04 lutego 2018

*12. Sen staje się rzeczywistością

Saga: Androidy

Rok 767
Planeta Ziemia

Czas nieubłaganie mijał, a ja czułam, że stoję w miejscu. Tonęłam w swojej głowie. Nie potrafiłam odnaleźć własnego brata. Nawet jeśli kogoś z nutą desperacji zapytałam o Vegetę, dostawałam zbliżone do siebie odpowiedzi: Nie znam, a kto to? Pierwsze słyszę. Zgubiłaś się, dziecko? I najlepsze: Gdzie są twoi rodzice? A może za mało się starałam? Kiedy brakowało mi chęci, bądź byłam wściekła z braku rezultatów, wracałam na pustkowia między miastami, by zająć się treningiem. Dawałam wtedy upust swojej frustracji; Za każdym razem korzystając z kamienia Mandaru. Bałam się, że tutejsi mieli swoje urządzenia namierzające. Artefakt pokazał, że z nim jestem bezpieczna. Obawiałam się spotkania z ojcem Son Gohana. Przed oczami miałam śmierć. Mógł mnie zniszczyć, w końcu byłam zbrukana opactwem samego Freezera, z którym nikt nie chciał mieć nic wspólnego.

Czas uciekał, tego byłam pewna, a jednak wydawało mi się, iż stanął w miejscu. Czułam ogromną pustkę ziejącą z głębi ciała. W życiu nie pomyślałabym, że będę tęsknić za którymkolwiek z załogi. Może i nie brakowało mi ich dosłownie, ale brak towarzystwa doprowadzał mnie do szaleństwa. Gadałam sama do siebie, wymawiałam myśli na głos. Potrzebowałam namiastki normalnego życia. Tylko czy moje życie kiedykolwiek było można uznać za normalne? Na samą myśl parsknęłam. Samotność w mym życiu była dobijająca i nieustannie za mną podążająca. Jak cień.

W końcu dorosłam do decyzji, by stanąć twarzą w twarz z pobratymcem. Bez względu na to, czy miał w planach rozerwać mnie na strzępy, czy po wysłuchaniu mnie wypuści, musiałam to zrobić. Jako księżniczka uznałam, że był mi to winien, ze względu na pochodzenie nie tylko moje, ale i jego. Później miałam nadzieję, że jednak pozwoli mi opuścić ten świat i ruszyć przed siebie jako wolny Saiyan. Wypytać o mego brata również. Jeśli kiedyś się spotkali, musiał mieć jakieś informacje na jego temat.

Odziana w podniszczony kombinezon i wciąż nienaganną pelerynę wzbiłam się w przestworza i ruszyłam w stronę statku Colda. Przynajmniej tak mi się zdawało, że było to w tamtym kierunku. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że tak długo tu będzie mi dane tu gościć. Najgorsza jednak była niewiedza. Jak długo tutaj byłam? Ile jeszcze miałam wytrwać? A może winnam była się poddać?
Z zamyślenia wyrwała mnie potężna eksplozja. Teren górzysty, istna pustynia i ziemskie czarne drogi prowadzące od jednej ludzkiej aglomeracji do drugiej. Nie dało się jej nie dostrzec. Pomyślałam, że może powstało tam jakieś osuwisko, naturalna sprawa, ale zaraz pojawiło się w innych miejscach więcej wybuchów. Musiałam się toczyć tam walka, bo jak inaczej mogłabym to rozumieć?

Postanowiłam podążyć za tym z nieukrywaną ciekawością. Moją głowę naszła porażająca myśl — A jeśli był to jakiś odwet za Freezera?  Niby nie realne, gdyż sam król Cold gryzł ziemię. Ale Organizacja wciąż miała swoich ludzi. Mogli zawsze wysłać tutaj zwiadowców i upewnić się, że demony mrozu opustoszyły to ciało niebieskie. Wszystko było możliwe. Zwłaszcza gdy utracili kontakt ze statkiem po wylądowaniu. Z przestrachem przełknęłam uwierającą me gardło gulę.

Zawzięta walka musiała toczyć się gdzieś na nieograniczonym terenie, gdyż potężne eksplozje przemieszczały się z niesamowitą prędkością. Pognałam tam, najszybciej jak umiałam. A powiedzmy sobie szczerze, że mistrzem latania to ja nie byłam. Gdy już udało mi się dotrzeć do celu, zawisłam na niebie, obserwując co się właściwie działo. Po czole spływały krople potu. Od zdenerwowania, czy jednak słońce dawało się we znaki? A może jedno i drugie?

W dole dostrzegłam jakąś postać o złotych barwach. Złociste światło, które otaczało walczącego, nagle gdzieś przepadło. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jego przeciwnika. Tek tam mógł być tutejszy. Chociaż nie... Po baczniejszych oględzinach zauważyłam, że odziany był w bojowy uniform. To był ktoś z Kosmicznej Organizacji. Ze strachu, cała zesztywniałam. Jednak przylecieli.

Ponowiono starce. Akcja toczyła się szybko, nawet za bardzo, bo niejednokrotnie złapałam się na tym, że nie byłam zdolna wyśledzić ruchów. Rozwalali wszystko, co się dało! Postać bez poświaty uderzała z taką siłą, że ta druga padła na ziemię z przeraźliwym wrzaskiem. Złamała mu rękę. Na samą myśl przeleciał mnie zimny dreszcz. Podleciałam nieco bliżej, tak by dostrzec postacie w miarę możliwości, jednak wciąż pozostać niezauważoną. Normalnie mogłabym przypiąć kamień, ale nie miałam do tego jakoś głowy. Za bardzo poruszyła mnie sytuacja możności bycia obserwatorem. Z mandarkerą wszystko byłoby utrudnione.

Zresztą, czy musiałam brać czynny udział w tym, co się tutaj wyprawiało? Nie byłam obrońcą Ziemi ani żadnej innej planety. Rozglądając się po okolicy, dostrzegłam, iż na dole, w bezpieczniej odległości stała grupka ludzi. I oni  przyglądali się dotychczasowym poczynaniom.

Walka wyglądała na bardzo poważną. Rywale nacierali na siebie, jakby od tego zależało ich życie. Na pewno tak też było. Był tam sługus jaszczurzej organizacji! Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy pomagier jaszczura padł z donośnym i bolesnym krzykiem. Jeden z obserwatorów ruszył do walki, a jego do tej pory włosy wchodzące w odcień fioletu zabłysły złotym światłem. Był złudnie podobny do poległego w starciu. Nie podobało mi się to przedstawienie.

Dostrzegłam kolejne dwie osoby, które nie uczestniczyły w boju. Czy należeli do przeciwległej frakcji? Możliwe, ponieważ jak tylko ktoś z przeciwległej grupy zaatakował, to z drugiej również tak się stało. Im dłużej się przyglądałam, tym trudniej było mi uwierzyć w to, że walczyli dla KOH. Tak wiele się nie zgadzało. Dlaczego tylko jedna osoba nosiła uniform podobny do tego arconiańskiego?

Dosłownie chwila mej nie uwagi, a tajemnicze złote aury zanikły. Kolejna osoba przegrała w kontakcie z...? Przebiegłam skalną półkę, zeskoczyłam nieco w dół i przyjrzałam się wygranemu. Oczy mi się powiększyły, gdy zrozumiałam, iż to była zdecydowanie była kobieta. Kim ona była i skąd brała się jej niesamowita moc? Tak bardzo chciałam to wiedzieć, ale przypuszczałam, że nie byłaby chętna do rozmowy, na pewno nie ze mną. 

Kolejne dwie osoby ruszyły na zwycięzców tej rundy i tak szybko, jak się do tego zabrały, tak też szybko poległy. Kimkolwiek byli okazali się naprawdę potężnymi przeciwnikami. Prędzej to ich podejrzewałabym o kontrakt z organizacją. Z gracją się poruszali i zadawali niebotyczne ciosy. Wyobraziłam sobie, że zdeptują mnie jak robaka.

Zrobiło się niezręcznie cicho. Nawet dla mnie. Czy była to jakaś wojna gangów? Możliwe. Obserwowałam z góry przegranych i ostatecznie doszłam do wniosku, że potrzebuję informacji. Miałam już dość bycia duchem. W dodatku tam leżał obity do nieprzytomności, a może nawet martwy jakiś typ, którego może i nie znałam, ale zdecydowanie wiedziałam, kto nim dowodził. Może chciał po cichu przejąć tę planetę? Changelingi nawet po śmierci sprawowały destrukcyjną władzę.

Błyszczący mężczyzna kilkukrotnie spróbował swoich sił z kobietą. Był zdecydowanie nieugięty. Musiałam przyznać, że wyglądało to nie tylko głupio, ale i imponująco. Przed oczami stanęło mi wspomnienie, w którym Dodoria traktował mnie w podobny sposób. A ja? Ja, tak jak ten gość próbowałam być twarda. Na pewno nie wyglądało to tak podniośle, ale porównanie okazywało się trafne. 

Ostatecznie i tak przegrał. Przerażona tym faktem przytuliłam się do skały. Ze stresu poczułam, jak zaczynam się pocić. Nie tylko ja musiałam mieć takie odczucia. Został jeszcze jeden przeciwnik. Stał on na drodze, jedyny, który się nie wtrącał z bandy przegrywów. Dwójka zaraz przeniosła się na górę. Na bezdechu wyczekiwałam kolejnego nokautu. Nic jednak takiego się nie wydarzyło. Tajemniczy siłacze ruszyli przed siebie, całkowicie ignorując ostatniego rywala. Jemu najwidoczniej nie podobała się taka ignorancja — zrównał się z nimi. Ostatecznie zostawili go samemu sobie.


To był ten moment, w którym poczułam, jak wiotczeją mi wszystkie mięśnie. Osunęłam się, jednocześnie połykając haust powietrza. Nawet obserwator miał prawo się bać. Stopą przesunęłam kamień, który runął na dół. Łysemu mężczyźnie w dole najprawdopodobniej stanęło serce z wrażenia, gdyż krzyknął. Chwilę później odwrócił się w moją stronę w panice, a gdy mnie ujrzał, głupkowato się uśmiechnął, zupełnie jakby spodziewał się kogoś bardziej groźnie wyglądającego.

Kryjówka była spalona, a ja dostrzeżona. Nie było sensu ukrywać się jak tchórz. Ciekawość z resztą i tak mocno mnie pochłaniała. Nie potrafiłam przejść obojętnie. To, co się tutaj przed momentem rozegrało było... Zdecydowanie nieziemskie. Jeszcze nie tak dawno uważałam Changelingi za najpotężniejsze istoty, później był ich tajemniczy pogromca, a teraz? Teraz był znowu ktoś. Ta planeta skrywała niesamowicie wiele zagadek.

— Co tu się właściwie stało? — zapytałam z wielkim zainteresowaniem, gdy tylko zeskoczyłam ze swojej dotychczasowej kryjówki. Spróbowałam udawać zagubionego przechodnia.

Mężczyzna z wypalonymi na czole bliznami — było ich sześć, odziany był w jaskrawy, pomarańczowy kombinezon i lekko wyglądające trzewiki. Zdecydowanie nie krył swojego zaskoczenia. Czoło zroszone miał potem. Naprawdę musiał bać się tamtych.

— Co tu robisz dzieciaku? — odpowiedział pytaniem. — To nie miejsce, dla ciebie! Zmykaj!

Na jego słowa, aż się we mnie zagotowało. Nie znosiłam, gdy traktowano mnie jak popychadło i nic niewartego śmiecia. Zawsze to samo. Dawno temu kazano mi wydorośleć, a mimo to gdzie tylko się pojawiałam, uważano mnie za jakiegoś marnego podlotka.

— Nie jestem dzieckiem — fuknęłam, marszcząc nos. — Kim jesteście? Z kim się biliście? Dlaczego ciebie nie tknęli?

Spojrzał na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem i zdawał się zastanawiać czy powiedzieć mi prawdę, czy potraktować jak kilkulatka. Spławić głupawym tekstem godnym pięciolatki było najprościej. Łypałam na niego, najgroźniej jak potrafiłam. Nie chciałam zostać pogoniona. Musiałam wiedzieć, co się tutaj wydarzyło i kim był tamten gość w granatowym kosmicznym uniformie!

— Hallo? Nie ignoruj mnie Ziemianinie. — Pomachałam mu ręką przed twarzą.

Niskorosły zamrugał kilkukrotnie, a następnie spoważniał. Nie wypowiadając ani słowa wyminął mnie i machnął ręką, jakby chciał mnie odgonić, a następnie zeskoczył do wąwozu. Nim to jednak nastąpiło, zawołał:

— To cyborgi. A teraz zmykaj do domu, dzieciaku.

Zostawił mnie tu samą bez dodatkowych informacji. Tym razem to ja zamrugałam z osłupieniem. Nie miałam domu. Nie miałam dokąd wracać. Nie mogłam spełnić jego komendy, nawet gdybym była grzeczną dziewczynką. Nie było takiej możliwości. Ostatecznie pozostało mi zejść na dół, zaraz za nim. Jeżeli on myślał, że zamierzałam zniknąć, nie dowiadując się czegoś o ich przeciwnikach, był w ogromnym błędzie. Mężczyzna kolejno opróżniając małą sakiewkę wcześniej uwiązaną do granatowego pasa, dał poturbowanym jej zawartość do zjedzenia. Wyglądały jak nasiona, ale to, co czyniły ze zmasakrowanymi ciałami, było nad wyraz imponujące. Podnosili się, zupełnie jakby po prostu odpoczęli, a ich rany zasklepiały się, zupełnie jakby wylądowali w jednej z naszych kapsuł regeneracyjnych. Cokolwiek ten facet posiadał, zapragnęłam mieć także. To było jak czary!

— Vegecie raczej nie dam — mruknął łysy.

Jeden mężczyzna wciąż leżał nieprzytomny i połamany. Dostrzegłam, że był to ten, który miał strój łudząco podobny do mojego. Czy był on tajemniczym zwiadowcą? Ale... Ale czy ja się czasem nie przesłyszałam? Serce zamarło mi na moment. Jednocześnie w gardle powstała piaszczysta pustynia. Przed oczami dostrzegłam mroczki.

— Jak go nazwałeś?! — Doskoczyłam do niskiego mężczyzny, niemal rzucając się mu do gardła. — Powtórz!

— Vegeta? — rzekł powoli, choć mało wyraźnie, bo właśnie nim potrząsałam.

Później usiłował wydukać coś w stylu: puść mnie. Przestałam nim trzepać niczym starym, zakurzonym dywanem a zaczęłam bacznie przyglądać się tamtemu nieszczęśnikowi. Tak bardzo chciałam, by okazał się moim bratem. Dzieliły nas zaledwie centymetry, to z jakiegoś powodu nie potrafiłam zdobyć się na jakikolwiek krok w jego stronę. Minęło sporo lat od dnia, w którym ostatni raz wymieniliśmy spojrzenia. A jeśli to nie był on i czekało mnie gorzkie rozczarowanie? Serce wskoczyło mi do gardła.

Niskorosły po uprzednim wyswobodzeniu się z mojego natarczywego uścisku ostatecznie podszedł do niego i nachylił się nad nim. Wystrzeliłam w niego pocisk i bez zastanowienia szybko podleciałam do leżącego. Jeżeli miał okazać się tym, którego poszukiwałam, to nie mogłam pozwolić, by ktoś go skrzywdził. Zwłaszcza ten Ziemianin, który nawet nie krył się ze swoją pogardą. Chwyciłam bezradnie ciało za ręce odziane w niegdyś białe rękawice, po czym postanowiłam się wznieść, by go stąd zabrać. Zrobiłam to całkowicie odruchowo, nawet nie spojrzałam tej istocie w twarz.

— Nie pozwolę wam go tknąć! — warknęłam.

Organizm pokonanego okazał się cięższy, niż mogłam się spodziewać. Sapnęłam, zbierając w sobie więcej energii. Musiałam go ratować. Nic więcej nie miało znaczenia na tej przeklętej, aczkolwiek pięknej planecie. Później do mnie dotarło, iż gość miał połamane obie kończyny, powykręcane w przeciwną stronę. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze.

— Hej, hej, hej! Nie zrobimy mu krzywdy, a postawimy na nogi — krzyknął do mnie facet w zielonym kostiumie. — Spokojnie. Odstaw go. Jest w stanie ciężkim.

Był bardzo dobrze zbudowany i podobnie jak tamten niski nie posiadał ani jednego włosa na głowie. Nie zamierzałam wierzyć w żadne słowa! Niby czemu mieli mu pomagać? Był obcym na tej planecie, ja byłam obca. Nie zachowywali się także dobrotliwie względem niego.

— Skąd mam wiedzieć, że mówicie prawdę?! — Nie dowierzałam, nerwowo rozglądając się po grupie zebranych. — Przed chwilą słyszałam co innego!

Niski mężczyzna poczerwieniał, po czym podrapał się po karku, nie ukrywając speszonej miny. Wzięłam głęboki wdech, jednocześnie nadymając policzki. Przełożyłam uszkodzoną rękę znokautowanego wojownika przez ramię, by ułatwić sobie lot. Głowa delikwenta się zahuśtała. Pomyślałam, że jeśli przerzucę go całkiem przez ramię, coś wskóram. Był niestety ode mnie większy. Musiałam zwiewać stąd inaczej.

— To nie tak... Po prostu... — wymamrotał. — Nie darzymy się specjalnym... yyy... Nie jesteśmy w zbyt dobrych stosunkach. Co nie oznacza, że zostawiłbym go w potrzebie.

— Mów za siebie — burknął zielonoskóry mężczyzna.

— Nie pomagasz, Piccolo! — obruszył się człowiek z dodatkowym okiem na czole. Ten w zielonym kostiumie.

Przyjrzałam się temu całemu Piccolo, a po chwili doszłam do wniosku, iż był Namekaninem. Takim samym, jakich wybito dla magicznych artefaktów. Co on tutaj robił?  Niemniej jednak nie zamierzałam się poddawać. Nie teraz... W końcu w moich uszach rozbrzmiało surowe: Chcesz go zabić? Proszę, pozwól nam mu pomóc. Słowa te należały do fioletowowłosego. Chłopak w przeciwieństwie do reszty nie miał tak szorstkiego spojrzenia. Czy był on kimś nieobojętnym na jego cierpienie?

Ostatecznie się poddałam, delikatnie kładąc ciało na rozorane walką kamienne podłoże. Jeżeli faktycznie planowali postawić mężczyznę na nogi, nie mogłam im tego zabronić. Młodzieniec ostrożnie pomógł mi położyć pokonanego na podłoże. Teraz miałam okazję mu się przyjrzeć dokładniej.

Twarz miał zbrukaną krwią, która go szpeciła, choć do dnia obecnego byłam przekonana, że krwiste zacieki dodają uroku. Jakże była to bzdurna bajeczka, ale jak inaczej nauczyć się ignorować morze krwi? W ekspresowym tempie byłam zmuszona zapanować nad strachem albo zginąć od ciosu władcy. Karzeł podał magiczne nasiono, niebieskookiemu, a ten spróbował go ocucić, a następnie polecił, by zjeść ów lekarstwo.

Dotąd poturbowany mgnieniu oka stanął na nogi, a ja jak stałam, tak nie mogłam uwierzyć, że przede mną stał on, sam dziedzic tronu Saiyan. Szczęka opadła mi do ziemi i nawet nie zastanawiałam się, czy ją zbierać. Czy głupio nie wyglądam z rozdziawioną buzią? Gdzieś w środku zatliła się maleńka iskierka tej dziecięcej radości, którą w sobie miałam, gdy on opuszczał nasz dom, ale dziś nie byłam tą małą dziewczynką, a on nie był już tym samym bliźnim. Na przekór wszystkiemu poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, a jednak nie chciałam tutaj ronić łez, nie w tym towarzystwie, więc nawet nie mrugnęłam, gdy zabrałam głos.

— Vegeta...?

Spojrzał na mnie swoim gniewnym i wyniosłym wzrokiem. Tym samym, jakim zwykle obarczał wrogów. Może gdybym go nie znała, przestraszyłabym się, ale tęsknota, którą w sercu nosiłam, nie pozwalała mi na tego typu emocje. On naprawdę tu stał. Był na wyciągnięcie ręki... To nie mogło dziać się naprawdę.

— Znamy się? — rzucił oschle, choć zdawało się wyczuć w jego głosie niechęć do poznania odpowiedzi.

Wszyscy zebrani patrzyli na nas na zmianę, wyczekując jakieś odpowiedzi. On uważał, że mnie nie zna, a ja przed kilkoma chwilami pragnęłam zmyć się z jego poturbowanym jestestwem. Szaleństwo. Tak wiele pytań wisiało w powietrzu, że po chwili odniosłam wrażenie, że nutka tajemniczości była nad wyraz emocjonująca. Z martwych powstała mała dziewczynka i nie wiadomo jak zjawiła się na nowo w życiu następcy Saiyan.

— Znasz to dziecko? — Pierwszy zapytał niskorosły. - Zdaje się, że wie, kim jesteś.

— Nie poznajesz mnie? — stwierdziłam, niźli zapytałam. Westchnęłam ciężko. — Prawda?

Brat spojrzał na mnie bardziej uważnie, jakby usiłował przypomnieć sobie czy gdzieś mnie nie spotkał. W jego oczach było widać obojętność, a nawet pogardę. Nie był w stanie we mnie rozpoznać swej malutkiej siostrzyczki, którą opuszczał przed laty, wybierając się właśnie tutaj. Jakby mógł? Minęło trochę lat. On jednak się nie zmienił. To znaczy, zmieniła się jego muskulatura, może nawet zmalał, albo raczej ja urosłam.

— Jestem... — zawahałam się.

Mężczyzna prychnął, zaplatając ręce na torsie. Odwrócił wzrok, spoglądając gdzieś w błękitne niebo. Zacisnęłam szczękę. Miałam ochotę krzyczeć do utraty tchu. W mojej głowie wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Myślałam, że jak tylko mnie zobaczy, będzie wiedział. Zawsze tak uważałam, byłam tego pewna! A teraz... Teraz nadeszła ta wielka chwila, a on zwyczajnie miał mnie gdzieś.

— Jestem księżniczką Saiyan. — Wreszcie zebrałam się na odwagę. Nie spuszczałam brata z oczu.

Usiłowałam wyglądać dumnie, mimo że gdzieś w środku pragnęłam rzucić się krewnemu na szyję i wykrzyczeć, jak ciężko mi było. Moje życie było pełne niebezpieczeństw i wielokrotnie tylko cudem nie zginęłam. Czy jednak nie należały mi się jakieś gratulacje? Stałam tu we własnej osobie!

— To niemożliwe. Jak śmiesz? — warknął książę. — Moja siostra nie żyje. Od bardzo dawna.

— To ja... We własnej osobie. — również warknęłam, wspominając odległe czasy. — Freezer cię okłamał! Zniszczył naszą planetę, oszczędzając tylko kilkoro z nas. Wiem, co widziałam!

Odwrócił się. Jego twarz zdobił niebezpieczny grymas. Nie tylko nie podobała mu się ta rozmowa, ale również musiała rozdrapać dawno zasklepione rany. Czy winnam być z tego powodu rozgoryczona? Na pewno nie.

— Łżesz! — ryknął, dosięgając mnie jednym susem.

Czując palący ból na lewym policzku, ostatnie co dostrzegłam, nim upadłam to jego nienawistne spojrzenie. Nie wierzył mi. Jak mógł wierzyć w powrót zza grobu jakiegoś smarnego szczeniaka? Przykładając dłoń do pulsującej twarzy, usiłowałam nie uronić choćby łzy. Reszta zebranych tu istot zareagowało głośnym okrzykiem niedowierzania.

— Cóż... Ojciec przed śmiercią wyrzekł się mnie. Skończyłam jako córka służących — żachnęłam się. — Na moich, nie twoich oczach planeta Vegeta przestała istnieć! To było...

Dramatyczne wydarzenie — dokończyłam w myślach. Nie miał podstaw, by mi uwierzyć. Ja też bym nie uwierzyła, że mogłam przetrwać. Ciężko westchnęłam, po czym odpięłam za duży prochowiec. Jak inaczej pokazać, że byłam Saiyanką? Jeśli Son Gohan rozpoznał mnie takim szczegółem, to książę musiał tym bardziej. Nawet jeżeli swój gdzieś stracił, co nie umknęło mej uwadze.

— Jaszczur chciał mieć was, ostatnich z rasy pod kontrolą i opowiedział bzdurną bajeczkę. — Splunęłam pod nosem. — Ci, którzy przetrwali, zostali zesłani na więzienne planety. Prawdę mówiąc, nie wiem, jak udało mi się przetrwać, ale to naprawdę ja! Twoja siostra.

Podniosłam się, jednocześnie przecinając powietrze ogonem, którego nie dało się nie zauważyć. Starałam się patrzeć w jego oczy z tą samą intensywnością co on. Uderzył mnie za prawdę. Pogrzebał mnie wieki temu i nie mogłam mieć mu tego za złe. Na starych bogów, dlaczego nie chciał mi uwierzyć?

— Oczywiście, że nie był to żaden meteor — warknął, zaciskając pięść. — Freezer wyrżnął was w pień!

Vegeta wreszcie przyjrzał mi się uważnie, jakby jakaś cząstka jednak otworzyła się na tę nadnaturalną możliwość. Nie dowierzał własnym oczom. Na niebie płynęła jedna niewielka chmurka, która na chwilę przesłoniła słońce. Wypuściłam powietrze przez zęby, po czym wyszarpałam z szyi rzemyk, a następnie wyciągnęłam przed siebie dłoń. Jego oziębłość mówiła mi, że nie mogę liczyć na jakikolwiek przejaw pozytywnych emocji. Byłam pewna, że istota, którą kiedyś znałam przestała dawno istnieć. Jakby nie patrzeć, także nie byłam tą samą małą beztroską dziewczynką, która za wszelką cenę pragnęła zostać wielkim wojownikiem. Cóż, cenę poniosłam ogromną, jedną z najdroższych, a wciąż nie mogłam siebie nazwać ani wielkim, ani wojownikiem.

Moja dłoń wisiała w powietrzu i oczekiwała na jego reakcję. Przez dłuższą chwilę nawet nie drgnął. Jednak musiało coś, gdzieś pęc i wyjął swoją z żelaznego uścisku skrzyżowanego na piersi i podniósł niewielki przedmiot, by mu się przyjrzeć. Obserwowałam niczym posąg jego rosnące w niedowierzaniu oczy. Nikt nie miał prawa mieć tego pierścienia poza mną. Zacisnęłam szczękę w oczekiwaniu. W końcu dożyłam dnia, w którym się spotkaliśmy, w którym nasze drogi się skrzyżowały. To musiał być najwspanialszy dzień mojego życia, a mimo to wisiała między nami pustka.

— Sara... — wyszeptał, tasując między palcami pierścień z wygrawerowanym imieniem księcia.

Czy czas stanął, czy mi się tylko zdawało? Rozrywało mnie z radości, a jednak stałam tam jak słup, wyczekując jakieś reakcji swego brata. Tak bardzo chciałam, by dostrzegł we mnie kogoś więcej niźli tamtą smarkulę, która umarła wraz z wybuchem planety. Mężczyzna ostatecznie wyciągnął dłoń, czekając, aż odbiorę swój talizman. Czy to oznaczało, że mi nie wierzył? Uniosłam palce, po czym je zacisnęłam z obawy, co stanie się później. W reszcie zebrałam się na odwagę i zabrałam swoją własność. Uciekając wzrokiem, przywiązałam zniszczony wielokrotnie rzemyk na szyi, a następnie ukryłam go pod zakurzonym pancerzem.

— Nie wiedziałem panie Vegeto, że masz jakąś rodzinę. — Niezręczną ciszę przerwał głos jednego z zebranych.

Odwróciłam wzrok w jego kierunku i zdałam sobie sprawę, że już kiedyś go spotkałam. Szczerze? Dałabym sobie obciąć rękę, bo ogona byłoby mi szkoda, ale to był ten sam, który stanął naprzeciw armii Changelingów. Zagotowało się we mnie. Odskoczyłam za Vegetę, jakbym spotkała najstraszliwszego potwora na świecie. Zaciskając pięści, zmieliłam w nich kumulującą się energię.

— Kim ty u diabła jesteś!? — Wycelowałam w niego palcem. — To ty zabiłeś Freezera! Nie wydaje mi się!

Wszyscy stanęli dęba. Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo ich to zszokowało. Na własne oczy widziałam, co się tam wydarzyło. Ich za to tam nie zauważyłam.

— Tak, to ja go zabiłem. — Potwierdził fioletowowłosy. — Masz rację. Skąd to jednak wiesz? Jak się tu właściwie znalazłaś?

Przez takich jak on mogłabym nigdy nie dotrwać do tego dnia. Gdyby nie fakt posiadania mandarkery, od kilku lat gryzłabym ziemię. Mój jedyny brak już nigdy by się nie dowiedział, że usiłowałam go odnaleźć za wszelkie skarby wszechświata. Kimkolwiek był, musiałam traktować go jak wroga. Wtedy nim był, zabiłby mnie. Co do tego nie miałam wątpliwości.


28 komentarzy:

  1. ~Izunia.
    gru 03 - 9:15 PM

    Droga Killall!Przede wszystkim b u l w e r s! Czemu nie napisałaś mi, że u Ciebie nowa notka?! Wrr… A teraz przejdę do notki ;). Świetna!Naprawdę mi się podobała!Trzymała w napięciu i nawet te Twoje błędy nie wyprowadziły mnie z równowagi, czytałam jak zahipnotyzowana!Rozpływam się, Izunia pierwszy raz (i mam nadzieję – nie ostatni) rozpływa się dzięki Twojej notce ;). Oby tak dalej… Pozdrawiam ;*;*!P.S. Następnym razem napisz, że u Ciebie notka, bo jak nie to ręka, noga, mózg na ścianie ;>! xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Bryonly
    gru 04 - 9:33 PM

    Droga Killall! :DNotka jest zadowalająca, -tak to odpowiednie określenie.Ogólnie jest dobra, ale…to jeden z ważniejszych rozdziałów, ponieważ Sarah wreszcie odnajduje Vegetę, więc powinien być zupełnie inny. Wspaniały. Jedyny. Niepowtarzalny. A to jest notka, notka ciekawa, ale…ale brakuje mi tutaj tego CZEGOŚ, co odróżni ten rozdział (kiedy Sara spotyka się z Vegetą) od innych notek.Podoba mi się waleczność Sarah- to,że chce walczyć z ,wrogami’.Przepraszam,że tak krótko i z błędami, ale mam niewiele czasu.Pozdrawiam! :)Twoja

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Elizabeth
    gru 04 - 9:49 PM

    co do notki to świetna! z góry przepraszam za krótki komentarz ale czas goni.cudownie ze wreszcie spotkała vegete ciekawe co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Odea
    gru 06 - 11:17 PM

    Wybacz, ze dopiero komentuję, ale nie powiadomiłaś mnie o newsie :OŁaj?!Dobra, nieważne :), ogólnie to notka mi się podoba, ale mam jedno ale.Nie do końca wiem co się stało. Chyba ominełam jakąś notkę… i tu poawia się moja proźba. Czy mogłabyś wstawić na bloga archiwum? Chcialabym przeczytac poprzednią notkę ;)PS.U mnie jest już news, zapraszam : wwww.najwazniejszarzecz.blog.onet.plPozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Heidi
    gru 08 - 5:59 PM

    Occchhh. Wreszcie go odnalazła. Rozdział bardzo mi się podobał! Czekam na ciąg dalszy!! ;** [heidi-torres] u mnie notka będzie jutro xP

    OdpowiedzUsuń
  6. Angelika935@Amorki.Pl
    lut 28 - 5:15 PM

    Bardzo fajna notka, strasznie dużo się w niej dzieje. Sarah w końcu odnajduje brata, ale trafia także w środek walk z cyborgami. Ciekawa jestem, czy również przyjdzie się jej z nimi zmierzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli w tym timelinie Vegeta nie dowiedział się o zniszczeniu planety Vegeta przez Freezera od Dodorii na Namek. Musiał go (ją?) w takim razie szybko wykończyć bez zbędnej gadki ;)

    Ciekawe, że zaczęłaś od walki Vegety z #18. Sama energia Super Saiyan była odczuwalna wcześniej podczas walki Goku i Vegety z #19 i Dr. Gero. W sumie rzeczywiście nic ciekawego stamtąd się wyciągnąć nie dało, bo obie postacie giną szybko po ich wprowadzeniu. Lepiej było rzeczywiście od razu przedstawić walkę z #18. Vegeta nie powinien być trochę bardziej...wkurzony?
    https://www.youtube.com/watch?v=Ps0UodUr_pM
    ;)

    Sara nie umie latać i wyczuwać Ki...sporo nauki przed nią i cieszę się, że nie jest overpowered. To, co mnie wkurza w DBS, to już absolutnie przegięte poziomy mocy nowych wrogów. Imo SSJ3 ew. SSJ4 jeśli liczyć GT powinien pozostać ostateczną formą Saiyan, a nowi wrogowie i nowe postacie raczej nie powinny być silniejsze od Freezera z czasów sagi na Namek, który przecież swego czasu był najpotężniejszy we wszechświecie, a jego elitarne oddziały liczyły sobie max 120000 jednostek mocy, podczas gdy sam Freezer miał wiele milionów :P Nie chodzi mi o liczenie powerleveli (chociaż wtedy miały jeszcze sens), a rozrzut między poziomem mocy Freezera, a jego najsilniejszego sługi. We wszechświecie nikt nie miał prawa być silniejszy od Freezera (z wyjątkiem Saiyan, ale to jasne, bo o nich jest ta seria :)) skoro ten przez tyle lat nie musiał nawet trenować, a jego najsilniejszy człowiek był wielokrotnie słabszy od niego. To mnie właśnie irytuje w Super, ta niekonsekwencja. Jakim cudem #17 stał się o wiele silniejszy od Perfect Cella, którego był wcześniej tylko częścią? Bez równych mu przeciwników i Hyperbolic Time Chamber? xD Toż to nie ma żadnego sensu! Dlatego podoba mi się trzeźwe podejście do tej sprawy w fanfiku.

    W GT silni przeciwnicy zostali względnie dobrze wyjaśnieni: Baby przejął ciało i moc Vegety, Super 17 to fuzja dwóch #17, a Smoki Cienia miały w miarę sensowne backstory i fajne z perspektywy opowieści, że to Smocze Kule są właśnie ostatnimi przeciwnikami. W Super od poczatku do końca pojawiają się nowi przepotężni przeciwnicy zupełnie z...wiadomo i kładą SSJ3 (czyli dotychczasowy wyznacznik potęgi) na hita O_O. Tyle lat ciężkich treningów, kilka transformacji i jakiś szakal ma Goku na hita?! :O To mnie w tej serii irytuje oraz to, że w Super musimy się już serio domyślać jaką siłę mają postacie i wierzyć im na słowo, bo tak naprawdę walka Majin Vegety SSJ2 z Goku SSJ2 pokazała mi najlepiej jak potężne są postacie. Od tamtej pory już nie widzę jak rosną w siłę, tylko mnie o tym Krillin z trybun informuje xD A nawet gdybym oglądał dowolną walkę z Super oraz walkę Vegety z Goku z Buu Sagi, a byłbym laikiem, który nie oglądał żadnego DB wcześniej i ktoś by mnie zapytał jak uważam które postacie są potężniejsze, to powiedziałbym bez zastanowienia, że Goku i Vegeta z Zetki :P

    Jestem zwolennikiem trzymania się zasad ustanowionych przez Toriyamę nawet jeśli on sam już tego nie robi xD Btw. Wczorajszy odcinek Super był jedynym, który mi się naprawdę podobał fabularnie, bo Vegeta po raz pierwszy zrobił coś, czego wcześniej nigdy mu się nie udało zrobić xD (nie mówię, bo spoilery), ale był to jeden odcinek na 126, więc to kiepski wynik xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Killall!

    A ja cieszę się z komentarza. ;) Co do małego, to faktycznie taki wiek pełen buntu, ja ostatnio w weekend pilnowałam dwójkę maluchów - jeden ponad roczny, drugi trzy lata, no to ten pierwszy też ma aktualnie swoje humorki, a jeszcze najlepsze, jak jest zły i chce uderzyć starszego brata, na co ja nie pozwalam, to w płacz, że jak to tak mu zabraniać bicia? :D Swojego czasu ponad rok pracowałam w Klubie Malucha (czytaj żłobko-przedszkole), więc miałam do czynienia z dużą grupą dzieci, więc wiem jak ciężko jest z dziećmi, zwłaszcza gdy nie jedzą. Oby Twój jak najszybciej zaczął jeść!

    Co do wątku Vegeta-Bra, będzie on sukcesywnie rozwijany, także cieszy mnie, że się podoba i oby dalsze wydarzenia też przypadły do gustu. ;)

    No właśnie to trochę zabawne, że Vegetę lubi się pomimo gwałtów i morderstw, a z Trunksem niektórzy mają problem. Ja tam lubię ich obu, bo im bardziej czarne charaktery, tym bardziej Sylwek jest zachwycony xd.

    Odnośnie Trunksa z GT - nie, nie, nie, był tam nijaki, ułożony, irytujący... Jednym słowem beznadziejny. Zero charakteru, brak swojego zdania, brak czegokolwiek. Nawet dorosły Trunks powinien mieć pewien pazur, jakiś wyrazisty rys. :P O, to cieszy mnie zainteresowanie chłopakiem, jeszcze sporo o nim poczytasz. ;)

    Tak, publicznie się unieśli, w sumie w DB podczas turnieju Videl też latała, pewnie nie raz, no ale jako córka Herculesa, to pewnie uznali, że jest taka super. ;p No i nagrania w trakcie których Trunks i Goten latali też musiały obiec świat, poza tym na poprzednich turniejach Goku z ekipą też robili niestworzone rzeczy xd.

    Za chwilę odpiszę na kolejny komentarz. ;)



    OdpowiedzUsuń
  9. Od razu odpowiem na drugi komentarz. :)

    Jeśli chodzi o poziom, to myślę, że wzrasta z każdym odcinkiem o jakieś 0,3%, haha. :D To zależy jak często piszę, na pewno w tych starych notkach coś bym pozmieniała, ale ja już po miesiącu potrafię coś tam dostrzec przypadkiem w świeżo opublikowanym odcinku, poprawiając. Tych dawnych nie czytałam i nie miałam czasu na przeglądanie, więc dziękuję bardzo za wskazanie powtórzenia, zostało usunięte. ;)

    Co do Gohana, jak dla mnie przesadzał. Przecież mały Goku na turnieju wypuszczał na prawo i lewo kamehamy, Piccolo strzelał z oczu, Tenshinhan latał, a Goten i Trunks za dzieciaka szaleli po turniejowej macie. ;)

    Trunks jest przystojny, zarozumiały, bogaty, no większość dziewczyn na to leci. Niekoniecznie słusznie, ale nie mi osądzać. ;p

    Kwestia koszmaru i wiedźmy zostanie rozwinięta w następnych rozdziałach, ale to baaardzo długi wątek, także nie spoileruję. ;) Wszystko rozwijam powoli, z dokładnością. ;)

    Oby ta noc była spokojna, ślę dobranocne buziaki ;*

    P.S. Widzę, że faktycznie zawzięłaś się na czytanie i komentowanie, no jestem pod wielkim wrażeniem!

    OdpowiedzUsuń
  10. Taaa...wszechświat Ribrianne... Nie wiem kto pomyślał, że to może być dobry pomysł i jak bardzo musiał być naćpany. Więcej na ten temat pisać nie warto. To największa chyba pomyłka w Dragon Ballu od...zawsze. Porażka. Mam nadzieję, że nigdy nie wrócą. Jak zwykle czekam na następny odcinek...od Ciebie, nie Super :)

    Btw. nie wiem czy już pytałem, aleeee...oglądasz Dragon Ball Absalon? Ta fanowska seria może nie wygląda, ale choreografia starć i fabuła, a szczególnie design nowych przeciwników i transformacji zapowiadają świetnego Dragon Balla, takiego, jakim chcieli go fani, a nie takiego, jaki jest w rzeczywistości xD Kibicuję bardzo temu projektowi. Czasem sobie wracam do wydanych już odcinków i oglądam od nowa. Szkoda, że tempo wypuszczania nowych odcinków jest żółwie, ale warto czekać.

    OdpowiedzUsuń
  11. Odcinków jest 6 póki co i rozwija się to w naprawdę ciekawym kierunku. Potęga Saiyan, brutalność (nawet nie wiesz jak duża O_O), ciekawe postacie, szeroka gama transformacji. Dlaczego Toei nie zrobiło czegoś takiego? Wszystko tam jest lepsze niż w Super poza budżetem tak naprawdę xD Klimat i fabuła ucieszyłyby fanów, ale mniej gimbusów by oglądało :P Tylko wystarczy popatrzeć na epickie wejście Saiyan pod koniec pierwszego odcinka (ciary) i ta muzyka... No generalnie jestem ogromnym fanem. Dobrze, że chociaż fani robią to dobrze :)

    Od Light of Hope wolę Fall of Man. To jednorazówka i dostępna od dawna. Imo wygląda lepiej od LoH, bo Trunks nie ma farbowanych włosów i nie ma tam dzieciaka, który tragicznie gra power upy xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczcie, że wtrącę się do dyskusji, ale widzę, że rozmowa o innych DB. Nie oglądałam Absalon, bo jak kiedyś widziałam na YT, to odstraszyła mnie grafika, naprawdę jest takie dobre? I ma ciągłą fabułę czy pojedyncze odcinki?

      Usuń
    2. Ciągła fabula :) przynajmniej taka była gdy obejrzalam te parę odcinków x lat temu :p Fakt, ze grafika straszy, takie wyjęte spod painta, ale mimo to szczerze polecam bo się nudzić tam nie będziesz, Sylwku ;)

      Usuń
    3. Trzeba się odpowiednio nastawić, bo wiadomo, że to fan-made, ale poza samą stroną graficzną są świetnie pomyślane ujęcia "kamery" i choreografia walk, która (gdyby dać budżet i ekipę z Super) przewyższyłaby Super o parę długości. Nawet poza walkami ujęcia są świetne. Warto dać szansę i nastawić się do tego odpowiednio. Poza tym...odcinek 6 DBS i tak wyglądał dużo gorzej niż cokolwiek z Absalona 3:)

      Usuń
    4. Zachęciłyście mnie do oglądania, jak znajdę więcej czasu to polecę ze wszystkimi epizodami, bo nie ma ich aż tak dużo.

      A co do Super, to już nawet odcinki Abridged (mówię o tych późniejszych, od sagi z Trunksem)są lepsze. ;p W DBS mamy fajne pojedyncze odcinki, no i to wszystko, niestety.

      Usuń
    5. Zachęciliście* xD
      Ale rozumiem, że można się pomylić, bo jakby nie patrzeć, Twój nick jest niesamowicie mylący Sylwek ;) Te internety...
      Jak już zacznę swój fanfik, to trzeba będzie kiedyś zrobić zlot fanfikowców DB w realu coby się już nie mylić xD No i wiadomo...autografy, fejm itp. już czekają :D

      Yup, w DBS od czasu do czasu im wyjdzie pod względem wizualnym, bo fabuły już nic nie uratuje.

      Usuń
    6. O, to przepraszam bardzo za pomyłkę!

      Mój nick akurat jest mylący, wyszłam z założenia, że u Ciebie podobnie. ;) Jak to pozory mylą. ;)

      Haha, jestem za zlotem fanów DB, w końcu na żywo to inaczej. :D

      Co do DBS, pojedyncze sceny są czasami naprawdę fajne, po prostu jako całość to nie współgra, niestety. Ja osobiście muszę przymykać oko na wszystkie niedorzeczności (albo, jak w przypadku Ribranne, patrzeć w bok, bo na ekran nie daję rady), wtedy jeszcze jakoś da się znieść te tragiczne odcinki. ;p

      Usuń
  12. Droga Killall!

    Ostatnio znowu zaciekawiło mnie, skąd masz takiego nicka. Na samym początku mnie to interesowało, ale zapomniałam zapytać i teraz sobie o tym przypomniałam. To jakieś nawiązanie do Twojego opowiadania, czy powstał przypadkowo, a może ma jakieś ukryte znaczenie? ;)

    Oczywiście, że nie pasuje! Ani to "w" ani "z dna", bo przecież odrywamy coś od czegoś, masz całkowitą rację. ;) Dziękuję za wyłapanie tych paskudnych błędów, już poprawiłam. ;)

    Możesz się przygotować na większą dawkę Trunksa w przyszłości, bo uwielbiam o nim pisać, więc jeszcze niejedno na temat młodego przeczytasz, jestem ciekawa Twojej reakcji w obliczu nadchodzących wydarzeń. Myślę, że tutaj ciężko uznać w 100% winę młodego, w końcu rodzice nie wychowali go tak, jak powinni. Ojciec od zawsze dumny i nieprzystępny, matka pozwalająca mu na takie zachowanie - no nic, tylko imprezować i być ponad wszystkimi. Oczywiście to nie tak, że go usprawiedliwiam, ma już te 15 lat i swój rozum, jednak nadal jest dzieciakiem. Pogubionym dzieciakiem. Można napisać "złym", lecz nie lubię szufladkowania. Nie ma dobrych i złych. Każdy po prostu popełnia złe i dobre uczynki. No ale o tym będzie później na blogu, przestanę się bez sensu produkować, w dodatku ze swoimi "mądrościami". ;p

    Na pytanie, jak długo Bulma nie będzie chciała dostrzec zmian Trunksa, poznasz odpowiedź w późniejszych rozdziałach. ;)

    Haha, no teamu Vegeta-Bra będziemy mieć coraz więcej. :D A z dziećmi to tak właśnie jest - "nie rycz, a zabiorę cię do lunaparku" (Vegeta jak zwykle wszystko załatwia przekupstwem, a później rosną rozpieszczone dzieci xd).

    Jak dla mnie takie manifestowanie siły przez Saiyan nie było czymś aż tak złym, w końcu w świecie DB Ziemianie poznali Piccolo i jego siłę, czy też zobaczyli możliwości Cell'a. To też jakoś na niektórych wpłynęło. Jakoś nigdy nie byłam po stronie Gohana i jego "nie ujawniajmy się" ;p

    Ja zaś niecierpliwie czekam na komentarz odnośnie 7 rozdziału. :) Trochę tam przeszłości Vegety i relacji na linii Vegeta-Trunks. Ale Ty jesteś fanką Vegety i Bry? ;)

    Pozdrawiam słonecznie!
    Sylwek

    P.S. Cieszy mnie, że zniknęły znaki do odnajdywania na obrazkach xd.

    OdpowiedzUsuń
  13. My dear!
    Wybacz ten poślizg. Zmianę adresu odnotowałam. Widzę, że odświeżyłaś treść, także przeczytam wszystko od początku zanim zostawię jakiś konkretny komentarz. Nie chciałabym żeby mi coś umknęło. :D Mam też nadzieję, że zdążysz wszystko spokojnie przenieść zanim poprzednia platforma zawiesi działalność.
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe te internety :D
      Wpadnę od razu i sprawdzę co tam się u Cb działo jak mnie nie było.

      Usuń
  14. Hejeczka,
    o tak w końcu odnalazla brata, zyje i został oszukany wmówiono mu że siostra nie żyje jak i to, że planeta została zniszczona ale przez meteor...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  15. Haha, Sara, masz 11 lat, nie dziw się, że wszyscy traktują Cię z góry jako podlotka :D Ale lubię jej buntowniczą naturę!

    W końcu spotkała się z Vegetą! Spodziewałam się, że ich spotkanie nie będzie należało do najczulszych, bo jednak minęło tyle czasu, Vegeta pewnie już się pogodził ze śmiercią siostry, a tu nagle musiał przeżyć taki szok! I to jeszcze po silnym oklepie! Nawet jeśli początkowo będzie dla niej oschły to mam szczerą nadzieję, że uda im się odbudować tę relację, którą mieli na Vegecie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Przyznam że jak początek czytałam z doskoku tak teraz czytam kilka rodziałów na raz ;) Dużo jeszcze przede mną ale myślę że dotrwam do bieżącego końca bo piszesz naprawdę ciekawie a a kcja się rozkręca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, choc opo naprawiam od poczatku, to trwa to juz kilka lat, a w trakcie remake'u skill sie trz jakos podniosl to i poczatek zaczyna juz kulec wzgledem obecnych czesci.  Choc musze przyznac, ze juz niebawem poziom sie podniesie. Ja po dzis dzien nie akceptuje pierwszego odcinka i od roku mecze by napisac go od nowa. Cos tam juz jest, ale to wciaz nie to. Kiedys na pewno sie uda, a wtedy zaprosze :)
      A co do pisania... zauwazylam, zze im mniej w niej oryginalnych odcinkow tym plynniej mi to idzie 🙈🤭
      Dziekuje. Mam nadzieję,  ze do tej pory nie zanudziam 😅😅

      Usuń
    2. O tak z tym się zgodzę. O wiele trudniej pisać do istniejącej fabuły. Aczkolwiek osobiście uwielbiam wplatanie ich w opowieść :D

      Usuń
    3. Masz racje. Wplatanie watkow jest jak najbardziej ok i spójne,  o ile nie ma konieczności twardego trzymania sie scenariusza,  bo wtedy mozg przegrzany, a tresc i tak do... kosza 🤭

      Usuń
  17. Ciao!

    Dwunasty za mną. Doszło w końcu do spotkania Sary z Vegetą i Trunksem, więc fabuła robi się gęstsza. (Używając kalki z angielskiego). Dobrze, że Vegeta nie rzucił się jej w ramiona to byłoby niezgodnę z jego charakterem. Chociaż sama Sara zachowują się trochę wrogo bez konkretnej przyczyny. Wiem, że targają nią silne emocje, ale nikt jej nie prowokował. Co więcej, widziała jak pozostali Z-Warrios rzucają się Vegecie na pomoc (i też przegrywają), przez co jej obawa o to, że zrobią krzywdę bratu, była mocno naciągana. A słowa, że Vegecie nie chcą dać lekarstwa od ręki to moim skromnym zdaniem, żeby wywołać w niej taką reakcję, gdy przez chwilą widziała, jak ryzykują dla niego życiem.

    Oprócz tego wchodzimy właśnie w tę część, która bardziej mnie interesuję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Charakter Sary jest bardzo trudnym. Ona nie umie w emocje. Są zwykle naciągane jak baranie jaja 🤪 szybko wpada w gniew, z resztą nie adekwatny do sytuacji, o czym przekonasz się w dalszej historii. Nie dość, że nie ufna i podejżliwa (bo jak nie być będąc niewolnikiem w dodatku ukrywającym swoją tożsamość) I wypaczenie wielu wartości... Jak zepsute dziecko, ale nie do końca.

      Usuń

Z niecierpliwością czekam na Twój komentarz!