19 lutego 2018

*14. Syn Vegety


Ocknęłam się późnym popołudniem, gdy promienie słoneczne dosięgły mych powiek. Czułam się zmęczona, zupełnie jakbym dopiero co zasnęła. Nade mną stał chłopak od tych cyborgów. Ubrany w szare, luźne spodnie z paskiem o złotej klamrze. Czarnej, obcisłej koszulce i nieproporcjonalnie krótkiej, rozpiętej narzucie w kolorze granatu ze sterczącym kołnierzem. Ziemska odzież była bardzo... dziwna. Przez ramię miał przewieszoną pochwę z mieczem. Nosił pomarańczowe buty za kostkę.

Przypomniało mi się, że dnia poprzedniego, a przynajmniej na to wychodziło, skonfrontowałam się ze swoim bratem. Tylko dlatego, że nie chciałam czekać, aż skończy się rozczulać nad sobą po przegranej walce. Wracając na ziemię, zerwałam się na równe nogi, poszukując wzrokiem księcia.

 Co się stało? — zapytał niebieskooki młodzieniec, widząc moje przemoczone ubranie.

Dostrzegłam Vegetę w oddali obserwującego prawie bezchmurne niebo. Pogoda była zupełnie inna niż poprzednio. Przetarłam zmęczone oczy, głośno ziewając. Nie czułam żadnego bólu, zupełnie jakby nic się wieczorem nie wydarzyło. Dłonie jednak nosiły ślady po kontakcie z KI. Zdjęłam jeszcze wilgotną pelerynę, zastanawiając się przy tym, kiedy ostatni raz jadłam posiłek. Poczułam silny uścisk w żołądku. Usiadłam na pobliskich kamieniach, chcąc zachować resztki energii, a także nie dać po sobie poznać co mi dolegało. Ponownie ziewnęłam, nie zakrywając ust. Czułam się zmęczona, jakbym co najmniej  kilkukrotnie ukończyła maraton.

— Nic się nie stało — mruknęłam posępnie, odwracając wzrok.

Fioletowo włosy usiadł naprzeciw mnie, tak jak to poprzedniego dnia uczynił mój brat. Z intensywnością wpatrywał się w oddalonego od nas mężczyznę. Możliwe, że nad czymś myślał. Wyglądał, jakby sam bił się z jakimiś myślami. Im dłużej się mu przyglądałam, tym więcej dostrzegałam podobnych podobieństw z Vegetą. Naprawdę był jego synem. Z przyszłości...

 Wybacz, że cię męczę, ale muszę wiedzieć. Skąd tu się właściwie wzięłaś?  zadał kolejne pytanie młodzieniec.

— Siostra Vegety skąd może niby pochodzić? — Zrobiłam głupią minę do durnego pytania.

— No... z kosmosu — zająknął się, drapiąc za lewym uchem, lekko pochylając głowę w przód.

Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, unosząc brwi chyba na pół czoła. Czego tak naprawdę ode mnie chciał? Co potrzebował wiedzieć? Po co były mu te wszystkie informacje? Teraz to ja miałam kilka pytań.

 Dlaczego w przyszłości, z której pochodzę, nic o tobie nie wiem?

— A po co ci to wiedzieć? — rzuciłam bez namysłu, wzruszając ramionami. — Ja ci nie powiem, bo nie wiem.

Podciągnęłam nogi na kamień, by je skrzyżować. Wyciągnęłam się delikatnie w tył i podparłam rękoma. Mój kręgosłup do tej pory skulony potrzebował zmiany.

 Ponieważ jestem synem twojego brata? — odparł po chwili milczenia. — Chociaż jesteś dużo młodsza od niego. Jak?

 I co z tego? — warknęłam, zupełnie nie rozumiejąc jego aluzji. — My, Saiyanie powoli się starzejemy. Nikt ci nie mówił?

— Nie to miałem na myśli — zmieszał się, a jego blade policzki zapłonęły.

Spuścił wzrok, podciągnął kolano ku górze, jednocześnie przyciągając je do siebie. Wydawał się całkiem niegroźny, chociaż jego spojrzenie miał tak samo intensywne co jego ojciec. Za chwilę skierował się ku Vegecie. Cicho westchnął. Gdybym go nie obserwowała, nawet bym nie zauważyła. Co go tak trapiło? Zastanawiało mnie to odrobinę, choć wcale nie musiało. Był w jakimś stopniu moją rodziną. Może właśnie dlatego?

 Na naszej planecie nie ma czegoś takiego jak bariery wieku — postanowiłam kontynuować rozmowę.  Żyjemy na tyle długo, że różnica wieku się po prostu zatraca. Wiesz, o czym mówię? 

Niebieskooki spojrzał na mnie z zaskoczeniem, lecz za chwilę jego tęczówki nabrały cieplejszych barw. Chyba się nawet na chwilę uśmiechnął. A może mi się tylko zdawało?

 Mniej więcej  odpowiedział szeptem.

Mój brat miał dziecko, które było z przyszłości. Jak to było w ogóle możliwe? Jakim cudem pojawił się w naszym świecie? To, że pchnęły go do tej decyzji okrutne rządy androidów, już wiedziałam. Jednak w głowie dudniło mi zupełnie inne pytanie; Dlaczego nie wiedział nic o mnie? Czy w jego świecie Sara, księżniczka Saiyan, siostra Vegety po prostu nie istniała? Czy ktoś mi mógł wytłumaczyć, o co tu chodziło?! Trafiłam do jakiegoś chorego świata! Czy nic nie mogło być normalne i proste? Chociażby rok... Czyżby Saiyańska krew przyciągała kłopoty? Od natłoku myśli rozbolała mnie głowa. Chwyciłam się palcami oburącz za skronie, usiłując je wymasować.

— Mówisz, że nic o mnie nie wiesz. Czy to znaczy, że nie ma mnie w twojej przyszłości? — zapytałam.

Postanowiłam jednak podjąć temat. Fakt, że mój rodzony brat miał syna, w dodatku nieczystej krwi było nad wyraz interesujące. Nigdy bym go o to nie posądziła. On dumny, następca tronu Saiyańskiego zbratał się z... No właśnie, z kim? Z Ziemianką? Zawsze był przeciwnikiem mieszania się ras. Wielokrotnie to słyszałam w moim krótkim Saiyańskim życiu na własnej planecie. Później z opowieści Natto, gdy wypytywałam o to, jaki był mój brat. Chciałam mieć o nim jak najszersze pojęcie. Stworzyć w głowie jakieś wyimaginowane wspomnienia, byleby nigdy o nim nie zapomnieć. Mieć jakąś nadzieję, że mnie ocali.

— Nie — odparł krótko. — Moja teraźniejszość, a wasza przyszłość, tak w ogóle. To znaczy teraz już nie, bo ją zmieniłem.

 A Vegeta? — wskazałam na niego palcem.  Co z nim?

Wciąż stał tyłem do nas, podpierając skałę. Wpatrywał się w błękitne niebo, które niczym nie przypominało tego z dnia poprzedniego. Raczej nie słyszał naszej rozmowy, był za daleko. Tylko dlaczego tak sterczał? Wczorajszego dnia robił dokładnie to samo, tylko bardziej gniewnie. Teraz zdawał się taki uśpiony. Odpoczywał? Chłopak podchwycił moje spojrzenie ku księciu i również skierował twarz ku niemu.

— Dopiero tutaj poznałem ojca. — Przyznał cicho, trochę niechętnie, spuszczając głowę. — Dwadzieścia lat wstecz zginął z rąk cyborgów, które zdaje się, widziałaś. Różnica polega na tym, że te tutaj są dużo silniejsze od tych w moim świecie. Przybywając do was za pierwszym razem, nie wiedziałem, że tak namieszam.

Siedziałam chwilę w milczeniu. Musiałam sobie to wszystko poukładać. Cyborgi, Vegety, nie Vegety, czary-mary, podróże w czasie. To wszystko było możliwe? Jeśli zdradziłby mi sekret jak przemierzać czasoprzestrzeń, to mogłabym zapobiec katastrofie na ojczystej planecie? Czy wtedy wszyscy by żyli? Nikt nie musiałby zginąć? Ja nie musiałabym cierpieć?

— Czyli chcesz powiedzieć, że tam skąd pochodzisz, nigdy nie spotkałam Vegety? — pisnęłam z przerażeniem— To potworne!

Zerwałam się na równe nogi, nie wiedząc, czy uciekać, skoczyć do księcia i sprawdzić jego autentyczność czy zacząć głośno lamentować. To wszystko zdawało się tak nieprawdopodobne! Chłopak wydawał się przejęty moimi słowami, reakcją. Możliwe, że był zmieszany.

— Ale dlaczego? — jedynie to udało mi się wydukać po kilku chwilach.

Wiedza o tym, że moja przeprawa przez ból i poniżenie w jego świecie okazała się fiaskiem, była szokująca. Na samą myśl brakowało mi powietrza w płucach. To nie było sprawiedliwe. Syn Vegety nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Jego także to męczyło jak, bardzo zmieniła się przeszłość. Czy to miało jakiś głębszy sens? Ja zaś myślałam nad tym, co ze mną mogło się stać w tej przyszłości, a zarazem w przeszłości tej pierwszej, której doświadczyła Sara, lecz nie ja. Czy mogłabym się kiedykolwiek tego dowiedzieć?

 Myślę i myślę... Jedyne co mi przyszło na myśl to, to że mnie zabiłeś. — wyszeptałam z goryczą.

Młody mężczyzna spojrzał na mnie z nieudawanym zaskoczeniem. Vegeta wciąż trwał w swojej kamiennej postawie.

— Zabiłeś mnie wraz z Freezerem! — zacisnęłam pięść, mając łzy w oczach. — Jak to możliwe? I to u jego boku… Miałam przecież plan doskonały! Tutaj wypalił! Dotarłam aż tu! Odnalazłam Vegetę.

Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. W zdumieniu otworzył usta, a jednak wciąż milczał. Może to ja nie dawałam mu dojść do słowa? Miałam w głowie taki huragan, że potrzebowałam wykrzyczeć wszystko, o czym pomyślałam. Nie chciałam, by cokolwiek stamtąd niepostrzeżenie umknęło.

— Jak mogłeś jej, mi to zrobić?!  — krzyknęłam już całkiem rozgoryczona. Łzy ciurkiem ciekły mi po policzkach. — On zabił jej rodziców! Cudem uszła z życiem, a ty zabiłeś dziecko, które jedynie chciało odnaleźć swojego brata! Ostatnią osobę, jaka jej w życiu została!

Z każdą sekundą złość zalewała moje ciało wraz z energią, która szukała ujścia. Szybko przeszłam do czynów. W mgnieniu oka zaatakowałam chłopaka. On odskoczył w bok, a ja trafiłam w skałę, na której spoczywał do tej pory. Doskoczyłam do niego ponownie, mając w głowie tak niesamowity mętlik, że po raz kolejny rozbolała mnie głowa. Na początek okładałam go pięściami w tors. Był na wysokości mojej twarzy. Ku memu zdumieniu nie reagował. Nie chcąc się nad tm zastanawiać, naparzałam go pięściami jak oszalała, a on z napiętym jak struna brzuchem stał i czekał, aż skończę. W pewnym momencie rozbłysło się światło, a oślepiająca aura nie tylko mnie pozbawiła chwilowo wzroku, ale i odrzuciła. Upadłam na wciąż mokrą ziemię.

    Zabiłeś ją! Zabiłeś mnie!

Jedyne, o czym w tej chwili myślałam to fakt, że gdzieś inna ja została pozbawiona życia. Pragnęłam, by poczuł mój gniew, mój żal. Nikt mu na pewno nie mówił, że nie żyje w innym czasie! Nie rozumiał, co to znaczy otrzeć się o śmierć. Byłam wściekła, a zarazem przerażona tym faktem. Kiedy postanowiłam przejść do konkretów i utworzyłam w dłoni szkarłatny pocisk KI, Vegeta zareagował. Żadne z nas nie zauważyło, kiedy w mgnieniu oka stanął między nami, trafiając mnie pięścią w brzuch, tak mocno, że złożyłam się na twardej ziemi. Z wrażenia zabrakło mi tchu. Był to drugi raz, kiedy podniósł na mnie rękę. Dzień po dniu!

— Wystarczy — warknął, kończąc cały teatr.

 Ojcze, to twoja siostra!

— Nie wtrącaj się — starałam się wysyczeć, chociaż ból mi to utrudniał.

Wyplułam ślinę, trzymając się za brzuch, podniosłam się, srogo łypiąc na mieszańca. Nie obchodziło mnie czy był synem swego ojca tu i teraz, czy innego już martwego. Jeśli był w stanie mnie zamordować w swoim świecie, to mógł zrobić to tutaj. Nie zamierzałam się poddawać. Pragnęłam żyć za wszelką cenę. Jeśli miałam zginąć to tylko i wyłącznie w  walce. Następnie skierowałam wzrok na księcia. Ten, który do tej pory mnie bronił, przestał istnieć. Nic mu nie uczyniłam, a on mnie zaatakował. Byłam kimś gorszym od mieszańca z przyszłości? Zacisnęłam w gniewie szczęki. W oczach ponownie stanęły mi łzy.

 Zmieniłeś się — wykrztusiłam łamiącym się głosem, wypluwając plwocinę.

Jedyny brat, jakiego miałam, nie odpowiedział, tylko tępo spojrzał w ziemię. Miał zaciśnięte pięści. Nie miałam pewności czy był rozwścieczony, czy zdezorientowany. Nie był sobą, a przynajmniej nie tym którego zapamiętałam. To już kolejny raz. Na pewno był moim bratem? Musiał. Co zatem go tak bardzo zmieniło?

 Patrz na mnie, jak mówię do Ciebie! — ryknęłam, a on spojrzał dziwnym wzrokiem.

***

— Jeszcze raz podnieś na nią rękę — wycedził książę. — Ręka ci uschnie mały gnoju.

Vegeta był niewyobrażalnie wściekły. Stał nad mym oprawcą, choć był to tylko o kilka lat starszy dzieciak. Chłopiec, który od niego oberwał pięścią w brzuch, kulił się z bólu na posadzce. Mężczyzna mierzył do niego z dłoni.

— Nie ważne, co zrobi. Nikt nie ma prawa jej tknąć! — wrzasnął. Gotowało się w nim.

Chłopak nie odpowiedział. Bał się księcia. Zdawał sobie sprawę, że miał przechlapane. Gdy postanowił mnie zaatakować, nie przyszło mu do głowy, że w tym ciemnym zaułku mogę zostać ocalona. Miała to być zwykła potyczka między dzieciakami, a jednak oberwałam na tyle mocno, że z ledwością byłam w stanie się podnieść. Wciąż szydzono ze mnie i mojego nieelitarnego statusu w elitarnej rodzinie. Naśmiewano się także z powodu mojego dłuższego pobytu w inkubatorium. Nie było to przyjemne.

Pocieszał mnie jedynie fakt, jak matka wspominała, że cudem przeżyłam. Do tej pory dzieci w tym czasie umierały, a ja dostałam swoją szansę. I ją wykorzystałam. Walczyłam. Z tego powodu mój pobyt w bańce ochronnej był dłuższy niż innych latorośli. Wcale nie czułam się z tego powodu gorsza. Dlaczego inni tak uważali?

Zdenerwowany syn króla wymierzył palcem naładowanym energią w mego oprawcę. Z trwogą oglądałam całe zdarzenie. Sam chłopak nie krył swego przerażenia. Był pewien, że nikt go nie złapie, a mnie nie uwierzą, jeśli postanowię się poskarżyć. Teraz obawiał się o własne życie.

— Geta nie bijaj… — Chwyciłam go za nogę ze łzami w oczach.

Książę spojrzał na mnie tym samym wzrokiem co na Pottao. Tak na imię było chłopakowi. Zlękłam się. Nie lubiłam tego spojrzenia. Było mroczne, przeszywające. Możliwe, że zauważył mój strach, gdyż w chwilę później jego wyraz twarzy nieco złagodniał. Chociaż był cholernie silny, to nie chciałam, by mnie każdorazowo bronił i wymierzał swoją sprawiedliwość. Nie mogłam być tchórzem w tym świecie, w którym już naśmiewano się z mojego kruchego zdrowia. I twierdzeniem, że zasłaniam się starszym bratem jak tarczą. Jako czterolatka ledwo wpuszczona do cywilizacji nie przejawiałam zapędów do przemocy. Godzinne przesiadywanie w towarzystwie niewalczących   według planu królowej powodowało tę niechęć.

— Masz szczęście, głupcze! — Książę kopnął niedoszłą ofiarę. — Żebym cię więcej nie widział.

***

Saiyanin ponownie odwrócił się plecami do nas. Zauważyłam, iż bardzo się denerwował. Czym? Czy było coś, o czym nie wiedziałam? Chłopak z przyszłości także wydawał się dziwny i chyba wcale nie chodziło o to, co powiedziałam przed chwilą. Ani to, co uczynił Vegeta.

— Nie zabiłem cię w żadnej przeszłości czy przyszłości! — W końcu przybysz zabrał głos. — Śmiem sądzić, że nie dożyłaś dnia, w którym Freezer przybył na Ziemię.

Spojrzałam na przed mówcę z wielkimi oczyma. Może kryło się w tym ziarenko prawdy? Nie pomyślałam o tym. Może umarłam z innego powodu. A może nigdy się nie narodziłam?

 Przypomnij sobie, czy był taki dzień, w którym o mało nie zginęłaś?

Długo nie musiałam się nad tym zastanawiać. Było kilkanaście, a może i kilkadziesiąt momentów, w których otarłam się o śmierć nie tylko przez niesubordynację. Chociaż za darmo także obrywałam. Przeszedł mnie dreszcz i pokręciłam nazbyt szybko głową, próbując wymazać te przykre i irytujące wspomnienia. On naprawdę musiał to robić? Tak, była taka możliwość. Nieskończenie wiele razy.

Podniosłam z ziemi płaszcz i przywdziałam go. Jeszcze raz zwróciłam się w kierunku starszego brata. Nie był on tym Saiyanem, który mnie opuścił. W ogóle nie wiedziałam, kim był. Uniosłam się ze sto stóp nad ziemię. Czułam, że się duszę. Musiałam jak najszybciej się przewietrzyć. Syn księcia obserwował mnie w milczeniu. Z żalem w sercu ruszyłam przed siebie. Ciężko było mi się przyzwyczaić, że mój brat nie był już tym bratem. Z trudem akceptowałam swoją śmierć w innym wymiarze. Nie rozumiałam, dlaczego tak było. Przyspieszyłam. Oczy napełniały się słonymi łzami i w pewnym momencie przesłoniły widoczność. Dodatkowo leciałam dużo szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Fakt, iż stał się istotą bez serca była dla mnie nie pojęta, bo jakoby był zgorzkniały dla świata, dla mnie miał odrobinę ciepła. Teraz go nie było.

Nieoczekiwanie wleciałam na coś  i przez chwilę nie chciałam wiedzieć w co. Zresztą było mi wszystko jedno. Było to twarde, a zarazem miękkie. Vegeta mnie tu nie chciał, a ja nie zamierzałam błagać go o nic. Miałam ochotę zniknąć jak Sara z tamtego świata, w którym grasują cyborgi. Głośno zaszlochałam, po czym podniosłam powoli głowę i zobaczyłam go. Złapał mnie w okolicy łokci. Miał pusty wyraz twarzy. Taki sam odkąd mnie ujrzał.

 Ale…

Poczochrał mnie po głowie, lekko wykrzywiając kącik ust. Przypominało to w pewnym sensie grymas, a nie uśmiech, ale mnie to w zupełności wystarczało. Próbował pokazać mi, że gdzieś tam w środku jest ten Saiyanin, z jakim mieszkałam wieki temu pod jednym dachem.

— I nikt więcej cię nie uderzy — szepnął, chociaż możliwe, iż nie bardzo umiał to wypowiedzieć. — Chyba że ja na to pozwolę.

Prawie się rozpłakałam po raz kolejny. Przecież obiecałam sobie, iż więcej tego nie zrobię. Zrobiłam i było mi z tym potwornie źle. Kilkukrotnie zamrugałam, odganiając napływające łzy. Wyszczerzyłam do niego zęby, ciesząc się niezmiernie. Nie musiałam odchodzić, wciąż byliśmy rodziną i wreszcie miałam nie być sama.

— Żyjesz... Jest... Dobrze — wydukał — Dobrze, że jesteś.

Przytuliłam się do niego mocno, a on nawet nie drgnął. Nie objął mnie nawet ramieniem. Jakbym znowu była mu obojętna. Widocznie tak musiało być. Nie wiedziałam, co się wydarzyło w jego życiu, że wyzbył się jakichkolwiek pozytywnych emocji. Jednak to musiało mi wystarczyć. Zresztą przez tyle lat nikt nie okazywał mi uczuć ani ja komukolwiek.

Wróciliśmy do jego alternatywnego syna. Vegeta uważał, że powinniśmy wziąć się do pracy, bo androidy wiecznie czekać nie będą, by nas zniszczyć. Podeszłam do fioletowo włosego nieco zmieszana. Oszczerstwa w jego kierunku były bezpodstawne i było to nad wyraz oczywiste. Ja byłam w gorącej wodzie kąpana, szukając we wszystkich swoich wrogów. Był to przecież mój chleb powszedni. Musiałam się nauczyć, że nikomu ufać nie wolno, jeśli chce się żyć.

 Jak ci na imię?  zapytałam, usiłując ukryć zakłopotanie.

 Trunks.  Wyciągnął do mnie dłoń.  Miło cię poznać.

Nie sądziłam, że aż tak miło. Zdążyłam już pokazać się od tej gorszej strony.

— Sara. — Podałam mu swoją rękę, wpatrując się w nią z uporem maniaka
.
Nie byłam przyzwyczajona do tego typu powitań. Nie byłam też gotowa spojrzeć mu prosto w oczy. Nie, kiedy się tak wygłupiłam. Na pewno czas było odłożyć żal z pierwszego dnia pobytu na Ziemi, a raczej w pierwszych ich sekundach. Trunks nie wiedział, kim byłam. Nie miał też świadomości, że przybyłam na tę planetę i nie zamierzam służyć Changelingom. Zaatakował w dobrej wierze i musiałam mu to wybaczyć.

— Czy Vegeta naprawdę ma syna? — zapytałam podejrzliwie. — Czy spowodowane jest to innymi wydarzeniami? 

Młodzieniec przez chwilę wydawał się posępny. Po chwili zrozumiałam, że nie mógł tego wiedzieć, bo na samym początku wspomniał, że nigdy nie było mu dane poznać swego prawdziwego ojca. Był niemowlęciem, gdy androidy uśmierciły księcia.

— Och, już się urodziłem — odpowiedział — Mały Trunks ma już rok.

Zrobiłam wielkie oczy. Więc faktycznie byłam spokrewniona z tym mieszańcem zupełnie niepodobnym do rasy Saiyańskiej. Ciekawa byłam, kim zatem była kobieta, która sprowadziła na ten świat tego mężczyznę. Nasza rozmowa szybko dobiegła końca, gdyż Vegeta oznajmił, że czas wziąć się do roboty, bo siła bojowa od durnego gadania nigdy nie wzrośnie. Miał całkowitą rację.


22 komentarze:

  1. ~Odea
    17 grudnia 2008 o 5:24 PM

    Fajny odcinek!W Twoim opowiadaniu zauważyłam, że Vegeta jest taki mało Vegetowaty, ale mi to nie przeszkadza. Czasem dobrze jest poczytać coś innyego xDOgólnie odcinek fajny, tylko czasem nie rozumiem tego, że bohaterowie tak nagle się wkurzają.W każdym razie czekam na koleny rozdział i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~elizabeth
    18 grudnia 2008 o 1:31 PM

    najpierw przepraszam że dopiero teraz komentuję, ale wykończył mnie brak czasu związany z przygotowanimi do świąt. co do notki to bardzo mi sie podoba zgadzam sie z moją przedmówczyni ze vegeta mało vegeci, ale jest fajnie nie trzeba przeciez wszystkiwgo pisać jak było w anime i mandze.pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Heidi
    18 grudnia 2008 o 5:45 PM

    hej ;** Bardzo fajny odcinek ;). No proszę, co za napad gniewu obudził się w Sarze! Całkowicie zaćmił jej umysł, nie pozwalając na racjonalne myślenie ;P. Noo… i wreszcie Vegeta się przebudził! Nie spodziewałam się tylko, ze ją uderzy… ale widać to mu dało do myślenia;DDWzruszyła mnie ta scena, kiedy na niego wpadła, podczas lotu :)).Ogólnie bardzo fajnie napisane, tylko czasami trochę się gubiłam ;P. Czekam na ciąg dalszy! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. angelika935@amorki.pl
    14 kwietnia 2010 o 5:30 PM

    Świetny odcinek! Bardzo podoba mi się jak opisujesz uczucia Sary :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W ostatnim odcinku było trochę akcji, teraz czas na kilka faktów o życiu Saiyan. Co ze zmianą narracji? :D Miała być zmieniona, chyba że coś źle zrozumiałem :/

    Pojawi się kiedyś Tarble z małżonką? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Co od Tarble'a, ciekawa koncepcja, ale podejrzewam, że były to przymiarki do "odchudzenia" postaci w Super :P Tarble to wykapany Cabba xD Wyglądają prawie identycznie. Z tym że Tarble miał niewielką moc, co odzwierciedlała jego postura i miało to sens, natomiast mocy Cabby, który jest równy Vegecie w base formie nic nie tłumaczy :P Nie dość, że nie ma mięśni, to jest młodszy, mniej doświadczony i nie trenował w Sali Ducha i Czasu oraz zapewne z obciążeniem również nie :P Taka dygresja xD

    Widzę że nie próżnowałaś w takim razie. Ja trochę przysiadłem do bloga i wstępnie jest:
    https://dbsaiyanpride.blogspot.com/
    Pierwszy odcinek pewnie wrzucę jutro po adiustacji :)
    Właśnie zdałem sobie sprawę, że nasze serie będą miały takie same "inicjały" xD No trudno. Będę częściej operował skrótowcem, Ty pełną nazwą i się nie pogubimy xD

    Abridged rozśmieszyło? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja zamierzam w moim fanfiku co jakiś czas rzucać sucharem nabijającym się z głupich pomysłów Super, więc stay tuned xD

    Mam nadzieję wrzucić pierwszy odcinek już dzisiaj, ale czekam na adiustatorkę, aż skończy się pastwić nad moim tekstem, a potem jeszcze go poprawię i będzie na blogu pewnie wieczorem.

    Ostatnie kinówki są jeszcze jeszcze, ale problem jest z Freezerem, bo jak wytłumaczyć, że w GT był słabszy niż w Super? xD Do tego brak form boskich w GT...nie będę się wysilał - wywalę xD Z tym twierdzeniem, że Goku nie jest baranem posuwasz się za daleko xD W Super zrobili z niego takiego debila, że za cholerę nie lubiłbym go gdyby w Zetce taki był. No i kolejna sprawa właśnie z tymi aniołami i bogami zniszczenia...nie pasuje mi to. Są zdecydowanie za silni i jest ich za dużo. Wcześniej wrogowie pojawiali się po kolei, a teraz jakieś chuderlawe króliki, niebieskoskórzy hipsterzy, kojoty, lisy, słonie, Kleopatry, bliżej niesprecyzowane kulki sierści pojawiają się z rzyci i są silniejsze od Son Goku? :"( Nie może być. Oprócz głupich form to jest dla mnie powód marności Super. Gdyby te postacie jeszcze wyglądały na silne...ale nie :P Ech, pamiętam jak fandom kłócił się czy Goku czy Gohan jest najsilniejszy we wszechświecie...Dobre czasy.

    PS. Uważaj na tytuły kawałków wrzuconych na pasek odtwarzania, bo są tam spoilery xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Killall!

    O, to cieszę się, że moje poczucie humoru przypadło do gustu, sama też miałam sporo radości przy tworzeniu tego odcinka. Zazwyczaj nie planuję nic zabawnego, samo tak wychodzi, bo jestem fanką dramatów. ;p

    Muszę trochę odbrązowić Vegetę, bo my, jako fanki (a, przy okazji - kto z DB jest Twoją ulubioną postacią?) jesteśmy często ślepo w niego zapatrzone, chowając przeszłość na dnie szuflady, jakby jej nie było.

    Trunks ze swoją wytrzymałością nie dorówna Vegecie zaprawionemu w bojach. :D I tak, można uznać, że tego właśnie zawsze chciał Trunks, a skoro na trzeźwo ciężko im rozmawiać, to przynajmniej po pijaku wyszło... w miarę.

    Odnośnie wspomnień Videl, widziała go dość krótko, zapewne nie zwracając większej uwagi (nie licząc rozwalenia maszyny), bo był przecież Gohan, jego "zmarły" ojciec z aureolą, super silny brat... Wiesz, jak poznajesz kogoś i tego samego dnia niszczy maszynę na turnieju, a zaraz później morduje ludzi, nie zapamiętujesz go jako gościa niszczącego maszynę a właśnie jako mordercę. To ma mocniejszy wydźwięk. ;)

    P.S. Widzisz, tajemnica odnośnie pseudonimu została wyjaśniona. Czasami takie zwykłe rzeczy potrafią przylgnąć bardziej niż wymyślane specjalnie do okazji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga Killall!

    Super, dziękuje za wymienienie błedów. Od razu poprawię. ;)

    U mnie wszystko zaczyna się powolutku, stopniowo przygotowuję Czytelników na poważniejszy dramat. A będzie go sporo, myślę, że jak już dojdziesz do obecnych wątków, to się spodoba.

    No wiesz, Trunks ma 15 lat, dla niego to "przypał", jak mawiają młodzi, no bo kto zajmuje się rodzeństwem, jakby nie miał niczego innego do roboty? Pamiętam jak wieki temu moja o 3 lata starsza siostra nie chciała iść ze mną na plac zabaw, bo to "siara", jak wtedy się mówiło xd. Ona miała 15 i czuła się taka dorosła. ;p

    Haha, no tak już jest jak ma się bogatą matkę, co na wszystko pozwala, i ojca, co nigdy nie pochwali ani nie okaże uczuć. Nie wiadomo, czy bardziej mu współczuć, czy dać porządną lekcję życia.

    Mówisz o GT? Ja nie biorę tej sagi pod uwagę, dla mnie ona nie istnieje. ;p Nie lubię żadnej postaci z tej części, a Vegeta, Goten, Gohan, Trunks, to już w ogóle wyszli tragicznie.

    W sumie to Goten jest najnormalniejszą postacią z mojego opowiadania. :D

    Pozdrawiam serdecznie,
    Sylwek

    OdpowiedzUsuń
  10. Patrz, jak Ci spamuję na blogu. :D Tym razem odpowiedź do komentarza pod 9 rozdziałem. ;)

    Literówkę od razu poprawię. ;) A rozdział może krótki, bo szybciej pojawił się na blogu. ;) Co do Gotena, jednak 14 lat a 15 i życie na wsi a w mieście wśród bogaczy to duża różnica. ;) O Trunksie wiedzą, bo wygrał, mało kto pamięta o tych, co zajmują drugie miejsca 7 lat temu, zresztą nawet jak kojarzą, to wolą nie myśleć, że ktoś tak nijaki zajął drugie miejsce. ;)

    Co do relacji Goten-Trunks, więcej o tym w rozdziale "Bracia", myślę, że się spodoba, jest tam to, o czym piszesz: kiedyś było inaczej, mieli wspólne cele i marzenia. Rodzice Trunksa średnio podołali, ale w takim związku nic dziwnego, że zapomina się o dzieciach. Co oczywiście nie usprawiedliwia ich w żaden sposób.

    Spokojnie, wiedźma będzie już wkrótce. :)

    P.S. Zadanie Gotena jest akurat dla niego trudne, mają nadzieję, że nie podoła i nie wygra. Trunks to jakiego zadania by nie dostał, poradzi sobie. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. No to lecimy z odpowiedzią na 10. :)


    I jak, następnego dnia była pobudka o 5? Czy udało się pospać? ;)

    Trunks u mnie szaleje, ale to takie wynagrodzenie za Trunksa z DBS, co był beksą. ;p Jak mnie ten Trunks w DBS irytował, no mięczak totalny.

    Odnośnie Goku, komu on się nie dał zmanipulować? :D Goku nie uznaje rozwiązań siłowych, jeśli nie musi. A nawet jak musi... To też robi to powoli, zazwyczaj bez skutku.

    Tak to sobie u Saiyan wyobrażałam, swoją drogą te czasy mnie fascynują odkąd pamiętam: świat, gdzie wkracza Freezer, robi z nich chłopców na posyłki, stopniowo przejmuje kontrolę. Samo rozwalenie planety nie jest tak intrygujące jak niszczenie Saiyan od środka.

    Zemsta Vegety ostatecznie i tak nie wyszła. Za to zemsta wiedźmy już wyjdzie. :)

    No i u mnie tym razem też krótko. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. I już ostatni komentarz. :)

    Mam nadzieję, że akcja z synkiem nie miała najgorszych skutków. ;-)

    Co do Vegety, od zawsze ma jakieś kompleksy związane z Goku, ale wydawało mi się, że i tak w opowiadaniu jest łagodniejszy, wg mnie w sadze Buu odnosił się do niego chłodniej i z większą pogardą. Zresztą spokojnie, ich relacje i tak się ocieplą, bo mam o nich wątek. Co do Goku, wiadomo, że nie zdradzi Chi-Chi, bo jest zbyt głupi (ale kto wie, czy właśnie z tego powodu jej nie zdradzi?)

    Co do wiedźmy, to jeszcze trochę cierpliwości. :D Najpierw musiałam nakreślić świat i bohaterów, żeby móc wydobyć z nich głębię przy najgorszych wydarzeniach. Przy okazji, narzekałam na krótkie rozdziały, akurat teraz przed Tobą dłuższe. ;)

    Co do Bulmy i tego, czy dowie się o wybrykach Trunksa, to nie będę spoilerować, ale jeszcze sporo przed nami. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Znam to, takie czytanie wielu rzeczy na raz, tu książka, tu z telefonu, tu z laptopa. ;p

    Haha, no to trzeba mu włączyć jakiś edukacyjny odcinek DB, żeby miał się czym zająć. :D

    Dobra wiadomość jest taka, że teraz będzie już coraz lepiej ze wstawaniem, idzie wiosna, jest jasno, a mały też podrośnie i przestanie tak bardzo dokazywać w nocy. ;)

    Jeśli chodzi o Gohana, sama lubię go do momentu jak podrasta. ;p Ten z Cell Sagi był najlepszy, później go zepsuli. A Ty piszesz o młodym Gohanie czy już tym dorastającym?

    Dla mnie Vegeta zawsze na pierwszym miejscu, zaraz za nim Trunks wykreowany w moim opowiadaniu (skromność przede wszystkim xd), później mały Trunks, za nim Trunks Future (nie liczę DBS), Piccolo, no i dopiero Gohan. Chociaż wcześniej same Trunksy, no ale dobra xd.

    Kolejny rozdział też jest długi. :) No ale to taki filler, na poprzednim blogu była o tym wzmianka, nie wiem czy tutaj jest, dodawałam na święta.

    Haha, no taki to już jest, zbuntowany, butny nastolatek, co myśli, że jest bogiem, a co do czego... ekhem, no jak napisałaś - cienias, co nie może zdobyć dziewczyny w zwyczajny sposób. I nic w tym dziwnego, bo chciałby działać tylko za pomocą wyglądu, kasy i siły. Nie każda na to poleci.

    Co do Blue i jej wyboru, to nie zdradzam, ale z drugiej strony każdy może się zmienić, nawet taki Trunks. Nie sądzisz, że przydałaby mu się jakaś normalna dziewczyna, przy której mógłby się ogarnąć? I wejść w związek dłuższy niż tydzień?

    Co do Gotena, chłopak jest rozdarty, Trunksa znał od małego, byli przyjaciółmi, ciężko mu przywyknąć do jego przemiany na gorsze (no geny po Goku), z drugiej strony zabrał kule, więc jakiś tam plan miał i w miarę dał radę.


    O, widzisz, porządna siostra z Ciebie. :D Ja mając starszą siostrę nie mogłam liczyć na żadne wyjścia, podobnie jak moje koleżanki ze starszym rodzeństwem, zawsze traktowane jako dzieciaki. ;p

    Oj, Akuma sporo namiesza, ale jeszcze musisz poczekać, cierpliwość się opłaci, jak sądzę. Teraz przed Tobą filler i powolutku akcja nabierze tempa.

    To, co Vegeta zrobił Sayuri/Akumie, będzie opisane dużo później, ale wszystkiego się dowiesz. ;)

    Mam nadzieję, że z 13 odcinkiem się uda. Jak nie teraz, to później, nie ucieknie. :D

    Ślę buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochana Killall!

    Ja jestem pod wrażeniem tempa komentowania i długości komentarzy, super. :D Przy okazji, wiesz, że wspomniałam o Tobie w podsumowaniu starego bloga? ;)

    Co do notki, początek jest z rozdziału "Magia świąt zależy od rytmu serc", a resztę pisałam jednym ciągiem, w dzień natchnienia Weny. :D Czasami tak mam, że jak się dorwę do komputera, to nie mogę przestać pisać. ;p Co do ramki z grymasem Vegety, to mieliśmy to w rozdziale "Rodzinka Briefs", w trakcie urodzin Bry. ;)

    Co do obchodzenia świąt u Briefsów, kiedyś już pisałam takie bonusy świąteczne, także co jakiś czas na Wigilię robię Czytelnikom prezenty w postaci opisywania świąt. ;) Wiesz, ludzie to lubią, ma to w sobie pewną magię, bo pamiętamy z dzieciństwa czekanie na Gwiazdkę, prezenty, spotkania z całą rodziną, dla mnie też tamten czas był czymś przyjemnym, ale w mojej rodzinie nigdy nie miało to wydźwięku religijnego. Na pasterkę szłam z koleżankami bardziej dla zabawy, żeby się pośmiać, pogadać, a w domu to tylko opłatek, życzenia, potrawy, choinka, prezenty. Nikt nie czytał Biblii (swoją drogą, przeczytałam cały NT i dużą część Starego, co sprawiło, że przestałam wierzyć xd), nie włączał kolęd. Także u mnie nie będzie problemu, że nie weźmiemy ślubu czy nie ochrzcimy dziecka. A święta z dzieckiem będziemy obchodzić zwyczajnie - jakaś fajna kolacja, prezenty i tyle. ;)

    Dobra, też się rozpisałam o świętach. ;p

    Jeszcze tylko dodam, że racja, nawet to, jak nie chodziłam na religię było w mojej szkole tak dziwne, że nie mieli przygotowanej zastępczej etyki, bo ... etykę prowadziła katechetka (!), gdzie gadała o katolickiej wierze. No parodia. Dlatego w liceum, jak już na nic nie uczęszczałam, musiałam mieć okienka, bo oczywiście zasada "religia na początku albo na końcu" nie obowiązywała.

    Co do notki, to masz rację, Vegeta nie jest dobrym ojcem, a Bulma dobrą matką. Oboje popełniają mnóstwo błędów, a wszystko odbija się na Trunksie. Jako dzieciak nie dostał miłości od ojca, a jako nastolatek uważa, że już tego nie potrzebuje. Samooszukiwanie ma opracowane perfekcyjnie.

    Tak, to takie pierwsze koszmary, które jeszcze nie mają znaczenia, tylko sygnalizują, że coś się zaczyna.

    Co do spędzania czasu przez Vegetę - super pomysły. :D Gry wojenne byłyby fajne, już widzę jak z Trunksem siedzą i naparzają w Call of Duty xd.

    Filmy sf też fajne, chociaż pewnie by ciągle coś krytykował. :P

    Już poprawiam "siostry", dzięki wielkie. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Od razu odpiszę na kolejny komentarz. :D

    Błędy już poprawione, ja to mam problem z tymi literówkami, jak człowiek nawet przeczyta drugi raz to nie dostrzega przestawionych literek, bo mózg podstawia poprawną wersję. ;p

    Ojej, jak dzieci uśmiechają się przez sen, to jest rozkoszne! Jak moje maluchy spały (pracowałam w żłobku), to widok ich uśmiechniętych buziek był cudowny, no takie grzeczne aniołki, a jak wstaną to największe rozrabiaki. :D A jak jakiś się zaśmiał, to w ogóle super. :D Gorzej jak miały koszmary, w jednej sekundzie do niech biegłam. ;p

    Bulma nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie wymyśliła, zwłaszcza w takiej sytuacji, no ale dziwaczna rodzinka za dzieciaka, i obecnie jeszcze dziwniejsza - to zobowiązuje. :D

    Z Trunksem wszystko się wyjaśni w swoim czasie. ;) A co do Gotena, to tak, był u Korteza, tyle że ten za dużo wypił, więc i tak nie ogarnął, czy to działo się naprawdę. xd

    A, nie mów mi o tym zmienianiu pieluch, koszmar! Albo jak "wypożyczył" kapsułę na ćwiczenia ciążowe, czy nie mógł trenować, bo czekał na Brę. Nie, nie, nie. Doszczętnie zniszczyli mi Vegetę, zbrukali jego dumę, podeptali charakter... Przykre. Czasami mają przebłyski dobrego ukazania Vegety, ale to niestety rzadkie chwile.

    Czekaj, czekaj, u Ciebie też pojawia się Cell czy nie? I tak poprawiasz każdy rozdział po kolei?

    Tak już jest w życiu, że jak się jedna rzecz wali, to wszystkie inne razem z nią. Dobrze, że już Ci się ułożyło. :) Ja też miałam długą przerwę z powodu wielu problemów, no ale wróciłam i ja, i Ty, tyle lat już w tym siedzimy, że to aż niemożliwe, co? A w którym roku zaczęłaś pisać?

    Pewnie, że się liczy, najważniejsze to wrócić, nieważne, po jakim czasie. :)

    Lecę przeczytać ostatni komentarz, i może zdążę na niego odpisać przed wyjściem. ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Droga Killall!

    Co do kurczaka, skrót myślowy, bo zawsze tak mówię "zapiekanka z kurczaka", a że dodałam ananasy, to nie zauważyłam, że wyszło faktycznie zabawnie, już poprawione. :D Kolejny błąd to jakieś zjadanie słów! Byłam widocznie głodna i zjadłam "wóz", który miał tam być. :D A za ile będziesz mogła pić alko? ;)

    Reszta poprawiona, jak zwykle zjadłam literki albo słowa, chyba przez to moje wieczne bycie głodną. xd

    Tak, widziałam Twoje komentarze wczoraj, w tym ten edytowany (fajna opcja, tak przy okazji), więc uznałam, że odpiszę jak już na spokojnie wszystko dodasz. ;)

    Tak, Trunks się doigra, w swoim czasie, oczywiście, ale przedtem jeszcze zdąży nawywijać, taki z niego niedobry chłopak, no egoista pełną gębą, bo nikt nie ma prawa go oceniać, a on ocenia każdego i jak tylko mu się podoba.

    Czekam więc niecierpliwie, aż napiszesz coś o 16 rozdziale, no bo dzieje się w nim, dzieje, podobnie jak w 17. :D

    Przesyłam buziaki i życzę miłej niedzieli ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Aww, mieli fajny moment 😍

    Wiadomo, że było kilka razy, kiedy narozrabiała i mogła zginąć, pamiętam tę akcję z komorą ;) W sumie jestem ciekawa bardzo, jak umarła w rzeczywistości Trunksa albo co się z nią stało, że nigdy się nie poznali 🤔 Na pewno on jej nie zabił, dobry, cudowny Trunks nie mógłby tego zrobić 😍

    OdpowiedzUsuń
  18. Hejeczka,
    bardzo ciekawy rozdział, och syn Vegety z przyszłości nie wiedzący nic o Sarze ani ojcu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdravo!

    Odcinek czternasty za mną. Próbowałem komentować w samym tekście, ale po otwarciu okna komentarza robił się błąd.

    Logika Sary tutaj kuleje dość mocno. Dopiero co się dowiedziała, ze Trunks pochodzi z przyszłości, więc byłby małym dzieckiem podczas przylotu jej odpowiedniczki, a i tak rzuca się na Trunksa. No ale cóż to już Sara :P (nawet sama to później przyznaje).

    Niektóre zdania były też dość zabawne jak choćby jej oczy wypełniające się słoną wodą. Jakby nagle w powietrzu uderzyła w ocean. :P

    Podoba mnie się, że próbujesz zachować ogólną ciągłość fabularną anime/mangi bez sytuacji, gdzie Sara dominuję całą akcję. To pokazuje pewna powściągliwość, której wielu fanfiko-pisarzy po prostu nie ma. Więc duży plus za to.

    Oprócz tego fajnie, że starasz się budować coraz bardziej te bardziej emocjonalną stronę postaci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! witam.
      Sara tu jest jeszcze głupim podlotkiem. Jakby w ogóle miała jakąś szansę zmądrzeć😅🙈. Co do slonyej wody chodziło o łzy. łzy są słone ;) Ale miło, że się pośmiałeś. Ja uwielbiam, gdy są takie wstawki, że parsknę śmiechem na dialog lub myśl jakieś postaci 🤣
      Dziękuję. To dużo dla mnie znaczy. Cieszę się, że zauważasz taki powściągliwy zabieg. z resztą co Sarka tutaj może poza obrażaniem się czy wytykaniem kogoś palcem? A no nic. może się przygladać i co najwyżej posprzeczać z bratem 😆. Mimo trudnego charakteru bohaterka umie być obserwatorem.

      Emocjonalna strona księżniczki to bardzo długi i złożony proces tej historii. Z resztą przekonasz się sam ;) To nie opowiadanie tylko o mordobicie, ale przede wszystkim o emocjach, zmianach, odkrywaniu siebie. Ale bez mordobicia i wrogów byłoby nudno :p

      Usuń
  20. Ooo i tu na dziś przystaję, bo pora odpocząć.
    Zauważyłam, że Twój styl w niektórych odcinkach jest inny. Tworzenie przez długi czas tak już ma. Pamiętam swoje własne stare teksty. Człowiek z czasem wszystkiego się uczy i nieustannie doszlifowuje swoje umiejętności. Widać już, że z Twoim pisaniem jest tak samo.
    Pomińmy jednak kwestie techniczne... Muszę przyznać, że nie zawiodłam się reakcją Vegety. Jest dokładnie taki, jak sobie można go spodziewać! Dumny, zarozumiały i wciąż bardzo wściekły! Idralny!(Może trochę zbyt się jaram,ale to moja ulubiona postać)Istny z niego drań, ale widać ma dobre serducho. Wierzę, że jego zachowanie wynika z tego, że chce sprawdzić Sarę i o ile to możliwe pragnir zahartować ją na przyszłość. Przynajmniej takie mam nadzieję,bo mimo wszystko w końcu próbował uśmiechnąć się do siostry. Wszystko jednak przede mną. Z pewnością będę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!