Nie miałam wglądu do tego, co się dzieje na dole. Jedyne co mogłam to uwierzyć na słowo relacjonującemu Namekaninowi. Tylko czy by kłamał na temat triumfu Vegety? Myślę, że nie. Im dłużej książę był górą nad tajemniczym Komórczakiem, tym bardziej zdawał się mocno przerażony. Obawiał się czego? Kogo? Mego brata? Rozumiałam, że Saiyanin od zawsze pragnął być tym nieposkromionym przez świat. Od dziecka chciał być najsilniejszym i niezależnym. Wychował się pod tyranią Changelingów tak jak ja. Tylko czy zagrażał im wszystkim?
W międzyczasie trwania walki gdzieś na Ziemi zielony diabeł wyczarował sobie biały płaszcz z niebywale dużymi naramiennikami. Miałam wrażenie, że ich kształt był mi znajomy. Stał on wciąż na krawędzi lewitującego pałacu, a zaraz obok trwał ten drugi, od zielonego stroju. On zdawał się mniej zestresowany. Jemu najwyraźniej siła Vegety nie przeszkadzała. Siedziałam z opuszczonymi nogami ku chmurom dość spory kawałek od nich. Jednak na tyle blisko by słyszeć, o czym rozmawiali.
Niewiadomego pochodzenia paraliż u Piccolo nagle eksplodował. Mężczyzna wrzasnął w niebo. Nie powiem, wystraszył mnie swoją postawą. Najgorsze, że nie wiedziałam, dlaczego to uczynił. Podobno tylko on był w stanie zobaczyć, co działo się na dole. Zatem winniśmy się martwić?
— Vegeta?! — pisnęłam z przerażeniem.
Zerwałam się na nogi, usiłując nie spaść z płyty lewitującego pałacu. Również Bulmę nastraszył ten wrzask. Tuląc niewyrośniętego szczeniaka, od razu wypytywała o stan rzeczy. Trójoki sam nie rozumiejąc wybuchu kolegi, obserwował go pytająco. Wreszcie powiedział, że nie wyczuwa zagrożenia, a KI księcia triumfuje. Zielonoskóry odchrząknął, odwracając się do nas plecami. Zupełnie jakby ta dziwna sytuacja nie miała miejsca.
— Nic, zamyśliłem się — odparł, gburowato pomrukując.
Wkurzyłam się. Jak on mógł tak nas straszyć? Mnie? Dlaczego? Wystarczająco nerwowa była już atmosfera. Niebieskooka nie omieszkała tego zachowania skrytykować, po czym wróciła do wychwalania swego potomka. Namekanin nie raczył tego skomentować.
Czas zaczął się ciągnąć. Krążenie w koło, zamiast mnie uspokajać, tylko dolewało oliwy do ognia. Co z tego, że dochodziły do mnie głosy, iż mój brat ma się świetnie, skoro nie mogłam tego zobaczyć ani odczuć. Nie potrafiłam wyczuwać KI na takie odległości. Ledwo byłam w stanie naprowadzić swój umysł ku tej, która stała obok, a co dopiero gdzieś hen daleko. Dobijało mnie to, że nawet gdybym stąd uciekła, to nie wiedziałabym, w którą stronę się udać, a wiecznie marudząca kobieta tylko potęgowała moją złość.
— Vegeta, ty skończy idioto! — Szatan warknął niespodziewanie.
Spojrzałam na niego z nieukrywanym zaciekawieniem. Dlaczego mu ubliżał? Miał jakieś podstawy ku temu? Może posiadał, więc chciałam jak najszybciej o nich usłyszeć. Zacisnęłam pięści, wyczekując jakiegoś sensownego wyjaśnienia.
— Co się stało?! — Bulma zapytała niemal roztrzęsiona, odrywając się od zabawy z synem.
— Ten pyszałek pozwolił właśnie Komórczakowi połknąć C18. — Był wyraźnie roztrzęsiony.
Zacisnął obie dłonie dalej kląć pod nosem. W tym czasie kobieta podbiegła do przedmówcy z wielkimi wyrzutami. Kuririn dostał przecież od niej zdalną skrzynkę do wyłączenia robotów, nad którą tak pieczołowicie pracowała. Miał tylko ich dezaktywować. Albo aż. Przy odrobinie szczęścia zniszczyliby je nim ten ostatni, z przyszłości wchłonął ich energię. Jak widać, tego nie uczynił, a przynajmniej nic na ten temat nie wspomniał szpiczastouchy. Mnie jednak zastanawiały pobudki księcia. Dlaczego chciał stworzyć idealną wersję potwora? Czy był aż tak pewien swojej siły?
Namekanin wyjaśnił nam pokrótce, że gdy bio cyborg stawał się coraz to słabszy, a jego przeciwnik – Vegeta miał możliwość pozbycia się kłopotu, wolał pozwolić rozwinąć się przeciwnikowi, by ten miał równe szanse. Naprawdę myślał, że absorpcja obu androidów nie jest w stanie podnieść jego mocy ponad jego? Właśnie pokazał, jakim był skończonym ignorantem, zapatrzonym w siebie. Ego dawno go przerosło. Ciężko westchnęłam, odkrywając beznadziejną cechę tego wojownika. Na co ty liczyłeś, Vegeta? Nawet ja nie wierzyłam w powodzenie tego planu, a uważałam zawsze, że mój brat był jednym z najsilniejszych w kosmosie. Chciałam wierzyć, że wróci cały. Pozostało mi liczyć na to, że towarzysz tych ludzi wyłączy sztuczną kobietę, tym samym pozbawiając Komórczaka niezbędnej dawki energii.
Kolejne minuty mijały, męcząc głowę niczym sztylety. Niewiedza co się dzieje na dole, była tak porażająca, że odchodziłam od zmysłów. Namekanin niestety wolał milczeć co do całej sytuacji gdzieś pod chmurami. Ziemianin stojący obok zaciskał swe pięści. Widziałam, jak jego ciało delikatnie wibruje. Czy było już po wszystkim.
— Co się tam dzieje? — krzyknęłam zdenerwowana. — Mam prawo wiedzieć!
— Twój brat to skończony drań — Piccolo skomentował to przez zęby. — Nic więcej ci teraz nie powiem.
Zacisnęłam usta, marszcząc złowrogo brwi. Nie podobało mi się, co mówił, ale najwidoczniej miał rację. Mówiła o tym głośno i wyraźnie postawa mówcy. Mimo wszystko nie powinien był szczekać na mnie tylko dlatego, że tamten w dole był moim bratem. Nie odpowiadałam za jego czyny. Nie znałam planów Vegety, a już na pewno nie podżegałam go do żadnych szalonych czynów.
— Powiedzcie co się tam dzieje! — Bulma krzyknęła, żądając wyjaśnień. — Macie potworne miny... Tien Shinhanie?
Dzieciak w jej ramionach dopiero co przysnął, a teraz gdy podniosła głos, nastraszyła go, doprowadzając do płaczu. Od razu pożałowała swojego wybuchu, usiłując jakoś zagadać malucha. W tych warunkach nie tylko nie dało się przebywać, ale i myśleć. Wszystkim udzieliła się ciężka atmosfera.
— To... Koniec... — Piccolo wydukał, z ledwością łapiąc oddech — To jest nasz koniec.
— Co masz na myśli? — kobieta ostrożnie zapytała.
— Komórczak dopadł ostatniego androida.
Zesztywniałam tak samo, jak turkusowowłosa. Wszystko tak szybko się działo. Dopiero co Vegeta pozwolił potworowi się wzmocnić, a ten zaraz to uczynił. Zupełnie jakby sam książę wszystko podał mu na złotej tacy. Z każdą sekundą obawiałam się najgorszego. Dlaczego on do tego dopuścił? Za mało w życiu wycierpiał? Stracił? A może był już tak przesiąknięty tym wszystkim, że nie odróżniał barw? Obawiałam się najgorszego. Dostrzegałam, że ten Vegeta, to nie ten sam mężczyzna co kilka lat temu. A może po prostu nigdy tego nie zauważyłam zamknięta w matczynej kopule. Chciałam wierzyć, iż wie, co czyni.
W pewnym momencie uderzyła mnie niewidzialna siła. Była tak potężna, złowroga i niespotykana, że ugięły się pode mną kolana. Czegoś podobnego jeszcze nigdy niedane mi było przeżyć. Z wrażenia zapomniałam na chwilę oddychać. Obudziła mnie z dziwnego transu matka Trunksa, zauważając, że ziemia się trzęsie. Było to jak najbardziej prawdziwe, ale jakim cudem? Nie byliśmy połączeni z podłożem. Przebywaliśmy w magicznie unoszącej się Strażnicy! Czy była to ta sama siła, która nie tylko mnie dotknęła? Ogarnął mnie lęk.
— To Komórczak. Właśnie rozpoczął transformację — zachrypiał Namekanin. — Wszyscy jesteśmy zgubieni.
Tien Shinhan nic nie mówiąc, przytaknął. Stałam na uboczu, żałując, że w ogóle tutaj przybyłam. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałam. Vegeta przy wszystkich obiecywał, że pokona stwora. Nie było mowy o żadnym jego udoskonaleniu,
— O czym ty mówisz? — Bulma nie kryła swojego zdumienia. — A gdzie Kuririn? Miał wyłączyć tego robota! Co się stało? Nie użył kontrolera?
— Kuririn zniszczył skrzynkę zdalnego sterowania — odpowiedział, a na jego przesłoniętym turbanem czole pojawiły się krople potu.
Słowa wypowiedziane przez zielonoskórego wojownika kobietą wstrząsnęły. Cofnęła się kilka kroków, prawie mnie tratując. Była zdruzgotana postawą mężczyzny, któremu powierzyła naprawdę banalne zadanie – TYLKO wcisnąć guzik z odpowiedniej odległości. Bolała ją nie tylko niekompetencja, ale i zmarnowany czas. Oznaczało to, że nie tylko mój brat dał ciała, ale i jej znajomy. W armii Freezera traciło się za to głowę.
Z każdą chwilą na tej planecie robiło się co raz nieciekawie. Chciałam stąd jak najszybciej zniknąć. To, co się tu działo, było istnym obłędem. Ledwo spotkałam jedynego brata, który był wplątany w tutejsze zatargi, to jeszcze pozwalał jakimś kreaturom na to, by każde nowe zagrożenie miało możliwość ewolucji. Aż tak wierzył w swoje szczęście? Ja w nie nie potrafiłam.
— Son Gokū, proszę, wyjdź… — załkała błagalnym tonem Bulma. — Potrzebujemy cię.
Spojrzałam w kierunku komnaty, której stąd nie było widać. Oni dopiero co weszli, a my mieliśmy co raz więcej kłód pod stopami. Miałam ochotę wykrzyczeć bratu, jak bardzo byłam niepocieszona jego decyzją. W przeciwieństwie do niego ja zbyt wiele lat spędziłam pod batem, by teraz nie przejmować się pochopnymi decyzjami. Nawet jeśli Vegeta uważał, że jest niepokonany. Nie było mi łatwo w to uwierzyć. Nie potrafiłam precyzyjnie ocenić jego siły. W ogóle stąd jedyne co poczułam to tę bestię z przyszłości.
Słuchaliśmy relacji zielonego mieszkańca pałacu jak Vegeta przegrywa. Gotowała się we mnie złość i z sekundy na sekundę moje nic nierobienie potęgowało tę frustrację. Nie mogę pozwolić by zginął! Pomyślałam zaciskając pięści.
Nie mogłam! Straciłabym brata po raz kolejny, a tym razem na wieki. Nie pozwalałam dopuszczać do siebie tej myśli, jednak ona wracała szybciej niż mogłoby się zdawać. Włączyłam "przyśpieszacz" i ruszyłam w stronę malejącej w zastraszającym tempie energii Vegety zeskakując z podniebnej twierdzy głową w dół.
— Stój! — Szatan Junior zagrodził mi drogę.
Zawisnął w powietrzu z rozłożonymi rękami na boki. Jego grymas zdradzał niezadowolenie. Do tej pory bezszelestny ciepły wiatr zaczął obijać się o jego pelerynę.
— Zostań tu gdzie jesteś bezpieczna. — Zaskrzeczał nie specjalnie zadowolony z wypowiadanych słów.
Spojrzałam na niego z obrzydzeniem. Traktowali mnie jak jakiegoś gówniarza, którym należało się opiekować. I kto mu wydał takie polecenie?
— Zabija mi brata i mam sobie na to patrzeć?! — Wrzasnęłam oburzona.
Zielony nieco zmienił wyraz twarzy z złowrogiego na bliżej nie określony. Nie miałam ochoty na tę rozmowę. W ogóle co ich wszystkich obchodziło moje życie? Nie należałam ani do ich paczki, ani też nie mieli nade mną władzy. Chciałam już wystartować, ale w ostatniej chwili zabrał głos:
— Trunks z nim jest. — Wypalił pospiesznie najwyraźniej odczuwając moje intencje.
— I co z tego?! — warknęłam z oburzeniem. — Nawet nie wiemy, na co go stać! I przestańcie mnie wszyscy informować o tym Trunksie! Jakby co najmniej był bogiem!
Piccolo tylko wybałuszył oczy głośno wzdychając. Najwidoczniej nie zamierzał podejmować się tego tematu. Oczekiwanie na przekonanie się o mocy syna Vegety z przyszłości nie było jednak długie. Nie wytrzymał najwidoczniej męki ojca i ruszył do ataku. Moc miał dużo większą od mego brata, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Z nieukrywanym niezadowoleniem wróciłam na ziemię bóstwa Ziemian, tym samym uspokajając jego mieszkańca. Z relacji zielono skórnego wynikało, że wszystko było dobrze póki sam nie zaczął przegrywać… To wszystko nie miało chyba sensu… Stwór ile mógł tyle zabawiał się z przeciwnikami by ci uwierzyli, że mają do czynienia z jakąś niedorajdą. Okazywało się, że był potężnym przeciwnikiem posiadającym poszczególne umiejętności innych wrogów jak i sobie podobnych. Niczego dobrego to nie wróżyło.
— To chyba jakieś kpiny! — Zdezorientowana mina nie schodziła zielonoskóremu z twarzy.
Nie tylko Bulma domagała się wyjaśnień. Momentami niemożność obserwacji z tego miejsca była irytująca. Nameck'anowi najwidoczniej też się to do końca nie podobało.
— Komórczak chce zorganizować turniej.
— Turniej? — Zdziwiła się. — Ten turniej?
Nie zrozumiałam z tego ani jednego słowa, więc zachęciłam do wyjaśnienia wszystkiego. Nie pochodziłam z Ziemi, więc wiele rzeczy było mi obce. Komórczak zostawił Kuririn’a, Thrunksa i Vegetę w spokoju dając parę dni na przygotowanie się do zapowiedzianego turnieju o losy ziemian. Dla niego priorytetem było spotkać się z Goku, a na tę chwilę było to niemożliwe.
— Wracam do domu! — Oświadczyła Bulma. — Jeśli Trunks tu się zjawi najpierw to, wyślijcie go do mnie.
Usadowiła niemowlę do swojego latającego pojazdu w jakiś specjalny fotel małych rozmiarów po czym dodała:
— Choć mam nadzieję, że od razu wybiorą się do mnie.
Zaczęłam się zastanawiać czy lecieć z nią, gdzie na pewno będzie Vegeta. W końcu sama tak stwierdziła. Czy może jednak lepiej było zostać i czekać na powrót Son Gohana i Son Goku? Bez zastanowienia zostałam przy pierwszej opcji, to stan księcia mnie bardziej interesował niż intensywny trening tak na prawdę obcych mi ludzi.
— Lecę z tobą… — Mruknęłam niechętnie. — Jeśli będzie tam mój brat...
— Śmiało. — Zachęciła mnie gestem ręki. — Vegeta pomieszkuje u mnie więc jest szansa, że tam też będzie.
Zapakowałam się do pojazdu bez zbędnego gadania. Chociaż mogłam lecieć o własnych siłach za nią pomyślałam, że może się czegoś dowiem o dotychczasowym życiu Vegety. Droga trochę trwała,a kobieta wypytywała mnie o wiele rzeczy. Najwidoczniej ją także ciekawiło to i owo.
— Jak się znalazłaś tutaj? — Zapytała nie odrywając wzroku od dużej szyby i nawigatora.
— W Rajskim Pałacu? — Zrobiłam głupią minę. — Przez ojca Son Gohana, on nas tam przeniósł.
— Nie, nie! Pytam o Ziemię. — Poprawiła się.
Przez dłuższą chwilę milczałam myśląc o Freezerze, niemiłym wspomnieniu śmierci rodziców oraz wszystkich ciężkich chwilach związanych z nim. Znowu musiałam opowiedzieć tę samą historię… Ale nie zamierzałam wyjawić więcej niż powinna była wiedzieć. Z nią także nie zamierzałam się spoufalać.
— Dzięki Freezerowi jestem na tej planecie. — Zaczęłam cicho.— Zaciągnęłam się w wysokie rangi w wojsku z myślą o zemście, ale Trunks z przyszłości mnie ubiegł, mógł mnie nawet zabić gdybym nie postanowiła wcześniej, że wyrwę się z tej poniżającej niewoli.
Kobieta przez chwilę się zastanawiała nad czymś. Zerknęła na dziecko dostrzegając, że ucięło sobie drzemkę. Na ten widok rozczuliła się. Przewróciłam oczami. Dawno nie miałam do czynienia z tak małymi człekokształtnymi istotami. Na dobrą sprawę to prawie zapomniałam, że takie istnieją.
— Ale to było lat temu. — Mruknęła — Nie spotkałam cię wcześniej, Vegeta też nic nie wspominał.
— Poza Gohanem, to nikt mnie nie widział. — rzuciłam — Działałam na własną rękę, nawet on nie wiedział, że poszukuję Vegety.
— Ach tak... — Ponownie się zamyśliła.
— Długo znasz Vegetę? — Zapytałam przyglądając się tym wszystkim guzikom i pokrętłom w kokpicie.
— Osobiście poznałam go na Namek. — Rzekła spokojnie. — Nie wywarł dobrego wrażenia.
— A po co miałby? — Zdziwiłam się. — Nas ogólnie nie interesują bliższe kontakty z innymi rasami, chyba że mają coś do zaoferowania.
Kobieta o turkusowych włosach spojrzała na mnie wielkimi oczyma, zupełnie jakby nie spodziewała się ode mnie takiej odpowiedzi, jakby miała inne wyobrażenie o... O czym? O Saiyanach?
— Jak możesz tak mówić? — Była najwidoczniej zbulwersowana. — Kto cię dziecko nauczył takich manier?
— Manier? — Tym razem to ja byłam zaskoczona. — Kobieto, nie jestem Ziemianką i nie wiem jak wy tu żyjecie, ale na mojej planecie najwidoczniej żyje się inaczej. Żyło... — Poprawiłam się po chwili.
— To znaczy?
— Saiyanie są urodzonymi wojownikami. — Odpowiedziałam z dumą. — Ci którzy się nie nadają do tego zajmują się organizacją zaopatrzenia na planecie.
— To nie wszyscy walczą?
— Słabeusze, z resztą ktoś musiał się tym zajmować. — Wzruszyłam ramionami.
— Och, a myślałam, że... — Ugryzła się w język.
— Co? – Burknęłam z irytacją. — Mów.
Nie podobało mi się, że traktowała mnie jak dziecko. Nie mogła mnie mierzyć ziemską miarą. Dawno temu przestałam być dzieckiem, ale co ona mogła o tym wiedzieć?
— Niewolnicy, to znaczy... Nie mieliście niewolników? — Bełkotała w pośpiechu jakby chciała bym przynajmniej połowy nie zrozumiała. – No wiesz, myślałam, że tak podłe istoty wysługują się innymi rasami w brudnej robocie i takie tam.
— Podłe. — Powtórzyłam po niej zapatrując się w szybę. — Może nie ułożeni, może nie dobroduszni, ale podły to był Freezer.
— Twój brat także. — Rzuciła ściągając usta. — Chciał nas zniszczyć.
Szczerze miałam w nosie co o nas myślała, z resztą taka była nasza natura, styl życia.
— Wiem. — Wzruszyłam ramionami. — Byliśmy najemnikami Freezera. To była nasza praca.
Kobieta tylko westchnęła najwyraźniej mając dość rozmowy z dzieckiem morderczego ludu.
W końcu dotarliśmy do domu Bulmy, który był nad wyraz ogromny i żółty jak słońce. Był on w kształcie kopuły z mnóstwem okrągłych okien, a na jego szczycie widniał granatowy napis Capsule Corporation. Gdzie okiem sięgnąć była zieleń, drzewa o przeróżnych kształtach, które lekko drgały na wietrze zupełnie nie przejmując się o losy planety.
Zaraz po wylądowaniu wyskoczyła z dzieckiem uprzednio je odpinając, tak szybko, że ledwo za nią nadążyłam wzrokiem.
— TRUNKS! Nic ci nie jest?! — Wrzeszczała nie przejmując się niezadowoleniem syna.
Przebiegła niemal przez Vegetę byleby wyrównać się, że starszą wersją swojego dziecka. Z tą mogła nawiązać konwersację, a nie wysłuchiwać niemowlęcego bełkotu. Podeszłam do swojego brata, który całkiem nieźle trzymał się na nogach, choć ogólny wygląd zdradzał od razu, że skopano mu tyłek.
— Witaj bracie. — Wyszczerzyłam do niego zęby.
Sam widok jego osoby wprawiał mnie w dobry nastrój. Wciąż nie potrafiłam uwierzyć, że tu był, mówił do mnie, żył.
— Witaj. — Jego usta drgnęły w nieporadnym grymasie częściowo przypominającym uśmiech.
Nie przywidziało mi się. Chciał i nie chciał tego robić. Może jednak nie pamiętał jakie to uczucie? Może jego dobre cechy gdzieś przepadły, wraz ze śmiercią Saiyan ponad cztery lata temu?
— Powiedz mi, bo tam na górze to widać inaczej, a raczej nic nie widać. — Podeszłam bliżej. — Ten cały Komórczak jest potężny?
Vegeta nie wypowiadając ani słowa niemal niedostrzegalnie potaknął mając rozgoryczoną minę. Nic dziwnego, dostał mocno w kość. Znowu.
— Muszę wznowić trening. — Zacisnął wściekłe pięści.
Dostrzegałam rozdrażnienie z jego strony i to upokorzenie jakie kryło się w jego oczach. Pamiętałam, że zawsze był dumnym Saiyanem, a drugi raz dostał po dupie na moich oczach.
— Tam, na górze?
— Tak. — Warknął krótko.
— Ja też chcę walczyć! — Niemal podskoczyłam.
Bardzo chciałam mieć możliwość sprawdzenia się w boju, byłam tego pewna jak jeszcze nigdy. Nie miałam jeszcze żadnego przeciwnika, z którym nie mogłam sobie poradzić. Pragnęłam w końcu jakiegoś wyzwania. Poczucia tej adrenaliny jaka płynęła z walki. Może i poczuć się jak napastnik, a nie jak ofiara?
— Nie ma mowy, Saro. — Nie spodobał mu się mój pomysł. — Nie będziesz walczyć.
— Jak to nie? — Wydęłam obrażona usta. — Jestem Saiyanem! Walkę mam we krwi!
— Czy ty siebie słyszysz? – Rzucił wściekle pytaniem. – Zabiłaś kiedykolwiek kogoś silniejszego od siebie? W ogóle miałaś do czynienia z tym całym syfem? – Westchnął ciężko. – Coś ci się stanie i tego nie odwrócę.
Gdzie on był, do cholery kiedy mogło mi się coś stać?! Freezer niemal na moich oczach zabijał matkę i ojca, ledwo uszłam z życiem znosząc ciężkie katusze i upokorzenia, a on mi mówił, że mogłoby coś mi się stać?! Było mi to naprawdę wszystko jedno czy zginę teraz czy później. Chciałam w końcu móc wyładować swoją frustrację i rozgoryczenie, a tu nadarzyła się nie lada okazja.
— Nie bądź śmieszny, Vegeta. – Parsknęłam mu w twarz. – Jestem saiyańską księżniczką i nie straszna mi walka, a tym bardziej śmierć.
— Nikt nie jest gotowy na śmierć. – Zauważył ponuro.
— Doprawdy? – Przewróciłam oczami. – Ktoś kto ociera się o śmierć na pewno się jej nie boi.
Przynajmniej nie tak bardzo jak przed. Nie mogłam go przekonać co do tego bardzo długo. Domyślałam się, że i jemu mogło się to przydarzyć, ale nie zamierzał o niczym wspominać. Jakby oznaczało to, że był gorszy, a może nie wart swojej rangi? Z resztą jakie to teraz miało znaczenie? Nasza rasa praktycznie nie istniała. Ba, nawet nie miałby kto go ocenić w skali saiyańskiej zajebistości. Westchnęłam ciężko. On we mnie dostrzegał słabeusza, a siebie za nic nie chciał zmieszać z błotem.
Tego wieczoru pod dachem nietuzinkowej Ziemianki długo rozmawialiśmy o rzeczach mniej istotnych. O głupich przygodach czy potyczkach słownych z nieistniejącą już armią Changelinga. Książę uważał, że muszę wziąć się ostro za trening, jeśli chcę kiedykolwiek zmierzyć się z silnym przeciwnikiem i miał nadzieję, że będzie mógł doglądać rezultatów po wygranej z cyborgami. Nie dopuszczał do siebie możliwości bym sama się z nim skonfrontowała. Jednak najważniejsze w tej chwili było, że mogłam wejść do sali treningowej na pół roku, a potem sam wziąłby się za mój trening.
Szybko zasnęłam, szczerze to nawet nie wiedziałam kiedy. Pierwszy raz w łóżku od paru lat… Od wylądowania na Ziemi.
Z samego rana po obfitym śniadaniu w domu Bulmy wyruszyliśmy z Trunksem do rajskiego królestwa by przywitać Son Gokū i Son Gohana. Na miejscu był Szatan i Tenshin, tak jak dnia poprzedniego. Zanim jednak tam polecieliśmy w urządzeniu do przekazu obrazu zwanym na Ziemi telewizją mogliśmy obejrzeć wiadomość od samego cyborga, który nad wyraz był zafascynowany swoim występem publicznym. Miałam okazję zobaczyć jego przebrzydłą facjatę w perfekcyjnej formie, o której wspominał wcześniej, nim Vegeta mu na to pozwolił. Na sam widok można było się wzdrygnąć.
— Niech ten kretyn w końcu stamtąd wychodzi! – Warknął książę po dziesięciu minutach od przybycia. – Nie mam czasu!
— Nie ty jesteś następny. – Wszedł mu w słowo Piccolo. – Jak oni wyjdą ja wchodzę.
— Tylko super wojownicy mają prawo tam trenować – Odszczeknął Vegeta.
Szatan spojrzał na niego gniewnie po czym prychnął. Widać było, że nie tolerowali się specjalnie z Saiyanem, który nerwowo przebierał nogami.
— Tak dla twojej informacji nadęty baranie w tej sali mogą trenować wszyscy, których tam wpuszczę, ponieważ to ja. – Szczególnie nacisnął na ostatnie słowo. – Jestem obecnie Wszechmogącym.
Mężczyzna tylko prychnął marszcząc nos po czym odwrócił się od przedmówcy plecami. Skrzyżował ręce na torsie podgryzając dolną wargę. Po sprzeczce wojowników długo nie czekaliśmy na powrót Saiyanów.
W końcu pojawili się na zewnątrz po głosach słysząc, że z zadowolonymi minami. Gdy nasza piątka dotarła do wyjścia stanęła jak wryta dostrzegając kolosalne zmiany nie tylko w ojcu ale i jego synu.
— Śniło mi się, że Komórczak nadal żyje. – Powiedział Son Goku schodząc ze stopni. – Ciekawi mnie, co się wydarzyło pod naszą nieobecność.
Oboje byli w stadium tego super wojownika, o którym tak marzyłam. Przeszli przez wrota nie wracając do formy podstawowej co podobnież oznaczało, że tacy zostaną na zawsze, a miało to na celu oszczędność czasu podczas walki na transformację. Musiałam się zgodzić, na trafność, jednak na stałe nie chciałabym być złotowłosą. Może przyzwyczajenie?
— Ale jestem głodny! – Rozciągnął się Saiyanin leniwie po czym pogładził brzuch.
Namekanin przewrócił oczami na tę słowa zastanawiając się czy ci dwaj cokolwiek jedli podczas turnieju. Momo przygotował ogromną ucztę zapraszając do niej wszystkich gości pałacu. Ci dwaj jednak jedli jak wariaci, a podobnież mieli tam zapasy, na co najmniej trzy dni, czyli jak trzy lata tam. Zaśmiała mnie się pod nosem przypominając sobie jak to było na Vegecie, gdy król organizował uczty, a zebrani Saiyanie w pałacu niemal bili się o każdy kęs. Musiałam przyznać, że na tej planecie potrawy były o niebo lepsze, więc pewnie i to sprawiało tę nieodpartą pokusę obżarstwa po sam korek.
— Jak na mój gust są zbyt rozluźnieni. – Mruknął Vegeta przegryzając powoli mięso.
— Może czują się na siłach? – Wzruszyłam ramionami.
Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, gdyż nie znałam tych istot, ale po słowach Vegety zaczęłam się bacznie przyglądać Super Saiyanów i faktycznie zdawali się być nazbyt wyluzowani. Zupełnie jakby zapomnieli, że tam na dole grasował stwór posiadający nie tylko swoją moc, czy komórki i techniki obrońców Ziemi, ale również wszystko co sobą reprezentowały do tej pory nie pokonane bliźniaki. Szatan nie omieszkał poinformować o wszystkim Saiyan, a także o nadchodzącym turnieju, który miał się odbyć za dziewięć dni, dokładnie w samo południe. Zapowiadały się bardzo intensywne dni. Pełne potu, bólu i ogromu determinacji.
Gdy skończyłam posiłek przetarłam usta zewnętrzną częścią dłoni po czym wstałam i ruszyłam do wciąż tajemniczych dla mnie krawędzi Boskiego Pałacu. Nie długo po tym dołączył do mnie Son Gohan. Zanim jednak to uczynił wyczytałam jego energię chcąc ją poznać i zapamiętać. Była w odcieniu czystego błękitu, niczym kojąca bryza morska.
— Jak to zrobiłeś, że jesteś złotowłosy? – Zapytałam gdy zrównał się ze mną.
Spojrzał na mnie delikatnie się uśmiechając.
— Bardzo dużo trenowałem. – Zaśmiał się.
Innej odpowiedzi się nie spodziewałam, jednak sądziłam, że poda na to jakiś specjalny przepis. Uniosłam prawy kącik ust w nieznacznym grymasie niedowierzania.
— Zauważyłam, że obciąłeś włosy. – W końcu na niego spojrzałam. – Muszę przyznać, że fajnie wyglądasz.
Chłopak lekko zaczerwienił się mrużąc przy tym oczy. Potarł dłonią złociste kosmyki. Wyjaśnił, że ojciec poradził by ściął włosy, bo nie zbyt fajnie wyglądały po przemianie, w dodatku stwierdził, że w walce są nie praktyczne. Nie byłam do końca pewna czy faktycznie tak było. Wielu Saiyan posiadało długie, a nawet dłuższe fryzury i nie mieli z nimi problemów, a przynajmniej się nie skarżyli.
— Twój ojciec coś kręci. – Pokręciłam głową. – Saiyanie nie mają z tym problemu. To znaczy nie mieli. Znałam paru.
— Może tacie kojarzyłem się z bratem? – Zamyślił się przez chwilę. – Dawno temu przyleciał na Ziemię.
— Bratem? – Zaciekawił mnie. – To poza Vegetą ktoś tu był?
— Nie pamiętam jego imienia. – Wzruszył ramionami. – Byłem mały i mnie porwał.Nie wiele pamiętam, ale tato wtedy zginął i pan Piccolo zaczął mnie trenować.
Może powinnam była wypytać o to samego księcia Saiyan? Wyciągać informację od niego nie miały sensu, jeśli jego pamięć nie sięgała tak daleko. Postanowiłam więc zmienić temat. Wolałam dowiedzieć się czegoś więcej na temat tajemniczego wymiaru do treningów.
— Tam w sali jest dziwnie. – Na samo wspomnienie przeszedł go dreszcz. – Na początku nie mogłem oddychać! Ta pusta przestrzeń, którą spowija ten świat jest nieograniczona i nie trudno się tam zgubić.
Zaciekawiona tym co robiła reszta odwróciłam się, a zaraz po mnie uczynił to chłopak o ciepłej twarzy i lodowatych tęczówkach. Wydawał się być innym, doroślejszym niż przed wejściem.
— Też będę tam ćwiczyć. – Pochwaliłam się. – Liczę na podobne efekty.
Gohan zaśmiał się nawet nie próbując tego komentować. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Dostrzegłam, że jego nad wyraz wyluzowany ojciec, w ogóle nie martwił się obecną sytuacją. Ba, był podekscytowany na myśl o nadchodzącej walce z obrzydliwym stworem. Widać było w nim prawdziwego saiyańskiego ducha walki.
— Koniec tej durnej sielanki. – Niespodziewanie przerwał książę. – Zasadnicze pytanie. Czy zdołasz pokonać Komórczaka?
Wszyscy jak na komendę spojrzeli z zainteresowaniem na Saiyana. Ten się szeroko uśmiechnął.
— Polecę się mu przyjrzeć. – Odparł wciąż szczerząc zęby. – Ocenię.
Przyłożył dwa palce do czoła, zmarszczył brew, po czym znikł. Nie trwało to zbyt długo, ale dało się wyczuć ich napięcie energii, która nagle skoczyła w górę. Gdy skończyli mały pokaż swoich możliwości, Son Gokū wrócił do pałacu z jeszcze szerszym uśmieszkiem. Nie byłam pewna czy wróży to coś dobrego.
— Walka z nim nie będzie bułką z masłem. — odparł nie tracąc swojego samopoczucia.
Serdecznie zapraszam na odcinek bonusowy
~Izunia.
OdpowiedzUsuń27 grudnia 2008 o 5:52 PM
Mnie na szczęście poinformowałaś ;). Ani jedna muzyka nie działa, ani druga. Hm, „nie działa” to chyba złe określenie. Po prostu nie chciała mi się wrzuta załadować, a wszystko to przez złośliwość mojego komputera. Chole.rnik cały czas się wiesza ;/. Ech… z chęcią napisałabym dłuższy komentarz, ale kompletnie nie mam czasu. Dodatkowo komputer utrudnia sprawę. Notka jest całkiem dobra. Przeszkadzały mi liczne błędy wszelkiego rodzaju. Ale akcja w porządku. Mam nadzieję, że w następnych notkach pokusisz się o większe zróżnicowanie fabuły, tak aby granica pomiędzy anime, a Twoim opowiadaniem była wyraźnie zarysowana. Pozdrawiam ;*!
elizabeth
OdpowiedzUsuń27 grudnia 2008 o 7:11 PM
http://dragon-ball-dalsze-losy.blog.onet.pl/ news. zapraszam :)co do twojej notki to po pierwsz nie dostałam informacji że jest! tak komentarz pojawił by sie kilka godzin temu :) bardzo mi sie podoba ten rozdział choć faktycznie fabuła podobna jest do tej z anime i mangi. nie mogę sie doczekać kolejnych części :P
Bryonly
OdpowiedzUsuń28 grudnia 2008 o 12:22 PM
Droga Killal! ;)
Zacznę od błędów. Było ich sporo, co nieco przeszkadzało w czytaniu. W jednym ze zdań napisałaś ,, gp” zamiast ,,go”.Jednak treść notki jest jak najbardziej w porządku. Akcja się rozwija, opisujesz wszystko dosyć dokładnie, a zarazem ciekawie.Coraz bardziej lubię Sarę! :)Przepraszam,że tak krótko, ale jestem smutna, rozżalona i nie mam zbytnio głowy do pisania miłego komentarza…
Pozdrawiam Cię, trzymaj się cieplutko!;*
~Heidi
OdpowiedzUsuń10 stycznia 2009 o 11:32 AM
Aa! Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam za spóźnienie xDD ^^. Jest trochę literówek, ale po za tym, naprawdę super!! Bardzo mi się podoba, akcja się rozwijaa ^^. Ok, lecę czytać kolejną notkę :)). ;** [>heidi-torres<]
angelika935@amorki.pl
OdpowiedzUsuń24 kwietnia 2010 o 2:13 PM
Notkę przyjemnie się czytało, było kilka literówek, ale jakoś za bardzo mi nie przeszkodziły. Sara pewnie wymyśli jakiś sposób, by dostać się do sali treningowej. Trzymam za nią kciuki :)
Wciąż czekam na jakieś starcie. Fajnie by było, gdyby Sara jednak poleciała pomóc Vegecie i dostała wpierdziel czy pomogła Trunksowi, bo póki co, to chętniej mówi o chęci do walki, niż rzeczywiście walczy :) Do tego Vegeta zdał sobie sprawę po raz pierwszy, że o kogoś dba dopiero, gdy Cell zabił Trunksa. Troska Vegety o siostrę średnio mi pasuje do jego charakteru w tamtym okresie, chociaż to, że jej wcześniej spuścił łomot już jak najbardziej :D
OdpowiedzUsuńTrunks nie był silniejszy od Vegety, tylko tak mu się wydawało (i Sarze również ;)), bo odblokował USSJ. Vegeta potem wyjaśnił, że on też mógł wejść na tę formę, ale nie używał jej, bo natychmiast po odblokowaniu zdał sobie sprawę z jej bezużyteczności (USSJ zwiększało siłę i moc kosztem szybkości i zwinności). Niestety Trunks postąpił głupio zmieniając się w tę formę i myśląc, że wygra pojedynek z Cellem xD Chociaż fakt faktem, forma USSJ tak Trunksa, jak i Goku oraz Vegety ma wyższą moc od Perfect Cella. Tylko co po mocy, jak nie mogli trafić i dogonić przeciwnika :)
Wytknę jeden z ortów jeśli się nie obrazisz, bo szkoda, żeby zostały, a czasem piszesz dobrze, czasem źle. Chodzi mi o "bym". Z reguły piszemy je łącznie z wyrazem jeśli czasownik ma formę osobową np. "mogłabym"/"mógłbym" itp., natomiast w formie bezosobowej piszemy oddzielnie np. "można by". Czasem piszesz dobrze np. "mogłoby" jest okej, ale często oddzielnie i troszkę rzuca się to w oczy, więc daję znać :)
Co do błędu dzięki za wytknięcie! I wytykaj jak najbardziej. Wiesz, ilekroć napiszę razem słowniczek komputerowy kreśli mi byki i czasem już głupieję co jest dobrze, a co nie... Teraz już się nie dam temu frajerkowi :D
UsuńTak, USSJ jest silny i w ogóle kozak, ale rusza się jak mucha w smole. Wiem, pamiętam. Sara tego nie wie, nikt jej nie powiedział, nikogo nie pytała xD To tylko ośmiolatek, który rwie się (wciąż) z motyką na słońce, z resztą jak każdy tej rasy. Typowej walki jeszcze nie będzie, w końcu 9 dni do turnieju (ale nie 9 notek? Wiesz, że nie pamiętam? U...) PRzed główną będzie jedna dodatkowa, tak zdradzę Tobie i nie luczę tu treningu, chociaż co do tego.... Tu muszę popracować nad oryginalną treścią i grubo zaorać! Bo z tego co pamiętam są takie niedomówienia, takie dziury i w ogóle cuda na kiju, że musi się to zmienić. Także mordobicie w podnoszeniu kwalifikacji też się pojawi :D
Co do samej treści. Ja wiem, że fajnie by było gdyby poleciała, ale szczerze nie wiemy (tzn czytelnik nie wie) czy młoda byłaby w stanie przeciwstawić się tym wszystkim, którzy zabraniają jej gonić jak rzep za braciszkiem. Hyhyy... Tak wiemy, że Vegi nie ma specjalnych przebłysków opiekuńczości, ale w oryginale nie ma siostry, a brata, którego powstydzil się sam król. Więc w tym przypadku Vege uczucia mogą szwankować i mieć mikroskopijne przebłyski, w końcu to ostatnia Saiyańska baba :O Jakies podświadome przedłużenie gatunku? Ale z kim? Przecież jego zdaniem nie ma nikogo godnego, a poza tym to on nawet nie chciałby sobie tego wyobrażać i na samo wspomnienie, chyba by mnie zabił! xD
Kończę, bo zacznę bredzić na całego ;)
I czekam na nowy odcinek!!! :)
Kochana Killall!
OdpowiedzUsuńNo to poleciałaś z tematem, a raczej z rozdziałami. :D Jesteś już na bieżąco, więc ja też odpiszę na komentarze. ;)
Najpierw "Skazani". Cieszy mnie, że nie zniknęłaś. :D
Co do Vegety, on już tak ma, że lubi obwiniać o wszystko Goku, ale spokojnie, przyjdą zmiany, zresztą już przyszły, czytałaś ostatnie notki, także wiesz. ;)
Zawsze chciałam podręczyć Vegetę, żeby był zupełnie bezradny i cierpiący. :D Pewnie, że mu wstyd i źle, ale dobrze, niech pocierpi, zasłużył. ;p
Mistrz Niemożliwego czeka na wypełnienie "misji" Vegety, od tego to przecież zależy. ;) Namierzenie KI ze zbyt dużej odległości jest niemożliwe, mówił o tym kiedyś Goku. ;)
Teraz to ciągle coś się dzieje. :D
Aa, widzę, że zmieniłaś szablon, jest ładny i przejrzysty, nie licząc komentarzy. Na jasnym tle białe napisy są trudne do rozczytania, przynajmniej ja muszę podświetlać, żeby nie męczyć wzroku. Nagłówek fajny, ale po "czymś" jest przecinek, a nie o to chodziło. ;)Nie było polskich znaków? Nie wolałaś innej czcionki?
OdpowiedzUsuńRysunek za to świetny! Ma w sobie coś urzekającego. ;)
Już jestem na "Cenie wyboru". Co do "a", to musi być, bo scena jest z perspektywy Bulmy i fakt, że Vegeta był zdziwiony ona odbiera i niczego innego nie oczekiwała. ;)
Z Akumą i Toe jeszcze sporo się wyjaśni, zresztą namieszam w tym trochę, bo lubię takie zwroty akcji. :D
Do Bry się nie odnoszę, bo już wszystko wiesz, po ostatnim odcinku.
Bulma nie miała wyjścia, tzn. jest matką, myśli przede wszystkim o dziecku, Vegeta jako dorosły facet, powinien sobie poradzić. Ale, jak napisałaś, to może go zniszczyć. Właśnie teraz, gdy zaczął kochać tak naprawdę, gdy wiele zrozumiał.
Do napisania... za chwilę ;*
Witam ponownie ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze zjadłam sobie pizzę i wracam do odpisywania. ;) Tym razem 25 odcinek.
Wiesz, że ja to "kątek" zamiast "kątem" oka robię chyba za każdym razem źle? :D Palec się osuwa na "k", klawiatura nie do końca współpracuje. ;p
Haha, a w ogóle "ubierze na ręce" to taka zabawna forma, kojarzy mi się z wiejskością, z tym gadaniem w trzeciej formie xd.
Dobrze, że lubisz, jak jest dużo Trunksa, bo będzie go jeszcze sporo. :D Nasz chłopak jest zagubiony, to młody egoista, ale nie jest zimnym mordercą, przynajmniej nie tak do końca, jakieś wyrzuty sumienia ma, ale co z tego, skoro popełnia błędy? Z tym to jednak zaczekam do kolejnego rozdziału.
Widzisz, ja jestem sadystką w drugą stronę - uwielbiam dręczyć bohaterów, takie zabicie jest fajne, ale proste, a tutaj Trunks znowu pod ścianą, ma moc, ale co z tego, skoro nie może z niej skorzystać?
Z Brą nadrabiam w 27 i 28, także nie ma co narzekać. :D
No właśnie, niedługo cofanie czasu, akurat jak będę na urlopie, no ale trudno, przynajmniej nie muszę wcześniej wstawać do pracy. ;p Co do młodego, jeszcze trochę i przestanie wstawać na mleko. ;)
Kochana Killall!
OdpowiedzUsuńCzas na "Strach". ;)Oo, tak, fajnie mi się pisało o Trunksie w Komnacie, takie spotkanie z ojcem i kopią o zupełnie innym charakterze dało mu też chwilę oddechu, pokazało świat z innej perspektywy. No, zresztą o tym będzie chyba w najnowszym odcinku, więc nie spoileruję.
Wyobraź sobie, że ten wątek z dwoma Trunksami wymyśliłam już dawno temu, dialog był sprzed grubo ponad roku, musiał leżeć w Wordzie i czekać na swoją kolej xd.
Czasem tak bywa, że nie wiemy, jak bardzo ktoś nas potrzebuje. Trunks też nie wie.
Odnośnie Trunksa i tchórzostwa pisałam w sumie wyżej. To dzieciak, chce uratować, ale bez poświęcania siebie. Tak łatwiej. Tyle że nie zawsze się da bez własnego zaangażowania. Zresztą kim była dla niego Dilia? Obcą dziewczyną. Wolał żyć. Jako ośmiolatek nie myślał przy walce z Buu o śmierci, nie rozumiał takich pojęć. Teraz rozumie i dlatego tchórzy.
Tak mnie naszło na mieszanie formy, jakoś lubię tego typu zabawy, ale rozumiem, że mogło się nie spodobać, rzecz gustu. ;)
Ej, ej, ale Talls nie był podobny do Vegety wyglądem, miał inny kolor włosów, dziecinną twarz, inny strój. Ty nie czytałaś na starym blogu rozdziałów z Tallsem, prawda? ;) Co do Sayuri, po stracie rodziny nie obchodziło jej, kogo zabije.
Ach, właśnie, Lennie też była wcześniej na blogu (starym), swojego czasu wywołała niezłą burzę xd.
Oczywiście nieznajomość postaci nie szkodzi jakoś bardzo w odbiorze całości, to tylko takie smaczki. ;)
No to śmigam do następnego rozdziału. ;)
Teraz bonus. ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, miało być "wolniej" a nie "szybciej" xd. Pozostałe też już poprawione, dzięki wielkie. :D
Haha, no widzisz, z Vegetą tak już jest, dla niego miłość to coś, co nie potrzebuje wyznań miłości ani ziemskich zwyczajów, nie zna tego i nie chce poznawać, więc Bulma musi zrobić wszystko, żeby jakoś go podjudzić. :D Taka to już z nich parka. :D
Na starym blogu był motyw, że Bulma chciała romantycznego wieczoru, i Vegeta zabrał ją nad jezioro w świetle księżyca, no może nie planował tego blasku księżyca w jeziorze, ale liczy się, że gdzieś zabrał. :D Podobnie jak zabrał do gorących źródeł, czasem coś mu się uda xd.
Powiem Ci, że takie odskocznie są dobre i dla nas, piszących, i dla Czytelników, żeby odpoczęli po ciężkich rozdziałach. ;) Ja co jakiś czas tworzę bonusy.
Co do blogów, które nam usunęli (mi zabrali aż 5 związanych z Dragon Ball'em), myślę inaczej. To, że nie usunęli z google, nie przeszkadza, patrzę na te miniatury z jakąś taką nostalgią, zwłaszcza widząc fragmenty rozdziałów. Dla mnie najgorszy jest brak hiperłączy, powinni w miejsce naszych stron wstawić odnośniki do nowych blogów, minimum na rok przed usunięciem. A to wszystko poszło tak szybko.
OdpowiedzUsuńJa też muszę kiedyś zacząć kolejny raz wstawiać starego bloga na nową stronę, ale na razie nie mam do tego głowy. ;p
Odnośnie filmiku, ciemność jest ogólnie przez wzgląd na sytuację rodziny, ale można uznać, że to nawiązanie do ślepoty, ja tam zazwyczaj tak otaczam obrazki czernią, jakoś tak lepiej mi to współgra. ;)
Kochana Killall!
OdpowiedzUsuńA więc teraz jesteś na bieżąco. :D Podziwiam zapał i chęć do komentowania, wytrwale nadrobiłaś wszystkie notki, wow. :D
Oki, będę informować o nowościach, ogólnie tego nie robię, ale dla Ciebie zrobię wyjątek, bo nikt jeszcze nie komentował po kolei każdej dodanej notki. :D
Przejdę już do 27 odcinka.
Powiem Ci, że byłam bardzo ciekawa, co napiszą ludzie, no bo trochę zwrotów akcji zaserwowałam. Tak już mam, że nie da się przewidzieć, co Sylwek wykombinuje. Także nie zdradzę fabuły 28 rozdziału, ale na pewno nie wyjdzie standardowo. ;)
Wiem, Bulma i Bra są biedne, takie niewinne (zwłaszcza Bra), a tak obrywają.
Staram się odwzorować Vegetę jak najlepiej umiem, już tyle lat jestem z tą postacią, że chyba faktycznie całkiem nieźle mi wychodzi.
Z Brą wyjaśni się w kolejnym odcinku. Nie, w sumie, nie wyjaśni się, a po prostu trochę więcej jej będzie. Pytań sporo, odpowiedzi mało, bo Vegeta przecież nic nie wie.
Wątek Komnaty w kolejnym rozdziale będzie rozstrzygnięty. ;)
Pozdrawiam słonecznie i przedwiosennie. :)
I jeszcze raz napiszę, że jestem pod wrażeniem tempa komentowania, dotarłaś do obecnego odcinka, super, to mega motywujące.
Buziaki ;*
Droga Killall!
OdpowiedzUsuńNie, ale mnie to nie dziwi, bo mając ponad 100 rozdziałów, nowe osoby po prostu, jak Ty, opisywały wszystko całościowo, komentując już na bieżąco. Kiedy ktoś nowy przychodził, po prostu pisał pod każdą kolejną notką. Ale wiesz, mam osoby, które skomentowały po 50-60 odcinków. :D
Kiedyś pewnie pododaję stare notki, więc wtedy będzie możliwość na nowo komentować, początek ulegnie pewnym zmianom. ;)
Ale wiesz, Sayuri nie wiedziała, kim jest Talls, czy to kolega Vegety, czy może obcy chłopak, jedyne, co widziała, to krótki moment, jak coś gadali (a nie było to przyjazne), jednak w tamtym czasie już zaczęła zatracać się w czarnej magii.
Planeta Sayuri to nie Derko. :D Nie wiem, czemu każdy tak myśli, to widocznie z powodu poplątania linii czasowych.
Napiszę to samo, co ostatnio Anowi: "Nazwa planety, z której pochodzi Sayuri została podana, ale nie powiem gdzie, bo sama nie pamiętam, jaki to rozdział. :D W pierwszym rozdziale czytamy zaś "Byli tutaj kilkanaście minut. Vegeta, Nappa i Talls. Podczas przelatywania obok Dromedy – niewielkiego ciała niebieskiego z nietypową mgłą, wpadli w gwiezdny wir, który uszkodził systemy ich kapsuł. Wylądowali na najbliższej planecie w układzie Riuqo i rozpoczęli przegląd."
Mistrz Niemożliwego mówi nam, że Sayuri jest gdzieś w "układzie Riuqo". To w sumie tyle z informacji, jakie o niej mamy. ;)
Z tym Derko to mogło być mylące, ja podałam akurat Derko ze względu na doszczętne spopielenie planety + fakt, że była tam Lennie. Sayuri nie chciała przenosić go na swoją ojczystą planetę, pokazywać swoją rodzinę we wspomnieniach, siebie, swoje dawne życie. Uznałam, że takie odsyłanie do przeszłości nie jest prostą sprawą i najłatwiej będzie dla Sayuri przenosić go na tę samą planetę, żeby nie zatracił świadomości, bo za każdym razem przy spotkaniu z Bulmą, pamiętał poprzednie wydarzenia."
Kim była dziewczynka, nie wiadomo, ale spokojnie. ;)
Co do Czytelników, od 9 lat jest ze mną moja przyjaciółka, którą poznałam właśnie na swoim blogu, przez neta. Byłyśmy obcymi ludźmi, pisała mi komentarze na blogu, po jakimś czasie założyła też własną stronę... I od internetowej znajomości przeszłyśmy do przyjaźni. DB łączy serca i dusze. :D
Oprócz tego mam od kilku lat stałych bardziej lub mniej Czytelników, niektórzy znikają, żeby nagle się pojawić, inni - o czym wiem - czytają, ale już nie komentują.
Ale zawsze pojawi się ktoś nowy i to jest naprawdę motywujące, zwłaszcza jak ludzie są latami, komentując praktycznie każdy rozdział. A ostatnio dostałam paczkę od mojej Czytelniczki - wielki obrazek z rodziną Briefs i oficjalne podziękowania. :D To jest po prostu mega. :D
Muszę rozbić na dwie części, bo na Twoim blogu nie można dodać dłuższego komentarza, jakieś ograniczenie w znakach xd.
Co do tych piszących, to wiesz, ja zawsze byłam i jestem nieufna. ;p Cóż, większość tych blogerów (też kiedyś miałam ich pełno) przestaje pisać u Ciebie, gdy kończy swoją opowieść. Ja swojego czasu zrobiłam rewolucję i wybrałam jakieś 5 blogów z opowiadaniami, które chciałam nadal czytać i komentować. Osoby, których nie wymieniłam, też przestały komentować u mnie. Ale mi to nie przeszkadzało. Nigdy nie szłam w ilość, a w jakość. W długie, szczere komentarze od osób obcych. U mnie właśnie to miało znaczenie: ludzie, co nie mają swoich blogów. Ostatnio gadałyśmy o Izuni od Koli. Smutna prawda jest taka, że ona miała Czytelników-blogerów i jak skończyła pisać to nikt się tym nie przejął, nikt nie pisał, gdzie jest, kiedy wróci. Natomiast gdy ja nie dawałam znaków życia, ludzie pisali. Komentarze, maile, na gg, pytali co ze mną, gdzie jestem, kiedy wrócę, że tęsknią.
OdpowiedzUsuńUważam, że to jest najważniejsze. Takie podejście, w którym nie ma miejsca na spam i "wymianę" komentarzy, jak to zazwyczaj jest na blogach. Ludzie często nie czytają Twojego opowiadania, bo je lubią, a po to, żebyś Ty napisała coś u nich. Dodają długie komentarze po to, żebyś Ty dodała tak samo długie u nich. I tak to działa. Na większości blogów. U mnie od 2009 roku było inaczej. Lepiej. Wolę mieć stałe grono niż rzeszę niby-fanów.
Ja też to kocham. Odkąd skończyłam 6 lat, DB jest dla mnie najważniejszą pozycją, to świat, którego nie mogłabym porzucić. Myślę, że nigdy. Ja miałam odwrotnie. W pewnym momencie pisałam po prostu dla ludzi, bo tak bardzo chcieli, bo byli, bo czekali. A kiedy już zaczęłam znowu dla nich pisać, gdy przemogłam się i na siłę wróciłam do bloga (przez pewne trudne wydarzenia z życia nie chciałam tu wracać), pokochałam na nowo miejsce, które było moim drugim domem. I chociaż straciłam tu dwie (jedne z najbliższych) osoby, mimo wszystko wróciłam. Przeszłość pozostanie, ale trzeba myśleć o przyszłości.
Moja Wena też domaga się pisania, ale dziś mózg nie pracuje, cały tydzień pracy robi swoje xd.
Odcinek będzie pewnie w weekend. ;)
Kiedyś blogów o DB było mnóstwo, co? Ludzie podorastali. Tak już jest.
Nie ma co narzekać, my nadal niesiemy DB w sercu i w pisaniu.
Pozdrawiam serdecznie :)
Też się rozpisałam, ech xd.
P.S. Od razu przejrzyściej w komentarzach, jak zmieniłaś kolory. :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawy rozdział, bardzo jestem ciekawa, całej tej komnaty treningowej i Sara och ciekawe jak jej trening pójdzie...
wracam p taki dłuższym czasie, ale zapewniam że mam kilka rozdziałów do przodu przeczytanych... ale nie chce tak szastać z komentarzami, bo to mi daje szansę no krótszej przerwy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
25/04/2023
OdpowiedzUsuńGuten Tag!
Rozdział szesnasty za mną. Ten jest dużo krótszy niż poprzednie, więc nie mam jakoś dużo do powiedzenia jego temat, ale rozmowa Sary i Bulmy była chyba jego najsilniejszym momentem. Interakcję się dobrze czytało, a sama Bulma była odpowiednio ciekawska.
Vegete jest wciąż chyba dla mnie trochę zbyt opanowany i zdawkowy, ale to ogólnie szczegół.
Mam też nadzieję, że im dalej w las tym Sara będzie miała coraz większy wpływ na fabułę ;)
Hejho!
UsuńNotka krótka gdyż jest stara. Jeszcze czeka ją odświeżenie, tak jak to miało miejsce w poprzednim odcinku. Szczerze mówiąc nie mam ochoty ich odnawiać pokolei. Na wyrywki mam większą frajdę i nie wpadam w monotonię. Bo wiesz... Ile razy można powtarzać od nowa? Prędzej bym się obraziła na swój własny twór! 😱😱 A nie mogę! Ja już mam w głowie zarys kolejnej sagi, a jeszcze Buu dobrze się nie rozpoczęła 🤪
W kolejnej sadze będzie aż za dużo Sary 🤪 Pierwszy odcinek nowej już mam poprawiony. Pomyliłam się w poprzednim komentarzu. Ja już go oddałam i walczę z losowym odcinkiem jeszcze dalszej sagi xD pomieszanie z poplątaniem.
Opanowanie Vegety jest jedynie w towarzystwie siostry. Taki hamulec się załącza. Ona w końcu nie zna go od tej najnajgorszej strony. Choć jedynie słyszała co nieco. Ale jak to małe dzieci (wtedy) nie chciała we wszystko wierzyć. A teraz poznaje go na nowo. Jakby to napisać? Sara to jest pierwszą istotą, która włączyła w nim człowieczeństwo i przy niej nie potrafi być takim kawałem uja jakim był zanim się urodziła i po tym jak był pewien, że nie żyje. Więc jest strasznie spięty i sztywny. Ale jak wybuchnie to będzie armagedon 😱😱😱😱
Czyżbyś pominęła walkę Piccolo z C-17, a później z Cellem?
OdpowiedzUsuńNo na pewno w historii opowiadanej przez Sarę, ale ona o tym nie wiedziała. A Pikolarz walczył z cellem numer uno w poprzednim odcinku. Przybył do pałacu gdzie Sara była z Sonami. Nie słyszała rozmowy Gokū z zielonym, ale o tym rozmawiali przecież. ;)
UsuńMnie chodziło o drugie starcie Piccola z Cellem gdzie Cell złamał mu kręgosłup. Cell przerwal starcie Piccola z C17.. Goku musiał się teleportowac i przynieść go do Boskiego Pałacu. To było zaraz przed tym jak Vegeta poleciał walczyć z Cellem. Sara siedząc w pałacu by to widziała. W tekście tylko Tien wspomina że walczył z C17
Usuńmuszę to zbadać w wolnej chwili 🤔
UsuńA moim zdaniem Cell był dość urodziwy w ostatniej formie. Te poprzednie przypominały ochydnego robaka, ale ta ostatnia wybiła go już bliżej istoty humanoidalnej.
OdpowiedzUsuńFakt, z perspektywy stron był jednak wart tego miana. W końcu był potężnym wrogiem, jak na tamtą chwilę.
Sara nie widziała poprzednich wersji tego stwora. 🤭 Ale gdyby miała okazję zobaczyć te paszczury zdecydowanie przyznałaby Ci rację 😀
Usuń