słaba, bezbronna i taka... ziemska. Odwróciłam się na pięcie, nie żegnając się, po czym wróciłam do poczekalni, oszczędzając swojemu żołądkowi możliwość zwrócenia posiłku sprzed paru godzin. A robiło mi się naprawdę niedobrze. Czy ten ścisk w klatce piersiowej był spowodowany żalem, jaki czułam? Odtrącił mnie, czy nie? A może to ja... Zanim jednak weszłam za kulisy, wypuściłam głośno powietrze z płuc, spoglądałam w niebo. Dlaczego czułam się jak przegrana?

W tym czasie dwoje pozostałych na macie ruszyło za Kibito chcąc wziąć udział w pogoni za maszynami do zabijania. Ludzie zaczęli panikować, zastanawiać co się stało. Dlaczego potrafiliśmy latać, czemu część osób startujących w rozgrywkach opuściło wyspę, oraz jak dalej potoczy się cały ten turniej?

Usiadłam na ławce, spoglądając na buty autorstwa Bulmy. Nie miałam okazji jeszcze przetestować tak naprawdę tego stroju. Walka z żywiołem na wyspach się nie liczyła. Zresztą poniszczył wtedy on kostium i córka Panty musiała mi go naprawić.

Usłyszałam krzyki zdenerwowanych obywateli, którzy żądali zwrotu pieniędzy za nieudane przedstawienie. Cóż, nie wszystko można było mieć, prawda? Ja nie miałam i uważałam, że innym też się nie należy wszystko. Kto myślał inaczej, był w cholernym błędzie.

Blond włosy komentator miał nie lada problem, by uspokoić rozgniewanych ludzi. Chociaż nie widziałam tego, to doskonale słyszałam zamieszki. Dało się słyszeć dźwięki pustych lub na wpół opróżnionych puszek. Pastwili się nad mężczyzną, jakby był im cokolwiek winien. Mogłabym zrobić z nimi porządek w kilka sekund, lecz nie miałam na to ochoty. Jakby nie patrzeć było to komiczne przedstawienie, gdy tak słabe istoty próbowały kogoś podeptać.

— Dlaczego z nimi nie poleciałaś? — zapytała C18, siadając obok. — Sądziłam, że nie odmówisz sobie tej przyjemności.

— Cóż, myliłaś się — burknęłam. — Nie mam ochoty na takie rzeczy. Nie chcę brać udziału w ciemno. Nie chcę z nimi.

— Coś się zmieniło, prawda? — Spojrzała na mnie, chcąc odczytać moje myśli. — O czymś nie mówisz. Co się stało na macie?

Spojrzałam w jej duże błękitne oczy, zastanawiając się, o czym mówi, czy pomyślała o tym samym co ja? Nie miałam pojęcia, co mogłaby sądzić, ale nie była głupią istotą. Wręcz przeciwnie.

— Nie chcę o tym rozmawiać — westchnęłam, choć wcale nie byłam smutna. — Nie ma o czym.

—  Jak wolisz. — Wzruszyła ramionami. — Tylko nie zrób niczego głupiego. Okej?

— Planowałam, ale ktoś popsuł cały mój misterny plan — pożaliłam się, wzruszając ramionami. — Pozostało mi jedynie zmierzyć się z tobą Osiemnastko. Mam nadzieję, że jesteś w dobrej formie.

Kobieta spojrzała na mnie przenikliwie, jednak nie zapytała o nic więcej. Chyba wolała nie wiedzieć, co siedziało w mojej saiyańskiej głowie, a mogło tam być wiele zła. Uśmiechnęła się znacząco, także wyczekując naszej wspólnej potyczki, którą jak wiadomo, miałam wygrać. Przecież nie mogła się ze mną równać, byłam o wiele potężniejsza. Jednak tu nie o to chodziło. Pojedynek to pojedynek. Zresztą nigdy nie miałyśmy okazji walczyć przeciw sobie tak naprawdę. To znaczy, ja nie pamiętałam tego feralnego starcia, w którym postanowiłam wszystkich zlikwidować i pomóc przejąć kontrolę nad światem Yonanowi. Wiedziałam tylko, że androidka cierpko wspominała tamten dzień. Z tego, co mi było wiadomo, skopałam jej porządnie tyłek, a ona bardzo chciała się zreflektować. Potrzebowała nie lada podstępu. Byłam gotowa podnieść tę rękawicę.

— Obiecuję być w miarę delikatna. — Mrugnęłam do niej.

Roześmiałyśmy się, tyle nam pozostało. W międzyczasie zaczęli zbierać się inni zawodnicy, którzy pozostali na mistrzostwach. Nie wiadome było czy w ogóle coś jeszcze z tego miało być. Możliwe, że mieli nas odprawić do domów, rezygnując z całego turnieju. W tym momencie do pomieszczenia wszedł rozgorączkowany mężczyzna, którego wcześniej nie zauważyłam. Co on tutaj robił? Do tej pory się nie pokazywał. Miał nad wyraz mizerną minę. Czyżby widział odlatującą córeczkę?

— Moje panie, panowie. — Zabrał głos, gdy nas zobaczył. — Zostaliście tylko wy... Musimy poczekać na decyzję sędziów co z zawodami. Tymczasem odpocznijcie.

Wzruszyłam ramionami. Miałam nadzieję, że szybko wznowią turniej. Jeśli nie, to mogli nam od razu powiedzieć, byśmy wracali do domów. Pozostali zawodnicy ruszyli do szatni, gdzie można było wziąć prysznic, obejrzeć telewizję lub poczytać książkę. Osiemnastka stwierdziła, że na ten czas zajrzy do córki. Ja nie miałam zamiaru nigdzie się ruszać. Siedziałam na ławce w półmroku, zastanawiając się, co jeszcze tego dnia pójdzie nie tak. Wszystko było nie takie, jak zaplanowałam. Oparłam się, plecami o chłodny kamień ściany zamykając oczy. Może medytacja mogła mi pomóc? Potrzebowałam się uspokoić.

Nie mogłam wyzbyć się z głowy ostatniej sceny na arenie. Naprawdę Gohan chciał ze mną rozmawiać? Nie chciał, bym odchodziła? Zależało mu na drugiej szansie? Może ta blondyna miała rację i powinnam była wysłuchać jego wersji? Cześć mnie chciała to zrobić, lecz ta druga stanowczo odmawiała. Nie byłam wszak ślepa! Widziałam, co się wydarzyło tamtego popołudnia. 

W międzyczasie kilkukrotnie zaczepił mnie komentator, w swych ciemnych okularach pytając, czy aby na pewno nie chcę się przenieść w wygodniejsze miejsce, a może coś zjeść. Nie planowałam. Tu było mi dobrze, nikt mi nie przeszkadzał, nie było natrętnych gapiów i mogłam w spokoju pomyśleć. A może i przemyśleć co robić? Chociaż obecnie to miałam w głowie karuzelę.

— Nie mów, że przez całe dwie godziny siedziałaś tutaj. — Osiemnastka zrobiła wielkie oczy, widząc mnie w tym samym miejscu. — Nie ruszyłaś się nawet o centymetr?

Wzdrygnęłam się na dźwięk jej głosu. Panowała tu taka względna cisza, pomijając oczywiście te obruszone odgłosy z widowni, do których zdążyłam się przyzwyczaić. Otworzyłam oczy i wzruszyłam ramionami. Poprawiłam się na ławeczce, po czym wstałam, czując, jak cierpnie mi siedzenie i się przeciągnęłam.

— Możliwe, że się zdrzemnęłam — ziewnęłam przeciągle, a w oczach stanęły mi łzy.

Kobieta z niedowierzaniem pokręciła głową, głośno przy tym wzdychając. W tym czasie rozprostowywałam zastane mięśnie, dostrzegając swój złocisty ogon. Byłam pełna podziwu dla swojego opanowania w tej formie. Przypomniało mi się, gdy Gohan wraz z Gokū wychodząc z komnaty Ducha i Czasu pozostawali w tym stanie, traktując ją jako pierwotną. Wtedy wydawało mi się to tak nierealne, tak mistyczne, a dziś sama potrafiłam utrzymać ten stan bez żadnego nadmiernego wysiłku.

— Na pewno nie jesteś głodna? — C18 zapytała z nutą troski. — Choć coś zjeść, możliwe, że zaraz nas stąd wyrzucą i nici z wygranej będą.

Już miałam powiedzieć, że nie muszę jeść, kiedy donośnie zaburczało mi w żołądku. Matka Marron zaśmiała się, ponaglając mnie do wyjścia szybkim ruchem dłoni.

— Jak myślisz, dopadli tamtych dwoje? — spytała niespodziewanie.

— Cholera wie. — Wzruszyłam ramionami. — Nie wyczułam, aby podnosili energię, więc prawdopodobnie ten cały Bóg Światów nas wkręcał.

—  Pewno tak.

Kiedy wyszłyśmy ze strefy zawodników, złapał nas jeden z tutejszych mnichów. Poinformował, byśmy wróciły do pół godziny na odczytanie decyzji organizatorów co do niefortunnie przerwanego turnieju. Po dotarciu do restauracji rozsiadłam się na krześle pod dużym parasolem.

— Nie mam pieniędzy, ale nie martw się — rzuciłam bez ogródek. — Bulma odda ci za rachunek. Pasuje? Równie dobrze możemy wrócić, to ty namówiłaś mnie, by tu przyjść.

Kobieta westchnęła ciężko, opadając na przeciwległe krzesło, kręcąc przy tym głową.

— Z nawiązką — burknęła. — Niańczenie również kosztuje. Tak, wiem, że nie masz kasy.

— Sama tego chciałaś. — Wzruszyłam ramionami, układając usta w podkówkę. — To wy uważacie, że trzeba mnie pilnować jak jakiegoś szczeniaka.

— Ktoś taki jak ty, zwłaszcza ty. — Zaczęła powoli, oschle. — Nie może przebywać samotnie wśród ludzi.

Uniosłam znacząco brwi, wyczekując kontynuacji. Rozsiadłam się wygodniej, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

— Jesteś nieokrzesaną buntowniczką, której nigdy nie wiadomo co do łba strzeli. — Również przyjęła podobną pozę. — Robisz, co chcesz i kiedy chcesz. Nie liczysz się z innymi. Nie chcesz nawet słuchać, co mają do powiedzenia. Twoje zawsze musi być na wierzchu. Czasem się zastanawiam, co takiego Gohan w tobie widzi.

Nawet nie drgnęłam, wysłuchując jej wywodu. Chciałam, by powiedziała wszystko, o czym w tej chwili myślała. Bez względu czy miało to zaboleć bądź nie zgadzałam się z tym. Nie zamierzałam jej przerywać, chociaż wspominanie o Saiyanie nie należało do łatwych.

— I chociaż jesteś cholernie irytująca, to cię lubię — dodała.

— Dzięki, Osiemnastko — mruknęłam półgębkiem. — Naprawdę. Wiesz, nie musisz mi wciskać tych wszystkich nic niewartych komplementów. Poradzę sobie bez nich.

Kobieta ciężko westchnęła, kręcąc głową. Oparła łokieć na stole, po czym opadła twarzą na dłoń. Wzięła kartę dań do ręki i zaczęła w niej wertować. Dłuższą chwilę się jej przyglądałam, a ta bez większego zainteresowania przeglądała kartki.

— Musisz się jeszcze sporo nauczyć — westchnęła. – Komplement nie musi być nic nieznaczący. Naucz się dostrzegać w sobie to, co widzą inni. Pozwól się poznać. Ja wiem, że NIE jest łatwo. Ale Gohanowi zaufałaś, prawda? Mnie zaufałaś, a nie musiałaś.

— Zrobiłam to, bo on to zrobił. — Chciałam być autentyczna, wzruszając przy tym ramionami. — Po czasie się okazało, że była to dobra decyzja. Ale jeśli chodzi o niego... Cóż...

— Przynajmniej jesteś szczera. Za to cię lubię. Nie owijasz w bawełnę. — Uśmiechnęła się, podając mi kartę dań. — Wybierz coś. A jeśli chodzi o niego, to nie podejmuj pochopnej decyzji. Zanim ostatecznie go posądzisz, wysłuchaj, co ma ci do powiedzenia. Sama mówiłaś, że on nigdy nie kłamie. Poznaj jego wersję.

Kończąc swój wywód, wciąż trzymała menu, nie pozwalając mi go odebrać. Przewróciłam oczami. Miała rację i to mnie wkurzało, ponieważ tak bardzo nie chciałam konfrontować się z Son Gohanem, że na samą myśl robiło mi się słabo. Tak naprawdę ostatni raz mieliśmy, że sobą dobry kontakt w dniu, gdy postanowiłam, że ocalimy ludzi przed spłonięciem w magmie. Po wszystkim dochodziłam do siebie kilka dni i do tej pory nie wiedziałam, co działo się pod moją nieobecność. Dlaczego Videl znała jego tożsamość? Zaledwie kilkanaście dni wcześniej zadbałam o jego czystą kartę. Możliwe, że ta nieustraszona wojowniczka bała się prawdy i dlatego okopała się wielometrowym murem owiniętym drutem kolczastym, w dodatku pod napięciem.

—  Możesz mi nie psuć apetytu? — burknęłam, przeglądając kartę dań.

— Przestań pieprzyć — warknęła kobieta. — Widziałam was na macie. Gdy odeszłaś, obrócił się, za tobą nim odleciał. On ciebie nie skreślił.

— Pomyślę, okej? — sapnęłam.

Uczucie głodu miałam znikome, ale coś w siebie wcisnąć musiałam. Zamówiłam trzy dania, prosząc Osiemnastkę, by zakończyć ten temat. Kiedy powiedziała, że po moim odejściu bez słowa obejrzał się za mną, serce mocniej mi zabiło, chociaż nie byłam pewna czy w dobrej intencji to uczynił. Co prawda kilkukrotnie usiłował ze mną rozmawiać. To ja go odtrącałam, każdorazowo uważając, że zamierza się wybielić, zrobić ze mnie durnia i wytknąć mi, jaka ze mnie jest zła istota. Nie przyjmowałam innego scenariusza do tej pory. Musiałam pomyśleć.

Wróciłyśmy do strefy dla zawodników, mając nadzieję, że niebawem dostaniemy odpowiedź co z turniejem. Gdy tylko weszliśmy do przyciemnionej poczekalni na miejscu zastałyśmy Kilah'a opartego o ścianę. Podeszłam do przejścia na arenę, rozglądając się, gdzie trwał bunt. Ludzie wrzeszczeli, jakaś część już wyszła, może spacerowali po obiekcie, a może wróciła do domów oburzeni całą tą sytuacją?

Do pomieszczenia wkroczył Herkules z nieco posępną miną. Rozejrzał się i chyba spadł mu kamień z serca, że jednak jacyś zawodnicy się ostali. Szkoda, że sam nie uciekł. Chociaż z drugiej strony miałam przecież misję.

— Przykro mi, że kazaliśmy wam tyle czekać, ale te pachołki uciekły! Prawdopodobnie się mnie wystraszyli — szydził, głupio się śmiejąc. — Zaraz wrócimy do turnieju.

Kolejny raz zaśmiał się, w swój idiotyczny sposób doprowadzając mnie niemal do białej gorączki. Ten to dopiero miał tupet. Był stokroć gorszy od swojej wścibskiej córeczki.

— Chciałbyś, głąbie. — warknęłam. — Nikt się ciebie nie boi. Udowodnię to na macie.

Blond włosa, siedząca obok szturchnęła mnie w ramię. Spojrzałam na nią pytająco, jednak nie zrozumiałam jej. Nie interesowała mnie reputacja tego błazna. Dla mnie był nikim. I nie zamierzam mu naskakiwać w żadnym razie.

— Jak śmiesz się wyrażać tak do mistrza świata?! — oburzył się mężczyzna. — Uważaj dziewczynko, bo nie będę dla ciebie zbytnio delikatny! Nauczę cię manier.

— Nie boję się ciebie. — parsknęłam. — Nie mogę doczekać się, kiedy połamię ci żebra, a zrobię to z niemałą rozkoszą. Miernoto. A manier nikt uczyć mnie nie musi, oszuście.

Po tych słowach Satan zamilkł, robiąc wielkie oczy, a ja nie omieszkałam uśmiechnąć się do niego w najpodlejszy sposób. Chciałam, by się bał, pragnęłam tego z całego serca, tak jak by na samo moje imię padała mi do kolan jego córka, prosząc o łaskę. Ta rodzina działała na mnie jak płachta na byka.

— Nie martw się słodziutka — zawołał po chwili pseudo bohater z nader dużym entuzjazmem. — Już niebawem pokażę ci, jak się biją mężczyźni i że nie ma tu miejsca dla płaczliwych panienek!

Ja mu zaraz dam płaczliwą panienkę! Zagotowało się we mnie. Osiemnastka mając rękę na pulsie, przytrzymała mnie, bo mogłam wyjść z siebie. I tym razem się roześmiał. Nic sobie nie robiąc z moich gróźb, a przynajmniej zgrywał niewzruszonego. Do pomieszczenia wparował ostatni, brakujący uczestnik. Ten dziwny Zamaskowany Wojownik, o niebywale nieproporcjonalnej posturze. Był bardzo interesującą osobą. Nic sobą nie reprezentował, zachowywał się jak jakiś dzieciak. W dodatku czymś odurzony. Kim był? Tego dnia tyle się już wydarzyło, że chyba nic nie miało prawa mnie już zdziwić. Nie byłam w stanie długo przyglądać się nowo przybyłemu, gdyż pięści mnie świerzbiły, aby przyłożyć temu krnąbrnemu patałachowi, który mnie znieważył. Miałam nadzieję, że będzie nowe losowanie i tym razem ja na niego trafię i go zniszczę.

Żona Kuririna jednym ruchem ręki powstrzymała mnie od uczynienia czegokolwiek. Nie chciała, by mnie zdyskwalifikowano, wszak miała zamiar się ze mną zmierzyć. Teraz kiedy byłam przy zdrowych zmysłach, choć moje myśli były ostatnio mroczne i mogłabym komuś wyrządzić nie małą krzywdę, ale to jej akurat nie przeszkadzało.

W tym momencie najsławniejszy człowiek na Ziemi postanowił wyjść na arenę i przemówić do społeczeństwa, które nieustannie coś krzyczało z wielkim niesmakiem.

— Moi drodzy! — zawołał, wyrywając konferansjerowi mikrofon. — Przybyliście tu na widowisko! Nie mogę was zawieść, dlatego też wznawiamy turniej!

Po tych słowach wyrzucił teatralnie ręce w niebo, a trybuny zaskandowały jego imię, jakby stał się jakimś wybawcą wszechświata. Rzygać się chciało. Puszył się jak nadęty paw. Ten pajac postanowił stoczyć walkę z nami wszystkimi na raz, a tych, co odlecieli, postanowił definitywnie zdyskwalifikować. Mnie to jak najbardziej odpowiadało. Nie trzeba było czekać na kilka pojedynków tylko w parę sekund załatwić zbędnych uczestników. Pięcioro na macie i tylko jeden zwycięzca. Nareszcie.

Rozentuzjazmowany sprawozdawca wyrzucił swój mikrofon w powietrze jak jakąś cudną zabawkę i w sceniczny sposób uchwycił go tuż za swoimi plecami, by następnie w komicznej pozie przemówić do ludu:

— Szanowni państwo! Teraz przedstawię wam, naszych zawodników zaczynając oczywiście, od naszego mistrza – Herkulesa! Ogromne brawa dla niego!


Muzyka rozbrzmiała wraz z wiwatami zebranych. Sam wywołany nie był specjalnie uradowany, jakby nagle cień wątpliwości go ogarnął, cóż powinien był już dawno temu zrezygnować ze swojego tytułu. Jednak po chwili nabrał werwy i ruszył jak bohater na matę pokazać się światu, jednak gdy wykonywał jedną ze swoich durnowatych akrobacji, nogi rozjechały mu się, a jego mina mówiła sama za siebie – bolało. Zaśmiałam się cicho, czekając na to, co nastąpi niebawem.

— Moi drodzy, poznajcie piękną C18! — krzyknął w niebo. — Jedną z dwóch zawodniczek tego turnieju!

Kobieta nim weszła na arenę, uśmiechnęła się do mnie, a następnie przywdziała maskę obojętności. Wtargnęła na matę wolnym i dumnym krokiem, zupełnie nie zwracając uwagi na wołania i gwizdy z widowni. Jej również nie było do śmiechu w tym teatrzyku. Jedynie ja stanowiłam dla niej przeszkodę.

— Kolejnym kandydatem na mistrza jest Zamaskowany Wojownik, który nie zamierza zdradzać nam swojego imienia! Wielkie brawa dla niego! — zawołał entuzjastycznie komentator.

Niekształtny człowieczek w przebraniu niczym w prześcieradle i nakryciu głowy przypominającym kata ruszył chwiejnym krokiem na pole walki, by następnie wykonać popisowe salto. Niestety miał problem z utrzymaniem równowagi po wylądowaniu. Zastanawiające było jakim cudem przeszedł przez eliminacje. Tego prawdopodobnie nigdy bym nie zrozumiała. Bo byłam pewna, że znaleźliby się silniejsi.

— Następnym zawodnikiem jest mistrz z Afryki — Kilah! Powitajmy go wielkimi brawami! – Entuzjazm nie opuszczał mężczyzny.

Czarnoskóry mężczyzna spokojnie wszedł na matę bez zbędnych pokazów pseudo możliwości. Chociaż on jeden jak na ziemianina pokazał się z lepszej strony. Niestety był jednym z wielu w kolejce do wyeliminowania na jeden strzał, w dodatku małym palcem. Jak ja nie lubiłam teatrzyków.

—  I ostatni zawodnik, a raczej zawodniczka o pseudonimie Księżniczka Saiyanów! Najmłodsza uczestniczka tego turnieju! — zawołał, kierując palcem ku drzwiom, w których stałam. — Powitajmy ją gromkimi brawami!

Spojrzałam na niego z ukosa. Ruszyłam przed siebie z kamienną miną. Miałam ochotę skończyć już tę parodię. Wiedziałam, że wchodzę na matę jako zwycięzca, tylko musiałam jeszcze chwilę na to poczekać. Nikt nie miał ze mną najmniejszych szans, tyle że nie wszyscy byli tego świadomi, a szkoda. Z drugiej jednak strony mogło to być zabawne przedsięwzięcie. Zaskoczyć taki tłum! To mogłoby być bezcenne.

Ustawiliśmy się dookoła Herkulesa – tego, który rzucił nam wyzwanie. Niektórzy stali w skupieniu, oczekując startu walki, inni byli znudzeni bądź pewni siebie, ja zaliczałam się do zdegustowanych, jednak i niewątpiących w siebie. Tamten w środku na moje oko sikał w portki i kombinował jak tu ponownie wyjść z twarzą i wygrać ten turniej po raz kolejny. Teraz miałam nadzieję, że to mnie przypadał ten tytuł. Nie, byłam tego niemalże pewna. Jedyną zagadką dla mnie był sam Son Gokū. Jego siły nie znałam, ale jego tu nie było.

Moją zadumę przerwało nieme poruszenie na arenie. Czarnoskóry zawodnik szeptał do ucha Zamaskowanego, na pewno próbując zawrzeć sojusz. Niby nie głupie, czego nie zrobią ziemianie? Tacy słabeusze nie potrafili trzymać gardy. Spojrzałam więc wymownie na C18, unosząc brwi w górę, mając nadzieję, że ta już wie – jest moja.

Sędziowie ogłosili start. Ten, który utrzyma się na macie do końca, wygrywa turniej, zgarnia kasę i staje się nowym mistrzem całego świata. Prawie jak król Ziemi. Więc czas było rozegrać tę rundę jak najszybciej i zakończyć ten śmieszny konkurs i wrócić do domu albo sprawdzić co dzieje się w innej części planety? Może właśnie tam było ciekawiej?

Nieoczekiwanie do ataku przystąpił czarnoskóry, kierując się na Zamaskowanego, ten dostał kopniaka w brzuch, po czym padł plackiem nieprzytomny na matę. Jednego było mniej. Zdumiona spojrzałam na broniącego się człowieka. Jednak nie był taki słaby, jak przypuszczałam, Osiemnastka także to zauważyła. Przetarłam palcem wskazującym czubek nosa, obmyślając jak efektownie zabrać się do wygranej.

— Drodzy państwo! — zawołał komentator. – Kilah wypadł z maty! Nie wytrzymał nawet dwóch sekund! Tak więc mamy czworo zawodników, którzy pozostali w grze!

Trybuny rozszalały się, wykrzykując różne imiona i pseudonimy. Każdy miał swojego faworyta, jednak to skandy o Herkulesie były najgłośniejsze i chyba najbardziej drażniące moje uszy.

W chwili, gdy wrzaski ustały, a czarnowłosy klaun przestał się popisywać, spojrzałam na koleżankę, która skupiała swą uwagę na nieproporcjonalnym mężczyźnie. Odwróciłam wzrok na prawo, ku niemu. Odniosłam wrażenie, że szykuje się do ataku. I tak właśnie było, bo w ułamku sekundy ruszył na androidkę. Zerwałam się do lotu, by w ostatniej chwili zablokować jego poczynania. Zaskoczyła mnie jego prędkość i siła z jaką się zderzyłam. Byłam pewna, że blokując atak, powalę go, a tymczasem jedynie zatrzymałam delikwenta, po czym pospiesznie odskoczył w tył.

— Ona jest moja! — syknęłam, chytrze się uśmiechając. — Najpierw pokonaj mnie.

Ku mojemu zaskoczeniu zachwiał się, jakby obawiał się konfrontacji. Przecież nie miał bladego pojęcia, kim jestem ani czy jestem silna, chyba że widział moją eliminację przy diabelskiej maszynie ciosu? Przyjęłam pozycję do ataku, po czym w mgnieniu oka pojawiłam się przed nim, wymierzając kopniaka w zakryty białym materiałem, lewy bok. Zdziwiłam się, kiedy zablokował mój cios! Jakby wiedział, czego się spodziewać. Mimo że powstrzymał mnie od powalenia go, czułam, jak napina ze wszystkich sił swoje mięśnie, by nie upaść. Miał krzepę, trzeba było to przyznać, jednak nie mógł mieć ze mną żadnych szans, nie użyłam w ogóle swojej energii, chociaż... Byłam w pierwszym stadium Super Wojownika, a to już grubo podwyższało moją siłę ciosu. Odskoczyłam w tył, szyderczo się uśmiechając. Myślałam, że od razu zmierzę się z C18, ale on pokrzyżował mi plany. Androidka, jak i Herkules stali niczym słupy soli wpatrując się w nas dwoje. Miałam zamiar szybko powalić tego człowieka.

— Nieźle — mruknęłam niemal do siebie. — Jeszcze stoisz, ale już nie długo.

Przestąpił on kilka chwiejnych kroków w tył, po czym przybrał niezgrabną pozycję obronną. Może coś z tego mogło być. Nie zamierzałam przegrać z nikim.





11 komentarzy:

  1. Kenzuran Blade River20 lutego, 2023 18:29

    1 listopada 2015 o 9:04 PM

    Chciałem napisać tylko jedno, strasznie krótkie, a pisałaś że podobnież na 9 stron a4, zawiodłem się na tobie moja droga saiyanko. Ja jak na razie zrobiłem sobie przerwę, bo przecież ty też musisz nadrobić z Ttuce, nie ma to tamto :D

    OdpowiedzUsuń
  2. 3 listopada 2015 o 10:42 AM

    DB w takiej formie? Życzę Ci weny i chyba stanę się twoim stałym czytelnikiem :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. 3 listopada 2015 o 11:44 AM

    Cooo tak krótkooo? :P
    No ale dobrze, brakowało mi już charakterku Sary! Mam tylko nadzieję, że Trunksa i Gotena za bardzo nie uszkodzi. Trochę się też zdziwiłam, że nie poleciała za Goku i Vegetą po nowe wyzwanie, ale to w sumie dobry wybór. Mamy szansę na poznanie tej historii z nieco innej strony i przy okazji jest więcej C18, co mnie osobiście bardzo cieszy (aż mi żal, że ją u siebie odstrzeliłam). Co do Videl to nadal żałuję, że Sara nie miała okazji spuścić jej manta. To co ta kobieta zrobiła z Gohanem jest niewybaczalne. ;p Nie mogę na niego (na nich, właściwie) patrzeć w DB Super.
    A w ogóle to nadal czekam na ten kiedyś zapowiedziany fragment wspomnień Sary i to co się z nią działo na statku Freezera. xD Tak, owszem, pamiętam i nie odpuszczę!

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. 18 listopada 2015 o 9:05 PM

    <3
    No tamten rozdział w końcu rzeczywiście długi nie był, ale to tylko dlatego, że zrobiłam z niego dwa. xD Tak, tak, Bulmie właśnie tak się skojarzyło. :D Ttuce potrafi doskonale wejść w skórę brata i przypomniała jej co trzeba. W sumie ten fragment powstał zupełnie przez przypadek i miał wszystkich zaskoczyć, więc cieszę się, że się udało! Dziękuję za wszystkie miłe słowa. A literówki znajdę – mam nadzieję. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Komentarz będzie krótki, bo jestem taka chora, że ledwo widzę na oczy, ale rozdział na szczęście udało mu się przeczytać ☺️ Przede wszystkim to cieszę się, że Sara została na turnieju i nie poleciała z resztą! Bardzo podoba mi się takie rozwiązanie. Wszyscy przecież dobrze wiemy, co wydarzy się po drugiej stronie, ale turniej z jej udziałem może potoczyć się zupełnie inaczej 🤩 Już sama walka z zamaskowanymi dzieciakami zapowiada się interesująco, no i jestem mega ciekawa, czy Sara na końcu rozwali Herkulesa 😂😂 Nie wierzę, no nie ma szans, że mu się podłoży i da mu wygrać tak jak zrobiła to Osiemnastka 🤭🤭 Chyba że to jej się podłoży, żeby mogła wygrać kasę, ale jakoś mi to do niej nie pasuje. Sara i Gohan mieli swój moment, ale Videl tak samo - dziewczyna ma idealne wyczucie czasu i doskonale wie, kiedy się wtrącić 🤩🤭 Spryt to ma chyba po tatusiu 🤭 Podobał mi się ten odcinek, Sara wreszcie mnie nie irytowała 🤭🤭😂 Wydaje mi się, że odpoczynek od Gohana i tej całej sprawy dobrze jej robi 😉 Czekam na następny, buziaczki, całuski i oczywiście dużo weny! 😘😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga!

      Przede wszystkim zacznę od tego, że bardzo mi przykro z powodu choroby i mam nadzieję, że odcinek był chociaż odrobinę jak lekarstwo.
      Jadę autobusem do roboty, właśnie byłam w.trakcie pisania komentarza i co zrobiłam? Wyłączyłam sobie wattpada i... Muszę go pisać od nowa 🤦

      Masz rację. To był zdecydowanie ich magiczny moment. Zwłaszcza dla Sary, kiedy rozumie. Wie dlaczego tak się poczuła, nawet kiedy wciąż jest obrażona. Bo ona już taka jest. 🤷
      Czy to nie było fascynujące, że jeden, jedyny jego uśmiech był w stanie nadkruszyć jej wystawny mur, którym się Saiyanka okopała? Osiemnastka w tym temacie mu nieco pomaga, bo wie, że ona jest ostatnią osobą, z którą porozmawia o Gohanke, nawet jeśli tego nie chce. Udało jej się to już kilkukrotnie tego dnia w dodatku nie jest ślepa. Wie co się dzieje chociaż Sara tego oficjalnie nie powiedziała. Nawet Kuririn coś zwęszył 🤣🤣, ale on ma radar romansowy jak Ty! 😂😂

      Gohan zdaje sobie sprawę, że stąpa po bardzo niebezpiecznym gruncie. Nikt lepiej nie zna tej dziewczyny niż on. Stara się odzyskać minimalne zaufanie by w ogóle zacząć z nią pertraktacje. Po kilku próbach podjęcia tematu wie, że ona nie odpuści i to co widziała uznaje za jedyną słuszną prawdę.

      Także uważam, że polecenie Sary z resztą ku nowemu zagrożeniu jest zbyteczne. A co gdyby to ją Babidi opętał? No co? Jest zła, jest wściekła, ma masę żalu. Zrobiłaby taka rozpierduche, że wszyscy by na tym ucierpieli i to bardzo mocno 🙈 😱😱 Wyobrażasz to sobie?! Sam Buu miałby przeje.bane 😝

      Napisałabym coś więcej ale zaraz pracę zaczynam 🙊

      Usuń
    2. Kontynuuję xD

      Ciężko też nazwać ich ukruszoną relację odpoczynkiem. Pamiętaj, że to wszystko dzieje się wciąż jednego dnia. W tym dniu kilkukrotnie go pogoniła i miała ochotę ukatrupić, zwłaszcza, że Videl ciągle się koło niego kręci. Zapłakała w ciszy i tajemnicy gdy Gohan wykazał się nienaganną postawą wobec poturbowanje. Wiadomo, że on każdego niewinnego by tak potraktował, ale czy wtedy odwlekał by swoją walkę? Raczej nie. 🙊 Sarę musiało dotknąć to, że jest niezależna, silna i.... Nie potrzebuję pomocy. Dostrzegła, coś więcej w kruchości ludzi. Nie do końca, ale zrozumiała czemu Vegeta ma Bulmę, a Gokū Chi-Chi. Chociaż charakteru miały mistrzowskie to wciąż były delikatne. A ona miała jedynie charakterek 🙊. Sara oczywiście znowu wszystko widzi po swojemu. Czy poskromi dumę by porozmawiać z chłopakiem, który pokochał ją już kilka lat temu, a ona tego nigdy nie zauważyła? 🥺🥺 Jeśli Videl będzie krążyć w okolicy to czarno to widzę 😱.

      Zdrowiej, Kochana! 😘😘😘

      Usuń
  6. Hej :)

    Czas szybko płynie. :D Blog jest miejscem, do którego można wracać, nawet po tylu miesiącach. :) Ja też kiedyś tak znikałam i wracałam.

    Ten drugi komentarz ucięło, więc nie wiem, jaka była pierwsza historia. :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Widzę, że u Ciebie zmiany w szacie graficznej, co nie wchodzę na bloga to zawsze inaczej. :D

    Nie dziwię się, że ciągle remake, u mnie też było sporo zmian, mąż się kiedyś śmiał, że ja nic nie robię tylko poprawiam bloga. Też w kółko przerabiałam. 😛 To tak jest jak się zaczyna pisać za dzieciaka i pisze się bardzo długo. ;)

    Teraz trochę chorujemy (zwykłe przeziębienie), ale poza tym okej. Córka rośnie, cały czas gada, uwielbia puzzle, bajki, ja w domu jestem, nie posyłam do żłobka. ;)

    A jak u Ciebie, Wy zdrowi? 😊

    Przesyłam buziaki 😘

    OdpowiedzUsuń
  8. Aha, okej. Czyli wszystko jasne, wszyscy polecieli jak było oryginalnie za Kaioshinami, zaś Sara i C18 zrobiły sobie babski wieczór, oczywiście musiało być trochę sentymentów, ale to normalnie wśród młodych :D. No i nawet jest tak zwane Free For all, czyli wszyscy na wszystkich, ciekawe to zmieniłaś, trochę jak na tym turnieju w kinówce z Bojackiem co miało być, prawie podobne. No i jestem ciekaw kto odkryje prawdę kim jest Kat, czy C18 czy Sara :D "

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wieczorem ciężko to nazwać, gdy jest już popołudnie, ale babskie jak najbardziej 😆. Wszyscy na wszystkich musiało być. Do wyboru miałam to, albo cofnąć turniej i przenieść na inny termin. Chociaż cincon"uciekli" by się ucieszyli na zmianę terminu 🤗.
      A co do odkrycia prawdy, to już wszystko wiadomo w kolejnym odcinku, więc gdy najdzie Cię ochota i czas to zapraszam do zgłębienia tajemnicy Kata 🫢

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!