16 lutego 2019

35. Atak Changelinga

Treść zawiera sceny brutalne.

Nastał wieczór, dokładnie ten który miał zmienić całą przyszłość mojej przeszłości. Byłam bardzo podenerwowana tym faktem. Mimo przygotowania się do spotkania z oprawcami po głowie wciąż chodziła mi myśl, że coś pójdzie nie tak. Nie umiałam pozbyć się tego nieprzyjemnego przeświadczenia, przez co stałam się nerwowa i co rusz naskakiwałam na innych Saiyan, którzy nie tak na mnie spojrzeli. Król wielokrotnie usiłował stawiać mnie do pionu, co skutkowało w pierwszych chwilach wielką skruchą. Zupełnie jakbym znowu miała tę parę lat.
By ochłonąć wybrałam się na spacer. Gdzie okiem nie sięgnąć panoszyły się patrole saiyańskie chcąc wypatrzeć wroga zawczasu. Miałam wrażenie, że gdybym tu nie została nic by się nie zmieniło. No bo jak miało się zmienić? W pewnym stopniu czuć było, że nie do końca wierzą moim słowom i obrazom zagłady ludu. Poziom energii jaki posiadali był zaskakująco niski. Nawet ziemianie tacy jak Tenshin czy Kuririn mieli dużo wyższe. Zdawałam sobie sprawę, że w tamtym okresie byli słabsi, ale się rozwijali i dążyli do perfekcji, a my? Nie przypominałam sobie by rodacy kiedykolwiek intensywnie podnosili swoje kwalifikacje. Nie było wśród nas żadnego odzianego w złoto. Nikt nie mógł mierzyć się z Freezerem. Nie mogli pokonać tego potwora. 
A ja od dziecka myślałam, że Saiyanie są najsilniejsi. Oczywiście tak jest jeśli dużo i ciężko na to pracują, a nie podbijają słabe planetki by się dowartościować! Odetchnęłam z ulgą kiedy sobie przypomniałam, że sama mogłam go pokonać. Był wszak słabszy od Komórczaka, prawda?
Nagle podczas przechadzki coś przykuło moją uwagę. Były to drzwi. Najzwyklejsze w świecie drzwi wykonane z broocha*. Podeszłam doń opierając dłoń o ich delikatnie chłodną stal. Cicho westchnęłam po czym wcisnęłam guzik. Drzwi odsunęły się a moim oczom ukazała się sypialnia księżniczki. Weszłam do środka usadawiając się na niedużym łóżku. Tak dawno mnie tu nie było, pomyślałam bez entuzjazmu. Pomieszczenie było puste więc przez chwilę chciałam tu posiedzieć. Zamknęłam oczy głośno wzdychając by oczyścić umysł. Ponownie otworzyły się drzwi, a w nich stała ona – ta mała, waleczna dziewczynka. Na chwilę zamarłam nie wiedząc co zrobić lub wypowiedzieć. Za mała była by rozpoznać we mnie siebie. O to nie musiałam się martwić, ale... Znałam ją doskonale. Była gadułą, opowiadała może i niestworzone historię, ale w tę, w której ja zjawiam się w jej sypialni królowie byli w stanie uwierzyć od strzału. Przecież miałam się do niej nie zbliżać. Władcy aż tak nie wierzyli w moje dobre intencje. Czy mogłam im mieć to za złe? 
—    Czo tu robiss? – Zapytała bez ogródek. – To mój pokój.
—    Wybacz za wtargnięcie, księżniczko. – Westchnęłam cicho. – Zamyśliłam się niepatrząc dokąd zmierzam. Tak mnie na wspomnienia wzięło.
—    Czo takiego fspominas? – Zdumiewająco szybko zainteresowała się.
—    Swoje dzieciństwo. – Lekko się uśmiechnęłam do niej ściągając kaptur. – Wiesz, trochę się w nim działo.
—    Ale jesteś cieckiem.
—    Odkąd nie mam rodziców już nie. – Mruknęłam posępnie spuszczając głowę. – Straciłam ich w twoim wieku.
—    A czo im się stało? – Zaczęła dopytywać robiąc wielkie oczy.
Domyśliłam się od razu, że miała ochotę na opowieść o wielkiej wojnie i wspaniałych wojownikach. Za dobrze siebie znałam. Nie mogłam opowiedzieć jej naszej historii. Wcale nie było tak kolorowo jak mogłoby się zdawać głupiej czterolatce.
—    Freezer… To zła istota. – Jedynie na tyle zdołałam się wysilić. To musiało jej wystarczyć.
Przed nią było długie życie wciąż nieznanego, a także szansa na to, że będzie silniejsza ode mnie. Może mogła osiągnąć coś więcej? Życzyłam jej podboju kosmosu z całej saiyańskiej duszy. A co z Vegetą? Co jego czekało? W momencie kiedy Freezer atakował naszą planetę był na Ziemi, a po przegranej walce z jej mieszkańcami wrócił do bazy Korda by wrócić do sił gdzie dowiedział się, że nastąpił wybuch planety spowodowany zderzeniem się z meteorami. Potem zaś odszukał Namek by zdobyć kryształy spełniające życzenia, a po kolejnej porażce wrócił na Ziemię i już na niej pozostał. Tym razem miał powrócić do domu po śmierci Changelinga. Czy planował lot na ziemię Nameczan by ponownie spotkać się z Gohanem i Goku? Ale czy ten drugi tam przybędzie jeśli Freezera zabraknie? Wcześniej o tym w ogóle nie myślałam, ale jakoś musiałam sprawić by wrócił na Ziemię i pozostawić choć część niezmienionej historii. Zostawię mu wiadomość, pomyślałam uśmiechając się do siebie. To najlepsze rozwiązanie.


Wstałam by podejść do okna. Pełni już nie było więc nie groziło mi zamienienie się w Oozaru. Dostrzegłam błysk na niebie. To musiał być Freezer. Nikt w tym czasie nie miał nawiedzać planety.
—    Zostań tutaj! Pod żadnym pozorem nie wychodź! – Krzyknęłam wybiegając z komnaty. – Obiecaj mi, że stąd nie wyjdziesz!
—    Czo sim stało? – Zawołała dobiegając do drzwi.
Nie było czasu na opowieści, z drugiej strony nie powinna była się mieszać do spraw dorosłych, a przynajmniej starszych. Poza tym i tak by nie usłyszała bo w chwili kiedy do nich podbiegła zamknęły się. Dla jej własnego bezpieczeństwa zaryglowałam zamek odpowiednim guzikiem na panelu. Tak dobrze znałam swoje zamiary, że nie chciałam, a wręcz nie mogłam ryzykować, że pobiegnie za mną i wpadnie w czyjeś obślizgłe paluchy tracąc przy tym życie. Obrałam kurs sali tronowej. Krzyczałam najgłośniej jak umiałam o nadejściu zagrożenia lecąc korytarzem. Wszystkie jednostki w mgnieniu oka były gotowe do oblężenia. Ich zadaniem było ocalić jak największą ilość mieszkańców. Spostrzegłam statek Freezera, który wisiał na niebie jak kat nad ofiarą. Zacisnęłam wściekle pięści – nienawidziłam tego potwora wciąż tak samo, a może nawet bardziej. Oblężenie zapewne wyglądało zupełnie inaczej w moim życiu, gdzie większość spała o tej porze bądź biesiadowała w najlepsze. Dostrzegłam poruszenie w sali tronowej do której wpadłam jak burza. Stali w niej sam Freezer z Zarbonem i Dodorią. To nie mogło oznaczać niczego dobrego. W mojej pamięci nie było Changelinga w tym miejscu. Co poszło nie tak? Czy mieliśmy zdrajcę? Nie możliwe! Król zapewniał mnie, iż każdy Saiyanin nienawidził jaszczura. Panowie coś zawzięcie dyskutowali, a Vegeta zdawał nie panować nad swoją KI, która skakała jak szalona. Nigdzie za to nie było królowej. Gdzie się podziewała?
—    Hola! – krzyknęłam. – Ja jestem waszym przeciwnikiem! Ich zostaw w spokoju!
Cała kosmiczna trójka odwróciła się w moją stronę by chwilę później jak jeden mąż parsknąć śmiechem. Nadymałam policzki nie dzierżąc ich lekceważącej postawy. Wiek tu nie miał nic do rzeczy! Ani wzrost, a doświadczenie, którego mi nie brakowało w tym brutalnym świecie. Mężczyźni nie przestawali się śmiać, co doprowadzało mnie do białej gorączki. W przypływie gniewu tupnęłam potężnie nogą, a posadzka pod moim butem zapadła się, a pęknięcia powędrowały aż pod stopy ignorantów. Tym sposobem zyskałam ich uwagę milcząc w momencie jak zaklęci. Wpatrywali się we mnie oczekując jakiegoś ruchu. Stałam tam srogo łypiąc na nich przy tym ciężko oddychając.
—    Nie macie prawa! – Warknęłam. To było jedyne zdanie, które potrafiłam sklecić.
Oglądanie ich w pełnym składzie nie dodawało mi odwagi. Z resztą nie spodziewałam się ujrzeć ich razem. Nie tak to miało wyglądać. Nie byłam dostatecznie gotowa. Choć ciało mi zesztywniały to umysł działał poprawnie. Każdy zasługiwał na bolesną śmierć. Zwłaszcza Dodoria – jego nie trawiłam najbardziej.
—    Ty mi grozisz, dziecko? – Zapytał retorycznie – Nikt ci nie powiedział kim jestem smarku?
—    Doskonale wiem kim jesteś. – Warknęłam niemal się opluwając. – Freezer.
—    Widać mało wiesz, małpko. – Zabrał głos Zarbon wdzięcznie zarzucając swym grubym, zielonym warkoczem do przodu, jak to miał w zwyczaju.
Największy narcyz w całym kosmosie. Może najmniej przyczynił się do mego ciężkiego losu, jednak tak samo był podłą kreaturą.
Changeling wcisnął guzik na swoim komunikatorze zarządzając zmasowany atak, a przede wszystkim rozkazał zabić każdego na drodze, bez wyjątku, bez jeńców. Czy ta decyzja była spowodowana moją wizytą? Jak dobrze, że zablokowałam drzwi małej Sary. Choć jedno nie było zepsute. Musiałam zacząć działać i ratować ten świat.
—    Nie nazywaj mnie tak ropusza gębo! – Odszczeknęłam Zarbonowi.
To był jego słaby punkt. Był zakochany w swoim ja, a jego silniejsza forma wyglądała niczym obleśna żaba z ogromnymi modzelami na skórze. Sam nie znosił tej transformacji i używał w ostateczności. Wygląd ponad wszystko. Ruszył ku mnie chcąc tym samym uratować zszargane imię, jednak nie zdążył mnie dotknąć, a już wystrzeliłam dziesięć pocisków powalając go na uszkodzoną posadzkę. Nie mogłam wręcz się nadziwić, że był taki słaby! Albo nie spodziewał się z mojej strony żadnych umiejętności. Kiedy byłam dzieckiem dostałam nieraz od niego niezłe lanie, gdy kolcoway nie mógł czynić tego samemu. Aktywowałam białą aurę po czym doskoczyłam do napastnika z taką siłą jaką dyktowała mi złość. Piękniś zablokował mojego kopniaka jednak ponowiłam atak KI celując mu w twarz. Odskoczyłam naprędce by ponownie zaatakować go nogą. Korzystając z okazji, iż leżał i był lekko oszołomiony wdepnęłam w jego krtań z impetem co spowodowało trzaśnięcie i natychmiastowy rozbryzg fioletowej cieczy. Nie do końca świadoma zabójstwa pierwszego ruszyłam na Dodorię, który jak zaklęty przyglądał się naszej potyczce bo walką ciężko było to nazwać. Tego osobnika najbardziej pragnęłam posłać do piachu. On również nie popisał się swoimi umiejętnościami. Doskonale pamiętałam jego działania, toteż łatwiej było mi się przed nim bronić. Jego przeklęte kolce posiadały silne trucizny, które mogły prowadzić do śmierci, a on wielokrotnie mnie nimi podtruwał w przeszłości. Teraz gdy walka z nim nie zajęła mi więcej niż dziesięć minut nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki mnie katował. Jak mogłam być tak słaba, krucha i...? W tych okolicznościach wydawało się to tak odległe. Jednak w takiej chwili zapominałam, iż byłam tylko dzieckiem w  dodatku bez żadnego przeszkolenia.  Nie miałam możliwości się obronić. Gdy już ręka sprawiedliwości dopadła drugiego oprawcę dopadło mnie uczucie pustki. Niedowartościowania się. Dlaczego nie poznęcałam się nad różowoskórym? On nigdy mi nie szczędził, a ja po prostu zabiłam go bez zastanowienia jak bardzo chciałam się odegrać za wszystkie lata. Nie sądziłam, że będę żałować potworowi lekkiej śmierci. Było już za późno. Trzeba było się z tym pogodzić. Wreszcie zaczęłam wybijać każdego napotkanego wojownika armii. Moje pięści wchodziły w ich ciała niczym w ciasto. Skłamała bym gdybym powiedziała, że nie podobało mi się. Świetnie się przy tym bawiłam! Oj i to jak! Im dłużej to trwało tym cierpliwość mi się kończyła. Chciałam dosięgnąć tylko jednego, a mianowicie Freezera i wymierzyć mu sprawiedliwość, ale jak na złość ulotnił się. Czy obawiał się o swoje życie? Powinien był gdyż nie miałam dla niego taryfy ulgowej.
—    Nie uciekniesz mi potworze. – Warknęłam do siebie poszukując wzrokiem ofiary.
Wróciłam pospiesznie w kierunku sali tronowej. Zatrzymałam się przy dużym oknie, z którego król lubił obserwować chadzających Saiyan w różne strony królestwa. Wiedziałam jaki był  plan Changelinga. To że uciekł nie oznaczało, iż nie planował zlikwidowania rodziny królewskiej. Ci wciąż byli w wielkim niebezpieczeństwie. Dostrzegłam go w dole, gdzie nonszalancko likwidował bezbronnych jeden po drugim. Już nie kokosił się w swoim ulubionym pojeździe, którego jedynie opuszczał wchodząc na statek kosmiczny. Ruszyłam z okrzykiem w jego stronę roztrzaskując szybę w drobny mak. Dolatując do niego uderzyłam kopniakiem w plecy, a ten padł na twarz. Nie mogłam dopuścić do tego by komuś jeszcze stała się krzywda. Wystarczająco już istot zabił, na co nie miałam wpływu gdy pozbywałam się jego straży przybocznej. Po pozbieraniu się z ziemi i chwili zrozumienia kto go zaatakował ruszył na mnie. Nie miałam problemu zetknąć się z nim twarzą w twarz. Nie był już taki straszny. Nie wprowadzał mojego ciała w drganie czy serca kołatanie. Był dla mnie nikim. Tu i teraz. Jedynie nie miałam pojęcia jak się ma moja siła ciosu względem jego.
—    Nie próbuj żadnych sztuczek, Freezer. – Warknęłam ostrzegawczo odskakując na bok i przybierając pozę obronną.
Ten się roześmiał by następnie z szydzącym uśmiechem wypowiedzieć cierpko:
—    Nie rozśmieszaj mnie durny i naiwny dzieciaku.
—    Zaraz nie będzie ci do śmiechu. – Fuknęłam ściągając brwi. – Twoi pomagierzy smażą się w piekle i niebawem sam do nich dołączysz!
Widząc jego kipiącą postawę dodałam gdy zaczął przewracać oczami:
—    Lepiej doceń swego przeciwnika bo nie jestem byle kim i uwierz, przygotowywałam się długo na ten dzień. Dziś nie przegram.
Zebrałam w sobie sporo energii, a ciało ponownie otoczyła biała aura pod wpływem której włosy falowały ku górze. Jedyną osobą, co mogła się śmiać to ja sama! Nikt tu z obecnych nie był w stanie nawet z nim rywalizować poza mną. Tej nocy wierzyłam w siebie i swoje szczęście. Nie planowałam przegrać. Nie dopuszczałam do siebie tej możliwości. Do celu już tak niewiele było trzeba. Zbliżyłam się nieco kumulując szkarłatne KI w dłoniach. Zapragnęłam ujrzeć jego przerażona twarz. Chciałam by błagał mnie o litość. Oczywiście nie było mowy o żadnej litości, ale marzyć zawsze mogłam, bo czemu nie? Jaszczur machnął nerwowo ogonem wyczekując mego ataku, mimo to głupi uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Nie bał się ani trochę. Wyszczerzył się w swój perfidny sposób wprawiając mnie tym samym w coraz większy gniew. Wystrzeliłam pocisk ze złączonych rąk wyobrażając sobie klęskę przeciwnika delikatnie się przy tym unosząc kąciki warg.
—    Giń zatem miernoto! – Niespodziewanie krzyknął.
Ruszył na mnie z zawrotną prędkością. Gdyby nie fakt, że naprawdę byłam silniejsza niż kiedyś, to pewno uciekałabym gdzie pieprz rośnie, albo modliła się o życie do bogów, nawet w męczarniach. Już raz musiałam je przechodzić, ale czy tym razem oszczędziłby mi życie? Na pewno nie wszak pozbawiłam go cennych ludzi. Mężczyzna wyminął mój pocisk nie zatrzymując się. Gnał jak szalony więc czekałam szykując się na uderzenie.
—    Miernota to ty. – Syknęłam robiąc zgrabny unik w ostatniej chwili gdy biała pięść miała dosięgnąć mej klatki piersiowej.
Nie zdążył nawet cofnąć ręki kiedy po nieudanym ataku bo ją mocno ujęłam swoimi palcami. Obróciłam się z nim niczym w tańcu ze dwa razy po czym cisnęłam w pobliski budynek. Prawdopodobnie była to wieża strażnicza. Jaszczur wtopił się w budowlę, a ta usypała się w kupę gruzu i złomu. Nie musiałam czekać długo by wściekły jak osa ponownie natarł aby zadać kolejny chybiony cios. Jaki pech.
—    Nudzę się. – Skłamałam ziewając oraz unikając kolejnego ataku.
Doskonale się bawiłam odkąd tylko ruszyłam na pierwszego przeciwnika i choć każdy z nich potrafił mnie zdenerwować jakąś uwagą czy zachowaniem to wciąż w mej duszy grało. Nie co dzień można było zemścić się na swych nieżyjących już oprawcach. Wspomnienia działały jak motor napędowy, niemal czułam jak krew gotuje się w żyłach z podniecenia na tę walkę.
—    Zamilcz! – Wrzasnął nie kontrolując gniewu.
—    Bo co mi zrobisz? – Zakpiłam.
Wybuchłam gromkim, niepochamowanym śmiechem. Nie wyobrażałam sobie wcześniej tego w taki sposób. Wszystko tak całkiem niedawno wydawało się nieosiągalne, a teraz? Miałam jego los we własnych dłoniach. Był na mojej łasce. Zwykły nikt w porównaniu z Komórczakiem. Tylko jeden mały epizod. Byłam wręcz przekonana, że za chwilę pokonam tę kreaturę, wszyscy będą mi gratulować, a potem wrócę do domu i z ogromną satysfakcją opowiem czego dokonałam podczas nieobecności. Tam Vegeta spojrzy na mnie z dumą i powie, że jestem wspaniałym elitarnym kosmicznym wojownikiem. Niemal to wszystko miałam przed oczami, że aż szumiało mi w uszach.
Wróciłam dopiero na ziemię zaraz po silnym ciosie w szczękę nie wierząc, że właśnie oberwałam, aż mną obróciło i niemal upadłam. Bujanie w obłokami do niczego dobrego nie prowadziło. Zapominałam przez to gdzie się znajdowałam. Czas było wreszcie wziąć się za robotę, by marzenia stały się prawdą. Nasze pięści oraz dolne kończyny obijały się o siebie w zaciętym boju. Nikt nie chciał przegrać, żaden nie chciał dostać batów i paść pokonanym. Mierzyliśmy do siebie nie tylko z pocisków KI, ale i wzrokiem. Jego mordercze czerwone ślepia mroziły krew w żyłach, ale nie mogłam dać się im opanować. Od tego zależało moje życie, a także całej Vegety. Gdybym przegrała wszyscy Saiyanie straciliby życie, nawet mniejsza wersja mnie.


* brooch – metal nie szlachetny wydobywany z wnętrza planety Vegeta. Bardzo dobrze się przetapia.


    15 komentarzy:

    1. ~Izunia
      13 kwietnia 2009 o 10:42 PM

      Rozdział ciekawy. Błędy pomijam… Zastanawiam się tylko, czy ta pewność siebie nie zgubi Sary… Niby jest znacznie silniejsza, ale „wszystko się może zdarzyć”. Przepraszam, że tak krótko, ale kompletnie nie mam czasu. Pozdrawiam ;-).
      P.s. Już po świętach, ale… Wesołego!

      OdpowiedzUsuń
    2. ~elizabeth
      14 kwietnia 2009 o 8:56 AM

      przepraszam że znów mam zaległości… Święta mnie wykończyły. szkoda że tak jak życzyłaś nie spędziłam ich w radości… może za późno to przeczytałam???ok, konec użal . widać że włożyłaś w nią całe swoje serce :)tylko nie wiem dlaczego na moim kompie są czarne litery na czarnym tle… ciekawe co będzie dalej może i Sara jest silna tylko że igdy nic nie wiadomo. oby nie dała sie zaskoczyć ^^pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    3. ~Bryonly
      14 kwietnia 2009 o 1:19 PM

      Rozdział jest interesujący, nie będę wypisywać błędów. Sara jest prawdziwą Saiyanką – świetnie to opisałaś. Jej kpienie i lekceważenie wroga. I twierdzenie, że jest najsilniejsza i najlepsza ;).To takie Saiyańskie…A być może i zgubne w Jej przypadku? Pozdrawiam:)

      OdpowiedzUsuń
    4. ~Odea
      16 kwietnia 2009 o 5:50 PM

      Rozdział ciekawy. Dużo się działo. Mam nadzieję, że , kiedy już Sara pokona tego białego, wrednego typka, będzie mogła wrócić z powrotem do swoich czasów ;) Wybacz, że ja znów tak krótko, ale muszę do jutra przeczytać Makbeta, a jestem chyba dopiero na 20 stronie ^^” Cóż… nie ma to jak robić wszystko na ostatnią chwilę xD Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam! ;*

      OdpowiedzUsuń
    5. ~Kati
      17 kwietnia 2009 o 4:38 PM

      O nowa notka, dobrze pokazałaś to jak mała Sara z przeszłości sepleni. Niech nasza Sara pomęczy jeszcze trochę Freezera żeby umierał długo i boleśnie za to co wyrządził nie tylko sayianom ale też innym ludom.(myślę że przynajmniej moja bohaterka Shisen tak by zrobiła) czekam na rozwój akcji , oby tylko konający Freezer nie zabił nikogo z przeszłości np króla Vegete czy Verine bo znając tego jaszczura stać go na takie świństwo.

      OdpowiedzUsuń
    6. ~Mihoshi
      15 sierpnia 2010 o 3:44 PM

      Widać, że Sara to wykapana siostra Vegety – tak samo myśli, nawet odzywki ma podobne. Swoją drogą rozdział bardzo dobrze napisany – tempo akcji utrzymane przez całą notkę, nie zwolniło przy opisie walki, co się często zdarza. Na błędy nie patrzyłam – sama nie jestem ideałem, więc nie będę poprawiać innych ;)

      OdpowiedzUsuń
    7. Kochana Killall!

      W tym zabieganiu to nic dziwnego, ja tak mam w przypadku sms-ów: przeczytam, myślę, że już odpisałam, a później się okazuje, że wcale nie. :p

      Co do Gotena i rozczarowania nim, to powiem Ci, że większość rozczarował Trunks, także jakaś zmiana. :-D Pamiętajmy, że Goten wymyślał na szybko, pod presją przybycia Trunksa, dlatego co mu przyszło do głowy to wypowiedział. Lepsze to niż majteczki Oolonga w DB. XD

      Wiesz, jedno to wspierać z kasą a drugie to dawać co miesiąc wypłaty, na pewno ich nie utrzymywali. ;-)

      Bulma patrzy jak matka: syn może i wybaczył, ale czy takie rzeczy dziecko powinno tak szybko ojcu wybaczać? Dla niej Trunks to nadal dziecko i uważa, że jego decyzje nie należą do najmądrzejszych.

      Bulma nic nie wie o ich poważnej rozmowie czy też teleturnieju, nikt jej tego nie przekazał. Chłopaki nie są pod tym kątem zbyt rozmowni. Co do dawania szans obecnemu Vegecie, to ona by chciała, tylko ma spore obawy. Poza tym fakt, że to nie ten "jej" Vegeta ją zgwałcił nie oznacza, że nie będzie go widziała przed oczami w takiej sytuacji.

      Nie do końca Nana sama uwiodła Trunksa, w końcu on jak ją zobaczył, to się napalił. ;-) W ciąży jest, ale co i jak to wyjaśni się już później. ;-) Do łazienki chciała, żeby odświeżyć się po seksie, no i pogadać z Trunksem. ;-)

      Współczuję skurczy, a jak tam drugi maluch, coś więcej wiadomo? :-)

      Domowej roboty wszystko pyszne :-) Wysyłam buziaki :-* :-*

      OdpowiedzUsuń
    8. Moja droga Killall!

      Też uważam, że powinni poważnie porozmawiać, ale Bulma patrzy na Trunksa przede wszystkim jako matka, widzi w nim dziecko. Czy Saiyanie szybciej dorastają? Nie wydaje mi się. Goku mając te 14 lat wyglądał, jakby miał 8, z zachowania też był raczej typowo nieogarnięty. Gohan to samo. Trunks Future dorastał w specyficznych warunkach apokalipsy, a Vegeta był doświadczony przez życie. Myślę, że dojrzewają podobnie jak Ziemianie, z tym, że starzeją się o wiele wolniej.

      Ale prawdą jest, że Trunks musiał dojrzeć w wieku 8 lat tracąc ojca. Tylko że później go odzyskał, latami były spokojne dni na Ziemi, on dorastał w bogatej rodzinie, był przez matkę rozpieszczany, co spowodowało, że ta jego dojrzałość niekoniecznie się objawiła. Jak dla mnie to on nadal zachowuje się strasznie gówniarsko xd.

      Rozmowa bardzo by się przydała. Zarówno Vegecie i Bulmie, jak i Bulmie z Trunksem. Wtedy jest szansa na naprawienie relacji. Tylko że do rozmowy trzeba odpowiedniej sytuacji, a teraz u Briefsów duże napięcie, Bulma najbardziej przeżywa przyszłość Trunksa, nadchodzący proces, stan Bry, przez co nie ma wewnętrznego spokoju i możliwości do rozmowy z Vegetą.

      Niespodzianka niespodzianką, ale mimo wszystko taka wiedza jest fajna, można już mówić do malucha po imieniu, planować dla niego pokój… :) Koniecznie daj znać, czy będzie chłopiec, czy dziewczynka!
      Życzę przede wszystkim zdrowia, zdrowia i zdrowia, niech wszystko będzie jak najlepiej. ;*

      Haha, no mały będzie musiał się przestawić, że nie jest w centrum rodziców. :D

      OdpowiedzUsuń
    9. Cześć i czołem!
      Właśnie na WS pojawiła się ocena twojego bloga.
      KLIK.

      Pozdrawiam serdecznie,
      Skoia

      OdpowiedzUsuń
    10. Hej, hej, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet - u mnie nowy rozdział. ;)

      OdpowiedzUsuń
    11. Droga Killall!

      Mnie za to czeka dziś pakowanie w związku z zasłużonym urlopem i wyjazdem do spa. ;)

      Co do odcinka, to był długi, miał 24 strony Worda, a dla porównania - wcześniejszy liczył 18 stron. ;) Może to kwestia czytania na raty. ;)

      Rozmowa Trunksa i Nany będzie, w końcu - co się odwlecze, to nie uciecze.

      W sieci człowiek ma większą swobodę rozmowy, a nawet przy spotkaniach na żywo z taką osobą, mamy świadomość, że ona nie zna naszego kręgu znajomych ze szkoły, pracy, rodziny itd. Dla Bulmy to było właśnie najistotniejsze. ;)

      Trunks mnie ciągle zaskakuje. Ile ja mam z nim problemów, to już nie wspomnę, ale jak coś czasem wymyśli, to muszę przyznać, że nieźle to sobie wykombinował. :D

      Vegeta nawet nie ma pojęcia, jak bardzo ziemskie jest takie pisanie na czacie. xd

      Pijany Goku to coś, o czym zawsze marzyłam, ale nigdy nie czytałam, także miałam możliwość w końcu spełnić takie malutkie marzenie. :D Chi-Chi zapewne dostała zawału xd.

      Też uwielbiam ich relacje, zarówno w anime, jak i w momencie, gdy muszę o nich pisać. Cieszyło mnie, że klątwa dała mi taką możliwość to wplecenia w to wszystko Goku, bo w Superce bardzo brakowało tego "naszego" Goku, strasznie mu zniszczyli charakter. Trudno jest go uchwycić, a autorzy nie podołali.

      Ja dziś też wstałam o 6, muszę trochę ogarnąć nowego bloga i popisać rozdział. ;)

      OdpowiedzUsuń
    12. * wplecenia w to wszystko Goku (...)

      A przy okazji - widzę zmiany w szablonie. ;) Jest przejrzyściej, chociaż ja akurat preferuję czarne litery na białym tle - nie wiem, czemu, ale to chyba kwestia przyzwyczajenia zaczerpnięta z książek. ;)

      OdpowiedzUsuń
    13. Hej, hej! ;)

      Powiem Ci, że blogspot nadal ze mną nie współpracuje, wciąż jest ten sam problem, co wcześniej, a chodzi tutaj o znikające rozdziały. Odcinek 36 wstawiłam na bloga od razu po 35, wszystko robiłam po kolei. A mimo że w postach istnieje, to na blogu się nie wyświetla.

      Tutaj link: https://vegetabulma.blogspot.com/2019/03/36-odlegosc.html

      Nie wiem, jak to wyjaśnić, po prostu blogspot "zjada" niektóre rozdziały. Wcześniej też tak robił, tyle że "zjadał" więcej, więc wybrałam bloxa. Teraz nie mam wyboru. ;p W planach mam oczywiście spis odcinków, ale to jak już powalczę z szablonami. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

      Wiesz może, co z kodami obrazkowymi, u Ciebie są dla wszystkich czy tylko dla zalogowanych? W tygodniu pewnie trochę nad tym posiedzę, o ile znajdę czas. ;)

      Pozdrawiam i ślę buziaki ;*

      OdpowiedzUsuń
    14. "Treść zawiera sceny brutalne."

      😱 mój wewnętrzny tchórz lekko się wzgrygnał ze strachu, ale damy radę!

      Albo ja się stałam jakąś małą sadystką przez tego Dragon Balla, albo nie wiem, co się ze mną dzieje, ale bardzo podobał mi się ten rozdział! W ogóle nie odczułam, że sceny są brutalne, pi prostu... po prostu tak bardzo kibicowałam Sarze, że miałam wrażenie, że te gnoje sobie zwyczajnie na to zasłużyły! No i bardzo podobała mi się scena z małą Sarą, przeurocza 😍

      OdpowiedzUsuń
    15. No właśnie to własnie Namek było ogromnym przezyciem zapoczątkowującym przemianę Vegety. Bez Frezera nie ma Namek. Bez Namek nie ma przemiany. A bez przemiany nie ma Trunksa xD Ah to timey wimey stuff. Dlatego nie miesza się w czasie!

      OdpowiedzUsuń

    Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!