05 grudnia 2018

31. Dwa życzenia

Z dedykacją dla Odei

Tenshin pochwycił martwe ciało dwudziestojednoletniego przybysza z przyszłości przerzucając przez lewe ramię, a Yamcha postanowił pomóc Son Gohanowi. Chłopak był wyczerpany, że kilka sekund później zemdlał w ramionach mężczyzny. Fasolek na stanie już nie było. Przestąpiłam może ze dwa kroki kiedy dostrzegłam w półmroku leżące ciało nieopodal, nad którym pochylał się Kuririn z niebywałą troską.
—    Żyje? – Zapytałam wskazując brodą na kobietę, czego mężczyzna mógł już nie dostrzec.
Były mnich westchnął cicho kucając przy niej naprędce oceniając stan obrażeń.
—    Żyje. – mruknął – Musimy ją też zabrać ze sobą.
—    Zwariowałeś??! – Warknął Vegeta przywdziewając purpurę na twarzy. – Tę maszynę trzeba od razu zlikwidować!
Łysy spojrzał gniewnie w kierunku mojego brata. Pochwycił kobietę i wzbił się w powietrze całkowicie lekceważąc jego zdanie, zaś ja wzruszyłam tylko ramionami głupio się uśmiechając po czym ruszyłam za nim zastanawiając się nad pobudkami przyjaciela Goku. Miał względem niej jakieś plany? W chwilę po starcie zauważyłam, że Vegeta nie ruszył się z  miejsca. Zatrzymałam się po czym zawróciłam by zawisnąć w powietrzu naprzeciw brata, który zaciskał wściekle pięści oraz szczękę.
—    Jakiś problem, bracie?
—    Jestem wkurwiony! – Wrzasnął plując śliną na wszystkie strony. – Zostałem wystawiony na pośmiewisko świata! W dodatku gówniarz przerósł mnie siłą! 
I o to było tyle krzyku? Wielce saiyańskie ego zostało zszargane przez małego nic nie wartego mieszańca. Zastanawiałam się jakie idee były wpajane w jego głowę od urodzenia, że za nic nie był w stanie się pogodzić z losem. Właśnie psuł te magiczną chwilę gdzie zło zostało pokonane.
—    Nie dramatyzuj. – Przewróciłam oczami. – Przestań już wszystko psuć i leć z nami. Chcę zobaczyć kryształowe kule!
—    Nic nie rozumiesz...
—    Co tu rozumieć? – Wzruszyłam ramionami lądując delikatnie. – Naopowiadali ci bajek o niezwyciężonym księciu i nie możesz przetrawić, że jednak są silniejsi? Nie patrz tak na mnie! – Pogroziłam palcem. – Gdybyś przeżył to co ja dawno porzucił byś czcze opowiastki o elicie wojowników. Wiesz ile razy dostałam po mordzie do nieprzytomności od takiego nic niewartego śmiecia? Byś się zdziwił, jednak byli silniejsi i nic mi nie pomogło urodzenie, więc daruj sobie te idiotyczne bajki.
Saiyanin choć wmurowany w ziemię trząsł się gniewnie kotłujące me słowa w głowie. Jak dla mnie trwało to zbyt długo. Miałam serdecznie dość jego wyuzdanych opowiastek o super elicie. Ten kto wymyślił kastę zaraz po narodzinach był głupcem. Czy wszyscy Saiyanie myśleli, że z mocą się rodzisz i to wszystko? Że nie trzeba trenować i walczyć z samym sobą by wspinać się to co raz wyżej? Naprawdę tak bardzo ograniczonym ludem byliśmy?
—    Gohan ciężko pracował na to zwycięstwo. Nie dostał niczego za darmo.
—    Nie on go ostatecznie pokonał – Raczył przypomnieć. – Ty go zabiłaś.
—    Co za różnica? Pomogłam mu i jestem z siebie dumna. Wreszcie zapracowałam sobie, ale to ten mieszaniec z nim walczył. Więc może skończymy te bezsensowną gadkę i ruszymy do pałacu?
Kiedy wreszcie zmierzaliśmy w stronę pałacu układałam sobie w głowie to co się wydarzyło. Książę oczywiście wciąż był nadąsany. Czy gdybym wcześniej zaatakowała Komórczaka ojciec Son Gohana by żył? Był dobrym Saiyanem  wielkim wojownikiem i poświęcił się na darmo. Ilekroć pomyślałam o tym robiło mi się żal kolegi. Ten chłopak poświęcił się by ocalić życie mojego brata, który by także odszedł ode mnie, a mimo to leciał tuż obok. Nie miałabym nikogo. Dziwnie się czułam. Jakbym ociekała winą. Tylko czy słusznie?
Osiągnęłam poziom super wojownika, a jednak nie było tej wspaniałej radości we mnie. Jak by to był tylko kolejny szary, pospolity dzień w moim życiu. A nie był; odszedł ktoś, kto nie powinien… Nie lubiłam śmierci – zbyt dużo się jej naoglądałam w dzieciństwie. Za bardzo przypominała mi jak życie jest kruche i zależne od czyjegoś widzimisię. Dogoniliśmy resztę gdy ci wymieniali się uwagami wyczynu Kuririna, który wziął ze sobą naszego wroga. Bo co będzie kiedy zechce ponownie siać strach i zniszczenie? Mimo tych nad wyraz emocjonujących uwag nie interesowałam się cyborgiem. Jeśli miała by to uczynić, trzeba będzie się z tym uporać posyłając androidkę na tamten świat. Ot cała robota. Przecież byliśmy od niej silniejsi. Komórczak pałał dużo potężniejszą mocą od niej, a daliśmy mu radę. Jedynie wiadome mi było, iż C17 nie mógł pochwalić się tak wysoką KI, który mógł już teoretycznie nie istnieć. Przecież był pochłonięty, prawda? Zawsze to jeden kłopot mniej.
Dotarliśmy w końcu na miejsce gdzie ciepło choć ze smutkiem zostaliśmy powitani przez pana włości. Jedynie ci, którzy nie widzieli, nie mieli pojęcia o śmierci swojego przyjaciela, a tu Dende miał wszystko jak na dłoni. Przed ziemianami nie walczącymi w powietrzu wisiała okrutnie bolesna wiadomość. Młody Namekanin polecił położyć syna Goku na podłodze by ten mógł go uzdrowić. Chłopak ocucił się w oka mgnieniu radując się na widok zielonoskórego.
—    Cieszę się, że to już koniec. – Mimo smutnej atmosfery Wszechmogący radował się. – Ulepszyłem przez ten czas kryształowe kule.
—    To znaczy? –  Szatan nie krył zdziwienia.
—    Od teraz macie po trzy życzenia rocznie. – Oświadczył entuzjastycznie.
—    Jesteś wielki! – Ucieszył się Kuririn niemal podskakując z kobietą na ramieniu; nie zdążył jej położyć. – Trzy życzenia w jeden dzień zamiast w trzy lata! Jesteś najlepszym bogiem!
Wspomniane kryształy leżały idealnie ułożone w okrąg gdzie jedno gwiezdna kula spoczywała w samym środku. Pięknie lśniły w bursztynowym odcieniu co kilka chwil mrugając to na biało, to na czerwono wydając cichy dźwięk, którego nie sposób było opisać. Czy tak właśnie się działo gdy odczuwały swoją obecność? Pierwszy raz ujrzałam je wszystkie. Były po prostu piękne i zapierające dech w piersiach. Kuririn delikatnie położył blondwłosą kobietę, prosząc pana włości o doprowadzenie jej do stanu używalności. Na tę słowa Yamcha z przerażeniem uciekł w najdalszy zakątek pałacu krzycząc, że kobieta jest niebezpieczna, a ta dosłownie sekundy po tym jak została uzdrowiona obudziła się. Była kompletnie zaskoczona gdy ujrzała takie, a nie inne towarzystwo po uprzednim zerwaniu się na równe nogi. Przez chwilę miała zabawny wyraz twarzy z tymi wyłupionymi ślepiami. Mimowolnie parsknęłam, co nie uszło jej uwadze, bo w następnej chwili łypała na mnie z nadymanymi policzkami.
—    Gdzie ja do cholery jestem i co WY tu robicie!? – Krzyknęła odzyskując władzę nad językiem.
—    Znajdujemy się w Rajskim Pałacu. – Oświadczył spokojnie Szatan. – Nie próbuj żadnych sztuczek. To miejsce jest święte.
—    Nasz drogi Kuririn zabrał cię po walce z Komórczakiem. – Postanowił wyjaśnić Tenshin. – Powinnaś mu podziękować, że nie pozwolił nam cię zniszczyć.
—    Sama zadecyduję komu i kiedy podziękuję. – prychnęła – Nie prosiłam się o współczucie.
Wspomniany mężczyzna poczerwieniał po czym zmarkotniał czując się niedocenionym. Może mi się zdawało, ale widziałam rumieńce na jego policzkach. Nie rozumiałam jego postawy nawet teraz. Powinien był rzucić jakimś hasłem w stylu: Ty niewdzięczna! Ale nic takiego nie padło z jego ust.
—    Nie musisz mi dziękować. – W końcu bąknął. – Możesz teraz zacząć nowe życie.
—    Co to niby znaczy? – Zdziwiła się.
—    To co powiedział. – Syknęłam ściągając usta w dziubek. – Komórczak nie istnieje, więc idź i nie grzesz więcej.
—    Chyba nie chcesz mi wmówić, że pokonaliście go?
Wszyscy potaknęliśmy w tym samym momencie, a z jej twarzy odpłynęła krew. Stała na przemian otwierając i zamykając usta nie wiedząc jakie sklecić zdanie rozglądając się przy tym po zebranych. 
—    T-takie miernoty? – Wciąż nie dowierzała.
—    Właśnie takie. – Odwarknęłam.
Kobieta wściekła jak osa nie miała ochoty więcej z nami rozmawiać o czym świadczyło jej zachowanie. Odbiegła z cichą wiązanką przekleństw i zanim odleciała w swoją stronę zakazała komukolwiek za nią podążać. Jakby komuś się w ogóle chciało.
—    Spróbuj coś wywinąć! – Krzyknął za nią Vegeta teatralnie grożąc palcem. – Wtedy cię znajdę i zabiję!
Yamcha i Tenshin roześmieli się na tę zapowiedź kary najwyraźniej wyobrażając sobie zdesperowaną kobietę w ciemnym zaułku gdzie czekał na nią książę z jednym z tych swoich firmowych, morderczych wyrazów twarzy. Bo co innego mogło ich tak rozbawić? Zdawałam sobie sprawę, że mój brat jedynie czekał na rewanż, w końcu ta istota mocno go pokiereszowała nim spotkaliśmy się tu po raz pierwszy.
—    Czas zająć się ważniejszymi rzeczami. – Zniecierpliwił się Szatan Junior.
—    To prawda. – Potaknął Dende. – Już wzywam smoka.


Młody Namekanin skierował swoje zielone dłonie w kierunku idealnie okrągłych kul przywołując Boskiego Smoka krótkim prawidłem. Wraz z wypowiedzianą formułą niebo zrobiło się czarne jak smoła – niczym na komendę – a z kul wyłoniła się błyskawica, która wystrzeliła wysoko ponad nas, dokładnie w to czarne sklepienie. Wędrowała po niebie rysując coś na kształt szlaczków. Złote, oślepiające światło przeistoczyło się wreszcie w gigantycznych rozmiarów zielonego smoka o długich, sumiastych wąsach i czerwonych ślepiach. Był po prostu niesamowity. Emanował niebywałą aurą, która niemal powalała na kolana. Niczego podobnego w życiu nie spotkałam. Długi nieskończenie; jego postać wychodziła z blasku spowitego nad magicznymi kryształami.
—    Witaj, o wielki Smoku. – Powitał go przyzywający z wzniesionymi rękoma.
—    Mam niewiele czasu więc proszę o wybranie dwóch z trzech życzeń w miarę szybko. – Odezwał się tubalnym głosem pomijając kwestie powitalne.
—    Tylko dwa? – Zauważył posępnie Yamcha.
—    Dwa nam w zupełności wystarczą. – Zawołał radośnie Kuririn. – Czy możesz ożywić wszystkie ofiary Komórczaka?
Smok nic nie odpowiedział, oczy zaiskrzyły mu niczym gigantyczne pochodnie uraczając nasze uszy magicznym dźwiękiem. Skinął wreszcie lekko głową.
—    Twoje życzenie zostało spełnione.
Spojrzałam na ciało Trunksa w napięciu. Dostrzegłam, że poruszył palcem, a po chwili się podniósł z kamiennej posadzki rozglądając wokoło jakby przed sekundą zbudził się ze snu.
—    Rany! – Stłumiłam okrzyk. – On naprawdę żyje!
Aż podskoczyłam, w końcu nie codziennie widuje się takie zjawiska. Jeśli on żył to oznaczało, że ojciec Son Gohana także mógł otrzymać swoje. Prawda? Trunks spojrzał na smoka w  wielkimi oczyma nie rozumiejąc co się właściwie wydarzyło. Miał dziurę w pancerzu po śmiertelnym promieniu, lecz całą skórę i zero zadrapań. Był po prostu jak nowy. Zapewne też widział po raz pierwszy to magiczne, wielkie cudo, w końcu tam skąd pochodził Szatan już nie istniał, więc nie miał sposobu spojrzeć nawet w blask kryształu smoczej kuli. A gdyby tak odnaleźli nową Namek? Sprowadziłby nowego Wszechmogącego, który odbudował by ten chaotyczny świat bez wojowników. Mógłby ożywić wszystkich poległych w walce z Androidami. To była świetna myśl!
—    Jak się czujesz? – Zawołałam podbiegając do byłego denata. – Powiedz coś!
Syn Bulmy zamrugał kilkukrotnie. Czy zbiło go pytanie, czy sam fakt bycia tu z nami? Przez moment milczał by wreszcie się uśmiechnąć przeczesując zbyt długie włosy.
—    Czuję się świetnie. – Rzekł powoli. – Nie zdążyłem nawet dotrzeć do niejakiego Enmy. Tak przynajmniej mówił jeden z Oni.
Wojownicy roześmiali się gromko, czego nie pojęłam. Poza mną tylko Vegeta zachował kamienną twarz. Kim byli wspominani jegomoście?
—    Mam pytanie wielki smoku. – Odezwał się ponownie Kuririn. - Czy mógłbyś przemienić cyborgi w ludzi?
—    Prosisz mnie o coś co jest poza moją kontrolą. – odpowiedział – Niestety nie mam takiej mocy.
—    Rozumiem. – zmarkotniał – A czy możesz zniszczyć bomby umieszczone w ich ciałach?
—    To mogę uczynić.
Gadzie oczy ponownie zaczęły błyszczeć intensywną czerwienią. Wychodziło na to, że Boski Smok miał ograniczoną moc. Jak to było możliwe? Przecież ponoć był wszechmocny. Nie pojmowałam tego co stawiało przed nim bariery? Po spełnieniu drugiego życzenia smok pożegnał się znikając, a następnie magiczne kryształy wzbiły się wysoko nad nasze głowy i rozproszyły się po świecie. Niestety jasno się już nie zrobiło. Noc nadchodziła nieubłaganie.
—    A co z Goku? – Zadałam pytanie. – Czy on też został wskrzeszony?
Nigdzie go nie dostrzegałam i nikt nie kwapił się do zwrócenia na to uwagi. Przecież życzenie przez monstrum zostało spełnione, a w tym temacie panowała kompletna cisza. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Szatan wyjaśnił mi, że Ziemski smok może tylko raz wskrzesić każdą istotę, a wspomnianego wojownika limit już się wyczerpał. Jedynie mieszkaniec magicznych kul z Namek był zdolny do spełnienia tej prośby. Wtedy niespodziewanie rozległ się głos. Jakby był w mojej głowie, ale i każdego tu obecnego. Był to nie kto inny jak wcześniej wspomniany Goku. Choć nie wiedzieliśmy w jaki sposób się z nami  komunikował postanowił prosić byśmy nie wybierali się w podróż po Smocze Kule, bo sam nie zamierza wracać do życia. Zbyt wiele razy musiał ratować świat  i miał nadzieję, że gdy go  zabraknie wreszcie zapanuje pokój. Czy oni tego chcieli czy nie uszanowali wolę przyjaciela.
Momo – jak zawsze gościnny – zaprosił nas do stołu przed powrotem do domów. Niektórym śpieszyło się do siebie, jednak Trunks zauważył, że to była zwycięska kolacja, a Wszechmogącemu nie wypada odmówić. Zgadywałam, iż tak chciał okazać mu wdzięczność za przywrócenie do świata żywych. Nie zwracając na brudną odzież i skórę ruszyliśmy we wskazanym kierunku, choć każde z nas doskonale wiedziało gdzie znajdowała się boska jadalnia. W tej chwili nikogo nie ruszał stan naszego ubioru czy higieny po trudach dnia dzisiejszego. Zasługiwaliśmy na dobry posiłek w gronie, gdzie nie trzeba było rozmawiać o tragicznej śmierci, udawać skruszonych i tłumaczyć setny raz jak to się wszystko potoczyło. Choć uśmiechów przy stole nie brakowało i komentarzy poniektórych zdarzeń Gohan zdawał się być nieobecny. Rozumiałam go, jednak on żył, my żyliśmy, a przede wszystkim jego matka. Miał do kogo wracać i kim się opiekować; zdążyłam się dowiedzieć, iż ta Ziemianka, choć słaba miała wiele siły w sobie i inni się bali jej wybuchowego temperamentu.
Po skończonej uczcie towarzystwo się wykruszyło. Zostałam z Trunksm i Gohanem w Rajskim Pałacu. Syn Goku odwlekał nieuniknione konwersując ze swym mentorem – Piccolo. Kto chciał wracać ze złymi wieściami? Właśnie dlatego zostałam. Chciałam porozmawiać, a może po prostu pobyć z chłopakiem i jakoś podnieść go na duchu, jak kiedyś Natto mnie. Choć nie wiedziałam skąd u mnie pojawiły się te uczucia nie planowałam odwrotu. Vegeta jako, że był zbyt dumny na tego typu dyrdymały zabrał się, wiedząc, iż jego dorosły syn ze mną zostanie machnął ręką po czym ruszył na zasłużony prysznic do posiadłości w wielkim mieście – domu Bulmy.
—    Ja pożegnam się z Piccolo i Dende, idź z nim pogadać, potem wrócimy do matki. – westchnął – Gdy straciłem Gohana brakowało mi kogoś w podobnym wieku by się wygadać.
Przytakując ruszyłam w stronę rozmawiających, a w raz ze mną bratanek
—    Szatanie, Wszechmogący – Zaczął niebieskooki. – chciałbym wam podziękować.
W tym czasie chłopak uścisnął dłoń swego nauczyciela po czym z niemrawą miną spojrzał na mnie wymuszając delikatny grymas, coś na kształt uśmiechu, odwrócił się i poczłapał w kierunku krawędzi. Spoglądałam na ten obraz nędzy i rozpaczy zastanawiając się nad swoim wyglądem po podobnych wydarzeniach. Niemal bijąc się sama ze sobą ruszyłam za nim. Z początku jego posępność mnie odrzuciła, jednak zwalczyła ją na tyle by z nim porozmawiać. Choć przez chwilę.
—    Wiem, że zabrzmię dziwnie – Zaczęłam choć nie miałam żadnych przygotowanych słów. – ale doskonale znam to uczucie.
Gohan przystanął i przetarł twarz knykciami. Prawdopodobnie otarł jedną z pierwszych gorzkich łez. Czy był na świecie ktoś kto nie ronił łez po stracie? Powoli odwrócił się i wtedy dostrzegłam jak bardzo miał zaszklone oczy. Niemal gotowe na wylanie morza łez. A jednak nic podobnego się nie wydarzyło w przeciągu najbliższej milczącej minuty.
—    To nie pierwszy raz. – Mruknął ponuro. – Nie sama strata tak boli, a uczucie, że go zawiodłem. I matkę też. Jak ona mi to wybaczy?
Zupełnie nie spodziewałam się takiego wyznania. Ale co ja mogłam tam wiedzieć? Odebrano mi rodziców tylko raz. Może i aż? Czy kiedykolwiek wcześniej kogoś zawiodłam? Wątpiłam. Armia się nie liczyła, ich miałam w głębokim poważaniu, a matka się nie liczyła. To, że ubzdurała sobie kiedyś, że jej kolejne dziecko nie będzie wojownikiem było czystą troską. Przerażeniem braku wychuchania nie utraconego dziecka. Ot przewrażliwienie, które wybaczyłam jej w chwili gdy ją straciłam. Wiedziałam, byłam tego pewna, jak tego, że oddycham, iż była by ze mnie dumna. Bez jakiegokolwiek wyszkolenia saiyańskiego ruszyłam na ścieżki bólu, rozgoryczenia i samotności, a przy tym nie dałam się zabić i przetrwałam.
—  Co ty opowiadasz? – Niemal krzyknęłam. – On poświęcił się głównie dla ciebie. Rozmawiałam z nim przed... – Niemal ugryzłam się w język by nie wypowiedzieć śmiercią. – Tym co się stało. Był z ciebie taki dumny!
Coś nie pozwalało mi patrzeć na wraka tego pół człowieka, a za razem odwrócić się od niego. Choć nasza znajomość nie trwała długo zdążyłam go polubić. Jego pociemniałe oczy, chociaż już i tak czarne ostrożnie na mnie spojrzały. Jakby chciał wyczytać czy słowa wypowiedziane są prawdziwe, a nie namolnym gadaniem byleby jakoś ulżyć w cierpieniu.
—    On w ciebie wierzył i to się liczy. Poświęcił się dla ciebie, dla twojej matki, dla tych wszystkich osób, choć szczerze nie wiem czemu. To nie istotne... Wiedział, że dasz radę. – Powtórzyłam.
—    Ale nie dałem. – Westchnął posępnie.
—    Przestań! – warknęłam.
Miałam powyżej uszu jego dąsów. Przewróciłam oczami głośno wypuszczając powietrze. Co z nimi było nie tak? Vegeta marudził, teraz Son Gohan.
—   Lecimy do twojego magicznego miejsca. – Zawołałam szczerząc się niczym podstępny drań. – Bez żadnych pytań i wykrętów! Prowadź bo nie pamiętam drogi.
Zanim jednak ruszyliśmy w drogę skacząc w czeluści niebios uprzedziłam Trunksa, że nie musi na mnie czekać, a ja trafię do domu Bulmy, wszak podwyższone KI brata gdy będzie zły ułatwi mi drogę do celu. Całą trasę wymigiwałam się od odpowiedzi dlaczego postanowiłam lecieć w bezpieczną przystań chłopaka. Był to oczywiście spontaniczny pomysł, a po prostu genialny w swojej banalności. Bo gdzie jak nie tam miał nabrać siły i wiary w siebie przed powrotem do domu, w dodatku bez rodziciela? Choć noc już zaczynała powoli się zadomawiać warto było na te kilka chwil dać umysłom odpocząć. Na miejscu powitał nas głośny wodospad, który odprężał myśli i zmęczone ciało. Powietrze wciąż było ciepłe i przyjemne dla skóry toteż usiadłam na skraju jeziora wpatrując się w jego czarną tafle, w której odbijał się półksiężyc. Westchnęłam głośno unosząc głowę w pięknie widoczne gwiazdy. Gohan bez zbędnych pytań przysiadł się po czym opadł na trawę wypuszczając głośno powietrze nosem. Był skonany, nawet po magicznych zdolnościach Dendego.
—    Dlaczego to robisz? – Nieoczekiwanie przerwał ciszę.
—    Co takiego? – Wzruszyłam ramionami odpowiadając pytaniem.
—    Jesteś miła i spędzasz ze mną czas. – Mruknął spoglądając w nocne niebo.
—    Nie wiem. – Wzruszyłam ponownie ramionami – Mam wrażenie, że tego potrzebujesz przed powrotem. Ja tego potrzebowałam po śmierci rodziców, wiesz?
Chłopak spojrzał mi w oczy i gdyby nie nasza minimalna odległość nie dostrzegła bym w nich wdzięczność, całego morza wdzięczności. Jakby nigdy nikt wcześniej czegoś podobnego dla niego nie zrobił. Czy byliśmy tak podobni?
—    Nigdy nie miałem przyjaciela. – Wydukał powoli jakby bał się, że zgubi choćby słowo. – Ty dziś jesteś najlepszym jakiego mógłbym mieć.
Niespodziewanie zrobiło mi się jakoś dziwnie ciepło w okolicy serca. Uczucie, które się rozlało po moim ciele niemal przyprawiło mnie o płomienie na policzkach. Z całą pewnością on nie mógł tego dostrzec, nie przy panującym półmroku. Co to było? Docenienie? Zawstydzenie?
—    Ja też nigdy nie miałam. – Odrzekłam z uśmiechem na ustach. – Miałam opiekuna, bo tak to mogłabym określić. Niemal brata zastępczego, ale on jedynie dawał mi instrukcje jak przetrwać.
—    Rozumiem.
Nic więcej nie powiedział. Trwaliśmy w milczeniu wsłuchując się w miarowe dźwięki życiodajnego płynu, który powoli sprawiał, iż opadały mi powieki. Zaczynałam robić się senna. Pół Saiyanin musiał to dostrzec, albo samemu odczuć bo wstał, otrzepał siedzenie z resztek trawy po czym wyciągnął do mnie dłoń by pomóc wstać. Przyjęłam ten gest bez słowa. Rozumiałam, matka oczekiwała go cała w kłębach nerwów, a nie miał ze sobą całkiem dobrych wieści. Czas było ruszyć w swoją stronę. Mnie czekała rozmowa z księciem, bo czy sama miałam jakieś plany na życie? Czy Ziemia była moim miejscem? Czy w ogóle mogła nim być?



13 komentarzy:

  1. ~Odea
    21 marca 2009 o 6:50 PM

    Ach jestem wzruszona! Dziękuję bardzo za dedykację;* Jesteś chyba pierwszą osoba, która użyła mojego imienia (to znaczy jeśli chodzi o blogi;)) i to mnie najbardziej wzruszyło.Bardzo fajny rozdział, mogłaś dać trochę dłuższe zakończenie skoro to był ostatni, mimo to było fajnie ;) Pierwsza muzyka nie chciała mi się otworzyć, ale włączyłam ją osobno. Uwielbiam tą muzykę! Natomiast druga melodia idealnie pasowała do treści. Serio, aż mnie dreszcze przeszły jak Trunks ożył i ta muzyka u mnie leciała xD Ogólnie rozdział mi się bardzo podobał, mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowa saga. Bardzo jestem ciekawa jaka będzie.Tak więc, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Kati
    22 marca 2009 o 1:44 PM

    szkoda ze to już koniec sagi cella (choć nie szkoda mi tego potwora) ciekawe co Sara będzie porabiać w Buu Sadze

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Izunia.
    22 marca 2009 o 3:08 PM

    Pierwszej muzyki… nie ma. Najwyraźniej została usunięta. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej ubolewam nad tym, że skończyłaś sagę. W końcu będę mogła delektować się nieprzewidzianymi zwrotami akcji. Ale… będzie mi brak Goku. Czekam ze zniecierpliwieniem na nowy rozdział, zobaczymy, co przyniesie ;-). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. olciaaaaa59@amorki.pl
      24 marca 2009 o 5:57 PM

      Droga Killall!
      Na początku mała uwaga – nie „Izabello”, a Izabelo ;-). Tak, wiem, że jestem dziwna. Może dlatego, że tak naprawdę nigdy nie pozwolono mi być dzieckiem („dzieckiem” nie w sensie wiekowym). Nie będę się rozwodzić na ten temat. Izunia dziwną jest, i tyle. Powiem Ci szczerze, że, przynajmniej w moim kręgu, są dzieci, jak to określiłaś, których naprawdę nie bawią łańcuszki i tym podobne sprawy. Ale… „moi” ludzie też są dziwni (chociaż nie tak jak ja), więc może to i nienormalne ;p. Kiedyś zapewne do głębi uraziłabyś mnie określeniem „dziecko”. Dzisiaj? Nie. Co prawda wolę, kiedy mówią „młodzież” (i tak w sumie określają moją grupę wiekową), ale zdaję sobie sprawę z tego, że piętnastolatka też jest jeszcze dzieckiem. Szczerze powiedziawszy, nie chcę być dorosła (nie chodzi mi o ukończenie osiemnastego roku życia). Przeraża mnie myśl, że będę odpowiedzialna za utrzymanie, nie tylko swoje, ale i rodziny. Podejmę pracę… To wydaje się takie odległe. Właściwie to sobie tego kompletnie nie wyobrażam. Najchętniej zatrzymałabym się na etapie „mam dwadzieścia lat, jestem szczęśliwą studentką” (zakładając, że dostanę się na studia xd). Przesadzasz z tą „starą du.pą”.Jesteś po prostu młoda, bardzo młoda i właściwie dopiero wchodzisz w dorosłe życie. Cieszę się, że nie odebrałaś adresu bloga jednoznacznie, jak większość ;-). Zobaczymy, zobaczymy, co się stanie… Może nikogo nie uśmiercę ;>?A może wręcz przeciwnie, krew zaleje wszystkich? Życzę powodzenia! Trochę Ci zazdroszczę tego końca edukacji… Mnie czekają jeszcze cztery lata… (no, niecałe). A potem studia, o ile się gdziekolwiek dostanę xd. O tak… dziennikarstwo we Wrocławiu… nierealne. Ale dobrze mieć marzenia…
      Izunia.

      Usuń
  4. lenuss666@amorki.pl
    24 marca 2009 o 2:10 PM

    Kochana Killall!
    Siedzę teraz na informatyce w szkole. Powinnam robić projekt, ale nie chce mi się – boli mnie głowa i jest mi niedobrze.Zatem postanowiłam wejść na mojego ukochanego bloga i przeczytać komentarze.Piekielnie mnie wystraszyłaś!”Ostatni odcinek”. Nieładnie mnie straszyć, a już zwłaszcza dlatego, że nie mam mojego ukochanego komputera i jestem chora. Ale mniejsza, jestem tu po to, żeby skomentować odcinek.Kto by się spodziewał, że wredna i wyzywająca Kuririna od „łysych karłów” C 18 zostanie jego żoną?Na pewno nie ja. ^^”Byłam, delikatnie mówiąc, zaskoczona tym faktem.Jeszcze większym zdziwieniem był dla mnie fakt, że mieli dziecko.Notka wyszła Ci wspaniale.Inne nadrobię później.Pozdrawiam,
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Bryonly
    24 marca 2009 o 2:43 PM

    Droga Killall!
    Przepraszam,że dopiero teraz, ale miałam niewiele czasu i wiele problemów .Pierwsza muzyka nie działa…jednak ja włączyłam sobie do pierwszej część notki tą http://kibob.wrzuta.pl/audio/mXyqCQSVIg/dragon_ball_z_-_genkidama, przypuszczam,że Tobie o nią chodziło :).Jak napisałaś,że to ostatni odcinek na moim blogu to…zrobiło się przez chwilę smutno. Rozdział jest dosyć ciekawy. Najbardziej podobał mi się opis wezwana smoka i reakcję C18.Muzyka doskonale pasuje.Już się nie mogę doczekać nowej sagi.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. ~elizabeth
    24 marca 2009 o 9:02 PM

    z góry mówię że niestety nie mam czasu na dłuższy komentarz. notka bardzo mi sie podobała. ostatnia sagi komórczaka… mam nadzieją że następna będzie tak samo cudowna i wyczerpujaca co ta :) no i w końcu mam zaszczyt zaprosić cię na nową notkę u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Mihoshi
    21 lipca 2010 o 4:36 PM

    Bardzo dobre zakończenie sagi, tradycyjnie z Boskim Smokiem i Kryształowymi Kulami ^^ Mam nadzieję, że kolejne przygody Sary będą jeszcze lepsze i bardziej zaskakujące.PS. Mam prośbę, mogłabyś mnie informować o nowych motkach na http://magicdbz.blog.onet.pl ? Z góry dziękuje i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  8. No ten Merlin to taki mały akcent w świecie HP, przecież równie dobrze mogliby mówić "na boga" i mieć na myśli jakieś zupełnie inne bóstwo, nie to katolickie. ;) Swoją drogą, fajnie byłoby poczytać więcej o wierze w czarodziejskim świecie. ;)

    Ja tam nie jestem fanką kwiatów. ;p A na święta to żadnych ozdób nie będzie. ;) Jak my będziemy mieli dziecko, to też nie poślemy na religię (chyba że w cudowny sposób do tego czasu stworzą coś w rodzaju religioznawstwa, oczywiście prowadzonego przez osobę, która nie jest spaczona "jedynym słusznym wyborem"). Wiesz, w Polsce wszystko tylko utrudniają. Jak ja wypisałam się z religii w liceum, to miałam okienka, bo przecież musieli ten przedmiot wcisnąć w środek zajęć.

    U nas nawet nikogo nie zdziwiło, że nie bierzemy ślubu kościelnego, bo rodzina zdążyła przyzwyczaić się do negatywnego podejścia, jakie mamy do KK. Pewnie, uszczęśliwianie dzieci na siłę, gdy są małe i nie wiedzą, co je czeka, to śmieszne i żałosne. No ale wiesz, większość rodziców chrzci, czy wyprawia komunię, bo "każdy tak robi, a dziecko dostanie prezenty".

    Książkę przeczytałam już dawno temu, podobała mi się, kupiłam ją sobie i stoi na półce. ;) Zresztą, Biblię też mam, w sporej części pobazgraną i uzupełnioną o moje komentarze xd. To właśnie czytanie Biblii sprawiło w dużej mierze, że przestałam wierzyć. Ta książka to po prostu komedia. :D

    Możliwe, że coś się zepsuło, ale obecnie przynajmniej jest przejrzyście i można normalnie komentować. ;)

    Dobranoc!

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie luźne bonusy przed świętami, także zapraszam i .:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana Killall!

    Widzę, że w poprzednim komentarzu ucięło mi "pozdrawiam" i zostało samo "i. :)", no ale trudno. ;p

    Przed świętami ludzie najczęściej tylko sprzątanie, szykowanie, prezenty. ;p My nie szalejemy. Wiadomo, do rodziny pójdziemy, ale u nas w domu nie ma nawet choinki czy jakichkolwiek ozdób. ;p

    No pierwsza część to właśnie takie pokazanie klątwy z zupełnie innej strony, swoją drogą, fajnie byłoby zobaczyć to w anime. Ale w DBS Vegeta zachowywał się tak kretyńsko bez żadnej klątwy. Ech.
    Bulma wykorzystywałaby to bez ustanku, chociaż wtedy pewnie nie widziałaby w ogóle swojego prawdziwego męża, co z ich związkiem? :D W sumie ciekawie byłoby pisać o takiej relacji V&B, w której Vegeta jest dobry przez klątwę i zatraca swoją osobowość. To mi przypomniało oglądaną ostatnio krótkometrażówkę, swoją drogą, polecam, o ile nie znasz.

    "Suma szczęścia", na YT trwa 20 minut:
    https://www.youtube.com/watch?v=Y_igsGHD7Hg

    Powinnaś umówić się z mężem, że on obejrzy Dragon Ball'a, a Ty Gwiezdne Wojny. Mnie mój (niedługo) mąż wciągnął w Star Warsy, a ja go do w DB. :D

    Powiem Ci, że dopiero jakieś dwa lata temu obejrzałam wszystkie części, przez co zostałam fanką i obejrzeliśmy też seriale, a obecnie zbieramy komiksy. Tak więc u nas króluje DB i Gwiezdne Wojny. :D Ale jesteśmy też fanami Wiedźmina, Trylogii Husyckiej, HP i Supernatural. :)

    Mój bonus powinien przeczytać Twój mąż, wtedy Ty byś mu wyjaśniła nawiązania do DB, a on Tobie do Star Wars. :D A pisało mi się wybornie, myślę, że zachowałam klimat obu serii. ;)

    Relacje Trunks-Vegeta będą jeszcze fajnie nakreślone, zaś co do Trunksa to jego historia nie dobiegła jeszcze końca, także zobaczycie, co zaplanowałam. :D

    Mam nadzieję, że ludzie nie zachłysną się świętami tak bardzo, żeby nie mieć czasu skomentować, ale jeśli większość odpoczywa od komputerów, to wtedy pewnie nowość wrzucę już w 2019. ;)

    Ja aktualnie nie mam czasu na poprawianie dawnych rozdziałów, poza tym chcę zrobić zupełnie nowy początek, wszystko do 50 rozdziału wyrzucić, a kolejne poprzerabiać, także musiałabym chyba skończyć wątek z klątwą, żeby rozpocząć opowiadanie o Vegecie i Bulmie. :P

    A u nas poczta działała w ekspresowym tempie wręcz, przesyłki z Chin przyszły tak szybko, że byliśmy w wielkim szoku, a zaproszenia zamówione jednego dnia następnego już przyniósł kurier.

    My prezenty kupiliśmy już dawno, dawno, żeby mieć z głowy. Szkoda, że u Ciebie tak wyszło z tą paczką, ale wiadomo, Twój tata zrozumie, z dzieckiem byłoby gorzej, jedyna opcja to kupienie czegoś innego w sklepie, aby mieć prezent, a ten wymarzony podarunek dać po świętach. Świąteczna gorączka to niestety męcząca sprawa.

    Ja sobie umilam życie wolną Wigilią, zrobili nam ustawowo wolny dzień. :D Tylko pogoda dobija, ciągle pada, leje, kropi, szaro, ponuro, pada, leje... i tak w kółko.

    Wysyłam trochę dobrej energii, pozdrawiając razem z Briefsami. :D

    P.S. Widzę, że znowu bawisz się szablonami, bardzo fajne tło, które komponuje się z czytelnością w komentarzach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. U mnie nawet w rodzinnym domu nie było choinki, jedynie u Babci taka malutka, stawiana gdzieś z tyłu telewizora. ;p

    U nas jest zawsze tak dużo u naszych Babć, że robienie czegokolwiek nie ma sensu, i tak zostaje full jedzenia, bo stół zastawiony jak dla 20 osób, a siedzi 6-8. xd

    Oo, taka rolada brzmi smakowicie. :D

    Mój za to jest tak wciągnięty w moje opowiadanie, że jak coś przeczyta to pierwsze pytanie: "Czemu tak mało?" albo "Napisz jeszcze!" i bywa, że wtedy siadam i piszę, a on niecierpliwie czeka xd. No a później potrafimy cały wieczór przegadać o tym, co się dzieje w opowiadaniu i jeszcze mnie ciągnie za język, żebym mu zdradziła, co dalej, czasami dostaje spoilery, bo godzinami męczy pytając, co się wydarzy. :P

    U nas śnieg spadł raz, w dodatku tylko malutkie płatki, które topniały spadając na ziemię, więc nie można tego nawet zaliczyć.

    My obejrzeliśmy całość "Black Mirror" i wszystkie te polskie z serii "Czarne lustro", też fajnie wykonane, zwłaszcza "1%", no i "Suma szczęścia".

    Takie związki najgorsze, a coraz więcej się widzi par żyjących w ten sposób. Smutne, choć z drugiej strony trzeba zrobić jak Ty - zerwać i znaleźć kogoś normalnego. ;)

    Pozdrawiam świątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nowy Rok i nowy rozdział u mnie. :D

    OdpowiedzUsuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!