15 lutego 2018

13. Upokorzony Saiyan

—    Co to wszystko znaczy!? – Vegeta złapał mnie za rękę – Saro, wytłumacz się.

Wszyscy spoglądali na mnie z nieukrywanym zaciekawieniem. Nie wliczając w to księcia, on patrzył podejrzliwie z nutką rozgoryczenia.

—    Dwa lata temu przyleciałam na tę planetę wraz z resztą załogi Freezera. – Zaczęłam po uprzednim wyrwaniu się ze słabego uścisku. – Kiedy wylądowaliśmy – Tu wskazałam na młodego chłopaka. – Zaatakował nas bez ostrzeżenia.

Spojrzeli na nastolatka tak jak ja, tylko nie w ten sam sposób. Moje oczy łypały groźnie, żądając zadośćuczynienia. Oni nie rozumieli, że o życie walczyłam niemal każdego dnia, zmuszając się do poniżenia i kłamstw i wraz z oprawcą mieliby mnie pogrzebać.

— Nie przypominam sobie bym tam ciebie spotkał. — Zabrał głos w obronie.

    Bo nie musiałeś! – Uniosłam się gniewem.

Nie chciałam przebywać z kimś, kto jeszcze parę lat temu zrobiłby wszystko by moje życie zakończyło się jeszcze przed początkiem nowego. Tego tu obecnego, choć jeszcze nie było mi wiadome czy to w ogóle powinno było mieć miejsce? Wzbiłam się w niebo nie zaszczycając nikogo spojrzeniem.
Vegeta ruszył za mną.

—    Jak to możliwe, że Freezer Cię nie zabił? – Zapytał wyrównując lot ze mną.

Westchnęłam nawet na niego nie patrząc. Nie bardzo mi było po drodze wracać wspomnieniami do tamtych wydarzeń. Tak pięknie udawało się je zamykać w odmętach mojej głowy, że nie miewałam tak regularnych koszmarów, jak kiedyś. On kazał mi rozdrapać zabliźnione już rany, ale czy nie miał prawa wiedzieć?

— A jak myślisz? — Mruknęłam posępnie.

— Nie mam nastroju do zgadywanek — warknął — Odpowiedz.

Nie poznawałam własnego brata. Był taki oschły niczym stare drzewo, któremu od lat żałowano wody. Nawet z zewnątrz nie wyglądał tak samo. Czas bardzo go zmienił, a ja zastanawiała się czy chciałam poznać jego historię.

Wylądowaliśmy. Przywitał nas surowy, kamienisty obraz. Usiadłam na jednym z głazów, Vegeta zaraz naprzeciw. Choć nie chciałam wracać wstecz, wiedziałam, że muszę. Ten ostatni raz, by wreszcie móc zamknąć ten rozdział.

— Pod okiem Ginyu Force trenowałam te wszystkie lata — zaczęłam powoli. — Gdy ojciec na moich oczach okłamał Freezera co do mnie wynieśli mnie do jego statku skąd zmuszona byłam oglądać wybuch naszego domu. — Przed oczami majaczyły bolesne obrazy. — Już wtedy przyrzekłam, że pomszczę śmierć rodziców!

— No dobra — mlasnął niezadowolony.  Jak to możliwe, że nikt mu nie powiedział?

— Ci, co wiedzieli, dotrzymali tajemnicy — odparłam niespiesznie.  Natto mi zabronił, dostałam nowe imię.

Długo jeszcze opowiadałam o przeszłości. Wszystkie wspomnienia wracały niczym bumerang. Zdecydowanie zbyt szybko. Mężczyzna kilkukrotnie okazał swój gniew zaciskając pięści bądź szczędząc kły. Tak wiele razy miał okazję mnie zobaczyć. A on jedyne co wiedział to, to, że naszą planetę zniszczył jakiś pieprzony meteoryt! Widać było, że najbardziej ciążyło mu to, że nie będzie już mógł zemścić się na Changelingu. Cóż, nie był osamotniony.

— Teraz powiedz mi, z kim Ty walczyłeś? — Zmieniłam temat.

Nie koniecznie na przyjemniejszy, jednak tym razem to ja chciałam posłuchać co było ciekawego w jego życiu. Chociaż wsłuchiwanie się po prostu w jego głos działało kojąco, bo choć to jedno się w nim ostało.

— To cyborgi, a chłopak, który was zaatakował przybył z przyszłości i ostrzegł nas o tym ataku cyborgów. — Zaczął chaotycznie.

Historia Vegety była dla mnie bardzo interesująca. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, jak na przykład to, że był na Namek i walczył z armią specjalną Freezera i gdyby nie nacisk ze strony Changelinga mielibyśmy szansę się już wtedy odnaleźć. Widocznie, gdy spotkał tam księcia wybitych Saiyan, uznał, iż nie mogę się z nim zobaczyć. Dowiedziałam się, że Nappa zginął z ręki niejakiego Gokū, który był tym tajemniczym Saiyanem, o którym tak trąbiły armie KOCH'u i że nie udało im się podbić Ziemi. Dostrzegłam w tym wszystkim jakąś niewidzialną nić, która uniemożliwiała nam dotarcie do jakiegokolwiek celu. Nie tylko mnie rzucano kłody pod nogi, a jemu także. Od jego podróży na tę planetę tak wiele się wydarzyło i w sumie to nic dobrego.

Chociaż nie chętnie, to Vegeta wspomniał o podbojach planet w trakcie lotu na Ziemię i jak świetnie się bawił grabiąc wszystko dookoła.

— Też chcę się z nimi zmierzyć. — Przerwałam jego powrót do przeszłości.

— Jesteś przecież tylko dzieckiem — burknął niezadowolony. — Nie jesteś w stanie nic im zrobić.

    Znowu zaczyna…  prychnęłam  Ciągle masz mnie za tego smarkacza?

    A niby kim jesteś?  zakpił  Wciąż nie dorastasz nikomu do pięt.

Odeszłam rozgniewana kawałek dalej. Spojrzałam w niebo szukając tam jakiegoś mądrego słowa, by nie skończyć na wyzwiskach w kierunku ledwo odzyskanej rodziny. Nie podobało mi się, że ciągle mną pomiatano, nie traktowano poważnie. Może nie byłam mistrzem wszechświata, ale byle pachołkiem nie zamierzałam być.

Wiedziałam, że przyleciałam w dość dziwnych okolicznościach, że wszystko stawało do góry nogami, ale on nie miał już prawa decydować co mi było wolno, a czego nie. Dawno temu skreślił mnie ze swojego życia stawiając nad wspomnieniem gigantyczny krzyżyk. Może nawet zapomniał o moim istnieniu?

    Nie jestem już dzieckiem!  Szczeknęłam do niego.  Przestałam nim być, gdy zniszczono nasz dom. Gdy na moich oczach zabito rodziców.

    Co ty w ogóle wiesz o zabijaniu?  Rzucił sucho.

— Może nie dostatecznie tyle, co ty, mój drogi bracie. — Odparłam ściągając usta.  Ale coś jednak wiem.
Mężczyzna gorzko zaśmiał się obserwując przy tym mnie niczym zupełnie obcą osobę. Nie byłam wszak tą małą dziewczynką, którą dawno temu opuścił. Ani głupią, ani tak naiwną.

   Skończyły się tamte czasy!  krzyknęłam  Nie odeślesz mnie do pokoju i nie narzucisz kary!

Po pierwsze, nie miałam na stanie owego pomieszczenia, po drugie nie mogłam sobie pozwolić na takie traktowanie bez względu na to, czy był mym bratem, czy też nie. Dożyłam dnia obecnego tylko i wyłącznie dzięki sobie. Lata upokorzeń nauczyły mnie, że w pewnym momencie nie można już niczego cofnąć, a ja nie zamierzałam więcej tego znosić.

Książę tylko prychnął po czym oddalił się, niespiesznie powłócząc nogami na skarpę, gdzie postanowił stać jak kołek wpatrując się w ciemniejące niebo.

Usiadłam u podnóża zastanawiając się ile czasu dać Saiyanowi na pozbieranie myśli. Nie wyglądał na zafascynowanego obecną sytuacją. Ba, nie wydawał się nawet w najmniejszym stopniu zadowolony z mej obecności. Czy tak właśnie było? Mnie było lżej na duszy, gdy wiedziałam, iż moje pragnienia o spotkaniu go żywego się spełniły, że nie byłam już samotna. Bo tylko tego mi brakowało przez te wszystkie lata.



Westchnęłam, dostrzegając zbliżające się czarne, burzowe chmurzyska. Pogoda nastała tak ponura, jak humor samego księcia. Był on nad wyraz zdenerwowany. Jego moc rosła z sekundy na sekundę i gdyby nie jej gwałtowny wzrost i trzęsąca się ziemia dookoła mogłabym tego nie zauważyć.

    Już ja was znajdę przeklęte cyborgi!  Wykrzyczał w niebo.  Pożałujecie, że stanęłyście na mojej drodze!

W oddali rozbłysło się światło pioruna ukazując gęstą strukturę chmur. Vegeta był niesamowicie wściekły, takiego jeszcze go nie znałam. Przerażał mnie, a zarazem fascynował. Nie był tym, którego niegdyś znałam. Czy to był mój brat? Ta aura, która spowijała jego ciało i ten złocisty kolor włosów. Legenda, którą niegdyś uraczyła mnie matka na dobranoc, była prawdziwa! Tacy wojownicy jednak istnieli i jeden właśnie stał przede mną. Żołnierze o tak nieograniczonej mocy, że mogli zabijać samym wzrokiem. Jakim więc cudem jakiś cyborg był silniejszy od takiego księcia? Czy tak naprawdę legendarny pogromca świata był jednak słabszy, niźli się wszystkim zdawało? Długo jeszcze, rozmyślałam nad tą zagadką, chroniąc się przed rzęsistym deszczem pod czarną peleryną, która wkrótce miała przemoknąć.

Minęło sporo czasu od rozmowy z Vegetą. Nie mogłam uwierzyć, że znowu jesteśmy razem! Dawno takiej pogody nie widziałam tu, na Ziemi. Dostrzegłam już jakiś czas temu, że było wiele rozmaitych klimatów, a wszystko zależało od regionu planety względem słońca. Zupełnie inaczej niż na naszej Vegecie. Na wielu planetach zresztą także. Wracając do wspomnień z wczesnego dzieciństwa, nigdzie nie dostrzegłam tak urozmaiconej flory i fauny. Czyste powietrze, woda i ta grawitacja całkowicie się odróżniały. Śmiałam stwierdzić, że mój niegdyś ukochany dom przypominał tutejsze pustynie, gdzie ziemia była jałowa i bez wyrazu, w końcu prowiant był dostarczany z innej pobliskiej planety. Tutaj dosłownie wszystko miało cudowny zapach, jak i wygląd. Czy tylko na pięknych planetach było dobre i dostatnie życie?

Rozpadało się na dobre. Vegeta nadal nie przestawał niszczyć swoją energią terenu pod stopami. Co sprawiało to zachowanie? Czy było to zażenowanie po przegranej walce? Czy był zniesmaczony swoją niedostateczną potęgą? Nie byłam pewna, ale takie odniosłam wrażenie. Mnie mówiono, że legendarny wojownik jest najsilniejszą istotą we wszechświecie, jemu na pewno też i teraz musiał poczuć smak gorzkiego rozczarowania.

Ogromne i ciemne chmury spowiły resztę nieba. Jedynie aura Vegety rozjaśniała tereny wokoło ukazując już nocne sklepienie. Deszcz zaczął spływać mi  pod pancerz kombinezonu wykonanego przez Arconian. Oznaczało to, że materiał płaszczu miał już dość kontaktu z wodą. Przeszedł mnie chłodny deszcz. Zaczynało robić mi się zimno, a żołądek także nie omieszkał poinformować mnie o swoim stanie zapełnienia.

    Vegeta! – Zawołałam lecz nie uzyskałam zainteresowania.

Delikatnie uniosłam się na niewielką wysokość nad ziemią po czym podleciałam w stronę brata.
    Vegeta…  Ponowiłam próbę kontaktu.

Niestety jego gniew nie zauważał mojej obecności co powoli zaczynało robić się irytujące.
    Vegeta!  krzyknęłam  Do cholery! Wołam cię!

Jak niby miałam zwrócić na siebie uwagę tak zdenerwowanego Saiyana, jak on? Rzuciłam kulę ognistą w jego kierunku, która trafiła go w sam środek plecy. Odwrócił się jeszcze bardziej rozwścieczony niż dotychczas, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Ponownie wystrzeliłam, a co mi tam? Albo się uspokoi, albo całkowicie mu odwali. Jakaś część mnie chciała to sprawdzić. Ten jednak nie nie wytrzymał i rzucił się na mnie niczym bestia. Starałam się obronić, lecz nie potrafiłam nawet dobrze go zablokować. Mocno uderzył mnie w twarz, runęłam z impetem w dół, prosto w kałużę. Leżąc spojrzałam na niego ze zdziwieniem pocierając pulchniejący policzek. Bolało jak diabli.

     To twoja wina.  Strzelił we mnie niebieską wiązką energii.

W ostatniej chwili zrobiłam unik. W miejscu, w którym przed chwilą spoczywałam widniała głęboka dziura. Wytrzeszczyłam oczy wyobrażając sobie, czy mogłabym skończyć jak grzanka.

    Odbiło Ci, do cholery?! – Oburzyłam się.

Wzleciałam na wysokość Vegety ściągając wściekłe brwi. Nie podobało mi się jego zachowanie i miałam zamiar wyciągnąć od niego jakieś wyjaśnienia.

Niebo zabłysło od gromu.

     Od kiedy podnosisz na mnie rękę?  Fuknęłam oburzona.

Czy aby na pewno był to mój, rodzony brat? On nigdy wcześniej tego nie zrobił! A może nie miał okazji przez te lata? Miałam tylko cztery lata i tak naprawdę ledwo opuściłam inkubatorium. Nie odpowiedział. Za to ruszył z zawrotną prędkością w moją stronę, zupełnie jakby chciał właśnie mi odpłacić za swoje niepowodzenia. Przez chwilę wisiałam w powietrzu jak słup soli, nie wiedząc, czy się bronić, zaatakować, czy może jednak uciekać. Gdzieś w oddali pojawiły się dwa tańczące w chmurach pioruny, a niedługo po nich rozbrzmiał huk. Burza nadchodziła, a wraz z nią coraz bardziej ulewny deszcz.

Jakaś cząstka mnie nie potrafiła działać. Powtarzała sobie, że rodziny się nie rani, ale czy miałam pozwolić dać się uderzyć? Czy nie wystarczająco już oberwałam od pomagierów Changelinga? Gdyby nie cudowne machiny lecznicze nie miałabym tak pięknej skóry, bez skazy. Przecież tak łatwo było sprać bezbronne dziecko do nieprzytomności, by następnie wrzucić w cudowny płyn i doprowadzić do stanu sprzed masakry.

Kolejne dwie błyskawice uderzyły nieopodal. Niebo wyglądało na bardzo rozgniewane. Wyciągnęłam ręce przed siebie i zaczęłam w nich skupiać olbrzymią ilość energii. Nigdy nie używałam takiej mocy przeciw istocie żywej, wszak od jakiegoś czasu wędrowałam po pustkowiach trzeciej planety od słońca, a zwierzęta nie były mi groźne. Vegeta zawisł przyglądając się uważnie moim poczynaniom. Nie byłam pewna czy na jego ponurej twarzy zagościł chytry uśmieszek. Gdy byłam gotowa, wystrzeliłam wiązkę energii głośno przy tym krzycząc. Książę nie ruszył się z miejsca, zupełnie jakby chciał bym straciła nad sobą kontrolę. Cóż, udało mu się.

Co on robi?  Chyba nie chce... Przeraziła mnie ta myśl. Pospieszyłam ku niemu, a oślepiający błysk, który usiłowałam wyprzedzić nie dawał mi widoczności. Nie mogę cię skrzywdzić... Z całej siły odepchnęłam go poza trajektorię lotu pocisku. Niestety, sama nie zdążyłam się uratować i  odczułam na sobie niemożliwie wielką moc dla mego ciała. Niewyobrażalny ból, którego tak dawno nie musiałam znosić. Bez jakiegokolwiek czucia z wysokości pięćdziesięciu stóp spadłam na ziemię wbijając się w jej rozmokłe podłoże.

To było niesamowite, a zarazem niewiarygodne! Na własnej skórze mogłam się przekonać jak bardzo się wzmocniłem, a sam fakt, że wraz z uderzeniem nie zemdlałam był nad wyraz pocieszający. Złocisty kolor włosów Saiyana zanikł. Znowu był sobą i z wielkimi pytającymi oczami przykucnął obok mnie.

— Dlaczego to zrobiłaś? — Zadał pytanie.

    Bo jesteś moim bratem. – Wybełkotałam z ledwością.

Wiedziałam, że za chwilę stracę przytomność, bo przed oczami majaczyły mi czarne punkty. Zanim jednak całkowicie utraciłam świadomość wyczułam jak podnosi mnie z napełniające go się wodą dołu.

***

— Dałbym sobie radę — powiedział do siebie. — Wydoroślałaś. Choć to wciąż za mało by walczyć.

Wpatrywał się w tę małą dziewczęcą twarzyczkę zroszoną deszczem zastanawiając się jak to możliwe, że udało jej się dotrzeć aż tutaj. Był dumny, że jego małej siostrze udało się przechytrzyć okrutny los i chociaż nie był typem familijnym od wieków to nie zamierzał jej więcej stracić z oczu. Pomyślał, że jeśli się dobrze postara ta mała Saiyanka będzie potężną wojowniczką. Skoro Kakarotto mógł trenować swego syna, dlaczego nie on swą siostrę? W końcu była księżniczką, nie byle podrzędną ogoniastą.






Co tu się dużo rozpisywać? Ten rozdział został bardziej rozbudowany niż było to pierwotnie i właśnie tego w nim brakowało. Oczywiście nie zabrakło zmian, bo jak popatrzeć wstecz... Cóż nie było spójności i w ogóle taka dziecinada ;)
Teraz nie muszę się go wstydzić :D
Dla nie wtajemniczonych, w opowieści będą pojawiać się okazjonalnie, z konieczności zmiany narracji co oznacza, że czasem dowiemy się co myślą i czują inni bohaterowie, a główna postać nie będzie w stanie opowiedzieć swojej historii.

17 komentarzy:

  1. ~Izunia.
    10 grudnia 2008 o 8:17 PM

    Notka ciekawa ;). Vegeta w swoim żywiole, jedyne, co mi nie pasowało, to ostatnie zdanie. Veg mówi, że Sara jest bardzo silna? Też coś xD.Może rzeczywiście tak sobie pomyślał, ale nie sądzę, żeby to kiedykolwiek i komukolwiek powiedział. Wiesz…. ta jego duma i ambicja (za to go kochamy). Poza tym mnóstwo literówek i ‚błędzików’. Pozjadane literki, brak przecinków… ech. Muzyczka cudna, naprawdę ją lubię. Przywołuje miłe wspomnienia i jest taka…. dragon ball’owa po prostu xD. Dobra, komentarz będzie króciutki, ponieważ się śpieszę do Seniora mego ;p. Pozdrawiam ;*;*!

    OdpowiedzUsuń

  2. ~Bryonly
    10 grudnia 2008 o 8:21 PM

    Notka jest dosyć ciekawa ;).Ale nie wiem dlaczego nazywa się akurat ,Upokożony Saiyanin’?Pomijam fakt,że nie piszę się ,upokożony’ ,ale ,upokorzony.UPOKORZONY przez ,rz’ a nie przez ,ż’. ;p,Brakuje mi też znaku ,?’ w zdaniu ,,- Ciekawe kto je stworzył jako pierwszy i dlaczego- ”.Ogólnie jest ciekawie ;D.Sarah walczy z Vegim…Zasłania Go w ostatniej chwili ;).Zapowiada się jakaś ciekawa akcja! ;)I dobrze!Czekam na news! :)!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Odea
    11 grudnia 2008 o 4:48 PM

    Notka nawet ciekawa, fajnie muzykę dorałaś, aczkolwiek nie podobało mi się zachowanie Vegety. Nie zrozumiełam tego, dlaczego się tak nagle wkurzył i trochę na końcu był taki nie „Vegetowaty” ogólnie to notka fajna ;)Czekam na następny odcinek i pozdrawiam! xD

    OdpowiedzUsuń
  4. ~elizabeth
    13 grudnia 2008 o 5:21 PM

    notka bardzo fajna może faktycznie ostatnie zdanie takie nie vegecie, ale ogólnie to mogło mu sie wymsknąć :) przepraszam za krótki komentarz i zapraszam na newsa do mnie ^_^

    OdpowiedzUsuń
  5. karlitos@amorki.pl
    14 grudnia 2008 o 11:00 PM

    Co ja sie bedę rozpisywac. Poprostu ostro no i prosto ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. angelika935@amorki.pl
    19 kwietnia 2010 o 6:10 PM

    Bardzo fajna notka. Sara jest rzeczywiście silna i bardzo kocha swojego brata. Cieszę się, że go odnalazła!

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałem i dowiedziałem się, że Vegeta to niezły cwaniak xD Że niby Goku zabił Nappę? Hahaha! Ktoś tutaj wybiela swoją historię ;) No i też rzucił mi się w oczy tekst Vegety Lindy "Co Ty wiesz o zabijaniu?" :D Bogeta? Venda? xD Lingeta! :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Lepszy od Livety byłby jeszcze Vegusław xD
    Żarłomir xD To wspaniałe tłumaczenie JPFu. Podobno nazewnictwo w mandze Super będzie podobne :"( Nie wiem kto zrobił to gorzej RTL7 czy JPF xD I tak każdy jedzie po swojemu. Raperzy też mają to gdzieś i raz używają normalnych nazw, a w tym samym utworze potrafią powtórzyć to samo imię inaczej po "RTLowemu". Taka dygresja...
    Ale polecam!
    https://www.youtube.com/watch?v=jcAVoqUU3G8
    i Oxona.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oryginalnie Yajirobe, a w anime był "jaskiniowcem" xD
    Komórczak to jedyny uzasadniony wybór polskich tłumaczy. Srsly, to ma sens, szczególnie że jest w biologii coś takiego jak komórczak. Z nim akurat nie mam problemu, ale z Songiem, BuBu, a w szczególności z Szatanem Serduszko już mam xD
    Raczej powinno być Buu, bo Toriyama zmieniał nazwy tylko odrobinę, a angielscy tłumacze to uszanowali, żeby trochę się różniło od oryginału, więc zamiast Boo dorzucili Buu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozumiem, że Vegeta traktuje ją z góry i uważa za dzieciaka, w końcu nim jest :) ale tak samo traktował Gohana, nie doceniał go! A wszyscy wiemy, jaką gówniarz miał w sobie moc, nawet nie mógł się z nim równać wielki dumny saiyanski książę :D Mam przeczucie, że Sara też go jeszcze czymś zaskoczy!

    Podobał mi się bardzo ten fragment, jak Sara rozmyślała o legendarnym wojowniku z takim samym rozczarowaniem jak Vegeta, że jego siła jednak okazała się niewystarczająca w starciu z androidami.

    Ahhh, zaczyna się moja ukochana saga Komórczaka 😍

    Myślałam, że od czasu zabicia Freezy i jego ojca przez Trunksa a androidami minęły trzy a nie dwa lata? O ile to nie zostało specjalnie zmienione :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    pieknie bardzo się wzmocniała ale czyżby Vegeta chciał sprawdzić jej siłę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  12. Nappa zginął z ręki Vegety (chyba, że w tej wersji jest inaczej). I jakoś nie widzę powodu, dlaczego Vegeta by kłamał na ten temat. On się nie wstydził swoich wyborów, a z pewnością nie podczas sagi cyborgów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie ostatecznie Gokū pokonał Nappe :) Wiemy, że Vegeta kazał mu odstąpić od walki, a ten się zaparł, że nie odpuści. Vegeta nienawidzi niesubordynacji i dobija swojego. Tutaj Nie ma tego zakończenia. Nappą nie doczekał chwili, w której prosi księcia o pomoc. Gokū użył zbyt dużo siły podczas ataku kaioken. Nie jak w oryginale sparaliżował dryblasa, a złamał mu kręgosłup tym samym uśmiercając go. ;) Aż wpadłam tym samym na pomysł by kiedyś opisać ta sytuacją właśnie w bonusach. 🤔 W końcu jest inaczej niż w oryginale.

      Usuń
  13. Bonjour!

    Szczęśliwa trzynastka za nami.

    Dialogi momentami kuleją, ale podoba mnie się ogólny zamysł. Bardzo ciekawe było też to, że umieściłaś Sarę wewnątrz jednej ze scen z anime/mangi. To interesujący pomysł. Jak wspominałem, spodobała mnie się też interwencja Sary po własnym ataku.

    Aż szkoda, że dialogi nie są bardziej rozbudowane, a postacie nie chcą, ze sobą bardziej treściwie rozmawiać.

    Jednakże ogólnie to jeden z fajniejszych odcinków do tej pory ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym czasie Veguś nie miał zamiaru rozmawiać. Dialog rozbudowany to powinien być jedynie po stronie małolaty. Vegeta walczy z szarganą dumą i ostatnie czego chce to prowadzić treściwy dialog 😅
      Sara nie zna siły brata, nie wie jaki jest potężny. Sama nie ma świadomości czym dysponuje ona. Jako dziecko chcąc zwrócić uwagę zaginionego, a nawet martwego brata posuwa się do ostateczności, a potem tego żałuję. Dzięki za uznanie 😁

      Usuń
  14. Ooo i tu na dziś przystaję, bo pora odpocząć.
    Zauważyłam, że Twój styl w niektórych odcinkach jest inny. Tworzenie przez długi czas tak już ma. Pamiętam swoje własne stare teksty. Człowiek z czasem wszystkiego się uczy i nieustannie doszlifowuje swoje umiejętności. Widać już, że z Twoim pisaniem jest tak samo.
    Pomińmy jednak kwestie techniczne... Muszę przyznać, że nie zawiodłam się reakcją Vegety. Jest dokładnie taki, jak sobie można go spodziewać! Dumny, zarozumiały i wciąż bardzo wściekły! Idralny!(Może trochę zbyt się jaram,ale to moja ulubiona postać)Istny z niego drań, ale widać ma dobre serducho. Wierzę, że jego zachowanie wynika z tego, że chce sprawdzić Sarę i o ile to możliwe pragnir zahartować ją na przyszłość. Przynajmniej takie mam nadzieję,bo mimo wszystko w końcu próbował uśmiechnąć się do siostry. Wszystko jednak przede mną. Z pewnością będę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak odpisywałam wcześniej, opo stare, dużo starego tekstu i tam gdzie widnieje notatka na początku, tekst przed korektą, trzeba zacisnąć zęby by czytać 😱🫠🤪🤭

      Dziękuję przede wszystkim za uznanie. To bardzo miło czytać, że Vegeta Ciebie nie zawiódł ❤️ Ja też bardzo go lubię. Przeszedł długa drogę od złola do zdolnego do uczuć ojca. nawet jeśli wciąż kiepsko mu idzie 🤪
      o więzi między rodzeństwem będzie ciut więcej po 16odc. :)

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!